Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Odżywianie według jogi. Uzdrawianie relacji z własnym ciałem i jedzeniem - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
7 sierpnia 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Odżywianie według jogi. Uzdrawianie relacji z własnym ciałem i jedzeniem - ebook

Twoja droga do harmonijnego życia i zdrowego odżywiania!

W poradniku Odżywianie według jogi dr Melissa Grabau ukazuje, że celem jedzenia jest odżywianie zarówno ciała, jak i duszy. Powszechnie wiadomo, że spożywanie świeżych warzyw i owoców jest zbawienne dla organizmu, a mimo to wykorzystanie tej wiedzy do wprowadzenia istotnych zmian w codziennej diecie wciąż sprawia trudności. Rozwiązaniem jest joga oferująca praktyki otwartego umysłu oraz medytacja pozwalająca docenić witalność i zdrowie.

W tej książce znajdziesz proste ćwiczenia i porady, dzięki którym zmienisz obecne nawyki związane z dbaniem o siebie w zdrowsze i bardziej zrównoważone dla dobra ciała, umysłu i duszy. Są one kluczem do wewnętrznej metamorfozy, nowego podejścia do jedzenia i lepszego samopoczucia. Autorka dzieli się również inspirującymi opowieściami i lekcjami pomocnymi dla każdego, kto chce zadbać o swoje zdrowie i żyć pełnią życia.

Kategoria: Zdrowie i uroda
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-65601-73-5
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wprowadzenie. Joga – nauczycielka dobrego życia i zdrowego odżywiania

WPROWADZENIE

JOGA – NAUCZYCIELKA DOBREGO ŻYCIA I ZDROWEGO ODŻYWIANIA

Jest dziewiąta rano. Amanda spóźnia się na terapię. W jej głosie nagranym na pocztę głosową słychać irytację. Później na sesji opowiada o powodach swojej frustracji. O planowanym byciu na czas. O gniewie wywołanym przez korek, który pokrzyżował jej plany. I o wszechobecności gniewu w całym jej życiu. Martwi ją to i dziwi, gdyż – jak twierdzi – nigdy wcześniej nie odczuwała gniewu, nawet w obliczu ostrych i nieprzewidywalnych napadów złości swojej matki.

Amanda ma trzydzieści lat, dwoje dzieci, męża, problemy finansowe i mnóstwo zmartwień. Przychodzi starannie ubrana; długie brązowe włosy splecione w ciasny warkocz podkreślają owal jej pogodnej twarzy. Wygląda profesjonalnie i schludnie, choć waży więcej, niż by chciała przy swoich 162 centymetrach wzrostu. Gdy później opowiada o swojej frustracji z powodu niespełnionych planów, w jej głosie, mimo że słowa artykułuje elegancko, słychać emocje. „Wczoraj zadzwonił mój mąż i zaproponował, byśmy wyszli uczcić moje urodziny tamtego wieczoru, a nie we czwartek. Pomyślałam: «Dlaczego nie? Cały dzień czuję się świetnie». I to był naprawdę dobry dzień. W pracy nikt na mnie nie krzyczał, a to bardzo wiele znaczy. Poszliśmy do Outback Steak House”. Po czym przeszła do opisu posiłku pełnego węglowodanów i tłuszczów. „Najpierw przynieśli ogromny półmisek ziemniaków faszerowanych w mundurkach, a następnie sałatkę z dressingiem farmerskim i pieczywem. Potem stek z frytkami. A na koniec, jako że były to moje urodziny, wnieśli tort!” Wyglądała na pokonaną, gdy wyraziła swoje oszołomienie z powodu braku determinacji; dobry dzień i nastrój gdzieś uleciały, gdy ociężała i pełna wychodziła z restauracji wraz z córeczkami i mężem.

Zatrzymajmy się na chwilę i wnikliwie przyjrzyjmy się tej bardzo zwyczajnej scenie. W dobrych zamiarach i nieuchronnie zbliżającym się zniechęceniu Amandy być może rozpoznajesz siebie. Być może często zadajesz sobie pytanie, dlaczego mimo najlepszych intencji ty również nieustannie poniewierasz sobą przy stole. Zagłębiając się pod powierzchnię tej krótkiej, pozornie błahej sceny z życia Amandy, mogłeś zrozumieć, jak to się dzieje, że pośród bezpośrednich czynników stresu i leżących u ich podstaw dramatów wypełniających naszą codzienność kolacja może przybrać aż takie rozmiary. Ma moc nie tylko skazić cenne chwile twojego życia niestrawnością i wzdęciami, ale również może przyczynić się do rozwoju chorób serca, cukrzycy i przedwczesnej śmierci, która – jak wszyscy wiemy – może zakraść się po cichu.

Pracując jako terapeutka, słyszę różne historie. Często dotyczą ciała i są kroniką frustracji i bólu, nękających organizmy nawet najbardziej uprzywilejowanych osób na tej planecie. Jednym z zagadnień stale powracających w rozmowach odbywających się w moim gabinecie jest cierpienie i zniechęcenie odczuwane przez kobiety i mężczyzn bez względu na wiek i sytuację życiową, którzy zmagają się z wagą ciała i swoim stosunkiem do jedzenia. To coś znacznie więcej niż tylko błahy problem natury estetycznej. To problem wyrażający jedno z głównych wyzwań stojących przed współczesnym człowiekiem – naukę zdrowego życia w zdrowym ciele. Składa się na to zdolność panowania nad gniewem, utrzymania równowagi między przyjemnościami a powściągliwością i rozsądkiem, oraz regulowania naszej energii, abyśmy byli zdolni stawiać czoło wyzwaniom życia codziennego i nie upadać. Jakość naszego samopoczucia na co dzień, ogólny stan zdrowia i poziom energii, jak również poczucie bezpieczeństwa i spokoju w ciele mają ogromny wpływ na to, jak odbieramy siebie i naszą zdolność do skutecznego funkcjonowania w świecie. Wielu z nas, zwłaszcza kobiety, toczy wojnę z własnym ciałem. Ten wewnętrzny rozłam przenika wszystko i zagraża poczuciu naszego ja i naszemu istnieniu wśród innych. Cechująca naszą kulturę obsesja na punkcie diet w połączeniu z kryzysem zdrowotnym w postaci otyłości to palący problem społeczny. To również najoczywistszy problem zdrowotny. Ponadto jest to kwestia natury psychologicznej ze względu na cierpienie emocjonalne wywoływane przez kłopoty związane z odżywianiem i wagą ciała. Zasadniczo jest to zagadnienie dotyczące jakości życia z powodu przeogromnego wpływu, który nawyki żywieniowe wywierają na zdolność do zdrowego życia.

„Joga” znaczy dosłownie „ujarzmić” lub „połączyć”. Gdy praktykujemy jogę, często mówi się nam, że łączymy z powrotem umysł z oddechem bądź ciało z umysłem. Odżywianie według jogi oznacza łączenie celu jedzenia, którym jest odżywianie ciała i duszy, z praktyką i aktem jedzenia. Obecnie panuje przygnębiający rozdźwięk między prawdziwym celem jedzenia – żywieniem – a czynnością jedzenia, którą wielu z nas wykonuje w sposób niedbały, a czasami nawet szkodliwy dla ciała. Na poziomie umysłu wiemy, że ważne jest jedzenie dużych ilości owoców i warzyw, wysokowartościowego białka, tłuszczów nienasyconych i tak dalej, a jednak miewamy problemy z wykorzystaniem tej wiedzy do wprowadzenia istotnych zmian w nawykach żywieniowych. Jesteśmy jak Amanda – czujemy się bardzo dobrze, lecz nagle jakaś potrawa odbiera nam radość. Pozytywna wiadomość jest taka, że można temu problemowi – mającemu zarówno charakter osobisty, jak i kulturowy – zaradzić w sposób umożliwiający rozwój na wielu poziomach. Nie możesz, i tak naprawdę nie powinieneś, robić tego samodzielnie. Możemy poszerzyć zakres znaczeniowy słowa „joga” i objąć nim konieczność zjednoczenia ludzi i społeczności, by wspólnie zaradziły problemowi, jakim są nasze obecne nawyki żywieniowe i stan zdrowia. Możemy – a nawet musimy – zjednoczyć się w wysiłku, by ze współczuciem, choć kategorycznie, przekształcić nasze obecne, usankcjonowane kulturowo nawyki związane z dbaniem o siebie, w zdrowsze i bardziej zrównoważone żywienie dla dobra ciała, umysłu i duszy. Joga daje ku temu środki, a książka ta powie ci, jak tego dokonać – zaczynając od ciebie.

Poradnik ten w mniejszym stopniu mówi o fizycznym aspekcie praktykowania jogi, a w większym o jej zasadach, zapoznając cię z filozofią jogi i prezentując ci, w jaki sposób możesz skorzystać z tej starożytnej dyscypliny, by ułatwiła ci wprowadzenie zmian we wzorcach odżywiania i dbania o siebie, według których postępujesz. Specyficznym celem jogi jest pomóc ci w tych sprawach, ponieważ jej system filozoficzny – przynajmniej w takim kształcie, w jakim wyewoluował na Zachodzie – opiera się na szacunku dla ciała. We współczesnej filozofii jogicznej ciało postrzegane jest jako odzwierciedlenie uniwersalnej inteligencji. Aby stać się bardziej responsywnym wobec tej inteligencji, musisz praktykować przekształcanie swojej świadomości od zewnątrz, mierzonej kilogramami i centymetrami, do wewnątrz, gdzie ocean witalności i mądrości czeka na to, by zostać przez ciebie odkrytym.

W zamierzeniu książka ta miała być interaktywna, dlatego zalecam, byś zaopatrzył się w dziennik i przygotował się na bycie aktywnym uczestnikiem w procesie jej czytania. Wiele zamieszczonych w niej informacji adresowanych jest do początkujących studentów jogi, zaś na końcu każdego rozdziału jest sporo miejsca przeznaczonego na autorefleksję. Wierzę, że informacje te okażą się przystępne i zrozumiałe, choć wiele z nich ma ezoteryczne pochodzenie. Mimo takiej natury ich korzeni idee pochodzące z jogi są zdumiewająco ważne dla kondycji ludzkiej na przestrzeni wieków. Wierzę, że ćwiczenia polegające na autorefleksji pomogą ci tak wchłonąć i przyswoić te informacje, by stały się wiedzą – czymś, co wiesz na poziomie doświadczenia, a nie były tylko niemającymi związku z twoim życiem interesującymi ideami.

Książka składa się z trzech głównych części. Część I mówi o twoim codziennym odczuwaniu siebie, pozbawionym perspektywy jogicznej. W części II przedstawiam jogiczne spojrzenie na ciało z intencją, by pomóc ci odnosić się do ciała fizycznego, energetycznego i mentalnego z wdzięcznością. W części III omawiam jogiczne spojrzenie na umysł i omawiam, w jaki sposób możesz wykorzystać jego siłę w celu wzmocnienia procesu zmian. Obszernie czerpię z książki B.K.S. Iyengara Joga światłem życia1. Idąc za jego przykładem, posługuję się w tekście terminologią sanskrycką, choć mam nadzieję, że z wystarczającymi wyjaśnieniami kontekstu, tak by terminy te nie wydawały się zbyt obce i byś mógł odnieść je do własnego doświadczenia. W całości książka ta powstała z myślą o tym, byś w jak najwyższym stopniu mógł powiązać ją ze swoim życiem i byś mógł uwolnić się od bezproduktywnych i autodestrukcyjnych nawyków – zwłaszcza tych dotyczących jedzenia.

DLACZEGO NAPISAŁAM TĘ KSIĄŻKĘ

Doskonale nadawałam się do napisania książki na temat odżywiania według jogi. Powodem jest między innymi moje psychologiczne wykształcenie, ale na pewno nie „godne pozazdroszczenia” zdrowie czy fizyczność. Napisałam tę książkę nie dlatego, że jem uważnie i z wdzięcznością, gdy umysł i ciało współbrzmią w symfonii rozsądku połączonej z przyjemnością – niestety nie. Zbyt często byłam dziewuchą ogryzającą kości kurczaka, stojącą przy barze, z wilczym apetytem i zestresowaną, a potem żałośnie bekającą po przejedzeniu się po raz enty, kierowana głodem, chciwością albo zwykłą bezmyślnością. W ciągu całego mojego życia przestrzegałam wielu „zasad” dobrego odżywiania, chociaż przypływ nieujarzmionego impulsu i emocji szybko niweczył moje dobre intencje i wywoływał ogromny ból i brak komfortu. Żyłam w ten sposób i obserwowałam to u swoich bliskich.

Odniósłszy ogromne korzyści z fizycznego praktykowania jogi i jej perspektywy filozoficznej, jestem trwale umocniona na uzdrawiającej ścieżce jogi. Wiem, że praktyka ta może pomóc innym osobom doświadczającym podobnych problemów związanych z ciałem, obecnych w naszej tradycji kulinarnej. Na początku książka ta adresowana była do osób z zaburzeniami odżywiania, jednak skierowałam ją ku szerszemu kręgowi odbiorców, którzy – podobnie jak ja – cierpią z powodu pozornie nieszkodliwych wytycznych Standardowej Diety Amerykańskiej (SAD). Doszłam do wniosku, że ten sposób odżywiania ma na celu wywoływanie przykrości na wielu poziomach umysłu, ciała i duszy. Gdy połączy się to z gorączkowym trybem życia i fiksacją na punkcie zgrabnej sylwetki, inaczej mówiąc, odpowiednich liczb na wadze, mamy gotowy przepis na katastrofę. Tylko wtedy zaczniemy doświadczać wolności w umysłach i ciałach, gdy przestaniemy uważać ten sposób odżywiania i życia za normalny i pożądany i wierzyć, że to z nami jest coś nie w porządku, bo nie potrafimy się dostosować.

Filozofia jogiczna jest nastawiona na wyzwolenie nas z naszych osobistych uwarunkowań, jak również zbiorowych pułapek kondycji ludzkiej. W naszej kulturze istnieje powszechne przekonanie, że praktyka jogi, jej pozycje, są nierozerwalnie związane z filozofią. Ostatnimi czasy wzrasta świadomość, że to jednak nieprawda. Filozofia jogi, będąca technologią umysłu, ma tysiące lat. Praktyka fizyczna, którą dziś znamy, jest współczesnym wynalazkiem Indii, powstałym na początku XX wieku. Carol Horton w książce Yoga Ph.D. argumentuje, że fakt ten nie czyni jogi mniej znaczącą dla naszych obecnych indywidualnych i zbiorowych potrzeb. Zapewnia, że moc jogi pochodzi z jej elastyczności, dzięki której przeistacza się, by dostosować się do obecnych wymogów i naglących potrzeb naszej kultury. Choć filozofia jogi i jej praktyka fizyczna są do siebie nadzwyczaj dopasowane, jednak nie muszą iść w parze. W książce tej łączę je ze sobą i próbuję ukazać, w jaki sposób mogą stworzyć synergistyczną moc w procesie twojego uzdrawiania.

Uprawiany przeze mnie zawód psychologa był bardzo pomocny i merytorycznie uzupełniał proces powstawania tej książki. Przede wszystkim jestem bardzo wdzięczna moim klientom, którzy podzielili się ze mną swoimi osobistymi historiami. Być obdarzoną ogromnym zaufaniem w obliczu tak trudnych, a niekiedy niezwykle bolesnych zwierzeń to prawdziwy zaszczyt. Studiuję i praktykuję psychologię od ponad dwudziestu pięciu lat. W ciągu tych lat zaobserwowałam pewne powtarzające się zagadnienia, tak w ludzkim cierpieniu, jak i w procesie zmian. Przede wszystkim niezmienny wydaje się kontekst naszej obecnej kondycji. Chociaż na poziomie intelektualnym wiemy, że zmiany są możliwe, a nawet nieuchronne, to jednak odejście od naszej aktualnej rzeczywistości i zaangażowanie się w ukierunkowany proces zmian wymaga olbrzymiej wiary. Za każdym razem, gdy dzwoni do mnie nowy klient, wiem, że jest to osoba, która wyczerpała limit cierpienia i z sercem w gardle chwyciła za telefon, by do mnie dotrzeć. Jest to cenna chwila, wypełniona bólem i nadzieją. W procesie zmian nadzieja i rozpacz łączą się w pląsach. Wkracza nadzieja, rzucając snop światła możliwości, dając nowe perspektywy, sposób na przemianę stanu rzeczy, abyśmy mogli się uwolnić od cierpienia. Po czym, niezapowiedziany i nieproszony, rozbrzmiewa syreni głos starych nawyków i dawnych przyjemności i zbaczamy ze ścieżki zmian. Cofamy się. Rozpaczamy. Cierpimy. Następnie przypominamy sobie światło możliwości, które na krótko rozbłyska i dodaje odwagi; niepewnie wracamy na ścieżkę zmian – tam i z powrotem, w górę i w dół, gubiąc i odnajdując kurs. Z biegiem czasu regresje tracą na sile i stają się przewidywalne, zaś wiara w proces zaczyna się umacniać. Wielu schodzi jednak ze ścieżki i dużo czasu upływa, zanim ciężar cierpienia nie wywrze dostatecznego nacisku, by znów obudzić w nas nadzieję. I bardzo dobrze – jednak im dłużej czekamy i im dłużej folgujemy starym nawykom, tym bardziej sobie szkodzimy i tym dłużej będziemy się z nich wygrzebywali. Trzymanie się wyznaczonego kursu będzie więc wymagało od nas dużo większej wiary za drugim, trzecim czy czwartym razem. Mam nadzieję, że uwypuklenie tego rodzaju argumentacji w odniesieniu do procesu zmieniania nawyków żywieniowych i dbania o siebie umocni w tobie wiarę i odwagę, gdy będziesz żeglował, napędzany własną dialektyką nadziei i rozpaczy.

Jestem psychologiem, dodatkowo od jedenastu lat praktykuję jogę. W 2008 roku uczęszczałam na dziesięciomiesięczne szkolenie trenerskie w zakresie integracyjnej terapii jogą. Co miesiąc miałam przyjemność spędzać weekend w uroczym miasteczku Petaluma w Kalifornii, gdzie chłonęłam teorię i praktykę jogi w grupie podobnie myślących ludzi. Zawsze pociągała mnie mądrość filozofii Wschodu – szkolenie to utwierdziło mnie w przekonaniu, że tradycje Wschodu mają wiele do zaoferowania ludziom Zachodu. Jako psychoterapeutka kładłam nacisk na psychikę oraz leczniczą moc języka i przepracowywanych historii. A jednak za wszystkimi historiami znajduje się niewypowiedziana, a niekiedy niewypowiadalna rzeczywistość ciała. Tu, w tym prywatnym świecie, wszyscy podlegamy pojawiającym się na przemian dyskomfortowi i satysfakcji, małym i wielkim przyjemnościom i bólom. Wahaniami tymi kierują rytmy naprzemiennych napięć i ulg, które regulują wszelkie życie roślinne i zwierzęce na tej planecie. Teoria jogi jest potwierdzeniem owej ukrytej domeny ciała i przeplatających się w jej ramach warstw materii, energii i myśli. Odżywianie według jogi uwzględnia podobieństwo ludzkiego ciała do materii i energii żywności i pomaga nam wykorzystywać materię i energię żywności w celu lepszego odżywiania ciała. Zgodnie z teorią jogi jesteśmy bardziej podobni niż różni. Mamy więcej wspólnego z biedronkami, słoniami i jabłkami, a co dopiero ze sobą nawzajem, niż chcielibyśmy przyznać. To dobra wiadomość, gdy posiłkujemy się inteligencją większą od naszej i gdy łączymy się z innymi, z którymi dzielimy więcej podobieństw niż różnic. A to jest prawdopodobnie największa korzyść, jaką ma nam do zaoferowania współczesna joga – nie jesteśmy sami. Jesteśmy połączeni ze sobą nawzajem, z ziemią, z gwiazdami; z obecności tej możemy czerpać komfort i znaleźć w niej wskazówki. I tu wkracza praktyka jogi – pozycja to tylko pozycja, ale gdy ułożeniem ciała kieruje skupiony umysł, inspiracja czerpana z oddechu i współdzielony język sekwencji, powstaje piękne medium, przez które doświadczamy i poznajemy wspólne nam ludzkie Istnienie. Połączenie stworzone przez udział w tej wspólnej praktyce, która rozciąga się na przestrzeni naszych miasteczek i przedmieść, potwierdza wspólną nam ludzką naturę i może zasilić nasze wysiłki ku temu, by wznieść się ponad nasze osobiste cierpienie i przyłączyć się do ruchu zmierzającego w stronę lepszego zdrowia indywidualnego, a w konsekwencji – globalnego. Odżywianie według jogi ma na celu przeniesienie tej celebracji życia z maty do stołu jadalnego w prostym procesie wspólnego uczenia się zdrowego odżywiania.

1 Wydawnictwo Galaktyka, Łódź 2006, przeł. Anna Klajs (wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza).ROZDZIAŁ 1

PRZESZKODY W „CZYSTYM POSTRZEGANIU”, CZYLI UCIĄŻLIWOŚCI (KLEŚA)

Czy zdarzyło ci się w pogodną noc spojrzeć w rozgwieżdżone niebo i doświadczyć uczucia przepełniającej pogody ducha i pokoju? Może spojrzałeś swojemu dziecku w oczy i ujrzałeś w nich zarazem swoje dziedzictwo, jak i przedłużenie siebie? A może gdy u twojego przyjaciela zdiagnozowano chorobę, zdałeś sobie sprawę z kruchości życia? Wiem, że miałeś takie doświadczenia w tej czy innej formie, gdyż ja również je miałam. To potwierdzenie jednej z głównych zasad jogi – więcej nas łączy niż różni. Jesteśmy niczym płatki śniegu – dzielimy ze sobą inherentną strukturę, która różni się tylko drobnymi przejawami.

Doświadczenia „czystego postrzegania” – pojęcie to pochodzi z filozofii jogi – to te chwile, w których odczuwamy ogrom wszechświata i nasze skromne, a jednak cenne w nim miejsce. Zdolność czystego postrzegania to cecha wyłącznie ludzka, której od czasu do czasu wszyscy w swoim życiu doświadczamy. Niestety zwykle jesteśmy tak bardzo pochłonięci błahostkami i skupieni na tym, co powierzchowne, że nie dostrzegamy szerszej perspektywy. Przeoczamy to, co w życiu naprawdę ważne (związki, zdrowie, duchowość) i wpadamy w pułapkę pogoni za komfortem, korzyściami i rozrywkami poprzez nabywanie nowych rzeczy, starając się zadowolić nasze stale przeskakujące z obiektu na obiekt zainteresowanie. Gdy jesteśmy w ten sposób pochłonięci, podejmujemy błędne decyzje, które są źródłem cierpienia. Tendencja ta nie jest problemem właściwym dla XX czy XXI wieku. B.K.S. Iyengar – jeden z najsłynniejszych hinduskich joginów, któremu przypisuje się rozpowszechnienie jogi w Stanach Zjednoczonych – w swojej książce Joga światłem życia ujął to tak: „Joga uważa, że sposób, w jaki funkcjonują nasze ciała i umysły, bardzo niewiele się zmienił na przestrzeni tysiącleci. W pracę naszego umysłu, w sposób wzajemnego odnoszenia się do siebie wpisane są nieodłączne stresy, jak uskoki tektoniczne, które jeśli nie zostaną potraktowane z należytą uwagą, zawsze będą powodowały, że sprawy ułożą się źle dla jednostki lub dla ogółu”.

Owe „nieodłączne stresy”, o których wspomina Iyengar, to tak zwane uciążliwości, czyli „przeszkody w czystym postrzeganiu”. Nasze podstawowe układy psychiczne, podobnie do układu trawiennego, niewiele się zmieniły. Chociaż okoliczności naszego życia są diametralnie inne niż dawniej, struktura ludzkiego cierpienia zasadniczo pozostała taka sama. Uciążliwości, które leżą u podstaw naszej skłonności do błądzenia, są dla naszego współczesnego zmagania się z jedzeniem i problemami zdrowotnymi niezmiernie ważne. Chociaż obfitość pożywienia i przejedzenie są być może czymś stosunkowo nowym w procesie ewolucji ludzkości, to ludzkie słabości stojące za tym problemem są stare jak świat. Umieszczając swoje indywidualne problemy z jedzeniem/ciałem w szerszym kontekście, odrywasz uwagę ze szczegółów związanych z indywidualnymi zmaganiami – choćby fiksacją na punkcie osiągnięcia konkretnej wagi ciała albo obsesją na punkcie ciastek Oreo – i zaczynasz rozumieć, w jaki sposób twoje problemy odtwarzają dramaty doświadczane przez ludzkość na przestrzeni dziejów.

PIĘĆ PRZESZKÓD W „CZYSTYM POSTRZEGANIU”

1. BŁĘDNE POSTRZEGANIE

To źródło wszelkiego cierpienia. Jesteśmy odłączeni od tajemnicy i jedności Wszechświata, którego częścią wszyscy jesteśmy. Uważamy naturę, własne ciało, nasze życie na tej planecie pod gwiazdami zawieszonymi w nieskończoności za coś zwykłego. Jesteśmy zbyt zajęci liczeniem pieniędzy albo kalorii, szczypaniem się za fałdki na udach, unikaniem lustra czy zadowalaniem innych. Jesteśmy pochłonięci bezczynnym oczekiwaniem, pozwalając dniom mijać i czyniąc je magicznymi w przyszłości, gdy w końcu będziemy „szczęśliwi”. Nie zauważamy tego, co już jest. Nie widzimy.

2. EGO

Ego wyrasta na glebie błędnego postrzegania. Czujemy się oddzieleni od siebie nawzajem i od świata. Prowadzi to do przecenienia „ja”. Świat kręci się wokół nas. Nasze nieszczęście, zmagania, cele i sukcesy wydają się wielkie i arcyważne. Możemy mieć wówczas obsesję na punkcie własnych błędów albo własnej domniemanej wielkości. Tak czy inaczej, lekceważymy innych, będąc zaabsorbowani sobą. Jesteśmy skupieni na pytaniu: „Co ja mogę z tego mieć?”. Pochłania nas proces zabiegania o własny komfort i przyjemności.

3. PRAGNIENIE

Pociąga nas to, z czym czujemy się dobrze albo dzięki czemu czuliśmy się tak w przeszłości. Usiłujemy wciągnąć do naszego świata to, co wiążemy z uczuciem komfortu, poczuciem bezpieczeństwa i pozytywnymi emocjami. Pożądamy rzeczy podtrzymujących naszą tożsamość i nasz status. Niektórzy z nas wpadają w obsesję na punkcie pieniędzy, sukcesu, miłości, inni na punkcie jedzenia, a jeszcze inni na punkcie narkotyków i alkoholu. Niezależnie od tego, co jest naszą l’attraction du jour, życie staje się przesycone potrzebą kontrolowania okoliczności, byśmy czuli się bezpiecznie i dobrze. Dlaczego nie prowadzi to do szczęścia?

4. AWERSJA

Odpychamy od siebie wszystko to, co kojarzymy z bólem albo co naszym zdaniem zagraża naszej tożsamości. Nasze życie staje się sztuką unikania rzeczy nieprzyjemnych i zdobywania rzeczy przyjemnych. Co w tym złego? Nic, poza tym, że to nie działa. Życie jest zmienne. Gdy usiłujemy kontrolować okoliczności, by cały czas było nam przyjemnie, skazujemy się na syzyfową pracę. Właśnie dlatego tak wielu z nas dostaje „bzika na punkcie kontroli”. „Bzikujemy”, ponieważ działamy wbrew organizującej zasadzie wszechświata – życie jest niepewne, a nam nie ma być cały czas komfortowo. Im bardziej usiłujemy zawsze czuć się dobrze, tym nieszczęśliwsi się stajemy.

5. LĘK

Żyjemy w lęku. Lęku przed utratą, a w ostateczności – przed śmiercią. Lęku przed uznaniem przemijalności naszego ziemskiego życia. Nasza obecność na ziemi jest bardzo ulotna, zaś nasze arcyważne „ja” tak naprawdę nie jest aż tak ważne. Dlatego pragniemy przyjemności i unikamy bólu – i tak przedzieramy się przez kolejne dni. Wystrzegamy się uznania własnej bezbronności i zatracamy się w iluzji codzienności.

UCIĄŻLIWOŚCI W DZIAŁANIU

Błędne postrzeganie jest matką wszystkich uciążliwości. Odnosi się ono do bardzo ludzkiej skłonności do utraty dostrzegania, co jest naprawdę ważne, rodząc przywiązania, przesadne zaabsorbowanie sobą i lęki. Gdy zagubimy się w wąskiej perspektywie, bardzo łatwo jest zapomnieć o własnych talentach, wartości i znaczeniu podejmowanych decyzji. Gdy biorę udział w zajęciach jogi, nauczycielka często sugeruje na początku, byśmy dla naszych ćwiczeń ustanowili intencję. Sugestia ta przywołuje nas do siebie i przypomina nam o zdolności do kierowania świadomymi myślami i zachowaniami mającymi na celu zamierzone skutki. Nie możemy kontrolować myśli ani uczuć, ale możemy skłonić umysł i ciało ku konkretnym tendencjom i ideom. Możemy wybierać, co chcemy kultywować w swoich ćwiczeniach i w życiu. Praktyka ustanawiania intencji działa jak antidotum na błędne postrzeganie.

Błędne postrzeganie, w odniesieniu do jedzenia i ciała, sprowadza się do takiego zagubienia w postawach „powinienem” i „nie powinienem”, poprzedzających samooskarżanie i krytycyzm, że nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, że się zagubiliśmy. Następnie wzmacniamy negatywność, opuszczając zajęcia jogi, unikamy, ignorujemy i wypieramy realia dotyczące własnego ciała za pomocą niezdrowych, otępiających zachowań (przejadanie się i nadmierne spożywanie alkoholu to częste przypadki). Nasze błędne postrzeganie utrwalane jest przez schizofrenogenną kulturę jedzenia, w obrębie której jesteśmy drażnieni i kuszeni przez wytworne i zwodnicze jedzenie, idące w parze z obrazami nieprawdopodobnie wyrzeźbionych i doprowadzonych do perfekcji ciał – a wszystko to przy zalewie informacji zdrowotnych na temat dramatycznych konsekwencji naszych obecnych, kulturalnie usankcjonowanych nawyków. Skutkiem tego jest negatywny, oparty na lęku stosunek do własnego ciała. „Co w tym złego, że właśnie zjadłem ciastko?” Tego rodzaju uczucie to zaledwie wierzchołek góry lodowej negatywizmu, którego w odniesieniu do ciała jest mnóstwo. Drugą stronę medalu stanowią osoby, które obsesyjnie stosują restrykcje żywieniowe i poddają swoje ciało wyczerpującym programom treningowym, dążąc do ideału skrywającego się pod codzienną harówką graniczącą z torturą. Żadna z tych taktyk nie jest dobrym sposobem na życie – obydwie są odzwierciedleniem głęboko pogmatwanej kultury.

Odżywianie według jogi pomoże ci wyjść z tego wzorca negatywności, ukazując ci, w jaki sposób świadomie przyjąć pełne miłości i akceptacji nastawienie do własnego ciała. Właśnie dziś nauczyciel jogi powiedział mojej grupie, że najtrudniejsze mają już za sobą – bo przyszli. To prawda. Przyjście na zajęcia jogi, oddychanie i ustanowienie intencji, by zaprzestać krytycyzmu za pomocą choćby jednej małej afirmacji, stanowi początek odnoszenia się do ciała jako przejawu boskiej inteligencji, który zasługuje na troskę, a nie rozczarowującego obiektu twoich osądów.

Błędne postrzeganie jest w ludzkim doświadczeniu zjawiskiem powszechnym; jeżeli jednak któraś osoba doświadczyła traumy relacyjnej albo porzucenia, wówczas tendencja ta pojawia się wcześniej i jest bardziej uporczywa. Dysfunkcyjne przywiązanie, inaczej mówiąc, pociąg lub niechęć do czegoś, zakorzenia się mocniej z powodu emocjonalnego/relacyjnego bólu i chybionych prób jego łagodzenia. Gdy świat okazuje się nie być miejscem bezpiecznym i przewidywalnym, wówczas przywiązania, ego i lęk łatwiej zagnieżdżają się w psychice. Przywiązujemy się do różnych rzeczy, by poradzić sobie z okolicznościami, które nie podlegają naszej kontroli, oraz z uczuciami, z którymi sobie nie radzimy bądź których nie potrafimy samodzielnie wyrazić.

Gdy byłam dziewczynką w wieku około dwunastu lat, jedzenie stało się moim zbawieniem. Nie wybrałam tego świadomie – było to tak naturalne, jak picie wody dla spragnionego. Miałam bardzo bliski, symbiotyczny związek z matką. Byłam nieśmiałym, trwożnym dzieckiem, ona zaś była moim schronieniem. Nagle odeszła. Tylko na miesiąc. Jednak miesiąc to dla dwunastolatki dużo czasu. Mój ojciec, zmagający się z dużą depresją i rozpadającym się małżeństwem, wycofał się w poczucie komfortu, które zapewniali mu Walter Cronkite1 i kilka drinków. A mój brat? Zły i zagubiony, miał w tamtym roku bodaj cztery wypadki samochodowe. A ja? Chodziłam do szkoły, gdzie zaliczano mnie do mądrej, lecz nieatrakcyjnej grupy, a po powrocie do domu wsiąkałam w telewizję. I znajdowałam w niej komfort – oglądając Gilligan’s Island, The Brady Bunch, I Dream of Jeannie2… Zakochałam się w Bobbym, chciałam być taka jak Ginger, a potem jak Marsha, uwielbiałam długie blond włosy Jana i pragnęłam mieć taki jak Jeannie elegancki i przytulny pokój. Acha… i jadłam. Były to lata 70., kiedy na szczęście było dużo mniej śmieciowego jedzenia niż obecnie. Mozzarella ze słonymi krakersami (mnóstwem krakersów), duża miska preparowanego ryżu albo płatków kukurydzianych (z cukrem), jogurt (z owocami na spodzie), kanapki z salami z posmarowanego masłem pieczywa tostowego… Raz zjadłam na kolację całą pizzę podczas zaledwie jednego programu w telewizji. Wtedy jednak bez poczucia winy. Nie miałam jakiejś szczególnej nadwagi i jeszcze nie wiązałam jedzenia z nieszczęściem. Był to czysty komfort, ku któremu się zwróciłam – stary przyjaciel dotrzymujący mi towarzystwa i łagodzący smutek, którego nawet nie byłam w stanie wyrazić. Pamiętam, że gdy zjadłam wtedy tę pizzę, byłam zaskoczona, ale nie zawstydzona. Była to dla mnie nowość, z którą jednak czułam się naturalnie.

Patrząc na to przez pryzmat jogi, jasne jest, że w sposób naturalny zwróciłam się ku czemuś, co dawało mi komfort. Dlaczego niektórzy z nas wybierają jedzenie, zaś inni alkohol, papierosy albo seks? Są to konkretne przejawy drobnych różnic w budowie płatków śniegu, lecz zwracanie się ku tym rzeczom jest bardzo ludzkie. Pociąga nas to, z czym kojarzymy poczucie komfortu. I jak wynika z mojego doświadczenia, nie jest to świadomy wybór. To jest jak picie wody, gdy jest się spragnionym.

Jedzenie to rozkoszna funkcja związana z życiem na tej planecie. Wspaniale jest jeść, gdy się jest głodnym. Pamiętam, gdy byłam małą dziewczynką, zanim życie stało się poważne i nieprzyjazne, bawiłam się przejęta na rozległych łąkach i wśród drzew na wsi w stanie Vermont. Wpadałam do domu jak burza, rozgorączkowana i z wypiekami na twarzy, zjadałam ciepły tost z rozpuszczającym się masłem orzechowym, popijając go szklanką zimnego mleka. Po czym znów bawiłam się na zewnątrz, nie myśląc o przekąsce. Zapach smażonego kurczaka mojej mamy, który kojarzył się z bezpieczeństwem i ciepłem domowego ogniska, i rozgwieżdżone niebo nad nami były zapowiedzią pysznej kolacji. Ale to tylko świadome wspomnienia. Pomyśl o niemowlęciu, rozdrażnionym i niespokojnym z powodu nienazwanej wewnętrznej pustki, które zostaje wzięte na ręce i przytulone, i połyka ciepłe, kojące mleko. Dla niektórych z nas – właściwie dla wielu z nas – jedzenie nierozerwalnie kojarzy się z ciepłem, poczuciem komfortu i bezpieczeństwa. I zwracamy się ku niemu tak naturalnie, jak spragniony sięga po wodę.

Pragnienie i niechęć to proste pojęcia, a jednak – jak wynika z mojego doświadczenia prywatnego i zawodowego, jako psychologa – wiele wyjaśniają, gdy przyglądamy się ludzkim zachowaniom. Wszyscy pragniemy czuć się dobrze. Złe samopoczucie odstręcza nas. Dlatego pożądamy wszystkiego, co sprawia, że czujemy się komfortowo. Gdy nasza zdolność do czystego postrzegania – która już jest problematyczna przez sam fakt bycia ludźmi – jest jeszcze głębiej przesłaniana przez traumę, odrzucenie i inne formy bólu emocjonalnego, fiksujemy na punkcie rzeczy nieożywionych i nas samych, by poradzić sobie z nieprzewidywalnym, trudnym światem. Gdy nie jesteśmy w stanie zaspokoić naszych podstawowych potrzeb, do których należą akceptacja i pewność siebie, stajemy się podatni na fiksację na punkcie czegoś, co stanowi ich substytut. Jeżeli w towarzystwie rówieśników czujemy się dziwnie i niezręcznie – wykluczeni z radości odnajdowania przyjemności w pracy czy zabawie – możemy zwrócić się ku przeżuwaniu i przełykaniu, by połączyć ze sobą fragmenty naszego doświadczenia. W moim opisie jedzenia tostów z masłem orzechowym była to naturalna, przyjemna czynność – wtórna wobec zabawy na świeżym powietrzu. Jednak w przeciwieństwie do tego jedzenie przed telewizorem było doświadczeniem samym w sobie. Magnetyczne przyciąganie obecne w pragnieniu („Chcę czuć się dobrze”) zakorzeniło się w uczuciu komfortu czerpanym z przeżuwania i przełykania z powodu braku innych przyjemności – właściwych z punktu widzenia rozwoju.

Tu wkracza ego. Pojęcie to może być użyte zarówno pejoratywnie (jak w zdaniu: „On ma wielkie ego”), jak i opisywać podstawową funkcję umysłu. Dla Freuda ego to pośrednik między id, czyli instynktownymi potrzebami, a superego, czyli świadomością. Krótko mówiąc, ego wdraża zasadę rzeczywistości – zdolność do zaspokajania potrzeb (id) w sposób niełamiący zakazów społecznych (superego). Musisz mieć ego, by skutecznie funkcjonować w świecie. Inaczej byłbyś skazany na łaskę i niełaskę id („Chcę to i to natychmiast!”), a jednocześnie dostawałbyś po głowie od superego („Zły chłopiec, powinieneś się wstydzić!”). Możesz to sobie zobrazować w następujący sposób: ego każe ci rano wstać z łóżka, ale ty chciałbyś jeszcze pospać. Ego każe ci sprawdzić zestawienie operacji na rachunku bankowym i zapłacić podatki. Możesz sobie wyobrazić na przykład taki dialog (a raczej „trialog”): id mówi: „W łóżku jest tak dobrze i ciepło. Chcę spędzić w nim cały dzień”. Superego (o karnej naturze, choć nie wszystkie takie są) odpowiada: „Słuchaj no, ty leniwy… Natychmiast wstawaj i bierz się za swoje obowiązki! Ile można leżeć?”. Na szczęście wkracza ego i pośredniczy między nimi: „Dobra, czas wstać. Jesteś dziś wyraźnie zmęczony, ale gdy zaczniesz się ruszać, poczujesz się lepiej. Może powinieneś kłaść się nieco wcześniej”. Jednak gdy głosy id i superego są zbyt donośne, głos ego może zostać zagłuszony. Gdy masz prawidłowo funkcjonujące ego, jego głos jest donośniejszy niż pozostałe dwa i w rezultacie rzadziej doświadczasz konfliktów psychologicznych. Id jest mniej wygłodniałe i natarczywe, ponieważ jest pewne, że jego potrzeby zostaną zaspokojone („Wszystko w swoim czasie, skarbie”), zaś superego może się rozchmurzyć, ponieważ jest pewne, że jego oczekiwania w zakresie porządku i uprzejmości zostaną uszanowane.

W przeciwieństwie do tej psychologicznej koncepcji ego w klasycznej filozofii jogi jest ono czymś, co należy rozpuścić dzięki sumiennej praktyce medytacyjnej. Uważa się je za zawsze głodny, nienasycony aspekt „ja”, który przekonuje cię, że jesteś oddzielony od innych i podtrzymuje błędne postrzeganie i cierpienie. Pożądane jest bycie wolnym od ego, więc praktyki mają na celu poskromienie ciągłych jego pragnień. Filozofia jogi tantrycznej jest odgałęzieniem jogi klasycznej i odznacza się większą akceptacją wobec ciała i ego. Ego nie jest uważane za coś złego, czego należy się „pozbyć”, lecz za niezbędną część twojej Istoty, którą możesz wykorzystać do podejmowania korzystnych dla siebie działań. W mojej opinii jest ono ważnym aspektem zdrowego ja. Większość z nas nie może i – mówię za siebie – nie chce być osobą bez ego. Pytanie brzmi: „Czy twoje ego służy ci w próbach bycia «wyjątkowym», «lepszym od…», «szczuplejszym niż…», czy też pomaga ci ono stać się silniejszą, bardziej witalną i kochającą osobą?”. Jeżeli to drugie, to nie jest ono „złe”. Jednak bycie „lepszym od…” lub usiłowanie udowodnienia czegoś sobie bądź innym nie jest zrównoważonym motywatorem i w rezultacie doprowadzi do jeszcze głębszej alienacji od siebie i własnego ciała.

Przyjrzyjmy się teraz, w jaki sposób niewłaściwie ukierunkowane ego może zaplątać się w problemy związane z jedzeniem/ciałem w samonapędzający się, negatywny sposób. U większości ludzi, zwłaszcza kobiet, poczucie własnej wartości jest silnie podkopywane przez czucie się otyłym i pozbawionym kontroli wobec jedzenia. Łatwo jest popaść w iluzję, że dzięki schudnięciu i „kontrolowaniu” siebie rozwiąże się wszystkie swoje problemy i przywróci się poczucie własnej wartości. Skupiasz wówczas swoją cenną energię na doskonaleniu swojego ciała w celu… doskonalenia swojego ciała – dzieje się tak, ponieważ zaślepia cię iluzja, że czyniąc to, doskonalisz siebie. Powstaje w ten sposób jałowe zaabsorbowanie pozbawione prawdziwej miłości i doceniania siebie, będące na usługach iluzji kontroli oraz przywiązania do nierealistycznego obrazu siebie.

Doskonale pamiętam ból związany z tkwieniem w cyklicznej iluzji, że osiągnięcie idealnego ciała jest możliwe i że uwolni mnie od ciężaru bycia sobą. W okresie dojrzewania – czasie charakteryzującym się u wszystkich ekstremalnym stopniem zażenowania – bardzo wstydziłam się swojego ciała, czułam się gorsza od innych dziewczyn i brzydka w oczach chłopców. Odpowiedni wygląd ciała jest jednym z głównych kryteriów, za pomocą których młodzi ludzie porównują się z innymi, zaś duże ciało może być prawdziwym ciosem. Niektóre dziewczęta mają dość inteligencji i charyzmy, by nimi nadrabiać, ale w moim przypadku tak nie było. Poczucie posiadania defektu fizycznego podtrzymywało chwiejne poczucie wartości i adekwatności. Moje ego nie było w stanie skutecznie pośredniczyć między potrzebami/impulsami („Chcę/potrzebuję pocieszenia”) a wymaganiami świata zewnętrznego („Bądź społecznie i fizycznie zaradna!”). Doprowadziło mnie to do wycofania się ze świata rówieśników i wejścia w świat fantazji: „Gdy będę szczupła…”. Moje wnętrze wypełniło się wyobrażeniami o sobie w obcisłych jeansach, na wysokich obcasach i z długimi włosami. Od zbawienia dzielił mnie zaledwie kilkumiesięczny głód. Moja niezgrabność i brak poczucia bezpieczeństwa znikną, gdy zacznę się pojawiać w swoim nowym nieziemskim ciele. Nie można żyć samą tylko fantazją, więc w rzeczywistym świecie pocieszałam się jedzeniem. Koiłam samą siebie jedynym komfortem, jaki znałam, który – niestety – tylko wzmacniał moje przekonanie o posiadaniu defektu. W tę pułapkę wpada wiele osób przeceniających jedzenie – niezdolni otrzymać od świata, czego potrzebują, zwracają się ku jedzeniu, w którym znajdują pocieszenie, co sprawia, że czują się jeszcze bardziej umniejszeni i zależni od jedzenia, które zaspokaja ich potrzeby. Ten sam wzorzec występuje w obrębie innych zachowań nałogowych – dotyczy to również osób stosujących restrykcje żywieniowe, osób, które zostały złapane w pułapkę samonapędzającej się bitwy o kontrolę i pozornie „wygrywają”. Jest to bardzo niebezpieczne, ponieważ „wygranie” bitwy o kontrolę dzięki byciu szczupłym maskuje leżącą u podstaw desperację właściwą uzależnieniu. Mrzonki w rodzaju „gdy już będę szczupły” albo w postaci osiągnięcia idealnego ciała podtrzymują narastającą izolację i skupienie na sobie. Fiksacja na własnym punkcie jest napędzana przez niezdolność do skutecznego funkcjonowania w świecie i wpędza w niemały egotyzm – bardziej w sensie bycia pochłoniętym sobą niż megalomanii.

W pierwszym etapie celem jogi jest zbudowanie siły ego przez rozwinięcie zdolności do łączenia się z realiami twojego ciała, a nie oddzielania się od nich. Uczysz się stawać twarzą w twarz z własnym ciałem tu i teraz oraz otwierania w ciele okien i drzwi dzięki własnym wysiłkom, tworząc w jego obrębie nowe możliwości. Niekiedy jest to przyjemne, a kiedy indziej – bolesne i zniechęcające. Tej sprzeczności nie da się porównać do niczego innego w życiu i ma ona kluczowe znaczenie dla każdego procesu zmian. Mierząc się z trudami, przechodzisz tam i z powrotem od wysiłków do nieodłącznej satysfakcji i znów do niepowodzeń z ich gorzkimi rozczarowaniami. Chodzi jednak o to, że gdy trzymasz się procesu zmian, niekiedy dzięki ślepej wierze, wówczas angażujesz się w praktykę i z biegiem czasu wchodzi ci ona w krew. Termin „siła ego” odnosi się do zdolności do zmagania się z rzeczywistością i niewycofywania się w świat fantazji. Iyengar mówi, że znany jest z tego, iż potrafi klepnąć kogoś w udo i wykrzyknąć: „Siła woli jest tutaj!”. Siła ego, podobnie jak siła woli, jest ucieleśniona. Rośnie z czasem dzięki działaniu. Jaka może być lepsza materia niż twoje ciało, by rozwinąć w sobie siłę woli i siłę ego?

Czynię tu jednak pewne zastrzeżenie pod adresem kobiet, które posuwają się za daleko w „używaniu” ciała jako materii dla okazywania siły ego i samokontroli. Odnosi się to do kobiet mających skłonność do przesadnego ćwiczenia, cierpiących na anoreksję czy ortoreksję (obsesję na punkcie zdrowego odżywiania). Niektóre z nich idą za daleko w doskonaleniu ciała i wskutek tego utrwalają różnego rodzaju ból, opierając się na nierealistycznym pragnieniu pokonania własnego ciała i wynikających zeń nieustannych potrzeb i pragnień. Ego staje się najsilniejszym, sztywnym orędownikiem dominowania nad ciałem. I tu również joga – o ile jest praktykowana w jej duchu – ma na celu uszanowanie i uwzględnienie ograniczeń ciała, jak również rzucenie im wyzwania i poszerzenia ich. Obecnie, gdy uczestniczę w zajęciach pod kierunkiem nauczycieli, zauważamy, że często tylko oni przyjmują pozycję dziecka i odpoczywają. Ego, niewłaściwie ukierunkowane i „samowolne”, domaga się: „więcej!”, „mocniej!”, „szybciej!”. Kluczowe znaczenie dla procesu uzdrowienia ma nauczenie się wsłuchiwania się w dialog między ego a ciałem i przyzwalanie na ten dialog. Gdy ego pozostaje w służbie uzdrowienia, może to oznaczać zwiększenie wysiłków albo ich zmniejszenie. Chciałabym móc dać ci instrukcję, kiedy robić jedno, a kiedy drugie. Zazwyczaj jest to niezbyt komfortowy i mało znany kierunek działania. W miarę zaznajamiania się z dokonywaniem wewnętrznego wglądu i słuchaniem własnego ciała, a nie ego, będziesz coraz bardziej ufał sobie i wiedział, co robić i kiedy. Gdy umysł i ciało będą współpracowały, będziesz stawał się coraz bardziej elastyczny.

Ostatnia kleśa to lęk. W szerszym znaczeniu jest ona określana jako lęk przed śmiercią. W bardziej powszednim znaczeniu jest to lęk przed utratą kontroli. Wielu moich klientów borykających się z problemami z jedzeniem/ciałem skrywa silny lęk „tuż pod skórą”. Lęk przed chorobą, porzuceniem, bezradnością czy nędzą materialną ociera się u nich o zagadnienie jedzenia. Niepewność życia w tym ciele i na tej planecie jest dla nich nie do zniesienia. Fiksacja na punkcie jedzenia staje się więc dla nich zarówno komfortem wobec lęku, jak i czymś niekontrolowanym, co kiedyś, jutro, za tydzień, po kolejnej diecie, zostanie przezwyciężone. A w przypadku osób stosujących restrykcje żywieniowe codzienne „wygrane” z jedzeniem i własnym ciałem wzmacniają wiodącą na manowce iluzję kontroli. Obie drogi obiecują wytchnienie od lęku. Tymczasem złudne poczucie kontroli osiągane jest przez jedzenie – w końcu sam to sobie robisz. Nie jesteś na łasce i niełasce wszechświata, lecz na łasce i niełasce własnej dysfunkcji.

W moim przypadku uwolnienie się od lęku zaczęło się (jest to proces, a nie błyskawiczne przełączenie się), gdy skończyłam z dietami i objadaniem się. Zaprzestanie stosowania diet było trudniejsze od zaprzestania objadania się, ponieważ wymagało uwolnienia się od iluzji szybkiego i bezwysiłkowego odkupienia. Wymagało to również porównania mojej niezgrabności z rówieśnikami oraz skonfrontowania się z dyskomfortem w ciele i szalejącym brakiem poczucia bezpieczeństwa – bez bufora w postaci wyimaginowanego życia i jedzenia. Odpuszczenie, o którym tu mówię, nie ma nic wspólnego z odpuszczeniem sobie życia i zmierzeniem się z lękami na punkcie śmierci. Myślę jednak, że obydwa wiążą się ze sobą w kontekście tego procesu, o ile nie są tożsame. Proces ten polega na akceptacji nieuchronności życia na tym świecie, w ciele ograniczonym podstawowymi prawami natury. Na poziomie, który teraz omawiam, musiałam zaakceptować fakt, że ciało i życie obecne w moich fantazjach były tylko tym – fantazjami. Musiałam zacząć żyć w realnym świecie. Nie było to łatwe. I nie był to proces typu „raz, dwa, zrobione”, w którym niezgrabna, otyła i zaabsorbowana sobą dziewczyna w mig przeistacza się w kogoś nowego, czarującego i sympatycznego. Wiązało się to z wieloletnią terapią, ukończeniem szkoły i nieudanymi związkami – a ów proces wciąż trwa. Na każdym poziomie rozwoju istnieją nowe wyzwania, które wymagają zrywania kolejnych warstw i dalszego odpuszczania.

Czytając tę książkę, na wielu jej stronach odnajdziesz siebie. Skonfrontujesz się z własnymi lękami i żalami, ale odkryjesz też siłę i współczucie. Porzucenie przeszłości (tego, za kogo się uważałeś) i obecnych źródeł komfortu nie jest łatwe. Niemniej jednak w procesie tym obecna jest „słuszność”, którą możesz uważać za przewodnika i pocieszenie. Pod określeniem tym rozumiem bezgraniczne poczucie kierownictwa i dobra, których będziesz podczas tego procesu doświadczał. Jest w nim coś, co w odniesieniu do nauki życia „na prawach życia” odczuwa się jako „słuszne”. Innym terminem jest „sprzymierzenie”. Gdy jesteś sprzymierzony z rzeczywistością, bardziej akceptujesz ograniczenia i możliwości, po prostu czujesz się o niebo lepiej.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

1 Żyjący w latach 1916-2009 amerykański dziennikarz telewizyjny, najbardziej znany z funkcji prezentera Evening News – wiadomości wieczornych nadawanych przez stację CBS – dzięki którym stał się ikoną amerykańskiej telewizji.

2 Bardzo popularne amerykańskie seriale komediowe.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: