Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nowe starego początki - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 września 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Nowe starego początki - ebook

Po powrocie z Afryki Zosia postanawia zmienić swoje życie. Czuje, że nadszedł czas na bycie odpowiedzialną... przynajmniej za kogoś. Wraz z mężem Sebastianem postanawiają stać się rodziną dla dzieciaków, które skradły serce Zosi podczas odbywania kary w domu dziecka, oraz Salomy… ich „pamiątki” po afrykańskiej misji. Na wieść o powiększeniu rodziny ojciec Zosi stwierdza, że najwyższy czas przekazać córce prezent pozostawiony przez zmarłą matkę. Gdy Zosia widzi zrujnowany stary dom z dala od Warszawy, jest załamana. Czy Zosia, Sebastian i przyjaciółki dadzą radę podarować starej posiadłości nowy początek?

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7835-901-2
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZEŚWIETLENIE

Zosia – ja, młoda mężatka, nie chcę uchodzić za żonę bestsellerowego pisarza, wolę sama czymś zasłynąć, tylko jeszcze nie mam pomysłu czym. Słowotwórstwo przypadkowe to moja największa… hm… zaleta, ale mam też inne (chyba). Wierzę, że nagroda, którą dostanę za afrykańską misję, zaskoczy nie tylko mnie, ale cały celebrycki świat, do którego jeszcze nie należę, ale jestem bliska, by tam dotrzeć.

Baśka – przyszła macocha swojej przyjaciółki, wierzy, że Maks jest jej księciem na białym koniu, mimo iż jego porsche jest czerwone. Mama niesfornej Zuzi, coraz bardziej znudzona swoją pracą w wydawnictwie, zastanawia się, czy nie przyszła pora na spróbowanie w życiu czegoś nowego.

Jolka – gdyby za poziom wredności rozdawali nagrody, ona byłaby bezkonkurencyjna, aż dziw, że Monika z nią wytrzymuje i jeszcze jest skłonna założyć z nią rodzinę. Po planie poszukiwania ojca dla ich dzieci obydwie uparcie wierzą, że za dziewięć miesięcy będą już czwórką, nie dwójką.

Monika – dobra dusza, partnerka Joli i szczęśliwa przyszła matka, choć jeszcze nie ma pewności, czy jest w ciąży. Zawsze można żyć marzeniami, a jej wychodzi to wprost idealnie. W końcu optymiści żyją dłużej.

Marietta (Mari) – niby najpoważniejsza i najbardziej poukładana, a miewa też rozterki. Miłosne, sterylne i „krzywonose”, wywołane przez syna jej cudownego Teodora (że on jeszcze żyje po tych prochach od niej…).

Bernadetta (Berka) – kobieta zagadka, ciążowe hormony były nie do zniesienia, ale pojawienie się bliźniaków kompletnie ją zaskoczyło. Dobrze, że Tosia i Tosiu pozwalają jej niekiedy pospać, bo na makijaż i fryzurę to czasu jej już zupełnie brak.

I tu powinien być koniec. Ich sześć i tyle.

Powinien, lecz nie jest, bo pojawiła się ona…

Anka – gdyby nie wygląd, można by ją brać za siostrę bliźniaczkę Zosi. Te same pomysły, ten sam tok myślenia i głęboko ukryte wewnątrz serca ciepło. Chwilowa przyjaciółka, która została na dłużej.1 PAŹDZIERNIKA 2016 ROKU

Szpitalny korytarz przyprawiał mnie o mdłości. Ostatnim razem byłam tu podczas mojego ślubu, kiedy Berce zachciało się rodzić bliźniaki. Jakby mało było dni w kalendarzu, ona musiała wybrać właśnie dzień mojego ślubu. A miało być jak w filmie. Prawie tak jak teraz, kiedy wróciliśmy z Afryki po naszej małżeńskiej misji. Miało być huczne powitanie, impreza do białego rana, a nam pozostało znów patrzeć na te ponure ściany, o których zapomnieli wszyscy dekoratorzy wnętrz.

Teodor włóczył się z kąta w kąt, zaczepiając wszystkich wychodzących z sal lekarzy. Musiał się martwić o Mari, chociaż czasem bywała nieznośna z tą swoją perfekcyjnością i poukładaniem. „No tego nie zaplanowała” – przemknęło mi przez głowę, jednak szybko skarciłam się za swoje myśli.

– Czy coś wiadomo? – po raz kolejny zapytał przechodzącego lekarza.

Lekarz uśmiechnął się przyjaźnie, poklepując go po ramieniu.

– Proszę wejść do żony, ja zaraz przyjdę.

– To ona żyje?! Znaczy to nie moja żona. Znaczy jeszcze nie.

– Żyje i żyć będzie. – Doktor się zaśmiał. – Tylko lekkie rozcięcie, które dość groźnie wyglądało. Zalecałbym odpoczynek, bo organizm się powoli buntuje, słabnąc, i stąd omdlenia.

– To my do niej wejdziemy. – Pognałam pod drzwi sali Mari.

Teodor przewrócił z niezadowoleniem oczami, jednak nie był w stanie nas zatrzymać. Miałyśmy większe prawo do odwiedzin, znałyśmy ją dłużej.

– A panie to kto? – Lekarz trzymał ręką drzwi, nie pozwalając mi ich otworzyć.

– A my to, proszę pana doktora, najbliższa rodzina tej pani, bo ten o tutaj… – Wskazałam na Teodora. – …to zna ją kilka lat, ale tak dogłębniej to kilka miesięcy, a my od zawsze byłyśmy sobie bliskie.

Lekarz nie pytał o więcej, opuszczając dłoń wzdłuż swojego ciała i pozwalając nam wejść do cierpiącej przyjaciółki.

– Kochana, nic ci nie jest? – zapytała troskliwie Baśka.

Troskliwość u mojej pewnie kiedyś przyszłej macochy wydawała się dla mnie czymś nowym. Nie potrafiłam sobie przypomnieć, kiedy do mnie Basia powiedziała coś takim delikatnym tonem.

– Co mówią lekarze? Bo ten, który wyszedł, to jakiś mało kontaktowy. – Gładziłam podłączoną do kroplówki dłoń przyjaciółki.

„Człowiek ledwie wrócił, a tu już problemy” – pomyślałam smutno, martwiąc się o Mariettę. Przymusowa wizyta w szpitalu raczej nie była jej celem na dzisiejsze popołudnie ani nawet na najbliższe dni.

– Witam ponownie. – Lekarz wrócił, nim Marietta zdążyła cokolwiek powiedzieć. – Chciałbym porozmawiać z pacjentką i jej najbliższą rodziną. – Zerknął na nas wymownie.

Rzuciłyśmy Teodorowi gniewne spojrzenia, po których musiał wyczuć, że albo zostajemy tu wszyscy razem, albo to on wychodzi z racji dalszego pokrewieństwa… dusz. Nie od dziś przecież wiadomo, że przyjaźń trwalsza jest niż pierwsza lepsza miłość, a nawet i pięć miłości.

– Zazwyczaj mówię takie nowiny przy dwojgu osób odpowiedzialnych za poczęcie, ale dziś widzę będzie wyjątek… Gratulacje, pani Marietto, i panu, panie… – Spojrzał na mężczyznę, szukając odpowiedzi.

– Teodor – rzuciłyśmy chórem.

– I panu, panie Teodorze. Za jakieś trzydzieści pięć tygodni zostaniecie państwo rodzicami.

Oczy Teodora zabłysły w oddali, dając lekarzowi znak, że przekazuje dobre wieści.

– To niemożliwe! – zabrała głos Marietta. – Przecież ja biorę tabletki. A-N-T-Y-K-O-N-C-E-P-C-J-Ę – przeliterowała powoli.

– Nic nie daje stuprocentowej pewności – poinformował ją lekarz. – A z wyników przeprowadzonych badań wynika jednak, że w pani organizmie nie było…

– Ja jej to wytłumaczę. – Teodor spuścił wzrok.

Lekarz skinął lekko głową, odwracając się w kierunku drzwi.

– Może panie też wyjdą? – zaproponował, cofając się o pół kroku. – Chyba pozwalacie im czasem na chwile prywatności? Rozumiem, że chwila poczęcia to była jedna z tych chwil.

– Gdyśmy wiedziały, to i tam by nas Mari zaprosiła – syknęłam. – Ale on to zrobił z ukrycia, a niech pan wie, panie doktorze, że tak się nie robi Bractwu… Bractwu Majer.

– A co to Bractwo Majer? – zdziwił się lekarz.

Przyjaciółki spojrzały na mnie, również wyczekując odpowiedzi, lecz tylko się uśmiechnęłam, przeczesując dumnie włosy, szczęśliwa, że wpadłam na tak genialny plan. Dziwiłam się, że nigdy wcześniej nie pomyślałam o tym, aby naszą przyjaźń zalegalizować jakąś wpadającą w ucho nazwą.

– Może jednak wyjaśnicie sobie wszystko na korytarzu – zaproponował lekarz, widząc pytający wzrok dziewczyn. – Tych dwoje ma chyba sobie coś do powiedzenia. – Skinął w stronę leżącej na szpitalnym łóżku Mari i pocącego się z nerwów Teodora.

– Nie w tym wypadku – burknęła zła Jola. – Tym razem i nam musi coś wyjaśnić.

Stanęła obok Teodora, wpatrując się w jego oczy. Stanęłyśmy za nią, aby wiedział, że zgadzamy się z przyjaciółką. Również Marietta podniosła się delikatnie na łóżku, będąc ciekawą wyjaśnień.

– Bo dla ciebie nigdy nie było odpowiedniego momentu. Może za miesiąc, potem znów kolejny i kolejny – wyliczał. – Wiedziałem, że tak będzie zawsze i że w gruncie rzeczy jesteś gotowa, tylko potrzebujesz takiego bodźca.

– I tym bodźcem jest bachor. – Anka zarechotała.

– Opanuj się! – upomniała ją Monia.

– No dobra, dzieciak – poprawiła się.

Teodor przestępował z nogi na nogę, czekając, aż dziewczyny zakończą wymianę zdań dotyczącą nazewnictwa zaistniałej „wpadki”.

– Ja naprawdę nie chciałem źle, ale gdy spotkałem kumpla z liceum, który pracuje w aptece, to nie wytrzymałem.

– Tak po prostu go spotkałeś? – Zdziwił mnie ten zbieg okoliczności.

– No dobra, internet mi trochę w tym pomógł, ale tylko trochę – przyznał się.

„Wiedziałam” – pogratulowałam sobie w myślach, będąc dumną, że smród Teodorowych opowieści wyczuwam na kilometr. Gdyby każdy detektyw pracował tak jak ja, to Rutkowski dziś miałby więcej spraw rozwiązanych na koncie niż gościnnych występów na „kundlowym” portalu.

– Mów dalej, bo zaraz znów zejdę i to na dłużej – pospieszała go Mari.

Teodor otarł pot z czoła, czując, że kombinowanie nie ułatwi sytuacji. Był przecież sam na nas siedem. To jak pojedynek samca alfa z wkurzonym stadem pięknych samiczek, z góry nastawiony na przegraną.

– I Michał mi pomógł. Powiedziałem mu po paru kieliszkach, że staramy się o dziecko, ale ty boisz się odstawić pigułki, i wpadliśmy na pomysł podmiany tabletek. Michał znalazł takie, które były identyczne kształtem, jak te twoje, kochanie.

Mina Marietty nie zwiastowała dobrych zdarzeń. Jeszcze niedawno pobladła, teraz przybierała kolor głębokiej czerwieni, wchodzącej w barwę dojrzałego buraka.

– Trułeś mnie jakimś cholerstwem!

– To były witaminy, kotku – bronił się.

– Nie mów do mnie, kurwa, kotku! – krzyknęła wściekle.

Teodor rzucił się do niej, chcąc ją przytulić, jednak Mari wyraźnie nie miała ochoty na czułości.

– Ale jak to możliwe? Przecież tabletki antykoncepcyjne mają inne listki niż witaminy – zauważyła Baśka.

– Bo ja wyjąłem tamte i zająłem ich miejsce witaminami. – Spuścił głowę.

Kreatywności to mu nie można było odmówić. Mało kto wpadłby na taki pomysł, wprowadził go w życie i osiągnął cel. Cóż, chyba Teodor właśnie zyskał w moich oczach, mimo iż wciąż byłam na niego zła, że zrobił to wbrew Mari. Faktycznie jej czas na ciążę mógł nie nastąpić prędko albo może i wcale, ale było to świństwo, którego się po nim nie spodziewałam. Żadna z nas się tego nie spodziewała.

– Mari, musisz mu wybaczyć. – Berka chciała przerwać niezręczną ciszę. – Niedługo dojdzie to do ciebie i będziesz szczęśliwa.

– A on… – Jolka wskazała na Teodora. – Przecież nie jego wina, że się facetem urodził. Lepsze to niż na przykład ty byś miała być takim bezmózgiem – szepnęła.

Mari się uśmiechnęła, spoglądając z czułością na partnera. Miał wiele za uszami, ale chyba naprawdę chciał dobrze. Przecież zamiast witamin mógł jej podawać jakieś chińskie świństwa, w których jedynym pewnym składnikiem jest… gówno.

– Będę matką – powiedziała niepewnie Marietta, wpatrując się w nas. – Wołajcie lekarza. Prędko.

Teodor wybiegł na korytarz, krzycząc głośne: RATUNKU, które zwabiło do sali chyba cały personel szpitala.

– Ja muszę natychmiast wyjść! Będę matką, słyszał pan?

– Sam nawet przekazałem pani tę nowinę – przypomniał doktor. – Jednak ma pani jeszcze prawie osiem miesięcy oczekiwania i przygotowań.

– Osiem miesięcy? – zdziwiła się.

– Tak, jest pani w piątym tygodniu więc jeszcze wiele przed panią.

Marietta opadła bezwładnie na łóżko. Przez chwilę myśleliśmy, że ponownie zemdlała, lecz ona tylko nieruchomo wpatrywała się w biały sufit. Patrzyliśmy na nią, czekając, aż coś powie.

– Zmarnowałam miesiąc – wyznała cicho.

– To tylko miesiąc – pocieszał ją Teodor.

Mari wciąż leżała pogrążona w myślach. Musiała cierpieć. Jej poukładany i zaplanowany świat miał się tak nagle zmienić i to na zawsze, bo przecież dziecko to nie chwilowy kaprys, lecz życiowe powołanie.

– Pamiętaj, że przed tobą jeszcze całe osiem miesięcy. – Monika pogłaskała jej dłoń. – Prawie tyle, co przed nami. – Spojrzała czule na Jolkę.

„No to mamy wielki baby boom” – pomyślałam radośnie, wierząc, że i wieści, które ja dla nich przygotowałam, będą powodem do euforii. Nie mogłam się już doczekać. „Ich miny powinno się wtedy uwiecznić” – przeszło mi przez myśl.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: