Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nowele - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
19 września 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
12,60

Nowele - ebook

Do księgarń internetowych trafił ebook będący debiutem literackim Teresy Borowieckiej.
Teresa Borowiecka urodziła się 21 lipca 1950 roku w Bochni. Po trzyletnich studiach z zakresu ekonomiki przedsiębiorstw, rozpoczęła pracę w Zakładzie Energetycznym w Bochni. Po przejściu na emeryturę w 2005 roku zaczęła pisać nowele i utwory wierszowane. Jest mężatką i ma dwie córki.
Zawarte w książce nowele, przedstawiają prawdziwe historie. „Szukam cioci” to historia sześcioletniej dziewczynki, która samotnie podróżowała z Bochni do Krakowa w poszukiwaniu cioci. „Mezalians” to historia prawdziwej miłości, która pomimo wielu przeszkód zakończyła się szczęśliwie. „Niespodziewany organista" to historia wychowanka domu dziecka, który trafił do jednostki wojskowej w Bochni, w celu odbycia zasadniczej służby wojskowej. Dzięki pomocy pewnego kaprala jego życie ulega zmianie. „Macocha" to historia cioci Autorki, której macocha nie lubiła i za wszelką cenę chciała się pozbyć. „Pan mecenas" to historia młodej kobiety, pokrzywdzonej przez los, której udało się znaleźć pomoc u cioci w Świdnicy. „Szwed" to historia młodej panienki po maturze, która miała staroświeckich rodziców. Dzięki pomocy sąsiada wychodzi za mąż za Szweda. Nowela pozwala poznać humorystyczne zachowania jej ojca.
Pozostałe nowele zostały napisane w oparciu o historie opowiedziane przez znajomych. Ich akcja toczy się podczas stanu wojennego

Spis treści

  • Szukam cioci
  • Janka
  • Gdzie jest moja córka
  • Mezalians
  • Rozwodu nie będzie
  • Niespodziewany organista
  • Pan mecenas
  • Nowicjuszka
  • Macocha
  • Bliźniaczki
  • Po nitce do kłębka
  • Szwed
  • Dom małego dziecka
  • Moja narzeczona
Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-64343-37-7
Rozmiar pliku: 822 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Szukam cioci

Była już późna noc. Zegar na wieży wybił dwudziestą drugą trzydzieści, kiedy Dmochowski znalazł się przed bramą swojego bloku. Wyjął z kieszeni klucz, włożył do zamka i przekręcił. Nacisnął klamkę i zniknął w mrocznym wnętrzu klatki schodowej. Po omacku namacał przełącznik i nacisnął. Skąpa smuga światła rozjaśniła ciemności. Szybkim krokiem ruszył na górę, by zdążyć na trzecie, nim światło zgaśnie. Mijał właśnie półpiętro, gdy jego wzrok zatrzymał się, na małym zawiniątku, leżącym pod kaloryferem.

— O Jezu! — Jęknął. — Ty znowu tutaj. — Ale zaraz oprzytomniał. Nie, to nie Beatka, przecież wczoraj zabrali ją do domu dziecka. Więc kto? Schylił się, wziął dziecko na ręce, i ku jego zdziwieniu, ukazała się obca twarz dziecka. Skąd się tu wzięła ta mała?— zastanawiał się. Wtem schody znowu pogrążyły się w ciemnościach. Powoli, z dzieckiem na ręku, posuwał się w górę. Gdy osiągnął piętro, ponownie zapalił światło i szybkim krokiem ruszył dalej. Kiedy stanął przed drzwiami własnego mieszkania, łokciem nacisnął dzwonek i czekał. Po chwili drzwi skrzypnęły a w przejściu, stanęła młoda, smukła kobieta. Miała na sobie czerwony, atłasowy szlafrok, a gołe nogi osłaniały aksamitne pantofle. Zmierzyła wzrokiem stojącego mężczyznę i stanowczym głosem spytała:

— A to co?

— Dziecko, odparł spokojnie.

— To widzę.

— To po co pytasz. Człowieku!

— Chodzi o to, czyje to dziecko i komu je zabrałeś.

— Po prostu znalazłem, i też chciałbym wiedzieć czyje ono jest.

— Co zamierzasz z nim zrobić.

— Położyć do łóżka, wyjaśnił zdenerwowany. A teraz puść mnie wreszcie do mieszkania i przygotuj spanie, abym mógł pozbyć się, tego słodkiego ciężaru.

Magda posłusznie odsunęła się od drzwi i skierowała swe kroki do małego pokoiku. Zapaliła światło, rozłożyła fotel i pościeliła. Stach położył nań dziecko i przykrył kolorową kołderką. Zgasił światło i poszedł do kuchni, skąd dochodził do jego nosa smakowity zapach jajecznicy. Ze smakiem jadł kolację i pokrzepiał się herbatą z cytryną. Magda ostrożnie usiadła obok męża i rzekła:

— A może by powiadomić policję?

— Na miłość boską, kobieto! — wrzasnął. — Przecież to ja jestem policjantem.

— Noo, tak, — jąkała się — ale, może ktoś jej szuka.

— Nie było żadnego zgłoszenia zaginięcia dziecka. — powiedział spokojnie.

— Lepiej chodźmy spać, a jutro pomyślimy co dalej robić.

Po odwilży nie było już śladu. Mróz tężał z każdą chwilą. Był już jasny dzień, kiedy Dmochowski wstał. Wykonał poranną toaletę i poszedł do kuchni zrobić sobie śniadanie.

— A co Ty tu jeszcze robisz? — Zapytał żonę, która właśnie skończyła przygotowania do porannego posiłku. — Nie powinnaś, być już w pracy?

— Owszem — odparła — ale mam kilka dni zaległego urlopu.

— Ach, tak — nie dokończył zdania, bo w drzwiach kuchni, dostrzegł dziewczynki. Jego dwie córki, Jadzię i Dorotkę, oraz tę nieznajomą. W tej chwili pani Magda wydała polecenia.

— Chodź mała, trzeba Cię wykąpać. A Wy dziewczynki, poszukajcie jakieś rzeczy, w które można by ją ubrać.

—Tak jest szefowo — zawołały równocześnie siostrzyczki i zniknęły w przedpokoju. Magda zabrała małą do łazienki. Zdjęła z niej brudną piżamkę i wsadziła do wanny. Umyła dokładnie całe ciało dziecka, następnie dwukrotnie, szamponem bobo, zmyła jej włosy. Nie zdążyła małej wytrzeć, bo Dorotka i Jadzia wpadły do łazienki z wielkim hałasem, niosąc odzienie dla koleżanki. Po chwili mała stała czysta i ubrana. Teraz przyszła kolej na włosy. Magda bezskutecznie usiłowała rozczesać kołtuny na włosach, które od dłuższego czasu nie były czesane. W końcu usunęła je nożyczkami. Wysuszyła włosy suszarką i spięła w dwa kucyki, gumkami z białymi kwiatkami.

— Gotowe — rzekła pani Magda. — Teraz możemy iść na śniadanie.

Wkrótce cała rodzina zasiadła do stołu, na którym stał talerz pełen kanapek z twarogiem ozdobionym czerwonymi rzodkiewkami a z dzbanka parowała gorąca kawa. Kiedy wszyscy się posilili, pan Stach przystąpił do przesłuchania znajdy.

— Jak się nazywasz? — padło pytanie.

— Ewelinka — nieśmiało odpowiedziała dziewczynka.

— A na nazwisko?

Odpowiedziało mu milczenie. Teraz odezwała się Dorotka.

— Posłuchaj mnie, Ewelinka. Ja nazywam się Dorota Dmochowska, a ty Ewelina jaka?

— Nie wiem — wymamrotała, wzruszając bezradnie ramionami.

— A gdzie mieszkasz? — zapytał policjant.

— Nie wiem.

— Ile masz lat?

— Nie wiem.

— No to może wiesz, po co tu przyjechałaś?

— Szukam cioci! — dumnie zawołała dziewczynka.

— Ach tak. A gdzie mieszka twoja ciocia?

— W Nowej Hucie — usłyszał odpowiedź.

— W takim razie, dobrze trafiłaś. Właśnie jesteś w Nowej Hucie. A jak nazywa się twoja ciocia?

— Krysia.

— A na nazwisko?

Wzruszyła tylko ramionami.

— To może wiesz gdzie pracuje.

— Ciocia robi zastrzyki, ma biały fartuch i taką dziwną czapkę na głowie.

— Acha, to znaczy, że jest pielęgniarką. Albo położną — dodała Magda.

— Dość tego gadania mruknął funkcjonariusz. Ubierz małą ciepło, bo pójdziemy zrobić zdjęcie.

— Po co Ci zdjęcie? — pytała Magda.

— A jak mam szukać tej cioci?

— Stachu, co Ty zamierzasz zrobić?

— Będę pokazywał fotografię pielęgniarkom, może któraś rozpozna dziewczynkę.

— Będziesz chodził po wszystkich szpitalach i przychodniach?

— Nie martw się Madziu, koledzy mi pomogą. Nagle jego wzrok zatrzymał się na telefonie. Dopiero teraz uświadomił sobie, że powinien zadzwonić na komisariat. Podniósł słuchawkę i wybrał numer. Po chwili jakiś głos odezwał się i wtedy Stach zaczął rozmowę.

— Cześć Marek! Masz jakieś zgłoszenie o zaginięciu dziecka? — zapytał.

— Nie ma żadnego, brzmiała odpowiedź.

— No to do zobaczenia.

Odłożył słuchawkę, wziął dziecko za rękę i wyszedł z mieszkania. Zakład fotograficzny pana Kasprzyka był bardzo elegancki. Znajdował się na Osiedlu Uroczym, niedaleko bloku siódmego, w którym mieszkał funkcjonariusz policji Stanisław Dmochowski. Starszy sierżant wszedł energicznie do zakładu i rzekł:

— Dzień dobry panu, chciałbym zrobić tej małej dziesięć zdjęć ekspresowych.

— Ekspresowych może być osiem lub dwanaście — odpowiedział grzecznie fotograf. — Proszę rozebrać dziecko i przygotować do zdjęcia. Sierżant posłusznie wypełnił polecenie fotografa. Zdjął dziecku płaszczyk, czapeczkę, rękawiczki, szalik i powiesił na wieszaku. Wziął dziewczynkę za rączkę i podprowadził do fachowca. Fotograf posadził ją na krzesełku, przez chwilę ustawiał, a potem pstryknął zdjęcie.

— Gotowe — oznajmił. Potem zniknął za parawanem, by po dziesięciu minutach wręczyć klientowi dwanaście zdjęć. Pan sierżant zapłacił, podziękował i schował zawartość koperty do kieszeni. Ubrał dziewczynkę, pożegnali fotografa i ruszyli w drogę powrotną.

Kiedy znaleźli się w mieszkaniu zawołał na żonę:

— Madziu! Zostawiam Ci Ewelinkę — i wyszedł. Droga do komisariatu zabrała mu trochę czasu. Wsiadł w siedemnastkę aby ją opuścić na piątym przystanku. Skręcił w lewo i znalazł się przed komendą. Energicznie wszedł do środka, zapukał do drzwi, nacisnął klamkę i wszedł. Za biurkiem siedział starszy oficer Marek Nowicki.

— Cześć kolego, mamy robotę.

— Jaką? — zapytał Nowicki.

— Wczoraj znalazłem dziecko.

— Więc zawieź je do schroniska. Nic więcej nie możemy zrobić.

— Mylisz się. Wiemy, że mała przyjechała do ciotki, która jest pielęgniarką.

— I co z tego?! Wiesz ile jest pielęgniarek w samym Krakowie?

— Wiem również, że ta, której szukamy, mieszka w Nowej Hucie.

— Człowieku do czego Ty zmierzasz?

— Ilu masz ludzi ?

— Dwunastu.

— Roześlemy ich po szpitalach, a jak będzie trzeba to i po przychodniach. Damy im zdjęcia małej, będą je pokazywali wszystkim pielęgniarkom, może któraś ją rozpozna.

— Hm! — chrząknął Marek — a nie lepiej dać ogłoszenie do telewizji?

— Nie. — stanowczo zaprzeczył Dmochowski. Bo jeśli jest tak, jak podejrzewam, to w ten sposób, umożliwimy mamusi ucieczkę. A tak, ciocia nas do niej zaprowadzi.

— Stachu, Ty myślisz, że matka specjalnie jej się pozbyła.

— To jasne Marku. Gdyby tak nie było, już dawno szukałaby dziecka. A jeśli jest za granicą? Jeśliby wyjechała na zarobek, wyuczyłaby córkę jak się nazywa i gdzie mieszka. A ta mała nie zna nic, po za swoim imieniem i ciotki, która mieszka w Nowej Hucie.

— Skoro tak, rób jak uważasz.

— Wezwij chłopaków.

Marek podniósł słuchawkę i spełnił polecenie kolegi. Zameldowali się prawie natychmiast. Dmochowski wręczył im fotografie i objaśnił, co będą robić.

— Będziecie chodzić po szpitalach. Macie za zadanie znaleźć pielęgniarkę o imieniu Krystyna, która jest ciotką tej panienki, której zdjęcie macie w rękach.

— To ma być dowcip? Przecież pielęgniarek o tym imieniu są tysiące! — zawołali chórem.

— Dlatego macie tę fotografię. Pokażecie je wszystkim pielęgniarkom i położnym. Ta właściwa, na pewno rozpozna dziewczynkę. Wtedy skontaktujecie ją ze mną. Jasne?

— Tak szefie — odpowiedzieli.

— No to do roboty.

Dmochowski wziął szpital w swojej dzielnicy. Wsiadł w służbowy samochód i ruszył w obranym kierunku. Po kilkunastu minutach dotarł do celu. Zaparkował przed szpitalem i wszedł do środka. Natchnął się zaraz na portiera, który przywitał go surowo.

— Pan do kogo? Teraz nie ma odwiedzin.

— To wiem — odpowiedział i szybko się przedstawił, żeby portier nie pokazał mu drzwi. — Policja! Starszy sierżant Dmochowski — zameldował, podstawiając cieciowi pod oczy legitymację służbową. — Szukamy pielęgniarki — oznajmił.

— Jak się nazywa ta pielęgniarka? — pytał cieć.

— Nie znam nazwiska, wiem tylko, że ma na imię Krystyna i jest ciocią Eweliny. — wyjaśnił policjant.

— Dobre mi sobie. — roześmiał się portier. — Niby jak chce ją pan znaleźć?

— Pokażę pielęgniarkom zdjęcie małej. Jeśli któraś jest jej ciotką, na pewno ją rozpozna.

— No dobra, siadaj pan do windy i jazda na pierwsze.

Policjant podziękował, wsiadł do windy i nacisnął guzik. Kiedy winda zatrzymała się, wysiadł i poszedł do dyżurki. Zastał tam dwie pielęgniarki. Ukłonił się, przedstawił i zapytał:

— Czy któraś z pań ma na imię Krystyna?

— Ja — odezwała się blondyneczka. Pokazał jej zdjęcie i zagadnął

— Zna pani tę dziewczynkę?

— Nie — zabrzmiała odpowiedź. — A o co chodzi?

— Poszukujemy cioci tej małej. — Podsunął zdjęcie drugiej kobiecie, ale ta stwierdziła że nigdy nie widziała dziewczynki.

— Dziękuję paniom za pomoc.

— Nie ma za co. — odparły.

— Czy są tu jeszcze jakieś pielęgniarki oprócz pań?

— Tak. Oddziałowa.

— A gdzie ją mogę znaleźć?

— W pokoju obok — wskazała brunetka.

Zapukał do drzwi i nie czekając na zaproszenie wszedł.

— Dzień dobry, siostro oddziałowa — wymamrotał i wyłuszczył z czym przyszedł. Siostra oglądnęła zdjęcie i przecząco pokiwała głową. — Wobec tego dziękuję i przepraszam że przeszkodziłem w pracy.

Potem udał się na drugie piętro. Wszystkie siostry oglądały zdjęcie dziecka z wielkim zainteresowaniem, ale żadna nie była tą poszukiwaną. Na trzecim, mieścił się oddział położniczy. Przybycie policjanta wzbudziło sensację. Pacjentki wypytywały, jedna drugą, co to takiego się wydarzyło. Dopiero oddziałowa uspokoiła je, wyjaśniając, w czym rzecz. Wśród położnych też nie znalazł poszukiwanej.

Wrócił na komisariat i czekał na meldunki kolegów. Po pół godzinie zameldowali się Jacek i Wacek.

— Nie znaleźliśmy. — zakomunikowali. Pozostali także wrócili z niczym.

— No cóż, nie ma się czym martwić, mamy jeszcze do sprawdzenia drugą i trzecią zmianę. A jeśli to nie da rezultatu, przeszukamy przychodnie. Pod ziemię się przecież nie zapadła.

— Wszystkie? — zapytali zakłopotani chłopcy — Masz pojęcie ile ich jest?

— Niestety nie. Ale jeśli nie chcecie, to będę szukał sam.

— No coś ty, przecież wiesz, że cię nie zostawimy.

— Przekażcie moje polecenie następnej zmianie i do domu.

Niestety, ani poszukiwania drugiej zmiany, ani trzeciej, nie przyniosły efektu.

Zgodnie z postanowieniem, sierżant Dmochowski polecił przeszukać przychodnie. Po krótkim odpoczynku, pokrzepieniu się gorącą kawą i treściwym śniadaniem, grupa funkcjonariuszy rozpoczęła przeszukiwanie przychodni w dzielnicy Nowa Huta. W ósemce nikt nie przyznał się do Ewelinki. W dwóch następnych też nic nie znaleźli. Przeniesiono więc poszukiwania do dzielnicy Śródmieście w Krakowie. Na ślad trafili w przychodni Rynek 16. Pracujące tam pielęgniarki wyjaśniły, że jest tam zatrudniona siostra o imieniu Krystyna. Nazywa się Zdrojowska i ma chrześnicę o imieniu Ewelinka. Chciała dziewczynkę zabrać do siebie, ale matka nie wyraża zgody, chociaż nie zajmuje się nią. Być może to osoba, której szukają. Niestety, nie ma Jej w pracy bo przebywa na urlopie. O tym odkryciu koledzy szybko powiadomili Stacha. Ten natychmiast przyjechał pod wskazany adres. Panie były bardzo uprzejme. Chętnie podały funkcjonariuszowi adres koleżanki. Dmochowski podziękował za miłą rozmowę i natychmiast udał się pod wskazany adres. Bardzo szybko znalazł numer, dwadzieścia dziewięć, na ulicy Pijarskiej. Wszedł do budynku, przywołał windę i udał się na piąte piętro, pod numer siedemnasty. Kiedy znalazł się pod drzwiami, sprawdził wizytówkę, na której widniało wygrawerowane: K J Zdrojowscy. Upewniwszy się ze dobrze trafił, nacisnął dzwonek. Drzwi otworzyła młoda kobieta, z wyglądu, około trzydziestu lat. Szczupła, wysoka, elegancko ubrana. Ładnie wymodelowane włosy, tworzyły wykwintną fryzurę.

— Dzień dobry pani — powiedział. Po czym wyjął legitymację i przedstawił się — Starszy sierżant Dmochowski, czy mogę wejść?

— Proszę. — odpowiedziała, gestem ręki zapraszając gościa do mieszkania. Kiedy wszedł, poprosiła go do pokoju i podała krzesło. Kiedy usiadł, zapytała czym może służyć. Sierżant wyłuszczył w czym rzecz i podał jej zdjęcie dziewczynki. Ledwie spojrzała, zawołała z radością: — Ależ tak, to Ewelinka, moja chrześnica.

— Czy pani wie, że dziecko nie zna swojego nazwiska ani adresu? — Zapytał.

— To oczywiste. — wyjaśniała pani Krystyna. — Zocha nigdy nie interesowała się dzieckiem. Specjalnie niczego jej nie uczyła. Było jej to na rękę. Chciała, żeby dziecko zaginęło, a policja nie mogła ustalić tożsamości. Mój mąż i ja, chcieliśmy dziewczynkę adoptować, bo jesteśmy bezdzietnym małżeństwem. Ale matka nie wyrażała zgody. Nie przejmowała się, że dziecko spało na wycieraczce przed drzwiami. Kiedy sąsiedzi przygarniali małą robiła awantury, zabraniając wsadzania nosa w nie swoje sprawy.

— A dlaczego nie zajmowała się Eweliną?

— Kochankowie byli dla niej ważniejsi niż córka.

— A ojciec dziecka? Gdzie jest?

— Nie żyje. Zginął w wypadku dwa lata po ślubie. Ale kto panu o mnie powiedział?

— Ewelinka. Powiedziała że szuka cioci Krysi, która mieszka w Nowej Hucie. Dlatego szukałem pani, żeby ją oddać we właściwe ręce.

— A gdzie ona jest?

— U mnie — odpowiedział. — Proszę mi jeszcze powiedzieć, czy pani jest krewną Zofii?

— Nie, to moja koleżanka.

— A gdzie mieszka?

— W Bochni przy ulicy Poniatowskiego dwadzieścia sześć.

— Na miłość boską! to Ta mała, przyjechała sama aż z Bochni. Jak ona tu trafiła?

— Zabierałam ją kilka razy do siebie. Wiedziała, z której strony peronu odjeżdża pociąg do Krakowa. Wsiadła i przyjechała.

— No dobrze, ale ona szukała pani w Nowej Hucie?

— Mieszkałam tam, u matki, na Alei Róż. Kiedy mąż dostał mieszkanie, przeprowadziliśmy się tutaj. To było trzy lata temu, mała o tym nie wie.

— Ile lat ma Ewelinka? — zagadnął.

— Sześć. To może pojedziemy po małą — niecierpliwiła się pani Krystyna. Naturalnie potwierdził. — Mam do pana prośbę. — kontynuowała rozmowę.

— Słucham — odpowiedział.

— Nie powiadamiajcie Zochy, że mała jest u mnie, bo znowu ją zabierze.

— Niech się pani, nie martwi. Wniesiemy do Sądu wniosek o pozbawienie jej praw rodzicielskich i przyznanie opieki pani.

— Dziękuję bardzo.

Pani Krystyna zamknęła mieszkanie, przywołała windę i zjechali na dół. Następnie udali się na parking, gdzie stał samochód. Wsiedli i ruszyli przed siebie. Mijali przystanki tramwajowe i autobusowe, na których stali zmarznięci pasażerowie. Podziwiali piękny, zimowy krajobraz. Skręcili w lewo i dotarli do celu swej podróży. Zaparkowali przed blokiem i ruszyli do mieszkania. Pani Magda na sygnał dzwonka pośpiesznie otworzyła drzwi. Na widok kobiety uradowała się niezmiernie. Tymczasem Dmochowski przywołał dziewczynkę.

— Ewelinka! choć no tutaj, zobacz kogo Ci przyprowadziłem.

Dziewczynka natychmiast przybiegła, a zobaczywszy kobietę radośnie krzyknęła

— Ciocia Krysia! — i zarzuciła jej ręce na szyję. Radości dziecka nie było końca. Wreszcie Zdrojowska przemówiła:

— No Ewelinka, dość już tych czułości, musimy iść. Nie będę państwu dłużej zawracać głowy i tak już dość czasu zabrałam. Zabieram małą i wracam do domu. Ewelinka masz coś do ubrania? — Niech pani weźmie ten płaszczyk, czapeczkę, a tam są buciki. Na moje córki już za małe, a pani się przyda. Kiedy mąż znalazł Ewelinkę miała na sobie, tylko piżamkę, pantofle i sweter. Całe szczęście, że nie było mrozu, bo by biedactwo zamarzła.

Pani Krystyna ubrała małą i już się zbierała do wyjścia, kiedy zatrzymał je Stach.

— Odwiozę panie — zaofiarował swoją usługę. — Tu jest moja wizytówka z telefonami: domowym i na komisariat. To na wszelki wypadek, gdyby pani czegoś potrzebowała.

— Dziękuję za wszystko. Proszę się nie fatygować, pojedziemy tramwajem, dla małej to frajda.

Wzięła dziewczynkę za rękę i znikła za drzwiami.

Kiedy pani Krystyna z Ewelinką, weszła do mieszkania, Tadeusz nerwowo spacerował po pokoju. Kiedy zobaczył żonę, zawołał:

— Gdzie Ty się podziewałaś?!

— Przepraszam Cię, pojechałam z policją po małą.

— Kobieto w co Ty się plątasz. Niebawem Zośka, znowu Ci Ją zabierze.

— Nie martw się kochanie, tym razem już jej nie dostanie. Nawet nie wie, że dziecko jest tutaj.

— Przecież nie możesz Eweliny tu trzymać, bez Jej zgody.

— Owszem mogę! Opiekę nad dzieckiem zleciła mi policja. Tym razem sprawa trafi do sądu, Zośka straci prawo do dziecka. A ja, zyskam córkę.

— Ależ Krysiu, co ty wygadujesz!

— Nie martw się kochanie, wszystko będzie dobrze. Ewelinka czy Twoja matka wie, że Ty jesteś tutaj.

— Nie — wyszeptała dziewczynka. — Uciekłam z domu w nocy, kiedy ten pan powiedział mamusi, że jak chce być jego żoną, to musi się mnie pozbyć.

— A co mama mu odpowiedziała?

— Nie ma sprawy, oddam małą do domu dziecka.

— A to szantrapa — zdenerwowała się Zdrojowska. — Mnie nie dała.

— Dobrze już Krysiu, nie ma co roztrząsać. Daj jeść, bom głodny jak wilk.

Szybko zakrzątnęła się w kuchni i już po chwili, wróciła do pokoju z wazą pełną zupy. Na drugie danie były ruskie pierogi. Po skończonym posiłku, Ewelinka z ciocią posprzątała naczynia. Kiedy skończyły porządki, stwierdziły że są bardzo zmęczone. Tadeusz drzemał na stołku z głową opartą na stole. Widząc to, gospodyni zarządziła, aby dziś wcześniej udali się na spoczynek. Kiedy tylko znaleźli się w łóżkach, natychmiast zmorzył ich sen.

— Matka dziecka nazywa się Zofia Pipka — zeznawała pani Zdrojowska.

— Gdzie mieszka? — zadawał pytania, przesłuchujący.

— Bochnia, ulica Poniatowskiego dwadzieścia sześć — zabrzmiała odpowiedź.

— W jaki sposób mała znalazła się w Krakowie?

— Przyjechała pociągiem.

— Z kim?

— Sama.

— Dlaczego dziecko samo podróżowało?

— Uciekła z domu, kiedy podsłuchała rozmowę matki z konkubentem. Ten żądał, aby pozbyła się dziecka, bo inaczej nie ożeni się z nią. Ona przystała na jego propozycję. Kiedy położyli się spać, mała wymknęła się z domu, w samej piżamie i sweterku. Poszła na stację, wsiadła do pociągu i przyjechała.

— Czy matka dobrze opiekowała się dzieckiem?

— Ale skądże, mała często sypiała na wycieraczce przed drzwiami. Sąsiedzi często litowali się, nad nią i zabierali do siebie. Wtedy Zofia, to jest pani Pipka, wpadała z krzykiem i odbierała małą. Nigdy nie miała czasu dla Ewelinki, dla niej liczyli się tylko mężczyźni.

— To by było wszystko — rzekł przesłuchujący. — Proszę podpisać zeznanie, bardzo pani dziękujemy za współpracę. Do zobaczenia w sądzie. A byłbym zapomniał o najważniejszym. Czy po odebraniu praw matce, zechcecie państwo przejąć opiekę nad dziewczynką na…

— Oczywiście, natychmiast wystąpimy o adopcję.

— W takim razie to już wszystko, jest pani wolna.

Zdrojowska pożegnała się z oficerem policji i opuściła komisariat.

Trzy miesiące później dostała wezwanie do Sądu Rejonowego w Bochni, w charakterze świadka. Sprawa potoczyła się szybko. Sąd przesłuchał pięciu świadków i już na trzeciej rozprawie zapadł wyrok. Na jego mocy Sąd pozbawił panią Pipka, praw rodzicielskich do nieletniej córki, a prawo do sprawowania opieki nad nią do pełnoletniości przyznał państwu Krystynie i Tadeuszowi Zdrojowskim.

Nowi rodzice pouczyli Ewelinkę, że od tej chwili nazywa się, Ewelina Bożena Zdrojowska. Mieszka w Krakowie, przy ulicy Pijarskiej dwadzieścia dziewięć, mieszkania siedemnaście. Dowiedziała się też, że od września pójdzie do klasy zerowej, gdzie będzie przygotowywać się do szkoły.

— A kiedy to będzie? — dopytywała się mamy.

— Po wakacjach — wyjaśniła pani Krystyna.

— Kiedy będą wakacje?

— W lecie — usłyszała w odpowiedzi.

— To długo jeszcze muszę czekać — westchnęła smutno.

— Przeleci tak szybko że nawet się nie spodziejesz.

Za dwa tygodnie pojedziemy na wczasy nad morze. Odpoczniesz, zobaczysz jak tam ślicznie. Będziemy oglądać meduzy i zbierać bursztyn.

— Co to są meduzy?

— To takie morskie żyjątka. Takie przeźroczyste, malutkie parasolki.

Ewelinka nie mogła doczekać się wyjazdu.

Kiedy znalazła się nad morzem była oszołomiona jego widokiem.

— O rany, jak dużo wody zawoła! A co tak szumi? — pytała zaciekawiona.

— To fale morskie. — wyjaśnił tata.

— Czy w tej wodzie można się kąpać? — zadawała dalej pytania.

— Naturalnie — pospieszyła z odpowiedzią mama. Po tych słowach, dziewczynka pobiegła do wody. Ledwie się w niej znalazła, a już spieniona fala wyrzucała ją na brzeg. Spróbowała jeszcze raz, a gdy sytuacja się powtórzyła, zawołała rozżalona:

— Mamo, morze mnie nie chce ! Pani Krystyna wzięła córkę za jedną rękę a Tadeusz za drugą i weszli wszyscy razem do wody. Teraz fale omijały ich i radości dziecka nie było końca.

— Jak fajnie! — krzyczała. Nagle mama pochyliła się nad wodą i zachęcała małą aby też spojrzała.

— Popatrz Ewelinko, meduzy.

Dziewczynka zaniemówiła z zachwytu. Na falach kołysały się malutkie, przeźroczyste parasolki z czerwoną falbanką.

— Jakie śliczne.

Nachyliła się i wzięła jedną na rączkę. Parasolka zmieniła się w galaretę.

— Co jej się stało? — spytało wystraszone dziecko.

— Nic. — wyjaśniła jej mama — Jak położysz ją na wodę, znowu będzie parasolką.

Dziewczynka posłusznie wrzuciła chełbię do wody. Potem wyszły na plaże i budowały zamki z piasku, a fale morskie je zabierały. Ale co dobre, szybko się kończy. Dwa tygodnie przeleciały jak z bicza strzelił i nadszedł czas powrotu do domu.

Pierwszego września pani Zdrojowska, wystroiła córkę w granatową aksamitną sukienkę z białym kołnierzykiem. Na nogi włożyła białe podkolanówki i sandałki. Do woreczka schowała śliczne niebieskie pantofelki z pomponem. Wzięła małą za rączkę i poprowadziła do przedszkola numer sześć, gdzie mieściły się klasy zerowe. Przedszkole mieściło się w nowym i przestronnym budynku. Obie panie weszły śmiało na korytarz, a potem skierowały swe kroki do szatni. Kiedy tylko się w niej znalazły, podeszła do nich bardzo miła, młoda pani.

— Jestem wychowawczynią drugiej grupy zerowej. — przedstawiła się. — Nazywam się Dorota Lasota.

— Miło mi poznać. Jestem Zdrojowska. A to moja córka, Ewelina Zdrojowska — dodała śmiało.

Pani rzuciła okiem na listę i rzekła:

— Jesteś w mojej grupie. Przebierz pantofelki, to zaprowadzę cię na salę.

— To ja już się pożegnam, śpieszę się do pracy — wyszeptała Krystyna i znikła za drzwiami. Tymczasem Ewelinka, przebrała pantofle i czekała na polecenia wychowawczyni. Pani Dorotka wzięła Ją za rękę i poprowadziła schodami w górę. Po chwili znalazły się w pięknej, dużej sali. Z lewej strony przy ścianie stały w równym rzędzie stoliki i krzesełka, zaś z prawej znajdowały się półki z zabawkami i pomocami naukowymi.

— To jest pani Irenka, zajmie się wami do póki nie przyjdą wszystkie dzieci. Ja muszę wracać do szatni.

Pani Irenka podprowadziła Ewelinkę do gromadki dzieci. Poznajcie się, powiedziała. To jest Ewelinka, a to: Grześ, Kasia, Basia, Wiktoria, Adaś, Romek, Wiesiek i Marysia.

Jedna z dziewczynek wysunęła się do przodu i wzięła Ewelinkę za rękę. Chodź będziemy się razem bawić. Siadaj, pogadamy. Usiadły na krzesełkach przy stoliku i zaczęły gawędzić.

— Fajnych masz starych? Bo ja, tak — zapytała Kasia. — Mam starszego brata — opowiadała. — Chodzi już do szkoły, do drugiej klasy.

— Ja nie mam rodzeństwa. Mieszkam u przybranych rodziców — wyznała Ewelinka.

— A dobrzy ci rodzice? — wypytywała Kasia.

— O tak! Wszędzie mnie zabierają, do parku, do kina, na wczasy, a przed snem mamusia opowiada mi bajki.

— To dobrze trafiłaś. Byłaś w domu dziecka?

— Nie! Moja prawdziwa mama mnie nie chciała. Ale już lepiej o tym nie mówić.

— Tata też Cię nie chciał?

— Tata nie żyje, ale on mnie kochał.

— Nie martw się — rzekła Kasia — Masz teraz kochających rodziców i mnie. Jesteś fajna, chcę żebyś była moją przyjaciółką.

— Zgoda, odparła Ewelinka.

Miały ochotę dalej ciągnąć tę rozmowę, ale do sali weszła pani Dorotka.

— Dzień dobry, dzieci — powiedziała.

— Dzień dobry, pani — odpowiedziały chórem starszaki. Tak rozpoczął się pierwszy dzień szkoły, dla małej Ewelinki.

Pełna wersja zawiera następujące nowele:

- Szukam cioci
- Janka
- Gdzie jest moja córka
- Mezalians
- Rozwodu nie będzie
- Niespodziewany organista
- Pan mecenas
- Nowicjuszka
- Macocha
- Bliźniaczki
- Po nitce do kłębka
- Szwed
- Dom małego dziecka
- Moja narzeczona
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: