Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nowe zagadki archeologii - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
15 kwietnia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Nowe zagadki archeologii - ebook

Ponad 100 unikatowych fotografii publikowanych po raz pierwszy

Intrygujące znaleziska i zagadkowe pomniki podważają podręcznikowy obraz przeszłości i dowodzą, że historię trzeba pisać od nowa.

• Kalkulator sprzed 20 000 lat
• Egipskie mumie w Wielkim Kanionie
• Trójwymiarowa mapa sprzed 50 000 000 lat
• Inne sensacyjne odkrycia przemilczane przez oficjalną naukę

Zapomnij, czego uczono cię w szkole. Wyrzuć z pamięci to, co przez lata wkładano ci do głowy. Historia naszych przodków była zupełnie inna!
• Kim byli konstruktorzy wyrzutni przed 5000 lat, nierdzewiejącej żelaznej kolumny sprzed 4000 lat i kompasu sprzed 3000 lat?
• Dziełem jakiej nieznanej cywilizacji jest najstarsza świątynia świata wzniesiona na tureckim Göbekli Tepe?
• Jaki matematyczny geniusz stworzył przed 20 000 lat w Afryce pierwszą maszynę do liczenia?
• Dlaczego francuskie muzeum ukrywa przed zwiedzającymi 10 tajemniczych kamiennych statuetek?
• Czy monumentalna „gwiezdna brama” z Peru służyła jako przejście do pozaziemskiego świata?
• Gdzie znajdują się zaginione zwoje Tutanchamona?

Kategoria: Popularnonaukowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-241-5887-4
Rozmiar pliku: 13 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Przedmowa

Zapomnij, czego uczono cię w szkole. Wyrzuć z pamięci to, co przez lata wkładano ci do głowy, i pozbądź się wszystkich podręczników. Historia naszych przodków była zupełnie inna!

W tej książce wskazówki zegara biegną do tyłu. Heretycy powstają do nowego życia. Sceptycy są na wagę złota. Odkrywcy poważani jak za czasów Schliemanna. Chcemy odkopać rzeczy od dawna przysypane piaskiem, wyjawić sprawy, które zaginęły w mrokach zapomnienia.

Minęły już czasy jedynej obowiązującej prawdy – odkryliśmy ją i ożywiliśmy w setkach tysięcy dzieł naukowych. Już od dawna wiedzie ona swój własny żywot i dyktuje nam realia, wyznacza drogę, którą powinniśmy kroczyć. Prowadzeni przez naukowców, z bielmem na oczach błądzimy po raju, gdyż kapłani rozsądku mają surowe zasady: to, czego nie da się wyjaśnić, podają w wątpliwość, to, czego nie mogą skatalogować, odsuwają na bok, zaś to, czemu nie są w stanie zaprzeczyć i co nie poddaje się powszechnie stosowanemu systemowi wyjaśnień – ignorują.

Wiedza od dawna daje człowiekowi przewagę nad innymi stworzeniami. Po każdym uzyskanym w procesie ewolucji przyroście inteligencji z zadowoleniem poklepujemy się po plecach. Triumfując, wkładamy sobie na głowę koronę wszechświata, dopóki nasi następcy nie zrzucą nas z podium. Jest to gra, która trwa do dnia dzisiejszego. Kto nie przestrzega reguł, zostaje wykluczony i przesiedlony do krainy fantastów. Lub do państwa blagierów.

W ciągu dziejów wygnańcy ciągle na nowo trąbili do ataku. Podobni do bezładnej masy wyruszali na wojnę z autorytetami. Początkowo bardzo rzadko odnosili zwycięstwa. Ale ich armada rośnie w siłę. Ich ofensywa sprawiła, że zadrżał dotychczasowy światopogląd. A przeciwnicy tymczasem zestarzeli się.

Wielu w tym czasie zdezerterowało, gdyż bitwa trwa od dawna. Jednak jeszcze nigdy dotychczasowy obraz naszej przeszłości nie był aż tak bardzo zagrożony jak dzisiaj. Nowe znaleziska archeologiczne podają w wątpliwość to, co z takim pietyzmem zapisano w naszych podręcznikach historii. Im szybciej naukowcy udoskonalają metody badań, tym bardziej wzrasta szacunek dla osiągnięć naszych przodków. Wykrzykniki zostały zastąpione przez znaki zapytania.

Sprzysiężenie miało swoje początki w latach 60. XX wieku we Francji. Jacques Bergier i Louis Pauwels, wydając książkę Le matin des magiciens (Poranek magów), uczynili milowy krok, który do tej pory nie ma sobie równego. „W archeologii zaszła już wyraźna zmiana” – stwierdzili kokieteryjnie autorzy. „Rozwój cywilizacyjny umożliwia szybszą wymianę informacji. W krótkim czasie jesteśmy w stanie zebrać i porównać ze sobą obserwacje poczynione na powierzchni całej kuli ziemskiej. W ten sposób można dojść do bardzo zaskakujących wniosków”.

Obaj Francuzi nie dożyli przełomu związanego z pojawieniem się Internetu. Ale po nich przyszli inni, między innymi Erich von Däniken. Począwszy od lat 70., Däniken próbuje zmierzyć się ze wszystkimi archeologicznymi zagadkami naszej przeszłości i powiązać je z przybyszami z innych planet. Jego zdaniem, ze względu na swoją przewagę nad Ziemianami, obcy przybysze pozostali w ich pamięci jako bogowie. Tego było za wiele dla czcigodnych obywateli tamtej epoki. Burza oburzenia rozpętała się wokół poglądów speszonego Szwajcara. Jednak od czasów Wilhelma Tella Szwajcarzy mają mocną skórę i wiedzą, jak się bronić.

Wiatr już dawno zmienił kierunek. Nie ma roku, żeby otwierający się na świat naukowcy nie przedstawili całego szeregu kontrowersyjnych odkryć archeologicznych. Nie ma roku, aby jakiś bardzo uczony profesor nie potknął się na znalezisku, które odebrało mu mowę. I tak amerykański badacz Robert Bauval odkrył pod koniec lat 80. związek pomiędzy położeniem piramid w Gizie a gwiazdozbiorem Oriona. Amerykański badacz Graham Hancock w swoim bestsellerze Tajemnice podwodnych miast zanurzył się w poszukiwaniu zatopionego przez wodę świata. Berliński autor Uwe Topper odkrył w renomowanych muzeach całą masę fałszerstw. Świat wydaje nam się dzisiaj bardziej zagadkowy niż kiedykolwiek.

Jednak mechanizmy starego systemu ciągle jeszcze dosyć dobrze funkcjonują. Eksperci o argusowym oku czuwają, by do wiadomości opinii publicznej dotarło jedynie to, co powinno. Wielu spośród zamieszczonych tu zdjęć nie znajdziesz w żadnym z wydawnictw archeologicznych. Ta książka ujawnia bowiem akademickie wpadki i plamy na honorze. Jest przystanią dla kontrowersyjnych odkryć. Można ją nazwać muzeum wariactw lub oazą dla wygnańców, którzy cicho szepcą nam własną wersję historii. Posłuchaj, co mają do powiedzenia.

Luc BürginWprowadzenie

W takich dziedzinach nauki, jak historia, antropologia, archeologia i etnografia, roi się od błędów, które czekają na swych odkrywców.

Urs Willmann, dziennikarz

Jako archeolog zapoznałam się dokładnie z Pańską książką. Zabytki, które Pan wymienia, nie są wyjątkami. Znane mi są starożytne kamienie z inskrypcjami, które dwaj moi koledzy trzymają pod kluczem, gdyż nie za bardzo wiedzą, z czym mają do czynienia. Ponieważ obu ich znam osobiście, proszę wybaczyć, że na razie nie podam ich nazwisk”.

Taki list z Berlina pojawił się latem 2000 roku na moim biurku – jeden z setek, które dostałem od czasu wydania mojej książki Tajne archiwa archeologii. Dowód na to, że społeczeństwo coraz bardziej ma po dziurki w nosie takiego obrazu przeszłości, jaki przedstawiają podręczniki historii.

„To niewiarogodne, z jaką ignorancją wielu ludzi podchodzi do tak bardzo interesujących i mających ponadczasowe znaczenie odkryć” – pisze oburzony informatyk z Kaufbeuren. A młoda kobieta narzeka: „W dostępnej literaturze brak odpowiedzi na moje pytania”.

Chemik i globtroter z Drezna twierdzi: „Udowodnienie, że przeszłość różni się od obrazu przedstawionego w podręcznikach szkolnych, jest jedynie kwestią pieniędzy. Wystarczy podać jeden przykład: informacja o odkryciu w latach 90. na Teneryfie pierwszych piramid została przemilczana przez hiszpańskich archeologów. Następnie, dzięki zabiegom Thora Heyerdahla, teren ten wykupił Reeder Olsen i dzisiaj laicy po raz pierwszy w kompetentny sposób mogą się dowiedzieć czegoś interesującego o wyprawach starożytnych żeglarzy z basenu Morza Śródziemnego do Ameryki. Żaden z pracujących przy biurku naukowców nie może przeszkodzić w zwiedzaniu tego kompleksu, który nie pasuje do oficjalnego obrazu historii”.

Wreszcie czytelnik z Polski przysyła mi zdjęcia metalowej spirali, wtopionej w kamień. Według jego informacji ten dziwny przedmiot znalazł jego kolega w polskich górach. Dopiero planowana ekspertyza naukowa może wyjaśnić, czy rzeczywiście, jak nam dyktuje rozsądek, znalezisko to jest pochodzenia wulkanicznego.

Czytelnik z Dortmundu, od lat zajmujący się badaniem starożytnych kultur, pisze: „Im bardziej zagłębiam się w pewne problemy, tym częściej natykam się na niedorzeczności dotyczące chronologii i interpretacji znalezisk archeologicznych”. Zadaje on sobie pytanie, jakim cudem badaczka Svetlana Balabanowa z uniwersytetu w Ulm w 1992 roku znalazła w egipskiej mumii ślady kokainy. Czy uczeni nie zapewniają nas, że krzew kokainowy pochodzi z Ameryki Południowej?

1. Zagadkowe znalezisko z Polski. W jaki sposób spirala dostała się do wnętrza kamienia?

2. Zbliżenie. Zagadkę powinna wyjaśnić analiza próbki skały.

Te listy to świadectwa rozterek ludzi, którzy stawiają pytania: jak to możliwe, że nasi przodkowie dokonywali rzeczy, do których współcześnie potrzebujemy najnowocześniejszej technologii? W jaki sposób mogli opanować umiejętności, które dzisiaj wydają nam się magią? I jak to się stało, że tych informacji nie znajdziemy w podręcznikach szkolnych?

Są to pytania, które już w roku 1980 stawiał sobie wybitny fizyk i laureat Nagrody Nobla Richard P. Feynman, gdy podczas urlopu w Atenach przechadzał się po Narodowym Muzeum Archeologicznym. „Obejrzałem tak wiele eksponatów, że w końcu rozbolały mnie nogi i zaczęło mi się kręcić w głowie. Zabytki są źle podpisane – pisał Feynman pod koniec czerwca do swojej rodziny. – Poza tym było nudno, ponieważ już wcześniej widzieliśmy mnóstwo przedmiotów tego typu. Z jednym wyjątkiem – wśród innych zabytków znajdował się tak bardzo wyjątkowy i dziwny przedmiot, że ledwie mogłem w to uwierzyć. Został on wyłowiony z morza w 1900 roku. Jest to pewnego rodzaju mechanizm, zaopatrzony w przekładnię zębatą, który przypomina współczesny nakręcany budzik. Zastanawiam się, czy nie jest to jakieś oszustwo…”

To nie było oszustwo. Statek, z którego pochodzi to urządzenie, zatonął w I wieku p.n.e. w pobliżu greckiej wyspy Antikythera. Jego autentyczność potwierdzono w licznych publikacjach naukowych. Rozumie się samo przez się, że przed 2000 lat nie skonstruowano tak skomplikowanego mechanizmu przekładni zębatej. Kto więc wyczarował ten dziwny przedmiot?

Od czasu śmierci Feynmana liczba dziwnych odkryć poważnie wzrosła, ale wciąż brakuje rozwiązań. Pytania i odpowiedzi mijają się. Pomiędzy nimi spoczywają wszystkie nasze ulubione poglądy dotyczące historii.

Zwyczaje kanibalistyczne u ludów prymitywnych? „Głupota!” – podsumowuje archeolog Heidi Peter-Röcher z Freie Universität w Berlinie. Dla potrzeb swojej pracy doktorskiej zebrała ona i powtórnie przebadała liczne „dowody” kanibalizmu. I stwierdziła, że to nie ludzie, ale zwierzęta ponadgryzały słynne, pochodzące z epoki kamiennej kości znalezione w grocie Jungfer w pobliżu Bambergu. Wszystkie mrożące krew w żyłach relacje podróżników i historyków okazują się bajkami dla dzieci. Nawet słynny afrykański kocioł, w którym tubylcy mieli gotować białych, pochodzi z krainy fantazji.

Średniowieczny pas cnoty? „To czysty wymysł poprzedniego stulecia” – stwierdza James A. Brundage, znany brytyjski mediewista z University of Kansas. Wystawiane jeszcze do niedawna w wielu muzeach żelazne pasy to w większości wypadków przedmioty pochodzące z czasów wiktoriańskich. Pozostałe eksponaty okazały się średniowiecznymi obrożami dla psów.

Czy Marco Polo odkrył Chiny? „W żadnym wypadku” – mówi brytyjska badaczka Frances Wood. Jej zdaniem słynny podróżnik przed 700 laty dotarł jedynie do Konstantynopola i na Bliski Wschód. Tylko w ten sposób można wytłumaczyć fakt, że w swojej relacji z podróży ani słowem nie wspomniał o chińskim murze, herbacie czy porcelanie.

Czy wikingowie byli mordercami i łupieżcami? „Bynajmniej” – stwierdza brytyjska uczona Janet Nelson z King’s College w Londynie. W przeciwieństwie do powszechnej opinii Normanowie byli ludźmi wyjątkowo spokojnymi i porządnymi, można nawet powiedzieć – nudnymi. Ani odrobiny przemocy.

Co kilka miesięcy przykłady podobnych odkryć pojawiają się w fachowej prasie. Na wszystkich wydziałach historycznych łata się dziury i robi poprawki. Uczta dla wszystkich heretyków. Nieszczęście dla ekspertów.

Największą komedię odgrywają paleontolodzy. Z godną podziwu regularnością od lat wyczarowują z ziemi coraz starsze kości. Co kilka miesięcy zmieniają nasze drzewo genealogiczne. Od 2001 roku równocześnie kilku badaczy spiera się o to, który z nich odkopał najstarsze ludzkie szczątki.

Najlepsze karty trzyma w ręku Yohannes Haile-Selassie z University of California w Berkeley. W Etiopii natknął się on na kości liczące 5 800 000 lat: „Te skamieniałości dowodzą, że dwie linie rozwojowe, z których wywodzą się ludzie i szympansy, były rozdzielone znacznie wcześniej niż 5 000 000 lat temu” – uważa uczony.

Kenijscy i francuscy naukowcy odkopali w Kenii Człowieka Milenium. Podobno ma on 6 000 000 lat i, jak podkreślają odkrywcy, wywraca do góry nogami dotychczasowe poglądy na temat ewolucji. Krytycy natomiast zauważają, że mamy tu do czynienia jedynie z wczesnym gatunkiem małpy.

Obecnie w mediach pojawia się informacja o jeszcze starszym znalezisku. Fragment czaszki z pustyni Djurab w Czadzie liczy podobno „6 000 000 do 7 000 000 lat” – z dumą relacjonuje odkrywca.

Ale to jeszcze nie koniec. Jak wiemy, nasi przodkowie już w zamierzchłej przeszłości przeprowadzali skomplikowane operacje czaszki. Do takiego wniosku doszedł Jürgen Piek, neurochirurg z Greifswaldu, który zbadał 116 prehistorycznych czaszek pochodzących z Meklemburgii. Sześć spośród nich wykazuje wyraźne ślady trepanacji. Piek jest przekonany, że trzech pacjentów żyło jeszcze przez długie lata po zabiegu. Była to mistrzowska robota w czasach, w których we wszystkich dziedzinach roiło się od nowicjuszy.

Największy szok przeżyli jednak uczeni dzięki świeżo emerytowanemu geologowi, profesorowi Williamowi Orrowi z University of Oregon, w swoim czasie dyrektorowi Państwowego Muzeum Paleontologicznego w Eugene (Oregon). Twierdzi on, że posiada w ręku niezbite dowody na to, że przed 12 000 lat po Ziemi wędrowały istoty, o jakich dzisiaj nie mamy zielonego pojęcia. W 1999 roku podczas wykopalisk w Woodburn (pomiędzy Salem i Portland) profesor natknął się na wspaniale zachowany ludzki włos. Analiza DNA wykazała, że włosa nie można przydzielić żadnej ze znanych dzisiaj ras ludzkich.

„Zdaniem naszych genetyków nie chodzi tu o włos azjatycki” – zapewnił profesor Orr znaną amerykańską dziennikarkę Lindę Moulton Howe. „Nie można go również przypisać mieszkańcom Ameryki czy Europy. W ogóle nie można go powiązać z żadną rasą! Jak się wydaje, należał on do istoty, której rasa już dzisiaj nie istnieje. Populacja ta po prostu znikła, i to nie wcześniej niż 11 000–12 000 lat temu!”

Jeszcze wcześniej, jeszcze mądrzej, jeszcze bardziej tajemniczo. Zegary w paleontologii biegną do tyłu. Wydaje się jedynie kwestią czasu, kiedy archeologia zostanie wywrócona do góry nogami. Prekursorzy tej burzy szaleją już w przedsionkach stanowisk archeologicznych. Wynoszą na światło dzienne sprawy najbardziej zadziwiające.

Odkrywcy prześcigają się wzajemnie. W środkowoamerykańskim Cuello (Belize) archeolodzy odsłaniają pozostałości sauny. Jej datowanie – prawie 3000 lat. Dowodzi to, że już Majowie doceniali odświeżające właściwości kąpieli parowych, 400 lat wcześniej niż starożytni Grecy.

„Nie było tak źle” – ripostują Chińczycy i dodają: „To my wynaleźliśmy pierwszą toaletę”. Ten wspaniały przedmiot, pochodzący z liczącego 2000 lat grobu odkopanego w prowincji Henan, jest wielki jak tron i zaopatrzony w deskę klozetową, rezerwuar oraz podpórki pod ręce.

W Peru, u podnóża Andów, amerykańscy badacze od nowa piszą historię. Z podnieceniem w głosie opowiadają, że odkopane tu starożytne miasto Caral ma 4500 lat. Dotychczas odsłonięto ogromne place, sześć monumentalnych, podobnych do piramid budowli oraz uzyskano dowody na istnienie systemu wodociągów. Kierujący badaniami Jonathan Haas mówi: „To takie samo wrażenie, jakbyśmy dzisiaj zajrzeli do wnętrza pierwszego chrześcijańskiego kościoła”.

Nieco skromniej, ale równie podniecająco jest w Niemczech, gdzie swoje tajemnice wyjawia między innymi pochodzące z epoki brązu stanowisko w Bernstorf (powiat Freising w Bawarii). Szczególne zainteresowanie odkrywców wywołały dwa bursztynowe przedmioty, które, jak twierdzi bawarski urząd ochrony zabytków, „z powodu umieszczonego na nich rytu są tak wyjątkowe, że początkowo kwestionowano nawet miejsce ich znalezienia i autentyczność”.

Na jednym z tych przedmiotów widoczna jest głowa mężczyzny z bródką, a na odwrotnej stronie widnieją trzy znaki pisma obrazkowego. Na drugim znajdują się cztery takie znaki. Zdaniem naukowców znaleziska te świadczą o intensywnych kontaktach kulturowych południowej Bawarii z obszarem śródziemnomorskim, głównie z kręgiem kultury mykeńskiej: „Do tej pory na kontakty te wskazywało jedynie sporadyczne występowanie przedmiotów pochodzących z basenu Morza Śródziemnego lub nawiązujących do wzorów z tamtego obszaru. Nie spodziewano się, że uda się również udowodnić używanie pisma obrazkowego. Na razie pozostaje jednak zagadką, z kim należy wiązać te przedmioty: z miejscową ludnością czy z jakąś obcą grupą”.

Pod wrażeniem jest również Christian Eckmann, konserwator sztuki z Rzymsko-Germańskiego Centralnego Muzeum w Moguncji. Od lat pracuje on w muzeum w Kairze przy konserwacji brązowego posągu faraona Pepi I (2295–2250 p.n.e.). I ciągle nie może uwierzyć, że posąg, którego dotyka, jest tak wspaniały: „Wątpię, by współczesny ludwisarz był w stanie stworzyć dzieło tak doskonałe!”

Nieoczekiwane, zdumiewające, niewytłumaczalne. Te słowa będziemy ciągle spotykać w naszej podróży w przeszłość. Poprowadzi nas ona przez wszystkie kontynenty. Jakże pięknie powiedzieli francuscy kontestatorzy Jacques Bergier i Louis Pauwels: „Nie chcemy za pomocą naszych fantazji narzucać czytelnikowi żadnych nieprzemyślanych teorii. Chcemy jedynie pokazać, że istnieją bardzo różne zapatrywania na historię ludzkości”.Tajne komory piramidy Cheopsa wreszcie przebadane!

Egipt rezygnuje z usług niemieckiego badacza

Informacja wybuchła w Internecie jak bomba. Zupełnie niespodziewanie 5 sierpnia 2002 roku National Geographic Society zapowiedziało na swojej stronie internetowej gigantyczny spektakl telewizyjny o Egipcie.

„Zabieramy telewidzów na transmitowaną na żywo archeologiczną wyprawę do piramidy Cheopsa. Poprowadzi nas ona poprzez tajne i skomplikowane korytarze Komory Królowej”. Dalej informowano, że wyprawą będą kierowali Zahi Hawass, szef Egipskiej Służby Starożytności, oraz znany amerykański archeolog Mark Lehner. Za pomocą wysokiej jakości robota po raz pierwszy zostanie podjęta próba zajrzenia na dotychczas niezbadany obszar, znajdujący się za tak zwanym kamieniem blokującym, usytuowanym na końcu południowego szybu.

Tego się nikt nie spodziewał, ale wtajemniczeni od razu wiedzieli, o co w tym wszystkim chodzi. W Internecie znawcy Egiptu jak szaleni stukali tej nocy w klawiaturę, aby wymienić informacje o kulisach i konsekwencjach tajemniczej zapowiedzi.

Jeden człowiek trzymał się dyskretnie na uboczu, chociaż mógłby pienić się ze złości. Był to Rudolf Gantenbrink, inżynier z Monachium. Prawie 10 lat po jego sensacyjnym odkryciu w piramidzie Cheopsa stało się wreszcie jasne, w jaki sposób Egipska Służba Starożytności chce go pozbawić owoców jego własnej pracy.

Historię tego skandalu naukowego czyta się jak kryminał. W 1993 roku, na zlecenie Niemieckiego Instytutu Archeologicznego (Deutsches Archäologisches Institut, DAI), Gantenbrink za pomocą zdalnie sterowanego robota przeprowadził inspekcję południowego szybu piramidy Cheopsa, biegnącego od Komory Królowej w górę. Metr za metrem robot przeciskał się przez korytarz o wymiarach 20 na 20 centymetrów. Gantenbrink stwierdził, że korytarz jest znacznie dłuższy, niż przypuszczali naukowcy.

Nadzwyczajne odkrycie. Tym bardziej że naukowcy od wielu lat wiedli spory dotyczące charakteru południowego szybu i jego biegnącej na północ odnogi. Niektórzy przypisywali obu korytarzom symboliczne znaczenie – przypuszczano, że dusza zmarłego faraona wędrowała tą drogą do nieba. Inni uznawali tę konstrukcję za rozwiązanie techniczne. Tak naprawdę nikt jednak nie wiedział, do czego służyły korytarze.

Gantenbrink jest człowiekiem czynu, dlatego chciał poznać całą prawdę. Wprowadzał swoją maszynę wciąż dalej, w głąb południowego szybu. Gdy wreszcie kamera robota zarejestrowała na końcu odcinka nieznaną dotychczas kamienną płytę z dwoma miedzianymi okuciami, zaskoczenie było niesamowite. Obecność pod płytą szpary o szerokości kilku milimetrów kazała się domyślać, że za nią znajduje się jakieś pomieszczenie!

3. Piramida Cheopsa. Czy budowla ta kryje w sobie kolejne, dotychczas nieodkryte komory?

Niemiecki inżynier poruszył niebo i ziemię, aby móc kontynuować badanie tajemniczej konstrukcji. Jednak urzędnicy i naukowcy zablokowali jego starania. Wiele spekulowano na temat powodów takiej decyzji. Jest faktem, że współczesny stan wiedzy nie uwzględnia istnienia w piramidzie Cheopsa nieodkrytego pomieszczenia. Egiptolodzy pod kierunkiem swego nestora, kierownika DAI, profesora Rainera Stadelmanna przez dziesięciolecia z dumą informowali opinię publiczną, że piramida została w całości wymierzona oraz zbadana i nie kryje już żadnych tajemnic. To nic, że arabskie legendy mówiły o zaprojektowanej przez budowniczych bogato wyposażonej tajnej komnacie.

„Fakt, że za kamienną płytą może się znajdować komora, wszystkich tak bardzo poruszył, że najchętniej w ogóle zaprzestano by dalszych badań” – tak określił Gantenbrink tę ponurą sytuację w 1994 roku. „Od dawna zdecydowanie odrzucano istnienie w piramidzie kolejnego, nieznanego pomieszczenia, a teraz nagle pojawiła się taka możliwość”.

Rok po odkryciu Gantenbrinka poprosiłem profesora Stadelmanna, aby wyjaśnił mi powody rzekomego braku zainteresowania kontynuowaniem badań szybu. W odpowiedzi otrzymałem pismo z Kairu, wysłane przez DAI. W zastępstwie nieobecnego profesora podpisał je doktor Cornelius von Pilgrim.

Oto jego lapidarny komentarz dotyczący nowo odkrytego kamienia blokującego: „To niemożliwe, aby za kamieniem znajdowała się jakaś komora. Jedynie grupa »mistyków« spodziewa się w piramidzie Cheopsa jeszcze jakiejś zagadki. Z naukowego punktu widzenia odkrycie kolejnych komór grobowych lub skarbców jest wykluczone, a spekulacje wokół tego tematu służą jedynie rozbudzaniu niezdrowych emocji, niemających nic wspólnego z nauką”.

Wspaniale! Od kiedy tak po prostu zaprzecza się odkryciom, których jeszcze nie zrobiono? Jak można uznać piramidę za przebadaną, jeśli eksperci do dzisiaj spierają się o charakter jej konstrukcji? I dlaczego bezpośrednie otoczenie tej budowli do dzisiaj jest miejscem licznych badań wykopaliskowych, jeśli nie kryje już ona w sobie żadnych tajemnic?

Gdy zapoznałem z tym listem Gantenbrinka, pokiwał jedynie głową: „Właściwie brak mi słów. Jeśli ktoś twierdzi, że nie ma potrzeby badać dalej, to zwyczajnie i bez ogródek kłamie”. Spór o jego odkrycia już dawno przerodził się w wojnę poglądów. Wzdycha: „Ponieważ wolno mi dotrzeć jedynie do pewnego określonego punktu i nie mogę posunąć się dalej, gdyż wówczas istnieje zagrożenie podważenia dotychczas obowiązujących poglądów, to cała sprawa staje się bardzo problematyczna”.

Zamieszanie wokół inżyniera z Monachium wydaje się w każdym razie mocno denerwować profesora Stadelmanna. „Nie ma żadnego szybu Gantenbrinka” – pouczał mnie w faksie wysłanym 30 kwietnia 1996 roku z Kairu. A dalej wyjaśniał: „Chodzi tu o korytarze Wielkiej Piramidy, które znane są od ponad 100 lat”.

Nowo odkryta kamienna płyta z miedzianymi okuciami nie zasługiwała zdaniem profesora nawet na przypis w tekście: „Niemiecki Instytut Archeologiczny przy współpracy z Egipską Służbą Starożytności dokonał pomiarów i przebadał te korytarze. Techniczne kierownictwo tych prac sprawował dla DAI pan Gantenbrink. W tej chwili nie planuje się kontynuacji tych prac, gdyż czekają nas bardziej pilne badania, których celem jest ratowanie i konserwacja zagrożonych zabytków”.

4. Za pomocą tego robota niemieckiemu zespołowi badaczy udało się dokonać w 1993 roku zaskakującego odkrycia.

Te „bardziej pilne” badania zarządził Zahi Hawass, szef Egipskiej Służby Starożytności i „gospodarz” piramid. Przez długi czas nie było jasne, jaką rolę odgrywa on w tej aferze. Chociaż początkowo odmówił odkryciom Gantenbrinka jakiegokolwiek znaczenia, to jednak w następnych latach ten wygadany Egipcjanin niezmordowanie zapowiadał kolejne badania w tajemniczych szybach – ostatni raz w 2000 roku. Raz mówiono to, innym razem co innego. Pewne było tylko jedno: Gantenbrink wypadł z gry.

Również francuscy badacze Jacques Bardot i Francine Darmon przekonali się na własnej skórze, jak bardzo rygorystycznie Zahi Hawass zaprowadza porządek. W kwietniu 2001 roku na jednej z ważnych konferencji prasowych w Paryżu ogłosili oni, że mają całą masę dowodów na istnienie wewnątrz piramidy tajnych korytarzy i prawdopodobnie również nieznanej komory grobowej. Gromadzili je przez 12 lat.

5. Inżynier z Monachium, Rudolf Gantenbrink. Dlaczego nie może kontynuować swoich badań?

Oto jedno z ich odkryć: zauważyli, że w Wielkiej Galerii wiele fug pomiędzy blokami skalnymi zamazano gipsem. Być może dla kamuflażu, a może po to, by ze znajdującej się za blokami pustej przestrzeni nie mogło wydostawać się powietrze. Kolejny dowód znajduje się na jednej z kamiennych płyt. To na niej Bardot i Darmon mieli natknąć się na symbol, którym przed tysiącami lat starożytni Egipcjanie oznaczali wejście. Poza tym Francuzi są przekonani, że piasek, który pokazał się w piramidzie podczas podjętych w 1987 roku wierceń, używany był do izolacji akustycznej. Dzięki takiej izolacji odkrycie pustych miejsc za pomocą opukiwania ścian stawało się praktycznie niemożliwe.

Twardy orzech do zgryzienia dla egipskich administratorów piramid. Francuzi odkryli coś, co dla nich przez dziesięciolecia było tajemnicą? Straszne. Na dodatek nie należeli oni do międzynarodowej grupy specjalistów od Egiptu, którzy chętnie współpracują z Zahi Hawassem i wszędzie zbierają żniwo sławy.

To większość decyduje, co jest dozwolone. Zawsze tak było. A Hawass stoi na czele większości. Bardzo chłodno skomentował więc w mediach przypuszczenia Bardota i Darmon. Oświadczył, że w piramidzie Cheopsa brak jakichkolwiek dowodów na istnienie kolejnych komór: „Jeśli zarząd piramid nie ma pojęcia o tym, co twierdzą Francuzi, to znaczy, że nie mają racji”. Amen!

W redakcjach renomowanych agencji informacyjnych powstało zamieszanie. Bądź co bądź doniesienia o wynikach konferencji prasowej wysłano już w świat. Aby nie stracić wiarygodności wobec świata nauki, zapowiedziano minimalizację strat. Wynik: „badacze amatorzy” zostali natychmiast zignorowani.

Przejściowe wsparcie Bardot i Darmon uzyskali jedynie od Jean-Pierre’a Corteggianiego z Francuskiego Instytutu Archeologii Wschodniej w Kairze. Na długi czas przed wspomnianą konferencją prasową zgłosili się do Instytutu, aby przy jego pomocy uzyskać zezwolenie na przeprowadzenie w Egipcie swojego projektu badawczego. „Wbrew rozpowszechnionym opiniom, nigdy nie twierdziliśmy, że pan Bardot został przez nas przyjęty chłodno” – podkreśla Corteggiani. „Wręcz przeciwnie, pozytywnie ustosunkowaliśmy się do jego prośby. Śledzenie wyników jego badań mogłoby być bardzo interesujące”. Z tych powodów Francuzi wystąpili do Egipskiej Służby Starożytności o zezwolenie na badania. Odesłano ich jednak z kwitkiem.

W obecnej sytuacji również Corteggiani nie chce, by go łączono z Bardotem. Jak się wydaje, ze względów taktycznych. Bez porównania większe szanse na sukces francuski archeolog wiąże bowiem z innym „amatorskim projektem”. Dla jego realizacji rzuca obecnie na szalę wszystkie swoje wpływy i naraża dobrą sławę. Ale właśnie realizacja tego projektu jest poważnie zagrożona przez działania Bardota. Jeśli duma egipskich urzędników zostanie przynajmniej raz urażona, odkrywają karty i udaremniają wszystko, co nie pasuje do ich schematu.

Główne role w tym następnym „przedstawieniu” grają Gilles Dormion i Jean-Yves Verd’hurt. Podobnie jak Bardot i Darmon, również oni są amatorami, jednak mają znacznie więcej szczęścia, gdyż mogą pochwalić się konkretnymi sukcesami. Mimo wszystko i oni doświadczają władzy Hawassa.

Na 8. Międzynarodowym Kongresie Egiptologicznym, który na wiosnę 2000 roku odbył się w Kairze, Dormion i Verd’hurt zrobili furorę informacją, że w piramidzie w Medum natknęli się na nieznane dotychczas ekspertom puste przestrzenie – dwie komory i korytarz. Specjaliści z wszystkich dziedzin wyrazili im swoje uznanie.

Francuzi używali do badań minikamery, którą wprowadzili za pomocą endoskopu. W ten sposób zlokalizowali dwie komory odciążające. Sensacja – takie konstrukcje do tej pory znane były jedynie z piramidy Cheopsa.

Dormion i Verd’hurt poinformowali publicznie, że chcą się teraz zapuścić w głąb piramidy Cheopsa, ponieważ badania wstępne kazały im się domyślać istnienia wewnątrz tej monumentalnej budowli nieznanego korytarza. Ich przypuszczenia potwierdziły badania wykonane przy użyciu radaru. Co stało na przeszkodzie, aby wykonać kilka milimetrowej szerokości wierceń i po raz wtóry zapuścić minikamerę?

Doktor Gaballah Ali Gaballah z Egipskiej Służby Starożytności przychylnie ustosunkował się do dalszych badań. Niestety, minister kultury wysłał go na emeryturę. Od tego czasu cała władza nad egipskimi stanowiskami archeologicznymi znajduje się w rękach Zahi Hawassa. Szybko odebrał on francuskim badaczom wydane przez jego poprzednika zezwolenie. „Nie mam nic przeciwko wierceniom sondażowym, o ile opierają się one na materiale dowodowym i popierane są przez instytucję naukową” – pouczał Hawass w czerwcu 2002 roku, z podniesionym palcem. „Jednak obaj badacze to, jak wiadomo, amatorzy, którzy mają wpływy wśród francuskich urzędników”.

Nie chcąc ryzykować, Hawass omówił sprawę z dwoma zagranicznymi archeologami, znanymi badaczami piramid: Niemcem Rainerem Stadelmannem i Amerykaninem Markiem Lehnerem. „We trzech doszliśmy do wniosku, że nie pozwolimy na wiercenie w piramidzie żadnych dziur”.

Gra była otwarta. Fakt, że Stadelmann i Lehner są blisko zaprzyjaźnieni z Hawassem, jest tajemnicą poliszynela. Jego lekceważące stwierdzenie o „wpływach wśród francuskich urzędników” nie mogło odbić się korzystnie na francusko-egipskiej współpracy naukowej. W końcu chodzi tu, jak już wspomniano, ni mniej, ni więcej tylko o Jean-Pierre’a Corteggianiego z Francuskiego Instytutu Archeologii Wschodniej w Kairze, tego samego, który wstawił się już za wnioskiem Jacquesa Bardota i Francine Darmon.

Do niedawna jedynie nieliczni domyślali się, dlaczego szef archeologów egipskich nie zezwolił Francuzom na dalsze badania. Przecież w razie ewentualnego niepowodzenia mógłby po prostu wzruszyć ramionami. Tak samo niejasne było jego wieloletnie kunktatorskie nastawienie w przypadku sprawy Gantenbrinka. Co się za tym wszystkim kryło?

6. Piramidy w Gizie. Nowe odkrycia w ich wnętrzu dostarczają tematu do spekulacji.

Dopiero gdy przestudiowałem bestseller Hawassa Das Tal der goldenen Mumien (Dolina złotych mumii), klapki opadły mi z oczu. W tym błyskotliwym dziele przewijają się opowieści dotyczące dzieciństwa i akademickiej kariery autora, przemieszane ze sprawozdaniami z wykopalisk. Pomiędzy nimi nieliczne zdjęcia: Hawass jako nastolatek, Hawass z przedstawicielami UNESCO, Hawass jako kierownik wykopalisk. Ten człowiek najwidoczniej chciał sobie wystawić pomnik!

Jedno spojrzenie na stronę internetową Hawassa potwierdziło to wrażenie: Egipcjanin prowadził w Internecie dziennik swoich osiągnięć naukowych. Nie pominął żadnego, nawet najmniej znaczącego wykładu. Każdy odcinek jego życia został drobiazgowo udokumentowany. Najsławniejszy egipski archeolog najwyraźniej uwielbia kreować swój wizerunek.

Jak prawdziwe były moje przypuszczenia, okazało się kilka tygodni później, gdy obrotny egiptolog z pompą i w pełnej chwale, przy poparciu National Geographic Society, zapowiedział swój specjalny program telewizyjny o piramidach – w kilka miesięcy po tym, jak poprzez powołanie go na stanowisko głównego administratora egipskich zabytków znalazł się w szczytowym punkcie swojej kariery.

Chytre posunięcie. Przez lata Zahi Hawass zezwalał na kontynuację wszystkich badań w piramidzie Cheopsa aż do momentu, gdy zdawały się one bliskie sukcesu, po czym blokował dalsze prace, aby samemu zgarnąć sławę na wypadek przyszłego odkrycia. Nie polepsza sprawy to, że ochoczo i naiwnie kroczył za nim cały klan archeologów. Ale przecież człowiek zawsze był stworzeniem stadnym, a ludziom sukcesu łatwiej wybacza się ich błędy.

Spokój zachowuje również uznany egiptolog, profesor Sakuji Yoshimura z uniwersytetu Waseda w Tokio, chociaż on również zalicza się do chłopców do bicia Hawassa. Yoshimura na zlecenie Japończyków prowadzi badania na obszarze wokół piramid. Już pod koniec lat 80. dokonane przez niego pomiary piramidy potwierdziły istnienie propagowanych przez Dormiona i Verd’hurta ukrytych komór. Jego raport naukowy na ten temat jest w najwyższym stopniu godny zaufania. Jednak również on nie mógł kontynuować swoich badań, a obecnie pracuje w Egipcie nad innym projektem wykopaliskowym.

„Wyniki badań były obiecujące” – przypomina sobie Yoshimura. Dyplomatycznie, jak przystało na Japończyka, dodaje: „Niestety, nastawienie społeczne nie było wystarczająco korzystne, by dalej prowadzić prace”. Gdy zapytałem profesora o opinię na temat odkrycia Gantenbrinka i aktualnych planów Hawassa, jak można było przypuszczać, wymówił się od odpowiedzi: „W tym momencie wolałbym nie wypowiadać się na ten temat”.

Ósmego sierpnia 2002 roku, przy okazji wykładu w Londynie, współpracownik Hawassa Mansour Radwan przedstawił szczegóły zaplanowanego dla telewizji przedsięwzięcia. Podobnie jak to zrobił Gantenbrink, chciano dotrzeć do kamienia blokującego za pomocą specjalnie skonstruowanego robota i wykorzystując minikamerę, przez szparę zajrzeć za kamień, tłumaczył Radwan. W wypadku pojawienia się jakichkolwiek wątpliwości planowano wywiercenie małego otworu. Było to przedsięwzięcie, które Hawass jeszcze w 1998 roku zdyskwalifikował jako narażone na całkowite niepowodzenie.

Podczas gdy Mark Lehner wyruszył w wielką trasę z wykładami, które miały werbować stronników dla tego projektu, za kulisami głównych wydarzeń, wśród badaczy Egiptu, narastał gniew. Czy w 1999 roku Hawass nie ogłosił się w National Geographic odkrywcą grobu Ozyrysa, który przecież już w połowie lat 30. ubiegłego wieku został przebadany przez egipskich archeologów pod kierunkiem Selima Hassana? Czy znowu trzeba będzie pogodzić się z faktem, że ten wpływowy człowiek po raz drugi w ciągu kilku lat przyozdobi sobie głowę skradzionym laurem?

7. Pokryty hieroglifami obelisk. Jak wiele tajemnic kryje jeszcze kraj nad Nilem?

Rozżalenie z powodu wykluczenia z projektu Gantenbrinka znalazło swój oddźwięk w liście otwartym skierowanym do National Geographic Society, napisanym z inicjatywy autora bestsellerów Roberta Bauvala: „Zgodnie z naszym stanem wiedzy planowana relacja telewizyjna skupia się wokół osiągnięć Zahi Hawassa i Marka Lehnera. W publicznych zapowiedziach programu ani razu natomiast nie wymieniono nazwiska Rudolfa Gantenbrinka. Jesteśmy zaszokowani, że National Geographic i egipskie władze nie poinformowały pana Gantenbrinka o programie Secret Chambers Revealed (Odkrycie tajnych komór) ani też nie zaprosiły go do udziału w nim. Mamy nadzieję, że zamiarem National Geographic nie jest wyeliminowanie go z tego programu”.

Jednak Bauval nie poprzestał na tym. Chwycił za słuchawkę i 13 sierpnia 2002 roku zadzwonił do Gantenbrinka, a następnie nawiązał kontakt z Richardem Reiszem z londyńskiej agencji TV6, która miała być współproducentem programu. Okazało się, że TV6 już półtora roku wcześniej skontaktowała się z Gantenbrinkiem, aby uzyskać unikatowy materiał filmowy z jego badań. Zdaniem Reisza, Hawass początkowo chciał zupełnie przemilczeć odkrycie szybu przez niemieckiego inżyniera. Jednak producent TV6 dał do zrozumienia, że istnieją naciski, by jednak wspomnieć o pracy Gantenbrinka. Reisz był dobrej myśli i zapewniał Bauvala, że jego telewizyjni partnerzy podzielą jego zdanie.

8. Zamiłowanie do pompatycznych inscenizacji: „szef piramid” Zahi Hawass.

Sam Rudolf Gantenbrink pokazał klasę. W oficjalnej wypowiedzi radośnie powitał egipskie plany ostatecznego rozwikłania tajemnicy szybu w Komorze Królowej. „Oczywiście chętnie osobiście przyczyniłbym się do tego, aby rozwiązać jedną z ostatnich zagadek Cheopsa” – stwierdził Gantenbrink. „Tak się jednak nie stanie. Mimo to wszystkim, którzy są zaangażowani w to pasjonujące przedsięwzięcie, życzę powodzenia w tropieniu śladów, których nie odkryły moje badania”.

Ludzie odpowiedzialni za program ze strony National Geographic Society aż do 22 sierpnia wydawali się niewiele rozumieć z całego tego zamętu. „Głęboko we wnętrzu piramidy Cheopsa doktor Hawass natknął się na wąskie tajne przejście” – ogłosili tego dnia w obszernej zapowiedzi programu telewizyjnego. W kilka godzin później na zdziwionych producentów posypał się grad e-maili. Setki rozwścieczonych osób krytykowało wprowadzające w błąd sformułowanie. Natychmiast zmieniono tekst na stronie internetowej. Teraz brzmiał on: „Głęboko we wnętrzu piramidy Cheopsa doktor Hawass będzie badał wąski tajny korytarz”.

Tymczasem Mark Lehner umywał ręce od całej sprawy. Na moje pytanie amerykański egiptolog odpowiedział, że badanie szybów we wnętrzu piramidy w trakcie programu telewizyjnego nie należy do jego kompetencji, i odmówił zajęcia w tej sprawie stanowiska w jakiejkolwiek formie: „Proszę zwrócić się w tej kwestii do ludzi z National Geographic”. Mimo wszystko los zaczął się jednak do nas uśmiechać. Bezpośrednio po tej rozmowie Simon Bohrsmann z National Geographic Chanel UK-Europe oficjalnie zapewnił, że w programie wspomniane zostaną zasługi Gantenbrinka.

Dobry tydzień przed datą emisji wszystkich ogarnęło zdenerwowanie: Hawass po kryjomu i na własną rękę zbadał szyb Gantenbrinka. Potwierdzały to zdjęcia prasowe, udostępnione przez National Geographic. Jedno z nich ukazywało Hawassa spoglądającego w monitor, na którym widoczne były zarysy szybu. Na drugim dwie osoby wprowadzały do szybu robota.

I rzeczywiście, jak się później okazało, Egipcjanie miesiącami, bez informowania opinii publicznej, prowadzili szczegółowe badania korytarza, a nawet wywiercili otwór w kamieniu blokującym, mającym jedynie 8 centymetrów (!) grubości. Do tego wszystkiego świetnie pasuje fakt, że National Geographic na krótko przed oddaniem do druku tej książki wyraźnie zabronił mi publikacji wspomnianych zdjęć, gdyż nie zgodziłem się, aby ten fragment tekstu został przekazany do „aprobaty” przed waszyngtońskim wydaniem.

Konkluzja: byłoby naiwnością sądzić, że Hawass przed transmisją na żywo nie będzie chciał przećwiczyć swojego odkrycia. Przy włączonej kamerze robot mógł nagle utknąć gdzieś w szybie! Lub w decydującym momencie zepsuć się! Tylko czy ktoś może zagwarantować, że podczas właściwego przedstawienia wszystko będzie przebiegało zgodnie z planem? Czy Hawass nie poświęciłby w tym celu nowych wyników badań, łącznie z najdrobniejszymi szczegółami, nawet za cenę powstania pewnych nieścisłości w historii Egiptu?

9. Egipski posąg, świadek kultury zagadkowych budowli.

„Wcale bym się nie zdziwił, gdybyśmy w ogóle nie zobaczyli najbardziej interesujących znalezisk” – powiedział, wyraźnie rozzłoszczony, jeden ze znanych mi archeologów na kilka dni przed programem. „Przecież oni już dawno zajrzeli do środka, nawet jeśli wszyscy twierdzą co innego”. Nie mogłem się z nim nie zgodzić.

Szesnastego września 2002 roku wreszcie wszystko się zaczęło. Miliony zauroczonych widzów ze 141 państw na całym świecie siedziało w swoich fotelach, aby stać się świadkami żałosnej groteski, która na twarzach archeologów wywołała rumieniec wstydu! W stylu magika Davida Copperfielda beztroski Zahi Hawass przenosił się z jednego stanowiska archeologicznego na drugie, zawsze ze wspaniałą sentencją na ustach. Wyglądał jak egipski Indiana Jones, oczywiście wyposażony w obowiązkowy kapelusz. I otwarcie przyznawał: „Na tę chwilę czekałem przez całe życie”.

10. Piramida Cheopsa. Co kryje się za jej fasadą?

Pomiędzy występami Hawassa pokazywano całe mnóstwo wcześniej nakręconych migawek. Krótka relacja z wykopalisk Marka Lehnera, prowadzonych w starożytnym mieście robotników na płaskowyżu w Gizie. Kilka minut o Gantenbrinku. Tasiemcowe wywody o budowie piramidy Cheopsa i jej licznych komorach. Relacja z otwarcia sarkofagu strażnika, oczywiście w wykonaniu samego Hawassa. Wszystko to przez cały czas przerywane reklamami.

A teraz, uwaga: wreszcie i eksperci dali się wyprowadzić w pole. Na końcu szybu Gantenbrinka mógł się zachować papirus, śmiało przypuszcza profesor Rainer Stadelmann. Sam Hawass spekuluje nawet o „skarbie Cheopsa”, który być może został tam ukryty. Te wypowiedzi przeczą wszystkiemu, co obaj panowie powiedzieli o korytarzu w ciągu kilku ostatnich lat.

11. Poprzedzający pracującą kamerę robot wywiercił otwór w płycie.

Wreszcie długo wyczekiwany moment: minikamera robota przesuwa się przez otwór wywiercony w kamiennej płycie i ukazuje widok na ukrytą komorę, która znajduje się za nią. Otwarty obszar ograniczony jest przez kolejną płytę. Pomruk i okrzyki zadowolenia. „Kolejne drzwi, następna zapieczętowana komora!” – komentuje radośnie Hawass, a pot cieknie mu z czoła. „Stoimy tu przed wielkim odkryciem. Jestem bardzo dumny…”

Po kilku minutach już mamy rozwiązanie zagadki. Miliony zdziwionych telewidzów nie nadążają za akcją i zadają sobie pytanie, co to wszystko ma znaczyć? Jaką zagadkę kryją następne drzwi? Dlaczego tajną komorę pokazywano jedynie przez kilka sekund? Skąd to nagłe zakończenie? Czy coś przed nami ukrywają? Czy mają zamiar badać to „coś” w tajemnicy, bez wiedzy społeczeństwa?

Światowej sławy egiptolodzy wyrażali niezadowolenie. Telewidzów wodzono za nos – krytykowali. Inni wytykali, że jedno z miedzianych okuć zostało uszkodzone podczas wcześniejszych badań. Było to wyraźnie widoczne, natomiast w trakcie programu nie wspomniano o tym ani słowem. Powód do dyskusji dał również sposób, w jaki Hawass otworzył sarkofag strażnika: „Gdyby nie Egipcjanin, ale obcy archeolog w tak brutalny sposób, przy użyciu łomu, poruszył wieko sarkofagu, na pewno straciłby zezwolenie na dalsze badania” – powiedział mi poirytowany doktor Frank Steinmann z Muzeum Egipskiego przy uniwersytecie w Lipsku.

Producenci telewizji ZDF mieli głowę na karku, więc nie namyślając się długo, wyrzucili z programu zapowiedzianą powtórkę relacji z Egiptu. W zamian zaprosili Rudolfa Gantenbrinka, by 17 września 2002 roku mógł publicznie przedstawić swoje racje, biorąc udział w prowadzonym przez Johannesa B. Kernera talk-show.

Gantenbrink był wspaniały. Bez urazy, za to z humorem i bystrością umysłu analizował wydarzenia. Z uśmiechem na ustach opowiadał o tym, jak wielu egiptologów traktowało odkrytą przez niego w 1993 roku kamienną płytę jako zwykły kamień kończący szyb, aż wreszcie teraz zostali wyprowadzeni z błędu przez National Geographic.

Fakt, że niektórzy fachowcy, jak na przykład berliński egiptolog profesor Dietrich Wildung, od razu, siedząc za biurkiem, zinterpretowali również drugą płytę jako „wapienny blok”, który blokuje koniec prawdopodobnie niedokończonego korytarza, nie wywarł wrażenia na inżynierze. Stwierdził on, że jeśli w przypadku odkrytej przez niego płyty rzeczywiście chodzi o małe drzwi, „to wówczas należy się liczyć z faktem, że drzwi może być troje. Takie przypuszczenie wysunąłem już w 1993 roku. Znaleziono już dwie płyty, a będzie jeszcze trzecia. A za nimi naturalnie musi coś być”. Być może grób matki faraona Cheopsa – spekuluje Gantenbrink.

Interesujące, że w następnych dniach egiptolodzy z całego świata poczuwali się w obowiązku umniejszać odkrycie. „Wielki show telewizyjny z przygrywką fałszywych nadziei” – złorzeczyła egiptolog z Monachium, Rosemarie Klemm. „Z naukowego punktu widzenia mało ambitny program, dla mnie denerwujący, a nawet nudny” – nieco inaczej wyraził się profesor Antonio Loprieno z uniwersytetu w Bazylei i przyznał otwarcie: „W tym momencie nie jesteśmy w stanie sprostać oczekiwaniom, jakie u opinii publicznej wywołują nasze badania”.

W rzeczywistości egiptolodzy nie mieli zbyt wiele czasu do namysłu. Już 23 września 2002 roku eksplodowała następna bomba. Niemiecka agencja informacyjna DPA podała z Kairu sensacyjną wiadomość, że Zahi Hawass za pomocą swojego robota odkrył w Komorze Królowej jeszcze jedne, do tej pory nieznane drzwi. Znajdują się one na końcu szybu północnego, podobnego do przebadanego właśnie południowego szybu Gantenbrinka. Również ten korytarz badany był w 1993 roku przez Gantenbrinka. Musiał on jednak przerwać prace, nie mając widoków na ich wznowienie.

W tamten pamiętny poniedziałek wszyscy byli przekonani, że to kaczka dziennikarska. Zamieszanie było całkowite. Jednak informacja, przekazana dokładnie w tydzień po programie National Geographic, była zgodna z prawdą. Hawass zapewnił dziennikarzy, że drzwi te bardzo przypominają te odkryte w południowym szybie i tak samo zaopatrzone są w miedziane okucia. Również odległość od początku szybu do kamiennych drzwi jest identyczna – dokładnie 64 metry. „Wiemy jedynie, że szyby zostały zaplanowane w późniejszym okresie niż cała piramida. Wskazuje na to fakt, że szyb północny ma wiele zakrętów, które uniemożliwiają mu zetknięcie się z prowadzącą do komory grobowej Wielką Galerią”.

Wzbudziło to ogromne zdziwienie archeologów i inżynierów z całego świata. W jaki sposób starożytni Egipcjanie, używając tak bardzo prymitywnych narzędzi, mogli skonstruować korytarz o szerokości i wysokości jedynie 20 centymetrów już po zakończeniu budowy piramidy? Hawass nie chciał na razie o tym mówić: „Tego jeszcze nie wiemy”. Za to wydawał się przekonany, że również za drzwiami północnego szybu znajduje się puste pomieszczenie z kolejnym kamieniem blokującym.

12. Czy Egipcjanie ukrywają przed nami wyniki swoich badań? Wiele za tym przemawia.

Narzuca się pytanie, dlaczego ekspedycja do północnego szybu nie była transmitowana przez telewizję? Czy specjalnie ukryto wyniki badań, aby wylansować je w późniejszym okresie? Czy może istniało zbyt duże ryzyko, że w pełnym zakrętów szybie robot utknie na wieki? Czy to znacznie trudniejsze zadanie chciano podjąć dopiero wówczas, gdy zgasną telewizyjne reflektory? A może spodziewano się natknąć w korytarzu na całkowicie inne skarby, których nikt nie powinien oglądać?

Są to pytania, na które również Rudolf Gantenbrink nie potrafił udzielić mi przekonujących odpowiedzi, gdy do niego w tej sprawie zadzwoniłem. „To, co obecnie dzieje się w nauce, tak czy owak uważam za wysoce podejrzane” – złości się. „Przecież nikt nie wie, czy wszystkie nowe znaleziska są w uczciwy sposób dokumentowane i opisywane. W tej chwili to wszystko wygląda mi raczej na wyprawę poszukiwaczy skarbów, gdzie na pierwszym planie znajdują się przede wszystkim pieniądze”.

Gantenbrink opowiedział mi o swoim ostatnim spotkaniu z Hawassem jesienią 2001 roku w Kolonii, przez co odbezpieczył następną bombę. „Po wykładzie, który wygłosił Hawass, poszliśmy razem do restauracji. Oczywiście przy okazji rozmawialiśmy również o kontynuowaniu badania szybów. Hawass spytał mnie, czy jestem zainteresowany przeprowadzeniem tego projektu razem z nim i National Geographic, na co oczywiście odpowiedziałem twierdząco. Następnie opowiedziałem mu, co moim zdaniem może znajdować się na końcu południowego szybu, a mianowicie, jak sądzę, grób Hetheperes, matki Cheopsa. Niestety, projekt został przeprowadzony beze mnie. Powodów takiej decyzji mogę jedynie się domyślać…”

Nikt nie wie, czy kiedykolwiek poznamy prawdę o tajemnicy piramidy Cheopsa. W każdym razie do zakończenia badań upłyną zapewne jeszcze całe lata. Lata, podczas których Egipcjanie według własnego widzimisię będą nas karmić informacjami o kolejnych odkryciach. Dzięki programowi National Geographic jedno stało się jasne – Zahi Hawass jest zapalonym nacjonalistą. Tak niestety, z punktu widzenia interesów nauki, można określić jego zachowanie. Wszystko, co mogłoby zakwestionować imponujące osiągnięcia starożytnych Egipcjan, jest dyrektorowi piramid solą w oku.

Nie do pomyślenia, jakie wymówki mógłby nam zaserwować Hawass, gdyby w świetle kamer telewizyjnych za kamieniami blokującymi szybów rozbłysło, wbrew powszechnym oczekiwaniom, jakieś nieegipskie znalezisko…

Koniec wersji demonstracyjnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: