Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ojcowie szóstego levelu - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
14 kwietnia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Ojcowie szóstego levelu - ebook

Ojcowie szóstego levelu

Reportaże o ojcostwie

Jeszcze kilka lat temu ojciec podejmujący się opieki nad dzieckiem, gdy matka wracała do pracy, budził prawdziwą sensację. Jednak statystyki dowodzą, że z roku na rok coraz więcej panów decyduje się skorzystać z urlopu rodzicielskiego.

Magdalena Szwarc, dziennikarka, postanowiła przyjrzeć się temu zagadnieniu z bliska. Dowiedzieć się, jakie są koszty i profity związane z zamianą tradycyjnych ról. Jaki zamiana ta ma wpływ na związek i na dzieci. I wreszcie - jak ojcowie sobie radzą i jak matki znoszą „oddanie” dziecka ojcu.

Ojcowie szóstego levelu to zbiór historii o ludziach, różniących się wiekiem, wykształceniem, doświadczeniem życiowym, zarobkami, aspiracjami i systemami wartości. Łączy ich to, że postawili na tacierzyństwo.

***

Magdalena Szwarc – dziennikarka. Współpracuje m.in. z „Dużym Formatem” i „Polityką”. Finalistka pierwszej edycji Nagrody Newsweeka im. Teresy Torańskiej w kategorii „najlepszy materiał dzienn

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-65456-10-6
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Widywałam ich od dawna. Niemal za każdym razem, gdy przedpołudniem zdarzyło mi się spacerować po Warszawie, natykałam się na trzech, czterech, ale bywało, że i siedmiu. Nigdy nie chodzili grupkami, zawsze w pojedynkę. Czasami wpadali na siebie na przecięciu chodników. Jeden drugiego przepuszczał, ale czy się uśmiechali, czy unikali swojego wzroku, tego nie zdążyłam podpatrzyć. Intrygowali mnie, bo choć chodzili tymi samymi ulicami co reszta mieszkańców miasta, to w istocie poruszali się własnymi ścieżkami, omijając z daleka te wydeptane przez tłumy. Miałam wrażenie, że się chowają, przemykają. Czułam, że warto się im przyjrzeć i o nich napisać. A gdy zaczęłam rozpytywać wśród rodziny i przyjaciół, okazało się, że i mój cioteczny brat przez rok siedział w domu z dwiema córkami, i kilku znajomych.Tomasz i Aniela

To bardziej moje dziecko niż żony

Przy parku na Fortach Bema w Warszawie jest fantastyczny plac zabaw. W październikowy poranek było na nim trzydzieścioro dorosłych. Pierwszy mężczyzna przyszedł z dzieckiem i żoną. „Mam zwolnienie lekarskie, więc mogę spędzić kilka dni z rodziną. Nie siedzę z dziećmi w domu! No skąd!” – tłumaczył się, jakbym przyłapała go na czymś nagannym. Nie jego szukałam. Dwaj kolejni byli dziadkami i opiekowali się wnukami. Innych na horyzoncie nie było, więc pogadałam z kobietami: „Proszę tu przyjść popołudniem, wieczorem, wtedy są tłumy. Zwłaszcza latem!” – radziły. Ale to nie było rozwiązanie dla mnie, bo ojcowie, którzy przychodzą tu po południu, zapewne pracują – myślałam.

Tuż przy placu zabaw stoi duży namiot, który wygląda jak tatarska jurta, a w nim kawiarnia. Wielu rodziców z niej korzysta, więc zajrzałam do środka i pracującego za barem chłopaka zapytałam, czy jakiś „etatowy” tata nie jest tu stałym gościem i zaprzyjaźnionym klientem. „Mój ojciec siedział w domu z naszą najmłodszą siostrą Anielą, która teraz ma 8 lat” – odpowiedział 21-letni Jan i skontaktował mnie ze swoim tatą, właścicielem kawiarni. Jan ma też 23-letnią siostrę Tosię i 19-letniego brata Teosia.

Bardzo nie chciałem tego dziecka

Tomasz ma 47 lat, Eda – 43 lata, a Aniela 8 lat.

Tomasz: Bardzo nie chciałem tego dziecka. Miałem już trójkę odchowanych, najmłodsze 10-letnie, i życie przede mną. Znajomym opowiadałem, że teraz Wisłę przepłynę!

Eda: ...że wybierzemy się w podroż na Karaiby albo dookoła świata. Będziemy wychodzić wieczorami. Pierwszy raz do kina wyszliśmy po 10 latach małżeństwa, gdy Teoś miał ze 3 lata, Jan – 5, Tośka z 7. Telefony komórkowe się wtedy pojawiły, gdyby cokolwiek się stało, mogli do nas zadzwonić. Tomek pierwsze dziecko miał w wieku 24 lat, więc miał chęć na te rzeczy, których nie zrobił wcześniej.

Tomasz: Edyta postanowiła stosować naturalne metody antykoncepcji. Kursy planowania pokończyła, mówiła: teraz można. I zaszła w ciążę. Mieliśmy wtedy poważny kryzys.

Ale wyszło tak, że to jest bardziej moje dziecko niż żony. Często mówi: „ja chcę z tatą, nie z mamą”. Co mi to daje? Satysfakcję, dumę, zbliżenie się do tego, co kobiety czują z racji fizjologii: noszenia w brzuchu czegoś, co się rusza, bólu porodu, karmienia piersią. Mężczyzna tego nie doświadcza, przy najlepszych chęciach... Tym większe zaskoczenie z powodu tej relacji z Anielą. Aż mi czasem głupio, bo staram się nie mieć dzieci lepszych i gorszych.

Możliwe, że to wynika z tego, że dużo czasu spędziliśmy razem w pierwszych latach jej życia. Czuję swój wkład, a ona mi tę miłość oddaje.

Świat według świętego Tomasza

Tomasz: Tata był robotnikiem w fabryce, wychodził z domu o szóstej, wracał o piętnastej. Był zmęczony, więc spał. Albo pracował na dwie zmiany. Byliśmy dość zamożną rodziną robotniczą, jako jedni z pierwszych w bloku mieliśmy samochód. Nas była trójka. Z tatą pracowaliśmy, ale nie bawiliśmy się. Z dziadkiem? Też nie.

Nie mam przyjaciela porządnego. Miewałem, ale zawsze to się jakoś rozpadało. Za to z kobietami mam trwałe relacje. Studiowałem w Salezjańskim Instytucie Wychowania Chrześcijańskiego, który później został włączony do Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego jako Wydział Pedagogiczny.

Eda: Kierunek wybrał trochę przypadkiem. Był w seminarium wcześniej i nie musiał zaliczać wielu przedmiotów. Najpierw chciał zostać mechanikiem, ale przeczytał św. Tomasza i powiedział sobie: „Wow! Na ten świat można spojrzeć inaczej!”. Ale po drugim roku stwierdził, że seminarium nie jest drogą dla niego. Żartuje, że wystawałam pod bramą, ale my się później poznaliśmy.

Tomasz: Dwoje dzieci urodziło się nam podczas studiów. Tośka pod koniec drugiego roku – w 1992, to był początek obecności ojców przy porodach.

Eda: Był przy wszystkich.

Tomasz: Na początku trzeciego roku studiów już pracowałem – robiłem remonty, myłem okna. Edyta była z dziećmi. Teoś urodził się po studiach. Dwa lata pracowałem w przedszkolu, ale to nie jest praca dla ojca trójki dzieci. Znów zacząłem remonty. Widywałem dzieci, gdy spały, i po roku wiedziałem, że nie chcę tak żyć.

Eda: Mieliśmy mieszkanie po rodzicach Tomka, kwaterunkowe. W domu byłam sama, całymi dniami z dziećmi. Pieniędzy mało i nie masz na to wpływu. Trudno to znieść.

Tomasz: Założyliśmy firmę odzieżową. Edyta jest stylistką, projektowała. Szycie zlecaliśmy zakładom. Sprzedawaliśmy w sieci Smyków. I to siedem lat fajnie szło. Ale przyszedł kryzys w 2002 roku i przez dwa sezony nam się towar nie sprzedawał. Już mi chcieli widelcem oko wyjmować, za długi. Ale mimo porażki finansowej to był piękny czas, bo ciągle ktoś z nas w domu z dziećmi był. To my je wychowaliśmy. Wtedy, po 10-letniej przerwie, wróciłem do etatowej pracy w przedszkolu. I Aniela się urodziła.

Potem dodatkowo zostałem instruktorem – w weekendy uczę dzieci żeglarstwa. Organizuję obozy.

Umiejętność sterowania łódką

Eda: Tomek traktuje dzieci jak równych sobie. Na zdjęciach z obozów widać: Tomek i wszyscy dookoła, zaabsorbowani robotą. To osobowość, jakiś dar. On potrafi zrozumieć, co ich zajmuje. Koleżanka Anieli, z którą Tomek zamienił dwa słowa na jakichś urodzinach, wchodzi i przytula się. On sam był zdziwiony tą reakcją.

Tomasz: Łatwiej się odnajduję w grupie dzieci niż dorosłych. Każde mówi, co myśli. Nie ma podtekstów. Nie muszę nikogo udawać. Cenię pracowników, którzy potrafią od dzieci coś wziąć. Jak widzę, że traktują je z góry: „Ja jestem mądry, a ty głupie dziecko”, nie zatrudniam, bo to nie ma przyszłości, według mnie.

Ostrzegali mnie: „Po co bierzesz ADHD-ka na obóz? Będziesz miał kłopoty”. Nie miałem. To, co robił, mieściło się w moich widełkach. Zanim doszliśmy do stołówki, trzy razy dobiegł i wrócił, ale komu to przeszkadza? Jeździły ze mną dzieci z zespołem Aspergera. Są sytuacje, że ktoś robi coś niemądrego, ale staram się wytłumaczyć, dlaczego nie chcę, żeby to robił, i najczęściej się dogadujemy. Jak widzę, że ktoś nie ma na coś ochoty, nie musi. Ale nie może przeszkadzać innym. Od 8 lat w ciągu sezonu mam dwa, trzy turnusy. Przychodzi mi na myśl tylko jedna trudna sytuacja: mieliśmy trzech zakapiorów w jednym pokoju i ci dali mi popalić. Robiliśmy tramwaj wodny – ciągnąłem na silniku połączone łódki – wywrócili siebie, innych. Wtedy byłem wkurzony. Takich kolesi muszę pilnować, żeby nikomu krzywdy nie zrobili, ale nie mam złudzeń, że ich w trzy tygodnie zmienię.

Umiejętność sterowania łódką, wbrew pozorom, jest skomplikowana – żeby skręcić w lewo, trzeba pchnąć ster w prawo i niektóre dzieci tego nie pojmują. To jest związane z dojrzałością szkolną, trzeba poczekać. Matki potrafią to zaakceptować, ale ojcowie niektórzy komentują: „to złe metody, trzeba pływać, aż się nauczy”. Mają wyobrażenie o tym, jak powinno być. Dziecko nie może go spełnić, bo jest zajęte czymś innym albo nie daje rady fizycznie. Widzę tych sfrustrowanych tatusiów, którzy tak strasznie chcą, żeby to dziecko już wygrało.

Eda: Ja gram w piłkę i myślę: to rozwinie jej koordynację ruchową. A Tomek często robi coś i nie myśli, że to ma cel. Po prostu z tymi dzieciakami jest. I Aniela mówi: „Nie obraź się, mamo, ale wolę chodzić na spacery z tatą”. To jest ta magia osoby i tej obecności. Oni rozmawiają. Ze mną Aniela też rozmawia, ale to nie jest to samo. Czasem się staram nic od niej nie chcieć i nie wychowywać, tylko z nią być, ale to jest dla mnie trudne. Lubię zadania i czasami nie mogę się opamiętać.

Zamiast zarabiać na samochód

Tomasz: Gdy Aniela miała rok, poszedłem na urlop wychowawczy.

Eda: Nie wybraliśmy tego. Przyszło duże, dobre zlecenie i praca, którą chciałam wykonać.

Tomasz: Nie wahałem się ani chwili! Przez kilka lat, za bardzo fajne pieniądze, Eda robiła książki ilustrowane zdjęciami dzieci.

Eda: Nie byliśmy w stanie, ani Tomek, ani ja, oddać Anieli do żłobka czy opiekunce na osiem godzin. Myślimy, że to barbarzyństwo.

Tomasz: Jestem totalnym przeciwnikiem żłobków. Uważam, że z małymi dziećmi trzeba być. W kawiarni, którą teraz prowadzimy, ulotek ze żłobków nie pozwalam zostawiać. Z przedszkoli tak. Jeśli ktoś już ma dziecko, to coś z tego wynika. Nie powinno być tak, że po 6 miesiącach wracam do normalnego życia. Teraz ludzie planują narodziny dzieci – można to sobie poukładać.

Eda: Zarabiać na opiekunki? Płacić komuś za to, że jest z twoim dzieckiem? Absurd!

Tomasz: Moja mama, która pomagała nam ze starszymi, przy Anieli była mniej chętna, a ja chyba nie chciałem już dłużej pracować w tamtym przedszkolu. Gdy praca staje się rutynowa, nie mogę być kreatywny, przestaje mi to dawać zadowolenie. Dzieci to czują. Wolę zacząć od nowa.

Eda: Dom dla trójki starszych też trzeba prowadzić. Przygotować codziennie obiad dla sześciu osób, zrobić zakupy, posprzątać. Wydaje się, że nastolatek zlewa to i idzie z kumplami na piwko, ale te spotkania przy stole, taka stałość, są dla nich ważne.

Tomasz: Raz na tydzień usiąść i pogadać, co słychać.

Eda: Może przy pierwszym dziecku można mieć poczucie, że mąż, opiekując się nim bardziej, coś mi zabiera, ale przy czwartym?

Tomasz: Wybieramy układ lepszy dla rodziny, nie dla siebie. Pieniądze zawsze mieliśmy wspólne. Żeby zamienić się rolami, musi być dużo zaufania materialnego. To pomaga: mamy wspólne problemy, wspólne rzeczy i wspólne dzieci. Młodym ludziom coraz trudniej stworzyć taką wspólnotę. Jeśli mają pomysł, to się na niego zrzucają. Związki później niż my zawierają, przyzwyczajają się do tego: „to jest moje”. Dużo jest strachu przed oszukaniem, myśli, że komuś zależy tylko na mieszkaniu. I dzieci potem żyją w takim świecie. Niezależnie od tego, czy jest z nimi tata, czy mama.

Mieszkaliśmy na 48 metrach w 6 osób, to nie było łatwe. Nigdy nie mieliśmy samochodu nowszego niż 10-letni. Niczego mi to nie ujmuje, sam je naprawiałem. Bywało u nas różnie, długi, niepłacenie za mieszkanie. Myślę, że ojcowie, którzy zapewniają rodzinie dostatnie życie, są OK. Ale niektórzy się w tym zatracają. Po co komuś samochód za 100 tysięcy? Zamiast na niego zarabiać, mogę ten czas poświęcić rodzinie. Czego ja naprawdę chcę?

Z mężczyznami dzieciom jest fajniej

Eda: Pracowałam w domu. Sesje zdjęciowe były raz na dwa tygodnie, czasem częściej, wtedy spędzałam całe dnie poza domem i dzień przed też cały był na przygotowania. Musiałam znaleźć dzieci do zdjęć, umówić je, dopasować, pomyśleć o ich ubraniach, rekwizytach, przygotować je. A w pozostałe dni po 5–6 godzin dziennie pracowałam.

Tomasz: Nie ustawiała nam życia.

Eda: Zgadzaliśmy się, o której Aniela idzie spać, co je. Dla dorastających – szczególnie chłopaków – Tomek był bardziej wymagający.

Najtrudniejsza w takiej zamianie ról jest odpowiedzialność finansowa, jaką się bierze za rodzinę. I to, że jesteś w domu, ale pracujesz. Coś maluję, wycinam, a ktoś do mnie podchodzi i gada. Trudno się tak oddzielić.

Tomasz: Prawie półtora roku siedziałem na urlopie. Często spotykałem się z pytaniem: jak się z tym czuję? Może nierób? W podtekście była taka sugestia: dlaczego to nie ja idę do pracy, tylko wykorzystuję żonę.

Eda: Tomek się tym nie przejmował.

Tomasz: Jeśli wiem, dlaczego to robię, nie ma problemu. Trzeba mieć wewnętrzną zgodę, tu jest klucz. Bo jak ojciec będzie się czuł więźniem tej sytuacji, dziecko na pewno to odczuje i z tego tylko jakaś patologia może się urodzić.

Eda: Albo są podchody, bo matka nie chce oddać władzy. Niektóre kobiety budują swoje poczucie wartości na tym, że panują nad bliskimi.

Tomasz: Dziecku jest potrzebna matka i ojciec. Na obozach widzę, że dzieci z rozbitych rodzin potrzebują kontaktu z mężczyzną. Zwykłego, męskiego przytulenia.

Eda: Raz Tomek miał w przedszkolu dziecko, z którym ojciec zerwał kontakty. Strasznie to przeżywał, dzwonił do niego, ale nic nie wskórał, bo to był człowiek korpo, duże pieniądze, skoncentrowany na pracy.

Tomasz: Z mężczyznami dzieciom jest łatwiej żyć i mają większą frajdę.

Eda: Na pewno nie każdemu mężczyźnie powierzyłabym dziecko. Nie chodzi o to, że nie założy mu czapki, ale że nie zrozumie jego potrzeb.

Tomasz: Z facetami nie rozmawiam o dzieciach. Coś się najwyżej bąknie, ale rzadko. To jest niemęskie. Ojcowie lubią mówić o sukcesach, chcą się pochwalić dziećmi. Matki też, ale częściej rozmawiają o problemach. Pamiętam zaskoczenie różnych kobiet, że tak dużo wiem o swoich dzieciach. Aczkolwiek śmieszą mnie takie rozmowy. Dzieci są i już. Między mną a dzieckiem jest relacja i nie mam potrzeby o tym rozmawiać z osobami trzecimi. Gdy mam problem, szukam sam, intuicja podpowie człowiekowi, co robić. To jest pierwotne w mężczyznach. Każdy, kto jest ojcem, ma predyspozycje, żeby się dzieckiem zaopiekować. Realizuje to, jak umie. Lepiej się samemu zastanowić – w czym jestem dobry, pogrzebać w sobie, niż przeczytać 10 książek. Te instrukcje obsługi dziecka to jest masakra. Cywilizacja nam tutaj miesza, ludzie się boją: nie przeczytałam książki, nie mam certyfikatu, nie wiem, co robić.

Moja małżonka czyta te książki. Jak włącza zaczerpnięty z nich, techniczny niemal język psychologii porozumienia bez przemocy, to ją tępimy. Ja mam cel: nie krzywdzić innych – staram się tak żyć. Daję sobie przyzwolenie na bycie sobą, na błędy.

Inna więź

Eda: Podobno jakieś angielskie badania wykazały, że mężczyźni, którzy wykonują prace domowe i zajmują się dziećmi, są mniej atrakcyjni dla swoich kobiet, ale ja myślę, że jest wręcz przeciwnie. Bliskość jest większa.

Tomasz: Ojcowie się zmienili. Kiedyś po parkach chodziły takie automaty: „Idź na spacer, wróć za godzinę, a ja posprzątam”. Brał wózek i te kilometry stukał. A teraz widzę, że są obecni przy swoich dzieciach. Duszą i ciałem.

Proszę spojrzeć, jest południe, trzy wózki, dwóch ojców.

Są różne wyjazdy ojcowskie, znajomi na to jeżdżą. To jest jak wezwanie: „Halo, czy spędza pan czas ze swoim dzieckiem?”. On mówi, że nie, więc jedzie na wyjazd. Jednym z moich pomysłów było zrobienie warsztatów dla ojców, ale odpuściłem, bo nie dogaduję się z facetami. Lubię głębokie relacje, a z mężczyznami, których spotkałem, są one dość płytkie. Jakoś łatwiej mi zrozumieć kobiety. Relacje z nimi są głębsze i obustronnie satysfakcjonujące. Choć bardziej niż o dzieciach lubię rozmawiać o życiu, filozofii – to jest ta męska część mnie.

Eda: Jest dużo wrażliwszy od innych mężczyzn. Grupa męska nigdy go nie nakręcała.

Po 2 latach od urodzenia Anieli, po roku urlopu, widziałam, że Tomek też się trochę męczy. Przestępował z nóżki na nóżkę.

Tomasz: Zatrudniłem się w przedszkolu, małym, wegetariańskim. Miałem lokal i jedno dziecko zapisane. Zabierałem dwuipółletnią Anielę, żeby miało się z kim bawić. W ciągu roku doszliśmy do piętnaściorga dzieci. Ale po dwóch latach zrezygnowałem, bo z właścicielem były trudne relacje.

Gdy Aniela miała 4 lata, pojechała ze mną na obóz żeglarski. Była przy mnie cały czas, bez przerwy. W tym roku pierwszy raz pojechała jako zwykła uczestniczka.

Do trzeciego roku jej życia spędzałem z Anielą więcej czasu niż Eda. Wiem o niej tyle samo, co o pozostałych dzieciach, ale z nią mam silniejszy kontakt psychiczny. Czuję, że ta więź jest inna.

Eda: On już chyba zapomniał, jak starsze na nim wisiały. Był takim tatą-bogiem, najfajniejszym. Ale pracował, nie miał tyle energii. I musiał ją rozłożyć na troje, a teraz Aniela zajmuje całą przestrzeń wokół Tomka. Najwyżej ja jestem konkurencją.

Tomasz: Ze starszymi bardzo często jeździliśmy nad Wisłę rowerami. Kupowaliśmy cukierki, wdrapywaliśmy się na nasz ulubiony kamień i zjadaliśmy je. Wszyscy to wspominamy. Na pewno wtedy było tego więcej niż teraz z Anielą. Byłem młodszy, z wiekiem człowiekowi trudniej się ruszyć. I nie było takich pięknych placów zabaw.

Eda: Przy starszych dzieciach myślało się bardziej o tym, jak im zapewnić byt. Teraz Tomek pracuje mniej, jest spokojniejszy, bardziej docenia te chwile, kiedy Aniela wyciągnie go na spacer.

Anieli będzie trudniej w życiu. Miała kochanego tatusia, który ją wysłuchał. A przez to mniej okazji do trenowania relacji społecznych. Chociaż cechy osobowościowe też tu grają rolę, Tośka zawsze lubiła nocować poza domem. Żeby ją wyciągnąć z przedszkola, trzeba było koczować na placu zabaw. Jan wolał trochę z boku, trochę sam. Aniela jest bardziej typem Jana. Lubi bawić się sama, budować z klocków, oglądać z tatą filmy. Uwielbia słuchowiska. Nie przepada za kolegami, koleżankami, bo burzą jej spokój w pokoju. To kwestia charakteru. Trudno oddzielić, co jest wpływem Tomka, a co nie.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: