Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Oko Boga - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
5 czerwca 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Oko Boga - ebook

Barry Eisler, cieszący się wielkim powodzeniem autor bestsellerowych powieści sensacyjnych, w swojej najnowszej książce pokazuje w jak wielkim stopniu nasze życie może podlegać obecnie elektronicznej inwigilacji. Czerpie przy tym ze swoich osobistych doświadczeń pracownika operacyjnego CIA oraz specjalisty od najnowocześniejszych technik komputerowych. Wartka akcja i pełnokrwiści bohaterowie o pogłębionej charakterystyce psychologicznej sprawiają, że ta książka jest czymś więcej, niż tylko thrillerem politycznym. Jej dodatkową zaletą jest zamieszczona w przypisach obszerna lista linków do stron internetowych, na których można znaleźć obszerne informacje na temat metod działania amerykańskich tajnych służb oraz działalności aktywistów broniących praw obywatelskich. Ta tematyka jest obecnie coraz bardziej aktualna także w naszym kraju, gdzie Wielki Brat próbuje coraz ściślej kontrolować życie wszystkich obywateli.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-11-14407-1
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

3 czerwca 2013 r.

Generałowi Theodorowi Andersowi śniło się właśnie, że łowi marliny, gdy nagle zadzwonił bezpieczny telefon stojący na szafce obok łóżka. Natychmiast usiadł zaniepokojony – i nie bez przyczyny, bo w trakcie jego długiej kariery wojskowej telefon ten zwiastował tylko złe nowiny.

Zamrugał oczami i odruchowo rozejrzał się po pokoju, którego mrok rozjaśniała tylko poświata wyświetlacza budzika. Jego żona Debbie pochrapywała lekko, leżąc u jego boku. Niemal równo z mianowaniem Andersa dyrektorem NSA nauczyła się przechodzić do porządku dziennego nad wszelkimi służbowymi sprawami ingerującymi w ich życie prywatne. Kiedy pojawiał się jakiś problem wewnątrz agencji, to mąż i tak nie mógł jej o tym nic powiedzieć. Gdyby zaś wystąpił jakiś problem spoza agencji, to wkrótce i tak dowiedziałaby się o nim z wiadomości. W każdym z takich wypadków wolała pozostawać nieświadoma tak długo, jak to tylko możliwe. Była odpowiednią żoną.

Generał odchrząknął i podniósł słuchawkę, zanim telefon zdążył zadzwonić po raz drugi. Będąc w wojsku, nauczył się robić dobre wrażenie na przełożonych swoją ciągłą demonstracją gotowości. To przyzwyczajenie pozostało, chociaż jego przełożeni już dawno przemienili się w podwładnych.

– Proszę mówić – powiedział cicho. To było jego standardowe powitanie, lakoniczne i rzeczowe polecenie. Generał lubił też odpowiadać na pukanie do drzwi jednym słowem: wejść. Miało to sugerować, że dodawanie zwyczajowego „proszę” uważa za zbędne marnotrawstwo. Debbie nie znosiła tego zwyczaju męża i nauczyła go, żeby w domu zachowywał się inaczej. Twierdziła, że w taki sposób mówi się tylko do psów: noga, siedzieć, leżeć. Generał musiał w duchu przyznać, że pewnie po części właśnie dlatego lubi tak zwracać się do podwładnych.

Oczekiwał teraz natychmiastowego, zwięzłego raportu, wyjaśniającego przyczynę nagłego telefonu. Zamiast tego, ku swemu zaskoczeniu, usłyszał głos swojego zastępcy mówiącego: – Tu generał Remar. Proszę podać swój kod identyfikacji.

Anders był tak zdumiony, że powiedział: – Mike, to przecież ja.

– Przepraszam, Ted, ale muszę usłyszeć twój kod identyfikacji, zanim będę mógł mówić dalej.

Kod identyfikacji był dodatkowym zabezpieczeniem w posługiwaniu się bezpiecznym telefonem, pozwalającym upewnić się, że na drugim końcu linii znajduje się osoba rzeczywiście uprawniona. Jednak przez wszystkie lata ich współpracy Remar, dzwoniąc do Andersa, nigdy jeszcze nie poprosił o jego podanie. Albo więc wydarzyło się coś naprawdę złego, albo też jego zastępca ścisłym trzymaniem się procedur stara się z jakiegoś powodu szczególnie chronić swój tyłek. Anders wiedział, że ta druga ewentualność jest w zasadzie tożsama z pierwszą. Poczuł ciepło rozlewające się po trzewiach, będące skutkiem nagłego zastrzyku adrenaliny.

Przez chwilę się zastanawiał. Jaki to kod został mu ostatnio przypisany? – Romeo, Bravo, Foxtrot. Siedem, trzy, dziewięć.

– Victor, Delta, Golf. Osiem, jeden, cztery.

– W porządku. Więc o co chodzi?

– Włamanie do bazy danych. Potencjalnie ogromne.

Ciepło zamieniło się w gorąco. – Co konkretnie oznacza „ogromne”?

– Do końca jeszcze nie wiemy. Ale chodzi o dziesiątki tysięcy dokumentów. Może nawet więcej. Ten facet miał dostęp do wszystkiego. PRISM (1), XKeyscore (2), Dyrektywy Politycznej 20 (3), Boundless Informanta (4), Upstreamu (5). Dosłownie do wszystkiego.

Gorąco w brzuchu generała zamieniło się nagle w bryłę lodu. To było coś strasznego. Coś niewiarygodnie strasznego.

– Kto to jest?

– Na osiemdziesiąt procent chodzi o gościa nazwiskiem Snowden. Edward Snowden. Wcześniej był analitykiem infrastruktury w CIA, prowadził szkolenia kontrwywiadowcze w DIA, miał wszystkie uprawnienia administratora.

Wszystkie uprawnienia administratora. Andersowi aż zaparło dech.

– Poczekaj chwilę – powiedział. Wstał z łóżka, wziął aparat telefoniczny i ciągnąc za sobą długi przewód od telefonu, pobrnął bezszelestnie przez puszysty dywan do łazienki. Nie włączył światła, bo ciemność nagle stała się dla niego schronieniem, rodzajem bezpiecznego kokonu. Przyciskając słuchawkę ramieniem, zamknął za sobą drzwi, odkręcił kran nad umywalką, żeby zagłuszyć rozmowę, i wszedł do kabiny prysznicowej. Dopiero wówczas zamknął oczy i rzekł: – Powiedz mi, że nie miał dostępu do Oka Boga.

– Nie miał pozwolenia na korzystanie z niego.

– Wiem, że nie miał. I nie o to pytałem. – Generał zdał sobie sprawę, że mówi tonem ostrzejszym, niż zamierzał.

– Nie mamy żadnych dowodów na włamanie do Oka Boga. Ale Snowden to niezwykle zdolny facet. Przesłuchujemy teraz jego kolegów. Wielu z nich uważa go za geniusza.

– Musimy upewnić się, że Oko Boga jest bezpieczne. Nie obchodzi mnie, jakie inne grzechy wyjdą na jaw. To bezwzględny priorytet.

– Pracuję nad tym. Ale idzie mi powoli, bo nie mogę skorzystać z pomocy zwyczajnych techników od kryminalistyki.

Nie, oczywiście, że nie. W całej historii rządu Stanów Zjednoczonych nie było nigdy programu tak poszatkowanego na części i dobrze zabezpieczonego jak Oko Boga. Mimo to generała nagle przejęła zgroza, że wszystkie te zabezpieczenia mogły okazać się niewystarczające.

Otworzył oczy i powoli wypuścił powietrze z płuc, próbując się uspokoić. – Gdzie jest teraz Snowden?

– Sądzimy, że w Hongkongu.

– No nie. Czyżby pracował dla MBP?

Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego było chińską agencją wywiadowczą, będącą jakby odpowiednikiem CIA połączonej z FBI. Jeżeli Snowden był agentem MBP, to być może sytuację uda się jeszcze opanować. Co prawda jest to wrogi wywiad, lecz to wcale nie musi oznaczać, że nie przestrzega on pewnych reguł działania i nie da się z nim osiągnąć jakiegoś porozumienia.

– Nie wydaje się, żeby tak było. Są tam też Greenwald i Poitras. Sądzimy, że przekazuje im dokumenty.

Generał zamrugał. Czy to jakiś koszmar? Glenn Greenwald i Laura Poitras… To coś znacznie gorszego niż MBP. Niewyobrażalnie gorszego.

Minęła długa chwila ciszy. Anders był w 2010 roku w Santiago, gdy Chile nawiedziło trzęsienie ziemi o sile 8,8 stopnia w skali Richtera. Wówczas przez trzy długie minuty to, co zawsze uważał za solidny grunt, podskakiwało i rolowało się pod jego stopami. Teraz było podobnie, miał tylko silniejsze poczucie nierealności tego, co się dzieje.

Generał za wszelką cenę starał się wziąć w garść. – Czy „Guardian” już się z nami skontaktował?

Greenwald pracował dla „Guardiana”. Zanim redakcja tego pisma cokolwiek opublikowała, zawsze zwracała się do NSA z prośbą o komentarz.

– Jeszcze nie.

Anders dostrzegł iskierkę nadziei. Wciąż jeszcze mieli szansę. Zapewne niewielką, ale…

– Jak szybko możemy przerzucić ludzi do Hongkongu?

– Mamy ludzi, którzy właśnie teraz na Mindanao zajmują się Abu Sajjafem. Mogą wylądować w Hongkongu za sześć godzin. Może nawet wcześniej.

– Niech to zrobią. Natychmiast. Zasady OBL. Zrozumiałeś?

Komandosi z Navy Seals, którzy dopadli Osamę bin Ladena, wiedzieli, że w żadnym razie nie mogą wziąć go żywcem.

– Ted, to, o czym mówimy… przecież to Amerykanie.

Remar był dobrym dyrektorem generalnym, a co ważne, był człowiekiem bezgranicznie oddanym Andersowi. Zresztą nie bez powodu. Na początku operacji „Pustynna Burza” generał wyciągnął go z płonącego humvee, ratując mu w ten sposób życie, choć prawej strony jego twarzy uratować się nie udało. Od tamtego czasu Remar podczepił się pod wschodzącą gwiazdę Andersa i stał się jakby jego cieniem. Ale nikt nie jest doskonały i słabością Remara była pewna nadwrażliwość. Generał nie miał pojęcia, skąd się wzięła – czy była to wrodzona cecha jego osobowości? Czy może wpływ otoczenia z dzieciństwa? A może to wielokrotne operacje rekonstrukcyjne i plastyczne uczuliły go na cierpienie innych? Zapewne była to kombinacja wszystkich tych czynników. Zazwyczaj ta odmienna wrażliwość Remara stanowiła pożyteczny hamulec bezpieczeństwa dla bardziej bezwzględnych instynktów Andersa, ale tym razem to nie był właściwy czas na dzielenie włosa na czworo.

– Po prostu załatwcie ich – powiedział generał – całą trójkę. Czy to jasne? Odpowiedzialność za to zrzucimy na MBP.

– To nie będzie wyglądało na robotę MBP.

– Czemu MBP miałoby wykonać tak zadanie, żeby to wyglądało na jego robotę?

Nastąpiła chwila ciszy. Potem Remar dodał: – Jest tam jeszcze jeden reporter „Guardiana”. Szkot. Ewan MacAskill.

– To załatwcie całą czwórkę. Wiemy, gdzie się spotykają? Gdzie się zatrzymali?

– Jeszcze nie.

OK. To by było już zbyt wiele szczęścia. – Skierujcie na nich wszystkie nasze uszy i oczy. Śledźcie telefony komórkowe, wejścia do Internetu, rezerwacje hotelowe, wykorzystajcie kamery monitoringu, podgląd satelitarny, wszystko.

– Machina już ruszyła.

Znów dopadło go uczucie, że ziemia pod nim faluje, ale tym razem towarzyszyły mu zawroty głowy i uczucie mdłości. Otrząsnął się i całą siłą woli spróbował znów się skoncentrować. O czym jeszcze zapomniał? Co jeszcze trzeba będzie zrobić? Jaki będzie ich plan rezerwowy? Jeśli będą musieli się tłumaczyć, potrzebna im będzie jakaś legenda. Najlepsza będzie…

– Przygotuj materiały na konferencję prasową. Jeśli nie uda się nam uciszyć Snowdena, będziemy musieli podkopać jego wiarygodność, a do tego potrzebni nam będą nasi przyjaciele z prasy. Zadbaj o to, żeby w naszej argumentacji wybijało się słowo „narcystyczny”. Ale rób to delikatnie. „Nie twierdzę, że jego narcystyczne zaburzenia osobowości były rozwinięte na tyle, że wymagały leczenia…” Coś w tym guście. Włącz to do jego charakterystyki.

– Oskarżenia o narcyzm wykorzystaliśmy już wobec Juliana Assange’a.

– Tak, i dobrze zadziałały. Wykorzystamy je jeszcze raz.

– Zrozumiałem.

– Zadbaj też o to, żeby wyeksponować fakt, że Snowden złamał przysięgę zobowiązującą go do zachowania tajemnicy. To ważne, żeby takie sformułowanie było powtarzane we wszystkich mediach.

Oczywiście nie było żadnej przysięgi zobowiązującej do zachowania tajemnicy. Pracownicy rządowi składali jedynie przysięgę, że będą bronili konstytucji. Ale to była drobnostka bez znaczenia. Najważniejsze było to, że zawsze można było liczyć, iż wiodące media zaakceptują każde określenie podsunięte im przez rząd.

– W porządku – powiedział Remar. – Kto ma nadawać ton kampanii w prasie?

– Ernest jest najlepszy w tej dziedzinie. Obudź go.

– Ernest?

– Ten facet, który sprawił, że wszystkie media nazwały podmorski wybuch ropy naftowej w Zatoce Meksykańskiej „przeciekiem”.

– Masz na myśli tego gościa, który wymyślił określenie „intensywne techniki przesłuchań”?

– Tak naprawdę wymyśliło to gestapo, po niemiecku nazywało się to chyba Verschärfte Vernehmung. Ale Ernest sprytnie je wykorzystał. Uważasz, że Snowden jest geniuszem? To poczekaj, jak zaserwujemy mu dawkę Ernesta. Media bez żadnych badań zdiagnozują go jako psychopatycznego narcyza i w jeden dzień osądzą go i skażą za zdradę.

– Dopilnuję, żeby Ernest zajął się tą sprawą.

– Spotkamy się w dowództwie za pół godziny.

Generał zakończył połączenie, otworzył drzwi kabiny prysznica, zakręcił kran i wrócił do sypialni. Na chwilę przystanął i przyglądał się Debbie, która wciąż pogrążona była w głębokim śnie. Nie mógłby powiedzieć, że wciąż ją kocha, nie był nawet pewien, czy kochał ją kiedykolwiek. Ale czerpał pewnego rodzaju satysfakcję płynącą ze świadomości, że ją chroni. A chroni się przecież to, co do nas należy… to chyba też była jakaś forma miłości? Może nawet najdoskonalsza?

Wszedł do garderoby i zaczął się ubierać. Zdawał sobie sprawę z tego, że najprawdopodobniej nie uda mu się zapobiec opublikowaniu przez „Guardiana” otrzymanych materiałów. Nie przejmował się nawet tak bardzo tym, w jakim stopniu mógłby ewentualnie tej publikacji zapobiec.

W głębi duszy przejmował się tylko Okiem Boga i jedynie ta sprawa go przerażała. W końcu we wszystkich innych kwestiach możliwy był jakiś kompromis.

Przypisy:

(1) PRISM – amerykański program szpiegowski, od 2007 roku umożliwiający NSA dostęp do wszelkich danych znajdujących się na serwerach największych przedsiębiorstw internetowych. Mogą to być dane z poczty mailowej, z transferu plików tzw. telefonii internetowej (VoIP), z czatów, z serwisów społecznościowych, także w formie zdjęć i filmów. Program PRISM przeszukuje bazy danych pod kątem występowania w nich pewnych kluczowych słów i zwrotów. O znalezieniu ich powiadamia nadzorującego program agenta NSA, który może wówczas ściągnąć interesujące go pliki. Ta działalność prowadzona jest za zgodą największych firm internetowych i na podstawie umów podpisanych z nimi przez rząd Stanów Zjednoczonych.

Istnienie tego programu zdradził w 2013 roku Edward Snowden, który pracował w przedsiębiorstwie będącym podwykonawcą NSA i którego zaszokowały nadużycia, jakie miały miejsce przy stosowaniu tego programu.

(2) XKeyscore – amerykański program szpiegowski pozwalający na rozpoznawanie użytkowników Internetu i wyszukiwanie ich na podstawie ustalonych wzorców zachowań. Zbieranie wiadomości o nich odbywa się dzięki wykorzystywaniu tzw. ciasteczek (cookies), które firmy internetowe wprowadzają do przeglądarek, żeby zbierać użyteczne dla siebie informacje o swoich klientach. Ponadto system analizuje dane ze sklepów internetowych oraz raporty o awariach przesyłane przez system Windows. Program ten odznacza się prostotą obsługi i daje nawet pobieżnie przeszkolonym agentom możliwość zdalnego monitorowania interesujących ich komputerów.

Fakt istnienia tego programu ujawnił w 2013 roku Edward Snowden.

(3) Policy Directive 20 (pełna nazwa Presidential Policy Directive 20) – tajna dyrektywa podpisana w październiku 2012 roku przez Baracka Obamę, określająca zasady działania agend rządu Stanów Zjednoczonych w cyberprzestrzeni oraz wykorzystanie tej przestrzeni do prowadzenia walki i działalności szpiegowskiej. Przewiduje ona prowadzenie w tym zakresie współpracy publiczno-prywatnej.

Jej istnienie zostało ujawnione w 2013 roku przez Edwarda Snowdena.

(4) Boundless Informant – system analizy danych oraz ich wizualizacji, wykorzystywany przez NSA. Opiera się na zliczaniu danych pochodzących z programów inwigilacji elektronicznej działających zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i poza ich granicami. System ten analizuje dane pochodzące z podsłuchu rozmów telefonicznych i dane pozyskane przez inne programy szpiegowskie, takie jak PRISM.

Jego istnienie ujawnił w 2013 roku Edward Snowden.

(5) Upstream (w zasadzie „Upstream collection”) – określenie używane przez NSA na oznaczenie procesu przechwytywania danych dotyczących rozmów telefonicznych oraz łączności internetowej bezpośrednio ze światłowodowych kabli i central telekomunikacyjnych zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i za granicą. Pomagają w tym firmy telekomunikacyjne, które dokonują wstępnej selekcji danych i te z nich, które zaklasyfikują jako potencjalnie interesujące, przesyłają do NSA. Tam zachodzi proces dalszej, dwustopniowej selekcji, najpierw na podstawie „zasadniczych cech”, takich jak numer telefonu, adres mailowy czy numer identyfikacyjny komputera, a następnie za pomocą specjalistycznych programów, takich jak XKeyscore.

Informacje na temat tego systemu upublicznił w 2013 roku Edward Snowden.1

Evelyn Gallagher siedziała na wyściełanym krześle w sekretariacie gabinetu dyrektora agencji mieszczącym się w narożniku budynku w Fort Meade. Nogi zsunięte, spódnica starannie wygładzona, splecione dłonie złożone na podołku. Jak zawsze, kiedy tu czekała, zastanawiała się, czy jej pozycja nie jest zbyt sztywna, ostentacyjna. Ale wolała to od bezwiednego wykonywania nerwowych gestów. Nie chciała, żeby ktoś mógł podejrzewać, iż perspektywa spotkania z dyrektorem wprawia ją w zdenerwowanie. No dobrze, powiedzmy szczerze – nie chciała, żeby ktokolwiek wiedział o tym fakcie.

Co prawda nie było tam nikogo, kto mógłby to zauważyć. Nikt inny nie czekał w sekretariacie, a zastępca dyrektora, generał Remar, od chwili wpuszczenia jej tutaj nie oderwał nawet na chwilę wzroku od stojącego przed nim ekranu komputera. Oczywiście w zdenerwowanie wprawiał ją zawsze także Remar z jednym okiem zasłoniętym przepaską i zniekształconą twarzą, jedną połową głowy porośniętą szpakowatymi, krótko obciętymi włosami, drugą zaś pokrytą różowawą masą przypominającą kit używany przez specjalistów od filmowych efektów specjalnych. Trudno było nie zerkać na jego blizny i nie zastanawiać się, jakie okropności kryją się pod czarną przepaską. Jego rany i jego powrót do służby stały się legendą w całej NSA, a cierpienie, jakiego doświadczył, otoczyło aurą świętości nie tylko jego samego, ale również jego wybawcę na polu bitwy, czyli dyrektora. Obaj tworzyli teraz jakby jeden mechanizm, niczym prawa i lewa ręka, i niezależnie od tego, do jakich tajemnic Evelyn miałaby być dopuszczona, to w ich obecności i tak czuła się zawsze kimś z zewnątrz.

Dyskretnie rzuciła okiem na zegarek. Nigdy nie wiedziała, jak długo przyjdzie jej czekać – równie dobrze mogła to być minuta, jak i dwie godziny. Ta niepewność mogłaby być dla niej poniżająca, ale z drugiej strony, ile innych osób miało nie tylko prawo, ale – tak jak ona – wręcz obowiązek niezwłocznego stawienia się w biurze dyrektora agencji za każdym razem, kiedy tylko ich system wykrył jakieś zagrożenie?

Czekała więc, słysząc tylko stłumione stukanie klawiatury komputera, na której pisał Remar, oraz cichy szum klimatyzatora HVAC, obsługującego ten pokój. Nie, nie mogła zaprzeczyć temu, że lubi tę sytuację, w której nie ma żadnych pośredników pomiędzy nią a dyrektorem agencji – że lubi to poczucie wyjątkowości i związany z nią nimb ważności i władzy, będący rezultatem jej prawa bezpośredniego dostępu do szefa. Z drugiej jednak strony skutkiem tego przywileju była też jej izolacja wewnątrz agencji. Struktura NSA była z założenia rozdrobniona, ale wokół jej osoby wznosiły się szczególnie wysokie mury. O ile się orientowała, nikt poza dyrektorem nie wiedział, na czym polegają jej zadania, dyrektor zaś na parę sposobów już dał jej jednoznacznie do zrozumienia, że ten przywilej bezpośredniego dostępu do niego ma też określoną cenę i że za wszelkie przecieki informacji, przypadkowe lub nieprzypadkowe, spotka ją surowa kara.

W tej właśnie chwili sytuacja ta była dla niej wyjątkowo niewygodna. Coś ją dręczyło, a nie mogła się zdobyć na podzielenie się wątpliwościami z żadnym z kolegów. Chciała zapytać o to dyrektora, ale czuła przed tym pewne opory. Co bowiem mogłaby dzięki temu osiągnąć? Było to przypuszczenie tak bardzo daleko sięgające, że gdyby je wyraziła, mogłaby zostać uznana za osobę niegodną zaufania czy wręcz paranoiczkę. I w imię czego? Zbyt wiele miała do stracenia. Praca jej odpowiadała, czuła się tu ważna, należycie wynagradzana, miała też godziwe zabezpieczenie socjalne. Szczególnie ważne było dla niej ubezpieczenie zdrowotne, dzięki któremu była w stanie posłać Dasha do szkoły specjalnej. Na finansową pomoc ze strony byłego męża nie mogła liczyć, a obawiała się pozwać go o alimenty, żeby z zemsty nie wystąpił o przyznanie mu prawa do opieki nad synem. Jej matka nie żyła, zaś ojciec, cierpiący na postępującą chorobę Alzheimera, przebywał w pobliskim domu starców. Praca była jej więc niezbędnie potrzebna, a poczucie, że ona jest w tej pracy niezbędna, ogromnie ją uspokajało. Co się zaś tyczy jej wątpliwości… to czyż wszyscy inni nie nauczyli się dawno zachowywać takich problematycznych spraw dla siebie?

Siedziała już prawie dwadzieścia minut i właśnie zaczynała myśleć o tym, czy idąc tutaj, nie należało wstąpić do toalety i że na pewno powinna narzucić na siebie sweter, bo w sekretariacie jak zwykle było zimno niczym w psiarni, kiedy nagle Remar przerwał pisanie, spojrzał na nią znad monitora i powiedział: – Może pani wejść.

Zawsze zastanawiała się, w jaki sposób dyrektor przekazywał mu tę wiadomość. Zapewne jakimś esemesem i pewnie tak samo Remar powiadomił go wcześniej o jej przybyciu. Albo to, albo też po tylu latach wspólnej pracy obaj rozwinęli w sobie zdolności telepatyczne. Wstała, zawahała się przez chwilę, po czym otworzyła drzwi do gabinetu.

Dyrektor siedział za drewnianym biurkiem w kształcie litery L. Ściana po jego lewej stronie była ozdobiona fotografiami przedstawiającymi różnych VIP-ów – prezydentów, premierów, generałów, przemysłowców – a każdy z nich stał ramię w ramię z dyrektorem bądź ściskał mu dłoń. Ścianę po prawej stronie zasłaniały regały zastawione poważnie wyglądającymi książkami na temat strategii wojskowej, zarządzania oraz filozofii. W jednym rogu pokoju znajdował się stolik do kawy, kanapa i dwa fotele – tutaj dyrektor odbywał dłuższe i zapewne mniej formalne spotkania, czego jednak mogła się tylko domyślać, bo jej nigdy na takie spotkanie nie zaproszono.

Zamknęła za sobą drzwi i stała bez słowa, podczas gdy dyrektor pisał notatkę na marginesie jakichś dokumentów. Po chwili spojrzał na nią sponad okularów i jego brwi wygięły się w łuk, wyrażając… no właśnie, co? Irytację, że mu przeszkadza, czy zadowolenie z faktu jej przybycia? Jak zwykle nie umiała odczytać jego uczuć. Dyrektor był drobnym mężczyzną koło sześćdziesiątki o przerzedzonych włosach i żółtawej cerze. Pracowała z nim ponad rok i nie mogła przypomnieć sobie, żeby w jakikolwiek sposób okazywał prawdziwe emocje poza dającym się czasem zaobserwować zwężeniem jego bladoniebieskich oczu. Nigdy nie udało jej się przyłapać go na zerkaniu na jej piersi, które po urodzeniu Dasha rozrosły się trójki do czwórki i postanowiły tak już pozostać, nawet po tym jak wróciła do ćwiczeń i zgubiła nadwagę z okresu ciąży. To powiększenie się biustu wcale jej nie przeszkadzało – będąc samotną matką, w gruncie rzeczy cieszyła się nawet z tego, że jej bardziej zaokrąglone kształty ściągają na nią uwagę mężczyzn. Jednak ta obojętność dyrektora wydawała jej się cokolwiek dziwna. Czyżby był gejem? Wiedziała co prawda, że był żonaty i miał cztery dorosłe córki, ale to przecież niczego nie dowodziło: nawet w dwudziestym pierwszym wieku w wojsku – a zwłaszcza wśród wyższych szarż – nie brakowało ludzi skrywających starannie swoje prawdziwe upodobania. Od czasu do czasu zastanawiała się, co by zrobił, gdyby rozpiąwszy jeszcze jeden guzik u bluzki, pochyliła się kiedyś nad jego biurkiem, żeby wskazać mu coś w papierach… czy także wówczas zdołałby powstrzymać się od zapuszczenia żurawia w jej dekolt? Nigdy jednak nie odważyła się na taki eksperyment. Generał nie wyglądał na człowieka, na którym chciałoby się testować jakieś gierki.

Anders wskazał jej jedno z krzeseł stojących przed biurkiem i zapytał: – O co chodzi? – W pytaniu tym kryło się pewne wyzwanie, sugestia, że skoro Gallagher korzysta już z prawa bezpośredniego dostępu do niego, to musi przynosić mu ważną informację. Więc lepiej, żeby to była naprawdę ważna informacja.

Gallagher siedziała, mocno wpierając stopy w dywan. Gabinet dyrektora, podobnie jak sekretariat, był nadmiernie wychłodzony, lecz czuła, że pod jej pachami zbiera się pot. Było jej lżej na myśl, że przed przyjściem tu użyła dezodorantu.

– Panie generale, mój system wysłał ostrzeżenie o pojawieniu się w jednym miejscu dwóch twarzy z listy osób obserwowanych. Reportera ze śledczego portalu Intercept nazwiskiem Ryan Hamilton i SUSLA w Ankarze, Daniela Perkinsa.

Specjalny Doradca Łącznikowy USA (SUSLA) był wyższym przedstawicielem NSA w Turcji, podlegającym bezpośrednio dyrektorowi agencji. Na całym świecie było tylko pięciu takich przedstawicieli – w Niemczech, Włoszech, Tajlandii, Japonii i Korei. Gdyby SUSLA zdradził, oznaczałoby to poważny wyciek tajnych informacji, dlatego też Gallagher pilnie obserwowała dyrektora, ciekawa jego reakcji.

Nie dostrzegła jednak niczego poza lekkim zwężeniem oczu. – Co pani zaobserwowała? – zapytał.

– Jak pan generał wie, udało nam się podłączyć do sieci telewizji przemysłowych na całym świecie. Uzyskane dane analizowane są przez nasz system identyfikacji twarzy oraz Convolutional Neural Network, który analizuje inne dane biometryczne, takie jak wzrost, długość kroku i szybkość chodzenia; kiedy stwierdzimy obecność pewnych osób w jednym miejscu, nasz system wysyła ostrzeżenie. Otrzymujemy mnóstwo fałszywych identyfikacji, które należy odsiewać, ale ta informacja została potwierdzona. Jestem całkiem pewna, że Hamilton spotkał się z Perkinsem w Stambule.

Wyraz twarzy dyrektora był tak obojętny, że chwilami wydawała się ona być równie martwa jak poparzona część twarzy Remara.

– Czy ma pani jakieś ujęcie przedstawiające ich razem?

– Nie, takiego ujęcia nie mam. Ale wiem raczej na pewno, gdzie musieli się spotkać: na promie kursującym przez Bosfor. Byłam w stanie prześledzić ich wcześniejsze kroki i stwierdziłam, że dotarli tam różnymi drogami. Na samym promie nie ma kamer.

Dyrektor odchylił się w fotelu, a ta swobodna poza, podobnie jak jego pierwsze pytanie: „O co chodzi?”, miała także stanowić swoiste wyzwanie. – Skąd pani wie, że to nie zwykły zbieg okoliczności?

– Nie mogę tego dowieść, panie generale. Ale na moje wyczucie wybranie promu na miejsce spotkania świadczy o zastosowaniu techniki unikania inwigilacji. Poza tym pan generał kazał mi zachowywać szeroki margines bezpieczeństwa, zwłaszcza tam, gdzie w grę wchodzą osoby powiązane z NSA.

Chociaż ta odpowiedź mogła zabrzmieć jak przygana dla niego, to Anders w żaden sposób nie okazał, że tak właśnie ją zrozumiał.

– Kiedy miało miejsce to domniemane spotkanie?

– Dwie godziny temu.

– Czy wciąż są w Stambule?

– Zapewne. Sądzę, że… – Tu przerwała, jakby chciała się chwilę zastanowić.

– Tak?

– Otóż wiem, że Perkins jako SUSLA w Turcji podlega bezpośrednio panu. Wydaje mi się… że pan generał nie wiedział, że on przebywa w Stambule.

Dyrektor uniósł do góry brwi. – Dlaczego pani tak sądzi?

– Zwróciłam uwagę na to, w jaki sposób pan spytał, czy oni wciąż tam są. Gdyby Perkins wypełniał jakieś oficjalne zadanie, to pan generał, jak sądzę, musiałby o tym wiedzieć.

Dyrektor patrzył na nią w milczeniu i Gallagher zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem nie powiedziała zbyt wiele. Ale przecież chciała zasygnalizować, że potrafi dużo więcej, niż tylko włamywać się do sieci komputerowych i tworzyć systemy inwigilacji. Żeby Anders dowiedział się, że jest obdarzona właściwym instynktem i zasługuje na powierzenie jej bardziej odpowiedzialnych zadań.

– W każdym razie – kontynuowała – zalecałabym sprawdzenie protokołów kontroli paszportowej, aby dowiedzieć się, kiedy przybył Hamilton, przyjrzałabym się też ich telefonom komórkowym. Jeśli je wyłączyli albo zostawili gdzie indziej, to by świadczyło, że chcieli w ten sposób uniknąć namierzenia. Także XKeyscore mógłby nam dużo na ich temat powiedzieć. Sprawdziłabym to sama, ale nie mam odpowiednich uprawnień.

To był dyskretny sposób zwrócenia uwagi, że mogłaby lepiej i skuteczniej wykonywać swoją pracę, gdyby została wyposażona w więcej narzędzi.

Ale generał zignorował tę wskazówkę. – Pani sugestie zmierzają we właściwym kierunku. Proszę przesłać mi podstawowe dane. Chcę wiedzieć dokładnie, kiedy i gdzie zostali zarejestrowani przez kamery.

– Tak jest, panie generale.

Anders zdjął okulary do czytania i położył je na biurku, a potem dokładnie przyjrzał się Gallagher. – Powiedz mi, Evie: to przecież ty zaprojektowałaś ten system inwigilacji za pomocą kamer, prawda?

Zamrugała oczami, zaskoczona nie tylko tym, że dyrektor zwrócił się do niej po imieniu, ale że w ogóle pamiętał jej imię.

– No tak, panie generale. Oczywiście wtedy wiedzieliśmy już, że większość systemów telewizji przemysłowej połączonych jest w sieci, co oznacza, że będziemy mogli je zdalnie wykorzystywać.

– Rozumiem, ale to ty kierowałaś zespołem, który połączył nas z tymi sieciami i powiązał je wszystkie ze sobą. To ty przeprowadziłaś automatyzację całego systemu, dołączając do niego kolejne sieci, w miarę jak wchodziły one do Internetu, jak na przykład tę, którą potajemnie zainstalowano w salach wykładowych Uniwersytetu Harvarda, rzekomo po to, żeby badać frekwencję na wykładach. To ty zaproponowałaś wykorzystanie tego systemu nie tylko do aktywnego śledzenia wybranych osób lecz też do całościowej biernej obserwacji, co stało się możliwe dzięki powiązaniu go z techniką rozpoznawania twarzy oraz Convolutional Neural Network.

– Zgadza się, panie generale.

Dyrektor skinął głową. – Jeśli ta sprawa Perkinsa okaże się rzeczywiście przeciekiem informacji, to właśnie coś takiego byśmy przeoczyli, gdyby nie twoje uprzednie osiągnięcia w pracy. Bardzo dobra robota.

Gallagher zdała sobie sprawę z tego, że te słowa oznaczają koniec spotkania. Jeśli miała poruszyć dręczący ją problem, to był to ostatni moment, żeby to zrobić.

Po prostu zadaj pytanie, pomyślała. Albo ta rzecz nigdy nie przestanie cię dręczyć.

– Panie generale, czy mogę… Chciałabym spytać jeszcze o jedną rzecz, jeśli pan pozwoli.

Anders podniósł brwi ze zdziwienia, jednak nic nie odpowiedział.

– Pan generał pewnie pamięta, jak w zeszłym miesiącu odkryłam, że pewien administrator systemu z CIA utrzymuje kontakty z dziennikarką Marcy Wheeler prowadzącą stronę Emptywheel?

– Oczywiście, to był Scott Stiles.

– Tak, Stiles. Jak zwykle, moja rola w tej sprawie ograniczała się do stwierdzenia, dzięki dostępowi do sieci, że takie spotkanie miało miejsce. Nie mam prawa podejmować żadnych innych kroków. Więc nigdy nie wiem, jakie rezultaty przyniosło nasze dalsze postępowanie.

Przerwała i czekała w nadziei na to, że może tym razem dyrektor zrozumie jej sugestię i przyzna, że nie mając takich ograniczeń mogłaby lepiej wypełniać swoje zadania. Ale Anders milczał. Siedział z tym denerwująco obojętnym wyrazem twarzy i mierzył ją przenikliwym spojrzeniem. To zachowanie omalże nie skłoniło jej do rezygnacji z dalszego drążenia tematu. Pomyślała jednak, że skoro już w to tak daleko zabrnęła, to niech szlag trafi wszelkie obawy.

– Tak więc, parę dni po tym, jak zaalarmowałam agencję o kontaktach pomiędzy Stilesem a Wheeler, natknęłam się na pewną informację w „Post”. Okazało się, że Stilesa znaleziono powieszonego w jego mieszkaniu w McLean.

– Tak, wiem o tym. To bardzo smutne.

– Tak jest, panie generale. Zastanawiałam się tylko…

Nie była w stanie dokończyć tego pytania. Co ona, do diabła, wyprawia?

Po twarzy dyrektora przemknął cień uśmiechu. – Chce pani spytać, czy to był tylko zbieg okoliczności?

– Nooo tak, panie generale, chyba właśnie o to mi chodziło. To wydawało się takie…

– Pani chce wiedzieć, czy mieliśmy coś wspólnego ze śmiercią Stilesa?

Gallagher przełknęła ślinę. Nie mogła zaprzeczyć, że tak, że właśnie tego chciała się dowiedzieć. Nie mogła się jednak zdobyć na głośne wypowiedzenie tych słów. Samo wysunięcie takiego przypuszczenia wydało jej się nagle czymś szalonym. A już szalone do kwadratu było wyartykułowanie go wobec dyrektora.

Cisza się przedłużała. Potem Anders zachichotał. – Odpowiedź brzmi: nie.

Gallagher wpatrzyła się w niego, ale miał nieprzeniknione spojrzenie. Upłynęła jeszcze chwila niezręcznego milczenia, po czym kobieta skinęła głową i wstała z krzesła. – Dziękuję, panie generale… teraz czuję się głupio z powodu tego pytania.

Anders przecząco pokręcił głową. – Cieszę się, że pani o to zapytała. To właśnie takie pytanie, takie skojarzenie, jakie powinno pojawić się w umyśle każdego z nas. W tym przypadku jednak oba te wydarzenia nie miały ze sobą żadnego związku.

– Tak więc Stiles nie był zamieszany w nic… niewłaściwego w związku ze spotkaniem z tą Marcy Wheeler?

Znowu na chwilę zapadła cisza. – Tego nie powiedziałem.

– Nie, panie generale, ale powiedział pan, że śmierć Stilesa była czymś bardzo smutnym.

Dyrektor leciutko zmarszczył brwi. – Bo tak właśnie było. Cokolwiek Stiles chciał czy nie chciał osiągnąć kontaktami z tą nieodpowiedzialną blogerką, nie może zmienić faktu, że wcześniej przez wiele lat wiernie służył ojczyźnie. Moim zdaniem to wszystko sprawia, że ta pechowa, niepotrzebna i przedwczesna śmierć była czymś naprawdę bardzo smutnym, jak to już wcześniej powiedziałem.

Gallagher skinęła głową i wstała, zdając sobie sprawę, że zabrnęła w ślepą uliczkę i że lepiej by było, gdyby nigdy nie próbowała w nią wchodzić. Skierowała się do drzwi, a kiedy już przy nich była, Anders przywołał ją: – Evie.

Odwróciła się i popatrzyła na niego.

Skłonił głowę, jakby chcąc wyrazić swój podziw czy uznanie: – To była dobra robota.

– Dziękuję, panie generale.

Szła w stronę swojego biura, po drodze chłostając się w myślach. Nie zdołała się powstrzymać, żeby nie zadać tamtego pytania, ale czemu to miało służyć? Co chciała przez to udowodnić i komu? Gdyby zachowała się tak bohaterka jakiegoś oglądanego przez nią filmu, to byłaby na nią wściekła za bezmyślne odkrycie swoich kart. W rezultacie i tak niczego się nie dowiedziała, za to udało jej się zapewne wzbudzić w dyrektorze wątpliwości… nie bardzo wiedziała co do czego? Co do jej lojalności czy czegoś w tym stylu.

To wszystko samo w sobie było już czymś dostatecznie złym, ale jeszcze gorszy był prawdziwy powód tego, że teraz tak gorzko żałowała swego pytania o Stilesa.

Nie mogła się oprzeć wrażeniu, że dyrektor ją okłamał.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.O autorze

Barry Eisler przez trzy lata pracował jako tajny agent w Zarządzie Operacji CIA. Potem działał jako prawnik specjalizujący się w problemach nowoczesnych technologii oraz jako członek kadry kierowniczej przedsiębiorstw prowadzących działalność w Dolinie Krzemowej i w Japonii. Zdobył także czarny pas w Kodokan International Judo Center. Powieści sensacyjne jego pióra – wśród których największą popularnością cieszył się The Detachment – zdobywały liczne nagrody, wielokrotnie zajmowały czołowe miejsca na listach bestsellerów i zostały przetłumaczone na dwadzieścia języków. Obecnie Barry Eisler mieszka nad Zatoką San Francisco i kiedy nie pisze książek, prowadzi blogi poświęcone kwestiom stosowania tortur, obrony praw obywatelskich i państwa prawa. Więcej na ten temat można dowiedzieć się pod adresem http://www.barryeisler.com.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: