Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Odsiecz Wiednia: obraz dramatyczny w V aktach z prologiem i epilogiem - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Odsiecz Wiednia: obraz dramatyczny w V aktach z prologiem i epilogiem - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 255 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Дîçâîëåâî Öåíçó­ðîþ. Âïðøàâà 6 Îę­òÿáðÿ 1883 ãîäà.

JA­NO­WI MA­TEJ­CE

W HOŁ­DZIE GŁĘ­BO­KIEJ CZCI I UWIEL­BIE­NIA

AU­TOR

OSO­BY:

Ce­sarz Le­opold I

Król Jan III

Elek­tor sa­ski

Elek­tor ba­war­ski

Ksią­żę lo­ta­ryng­ski

Wiel­ki we­zyr Kara-Mu­sta­fa

Se­lim Ge­rej hau ta­tar­ski

Te­ke­li, wódz wojsk wę­gier­skich

Kró­le­wicz Ja­kób

Krzysz­tof Pac, kanc­lerz w. lit.; Sie­niaw­ski het­man; Ko­niec­pol­ski.; Sa­pie­ha – Pa­no­wie pol­scy

Pro­ski, po­seł do Tu­rek

Je­rzy Fran­ci­szek Kul­czyc­ki

Miecz­nik ko­wel­ski.; Sta­ni­sław, syn jego.; Ru­bin­kow­ski.; Dia­kow­ski.; Rącz­kow­ski. – Szlach­ta.

Pal­la­vi­ci­ni, nun­cy­usz pa­piez­ki

Hra­bia Wald­ste­in; Hra­bia Schaw­gotsch; Sil­ber­glück – Pa­no­wie nie­miec­cy

Ks. Ma­rek Avia­no, Ka­pu­cyn

Kasz­te­lan–Pod­ko­mo­rzy–Woj­ski-Pod­skar­bi–Bur­mistrz Wied­nia–Raj­ca–Mi­ni­ster–Mar­sza­łek Ce­sa­rza–Po­seł Hana–Ki­cha­ja – Wo­ło­szyn–Mu­fty–Frytz–Ba­szo­wie–Jan­cza­ro­wie–Czau­szo­wie – Pa­no­wie pol­scy i nie­miec­cy–Lud wie­deń­ski–Szlach­ta pol­ska

Kró­lo­wa Ma­rya Ka­zi­mie­ra

Miecz­ni­ko­wa.

Han­na Ko­nar­ska.

Ka­mie­niec­ka, po­lka; Ze­lia, buł­gar­ka; Ja­ry­na, serb­ka; Prak­se­da, bo­śniacz­ka – w ha­re­mie we­zyr­skim

Sta­ra Elż­bie­ta; Liza – miesz­czan­ki wie­deń­skie

Rzecz w roku 1683.

PRO­LOG

w Wil­la­no­wie – Ogrod w sty­lu Lu­dwi­ka XIV.

SCE­NA I.

Pod­skar­bi,–Miecz­nik,–Sta­ni­sław z pra­wej wcho­dzą.

Pod­skar­bi. Pro­wa­dzę was tym wi­ry­da­rzy­kiem, gdzie tyl­ko wy­bra­nym iść się go­dzi. Nasz Mars nie­śmier­tel­ny Flo­rze i Ce­res skła­da ofia­ry. Zo­ba­czysz tu, Miecz­ni­ku, bo­ha­ty­ra z pod Cho­ci­ma i Lwo­wa, jak ry­dlem i gra­bia­mi prze­wo­dzi. Cze­kaj­cież tu. Tam w po­słu­chal­nej izbie nic do­ci­snął­byś się wa­sze, tu zo­ba­czy­cie pana ry­chło.

Miecz­nik. Bóg płać mi­ło­ści wa­szej. Od żu­ra­wiń­skiej oka­zyi nic wi­dzia­łem ob­li­cza Kró­la Je­go­mo­ści, tę­sk­no rai jak za wi­do­kiem słoń­ca, a sza­bla też po­rdze­wia­ła mi w po­chwie i wasz­mość do­bro­dziej się dzi­wi, że ja sta­ry tak siar­czy­ście dzwo­nie na to ka­za­nie. Pod­skar­bi. Bo czas­by od­po­cząć, mój Miecz­ni­ku-Miecz­nik. Al­boż­to tam mało od­po­czyn­ku mieć będę? Wie­ku­isty to od­po­czy­nek. Lecz nim on przyj­dzie trze­ba jesz­cze krwi nie­po­ża­ło­wać i ot (wska­zu­je na Sta­ni­sła­wa) wy­krze­sać tego, aby god­nym był na­stęp­cą po ojcu.

Pod­skar­bi. To już tyl­ko je­den ci po­zo­stał?

Miecz­nik. Je­dy­ny. Na nie­go spad­nie cała pu­ści­zna oj­cow­ska, i ta tro­cha po­czci­wej sła­wy, jaką mam u lu­dzi i od­wiecz­na ze­msta na­sza dla wro­ga.

Pod­skar­bi. Cen­na to pu­ści­zna, mój Miecz­ni­ku, na nie­bie­skiej od­wa­żo­na sza­li aleć i o ziem­skiej za­po­mi­nać nie trze­ba. Co ci Ta­tar nie spa­lił, toś na oł­ta­rzu oj­czy­zny zło­żył i za­le­d­wie ci zo­sta­ło tyle, że masz gdzie gło­wę po­ło­żyć.

Miecz­nik. Nig­dym się nie wlókł za ka­pry­śnem ko­łem for­tu­ny. Bała, do­brze; wzię­ła, dru­gie do­brze. Świę­tej spra­wie słu­ży­łem ży­cie całe, i mój na­stęp­ca pój­dzie tym szla­kiem.

Pod­skar­bi. Choć czo­łem biję przed cno­ta­mi wasz­mo­ści, wo­lał­bym jed­nak, aby cię tą razą omi­nę­ła wo­jen­na oka­zya. Skarb pu­sty. Rzecz­po­spo­li­ta spo­ko­ju pra­gnie, tego spo­ko­ju tak dro­go oku­pio­ne­go. Po co nam wła­zić w ra­ku­ską ligę Cią­gnąć gdzieś w kraj nie­miec­ki z po­sił­ka­mi i na nie­pew­ną sza­lę rzu­cać całą na­ro­du przy­szłość.

Miecz­nik. Nic ra­ku­skie to spra­wy, pa­nie Pod­ko­mo­rzy, to od­wiecz­na spra­wa Chrze­ściań­stwa z wro­giem wia­ry świę­tej. To bój, co od tylu wie­ków po­czę­ty a do koń­ca mu da­le­ko. Kto żyw, niech sta­je, kto żyw niech pro­si Wszech­moc­ne­go, aby mu dano szczę­ścia oglą­dać try­umf krzy­ża świę­te­go i ko­ści swo­je zło­żyć na polu chwa­ły. Ja­kiż­to spo­kój wa­sza mi­łość chciał­byś zgo­to­wać Rze­czy­po­spo­li­tej? Spo­kój w wię­zach po­hań­ca, któ­ry się nam na­igra­wa, dzier­żąc naj­przed­niej­sze wa­row­nie na­sze.

Pod­skar­bi. No, no, wi­dzę że u wa­ści ry­cer­skie­go ani­mu­szu nie za­spo­ko­ić per­swa­zyą, trud­na to spra­wa, spie­rać się też z wami nie my­ślę jak i z całą fa­lan­gą, co od mie­sią­ca ob­le­ga wi­la­now­ski dzie­dzi­niec. Dam znać o was kró­lo­wi, któ­ry rad bę­dzie sta­re­mu to­wa­rzy­szo­wi z pod Cho­ci­ma, ale jesz­cze raz wam po­wiem, że sła­ba na­dzie­ja tej po­mo­cy. Li­twa wręcz iść nic chce–i w se­na­cie zgo­dy nie ma a o ko­za­kach ani my­śleć. Trud­no z garst­ką ko­ro­nia­rzy iść prze­ciw ca­łej Osma­nów po­tę­dze. (Od­cho­dzi).

SCE­NA 2.

Miecz­nik. –Sta­ni­sław.

Miecz­nik. Tak, wam za­wsze trud­no dźwi­gnąć się z wy­god­nych stoł­ków dwor­skich. Żal rzu­cać tłu­stych kę­sków, co lecą z pań­skie­go sto­łu. Aż do­pie­ro po­żo­ga zru­mie­ni nie­bo i po­le­je się krew, aż Je­dy­ku­łu wię­zie­nia za­peł­nią ja­sy­rem i ha­re­my suł­tań­skie kwia­tem na­szych dzie­wic… Aż wresz­cie za­gro­żą pie­rzy­nom wa­szym. Tfu! I ta­kiż człek pięk­ny za­prze­pa­ścił się w tej in­try­ganc­kiej zgrai. Ale choć­by­ście z wa­szym Morsz­ty­nem i całą fran­cuz­ką Spół­ką taką górę uku­li in­tryg jak wie­ża Ma­ry­ac­ką; król pój­dzie z nami na tur­czy­na. (Do Sta­ni­sła­wa). Cze­go­żeś się aść tak za­me­dy­to­wał? Po­patrz na te kwie­cia i drze­wa ręką pań­ską sa­dzo­ne i pie­lę­gno­wa­ne. Zda się i woń i ko­lor u nich pięk­niej­sze jak gdzie­in­dziej. Cóż? Tę­sk­no ci za bog­dan­ką i za ma­tu­li rań­tu­chem?

Sta­ni­sław. Nie to, mój oj­cze.

Miecz­nik. Więc nie trać mi fan­ta­zyi. Zo­ba­czysz tu ta­kie rze­czy, ja­kich­byś tam za pie­cem sie­dząc nie wi­dział. Po­wró­cisz mą­drzej­szy niż że­byś sto­sy ksiąg prze­wer­to­wał. Ja, nim mat­kę two­ję po­ją­łem, w sze­ściu po­trze­bach z wro­giem się star­łem, a mi­no­wa­łem rów­nie go­rą­co jak ty swo­je. Wy­sze­dłem z domu oj­cow­skie­go ni do tań­ca ni do ró­żań­ca, a wró­ci­łem mę­żem do­świad­czo­nym; bo w polu tyl­ko har­tu­je się ry­cer­ska du­sza.

Sta­ni­sław. Mat­ka wciąż mi na oczach stoi. Że­gna­ła nas z ta­kim wiel­kim ża­lem.

Miecz­nik. Ano, bied­na ona nie­bo­ga. Sama jed­na, ale nic, fra­suj gło­wy; tyle krzy­ży w ży­ciu swo­jem znio­sła męż­nie, że gdy­by ją |

jesz­cze Bóg chciał do­świad­czyć jed­nym, to i ten znieść po­tra­fi. Nic po­ło­żył­bym gło­wy spo­koj­nie, gdy­bym pra­oj­ców gniaz­do zo­sta­wił na kre­sach bez obroń­cy i mści­cie­la. Roz­pocz­niesz za­wód ry­cer­ski pod do­świad­czo­nym okiem ojca. Bug je­den wie, jaka ci się przy­szłość uśmie­cha, mój chłop­cze. Może nim umrę, zo­ba­czę jak świet­ny waw­rzyn do oj­cow­skich do­da­jesz za­sług. Tym­cza­sem Bóg cię bło­go­sław, Sta­siu. Roz­po­gódź czo­ło i z mi­ło­ścią a wia­rą, w świę­tą spra­wę idź z oj­cem two­im.

Sta­ni­sław. O! dro­gi oj­cze

Miecz­nik. Jać wiem, mój chłop­cze, jak to trud­no wy­drzeć z du­szy nie­po­kój, co nas tra­pi, za temi, któ­rzy doma zo­sta­li na Bo­żej opie­ce; ale na to nie­po­ra­dzić. Siła męża w wy­trwa­niu. Ale bacz­ność, ktoś nad­cho­dzi, patrz i ucz się. ( Wcho­dzi Dia­kow­ski).

SCE­NA 3.

Miecz­nik.–Sta­ni­sław.–Dia­kow­ski.

Dia­kow­ski. To ja, pa­nie Miecz­ni­ku,

Miecz­nik. Aści wszę­dzie peł­no; jak­żeś tu się do­stał?

Dia­kow­ski. Jak mysz, przez szpa­rę. Do­bre no­wi­ny.

Miecz­nik. Ga­daj.

Dia­kow­ski. Uwię­zio­no nam po­sła w Stam­bu­le.

Miecz­nik. Bierz cię li­cho z ta­kie­mi do­bre­mi.

Dia­kow­ski. Do­bry po­li­tyk wrze­ko­mo złe na do­bre ob­ró­cić po­tra­fi.

Miecz­nik. Złe, jest złem za­wsze i wszę­dzie. Bied­ny pan Pro­ski! Nie daj, Pa­nie, aby gło­wą na­ło­żył tę eks­pe­dy­cyą. I ja­kiż waść do­bry omen z tego wy­cią­ga?

Dia­kow­ski. Prę­dzej ru­szym na Tur­ka. Wzbu­rze­nie strasz­ne w cho­rą­gwiach; wszy­scy drą się by iść na­przód. Het­man Ja­bło­now­ski po­su­nął się ku Tar­no­wu, Sie­niaw­ski już sta­nął w Kra­ko­wie.

Miecz­nik. Chwa­ła Ci Pa­nie!

Dia­kow­ski. Pa­co­wie wi­chrzą strasz­li­wie. Mó­wią że Li­twin nie głu­pi wy­cią­gać Niem­com kasz­ta­ny z pie­ca. Sa­pie­hy tyl­ko nam życz­li­wi.

Miecz­nik. Bez Li­twy pój­dzie­my. A o po­sel­stwie wie­deń­skiem co mó­wią?

Dia­kow­ski. Dziś ma być po­słu­cha­nie.

Miecz­nik. Bogu niech bę­dzie chwa­ła.

Dia­kow­ski. Całe za­stę­py de­pu­ta­cyi z Mo­ra­wy i Szląz­ka za­le­ga dzie­dzi­niec pa­ła­co­wy. Po­seł fran­cuz­ki wy­je­chał wy­śmia­ny i ob­rzu­co­ny bło­tem.

Miecz­nik. Far­ma­zo­ny.

Dia­kow­ski. Mó­wią, że kró­lo­wa jej­mość sły­szeć nie chce o fran­cu­zach. Sta­ry d'Arqu­ien do­stał pe­do­gry. Nun­cy­usz i hra­bia Wald – ste­in cią­gle prze­sia­du­ją u jej­mo­ści. Kon­szach­ty strasz­li­we ukła­da pani na­sza; przy tym ogniu kil­ka pie­cze­ni chcia­ła­by upiec. Miecz­nik. Niech pie­cze i my upie­cze­my swo­je.

Dia­kow­ski. Aio o naj­waż­niej­szej rze­czy był­bym za­po­mniał. Gdym tu biegł, przy­le­cia­ło z War­sza­wy trzech ku­ry­erów i wcią­gnię­to ich za­raz do kró­lo­wej jej­mo­ści, więc nic mo­głem zła­pać ję­zy­ka. Otoż ma­cie wszyst­ko. Gęba mi się wy­strzę­pi­ła–niech od­sap­nę. Mi­ło­ści­wy Miecz­ni­ku, czy do­stą­pię tego splen­do­ru, abym uzy­skał pro­tek­cyą wa­szą?

Miecz­nik. Bądź aść spo­koj­ny! Nad­cho­dzą. (Wrho­dzi król Jan w żu­pa­nie, w ręku no­ży­ce do ob­ci­na­nia drzew i su­cha ga­łąź, za nim ogrod­nik, z któ­rym król roz­ma­wia, da­lej Pod­skar­bi).

SCE­NA 4.

Król Jan.–Miecz­nik.–Sta­ni­sław.–Dia­kow­ski.–Pod­skar­bi.–Ogrod­nik.

Król Jan (do Ogrod­ni­ka). Ga­daj co chcesz, te ce­bul­ki fla­mandz­kie cał­kiem nam się nie uda­ły.

Ogrod­nik. Niech tyl­ko desz­czu tro­chę, Mi­ło­ści­wy Pa­nie.

Król Jan. Daj aść po­kój desz­czo­wi, nam tu po­go­dy po­trze­ba. (Do Miecz­ni­ka), Nie­praw­daż Miecz­ni­ku ko­cha­ny? Do­bra na­sza, kie­dyś i ty tu sta­ry.

Miecz­nik (chy­ląc się do nóg kró­la): Umie­ra­łem z tę­sk­no­ty, Mi­ło­ści­wy Pa­nie! Ca­łu­ję nogi W. Kr. Mo­ści.

Król Jan. Bądź­że mi po­zdro­wio­ny Bru­tu­sie. Czy aść pak­ta za­warł z sta­ro­ścią? a toć od lat dzie­się­ciu ani jed­nej zmarszcz­ki ci nic przy­by­ło.

Miecz­nik. Nie­ma już miej­sca dla nich ua mo­jej twa­rzy, za to lice Mi­ło­ści­we­go Pana kra­śnie­je rai zdro­wiem i hu­mo­rem we­so­łym, a on ogró­dek niby raj ziem­ski się uśmie­cha.

Król Jan. Kie­dy i w raju są węże, mój Miecz­ni­ku.

Miecz­nik. Gdzież ich nie­ma. Szczę­śli­wy ten, kto się pod ar­cha­niel­skie skrzy­dła W. Kr. Mo­ści Pana mego mi­ło­ści­we­go skryć może.

Król Jan. Czyż­byś­ty, to­wa­rzy­szu sta­ry, mój men­to­rze, skrzy­deł mych po­trze­bo­wał,ty, któ­ryś ich uczył lotu? Ach! przez Bóg żywy, nie­chże laz w ży­ciu mam to szczę­ście, że ci usłu­żyć moge. Boć­to nie da­rem­nie zwą aści Cyn­cy­na­tem. Krom od Boga, nic od ni­ko­go nie przyj­mujcsz.

Miecz­nik. Po Bogu tyl­ko od Was, Mi­ło­ści­wy Pa­nie, przy­jąć mogę. Udziel mi ła­ski, abym jesz­cze jed­ne od­był z wami wik­to­ryą. Ju­zem był sta­rą sza­blę za­wie­sił i smut­nie spu­ścił gło­wę, ży­jąc tyl­ko wspo­mnie­niem lat ubie­głych, gdy do mego za­ścian­ku do­le­cia­ły wie­ści, co sta­re ser­ce roz­ra­do­wa­ły nie­wy­mow­nie. Pa­nie Naj­mi­ło­ściw­szy toć ta­kiej oka­zyi nig­dy Pol­ska nie mia­ła, jaka się jej dziś go­tu­je. "We­zyr, sły­szę, z całą po­tę­gą idzie na dom Ce­sar­ski. Eu­ro­pa cała krom Fran­cu­za spie­szy na po­moc, i na cze­le chce mieć bo­ha­te­ra z pod Cho­ci­ma i Lwo­wa. Chrze­ściań­stwo całe ob­ró­ci­ło oczy na Po­ma­zań­ca Pań­skie­go, bo wie­rzy, że w jego tyl­ko dło­ni zwy­cię­stwo pew­ne, je­dy­ne. Oh! sły­sząc to wszyst­ko, zda­wa­ło mi się, że mo­gi­ły na­sze, tam roz­sia­ne ua ste­pie, w zie­leń­szą, pięk­niej­szą bar­wę się przy­bra­ły, a w wi­chrze ste­po­wym sły­chać ra­do­sne wy­cia: Yic­to­ria! Vic­to­ria!

Król Jan. Szla­chet­ny star­cze, cze­muż cię sły­szeć nie mogą ci wszy­scy, coby mi ra­dzi za­truć każ­dą go­dzi­nę ży­cia zwąt­pie­niem i od­mo­wą, pój­dzie­my, da Bóg, i nowy waw­rzyn wy­wal­czym orę­żo­wi pol­skie­mu.

Miecz­nik. Amen, Kró­lu mi­ło­ści­wy! Już te­raz jak pies wier­ny w pro­gu ci się po­ło­żę, do­pó­ki sur­ma wo­jen­na nie za­grzmi.

Król Jan (pa­trząc na Sta­ni­sła­wa): To twój Syn. W szko­le ry­cer­skiej chcesz go ćwi­czyć?

Sta­ni­sław (rzu­ca­jąc się do nóg Kró­lo­wi): W śla­dy ojca wstą­pić pra­gnę, aby słu­żyć wier­nie W. Kr. Mo­ści i Rze­czy­po­spo­li­tej.

Król Jan. Znaj­dziesz aść we mnie ta­kie­go przy­ja­cie­la, ja­kim dla ojca twe­go je­stem, ('lo Dia­kow­skie­go, któ­ry stoi na stro­nie): A waść kto taki?

Dia­kow­ski (pa­da­jąc na ko­la­na): Ję­drzej Dia­kow­ski do usług W. Kr. Mo­ści. By­łem skry­ben­tem w sta­ro­stwie wy­szo­grodz­kiem, ale po­wie­dzia­łem so­bie: żyć mar­nie na świe­cie przy or­nym in­kau­ście, i słu­chać spraw ży­dow­skich, a nie wi­dzieć, co się na świe­cie dzie­je, kie­dy Bóg dał i swa­dy tro­chę i gło­wę nie do po­zło­ty; żyć pod pa­no­wa­niem Naj­mi­ło­ściw­sze­go Kró­la i bo­ha­te­ra, Jana III, i nie wi­dzieć nig­dy Jego ob­li­cza, nie módz Mu słu­żyć wier­nie, kie­dy ser­ce i du­sza rwie się do nie­go, toć le­piej z ka­mie­niem do Wi­sły. I gdy zroz­pa­czo­ny już mia­łem grzech śmier­tel­ny wy­ko­nać, sam nie wiem ja­kim spo­so­bem czar­no­księz­kim zna­la­złem się na stat­ku, co wła­śnie do War­sza­wy pły­nął z pier­ni­ka­mi z To­ru­nia, i mia­sto go­rą­cej smo­ły, zna­la­złem się w po­śród słod­ko­ści i przy­bi­łem szczę­śli­wie do przy­sta­ni. Pa­nie Mi­ło­ści­wy! toć cza­sem i mysz­ka mała może lwu od­dać usłu­gi. Jara tą my­szą. Roz­każ, Mi­ło­ści­wy Pa­nie a wpeł­znę wszę­dzie, byle mieć to szczę­ście, że służ­bę dla Was peł­nię.

Miecz­nik. I ja się do W. Kr. Mo­ści za nim wsta­wiam. Człek ob­rot­ny, umie się do­brze zna­leść w po­trze­bie.

Król Jan. To mu z oczu pa­trzy. No, zo­sta­niesz przy moim dwo­rze, Mo­ści Dia­kow­ski. A pa­mięć aść ma do­brą?

Dia­kow­ski. Jak ka­len­darz Kra­kow­ski.

Król Jan. Daj go katu! Otóż na trzy rze­czy pa­mię­tać bę­dziesz; mało mó­wić, pręd­ko ro­bić, o nic nie py­tać.

Dia­kow­ski. I od­dać ży­cie za W. Kr. Mość.

Król Jan. To obo­wią­zek szlach­ci­ca, a Waść szlach­cic prze­cię?

Dia­kow­ski. Her­bu Mą­drost­ki, a mamy na­tu­rę ci­chą) „ skrom­ną, lubo nie ka­pu­ścia­ną gło­wę, jak o tem Dłu­gosz jesz­cze sze­ro­ko pi­sze.

Król Jan. To się po­ka­że. Idź do Mar­szał­ka, niech cię w re­gestr mych dwo­rzan wpi­sze.

Dia­kow­ski. Słu­ga Wa­szej Kró­lew­skiej Mo­ści. (Od­cho­dzi;
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: