Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Obrońcy skarbów - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
26 lutego 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Obrońcy skarbów - ebook

Poznaj bestsellerowy pierwowzór głośnego filmu! Kiedy wojska hitlerowskie stopniowo podporządkowywały sobie coraz nowsze kraje Europy, jednym z ich zadań było wyszukiwanie i przywłaszczanie sobie najciekawszych europejskich dzieł sztuki. Hitler planował część z nich umieścić w swojej prywatnej kolekcji lub muzeum swojego imienia, a inne, te według niego "zdegenerowane" – po prostu zniszczyć, wymazując tym samym wybrane karty z dziedzictwa kulturowego ludzkości.

By temu zapobiec, współpracujące rządy Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii powołały specjalną grupę operacyjną nazwaną Monuments Men. Złożona z ekspertów, koneserów i historyków sztuki jednostka stanęła przed niełatwym zadaniem ochrony długiej tradycji światowej sztuki przed barbarzyństwem Führera.

Książka Edsela, której akcja toczy się na przestrzeni jedenastu miesięcy dzielących Lądowanie w Normandii i koniec wojny, opisuje sensacyjne losy specjalnej jednostki całkowicie oddanej swojej misji i walczącej po żołniersku głównie przy użyciu inteligencji, sprytu i odwagi.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7881-323-1
Rozmiar pliku: 11 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Co­kol­wiek zna­czy­ły te ob­ra­zy dla lu­dzi z po­przed­nie­go po­ko­le­nia, obec­nie są one czymś wię­cej niż tyl­ko dzie­ła­mi sztu­ki. Dzi­siaj sym­bo­li­zu­ją ludz­kie­go du­cha i świat przez nie­go stwo­rzo­ny . Ak­cep­tu­jąc spu­ści­znę ar­ty­stycz­ną, po­twier­dza­my dą­że­nie ame­ry­kań­skie­go na­ro­du do tego, by wol­ność ludz­kie­go du­cha i umy­słu, dzię­ki któ­rym po­wsta­ły wiel­kie dzie­ła sztu­ki i cała na­uka, nie zo­sta­ły cał­kiem zdu­szo­ne.

Pre­zy­dent Fran­klin D. Ro­ose­velt, ce­re­mo­nia otwar­cia Na­tio­nal Gal­le­ry of Art, 17 mar­ca 1941

Kie­dyś na­zy­wa­no to gra­bie­żą. Dzi­siaj jed­nak wszyst­ko przy­bra­ło bar­dziej oględ­ne for­my. Mimo to za­mie­rzam gra­bić, i to gra­bić sys­te­ma­tycz­nie.

Mar­sza­łek Rze­szy Her­mann Göring, prze­mó­wie­nie na kon­fe­ren­cji ko­mi­sa­rzy oku­po­wa­nych te­ry­to­riów i do­wód­ców woj­sko­wych, Ber­lin, 6 sierp­nia 1942SŁOWO OD AUTORA

Więk­szość z nas jest świa­do­ma fak­tu, że II woj­na świa­to­wa była naj­bar­dziej nisz­czy­ciel­ską woj­ną w hi­sto­rii ludz­ko­ści. Wie­my, ile ludz­kich ist­nień po­chło­nę­ła, wi­dzie­li­śmy znisz­czo­ne mia­sta Eu­ro­py. Ale ilu z nas prze­mie­rza­ło wspa­nia­łe mu­zea, ta­kie jak Luwr, na­pa­wa­ło się ci­szą ka­te­dry w Char­tres lub po­dzi­wia­ło za­chwy­ca­ją­cą Ostat­nią Wie­cze­rzę Le­onar­da da Vin­ci, za­sta­na­wia­jąc się jed­no­cze­śnie: „W jaki spo­sób tyle za­byt­ków i wiel­kich dzieł sztu­ki prze­trwa­ło woj­nę? Kim byli lu­dzie, któ­rzy je ura­to­wa­li?”.

Waż­niej­sze wy­da­rze­nia II woj­ny świa­to­wej – atak na Pe­arl Har­bor, D-Day, bi­twa o Ar­de­ny – utrwa­li­ły się w na­szej zbio­ro­wej świa­do­mo­ści w rów­nym stop­niu jak ty­tu­ły ksią­żek czy fil­mów – Kom­pa­nia Bra­ci, The Gre­atest Ge­ne­ra­tion, Sze­re­go­wiec Ryan, Li­sta Schin­dle­ra – albo na­zwi­ska au­to­rów, re­ży­se­rów i ak­to­rów – Am­bro­se, Bro­kaw, Spiel­berg, Hanks, któ­rzy oży­wi­li dla nas epic­kie wy­da­rze­nia i he­ro­izm tam­tych cza­sów.

A gdy­bym wam po­wie­dział, że ist­nie­je pew­na hi­sto­ria do­ty­czą­ca II woj­ny świa­to­wej, któ­rej jesz­cze nie na­pi­sa­no, opo­wieść dzie­ją­ca się w sa­mym ser­cu wo­jen­nej za­wie­ru­chy, a jej bo­ha­te­ra­mi są lu­dzie zu­peł­nie wam nie­zna­ni? A gdy­bym wam po­wie­dział, że pew­na gru­pa lu­dzi dzia­ła­ją­cych na li­niach fron­tu do­słow­nie ura­to­wa­ła świat, w ja­kim obec­nie ży­je­my; lu­dzi, któ­rzy nie mie­li ka­ra­bi­nów, nie pro­wa­dzi­li czoł­gów, nie byli też mę­ża­mi sta­nu; lu­dzi, któ­rzy nie tyl­ko po­tra­fi­li wy­obra­zić so­bie po­twor­ne za­gro­że­nie dla naj­więk­szych kul­tu­ro­wych i ar­ty­stycz­nych osią­gnięć na­szej cy­wi­li­za­cji, ale i wy­szli na li­nie fron­tu, by temu za­po­biec?

Tych bez­i­mien­nych bo­ha­te­rów na­zy­wa­no obroń­ca­mi za­byt­ków; ci żoł­nie­rze bra­li udział w ope­ra­cjach sprzy­mie­rzo­nych sił za­chod­nich od 1943 do 1951 roku. Po­cząt­ko­wo ich za­da­niem było zmniej­sze­nie roz­mia­rów znisz­czeń, głów­nie de­wa­sta­cji ko­ścio­łów, mu­ze­ów i in­nych waż­nych za­byt­ków. Kie­dy w mia­rę po­stę­pu walk prze­rwa­no gra­ni­cę nie­miec­ką, za­ję­li się oni przede wszyst­kim lo­ka­li­za­cją ar­cy­dzieł i wszel­kich przed­mio­tów kul­tu­ry skra­dzio­nych lub po­zo­sta­ją­cych w nie­zna­nym miej­scu. Pod­czas oku­pa­cji Eu­ro­py Hi­tler i na­zi­ści do­ko­na­li „naj­więk­szej kra­dzie­ży w hi­sto­rii”, za­gra­bia­jąc i wy­wo­żąc do III Rze­szy po­nad pięć mi­lio­nów dzieł sztu­ki.

Wy­si­łek za­chod­nich alian­tów, uak­tyw­nio­ny przez obroń­ców za­byt­ków, przy­brał po­stać „naj­więk­szych w dzie­jach po­szu­ki­wań skar­bów”, o czym świad­czą licz­ne nie­wy­obra­żal­ne i nie­sa­mo­wi­te hi­sto­rie, ja­kie mogą się zda­rzyć tyl­ko pod­czas woj­ny. Była to też wal­ka z cza­sem. Dzie­siąt­ki ty­się­cy naj­więk­szych świa­to­wych dzieł sztu­ki skra­dzio­nych przez na­zi­stów – jak choć­by bez­cen­ne ob­ra­zy Le­onar­da da Vin­ci, Jana Ver­me­era i Rem­brand­ta czy rzeź­by Mi­cha­ła Anio­ła i Do­na­tel­la – ukry­to w naj­bar­dziej nie­praw­do­po­dob­nych miej­scach. Sta­ło się to in­spi­ra­cją po­wsta­nia współ­cze­snych zna­nych ikon, ta­kich jak Pa­łac Śpią­cej Kró­lew­ny w Di­sney­lan­dzie czy film Dźwię­ki mu­zy­ki. Nie­któ­rzy z na­zi­stow­skich fa­na­ty­ków bę­dą­cy w po­sia­da­niu za­gra­bio­nych cen­nych przed­mio­tów wy­zna­wa­li po­gląd, że je­śli III Rze­sza ich nie zdo­bę­dzie, to resz­ta świa­ta też ich nie do­sta­nie.

Osta­tecz­nie oko­ło 350 męż­czyzn i ko­biet z dwu­na­stu kra­jów za­cią­gnę­ło się do służ­by w Sek­cji Za­byt­ków, Dzieł Sztu­ki i Ar­chi­wów (MFAA) – jak­że nie­wiel­ka była to licz­ba w sto­sun­ku do mi­lio­nów wal­czą­cych żoł­nie­rzy. W ostat­nich dniach woj­ny (8 maja 1945 roku) je­dy­nie oko­ło sześć­dzie­się­ciu z nich słu­ży­ło w Eu­ro­pie, byli to głów­nie Ame­ry­ka­nie i Bry­tyj­czy­cy. W ob­fi­tu­ją­cych w za­byt­ki Wło­szech dzia­ła­ło dwu­dzie­stu dwóch ofi­ce­rów sek­cji ochro­ny za­byt­ków. W cią­gu pierw­szych mie­się­cy po D-Day (6 czerw­ca 1944 roku) w Nor­man­dii znaj­do­wa­ło się ich, nie­ste­ty, tyl­ko kil­ku. Przed koń­cem ba­ta­lii do­sy­ła­no stop­nio­wo ko­lej­nych dwu­dzie­stu pię­ciu ochot­ni­ków. Na bar­kach tych lu­dzi spo­czy­wa­ła ogrom­na od­po­wie­dzial­ność, mie­li za­jąć się ochro­ną za­byt­ków pół­noc­nej Eu­ro­py. Za­da­niem po­zor­nie nie­moż­li­wym do wy­ko­na­nia.

Po­cząt­ko­wo chcia­łem opo­wie­dzieć hi­sto­rię dzia­łal­no­ści obroń­ców za­byt­ków w ca­łej Eu­ro­pie, sku­pia­jąc się na wy­da­rze­niach mię­dzy czerw­cem 1944 a ma­jem 1945 roku i uka­zu­jąc losy ośmiu ofi­ce­rów słu­żą­cych na fron­cie oraz dwóch po­sta­ci klu­czo­wych, w tym jed­nej ko­bie­ty, wy­ko­rzy­stu­jąc ich dzien­ni­ki po­lo­we, pa­mięt­ni­ki, ra­por­ty wo­jen­ne, a tak­że li­sty pi­sa­ne z li­nii fron­tu do żon, dzie­ci i człon­ków ro­dzi­ny. Jed­nak ze wzglę­du na ogrom ma­te­ria­łu i de­ter­mi­na­cję, by su­mien­nie prze­ka­zać całą hi­sto­rię, rę­ko­pis na­brał ta­kich roz­mia­rów, że z ża­lem mu­sia­łem wy­od­ręb­nić z nie­go część do­ty­czą­cą dzia­łal­no­ści obroń­ców za­byt­ków we Wło­szech. Tak więc pół­noc­na Eu­ro­pa – głów­nie Fran­cja, Ho­lan­dia, Niem­cy i Au­stria – jest w mo­jej opo­wie­ści po­li­go­nem, któ­ry po­zwa­la zro­zu­mieć wy­sił­ki tych lu­dzi.

Ofi­ce­ro­wie z sek­cji ochro­ny za­byt­ków De­ane Kel­ler i Fre­de­rick Hartt – Ame­ry­ka­nie, oraz John Bry­an Ward-Per­kins – Bry­tyj­czyk, jak i inni, do­świad­czy­li nie­wia­ry­god­nych przy­gód pod­czas trud­nej pra­cy we Wło­szech. Pro­wa­dząc po­szu­ki­wa­nia, na­tra­fi­li­śmy na ogrom­nie wzru­sza­ją­ce i od­kryw­cze li­sty, jed­no­znacz­nie uka­zu­ją­ce, ja­kim cię­ża­rem była dla ich au­to­rów od­po­wie­dzial­ność za obro­nę tej nie­po­wta­rzal­nej ko­leb­ki cy­wi­li­za­cji. O wy­jąt­ko­wych do­świad­cze­niach bo­ha­te­rów we Wło­szech, cy­tu­jąc ich sło­wa, na­pi­szę w ko­lej­nej książ­ce.

Po­zwo­li­łem so­bie wpro­wa­dzić dia­log dla za­cho­wa­nia cią­gło­ści nar­ra­cji, ale w ża­den spo­sób nie obej­mu­je on spraw istot­nych i za­wsze jest opar­ty na ob­szer­nej do­ku­men­ta­cji. Przez cały czas sta­ra­łem się nie tyl­ko zro­zu­mieć i prze­ka­zać fak­ty, lecz tak­że za­pre­zen­to­wać oso­bo­wo­ści i punkt wi­dze­nia bo­ha­te­rów, jak rów­nież ich do­świad­cze­nia. Ana­li­zo­wa­łem tę sy­tu­ację post fac­tum i ist­nie­je praw­do­po­do­bień­stwo róż­ni­cy opi­nii, co jest jed­nym z wiel­kich wy­zwań hi­sto­rii. Za wszel­kie błę­dy w osą­dzie wy­łącz­nie ja po­no­szę od­po­wie­dzial­ność.

W isto­cie książ­ka Obroń­cy skar­bów jest hi­sto­rią po­je­dyn­czych jed­no­stek: opo­wie­ścią o lu­dziach. Po­zwól­cie, że przed­sta­wię wam hi­sto­rię jed­nej z tych osób. 1 paź­dzier­ni­ka 2006 roku po­le­cia­łem do Wil­liam­stown w sta­nie Mas­sa­chu­setts, by prze­pro­wa­dzić wy­wiad z obroń­cą za­byt­ków S. La­nem Fa­iso­nem Ju­nio­rem, któ­ry słu­żył też w Biu­rze Służb Stra­te­gicz­nych, bę­dą­cym pre­kur­so­rem CIA (Cen­tral­nej Agen­cji Wy­wia­dow­czej). Lane przy­był do Nie­miec la­tem 1945 roku i udał się szyb­ko do Al­taus­see w Au­strii, gdzie asy­sto­wał przy prze­słu­cha­niach naj­waż­niej­szych wy­so­kich urzęd­ni­ków na­zi­stow­skich za­trzy­ma­nych przez za­chod­nich alian­tów. Przede wszyst­kim miał się do­wie­dzieć jak naj­wię­cej o ko­lek­cji dzieł sztu­ki Hi­tle­ra i pla­nach do­ty­czą­cych jego mu­zeum. Po woj­nie przez pra­wie trzy­dzie­ści lat Lane uczył hi­sto­rii sztu­ki w Wil­liams Col­le­ge, prze­ka­zu­jąc uczniom wie­dzę i dzie­ląc się z nimi zna­jo­mo­ścią te­ma­tu w tej dzie­dzi­nie, bez wzglę­du na ich za­pał do na­uki. Wy­cho­wan­ko­wie sta­li się be­ne­fi­cjen­ta­mi jego za­wo­do­wej spu­ści­zny, do­ty­czy to zwłasz­cza osób kie­ru­ją­cych czo­ło­wy­mi ame­ry­kań­ski­mi mu­ze­ami, na­le­żą do nich: Tho­mas Krens (So­lo­mon R. Gug­gen­he­im Fo­un­da­tion, 1988–2008), Ja­mes Wood (J. Paul Get­ty Trust, 2004 – do chwi­li obec­nej), Mi­cha­el Go­van (Los An­ge­les Co­un­ty Mu­seum of Art, 2006 – do chwi­li obec­nej), Jack Lane (Dal­las Mu­seum of Art, 1999–2007), Earl A. „Ru­sty” Po­well III (Na­tio­nal Gal­le­ry of Art, Wa­shing­ton, D.C., 1992 – do chwi­li obec­nej) i le­gen­dar­ny Kirk Var­ne­doe (Mu­seum of Mo­dern Art, 1986–2001).

Po­mi­mo swo­ich 98 lat Lane wy­da­wał się w do­brej kon­dy­cji. Jed­nak Gor­don, je­den z jego czte­rech sy­nów, ostrzegł mnie, że „tata po­zo­sta­je na ja­wie nie dłu­żej niż pół go­dzi­ny, dla­te­go nie bądź za­sko­czo­ny, je­śli nie do­wiesz się zbyt wie­le od nie­go”. Co to była za roz­mo­wa! Trwa­ła pra­wie trzy go­dzi­ny, pod­czas któ­rych Lane kart­ko­wał moją pierw­szą książ­kę Re­scu­ing Da Vin­ci, fo­to­gra­ficz­ny hołd dla wy­sił­ków obroń­ców za­byt­ków. Co ja­kiś czas wpa­try­wał się in­ten­syw­nie w ilu­stra­cje, któ­re zda­wa­ły się prze­no­sić go w prze­szłość. Pod wpły­wem roz­bu­dzo­nej pa­mię­ci co i rusz w jego oczach po­ja­wiał się błysk i ge­sty­ku­lu­jąc żywo, opo­wia­dał mi ko­lej­ne zdu­mie­wa­ją­ce hi­sto­rie, aż wresz­cie obaj uzna­li­śmy, że po­trze­bu­je­my od­po­czyn­ku. Gor­don nie wie­rzył wła­snym oczom, po­dob­nie jak póź­niej jego bra­cia.

Już go­to­wy do wyj­ścia, pod­sze­dłem do fo­te­la z pod­nóż­kiem i wy­cią­gną­łem rękę, by mu po­dzię­ko­wać. Lane uści­snął ją moc­no obie­ma dłoń­mi i przy­cią­gnął mnie do sie­bie. „Całe ży­cie cze­ka­łem na spo­tka­nie z tobą” – po­wie­dział mi. Dzie­sięć dni póź­niej, na ty­dzień przed swo­imi dzie­więć­dzie­sią­ty­mi dzie­wią­ty­mi uro­dzi­na­mi zmarł. W Dzień We­te­ra­na.GŁÓWNE POSTACI

Ma­jor Ro­nald Ed­mund Bal­fo­ur, ka­na­dyj­ska 1. Ar­mia. Wiek w 1944 roku: 40. Uro­dzo­ny: Oxford­shi­re, Wiel­ka Bry­ta­nia; Bal­fo­ur, hi­sto­ryk z Cam­brid­ge Uni­ver­si­ty, był, jak mó­wią Bry­tyj­czy­cy, „dżen­tel­me­nem na­ukow­cem”: ka­wa­ler od­da­ny ży­ciu in­te­lek­tu­al­ne­mu bez am­bi­cji zdo­by­cia wy­róż­nień czy po­zy­cji. Bę­dąc gor­li­wym pro­te­stan­tem, za­czął pra­cę jako na­uko­wiec zaj­mu­ją­cy się hi­sto­rią, by po­tem po­świę­cić się stu­diom ko­ściel­nym. Naj­więk­szym skar­bem była jego ogrom­na bi­blio­te­ka.

Sze­re­go­wy Har­ry Et­tlin­ger, ame­ry­kań­ska 7. Ar­mia. Wiek: 18. Uro­dzo­ny: Karls­ru­he, Niem­cy (imi­gro­wał do Ne­wark, stan New Jer­sey). Jako nie­miec­ki Żyd Et­tlin­ger, ra­zem z ro­dzi­ną, uciekł przed na­zi­stow­ski­mi prze­śla­do­wa­nia­mi w 1938 roku. W roku 1944 po ukoń­cze­niu szko­ły śred­niej w Ne­wark zo­stał wcie­lo­ny do woj­ska. Znacz­ną część służ­by spę­dził, zaj­mu­jąc się woj­sko­wą biu­ro­kra­cją, za­nim pod ko­niec maja 1945 roku zna­lazł swo­ją ni­szę.

Ka­pi­tan Wal­ker Han­cock, ame­ry­kań­ska 1. Ar­mia. Wiek: 43. Uro­dzo­ny: St. Lo­uis, stan Mis­so­uri, Sta­ny Zjed­no­czo­ne Ame­ry­ki. Zna­ny rzeź­biarz, któ­ry przed woj­ną otrzy­mał pre­sti­żo­wą na­gro­dę Prix de Rome i w 1942 roku za­pro­jek­to­wał Army Air Me­dal. Ser­decz­ny i pe­łen opty­mi­zmu, pi­sał czę­sto do swo­jej wiel­kiej mi­ło­ści, Sa­imy Nat­ti, któ­rą po­ślu­bił za­le­d­wie dwa ty­go­dnie przed roz­po­czę­ciem służ­by w Eu­ro­pie. W pra­cy za­wsze pe­łen cie­pła, ma­rzył o domu z pra­cow­nią w Glo­uce­ster, w Mas­sa­chu­setts, w któ­rym mo­gli­by miesz­kać i pra­co­wać.

Ka­pi­tan Wal­ter Huch­thau­sen – „Hutch”, ame­ry­kań­ska 9. Ar­mia. Wiek: 40. Uro­dzo­ny: Per­ry, stan Okla­ho­ma, Sta­ny Zjed­no­czo­ne Ame­ry­ki. Przy­stoj­ny ka­wa­ler o chło­pię­cej uro­dzie, był czyn­nym ar­chi­tek­tem i pro­fe­so­rem pro­jek­to­wa­nia na Uni­ver­si­ty of Min­ne­so­ta. Sta­cjo­no­wał głów­nie w nie­miec­kim Aachen i był od­po­wie­dzial­ny za znacz­ną część pół­noc­no-wschod­nich Nie­miec.

Ja­cqu­es Jau­jard, dy­rek­tor Fran­cu­skich Mu­ze­ów Na­ro­do­wych. Wiek: 49. Uro­dzo­ny: Asni­ères, Fran­cja. Jako dy­rek­tor Fran­cu­skich Mu­ze­ów Na­ro­do­wych Jau­jard od­po­wia­dał za bez­pie­czeń­stwo na­ro­do­wej ko­lek­cji dzieł sztu­ki pod­czas na­zi­stow­skiej oku­pa­cji od 1940 do 1944 roku. Był sze­fem, men­to­rem i po­wier­ni­kiem Rose Val­land, wiel­kiej bo­ha­ter­ki fran­cu­skie­go kul­tu­ro­we­go es­ta­bli­sh­men­tu.

Star­szy sze­re­go­wy Lin­coln Kir­ste­in, ame­ry­kań­ska 3. Ar­mia. Wiek: 37. Uro­dzo­ny: Ro­che­ster, stan Nowy Jork, Sta­ny Zjed­no­czo­ne Ame­ry­ki. Kir­ste­in był im­pre­sa­riem kul­tu­ry i pa­tro­nem sztu­ki. Czło­wiek wy­bit­ny, lecz po­dat­ny na zmia­ny na­stro­ju i de­pre­sję, za­ło­ży­ciel le­gen­dar­ne­go Ba­le­tu No­wo­jor­skie­go, uwa­ża­ny za waż­ną po­stać w świe­cie kul­tu­ry swo­jej epo­ki. Jed­nak, bę­dąc jed­nym z naj­niż­szych stop­niem człon­ków MFAA, peł­nił funk­cję asy­sten­ta – bar­dzo kom­pe­tent­ne­go – ka­pi­ta­na Ro­ber­ta Po­seya.

Ka­pi­tan Ro­bert Po­sey, ame­ry­kań­ska 3. Ar­mia. Wiek: 40. Uro­dzo­ny: Mor­ris, stan Ala­ba­ma, Sta­ny Zjed­no­czo­ne Ame­ry­ki. Wy­cho­wa­ny w bie­dzie na far­mie, Po­sey ukoń­czył Au­burn Uni­ver­si­ty na Wy­dzia­le Ar­chi­tek­tu­ry dzię­ki sty­pen­dium szko­ły ofi­ce­rów re­zer­wy. On je­den wśród człon­ków MFAA był bar­dzo dum­ny z 3. Ar­mii i z jej le­gen­dar­ne­go do­wód­cy, ge­ne­ra­ła Geo­r­ge’a S. Pat­to­na Ju­nio­ra. Pi­sał czę­sto do swo­jej żony Ali­ce oraz zbie­rał pocz­tów­ki i pa­miąt­ki dla syn­ka Den­ni­sa, któ­re­go na­zy­wał „Wo­ogie”.

Pod­po­rucz­nik Ja­mes J. Ro­ri­mer, stre­fa łącz­no­ści i ame­ry­kań­ska 7. Ar­mia. Wiek: 39. Uro­dzo­ny: Cle­ve­land, stan Ohio, Sta­ny Zjed­no­czo­ne Ame­ry­ki. Ro­ri­mer był cu­dow­nym dziec­kiem mu­ze­al­ne­go świa­ta i już w mło­dym wie­ku ob­jął funk­cję ku­sto­sza w Me­tro­po­li­tan Mu­seum of Art. Spe­cja­li­zo­wał się w sztu­ce śre­dnio­wie­cza i znacz­nie przy­czy­nił do za­ło­że­nia Clo­isters, od­dzia­łu Met, w któ­rym zgro­ma­dzo­no ko­lek­cję dzieł śre­dnio­wiecz­nych przy udzia­le wiel­kie­go pa­tro­na, Joh­na D. Roc­ke­fel­le­ra Ju­nio­ra. Od­de­le­go­wa­ny do Pa­ry­ża, ogrom­ną de­ter­mi­na­cją, chę­cią wal­ki z sys­te­mem i mi­ło­ścią do wszyst­kie­go, co fran­cu­skie, zjed­nał so­bie sym­pa­tię Rose Val­land. Do suk­ce­sów w od­na­le­zie­niu ukry­tych przez na­zi­stów skar­bów w du­żym stop­niu przy­czy­ni­ły się ich wza­jem­ne re­la­cje. Żona, Ka­the­ri­ne, tak­że pra­co­wa­ła w Me­tro­po­li­tan Mu­seum, a jego cór­ka Anne uro­dzi­ła się w cza­sie, gdy od­by­wał służ­bę, a więc nie wi­dział jej przez po­nad dwa lata.

Po­rucz­nik Geo­r­ge Sto­ut, ame­ry­kań­ska 1. i 12. Ar­mia. Wiek: 47. Uro­dzo­ny: Win­ter­set, stan Iowa, Sta­ny Zjed­no­czo­ne Ame­ry­ki. Wy­róż­nia­ją­ca się po­stać wśród nie­licz­nych kon­ser­wa­to­rów dzieł sztu­ki. Jako je­den z pierw­szych w Ame­ry­ce zro­zu­miał, jak bar­dzo na­zi­stow­ski atak za­gra­ża kul­tu­ro­we­mu dzie­dzic­twu Eu­ro­py, i na­kło­nił spo­łecz­ność pra­cow­ni­ków mu­ze­ów wraz z do­wódz­twem ar­mii do utwo­rze­nia sek­cji kon­ser­wa­cji dzieł sztu­ki. Jako ofi­cer szta­bo­wy słu­żył radą i za­chę­tą po­zo­sta­łym obroń­com za­byt­ków w pół­noc­nej Eu­ro­pie, bę­dąc dla nich przy­kła­dem i przy­ja­cie­lem. Ele­ganc­ki, o nie­na­gan­nych ma­nie­rach, zna­ny był ze skru­pu­lat­no­ści i do­kład­no­ści. We­te­ran I woj­ny świa­to­wej. Po­zo­sta­wił żonę Mar­gie i ma­łe­go syna. Jego naj­star­szy syn słu­żył w ame­ry­kań­skiej ma­ry­nar­ce wo­jen­nej.

Rose Val­land, tym­cza­so­wy ku­stosz mu­zeum Jeu de Pau­me. Wiek: 46. Uro­dzo­na: Sa­int-Etien­ne-de-Sa­int-Geo­irs, Fran­cja. Rose Val­land, ko­bie­ta wy­cho­wa­na w skrom­nych wa­run­kach na fran­cu­skiej pro­win­cji, sta­ła się wiel­ką bo­ha­ter­ką fran­cu­skie­go świa­ta kul­tu­ry. Gdy na­zi­ści za­ję­li Pa­ryż, od daw­na pra­co­wa­ła już jako wo­lon­ta­riusz­ka w przy­le­głym do Luw­ru mu­zeum Jeu de Pau­me. Bę­dąc ko­bie­tą skrom­ną, lecz sta­now­czą, nie­rzu­ca­ją­cą się w oczy stro­jem ani za­cho­wa­niem, wkra­dła się w ła­ski na­zi­stów w Jeu de Pau­me, dzię­ki cze­mu mo­gła ich szpie­go­wać przez czte­ry lata oku­pa­cji. Po uwol­nie­niu Pa­ry­ża zdo­by­te przez nią in­for­ma­cje oka­za­ły się klu­czo­we dla od­szu­ka­nia zra­bo­wa­nych we Fran­cji dzieł sztu­ki.CZĘŚĆ PIERWSZA¹ MISJA 1938–1944

Przed nami dłu­ga dro­ga. To, że znaj­dzie­my od­po­wied­nich lu­dzi, jest tak samo pew­ne jak to, że słoń­ce wscho­dzi. Fał­szy­wa re­pu­ta­cja, gład­ka mowa, ład­ne słów­ka i atrak­cyj­na otocz­ka, wszyst­ko to od­kry­je­my i po­zbę­dzie­my się tego. Moc­ne, zdro­we przy­wódz­two i że­la­zna de­ter­mi­na­cja w ob­li­czu znie­chę­ce­nia, ry­zy­ka i na­wa­łu obo­wiąz­ków za­wsze będą cha­rak­te­ry­zo­wać czło­wie­ka, któ­ry do­wo­dzi świet­ną jed­nost­ką. Do tego po­trze­bu­je pie­kiel­nie du­żej wy­obraź­ni – nie­ustan­nie zdu­mie­wa mnie brak twór­cze­go my­śle­nia . I wresz­cie ktoś taki musi umieć za­po­mnieć o so­bie i o wła­snej ka­rie­rze. Nie­daw­no zwol­ni­łem dwóch star­szych stop­niem ofi­ce­rów, bo za­czę­li się za­mar­twiać „nie­spra­wie­dli­wo­ścią”, „nie­uczci­wo­ścią”, „pre­sti­żem” i czym tam jesz­cze!

Na­czel­ny do­wód­ca ge­ne­rał Dwi­ght Da­vid Eisen­ho­wer w li­ście do ge­ne­ra­ła Ver­no­na Pri­char­da, 27 sierp­nia 1942

My­ślę, że na­szy­mi atu­ta­mi było to, iż by­li­śmy nie­zna­ni i nikt nam nie za­wra­cał gło­wy – no i nie mie­li­śmy pie­nię­dzy.

John Get­tens, dział kon­ser­wa­cji w Fogg Mu­seum, o osią­gnię­ciach na­uko­wych do­ko­na­nych ra­zem z Geo­r­ge’em Sto­utem, 1927–1932OBROŃCY ZABYTKÓW

Obroń­cy za­byt­ków sta­no­wi­li gru­pę ko­biet i męż­czyzn z trzy­na­stu kra­jów. Więk­szość z nich zgło­si­ła się na ochot­ni­ka do nowo po­wsta­łej Sek­cji Za­byt­ków, Dzieł Sztu­ki i Ar­chi­wów (MFAA). Wie­lu z pierw­szych ochot­ni­ków po­sia­da­ło fa­cho­wą wie­dzę, bę­dąc dy­rek­to­ra­mi mu­ze­ów, ku­sto­sza­mi, na­ukow­ca­mi, na­uczy­cie­la­mi, ar­ty­sta­mi, ar­chi­tek­ta­mi czy ar­chi­wi­sta­mi. Za­kres ich obo­wiąz­ków był ja­sno okre­ślo­ny: ura­to­wać jak naj­więk­szą część kul­tu­ro­we­go dzie­dzic­twa Eu­ro­py pod­czas dzia­łań wo­jen­nych.

Utwo­rze­nie sek­cji MFAA było god­nym uwa­gi eks­pe­ry­men­tem. Po raz pierw­szy ar­mia pro­wa­dzą­ca woj­nę sta­ra­ła się zmniej­szyć znisz­cze­nia dóbr kul­tu­ry, nie po­sia­da­jąc od­po­wied­nie­go trans­por­tu, za­opa­trze­nia, per­so­ne­lu czy do­świad­cze­nia. Na pierw­szy rzut oka lu­dzie, któ­rym po­wie­rzo­no tę mi­sję, nie wy­glą­da­li na kan­dy­da­tów na bo­ha­te­rów. Wśród pierw­szych sześć­dzie­się­ciu, któ­rzy słu­ży­li na po­lach wal­ki w Afry­ce Pół­noc­nej i w Eu­ro­pie do maja 1945 roku (okres ob­ję­ty na­szą opo­wie­ścią), więk­szość sta­no­wi­li lu­dzie w śred­nim wie­ku, oko­ło czter­dzie­stu lat. Naj­star­szy czło­nek sek­cji li­czył sześć­dzie­siąt sześć lat, „sta­ry i nie­znisz­czal­ny”² we­te­ran I woj­ny świa­to­wej; tyl­ko pię­cio­ro nie ukoń­czy­ło jesz­cze trzy­dziest­ki. Wie­lu mia­ło ro­dzi­nę i usta­lo­ną po­zy­cję za­wo­do­wą. Mimo to wszy­scy do­bro­wol­nie^(I) wstą­pi­li do Sek­cji Obro­ny Za­byt­ków, Dzieł Sztu­ki i Ar­chi­wów i jak je­den mąż go­to­wi byli wal­czyć i zgi­nąć za to, w co wie­rzy­li. Je­stem dum­ny, że mogę ich wam przed­sta­wić i – naj­le­piej jak po­tra­fię – opo­wie­dzieć ich hi­sto­rie.1 WYJAZD Z NIEMIEC

Karls­ru­he, Niem­cy 1715–1938

Mia­sto Karls­ru­he w po­łu­dnio­wo-za­chod­nich Niem­czech zo­sta­ło za­ło­żo­ne w 1715 roku przez mar­gra­bie­go Kar­la Wil­hel­ma von Ba­den-Dur­la­cha. Miej­sco­wa le­gen­da gło­si, że Karl Wil­helm, wę­dru­jąc przez las, za­snął i przy­śnił mu się pa­łac oto­czo­ny mia­stem. Mar­gra­bia opu­ścił po­przed­nią re­zy­den­cję w Dur­lach w wy­ni­ku kon­flik­tów z miej­sco­wą lud­no­ścią. Na­sta­wio­ny opty­mi­stycz­nie do ży­cia, wy­bu­do­wał po­sia­dłość, od któ­rej ni­czym szpry­chy od­cho­dzi­ły trzy­dzie­ści dwie dro­gi. I tak jak w jego śnie, nie­ba­wem wo­kół no­wej re­zy­den­cji wy­ro­sło mia­sto.

Pra­gnąc, by nowe miej­sce szyb­ko sta­ło się sil­nym ośrod­kiem wła­dzy, Karl Wil­helm za­pra­szał do osie­dle­nia się tam każ­de­go, kto wy­ra­ził na to chęć, bez wzglę­du na na­ro­do­wość czy wy­zna­nie. Sta­no­wi­ło to rzad­ki luk­sus, szcze­gól­nie dla Ży­dów, któ­rzy w znacz­nej czę­ści wschod­niej Eu­ro­py byli zmu­sza­ni do osie­dla­nia się w wy­zna­czo­nych tyl­ko dla nich dziel­ni­cach. Do 1718 roku w Kar­sl­ru­he po­wsta­ła gmi­na ży­dow­ska. W roku 1725 ży­dow­ski ku­piec o na­zwi­sku Se­lig­mann przy­był z Et­tlin­gen, mia­stecz­ka po­ło­żo­ne­go nie­opo­dal, w któ­rym jego ro­dzi­na miesz­ka­ła od 1600 roku. Se­lig­man­no­wi w Karls­ru­he bar­dzo do­brze się po­wo­dzi­ło. Do­pie­ro w 1752 roku, gdy mia­sto sta­ło się sil­nym ośrod­kiem wła­dzy, za­czę­to tam wpro­wa­dzać pra­wa an­ty­ży­dow­skie. Oko­ło roku 1800, kie­dy ży­dow­scy miesz­kań­cy Nie­miec zo­sta­li zo­bli­go­wa­ni do przy­ję­cia nie­miec­kich na­zwisk, po­tom­ko­wie Se­lig­man­na przy­ję­li na­zwi­sko Et­tlin­ger od mia­sta po­cho­dze­nia.

Głów­na uli­ca w Karls­ru­he nosi na­zwę Ka­iser­stras­se i tam wła­śnie w 1850 roku Et­tlin­ge­ro­wie otwo­rzy­li sklep z odzie­żą dam­ską – Ge­brüder Et­tlin­ger. Ży­dzi nie mie­li już wów­czas pra­wa po­sia­da­nia zie­mi. Wol­ne za­wo­dy, pra­wo, me­dy­cy­na czy służ­ba pań­stwo­wa były dla nich for­mal­nie do­stęp­ne, ale wy­raź­nie ich dys­kry­mi­no­wa­no. Ży­dów tak­że nie przyj­mo­wa­ły ce­chy rze­mieśl­ni­cze, jak choć­by związ­ki hy­drau­li­ków czy sto­la­rzy. W re­zul­ta­cie wie­le ro­dzin ży­dow­skich za­ję­ło się han­dlem de­ta­licz­nym. Ge­brüder Et­tlin­ger znaj­do­wał się tyl­ko dwie prze­czni­ce od pa­ła­cu, więc pod ko­niec lat dzie­więć­dzie­sią­tych dzie­więt­na­ste­go wie­ku, dzię­ki pa­tro­na­to­wi po­tom­ki­ni Kar­la Wil­hel­ma, wiel­kiej księż­nej Hil­dy von Ba­den, żony Fry­de­ry­ka II von Ba­de­na, sklep stał się jed­nym z naj­mod­niej­szych w oko­li­cy. Na po­cząt­ku dwu­dzie­ste­go wie­ku był to już czte­ro­pię­tro­wy sa­lon odzie­żo­wy za­trud­nia­ją­cy czter­dzie­stu pra­cow­ni­ków. Co praw­da księż­na utra­ci­ła swo­ją po­zy­cję w 1918 roku po klę­sce Nie­miec w I woj­nie świa­to­wej, lecz nie wpły­nę­ło to ne­ga­tyw­nie na losy ro­dzi­ny Et­tlin­ge­rów.

W 1925 roku Max Et­tlin­ger po­ślu­bił Suse Op­pen­he­imer, któ­rej oj­ciec był tek­styl­nym hur­tow­ni­kiem w le­żą­cym nie­opo­dal mia­stecz­ku Bruch­sal. Głów­nie zaj­mo­wał się sprze­da­żą ma­te­ria­łu na mun­du­ry dla pra­cow­ni­ków rzą­do­wych, ta­kich jak po­li­cjan­ci czy urzęd­ni­cy cel­ni. Ży­dow­ski ród Op­pen­he­ime­rów, któ­ry re­zy­do­wał tam od 1450 roku, zna­ny był ze swo­jej in­te­gral­no­ści, uprzej­mo­ści i fi­lan­tro­pii. Mat­ka Suse, oprócz wie­lu in­nych za­jęć, spra­wo­wa­ła też funk­cję prze­wod­ni­czą­cej miej­sco­we­go koła Czer­wo­ne­go Krzy­ża. Gdy w 1926 roku uro­dził się pierw­szy syn Mak­sa i Suse, He­inz Lu­dwig Cha­im Et­tlin­ger, zwa­ny Har­rym, jego ro­dzi­na na­le­ża­ła do gro­na za­sob­nych i cie­szą­cych się po­wa­ża­niem miesz­kań­ców Karls­ru­he.

Dzie­ci wy­ra­sta­ły w za­mknię­tym świe­cie, więc Har­ry za­kła­dał, że ży­cie, ja­kie znał, bę­dzie trwa­ło wiecz­nie. Przy­jaź­nił się wy­łącz­nie z Ży­da­mi, po­dob­nie jak jego ro­dzi­ce, dla­te­go uwa­żał to za rzecz nor­mal­ną. Spo­ty­kał nie-Ży­dów w szko­le i w par­kach i na­wet ich lu­bił, lecz gdzieś w jego pod­świa­do­mo­ści po­zo­sta­wa­ło prze­ko­na­nie, że z nie­okre­ślo­ne­go po­wo­du jest out­si­de­rem. Nie miał po­ję­cia, że świat po­grą­ża się w eko­no­micz­nej de­pre­sji ani że cięż­kie cza­sy nio­są wza­jem­ne ob­wi­nia­nie się i po­tę­pie­nie. Jed­nak ro­dzi­ce Har­ry’ego mar­twi­li się nie tyle za­ła­ma­niem eko­no­micz­nym, ile ro­sną­cą falą na­cjo­na­li­zmu i an­ty­se­mi­ty­zmu. Har­ry za­uwa­żył tyl­ko, że li­nia od­dzie­la­ją­ca jego świat od świa­ta ze­wnętrz­ne­go Karls­ru­he sta­je się co­raz wy­raź­niej­sza i co­raz trud­niej­sza do prze­kro­cze­nia.

Aż wresz­cie w 1933 roku sied­mio­let­ni Har­ry zo­stał wy­klu­czo­ny z miej­sco­wej or­ga­ni­za­cji spor­to­wej. La­tem 1935 roku jego ciot­ka opu­ści­ła Karls­ru­he i wy­je­cha­ła do Szwaj­ca­rii. Gdy kil­ka mie­się­cy póź­niej chło­piec za­czął pią­tą kla­sę, oka­za­ło się, że wśród czter­dzie­stu pię­ciu uczniów jest jed­nym z dwóch dzie­cia­ków po­cho­dze­nia ży­dow­skie­go. Ze wzglę­du na fakt, że oj­ciec Har­ry’ego – zo­stał ran­ny w oko­li­cach Met­zu we Fran­cji – był od­zna­czo­nym me­da­lem we­te­ra­nem I woj­ny świa­to­wej, wy­ję­to go tym­cza­so­wo spod ogra­ni­czeń ustaw no­rym­ber­skich ogło­szo­nych w 1935 roku, któ­re po­zba­wia­ły Ży­dów nie­miec­kie­go oby­wa­tel­stwa, a tak­że więk­szo­ści ich praw. Ode­sła­ny do ostat­nie­go rzę­du Har­ry za­czął otrzy­my­wać co­raz gor­sze stop­nie. Przy­czy­ną tego nie był ostra­cyzm czy na­pięt­no­wa­nie – choć mia­ły one miej­sce, nig­dy nie do­szło do fi­zycz­nej prze­mo­cy czy za­stra­sza­nia Har­ry’ego. Cho­dzi­ło o uprze­dze­nia na­uczy­cie­li.

Dwa lata póź­niej, w 1937 roku, Har­ry prze­niósł się do szko­ły ży­dow­skiej. Nie­dłu­go po­tem on i jego bra­cia otrzy­ma­li pre­zen­ty nie­spo­dzian­ki: ro­we­ry. Ge­brüder Et­tlin­ger zban­kru­to­wa­ła już wcze­śniej z po­wo­du boj­ko­tu ży­dow­skich firm i te­raz jego oj­ciec pra­co­wał u dziad­ka Op­pen­he­ime­ra, któ­ry pro­wa­dził fir­mę tek­styl­ną. Har­ry na­uczył się jeź­dzić na ro­we­rze, by móc po­ru­szać się swo­bod­nie w Ho­lan­dii, do­kąd mie­li na­dzie­ję wy­je­chać. Ro­dzi­na jego naj­lep­sze­go przy­ja­cie­la pró­bo­wa­ła wy­emi­gro­wać do Pa­le­sty­ny. Pra­wie wszy­scy zna­jo­mi za­mie­rza­li opu­ścić Niem­cy. Na­de­szły wie­ści, że wnio­sek Et­tlin­ge­rów zo­stał od­rzu­co­ny. Nie mo­gli wy­je­chać. Nie­dłu­go po­tem, gdy Har­ry miał wy­pa­dek ro­we­ro­wy, od­mó­wio­no przy­ję­cia go do miej­sco­we­go szpi­ta­la.

W Karls­ru­he były dwie sy­na­go­gi, a Et­tlin­ge­ro­wie, nie tak bar­dzo prze­strze­ga­ją­cy świąt ży­dow­skich, uczęsz­cza­li do tej mniej or­to­dok­syj­nej. Sy­na­go­ga przy Kro­nen­stras­se mie­ści­ła się w ogrom­nym, pięk­nie zdo­bio­nym stu­let­nim bu­dyn­ku. W środ­ko­wej czę­ści wzno­si­ła się na wy­so­kość czte­rech pię­ter, za­da­szo­na ozdob­ny­mi ko­pu­ła­mi – nie wol­no było bu­do­wać wy­żej niż na czte­ry pię­tra, gdyż ża­den bu­dy­nek w Karls­ru­he nie mógł wzno­sić się po­nad wie­żę pa­ła­cu Kar­la Wil­hel­ma. Męż­czyź­ni, ubra­ni w czar­ne gar­ni­tu­ry i czar­ne cy­lin­dry, sie­dzie­li na dole w dłu­gich ław­kach. Ko­bie­ty zaś zaj­mo­wa­ły miej­sca na gór­nych bal­ko­nach. Całe wnę­trze wy­peł­nia­ło świa­tło sło­necz­ne wle­wa­ją­ce się przez duże okna.

W piąt­ko­we wie­czo­ry i so­bot­nie po­ran­ki Har­ry spo­glą­dał na całą kon­gre­ga­cję ze swo­je­go miej­sca na ga­le­rii dla chó­ru. Zna­ni mu lu­dzie zni­ka­li, zmu­sze­ni do wy­jaz­du z po­wo­du bie­dy, dys­kry­mi­na­cji, za­gro­że­nia prze­mo­cą i po­li­ty­ką rzą­du, któ­ry do­ra­dzał emi­gra­cję jako naj­lep­sze „roz­wią­za­nie” za­rów­no dla Ży­dów, jak i dla pań­stwa nie­miec­kie­go. Mimo to sy­na­go­ga w dal­szym cią­gu była peł­na. W mia­rę jak świat się kur­czył – eko­no­micz­nie, kul­tu­ro­wo i spo­łecz­nie – sy­na­go­ga wciąż przy­cią­ga­ła Ży­dów z obrze­ży ży­dow­skiej spo­łecz­no­ści, bę­dąc ostat­nim miej­scem wy­tchnie­nia. Nie było nic nie­zwy­kłe­go w tym, że spo­tka­ło się 500 osób, któ­re śpie­wa­ły ra­zem i mo­dli­ły się o po­kój.

W mar­cu 1938 roku na­zi­ści za­anek­to­wa­li Au­strię. Pu­blicz­ne przy­zwo­le­nie wzmoc­ni­ło wła­dzę Hi­tle­ra i jego ide­olo­gię Deutsch­land über al­les – Niem­cy po­nad wszyst­ko. Hi­tler two­rzył „Niem­cy po­nad wszyst­ko”. For­mo­wał, jak twier­dził, nowe nie­miec­kie im­pe­rium, któ­re prze­trwa ty­siąc lat. Nie­miec­kie im­pe­rium? Niem­cy po­nad wszyst­ko? Ży­dzi z Karls­ru­he wie­rzy­li, że woj­na jest nie­unik­nio­na. I nie my­śle­li o woj­nie prze­ciw­ko nim, ale o woj­nie prze­ciw­ko ca­łej Eu­ro­pie. Mie­siąc póź­niej, 28 kwiet­nia 1938 roku, Max i Suse Et­tlin­ge­ro­wie wsie­dli do po­cią­gu i po­je­cha­li 80 ki­lo­me­trów do kon­su­la­tu Sta­nów Zjed­no­czo­nych w Stut­t­gar­cie. Od lat ubie­ga­li się o wy­jazd do Szwaj­ca­rii, Wiel­kiej Bry­ta­nii, Fran­cji i Sta­nów Zjed­no­czo­nych, lecz ich ko­lej­ne wnio­ski o wizę zo­sta­ły od­rzu­co­ne. Tym ra­zem nie cho­dzi­ło o wizę, ale o od­po­wiedź na kil­ka py­tań, lecz w kon­su­la­cie pa­no­wał strasz­ny ścisk i ba­ła­gan. Prze­pę­dza­no ich z po­ko­ju do po­ko­ju, a oni nie wie­dzie­li, do­kąd zmie­rza­ją ani dla­cze­go. Za­da­wa­no im set­ki py­tań i ka­za­no wy­peł­niać mnó­stwo for­mu­la­rzy. Kil­ka dni póź­niej otrzy­ma­li list. Ich po­da­nie o wy­jazd do Sta­nów Zjed­no­czo­nych było roz­pa­try­wa­ne. Oka­za­ło się, że 28 kwiet­nia był ostat­nim dniem skła­da­nia wnio­sków o wy­jazd do Sta­nów Zjed­no­czo­nych; ich proś­ba przedar­ła się przez ta­jem­ni­czą ma­chi­nę biu­ro­kra­cji. Et­tlin­ge­ro­wie mo­gli wy­je­chać.

Naj­pierw jed­nak Har­ry’ego cze­ka­ła uro­czy­stość bar mi­cwy. Za­pla­no­wa­no ją na sty­czeń 1939 roku, a po­tem cała ro­dzi­na mia­ła opu­ścić kraj. Przez lato Har­ry uczył się he­braj­skie­go i an­giel­skie­go, a w tym sa­mym cza­sie do­bra ro­dzin­ne się kur­czy­ły. Nie­któ­re zo­sta­ły wy­sła­ne do przy­ja­ciół i krew­nych, lecz więk­szość oso­bi­stych przed­mio­tów spa­ko­wa­no i przy­go­to­wa­no do wy­sył­ki do Ame­ry­ki. Ży­dom nie wol­no było wy­wo­zić pie­nię­dzy z kra­ju – co sta­no­wi­ło stu­pro­cen­to­wy po­da­tek pła­co­ny na rzecz par­tii na­zi­stow­skiej za wy­wo­że­nie rze­czy nie­ma­ją­cych żad­nej war­to­ści – ale wciąż mo­gli za­cho­wać kil­ka oso­bi­stych przed­mio­tów, choć tyl­ko do koń­ca roku.

W lip­cu ce­re­mo­nię bar mi­cwy prze­nie­sio­no na paź­dzier­nik 1938 roku. Ośmie­lo­ny suk­ce­sem w Au­strii, Hi­tler oznaj­mił, że je­śli Kraj Su­de­tów, ka­wa­łek Cze­cho­sło­wa­cji wy­od­ręb­nio­ny po I woj­nie świa­to­wej, nie zo­sta­nie od­da­ny Niem­com, to jego kraj sta­nie do woj­ny. Na­de­szły po­nu­re chwi­le. Wy­da­wa­ło się, że woj­na roz­pocz­nie się lada mo­ment. W sy­na­go­dze co­raz czę­ściej i co­raz gor­li­wiej mo­dlo­no się o po­kój. W sierp­niu Et­tlin­ge­ro­wie prze­su­nę­li datę uro­czy­sto­ści syna, jak i sam wy­jazd z Nie­miec, o ko­lej­ne trzy ty­go­dnie. We wrze­śniu dwu­na­sto­let­ni Har­ry i jego dwaj bra­cia po­je­cha­li po­cią­giem 25 ki­lo­me­trów do Bruch­sa­lu z ostat­nią wi­zy­tą do dziad­ków. Fir­ma tek­styl­na zban­kru­to­wa­ła i jego dziad­ko­wie prze­no­si­li się do po­bli­skie­go mia­stecz­ka Ba­den-Ba­den. Bab­cia Op­pen­he­imer przy­go­to­wa­ła chłop­com pro­sty lunch. Dzia­dek Op­pen­he­imer po­ka­zał im po raz ostat­ni kil­ka wy­bra­nych ry­cin. Jako czło­wiek wy­kształ­co­ny był me­ce­na­sem sztu­ki. Jego ko­lek­cja za­wie­ra­ła pra­wie 2 ty­sią­ce szty­chów, głów­nie eks­li­bri­sów i prac mniej zna­nych nie­miec­kich im­pre­sjo­ni­stów z koń­ca dzie­więt­na­ste­go i po­cząt­ku dwu­dzie­ste­go wie­ku. Jed­nym z naj­cen­niej­szych eks­po­na­tów była re­pro­duk­cja au­tor­stwa jed­ne­go z miej­sco­wych ar­ty­stów – au­to­por­tret Rem­brand­ta, któ­ry wi­siał w mu­zeum w Kar­sl­ru­he. Był to klej­not mu­ze­al­nej ko­lek­cji. Dzia­dek Op­pen­he­imer po­dzi­wiał go czę­sto, gdy od­wie­dzał mu­zeum, uda­jąc się tam na ze­bra­nia czy wy­kła­dy, ale te­raz nie wi­dział ob­ra­zu już od pię­ciu lat. Har­ry nig­dy go nie wi­dział, mimo że miesz­kał za­le­d­wie kil­ka prze­cznic od mu­zeum. W 1933 roku za­ka­za­no Ży­dom wstę­pu do mu­ze­ów.

Gdy wresz­cie dzia­dek Op­pen­he­imer odło­żył re­pro­duk­cje, od­wró­cił się w stro­nę glo­bu­sa. „Bę­dzie­cie, chłop­cy, Ame­ry­ka­na­mi – po­wie­dział ze smut­kiem – a wa­szym wro­giem będą – ob­ró­cił glo­bus i po­ło­żył pa­lec nie na Ber­li­nie, lecz na To­kio – Ja­poń­czy­cy”³.

Ty­dzień póź­niej, 24 wrze­śnia 1938 roku, Har­ry Et­tlin­ger ob­cho­dził bar mi­cwę w oka­za­łej sy­na­go­dze przy Kro­nen­stras­se w Karls­ru­he. Ce­re­mo­nia trwa­ła trzy go­dzi­ny, a Har­ry od­czy­tał frag­ment Tory w ję­zy­ku he­braj­skim, tak jak czy­nio­no to od ty­siąc­le­ci. Sy­na­go­ga była peł­na. Uro­czy­stość ta wpro­wa­dza­ła go w wiek do­ro­sły, była jego szan­są na przy­szłość, lecz wie­lu in­nych stra­ci­ło już na­dzie­ję na ży­cie w Karls­ru­he. Stra­ci­li pra­cę; Ży­dów uni­ka­no albo gnę­bio­no, a Hi­tler rzu­cał wy­zwa­nie za­chod­nim mo­car­stwom, by sta­wi­ły mu czo­ła. Po ce­re­mo­nii ra­bin wziął ro­dzi­ców Har­ry’ego na bok, ra­dząc im, żeby nie zwle­ka­li i wy­je­cha­li jesz­cze tego sa­me­go dnia, po­cią­giem o 13.00 do Szwaj­ca­rii. Ro­dzi­ców zdu­mia­ły sło­wa ra­bi­na. Bo na­ma­wiał ich na po­dróż w sza­bat, dzień od­po­czyn­ku. Była to rzecz nie­sły­cha­na.

Dro­ga do domu wy­da­wa­ła się bar­dzo dłu­ga. W pu­stym miesz­ka­niu zje­dli w mil­cze­niu uro­czy­sty po­si­łek skła­da­ją­cy się głów­nie z ka­na­pek. Je­dy­ny­mi go­ść­mi byli bab­cia i dzia­dek Op­pen­he­ime­ro­wie i dru­ga bab­ka Har­ry’ego – Jen­nie, ze swo­ją sio­strą, ciot­ką Rosą; obie wpro­wa­dzi­ły się do nich po ban­kruc­twie Ge­brüder Et­tlin­ger. Kie­dy mat­ka Har­ry’ego po­wie­dzia­ła dziad­ko­wi, co im po­ra­dził ra­bin, we­te­ran nie­miec­kiej ar­mii pod­szedł do okna i wyj­rzał na Ka­iser­stras­se, gdzie aż ro­iło się od żoł­nie­rzy.

„Gdy­by woj­na mia­ła za­cząć się dzi­siaj – rzekł roz­waż­ny we­te­ran – to żoł­nie­rze sie­dzie­li­by w ko­sza­rach. Dzi­siaj się nie za­cznie”⁴.

Oj­ciec Har­ry’ego, tak­że dum­ny we­te­ran ar­mii nie­miec­kiej, przy­znał mu ra­cję. Ro­dzi­na wy­je­cha­ła ran­kiem na­stęp­ne­go dnia i uda­ła się pierw­szym po­cią­giem do Szwaj­ca­rii. 9 paź­dzier­ni­ka 1938 roku przy­by­li do por­tu w No­wym Jor­ku. Do­kład­nie mie­siąc póź­niej, 9 li­sto­pa­da, na­zi­ści roz­po­czę­li kru­cja­tę prze­ciw­ko nie­miec­kim Ży­dom, wy­ko­rzy­stu­jąc mor­der­stwo dy­plo­ma­ty. Pod­czas Kri­stal­l­nacht (nocy krysz­ta­ło­wej) znisz­czo­no po­nad 7 ty­się­cy ży­dow­skich skle­pów i 200 sy­na­gog. Męż­czyzn Ży­dów z Karls­ru­he, tak­że dziad­ka Op­pen­he­ime­ra, za­mknię­to w obo­zie kon­cen­tra­cyj­nym w po­bli­skim Da­chau. Wspa­nia­ła sy­na­go­ga przy Kro­nen­stras­se, w któ­rej tak nie­daw­no He­inz Lu­dwig Cha­im Et­tlin­ger świę­to­wał swo­ją bar mi­cwę, zo­sta­ła spa­lo­na.

Ale nie jest to opo­wieść o sy­na­go­dze czy o obo­zie kon­cen­tra­cyj­nym, ani na­wet o Ho­lo­kau­ście. Ta hi­sto­ria opo­wia­da o in­nym ak­cie wy­własz­cze­nia i agre­sji, ja­kie­go do­pu­ścił się Hi­tler na lu­dziach i na­ro­dach Eu­ro­py: o woj­nie z ich kul­tu­rą. Bo gdy sze­re­go­wy Har­ry Et­tlin­ger, żoł­nierz ar­mii ame­ry­kań­skiej, po­wró­cił wresz­cie do Karls­ru­he, nie przy­był tam po to, by od­szu­kać za­gi­nio­nych krew­nych czy po­zo­sta­ło­ści swo­jej wspól­no­ty. Jego za­da­niem było usta­le­nie losu in­nej czę­ści dzie­dzic­twa, z któ­re­go ogra­bił ich re­żim nie­miec­ki: uko­cha­nej ko­lek­cji dzieł sztu­ki dziad­ka. Póź­niej miał od­kryć skarb, scho­wa­ny pra­wie 200 me­trów pod zie­mią, o któ­re­go ist­nie­niu za­wsze wie­dział, choć nie wie­rzył, by miał go kie­dyś zo­ba­czyć: Rem­brand­ta z Karls­ru­he.2 MARZENIE HITLERA

Flo­ren­cja, Wło­chy maj 1938

Na po­cząt­ku maja, kil­ka dni po tym, jak ro­dzi­ce Har­ry’ego Et­tlin­ge­ra przy­pad­kiem pod­pi­sa­li wnio­sek emi­gra­cyj­ny, Adolf Hi­tler od­był jed­ną z pierw­szych po­dró­ży poza gra­ni­ce Nie­miec i Au­strii. Udał się z ofi­cjal­ną wi­zy­tą do Włoch, by spo­tkać się ze swo­im fa­szy­stow­skim sprzy­mie­rzeń­cem, Be­ni­to Mus­so­li­nim.

Rzym, ogrom­ny, mo­nu­men­tal­ny, przy­po­mi­na­ją­cy wszech­obec­ny­mi ru­ina­mi o im­pe­rial­nej prze­szło­ści, nie­mal na pew­no upo­ko­rzył Hi­tle­ra. Splen­dor mia­sta – nie jego współ­cze­sna świet­ność, ale od­bi­cie sta­ro­żyt­ne­go Rzy­mu – spra­wiał, że Ber­lin wy­da­wał się przy nim pro­win­cjo­nal­ną dziu­rą. Hi­tler pra­gnął, by jego nie­miec­ka sto­li­ca upodob­ni­ła się do Rzy­mu. Od lat przy­go­to­wy­wał się do pod­bo­ju Eu­ro­py – Rzym pod­su­nął mu po­mysł stwo­rze­nia im­pe­rium. Od 1936 roku pro­wa­dził roz­mo­wy z ar­chi­tek­tem Al­ber­tem Spe­erem na te­mat re­kon­struk­cji ca­łe­go Ber­li­na. Po wi­zy­cie w Rzy­mie po­wie­dział Spe­ero­wi, że trze­ba bu­do­wać nie dla obec­nych, lecz przy­szłych po­ko­leń. Pra­gnął stwo­rzyć obiek­ty, z któ­rych po wie­kach zo­sta­ną ele­ganc­kie ru­iny, tak by w ty­siąc­le­cie ist­nie­nia Rze­szy ludz­kość mo­gła wciąż po­dzi­wiać sym­bo­le jego wła­dzy.

Rów­nie in­spi­ru­ją­ca była Flo­ren­cja, mniej­sza wpraw­dzie od Rzy­mu, lecz sta­no­wią­ca kul­tu­ral­ną sto­li­cę Włoch. Tu­taj, w za­ci­szu stło­czo­nych bu­dyn­ków, wśród któ­rych na­ro­dził się wło­ski re­ne­sans, biło kul­tu­ral­ne ser­ce Eu­ro­py. Po­wie­wa­ły na­zi­stow­skie fla­gi, miesz­kań­cy wi­wa­to­wa­li, lecz Hi­tle­ra urze­kła sztu­ka. Po­nad trzy go­dzi­ny spę­dził w Ga­le­rii Uf­fi­zi, po­dzi­wia­jąc przed­sta­wio­ne tam dzie­ła. Sto­ją­cy za nim Mus­so­li­ni, któ­ry nig­dy z wła­snej woli nie wszedł do mu­zeum⁵, mruk­nął zde­spe­ro­wa­ny: „Tut­ti qu­esti qu­adri…” (wszyst­kie te ob­ra­zy)⁶. Lecz Adolf Hi­tler nie ru­szył się z miej­sca.

W mło­do­ści ma­rzył o tym, by zo­stać ar­ty­stą i ar­chi­tek­tem. Ma­rze­nia roz­wia­ły się, gdy po­da­nie zło­żo­ne w Aka­de­mii Sztuk Pięk­nych w Wied­niu zo­sta­ło od­rzu­co­ne przez ko­mi­sję tak zwa­nych eks­per­tów, w jego mnie­ma­niu – Ży­dów. Przez ko­lej­ną de­ka­dę błą­dził bez celu, ży­jąc w skraj­nej nę­dzy, do­słow­nie na uli­cy. Ale wresz­cie do­strzegł swo­je praw­dzi­we po­słan­nic­two. Nie dane mu było two­rzyć, ale prze­ra­biać. Oczysz­czać, a po­tem od­bu­do­wy­wać. To prze­zna­cze­nie na­ka­zy­wa­ło mu uczy­nić z Nie­miec im­pe­rium – naj­więk­sze, ja­kie oglą­dał świat. Naj­sil­niej­sze, naj­bar­dziej zdy­scy­pli­no­wa­ne, naj­czyst­sze ra­so­wo. Po­sta­no­wił, że Ber­lin bę­dzie dru­gim Rzy­mem, lecz praw­dzi­wy ce­sarz ar­ty­sta po­trze­bo­wał swo­jej Flo­ren­cji. Wie­dział, gdzie ją zbu­do­wać.

Nie­ca­łe dwa mie­sią­ce wcze­śniej, w so­bo­tę 13 mar­ca 1938 roku Adolf Hi­tler zło­żył wie­niec na gro­bie ro­dzi­ców w przy­bra­nym mie­ście ro­dzin­nym Linz w Au­strii. Po­przed­nie­go dnia, 12 mar­ca, za­spo­ko­ił jed­ną z naj­więk­szych ży­cio­wych am­bi­cji. Bo oto on, nie­gdyś od­rzu­co­ny i zi­gno­ro­wa­ny, przy­był te­raz z rzą­dzo­nych przez sie­bie Nie­miec do ro­dzin­nej Au­strii, przy­łą­czo­nej wła­śnie do Rze­szy. W każ­dym mia­stecz­ku ocze­ki­wa­ły na nie­go wi­wa­tu­ją­ce tłu­my. Mat­ki pła­ka­ły z ra­do­ści, a dzie­ci ob­sy­py­wa­ły zwy­cięz­cę kwia­ta­mi, wy­ra­ża­jąc gło­śno uwiel­bie­nie. W Lin­zu zo­stał przy­wi­ta­ny jak bo­ha­ter­ski zdo­byw­ca, wy­ba­wi­ciel swo­je­go kra­ju i rasy.

Na­stęp­ne­go dnia zmu­szo­ny był za­trzy­mać się w Lin­zu na dłu­żej. W to­wa­rzy­szą­cym mu kon­wo­ju ze­psu­ło się tyle cię­ża­ró­wek i czoł­gów, że dro­ga do Wied­nia zo­sta­ła cał­ko­wi­cie za­blo­ko­wa­na. Przez cały ra­nek prze­kli­nał do­wód­ców, że ze­psu­li mu tę chwi­lę, po­sta­wi­li go w kło­po­tli­wej sy­tu­acji wo­bec jego lu­dzi i ca­łe­go świa­ta. Ale po po­łu­dniu, gdy zna­lazł się sam na cmen­ta­rzu, po­dzi­wia­ny przez żoł­nie­rzy i ga­piów z od­po­wied­niej od­le­gło­ści, po raz ko­lej­ny do­znał olśnie­nia, któ­re spa­dło na nie­go nie­ocze­ki­wa­nie.

Do­piął swe­go. Nie był tyl­ko po­grą­żo­nym w smut­ku sy­nem klę­czą­cym przed że­la­znym krzy­żem na gro­bie mat­ki. Był Füh­re­rem. Ce­sa­rzem Au­strii. Nie mu­siał się wsty­dzić nie­po­rad­nie za­bu­do­wa­ne­go na­brze­ża rze­ki; on je prze­bu­du­je. Da pie­nią­dze i to prze­my­sło­we mia­stecz­ko zdo­bę­dzie pre­stiż i przy­ćmi trą­cą­cy ży­do­stwem (jed­no­cze­śnie tak ja­do­wi­cie an­ty­se­mic­ki) Wie­deń, mia­sto, któ­re­go nie­na­wi­dził.

Może wów­czas po­my­ślał też o Aachen (Akwi­zgra­nie). Przez je­de­na­ście wie­ków to mia­sto, miej­sce po­chów­ku Ka­ro­la Wiel­kie­go, za­ło­ży­cie­la I Rze­szy Nie­miec­kiej w 800 roku, było po­mni­kiem chwa­ły ce­sa­rza im­pe­rium rzym­skie­go. Na sta­ro­żyt­nych fun­da­men­tach Ka­rol Wiel­ki zbu­do­wał trwa­ły ośro­dek wła­dzy sku­pio­ny wo­kół akwi­zgrań­skiej ka­te­dry. Adolf Hi­tler od­bu­du­je Ber­lin na pla­nie Rzy­mu. Od­bu­du­je też Linz, ten za­ścia­nek pe­łen dymu i fa­bryk, od­bu­du­je go we­dług wła­sne­go za­my­słu. To nie był tyl­ko sen, bo te­raz miał moc, by udo­wod­nić swo­je wiel­kie przy­wódz­two i za­spo­ko­ić ar­ty­stycz­ną du­szę. Dwa mie­sią­ce póź­niej, zna­la­zł­szy się w Ga­le­rii Uf­fi­zi we Flo­ren­cji, uj­rzał wy­raź­nie prze­zna­cze­nie Lin­zu: mia­sto mia­ło stać się kul­tu­ral­ną sto­li­cą Eu­ro­py.

W kwiet­niu 1938 roku Hi­tler za­czął roz­wa­żać po­mysł zbu­do­wa­nia mu­zeum sztu­ki w Lin­zu, w któ­rym mógł­by umie­ścić oso­bi­stą ko­lek­cję gro­ma­dzo­ną od lat dwu­dzie­stych. Wi­zy­ta w jed­nym z głów­nych cen­trów za­chod­niej sztu­ki uzmy­sło­wi­ła mu, że my­śli zbyt cia­sno. Mu­zeum w Lin­zu to za mało. Prze­bu­du­je część mia­sta wzdłuż brze­gów Du­na­ju i za­mie­ni je w dziel­ni­cę kul­tu­ry na wzór Flo­ren­cji, ale będą tam sze­ro­kie ale­je, ścież­ki i par­ki, a każ­dy punkt wi­do­ko­wy zo­sta­nie do­kład­nie roz­pla­no­wa­ny. Zbu­du­je ope­rę, salę kon­cer­to­wą, kino, bi­blio­te­kę i oczy­wi­ście ogrom­ne mau­zo­leum, w któ­rym znaj­dzie się jego gro­bo­wiec. A nie­opo­dal w sa­mym cen­trum sta­nie Mu­zeum Hi­tle­ra, jego ka­te­dra akwi­zgrań­ska, naj­więk­sze, naj­bar­dziej oka­za­łe, naj­wspa­nial­sze mu­zeum sztu­ki na świe­cie.

Mu­zeum Hi­tle­ra bę­dzie ar­ty­stycz­ną spu­ści­zną. Zre­kom­pen­su­je mu od­mo­wę przy­ję­cia do Aka­de­mii Sztuk Pięk­nych w Wied­niu. Nada for­mę i sens oczysz­cza­niu „zde­ge­ne­ro­wa­nej sztu­ki” z dzieł ar­ty­stów ży­dow­skich i współ­cze­snych. Tę zmia­nę Niem­cy za­wdzię­czać będą jego no­wym mu­ze­om, jak choć­by Do­mo­wi Sztu­ki Nie­miec­kiej w Mo­na­chium, pierw­sze­mu pu­blicz­ne­mu pro­jek­to­wi fi­nan­so­wa­ne­mu przez rząd; jego wiel­kim co­rocz­nym wy­sta­wom sztu­ki słu­żą­cym oświe­ce­niu nie­miec­kie­go na­ro­du; jego za­chę­tom ko­lek­cjo­no­wa­nia dzieł sztu­ki pod­su­wa­nym na­zi­stow­skim eli­tom; jego dzie­się­cio­let­nim wy­sił­kom to­wa­rzy­szą­cym two­rze­niu świa­to­wej kla­sy pry­wat­nej ko­lek­cji. Całe ży­cie dą­żył do ar­ty­stycz­nej czy­sto­ści i per­fek­cji. Mu­zeum Füh­re­ra, naj­bar­dziej spek­ta­ku­lar­ne w hi­sto­rii mu­zeum sztu­ki, zbu­do­wa­ne z bo­gactw ca­łe­go świa­ta, nada wy­sił­kom Hi­tle­ra ra­cjo­nal­ne uza­sad­nie­nie.

Pod­wa­li­ny pod pro­jekt zo­sta­ły już po­ło­żo­ne. Do roku 1938 Hi­tler oczy­ścił nie­miec­ki kul­tu­ro­wy es­ta­bli­sh­ment. Zmie­nia­jąc pra­wo, po­zba­wił nie­miec­kich Ży­dów oby­wa­tel­stwa i skon­fi­sko­wał ich ko­lek­cje dzieł sztu­ki, me­ble, a tak­że sre­bra sto­ło­we i zdję­cia ro­dzin­ne. Na­wet w chwi­li, gdy klę­czał przed gro­bem mat­ki w dru­gim dniu spra­wo­wa­nia wła­dzy w Au­strii, na­zi­stow­skie woj­ska SS do­wo­dzo­ne przez He­in­ri­cha Him­m­le­ra, na mocy no­we­go pra­wa, aresz­to­wa­ły ży­dow­ski pa­triar­chat Wied­nia i przej­mo­wa­ły jego wła­sność na rzecz Rze­szy. Żoł­nie­rze SS wie­dzie­li, gdzie są ukry­te dzie­ła sztu­ki. Mie­li kom­plet­ny re­jestr cen­nych przed­mio­tów. Już wcze­śniej nie­miec­cy ucze­ni od­wie­dza­li pań­stwa eu­ro­pej­skie, spo­rzą­dza­jąc po­ta­jem­nie li­sty, tak by agen­ci Hi­tle­ra, gdy dany kraj zo­sta­nie pod­bi­ty – och, tak, już wte­dy przy­go­to­wy­wał się do pod­bo­ju – mo­gli od­na­leźć wszyst­kie eks­po­na­ty, któ­re po­sia­da­ją war­tość ar­ty­stycz­ną i kul­tu­ro­wą.

W póź­niej­szych la­tach, w mia­rę jak ro­sła jego wła­dza i po­sze­rza­ły się zdo­by­te te­ry­to­ria, agen­ci pe­ne­tro­wa­li nowe te­re­ny. Wdzie­ra­li się do każ­de­go mu­zeum, ukry­te­go bun­kra, za­mknię­tej wie­ży czy sa­lo­nu, by ku­po­wać, wy­mie­niać, kon­fi­sko­wać albo wy­mu­szać. Kon­fi­ska­ty mie­nia na tle ra­so­wym prze­pro­wa­dza­ne przez na­zi­stow­skie­go przy­wód­cę Al­fre­da Ro­sen­ber­ga za­mie­ni­ły się w gra­bież dzieł sztu­ki; nie­na­sy­co­na am­bi­cja mar­szał­ka Rze­szy Her­man­na Görin­ga przy­bra­ła po­stać ma­chi­ny wy­zy­sku. Hi­tler wy­ko­rzy­sty­wał nowe pra­wa – swo­je pra­wa – do gro­ma­dze­nia wy­bit­nych dzieł sztu­ki z ca­łej Eu­ro­py, któ­re wy­sy­łał do oj­czy­zny. Tam upy­chał cen­ne przed­mio­ty we wszel­kich moż­li­wych ma­ga­zy­nach, by kie­dyś móc je za­pre­zen­to­wać w naj­wspa­nial­szym mu­zeum świa­ta. Do tej pory za­gra­bio­ne eks­po­na­ty mia­ły być spi­sy­wa­ne w ogrom­nych ka­ta­lo­gach, by może w nie tak od­le­głej przy­szło­ści, po cięż­kim dniu rzą­dze­nia świa­tem dyk­ta­tor mógł od­po­cząć w domu z wier­nym psem przy no­gach i czaj­nicz­kiem peł­nym go­rą­cej her­ba­ty, a tak­że wy­brać z naj­więk­szej na świe­cie ko­lek­cji dzieł sztu­ki – z jego ko­lek­cji – kil­ka eks­po­na­tów dla po­pra­wie­nia hu­mo­ru. W ko­lej­nych la­tach Hi­tler wciąż po­wra­cał do tej wi­zji. Nie­ustan­nie ją kon­tem­plo­wał, aż wresz­cie przy udzia­le ar­chi­tek­tów, Al­ber­ta Spe­era, Her­man­na Gie­sle­ra i in­nych, Mu­zeum Füh­re­ra i dziel­ni­ca kul­tu­ral­na w Lin­zu – sym­bo­le jego ar­ty­stycz­nej du­szy – uzy­ska­ły swo­ją po­stać, naj­pierw na pa­pie­rze, a po­tem po­wsta­ła trój­wy­mia­ro­wa ma­kie­ta, tak duża, że wy­peł­ni­ła cały po­kój, dzię­ki cze­mu przed­sta­wio­no każ­dy bu­dy­nek, każ­dy most i drze­wo, któ­re mia­ło ro­snąć pie­lę­gno­wa­ne jego po­tęż­ną ręką.

26 czerw­ca 1939

List Hi­tle­ra, w któ­rym zle­ca dok­to­ro­wi Han­so­wi Po­sse nad­zór nad bu­do­wą Mu­zeum Füh­re­ra w Lin­zu⁷

Po­le­cam dok­to­ro­wi Han­so­wi Po­sse, dy­rek­to­ro­wi mu­zeum drez­deń­skie­go, wy­bu­do­wać nowe mu­zeum dla Lin­zu Do­nau. Wszyst­kie służ­by par­tyj­ne i pań­stwo­we zo­bo­wią­za­ne są do po­mo­cy przy re­ali­za­cji jego mi­sji.

pod­pi­sa­no: Adolf Hi­tler
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: