Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nowi sąsiedzi z tomu Nowe przygody Mikołajka - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
26 listopada 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Nowi sąsiedzi z tomu Nowe przygody Mikołajka - ebook

"Wybierz swoją ulubioną przygodę! Mały urwis z paczką kumpli – Alcestem, który ciągle je, Gotfrydem, który ciągle ma nowe zabawki, i Euzebiuszem, który lubi dawać chłopakom w nos – nie wiedzieć czemu, zawsze wkurzą swojego opiekuna, Rosoła. A przecież za każdym razem chcą jak najlepiej. Arcydzieło duetu Goscinny & Sempé pokazuje, jak dorastać, żeby wciąż pozostać dzieckiem. Mikołajek to już klasyka, no bo co w końcu kurczę blade! Rozdział Nowych przygód Mikołajka w minibooku. "

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-2890-0
Rozmiar pliku: 9,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Nie przypominam sobie pierwszego spotkania z Jean-Jacques’em Sempé, bo znam go od zawsze. Byłam wtedy małą dziewczynką, ale do dziś jeszcze słyszę jego śmiech zmieszany ze śmiechem mojego ojca. Mogę zatem stwierdzić, że Jean-Jacques’a Sempé i Mikołajka łączy to, że obaj należą do mojego dzieciństwa.

Historia zaczyna się w połowie lat pięćdziesiątych. Sempé opowiada: „Pewnego dnia spotkałem René Goscinny’ego, który właśnie wrócił ze Stanów Zjednoczonych. Natychmiast zostaliśmy kumplami”.

Kumpel, kolega to najważniejsze słowa w świecie, który wspólnie powołają do życia.

Albowiem co tydzień, od 1959 do 1965 roku, mój ojciec i Sempé przygotowują kolejne historyjki dla „Sud-Ouest Dimanche”. Wiele z nich zostało opublikowanych w pięciu kolejnych tomikach.

Aby napisać i zilustrować przygody Mikołajka, obaj panowie opowiadają sobie wspomnienia z dzieciństwa. W Buenos Aires czy w Bordeaux kreda ma taki sam zapach... A dzięki talentowi twórców będziemy mieli wrażenie, że sami przeżywamy przygody Mikołaja.

Ojciec nie zdążył opowiedzieć mi o swoim dzieciństwie, a jego śmierć przekreśliła moje.

5 listopada 1977 roku Mikołaj, Gotfryd, Kleofas, Rosół i inni spojrzeli w niebo. Papierowe postaci, jestem tego pewna, wiedzą, że twórca nigdy nie umiera...

Żywię do tego świata nieskończoną czułość, czułość, z jaką myśli się o dzieciństwie osób, które się gorąco kochało. I marzę, rozkoszując się humorem tych dwóch czarodziejów.

Po odejściu mojego ojca Sempé pozostał naszym wiernym przyjacielem. Moja matka i on ogromnie się lubili i czasem, kiedy jedliśmy wspólnie kolację, słyszałam, jak matka i Jean-Jacques śmieją się, wspominając dawne czasy.

Nie wszystkie historyjki jednak zostały wydane... I Gilberte Goscinny, moja matka, pragnęła jednego: dać czytelnikom okazję ponownego spotkania z Mikołajem i jego paczką, publikując niedrukowane dotąd przygody chłopca, którego tak lubiła. Raz jeszcze życie zdecydowało inaczej, kolejny uśmiech poszybował w niebo: matka nie zdążyła wprowadzić w czyn tego pomysłu.

Pewnego dnia spotkaliśmy się znowu z Jean-Jacques’em w restauracji na Saint-Germain-des-Prés. Pokazałam mu makiety tekstów ojca ozdobione jego rysunkami. Widzę jeszcze, jak wpatruje się w swoją kreskę... po jakichś czterdziestu latach... uśmiechając się (co za uśmiech!). Z entuzjazmem i bez namysłu przyłączył się do mojego projektu.

Razem pójdziemy z Mikołajem do szkoły. Oboje będziemy go trzymać za rękę.

Po długich wakacjach słynny uczeń w ogóle się nie zmienił. Oto osiemdziesiąt opowiadań i około dwustu pięćdziesięciu rysunków, które nam o nim mówią. O nim i o jego kolegach: Ananiaszu, Alceście, Rufusie, Euzebiuszu, Kleofasie, Joachimie, Maksencjuszu... I o Gotfrydzie, który w tym zbiorku ma duży udział. Gotfryd to ten, co ma bardzo bogatego tatę. Kiedy Mikołaj odwiedza go po raz pierwszy, stwierdza: „ma basen w kształcie nerki i jadalnię wielką jak restauracja”.

Jednak najlepszy przyjaciel Mikołaja to Alcest, grubas, który bez przerwy je.

„U nas na Święta – powiedziałem – będzie Bunia, ciocia Donata i stryjek Eugeniusz.

– A u nas – powiedział Alcest – będzie biała kiełbasa i indyk”.

Sama zostałam mamą małego chłopczyka i małej dziewczynki. Dlatego też zapewne uznałam, że nadszedł czas, aby ujawnić te ukryte skarby. Czy można bowiem w lepszy sposób mówić dzieciom o dziadku?

Niezależnie od osobistych powodów, opublikowanie tych niedrukowanych dotąd historii jest chyba czymś naturalnym. Skierowane są one do tych, którzy rozkosze czytania odkryli dzięki Mikołajkowi, lecz także do tych, którzy niedawno zaczęli chodzić do szkoły.

Siłą tych opowiadań jest to, że podbijają serca zarówno dzieci, jak dorosłych. Pierwsze się w nich rozpoznają, drudzy sobie siebie przypominają.

Anne GoscinnyROZDZIAŁ V. NOWI SĄSIEDZI

Nowi sąsiedzi

OD DZISIAJ RANA mamy nowych sąsiadów.

Mieliśmy już jednego sąsiada, pana Blédurt, który jest bardzo miły i który cały czas kłóci się z tatą, ale po drugiej stronie stał pusty dom do sprzedania. Tata korzystał, że nikt tam nie mieszka, i przerzucał przez płot suche liście z naszego ogrodu, a czasem też papiery i inne rzeczy. Ponieważ nie było nikogo, nie było żadnych problemów, nie tak jak wtedy kiedy tata rzucił skórkę od pomarańczy do ogrodu pana Blédurt, a potem pan Blédurt przez miesiąc się do niego nie odzywał.

No i w zeszłym tygodniu mama nam powiedziała, że sprzedawczyni jej powiedziała, że dom obok nas kupił pan Courteplaque, że pan Courteplaque jest kierownikiem działu z butami w domu towarowym „Mały Ciułacz”, na trzecim piętrze, że ma żonę, która lubi grać na fortepianie, i że mają dziewczynkę w moim wieku. Poza tym sprzedawczyni nic nie wiedziała, słyszała tylko, że przeprowadzką zajmuje się firma Van den Pluig i Spółka i że będzie za pięć dni, czyli dzisiaj.

– Przyjechali! Przyjechali! – krzyknąłem, kiedy zobaczyłem wielką ciężarówkę, na której ze wszystkich stron pisało Van den Pluig.

Tata i mama podeszli razem ze mną do okna w salonie.

Za ciężarówką zatrzymał się samochód, z którego wysiadł pan z mnóstwem krzaczastych brwi nad oczami, pani w sukience w kwiaty, z pakunkami i klatką z ptakiem i dziewczynka, w podobnym wieku co ja, która trzymała lalkę.

– Widziałeś sąsiadkę, jaka wyfiokowana? – spytała tatę mama. – Wygląda, jakby się ubrała w zasłonę!

– Tak – powiedział tata. – Myślę, że ich samochód to starszy model od mojego.

Z ciężarówki wysiedli robotnicy i kiedy pan otwierał furtkę do ogrodu i drzwi do domu, pani coś im tłumaczyła, wymachując klatką. Dziewczynka skakała wokół niej, a potem pani jej coś powiedziała i dziewczynka przestała skakać.

– Mogę wyjść do ogrodu? – spytałem.

– Tak – odpowiedział tata. – Ale nie przeszkadzaj nowym sąsiadom.

– I nie patrz na nich jak na jakieś dziwadła – dodała mama. – Nie można być niedyskretnym!

I wyszła razem ze mną, bo powiedziała, że koniecznie trzeba podlać begonie.

Kiedy weszliśmy do ogrodu, robotnicy wyciągali z ciężarówki mnóstwo mebli i stawiali je na chodniku, gdzie pan Blédurt mył swój samochód. Zdziwiło mnie to, bo kiedy pan Blédurt myje samochód, zwykle robi to w garażu. Szczególnie kiedy pada deszcz, tak jak dzisiaj.

– Uwaga na mój fotel Ludwik XVI! – krzyczała pani. – Przykryjcie go, żeby się nie zamoczył, tapicerka jest niezwykle cenna!

Potem robotnicy wynieśli wielki fortepian, który wyglądał na strasznie ciężki.

– Ostrożnie! – krzyknęła pani. – To koncertowy Dreyel. Jest bardzo drogi!

Najbiedniejszy musiał być ptak, bo pani bez przerwy machała klatką.

Potem robotnicy zaczęli wnosić meble do domu. Pani chodziła za nimi i cały czas tłumaczyła, że nie wolno im niczego uszkodzić, bo to są bardzo wartościowe rzeczy. Nie rozumiałem tylko, dlaczego tak głośno krzyczy – może dlatego że robotnicy nie słuchali i cały czas robili sobie żarty.

Podszedłem do płotu i zobaczyłem dziewczynkę, która podskakiwała raz na jednej, raz na drugiej nodze.

– Cześć – powiedziała – jestem Jadwinia, a ty?

– Ja jestem Mikołaj – powiedziałem i, głupia sprawa, zrobiłem się cały czerwony.

– Chodzisz do szkoły? – spytała.

– Tak – odpowiedziałem.

– Ja też – powiedziała Jadwinia. – I miałam świnkę.

– A umiesz tak zrobić? – zapytałem i fiknąłem koziołka.

Dobrze, że mama nie patrzyła, bo od mokrej trawy robią się na koszuli plamy.

– Tam gdzie przedtem mieszkałam – powiedziała Jadwinia – był taki chłopak, co potrafił fiknąć trzy, jeden po drugim!

– Phi! – powiedziałem. – Ja mogę fiknąć, ile zechcę, zaraz zobaczysz!

I zacząłem fikać koziołki, ale tym razem miałem pecha, bo mama mnie zobaczyła.

– Czemu się tarzasz po trawie? – krzyknęła mama. – Spójrz, jak ty wyglądasz! A w ogóle to co to za pomysł tkwić na dworze w taką pogodę!

Wtedy z domu wyszedł tata i zapytał:

– Co się dzieje?

– Nic! – powiedziałem. – Fikałem koziołki, jak wszyscy.

– Pokazywał mi – powiedziała Jadwinia. – Jest niezły.

– Jadwiniu! – krzyknął pan Courteplaque. – Co tam robisz pod płotem?

– Bawiłam się z chłopczykiem, który mieszka obok – wyjaśniła Jadwinia.

Pan Courteplaque podszedł ze swoimi krzaczastymi brwiami i powiedział Jadwini, że ma zaraz iść do domu, żeby pomagać mamie.

Tata podszedł do płotu z szerokim uśmiechem na twarzy:

– Trzeba dzieciakom wybaczyć – powiedział. – To miłość od pierwszego wejrzenia.

Pan Courteplaque poruszył brwiami, ale się nie roześmiał.

– To pan jest nowym sąsiadem? – spytał.

– He! he! – zaśmiał się tata. – Niezupełnie. Nowym sąsiadem jest pan, he! he!

– Taaak – powiedział pan Courteplaque. – To niech pan będzie tak dobry i przestanie wrzucać mi swoje paskudztwa przez płot!

Tata przestał się śmiać i zrobił wielkie oczy.

– Owszem – mówił dalej pan Courteplaque. – Mój ogród to nie wysypisko śmieci!

To się tacie nie spodobało.

– Zaraz – powiedział tata. – Czego się pan mnie czepia? Rozumiem, że jest pan zdenerwowamy przeprowadzką, ale jednak...

– Nie jestem zdenerwowany – krzyknął pan Courteplaque – ale jeśli nie chce pan kłopotów, to niech pan przestanie traktować tę posiadłość jak śmietnik. To przechodzi ludzkie pojęcie!

– A pan niech nie zgrywa ważniaka, ze swoją starą landarą i dziadowskimi meblami, myślałby kto! – krzyknął tata.

– Ach tak? – spytał pan Courteplaque. – No to zobaczymy! A póki co, zwracam, co do pana należy!

Pan Courteplaque się schylił i zaczął przerzucać do naszego ogrodu zeschnięte liście, papiery i trzy butelki. A potem poszedł do swojego domu.

Tata stał chwilę z otwartymi ustami. Potem odwrócił się do pana Blédurt, który na chodniku wciąż pucował samochód, i powiedział:

– Coś takiego! Widziałeś, Blédurt?

A pan Blédurt skrzywił się z niesmakiem i powiedział:

– Tak, widziałem. Odkąd masz nowego sąsiada, ja przestałem istnieć. Och! Wszystko jasne.

I poszedł do siebie do domu.

Podobno pan Blédurt jest zazdrosny.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: