Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Od Zmartwychwstania do Zesłania Ducha Świętego - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Od Zmartwychwstania do Zesłania Ducha Świętego - ebook

Bł. Anna Katharina Emmerich (1774-1824), obdarzona stygmatami mistyczka i wizjonerka, beatyfikowana została w 2004 r. przez Jana Pawła II. Jej szczegółowe wizje, spisane przez Klemensa Brentano, obejmują kilkadziesiąt tomów. Dotyczą życia Jezusa, Maryi i ich krewnych, Apostołów i wydarzeń związanych z Męką i Zmartwychwstaniem. Na podstawie jej widzeń odnaleziono m.in. domek Maryi w Efezie.

Objawienia prezentowane w niniejszym wydaniu to wizje Anny Kathariny Emmerich, w przejmujący i szczegółowy sposób opisujące wydarzenia po śmierci Jezusa, Jego zstąpienie do otchłani i uwolnienie dusz, zmartwychwstanie, objawienia się uczniom i wniebowstąpienie, zesłanie Ducha Świętego oraz życie Maryi aż do Jej zaśnięcia.

Kategoria: Wiara i religia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8043-660-2
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Ogród i grób Józefa z Arymatei

Ogród Józefa położony jest na wyżynie, która podchodzi pod mury miejskie od strony bramy Betlejemskiej, a oddalony jest od góry Kalwarii przynajmniej o siedem minut drogi¹. Ogród to piękny, o wielkich, rozłożystych drzewach, wśród nich miejscami widać cieniste łączki. Nie brak i kamiennych ław, zapraszających do przyjemnego odpoczynku. Wejście do ogrodu z doliny od strony północnej prowadzi szeroką, wygodną ścieżką. Po lewej rozciąga się widok na ogród ciągnący się dalej pod górę, wzdłuż murów miejskich, zaś po prawej stronie ścieżki kończy się on niedaleko, i tu właśnie stoi wielka, odosobniona skała, w której znajduje się grobowiec. Wejście do groty grobowej zwrócone jest wprost ku ścieżce. Stojąc u wejścia, zobaczyć można przed sobą ciągnący się w górę ogród i mury miejskie. W południowo-zachodniej i w północno-zachodniej ścianie tejże skały znajdują się jeszcze dwa niskie wejścia do dwóch mniejszych grobowców. Wzdłuż zachodniej ściany biegnie wąska ścieżka. Zejście do głównego grobowca prowadzi w dół po schodkach od strony wschodniej, gdyż grobowiec położony jest niżej niż teren ogrodu. To pierwsze wejście zamknięte jest plecionką. Wnętrze grobowca tworzy obszerną grotę, tak wielką, że pod ścianami z obu stron może stanąć po czterech ludzi, a inni swobodnie mogą środkiem przenieść zwłoki. Na przeciwległej od wejścia zachodniej ścianie grota zaokrągla się w szeroką, acz niezbyt wysoką nyżę. Ściany schodzą się tu ku górze, tworząc sklepienie nad łożem grobowym, wysokim na przeszło dwie stopy. Łoże grobowe to po prostu kawał skały w kształcie podłużnej skrzyni lub trumny, wystającej z tylnej ściany groty i tworzącej z nią jedną całość. Wyżłobiona jest ona na tyle, że mogą się tam swobodnie pomieścić zwłoki owinięte w całuny. Łoże nie zajmuje całej szerokości nyży od ściany do ściany: z jednej i z drugiej strony między ścianą a grobem swobodnie może stanąć człowiek; także z przodu przed grobem jest miejsce dla jednego człowieka, nawet przy zamkniętych drzwiach nyży. Drzwi zamykające nyżę są z miedzi lub z jakiegoś innego metalu i otwierają się na dwie połowy na obie strony, wspierając się o ściany boczne. Osadzone są one nieco ukośnie i niezbyt wysoko nad ziemią, tak że można je zamknąć, przytoczywszy pod nie kamień, który w tym celu leżał przed wejściem do groty. Po złożeniu Pana do grobu przywalono nim zamknięte drzwi nyży. Kamień to ogromny, z jednej strony celowo nieco zaokrąglony, bo ściany nie kończą się przy drzwiach nyży pod kątem prostym, lecz nieco się zaokrąglają. By otworzyć drzwi przywalone kamieniem, nie trzeba go wytaczać z groty, co byłoby zbyt trudne w miejscu tak ciasnym. Dlatego umyślnie zawieszony jest u sklepienia łańcuch, który przeciągnąć można przez kółka wpuszczone w kamień, i – podciągając łańcuch – usunąć kamień na bok. W każdym razie i tak potrzeba do tego kilku silnych mężczyzn, a i ci solidnie się namęczą, nim kamień usuną.

Cała grota jest czyściutko wykonana. Skała, w której została wykuta, jest koloru białego, żyłkowana w delikatne czerwone i brunatne prążki. W ogrodzie, naprzeciw wejścia do groty, umieszczona jest kamienna ława. Wierzch skały porośnięty jest murawą. Z jej szczytu widać za murami górę Syjon i niektóre wieże miasta, dalej bramę Betlejemską, wodociąg i studnię Gihon.

Zdjęcie z krzyża

W tym czasie, gdy przy krzyżu zostało na straży tylko kilku żołnierzy, widziałam, jak od Betanii nadeszło doliną pięciu mężów. Zbliżyli się ostrożnie do placu egzekucji, patrzyli przez chwilę na krzyż i znów się oddalili – mniemam, iż byli to uczniowie. Józefa z Arymatei i Nikodema widziałam dziś trzy razy w tej stronie, jakby przemyśliwali nad czymś i coś układali. Pierwszy raz widziałam ich tu w pobliżu podczas ukrzyżowania (zapewne wtedy, gdy wysłali ludzi, by odkupić suknie Jezusa). Później obaj przyszli popatrzeć, czy tłum się rozszedł, po czym odeszli do grobowca poczynić pewne przygotowania. Stamtąd znów przyszli aż pod krzyż, przyglądnęli mu się dobrze i zbadali teren wokoło, układając plan zdjęcia ciała Jezusa, po czym powrócili do miasta.

Teraz zajęli się przygotowaniem przyborów do balsamowania. Służący ich, oprócz innych przyborów do zdjęcia Świętego Ciała, wzięli także dwie drabiny ze stodoły, stojącej obok wielkiego domu Nikodema. Drabiny te to długie żerdzie, z powbijanymi rzędem z obu stron kołkami, służącymi jako szczeble. Drabiny opatrzone były hakami, dającymi się wedle potrzeby przesuwać wyżej lub niżej, tak by można było ją dowolnie przymocować. Na takim haku można było też powiesić jakieś narzędzie, gdy obie ręce były zajęte.

Pobożna niewiasta, u której zakupili przybory do balsamowania, zapakowała wszystko bardzo wygodnie. Nikodem kupił 100 funtów ziół i wonności, co według naszej wagi daje około 18,5 kg, jak to kilka razy wyraźnie się dowiedziałam. Wszystko było zapakowane w małych baryłeczkach z łyka, które nieśli zawieszone na szyi; w jednej z nich był jakiś proszek. Pęki ziół złożone były w sakwach z pergaminu lub skóry. Józef niósł także drogą wonną maść w ładnej, czerwonej puszce z niebieską obwódką; nie wiem, z czego była zrobiona. Słudzy, jak już wspomniałam, nieśli na noszach naczynia, wory, gąbki i narzędzia. Ogień nieśli w zamkniętej lampie.

Słudzy poszli nieco naprzód i wyszli z miasta inną bramą, zdaje się, że Betlejemską. Idąc przez miasto, przechodzili obok domu, w którym znajdowała się Najświętsza Panna z niewiastami i Janem. Wróciwszy z góry Kalwarii, chcieli postarać się o przedmioty potrzebne do pochówku. Widząc sługi, idące na górę Kalwarię, niewiasty wraz z Janem poszły za nimi w pewnym oddaleniu. Było ich około pięciu, a niektóre niosły pod płaszczami spore zawiniątka z chustami. Niewiasty, wychodząc z domu pod wieczór lub w ogóle na wykonywanie jakichś praktyk religijnych, zwykłe były otulać się starannie długą chustą, na ponad łokieć szeroką. Począwszy od jednego ramienia, całe owijały się szczelnie i kończyły na drugim ramieniu; nawet głowa była tą chustą okryta. Tak owinięte, mogły stawiać tylko małe kroki. Dzisiaj ten strój wyjątkowo im odpowiadał, był to bowiem strój żałobny.

Józef i Nikodem także ubrani byli w szaty żałobne. Mieli czarne przedramiączka i takież manipuły, dalej szerokie pasy, a od góry do dołu otuleni byli w długie, obszerne płaszcze, barwy brudno-szarej; płaszcz osłaniał nawet głowę. Szli nie za sługami, lecz ku bramie, którą wyprowadzono Jezusa.

Na ulicach było cicho i pusto. Mieszkańcy, nie ochłonąwszy jeszcze z przestrachu, siedzieli zamknięci w domach. Wielu ze skruchą czyniło pokutę, tylko mała część pamiętała o wykonywaniu ceremonii przypisanych do święta. Gdy Józef i Nikodem przybyli pod bramę, zastali ją zamkniętą. Najbliższe ulice i mury obsadzone były żołnierzami, których Piłat przysłał faryzeuszom na ich żądanie, kiedy to po godzinie drugiej lękali się powstania rozruchów. Dotychczas nie odwołano tych oddziałów, stały więc wciąż na straży. Józef pokazał żołnierzom rozkaz Piłata na piśmie, by go przepuszczono. Żołnierze oświadczyli na to, że chętnie by go puścili, ale brama tak się zacięła, widocznie przez trzęsienie ziemi, że w żaden sposób nie można jej otworzyć. Dlatego też i siepacze, wracając po połamaniu kości łotrom, nie mogli przejść tędy, lecz musieli iść do Bramy Narożnej. Rzeczywiście nikt nie mógł otworzyć bramy, ale gdy Józef i Nikodem ujęli za rygle, ku ogólnemu zadziwieniu brama otworzyła się nadzwyczaj lekko.

Pogoda była posępna i mglista. Przybywszy na górę Kalwarię, Józef z Nikodemem zastali tam już swych służących i święte niewiasty, które siedziały zapłakane naprzeciw krzyża. Kasjusz i nawróceni żołnierze stali w pewnym oddaleniu, przejęci trwożną czcią i uszanowaniem. Józef i Nikodem opowiedzieli Janowi i świętym niewiastom, jakie to starania czynili, by uratować Jezusa od sromotnej śmierci, a one nawzajem opowiedziały im, jak z trudem udało im się odwieść siepaczów od połamania kości Jezusowi i jak spełniło się proroctwo, gdy Kasjusz przebił włócznią bok Jezusowi. Gdy nadszedł jeszcze setnik Abenadar, z oznakami wielkiego smutku i czci rozpoczęto najświętsze dzieło miłości. Przyjaciele i wyznawcy Jezusa rozpoczęli zdejmowanie z krzyża i przygotowanie do pogrzebu Świętego Ciała ich Pana, Mistrza i Odkupiciela.

Najświętsza Panna i Magdalena usiadły po prawej stronie pagórka, między krzyżem Jezusa a krzyżem Dyzmasa; inne niewiasty zajęły się porządkowaniem wonności, chust, gąbek i naczyń. Kasjusz zbliżył się do przybyłego Abenadara i opowiedział mu, jak to doznał cudownego uzdrowienia wzroku ciała i duszy. Wszyscy byli głęboko wzruszeni i przejęci smutkiem; na twarzach malowała się uroczysta powaga i przebijała miłość głęboka, nie potrzebująca wielu słów na wyrażenie swych uczuć. Święta czynność odbywała się z pośpiechem, a zarazem troskliwą uwagą. Czasami wydzierał się z czyjejś piersi jęk żałosny lub westchnienie. Szczególnie Magdalena poruszona była gwałtownie i pogrążona w bezmiernej boleści, poza którą nie miała względu na nic i na nikogo.

Nikodem i Józef przystawili drabiny z tyłu do krzyża i wyszli na górę, wziąwszy z sobą wielką chustę, do której w trzech miejscach przyszyte były trzy szerokie rzemienie. Owinąwszy Pana chustą, przeciągnęli rzemienie pod pachami i pod kolanami i przymocowali nimi ciało Jezusa do pnia krzyża; tak samo ręce przymocowali chustami do ramion krzyża. Tułów, przy skonaniu ciążący całym ciężarem ku kolanom, spoczywał teraz w postawie siedzącej na wielkiej chuście, przerzuconej przez ramiona krzyża i przymocowanej. Ręce nie wisiały już na gwoździach i nie rozdzierały się, bo ciało, podciągnięte do góry i przymocowane, nie ciążyło ku dołowi. Do wyjmowania gwoździ wzięto się w ten sposób, że wybijano je z tyłu prętami, przyłożonymi do końców gwoździ. Wstrząśnięcia, wywołane uderzeniami, nie dawały się bardzo odczuć rękom Jezusa, gwoździe łatwo wypadały z szerokich ran, tym bardziej, że ręce nie były już naciągnięte jak przedtem. Wybiwszy lewy gwóźdź, Józef lekko spuścił owiniętą rękę Jezusa w dół. Nikodem tak samo, przywiązawszy mocno prawą rękę Jezusa i głowę cierniem ukoronowaną, opuszczoną dotychczas na piersi, wybił prawy gwóźdź i odwiązaną rękę opuścił lekko na dół. Tymczasem setnik Abenadar z wielkim trudem wybił ogromny gwóźdź przykuwający nogi.

Spadłe gwoździe podniósł ze czcią Kasjusz i złożył je na ziemi obok Najświętszej Panny. Teraz przestawiono drabiny na przód krzyża po obu stronach, tuż obok Najświętszego Ciała. Józef i Nikodem znowu weszli na górę, odwiązali górny rzemień od pnia krzyża i zawiesili go na hakach, wbitych do drabin. To samo uczynili z dwoma innymi rzemieniami, tak że teraz chusta z ciałem Jezusa wisiała wyłącznie na drabinach. Schodząc powoli, odczepiali rzemienie od góry i zawieszali na coraz niższych hakach, a drogocenny ciężar spuszczał się coraz niżej ku ziemi. Setnik Abenadar wyszedł na przesuwane schodki, ujął rękoma nogi Jezusa poniżej kolan i zszedł na ziemię, a tymczasem Nikodem i Józef, trzymając w ramionach ciało Jezusa u góry, schodzili z drabiny stopień po stopniu lekko, ostrożnie, jakby dźwigali najukochańszego przyjaciela, ciężko zranionego. Tak to Najświętsze, umęczone Ciało Zbawiciela dostało się z krzyża na ziemię.

Był to widok nadzwyczaj wzruszający i rozczulający. Wszystko robiono ostrożnie, jakby obawiano się sprawić Panu najmniejszą boleść. Wobec Najświętszego Ciała przejmowała wszystkich taka sama miłość i cześć, jaką czuli względem Najświętszego ze świętych za Jego życia. Obecni bez przerwy mieli oczy zwrócone na Ciało Pana, przy każdym Jego poruszeniu okazywali swój ból, smutek i troskę łzami i całym zachowaniem. Panowała cisza. Ci, którzy zajęci byli zdejmowaniem Ciała, odzywali się tylko wówczas, gdy koniecznie było potrzeba, a i to półgłosem, przejęci mimowolnym szacunkiem dla zwłok Chrystusa. Gdy przy wybijaniu gwoździ rozległy się uderzenia młotka, nowa boleść ścisnęła serce Najświętszej Panny, Magdaleny i wszystkich, którzy byli obecni przy krzyżowaniu. Odgłos uderzeń przypomniał im chwilę okrutnego przybijania Jezusa do krzyża. Zadrżeli, bo wydało im się, że znów usłyszą bolesny jęk Jezusa, ale widząc, że usta te zamknęła już chłodna dłoń śmierci, ponownie zaczęli opłakiwać Jego zgon. Zdjąwszy Ciało, Nikodem i Józef okryli je starannie od kolan aż do pasa, i owinięte w chustę złożyli w ręce Matki Bolejącej, która, przejęta boleścią bezmierną, z tęsknotą wyciągnęła po nie ręce.

Przygotowania do pogrzebania ciała Jezusa

Złożono więc na łono Maryi zwłoki Jej najukochańszego, a tak okrutnie zamordowanego Syna. Najświętsza Panna siedziała na rozesłanym kobiercu, plecy jej spoczywały na miękkim oparciu, utworzonym zapewne z pozwijanych płaszczy, bo przyjaciele chcieli ulżyć choć trochę tej Matce, wycieńczonej boleścią i trudem, oddającej obecnie zwłokom Syna Swego ostatnią, smutną przysługę miłosną. Najświętsza głowa Jezusa spoczywała na podniesionym nieco prawym kolanie Maryi, Ciało leżało wyciągnięte na chuście. Boleść Serca Najświętszej Matki równą była jej niezmiernej miłości. Oto trzymała w ramionach Ciało Swego ukochanego Syna, któremu podczas całej Jego długiej męki nie mogła wyświadczyć żadnej przysługi. Widziała to Najświętsze Ciało strasznie sponiewierane, a całując zakrwawione, poranione policzki, tuż przed oczyma miała wszystkie okropne rany. Magdalena usiadła podobnie u nóg Jezusa i całowała je.

Mężczyźni tymczasem cofnęli się w zagłębienie, położone niżej na południowo-zachodnim stoku Kalwarii, gdzie chcieli uzupełnić przygotowania do pogrzebu i przysposobić to, co jeszcze było potrzebne. Kasjusz z nawróconymi żołnierzami stał w pewnym oddaleniu, w postawie pełnej szacunku. Nie było między obecnymi nieprzychylnych, bo wszyscy porozchodzili się do miasta. Pozostali tylko życzliwi Jezusowi i ci tworzyli teraz jakby straż honorową, by nikt niepowołany nie przeszkodził w oddawaniu ostatnich oznak czci Ciału Jezusa. Każdy był szczęśliwy, jeśli polecono mu pomóc w czym i wypełniał ochoczo polecenie ze wzruszeniem i pokorą.

Święte niewiasty skrzętnie zajęły się przygotowaniem i podawaniem naczyń z wodą, gąbek, chust, maści i ziół; po spełnieniu jakiejś czynności stawały w pogotowiu, bacząc uważnie, czy znowu czego nie potrzeba. Były między nimi Maria Kleofasowa, Salome i Weronika. Magdalena nie odchodziła na krok od Najświętszego Ciała. Maria Helego, starsza siostra Najświętszej Panny, sędziwa już matrona, siedziała opodal na wale, cicho przypatrując się wszystkiemu. Jan, czynny na wszystkie strony, był niejako pośrednikiem między niewiastami i mężczyznami. To pomagał Najświętszej Pannie i niewiastom, to znowu potem mężczyznom przy właściwym przygotowaniu ciała. Na wszystko pilnie zważał. Niewiasty trzymały skórzane worki, które można było otwierać i składać na płasko. Obok na ognisku stało naczynie z ciepłą wodą. Niewiasty na przemian podawały Maryi i Magdalenie czarki z czystą wodą i świeże zwitki, a otrzymane wyciskały do worków. Zdaje mi się, iż owe zwitki, z których widziałam wyciskaną zużytą wodę, to gąbki.

Przy całej niewymownej boleści, jaka ściskała w tej chwili serce Najświętszej Panny, moc jednak niezwykła ożywiała Ją i pobudzała do działania². Boleść Jej i miłość nie dały Jej pozostawić Ciała Jezusa w takim zeszpeceniu i sponiewieraniu, więc zaraz zaczęła skrzętnie oczyszczać je i obmywać. Najpierw z pomocą innych rozpięła ostrożnie koronę cierniową i zdjęła ją Jezusowi z głowy. Niektóre ciernie musiano obciąć, by przy zdejmowaniu korony nie rozdzierać na nowo ran Najświętszej Głowy. Koronę położono na ziemię obok gwoździ. Pozostałe w głowie długie kolce i drzazgi Maryja powyciągała ostrożnie okrągłymi, żółtymi, sprężynowymi obcążkami³ i z głębokim smutkiem pokazywała je współczującym przyjaciołom. Wydobyte ciernie składano obok korony; część z ich obecni zapewne rozebrali zaraz między siebie na pamiątkę.

Oblicze Jezusa zdjętego z krzyża było nie do poznania zeszpecone krwią i ranami; rozczochrane włosy na głowie i brodzie pozlepiane były krwią. Maryja zmyła mokrymi gąbkami oblicze i głowę i zebrała z włosów zaschniętą krew. Przy zmywaniu coraz wyraźniej pokazywało się, jak okrutnie poraniony był Jezus, więc coraz większe współczucie ogarniało obecnych na widok każdej ukazującej się rany. Z nadzwyczajną starannością i pieczołowitością wykonywała Maryja tę smutną czynność. Gąbką i chusteczką wilgotną, nawiniętą na palce prawej ręki, wymywała zaschłą krew z ran głowy, z zapadłych oczu, z nosa i uszu, po czym nawinąwszy mokrą szmateczkę na palec wskazujący, wymyła wpółotwarte usta Jezusa, język, zęby i wargi. Przerzedzone włosy na głowie przyczesała i rozdzieliła na trzy części⁴, środek zaczesała w tył, a dwie części na oba boki, zaczesawszy je gładko poza uszy. Oczyściwszy tak głowę, ucałowała Najświętsza Panna policzki Jezusa i zakryła je chustą, po czym zaczęła obmywać szyję, barki, piersi i plecy Świętego Ciała, następnie ręce i porozdzierane, zakrwawione dłonie. Teraz dopiero pokazało się, jak strasznie skatowane było ciało Jezusa. Wszystkie kości piersiowe, wszystkie tkanki były porozciągane, powykrzywiane i tak w wykrzywieniu stężałe. Na barkach, które dźwigały ciężki krzyż, widać było ogromną głęboką ranę, druga taka widniała na prawym boku, rozdartym szeroko włócznią; na lewym boku była malutka ranka, pochodząca także od włóczni, która przeszła na wylot przez całe ciało. Cała górna część ciała Jezusa pokryta była sińcami, guzami i ranami, a każdą ranę Maryja obmywała i oczyszczała jak najstaranniej. Magdalena to klęczała z drugiej strony, pomagając Jej, to znów przypadała do nóg Jezusa, obmywając je po raz ostatni, więcej łzami niż wodą i osuszając własnymi włosami.

Tak Maryja obmyła i oczyściła z zaschniętej krwi głowę i górną część Ciała Jezusa, a Magdalena nogi. Najświętsze Ciało miało wygląd sinobiały, połyskujący. Tu i ówdzie widać było ciemniejsze plamy od zaschłej pod skórą krwi; miejscami skóra była zdarta i widać było żywe ciało. Okrywszy obmyte już członki, Najświętsza Panna wzięła się powtórnie do namaszczania wszystkich ran, począwszy od głowy. Święte niewiasty klęczały przed Nią i podawały Jej na przemian puszki z wonnościami, a Matka Boża nabierała palcem wielkim i wskazującym prawej ręki maści czy innych wonności, zapełniała tym rany Jezusa i pomazywała je; włosy polała Mu wonnym olejkiem. Ująwszy lewą ręką obie ręce Jezusa, całowała je najpierw ze czcią, po czym kosztowną maścią wypełniła na dłoniach szerokie rany po gwoździach, a także otwory uszne, nosowe i szeroką ranę w prawym boku. Magdalena zajęła się głównie świętymi nogami Jezusa, osuszała je, namaszczała i na nowo skrapiała obfitymi łzami. Chwilami przykładała do nich swą twarz zbolałą i klęczała tak, cicho, bez ruchu.

Namaściwszy tak wszystkie rany, owinęła Maryja głowę Jezusa w opaski, nie ściągając jednak jeszcze poprzedniej zasłony. Przymknąwszy na wpółotwarte oczy Jezusa, trzymała chwilę na nich Swą rękę, potem zamknęła święte usta, a objąwszy z płaczem najdroższe Ciało Swego Syna, pochyliła oblicze ku Świętej Jego twarzy. Magdalena z wielkiej czci i uszanowania nie zbliżała swego oblicza do twarzy Jezusa, całowała tylko z pokorą Jego nogi.

Józef i Nikodem stali chwilę w pobliżu, szanując tę niezmierną boleść Matki Bożej; wreszcie Jan zbliżył się do Najświętszej Panny z nieśmiałą prośbą, by oddała już Ciało Jezusa, bo szabat się zbliża i trzeba kończyć przygotowania. Jeszcze raz uścisnęła Maryja serdecznie drogie zwłoki i czułymi słowami je pożegnała. Mężczyźni wzięli Najświętsze Ciało z łona Matki i ponieśli je na chuście, na której leżało, na dół w owo zagłębienie. Boleść Matki, ukojona nieco czułym zajęciem, odżyła na nowo: Maryja osłabła i osunęła się na ręce niewiast, zakrywszy głowę. Magdalena zaś, jak gdyby kto porywał jej jedynego Oblubieńca, rzuciła się naprzód z wyciągniętymi rękami, lecz po chwili oprzytomniawszy, powróciła do Najświętszej Panny.

Mężczyźni ponieśli Najświętsze Ciało Jezusa kawałek w dół Golgoty, gdzie w załomie góry była piękna, szeroka, a płaska skała, na której złożono ciało do balsamowania. Skała zasłana była wielką siatkowatą chustą, jakby z koronek zrobioną, podobną do tak zwanej chusty godowej⁵, zawieszanej u nas w kościele. Widząc jako dziecko taką chustę wiszącą w kościele, myślałam zawsze, że to jest ta sama, którą widziałam przy balsamowaniu Jezusa. Zapewne dlatego zrobiona była siatkowato, by przy zmywaniu ciała woda mogła odpływać. Obok rozpostarta była druga wielka chusta. Ciało Jezusa złożono więc na skale na siatkowatej chuście, kilku zaś trzymało nad ciałem drugą chustę, rozpostartą tak, by zwłoki Jezusa zakryte były przed ich oczami. Wtedy Józef i Nikodem przyklękli, rozwinęli ową chustę, w którą przy zdejmowaniu z krzyża owinęli Jezusa od kolan do pasa, przy czym zdjęli także przepaskę biodrową, którą przyniósł Mu przed ukrzyżowaniem Jonadab, siostrzeniec Jego opiekuna Józefa. Wymyli oni starannie gąbkami brzuch i uda Jezusa, a następnie Najświętsze Ciało, wciąż jeszcze przykryte trzymaną zasłoną, podnieśli na dwóch chustach poprzecznych, podłożonych pod grzbiet i kolana, i nie obracając Go, umyli z drugiej strony. Myli zaś tak długo, dopóki woda wyciskana z gąbek nie była zupełnie czysta. Obmyli jeszcze ciało wodą mirrową, a potem złożyli je ponownie i delikatnie, z szacunkiem, i wyprostowali rękoma; środek bowiem ciała i kolana skrzywione były nieco i tak stężały, jak konając osunęło się ciało ku dołowi. Ukończywszy to, podłożyli pod biodra chustę na łokieć szeroką i trzy łokcie długą, posypali łono Jego pękami ziół (widuję czasem takie na stołach niebiańskich podane na złotych talerzykach z błękitnymi obwódkami)⁶, następnie delikatnymi, kręconymi włóknami roślinnymi, podobnymi do szafranu, a to wszystko posypali proszkiem, który Nikodem przyniósł w puszce, po czym owinęli biodra podłożoną opaską, przeciągnęli jej końce między nogami i związali w pasie w miejscu, gdzie przypadało spięcie opaski. Następnie namaścili wszystkie rany na lędźwiach, pomazali je wonnościami, nałożyli obficie ziół między nogi aż do stóp i zacząwszy od dołu, poobwijali nogi w całuny aż do pasa.

Teraz Jan przyprowadził znów Najświętszą Pannę i święte niewiasty. Maryja uklękła przy Jezusie i podłożyła Mu pod głowę cienką chustę, otrzymaną od Klaudii Prokli, którą dotychczas miała na szyi pod płaszczem; inne niewiasty nakładły obficie wokół szyi Jezusa, Jego ramion i głowy aż do policzków wonnych ziół, delikatnych włókien roślinnych i nasypały owego proszku, który przyniósł Nikodem, po czym Najświętsza Panna owinęła chustę z tym wszystkim wkoło głowy i ramion Jezusa. Magdalena wylała do rany prawego boku całą flaszeczkę wonnego olejku, niewiasty nakładły wonności do martwych rąk, koło nóg i pod nogi. Następnie mężczyźni wypełnili wonnościami pachy i obłożyli nimi jamę sercową, a całe ciało obłożyli wonnymi ziołami, gdzie tylko było miejsce. Zdrętwiałe ręce Jezusa złożyli na krzyż na łonie, po czym owinęli ciało od dołu aż pod pachy w wielką, białą chustę, jak się nieraz zawija dzieci. Pod prawą pachę wsunęli koniec szerokiej opaski i owinęli nią całe Najświętsze Ciało od głowy do nóg, raz koło razu, unosząc je delikatnie rękami. Zwłoki przybrały teraz kształt lalki owiniętej w szmatki. Wreszcie położyli Ciało Jezusa na ukos na wielkiej chuście, długiej na sześć łokci, kupionej przez Józefa z Arymatei, i zawinęli je w nią tak, że dwa końce zachodziły na piersi – jeden od nóg, drugi przez głowę, zaś dwa pozostałe końce owijały ciało w poprzek.

Zakończywszy tę smutną czynność, otoczyli wszyscy Ciało Jezusa i uklękli wkoło, by się z Nim pożegnać. Nagle ich oczom ukazał się cud, wzruszający ich do głębi. Oto na wierzchniej chuście, okrywającej zwłoki, odbił się obraz Najświętszego Ciała Jezusa ze wszystkimi ranami i bliznami. Zdawało się, że wdzięczny Jezus chce wynagrodzić ich życzliwe starania i smutek po Nim, pozostawiając im Swój wizerunek, cudownie odbity poprzez wszystkie całuny. Z płaczem i jękiem rzucili się wszyscy do ściskania Najświętszego Ciała i całowali ze czcią cudowny wizerunek. Zdumieni wielce, rozwinęli ponownie chustę, i oto zdumienie ich wzrosło jeszcze, gdy ujrzeli, że pod spodem wszystkie całuny są zupełnie czyste, a tylko na wierzchniej chuście odbiła się postać Pana.

Część chusty, na której leżało Święte Ciało, nosiła odbity wizerunek całego grzbietu, część zaś, okrywająca Jezusa z wierzchu, nosiła ślady całej przedniej części ciała, trzeba ją było jednak dopiero składać ponownie rogami, tak jak owinięty był w nią Jezus, by móc ujrzeć całą postać. Nie było na chuście śladu np. krwawiących ran, bo całe ciało obłożone było grubo wonnościami i owinięte całunami. Był to wizerunek cudowny, świadectwo twórczej, powołującej do bytu Boskości w Ciele Jezusa.

Znane mi było wiele szczegółów z późniejszych losów tej świętej chusty, ale już nie potrafię złożyć tego w porządną całość. Po zmartwychwstaniu dostała się ona wraz z innymi przedmiotami w posiadanie przyjaciół Jezusa. Jednemu z nich wydarto ją raz, gdy niósł ją pod pachą. Długi czas była w posiadaniu chrześcijan w różnych miejscowościach i doznawała wielkiej czci. Dwa razy przechodziła w ręce żydowskie, lecz wkrótce wracała do chrześcijan. Raz widziałam, jak wybuchła o nią sprzeczka, wśród której wrzucono ją w płomień na spalenie, ale chusta cudownie uniosła się z płomieni w powietrze i opadła w ręce pewnego chrześcijanina.

Za łaską Bożą święci mężowie przez przykładanie rąk wśród modłów utworzyli trzy odbitki z całej tylnej części i złożonych kawałków przedniej części chusty. Odbitki te, powstałe przez dotknięcie i uświęcone w zbawiennej intencji uroczyście przez Kościół, od dawna były przyczyną wielkich cudów. Oryginał, uszkodzony już trochę, porozdzierany w niektórych miejscach, widziałam raz w posiadaniu chrześcijan niekatolików w Azji. Nazwę tego miasta zapomniałam; leży ono w jakimś wielkim kraju, w pobliżu ziemi świętych Trzech Królów. W widzeniach o tej chuście wmieszane były jakieś szczegóły o Turynie i Francji, o papieżu Klemensie I i o cesarzu Tyberiuszu, który umarł w pięć lat po ukrzyżowaniu Chrystusa; ale zatarło mi się to wszystko w pamięci.Przypisy

1 Należy wspomnieć tu, że w ciągu tych czterech lat, w których spisywałem jej widzenia, Anna Katarzyna opowiadała dokładnie dzieje wszystkich świętych miejsc w Jerozolimie, począwszy od pierwszych czasów chrześcijańskich. Widziała, jak te miejsca na przemian to ulegały zniszczeniu, to odradzały się, jak czczono je potajemnie i publicznie, i sama także cześć im oddawała. Gdy Święta Helena odnalazła „Drogę Krzyżową” Jezusa, zbudowała w Jerozolimie kościół Świętego Grobu i w nim kazała umieścić kamienie i odłamy skalne, które były świadkami męki i zmartwychwstania Pańskiego. Umieszczone w tej niewielkiej przestrzeni, święte te pamiątki pozostawały pod opieką miasta. Świątobliwa Katarzyna, widząc w objawieniu ten kościół, oddawała cześć skale, w której stał krzyż, grobowemu łożu Jezusa i innym częściom grobowca Jezusa, porozmieszczanym każda w osobnej kapliczce. Czasem jednak, gdy chciała uczcić raczej to miejsce, gdzie stał grób Jezusa, wtedy zdawało się, że wprawdzie duch jej odwiedza te miejsca gdzieś w bliskości, ale jednak dość daleko od miejsca, gdzie stał krzyż.

2 Dnia 30 marca 1820 r., w Wielki Piątek wieczorem, Anna Katarzyna w swym dorocznym widzeniu pasyjnym rozważała zdjęcie z krzyża, gdy wtem w mojej obecności opadła w ciężkie omdlenie, na pozór śmiertelne. Przyszedłszy do przytomności, opowiedziała mi wśród boleści wielkich, co następuje. „Ujrzawszy ciało Jezusa złożone na łonie Najświętszej Panny, pomyślałam sobie: «Oto, jaka w Niej moc ducha, że nawet nie zemdleje pod nadmiarem boleści!». Myśl tę, wywołaną więcej podziwem niż współczuciem, zganił mi zaraz mój przewodnik i rzekł: «A więc odczuj i ty to, co ona czuje!». W tej chwili uczułam, że wnętrze moje przeszywa, jak miecz ostry, boleść niewypowiedziana, której znieść nie mogąc, popadłam w ciężkie omdlenie. Wciąż jeszcze czuję ten ból”. Długo odczuwała Anna Katarzyna tę boleść, która wreszcie przeszła w ciężką chorobę, trapiącą ją aż do zgonu.

3 W tym miejscu dodała opowiadająca: „Obcążki te przypominają mi kształtem nożyce, którymi Dalila obcięła włosy Samsonowi”. Nożyce zaś owe opisywała swego czasu tak: „Dalila miała w ręku osobliwe nożyczki, okrągławe, wielkości połówki sporego jabłka. Nożyczki podobne były do kleszczyków lub obcążków; ściśnięte – otwierały się same z powrotem. Zrobione były z szerokiej cienkiej blachy, zgiętej wkoło, tak że przy ściśnięciu ostre końce schodziły się, tnąc napotkany przedmiot, a puszczone wolno, same się rozchodziły”. Rozważając trzeci rok nauczycielstwa Jezusa, Anna Katarzyna widziała Jezusa w sobotę 21-go miesiąca Siwan (7-go czerwca), jak obchodził szabat w Misael, mieście Lewitów, w pokoleniu Asser, i wtedy to, słysząc lekcję szabatową z księgi Sędziów, przypadkowo przeszła w rozpamiętywanie życia Samsona.

4 Nasuwa się tu następujące spostrzeżenie. Świątobliwa Katarzyna, opisując najważniejsze osoby historycznie, nie zapominała zwykle dodać, na ile części rozczesywały one swe włosy. Zdawała się kłaść szczególny nacisk na te np. słowa: „Ewa rozczesywała włosy na dwie części, Maryja na trzy części”. Nie zdarzyła mi się jakoś sposobność dowiedzieć się, jakie znaczenie przywiązywała opowiadająca do tych szczegółów, a szkoda, bo zapewne objaśniłoby to nam niemało, jako że nieraz sposób noszenia włosów miał związek z poczynionymi ślubami, ofiarami, żałobą, święceniami itd. Tak np. mówiła o Samsonie: „Włosy miał długie, bujne, żółtawe, zwinięte w siedem warkoczy wkoło głowy jak hełm. Na czole i na skroniach warkocze zwieszały się puszyście jakby woreczki. Siła jego ogromna nie leżała we włosach jako takich, lecz jako świadkach jego świętego ślubu, do którego zobowiązał się noszeniem tych warkoczy. Siły, przywiązane do tych siedmiu warkoczy lub loków, były przedwyobrażeniem siedmiu darów Ducha Świętego. Musiał już całkiem złamać ślub i wiele łask stracić, skoro dał sobie obciąć oznakę złożonego ślubu. Nie widziałam, by Dalila obcięła mu wszystkie włosy; zdaje mi się, że zostawiła mu kosmyk nad czołem. Toteż nie odjął Bóg Samsonowi łaski skruchy i pokuty. Ciężko żałował za grzechy i pokutował, aż odzyskał swą moc dla zagłady nieprzyjaciół”.

5 Chustą godową nazywają w Diecezji Münsterskiej wielką białą lnianą tkaninę, która w czasie Wielkiego Postu zawieszana jest w kościele na sznurach u sklepienia między chórem a kościołem lub przed głównym ołtarzem. Tkanina ta dziergana jest haftami z koronek i przedstawia pięć Świętych Ran Chrystusa, narzędzia Jego męki itp. Chusta taka nastraja do powagi i uwzniośla wrażliwe umysły. Zachęca i upomina do skromności, umartwiania, powściągliwości i pobożnego rozmyślania męki krzyżowej Pana naszego i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa.

6 W swych bolesnych rozmyślaniach świątobliwa Katarzyna doznawała nieraz wewnętrznej pociechy i pokrzepienia, czując się przeniesioną duchem na uroczyste uczty niebiańskie, obrazowo jej przedstawiane. Z dziecinną radością opisywała wówczas cudowną, zachwycającą zastawę stołów i kosztowność drogocennych naczyń. Opisywała często rodzaj i wygląd podawanych tam ziół, nie pomijając nawet liczby listków i pręcików w kielichach kwiatowych. Wspominała przy tym nieraz, jak na złotych talerzykach z błękitną obwódką podawano jej tam delikatne jakieś zioła, ustawione gęsto w pęczkach, coś na kształt gorzkiej rzeżuchy lub mirry, a nieraz także różne owoce, których spożycie krzepiło ją bardzo w wielkich cierpieniach ducha i ciała. Przez częstszą obserwację doszedłem do przekonania, że w tych pocieszających ucztach otrzymywała ona jako pokrzepienie i nagrodę swe własne tu na ziemi nabyte umartwienia, walkę duchową i przezwyciężenia pod postacią ziół i owoców, wyobrażających te zasługi, stosownie do formy i kształtu. Tak samo forma, materiał i barwa naczyń miały swoje znaczenie. „Spożywania tych potraw – opowiadała – nie można właściwie nazwać jedzeniem w znaczeniu zwyczajnie ludzkim, a jednak pokrzepiają one i nasycają w daleko wyższym stopniu niż potrawy ziemskie. Za sprawą ich spożycia przechodzi w człowieka cała łaska i siła Boża, której wyobrażeniem i doskonałym wyrazem jest podany owoc”. Te właśnie zioła przypomniała sobie opowiadająca, ujrzawszy zioła użyte przy balsamowaniu Jezusa.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: