Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nocny pociąg do Lizbony - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
5 marca 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Najniższa cena z 30 dni: 23,20 zł

Nocny pociąg do Lizbony - ebook

Deszczowy poranek w Bernie. Raimund Gregorius jak co dzień idzie do szkoły, w której od wielu lat uczy języków klasycznych. Na moście Kirchenfeld widzi piękną nieznajomą, szykującą się do samobójczego skoku…

Wkrótce potem berneńskiemu nauczycielowi wpada w ręcę książka portugalskiego autora, Amadeu de Prado. Pod wpływem tych dwóch okoliczności Gregorius, samotny intelektualista, w jednej chwili porzuci dotychczasowe uporządkowane życie. Nocnym pociągiem podąży do Lizbony za przewodnik mając książkę Portugalczyka, z którą nie rozstaje się ani na chwilę. Poruszony do głębi zawartymi w niej refleksjami o miłości, przyjaźni, odwadze, lojalności, samotności i śmierci, Gregorius pragnie dowiedzieć się jak najwięcej o Amadeu de Prado. Odnajduje osoby bliskie portugalskiemu pisarzowi - ich wspomnienia ukazują coraz to inne fakty z życia tego zagadkowego człowieka, który, jak się okazuje, był także genialnym lekarzem i uczestnikiem ruchu oporu przeciw dyktaturze Salazara. Stanie się on dla Gregoriusa „złotnikiem słów”, mistrzem odkrywania nieznanych dotąd aspektów życia.

Czy jednak na pewno można wkroczyć w życie kogoś innego i naprawdę je zrozumieć? Wyrwać się z dotychczasowej egzystencji i jedną decyzją radykalnie zmienić swój los – czy warto to robić?

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7392-539-7
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Część pierwsza

Wyjazd

.

(...)

W księgarni pachniało cudownie starą skórą i kurzem. Właściciel, starszy mężczyzna, o którego znajomości języków romańskich krążyły legendy, zajmował się czymś na zapleczu. W księgarni było pusto, przebywała w niej tylko młoda kobieta, z wyglądu studentka. Siedziała w rogu przy stole i czytała cienką książkę w pożółkłej oprawie. Gregorius wolałby być sam. Bez świadków łatwiej zniósłby uczucie, że znalazł się tu tylko dlatego, że nie mógł zapomnieć melodii portugalskiego słowa, a może także dlatego, że nie wiedział, dokąd miałby pójść. Przeszedł wzdłuż regału, nie oglądając żadnej z książek. Od czasu do czasu przytrzymywał okulary, by przeczytać tytuł na wyższej półce, ledwo jednak go przeczytał, tytuł zaraz wylatywał mu z głowy. Tak jak już wiele razy, Gregorius został sam ze swoimi myślami, a jego umysł zamknął się na świat zewnętrzny.

Gdy otworzyły się drzwi, obrócił się szybko i rozczarowany, że to tylko listonosz, stwierdził, iż wbrew postanowieniu i wszelkiemu rozsądkowi czekał jednak na Portugalkę. Studentka zamknęła książkę i wstała, ale zamiast odłożyć tom do pozostałych leżących na stole, nadal wpatrywała się w szare okładki, pogłaskała je i dopiero po kilku chwilach odłożyła książkę tak delikatnie i ostrożnie, jakby kartki mogły rozsypać się w pył przy gwałtownym poruszeniu. Dziewczyna stała jeszcze chwilę przy stole i wyglądało na to, że może zmieni zdanie i jednak kupi książkę. Potem wyszła z rękoma w kieszeniach i ze spuszczoną głową. Gregorius wziął książkę w dłonie i przeczytał: AMADEU INÁCIO DE ALMEIDA PRADO, UM OURIVES DAS PALAVRAS, LISBOA 1975.

Nadszedł księgarz, rzucił okiem na tom i przeczytał tytuł. Gregorius usłyszał tylko potok syczących dźwięków, połykane, ledwo słyszalne samogłoski zdawały się wyłącznie pretekstem, by na końcu wyrazów powtarzać szumiące sz.

– Czy zna pan portugalski?

Gregorius pokręcił głową.

– To znaczy Złotnik słów. Czyż to nie piękny tytuł?

– Spokojny i elegancki. Jak matowe srebro. Czy mógłby pan powtórzyć go po portugalsku?

Księgarz ponownie wymówił melodyjne słowa. Można było usłyszeć, że rozkoszuje się ich aksamitnym brzmieniem. Gregorius otworzył książkę i przekartkował do miejsca, gdzie zaczynał się tekst. Podał tom sprzedawcy, który rzucił mu zdumione, ale przyjazne spojrzenie i zaczął czytać. Gregorius, słuchając, zamknął oczy. Po kilku zdaniach księgarz przerwał.

– Czy mam przetłumaczyć?

Gregorius skinął głową. I usłyszał słowa, które wywarły na nim oszałamiające wrażenie, ponieważ brzmiały tak, jakby zostały napisane tylko dla niego, i to nie tylko dla niego, ale dla niego w to właśnie przedpołudnie, które wszystko zmieniło.

Z tysięcy doświadczeń, które zbieramy, najwyżej jedno wyrażamy w słowach, a i to tylko przypadkowo i bez staranności, na którą zasługuje. Wśród wszystkich tych niemych doświadczeń kryją się te, które niezauważenie nadają naszemu życiu formę, barwę i melodię. Gdy zaś jako archeologowie duszy zwracamy się ku tym skarbom, odkrywamy, jak są zagmatwane. Przedmiot obserwacji nie trwa nieruchomo, słowa mijają się z przeżyciami i w rezultacie widzimy na papierze same sprzeczności. Długi czas wierzyłem, że to ułomność, coś, co należy pokonać. Dziś sądzę, że jest inaczej: że zaakceptowanie chaosu to królewski trakt prowadzący do zrozumienia tych znanych, a jednak zagadkowych doświadczeń. Wiem, brzmi to dziwnie, a nawet dziwacznie. Ale odkąd w ten sposób patrzę na tę kwestię, mam wrażenie, że po raz pierwszy jestem prawdziwie skoncentrowany i żyję pełnią życia.

– To wstęp – powiedział księgarz i zaczął przerzucać kartki. – A w kolejnych rozdziałach, jak się zdaje, autor zaczyna sięgać ku owym ukrytym przeżyciom. Jako archeolog odkrywający samego siebie. Niektóre rozdziały mają wiele stron, inne z kolei są bardzo krótkie. Tutaj na przykład jest taki, który składa się z pojedynczego zdania. – Przetłumaczył:

Jeśli naprawdę jest tak, że możemy przeżyć tylko małą część tego, co się w nas znajduje – co dzieje się z resztą?

– Chciałbym kupić tę książkę – powiedział Gregorius.

Księgarz zamknął tom i przejechał dłonią po okładce w taki sam delikatny sposób, jak wcześniej studentka.

– Znalazłem ją w zeszłym roku w pudle z tanią książką w antykwariacie w Lizbonie. I teraz sobie przypominam: wziąłem ją, bo spodobał mi się wstęp. Potem o niej zapomniałem. – Spojrzał na Gregoriusa, który gorączkowo szukał portfela. – Podaruję ją panu.

– To... – zaczął Gregorius zachrypłe i odchrząknął.

– I tak kosztowała tyle co nic – powiedział księgarz i podał mu książkę. – Teraz sobie pana przypominam – San Juan de la Cruz. Zgadza się?

– Czytała go moja żona – powiedział Gregorius.

– A zatem jest pan filologiem klasycznym z Kirchenfeld, wspominała o panu. Potem słyszałem kogoś jeszcze, jak o panu opowiadał. Brzmiało to tak, jakby pan był chodzącą encyklopedią. – Roześmiał się. – Niezwykle lubianą encyklopedią.

Gregorius włożył książkę do kieszeni płaszcza i podał mężczyźnie dłoń. – Bardzo dziękuję.

Księgarz odprowadził go do drzwi. – Mam nadzieję, że pana nie...

– W żadnym wypadku – odparł Gregorius, dotykając jego ramienia.

Na Bubenbergplatz Gregorius przystanął i powiódł wzrokiem dookoła. Spędził tu całe życie, znał wszystko wokół i czuł się tu jak w domu. To ważne dla kogoś tak krótkowzrocznego jak on. Dla kogoś takiego miasto, w którym żył, było jak obudowa, zamieszkana jaskinia, bezpieczna konstrukcja. Wszystko inne oznaczało niebezpieczeństwo. Tylko ktoś noszący tak samo grube szkła jak Gregorius mógł to zrozumieć. Florence nie rozumiała. I może z tego samego powodu nie rozumiała, dlaczego nie lubi latać. Wsiąść do samolotu i kilka godzin później przybyć do zupełnie innego świata, nie mając czasu, by obejrzeć poszczególne widoki po drodze – nie lubił tego, bo wywoływało w nim niepokój. To niewłaściwe, powiedział do Florence. Niewłaściwe? Co masz na myśli? – spytała poirytowana. Nie potrafił tego wyjaśnić i dlatego coraz częściej latała sama albo z innymi, zwykle do Ameryki Południowej.

Gregorius podszedł do witryny z plakatami przy kinie Bubenberg. Na późnym seansie wyświetlano czarno-biały film według powieści Georges’a Simenona L’homme qui regardait passer les trains. Gregoriusowi spodobał się tytuł i długo przyglądał się zdjęciom. Pod koniec lat siedemdziesiątych, gdy wszyscy kupowali kolorowe telewizory, całe dnie na próżno próbował znaleźć czarno-biały odbiornik. Wreszcie przyniósł do domu telewizor ze śmietnika. Nawet po ślubie z uporem odmawiał wyrzucenia go, telewizor stał więc w pracowni, a gdy Gregorius był sam, ignorował kolorowy odbiornik w salonie i włączał starą skrzynkę, na której obraz migotał i od czasu do czasu się rozjeżdżał. Mundus, jesteś niemożliwy, powiedziała pewnego dnia Florence, gdy zastała go przed tym okropnym, nieforemnym pudłem. Kiedy zaczęła się do niego zwracać tak jak inni i traktować w domu jak popychadło całego miasta Berno – to był początek końca. Gdy po rozwodzie kolorowy telewizor zniknął z mieszkania, Gregorius odetchnął z ulgą. Po wielu latach kineskop zupełnie się popsuł i dopiero wtedy Gregorius kupił nowy, kolorowy odbiornik.

Zdjęcia w kinowej witrynie były duże i drażniąco ostre. Jedno ukazywało bladą, alabastrową twarz Jeanne Moreau, która odgarniała z twarzy wilgotne pasemka włosów. Gregorius ruszył z miejsca i wszedł do najbliższej kawiarni, by obejrzeć dokładniej książkę, w której Portugalczyk ze szlacheckiego rodu próbował wyrazić w słowach samego siebie i swe nieme przeżycia.

Dopiero teraz, gdy z dokładnością miłośnika starych książek Gregorius powoli przewracał stronę po stronie, odnalazł portret autora, stare zdjęcie, pożółkłe już przed oddaniem do druku. Czarne niegdyś plamy zbrązowiały i widać było jasną twarz na tle gruboziarnistego, cienistego mroku. Gregorius przetarł okulary, założył je ponownie i w ciągu kilku chwil pozwolił się całkowicie oczarować tej twarzy.

Mężczyzna nieco po trzydziestce promieniał inteligencją, pewnością siebie i śmiałością, które dosłownie oślepiły Gregoriusa. Jasna twarz z wysokim czołem była zwieńczona bujnymi ciemnymi włosami, połyskującymi matowo i zaczesanymi do tyłu, włosy przypominały hełm, z którego po bokach, miękkimi falami spadały na uszy pojedyncze pasma. Wąski rzymski nos nadawał twarzy wielką wyrazistość, tak samo jak mocne brwi przypominające grube belki, namalowane szerokim pędzlem i dość krótkie od zewnętrznej strony, więc na środku powstawało zagęszczenie, dokładnie tam, gdzie znajdowały się myśli. Pełne, wygięte usta, które pasowałyby do twarzy kobiety, były otoczone cienkimi wąsami i przyciętą brodą. Z powodu czarnego cienia, który broda rzucała na smukłą szyję, Gregorius miał wrażenie, że postać charakteryzuje się pewną surowością i twardością. Jednak najważniejsze były ciemne oczy. Podkreślały je cienie, ale nie cienie zmęczenia, wyczerpania lub choroby, lecz powagi i melancholii. W spojrzeniu łagodność mieszała się z nieustraszonością i niezłomnością. Mężczyzna ten był marzycielem i poetą, pomyślał Gregorius, ale jednocześnie kimś, kto potrafił zdecydowanie posługiwać się bronią albo skalpelem, kimś, komu lepiej zejść z drogi, gdy w jego oczach płonie ogień. Te oczy zdołałyby powstrzymać zgraję gotowych do walki olbrzymów, ale nieobce też im było nienawistne spojrzenie. Jeśli chodzi o ubranie, zdjęcie ukazywało tylko biały kołnierzyk i węzeł krawata oraz ciemniejszy fragment odzienia, które Gregorius wyobrażał sobie jako surdut.

Dochodziła pierwsza, gdy Gregorius otrząsnął się z zamyślenia nad portretem. Ponownie pozwolił, by kawa wystygła. Pragnął raz jeszcze usłyszeć głos Portugalki i zobaczyć ją w ruchu. Jeśli w 1975 roku autor miał nieco ponad trzydzieści lat, na które wyglądał, teraz musiał być po sześćdziesiątce. Português. Gregorius przywołał w myślach głos bezimiennej Portugalki i nadał mu głębsze brzmienie, choć inne niż u księgarza. Miał to być głos o melancholijnej czystości, który dokładnie odpowiadałby wizerunkowi Amadeu de Prado. Gregorius spróbował wyobrazić sobie brzmienie zdań z książki wypowiadanych tym głosem. Nie udało mu się, nie wiedział, jak należało wymawiać poszczególne słowa.

Kawiarnię minął Lucien von Graffenried. Gregorius był zaskoczony, ale z ulgą stwierdził, że nawet nie drgnął. Spoglądał za odchodzącym uczniem i myślał o książkach zostawionych w klasie. Musiał poczekać, aż o drugiej znowu zaczną się lekcje. Dopiero wtedy będzie mógł pójść do księgarni, by kupić podręcznik do nauki portugalskiego.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: