Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Operacja Reichswehra. Kulisy wywiadu II RP - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
22 listopada 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Operacja Reichswehra. Kulisy wywiadu II RP - ebook

Operacja Reichswehra to bez wątpienia najbardziej brawurowe, a jednocześnie najskuteczniejsze przedsięwzięcie wywiadowcze Drugiego Oddziału Sztabu Generalnego/Głównego w okresie międzywojennym. Założenia tej operacji były przygotowane i zaakceptowane przez szefów polskiego wywiadu reprezentujących różne opcje polityczne. W jej rezultacie, dzięki niebywałej odwadze, inteligencji, pomysłowości, przebojowości, patriotyzmowi rotmistrza Jerzego von Nałęcz Sosnowskiego władze polityczne II RP uzyskały pełen wgląd w dalekosiężne plany wojskowe

Rzeszy niemieckiej. Czy politycy stanęli na wysokości zadania podejmując śmiałe, zdecydowane decyzje zarówno w planowaniu obronnym, jak i we wchodzeniu w sojusze gwarantujące Polsce pokój?

Polscy politycy, szefowie wywiadu, dowódcy wojskowi wraz z Naczelnym Wodzem od poranka 17 września 1939 roku byli stłoczeni na przejściu granicznym z Rumunią. Rzeka Czeremosz i most przerzucony przez nią były ich głównym celem. Uciekali pozostawiając Naród na pastwę okupantów. Główny strateg operacji Reichswehra, Ludwik Bociański, próbował zablokować drogę po tchórzowsku umykającemu z Polski Naczelnemu Wodzowi, marszałkowi RydzowiŚmigłemu, ale został brutalnie odtrącony. Nie wytrzymując napięcia wyjął pistolet i strzelił sobie w pierś. Ciężko rannego dostarczono go do szpitala w Rumunii. Po kilku miesiącach walki o życie opuścił klinikę jako człowiek złamany.

(fragment książki)

OPERACJA

      REICHSWEHRA

Z uznaniem podchodzę do pana Zacharskiego mozolnych wysiłków dochodzenia do faktów

historycznych i ich prezentacji.

Władysław Bartoszewski, Minister Spraw Zagranicznych

Andrzej Milczanowski .strzelił w dziesiątkę., angażując do rozpracowania wywiadu rosyjskiego płk Mariana Zacharskiego, słynnego szpiega wywiadu PRL. Jego profesjonalizm i znajomości w hermetycznym środowisku ambasady Rosji dawały możliwość podjęcia działań operacyjnych.

Zacharski „namierzył” grupę kilku ludzi Moskwy na najwyższy szczeblach władzy w Polsce.

Nikt w historii służb specjalnych III RP przez te 20 lat nie osiągnął więcej. Tym razem

Zacharski w roli historyka. Jestem bardzo ciekaw jego oceny działań polskiego wywiadu

w starciu z Reichswehrą.

Piotr Gontarczyk, historyk

Uważam, że krzywdziłem go swoimi opiniami poddającymi w wątpliwość to, że był oficerem

wywiadu. Nie zdawałem sobie sprawy, w jak ciężkim więzieniu Marian siedział

cztery lata. Różni ludzie wprowadzali mnie celowo w błąd, mówiąc o Zacharskim różne

rzeczy. Jego Rosyjska ruletka mną wstrząsnęła. Uświadomiła mi, jak mało wiedziałem

i jak potężny jest rosyjski wywiad w Polsce.

Generał Sławomir Petelicki

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7785-369-6
Rozmiar pliku: 21 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WPROWADZENIE

------------------------------------------------------------------------

Od niepamiętnych czasów ludzie interesują się wszystkim, co jest tajne, a więc samo przez się dostępne dla niewielu. Słowa typu szpieg, szpiegostwo, agent, agent uśpiony, zamrożony, agent werbownik, agent wpływu, wywiad, wywiad strategiczny, wywiad totalny, wywiad wojskowy, wywiad naukowo-techniczny i tak dalej — można by jeszcze długo wymieniać te wręcz niemal kultowe słowa — robiły i do dziś robią na ludziach przeogromne wrażenie.

Tak jak wobec tych „magicznych” słów urosły legendy, tak też się działo i dzieje nadal wokół poszczególnych organizacji czy osób zaangażowanych w tego typu działalność. Każdy kraj po cichu lub głośno zachwala swoje instytucje wywiadowcze jako wyjątkowe, w swojej sprawności niedoścignione dla innych. A w każdej organizacji, bez względu na nazwę państwa, jest co najmniej kilku oficerów, którzy sami wokół siebie budują legendę autorów niebywałych osiągnięć. W tym aspekcie łatwo zauważyć interesującą prawidłowość. Sprowadza się ona do tego, iż możemy śmiało mówić o tych „budowniczych szklanych pałaców”, że im mniej zrobili, tym budowana i roztaczana legenda jest silniejsza.

Na obrzeżach tajnej działalności krążą politycy. To oni najczęściej są adresatami tego, co wywiad zdobył. To oni przecież biorą odpowiedzialność, tak przynajmniej twierdzą, za dobrobyt i ochronę życia obywateli kraju, w którym rządzą. Czy potrafią korzystać w sposób świadomy i odpowiedzialny z informacji tajnych? Czy potrafią wznieść się ponad swoje kompleksy, małość, wszechobecną zazdrość czy też dotychczasowe, często już mocno wyliniałe poglądy na ewentualne sojusze? Zwykle, a w szczególności w tych najtrudniejszych chwilach, okazuje się, że nie potrafią, bo najzwyczajniej nie dorośli do odpowiedzialności, która na nich spoczywa.

Wszechobecny konflikt na linii politycy–wywiad najlepiej scharakteryzował wieloletni dyrektor CIA, Allen Welsh Dulles, mówiąc:

„Często trudniej jest wykorzystać produkt, niż go uzyskać. Odbiorcy informacji wywiadowczych zaczynają zwykle od dezawuowania danego raportu jako fałszywego lub podrzuconego przez nieprzyjaciela. Kiedy przeskoczą przez tę przeszkodę, odrzucają to, co im się nie podoba lub w co nie chcą wierzyć. W końcu, kiedy otrzymują raport, w który wierzą i który im się podoba, nie wiedzą, co z nim zrobić”.

Już kilka lat temu postanowiłem przyjrzeć się bliżej jednemu z najciekawszych okresów w historii walk wywiadów, okresowi międzywojennemu. W szczególności frapował mnie pojedynek wywiadowczy na linii Polska–Niemcy. Byłem i jestem świadomy kultu, jaki zbudowano wokół polskiej przedwojennej „dwójki”, jak popularnie nazywano Oddział II Sztabu Generalnego, a później Głównego, czyli polski wywiad wojskowy. Jednak sprawa rotmistrza/majora Jerzego von Nałęcz-Sosnowskiego zaczęła budzić we mnie zdecydowanie głębsze refleksje. Jak to było naprawdę? Czy rzeczywiście mieliśmy taki wspaniały wywiad, jakim chcemy go widzieć po latach? Odpowiedź na tak postawione pytanie nigdy nie jest łatwa, bo dotyka sfer ambicjonalnych, emocjonalnych, a także dumy narodowej.

Aby jednak znaleźć najbardziej rzetelną odpowiedź, zacząłem szukać po archiwach niemieckich szczegółów konkretnych spraw wywiadowczych prowadzonych przez polską „dwójkę”. Chciałem odnaleźć w tych, wielokroć mocno pożółkłych papierach informacje o tym, co wiedział przeciwnik o działaniach polskiego wywiadu. W miarę postępów w gromadzeniu materiałów moja, z założenia patriotyczna, a więc nienaganna, opinia o Oddziale II zaczęła mocno blaknąć. Okazało się, że w pracy oficerów „dwójki” było wiele niekompetencji, nonszalancji. Nie brakowało także najbardziej niszczącego typu działania, jakim była i jest bezinteresowna zawiść.

Po latach studiowania dostępnych mi dokumentów coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że kult przedwojennej „dwójki” został zbudowany przez dwie sprawy. Dwie bezdyskusyjnie fantastyczne sprawy. Jedną z nich była operacja łamania niemieckich szyfrów maszynowych, w szerokim odbiorze społecznym znana jako „Enigma”. Drugą natomiast sprawą, która dała znakomity wgląd w rzeczywiste, zarówno wojskowe, jak i polityczne, dalekosiężne cele dwóch ówczesnych śmiertelnych wrogów Polski, okazały się osiągnięcia w pracy wywiadowczej na terenie Berlina rotmistrza/majora Jerzego von Nałęcz-Sosnowskiego. W tym okresie Sosnowski jako jedyny zdobył i przekazał do Pol-ski materiały o charakterze strategicznym. Dotarł także do świetnych materiałów niemieckiego kontrwywiadu, które jasno pokazywały stan wiedzy Niemców o działalności zarówno wywiadu polskiego, jak i naszych wywiadów sojuszniczych, to jest francuskiego oraz belgijskiego. Mogliśmy w Paryżu z dumą pokazać głębię wiedzy niemieckiej o poczynaniach naszych mniej lub bardziej wiernych aliantów. To właśnie korzystając głównie z „urobku” dokumentacyjnego rotmistrza Sosnowskiego, między innymi pułkownik Schaetzel oraz Jerzy Potocki szukali we Francji, na wyraźne życzenie marszałka Piłsudskiego, porozumienia w sprawie przeprowadzenia wspólnej, szybkiej wojny prewencyjnej i unicestwienia w zarodku rodzącego się w Niemczech niebezpieczeństwa w postaci faszyzmu. To był ostatni moment na tego typu operację. W niniejszej książce staram się zamieścić jak najwięcej dokumentów, które przechodząc przez ręce rotmistrza, trafiły do decydentów w polskiej stolicy, Warszawie. Część z nich dotarła znad Wisły do Paryża. Uznałem, że właśnie te dokumenty powinny też wreszcie przemówić w obronie Jerzego von Nałęcz-Sosnowskiego.

Tym, co zabolało mnie najbardziej w czasie studiowania poszczególnych spraw, była nonszalancja oficerów polskiego wywiadu, brak podstawowej troski o los agenta, niewystarczające ostrzeganie o grożących mu niebezpieczeństwach, niezwracanie uwagi na nieprawidłowości w postępowaniu, które w prostej linii mogą prowadzić do nieszczęścia w postaci aresztowania, a w jego konsekwencji do surowego wyroku sądowego. Niepokoi miałkość samych spraw, łapanie się każdej, nawet bzdurnej okazji, aby coś zdobyć. Szerokie wykorzystywanie w pracy operacyjnej krawcowych, dojarzy, włóczęgów, stolarzy, przy całym szacunku dla tych zawodów, nie mogło prowadzić do wielkich osiągnięć. Odwrotnie, w prostej drodze zmierzało do życiowego nieszczęścia osób, które się porywały na tego rodzaju pracę z biedy czy wręcz z głodu. Jeżeli, jak niektórzy „uczeni” twierdzą, chodziło o zajęcie niemieckiego kontrwywiadu nawałem pracy, to nie doceniono przeciwnika. Niemcy szybko pozyskali wiele źródeł pracujących w szeroko rozumianych strukturach polskiego wywiadu, które wiernie i precyzyjnie informowały naszego przeciwnika o całym spektrum przedsięwzięć operacyjnych. Kolejni polscy agenci byli aresztowani w tempie iście ekspresowym, co sprowadzało skuteczność wielu polskich operacji wywiadowczych do śmiesznych proporcji.

Powody tego stanu rzeczy? Myślę, że zabrakło systematycznego doszkalania zarówno oficerów, jak i agentów co do sposobów wykonywania swojej pracy i adekwatnych zachowań w nieprzewidzianych sytuacjach awaryjnych. To raz. A dwa, na nasze wielkie nieszczęście, w strukturach szeroko pojętej „dwójki” dosyć wygodnie rozsiadła się zdrada. Bardzo brakowało Oddziałowi II zwłaszcza działań o charakterze dalekosiężnym, perspektywicznym, cierpliwie krok za krokiem docierających do najwyższych warstw niemieckiego społeczeństwa. Wyjątek stanowi tutaj działalność rotmistrza Jerzego Sosnowskiego.

Ogromnym bodźcem do intensyfikacji poszukiwań archiwalnych stało się dla mnie także analizowanie źródeł szybkiego zwycięstwa niemieckiej armii we wrześniu 1939 roku. Bardzo pomógł mi w tym generał brygady, wieloletni attaché wojskowy przy polskiej ambasadzie w Berlinie, pan Antoni Szymański. To on, pisząc swoje raporty i wspomnienia, często w krótkich cytatach z poszczególnych wypowiedzi swoich rozmówców, dał jasny obraz rzeczywistych intencji i poziomu intelektualnego polityków, którzy wierzyli, że zamki zbudowane z piasku przetrwają wieki. On także pokazał albo słabą wiedzę szefów Oddziału II, albo ich naiwność w ocenie rzeczywistych planów naszych ówczesnych przeciwników. A nie powinniśmy zapominać, że grali losami narodu i dopiero niedawno odrodzonego państwa. Maksyma, która głosi: mieliśmy dobrego żołnierza, ale nie mieliśmy Sztabu Głównego, wydaje się bliska prawdy. Pisał o tym otwarcie Cat-Mackiewicz: „mieliśmy doskonałego żołnierza i zupełnie świetnego oficera-subalterna. Że nasz sztab generalny jest nic niewart, o tym nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy ”. Na śmieszność zakrawają wypowiedzi wysokich oficerów Sztabu Głównego, którzy bronią tezy, że brak czołgów stanowił o wyższości naszej armii, bo dzięki temu była ona „bardziej elastyczna”.

Niektóre z przemyśleń i cytatów gen. Szymańskiego wryły mi się w pamięć, są zawsze ze mną. Generał, aby uświadomić warszawskiej generalicji tempo niemieckich przygotowań do wojny, zorganizował wiosną roku 1938 szefowi Sztabu Głównego, gen. Wacławowi Stachiewiczowi, objazd Niemiec. Panowie, podróżując samochodem ze wschodu na zachód i z południa na północ, razem przemierzyli kilka tysięcy kilometrów. Szef Sztabu miał przy tej okazji szansę obejrzenia na przykład w Düsseldorfie wystawy przemysłowej pełnej eksponatów wojskowych wyprodukowanych przez wielkie niemieckie koncerny, takie jak Rheinmetall, Krupp, Zeiss, Leuna czy I.G. Farbenindustrie. Kiedy z kolei dotarli do Lipska, mieli sposobność uczestniczyć jako naoczni świadkowie w uroczystych obchodach 125. rocznicy Bitwy Narodów. Gen. Stachiewicz patrzył na długie szeregi mas żołnierskich oraz skomasowanie zmotoryzowanych jednostek, wśród których najbardziej zwracały uwagę oddziały SA oraz SS. Nie komentował, ale był, czego nie potrafił ukryć, pod wielkim wrażeniem. I ten sam Wacław Stachiewicz, szef Sztabu Głównego, czytając w kwietniu 1939 roku raport gen. Szymańskiego o szybkim tempie przygotowań Niemców do ataku na Polskę oraz o przewidywanym przez Hitlera błyskawicznym opanowaniu terytorium Polski, wygłasza swoją uwagę, która jest dla mnie pierwszym cytatem, o którym zawsze pamiętam:

BYDGOSZCZ. WRZESIEŃ 1937 ROKU. W OCZEKIWANIU NA DEFILADĘ PO ZAKOŃCZENIU MANEWRÓW WOJSKOWYCH, GENERAŁ WACŁAW STACHIEWICZ (PIERWSZY Z LEWEJ) W ROZMOWIE Z SZEFAMI SZTABÓW ŁOTWY, ESTONII ORAZ FINLANDII

„...czy Hitler istotnie jest takim fantastą, ażeby przypuszczał, że wojna Niemiec z Polską potrwa tylko dwa tygodnie...?”.

Oznaka głupoty czy tylko samouspokajania się? Każdy z nas musi sobie sam na to pytanie odpowiedzieć.

Zdecydowanie bardziej należało respektować świadomość rzeczywistego stanu rzeczy, jaka panowała wśród oficerów niższego szczebla. W czerwcu 1939 roku na odprawie u marszałka Rydza-Śmigłego miała miejsce ożywiona dyskusja oficerów Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych na temat stanu naszych przygotowań i szans w wojnie z Niemcami. Opinie były podzielone. Poproszony o komentarz gen. Szymański starał się pokazać nieco pozytywów, by nie popaść w całkowity pesymizm. Szybko został skontrowany przez majora dyplomowanego Bogusława Makarego Smolenia, pracującego w Inspektoracie jako oficer mobilizacyjny. Wypowiedział on w kierunku Szymańskiego krótkie, ale jakże znamienne słowa:

„...zechciej nie zabierać głosu, bo nie znasz braków naszych przygotowań wojennych. Jeżeli dojdzie z Niemcami do rozgrywki, to musimy bezapelacyjnie przegrać i to w zawrotnie krótkim czasie...”.

Wypada jeszcze na moment cofnąć się do przełomu roku 1935/36. W styczniu 1936 roku gen. Szymański wygłasza odczyt przed szacownym gremium generalicji i oficerów Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych i Sztabu Głównego. Tematem jest szybki rozwój niemieckich sił zbrojnych. Krytykuje polską dezorientację w grze niemieckiej, podkreślając między innymi, że nasze ustępstwa gdańskie na korzyść Hitlera dobitnie świadczą o kolejnym traceniu naszych zachodnich rubieży. Reakcja szefa Sztabu była natychmiastowa. Zrugał Szymańskiego w obecności szefa „dwójki”, płk. Tadeusza Pełczyńskiego, który nawet nie próbował go bronić. Nie wolno było mieć innego zdania. W rezultacie gen. Szymański składa raport z prośbą o odwołanie go ze stanowiska w Berlinie. Robi to kilkakrotnie, ale nawet taki „spec” od spraw niemieckich, jak szef Sztabu Głównego Wacław Stachiewicz, nie ryzykuje odwołania z Berlina tego bardzo dobrze „wpracowanego” w teren attaché wojskowego.

Przeczytałem książkę napisaną przez byłego szefa Sztabu gen. Stachiewicza pt. „Wierności dochować żołnierskiej”. Próżno jednak poszukiwałem w niej jego wrażeń z objazdu Niemiec w roku 1938, komentarzy co do osiągnięć rotmistrza/majora Sosnowskiego o znaczeniu strategicznym, informacji zdobywanych przez majora Żychonia czy też informacji zawartych w raportach gen. Szymańskiego. Zabrakło wyjaśnień, dlaczego Oddział II Sztabu Głównego nie dysponował jakimikolwiek wiarygodnymi informacjami o wrześniowych zbrojnych planach Sowietów wobec Polski. Mogłem natomiast znaleźć informację, że produkowaliśmy dużo broni, nawet więcej niż inne kraje europejskie bogatsze od nas, ale jednocześnie za mało w stosunku do naszych rzeczywistych potrzeb1. W mojej ocenie problem tkwi w tym, że wielkość produkcji winna być adekwatna do rozmiarów ówczesnych śmiertelnych wrogów otaczających nasze granice. To był czynnik, do którego należało się porównywać. Częściowym wytłumaczeniem takiej, a nie innej treści tej książki jest fakt, że generał korzystał nie tylko ze swoich zapisków, lecz także z tych zebranych przez Niezbrzyckiego-Wragę. Moim zdaniem, przy takim konsultancie trudno było o obiektywną ocenę wydarzeń.

Taka atmosfera panowała w pionach operacyjnych Sztabu Głównego. A jak oceniali naszą sytuację w Oddziale II? Najbardziej znamiennym przykładem jest sprawa związana z oceną tajnego meldunku gen. Szymańskiego z dnia 17 sierpnia 1939 roku, wysłanego do Warszawy specjalnym kurierem, a dotyczącego przewidywanego terminu wybuchu konfliktu zbrojnego między Niemcami a Polską. Gen. Szymański, mając doskonałe źródło informacyjne w osobie adiutanta Göringa, generała Bodenschatza2, jako datę ataku Niemiec na Polskę podał 29 sierpnia 1939 roku. Niewiele się pomylił. Na tym to meldunku znalazła się odręczna adnotacja płk. dypl. Józefa Englichta o niezwykle krótkiej treści, ale jakże wymowna w swoim brzmieniu:

„Panikarstwo”.

I słowo p a n i k a r s t w o przelał na papier człowiek, który od 1 marca 1924 roku związany był z polskim wywiadem. Pełnił w nim różne ważne funkcje, będąc między innymi w latach 1930 — 1937 zastępcą szefa Oddziału II. Miał w tym czasie powierzone kierownictwo pracami Wydziału IV Ewidencji , a w kluczowym dla Polski okresie, to jest od 1 kwietnia 1939 roku, piastował stanowisko Pierwszego Zastępcy Szefa Oddziału II.

KANCLERZ ADOLF HITLER W ROZMOWIE Z GEN. KARLEM-HEINRICHEM BODENSCHATZEM

Jedyne co mu się udało we wrześniu 1939 roku, to z punktu widzenia własnego komfortu prawidłowo ocenić konieczność jak najszybszego opuszczenia granic Polski. Długo się nie ociągał, bo już w nocy z 17 na 18 września przekroczył granicę kraju, udając się do Rumunii. „Walczył” z najazdem sowieckim nie dłużej niż 24 godziny. Należy w tym miejscu przypomnieć, że Englicht zaczynał swoją działalność w polskim wywiadzie od stanowiska referenta w referacie „Rosja”. Przeszedł wszystkie szczeble kariery i w jej końcowej fazie doszedł do swoich „największych osiągnięć”. Najpierw meldunek gen. Szymańskiego o terminie wybuchu wojny skwitował krótko jako „panikarstwo”, a po 17 września 1939 roku okazało się, że nie miał także jakiejkolwiek wiedzy o militarnych planach Rosji wobec Polski.

O wejściu wojsk sowieckich na tereny Polski dowiedział się 17 września 1939 roku o godzinie piątej rano od budzącego go ze snu ppłk. Stefana Mayera. Trudno się z drugiej strony dziwić jego zaskoczeniu po przebudzeniu z głębokiego, dosłownie i w przenośni, snu. To właśnie Englicht, uchodzący w strukturach Oddziału II SG za eksperta w sprawach Rosji, wiosną i latem 1939 roku, oceniając sytuację w tym państwie, wygłaszał kompletnie oderwane od rzeczywistości opinie, które sprowadzały się między innymi do takich stwierdzeń, jak:

1. Sowieci są przychylni Polsce i bardzo wrogo usposobieni w stosunku do Niemiec.

2. Nie jest możliwe podjęcie współpracy czy osiągnięcie porozumienia Sowietów z Niemcami, gdyż różnice ustrojowe są tak wielkie, iż całkowicie wykluczają tego typu działania.

3. Biorąc pod uwagę to co powyżej, atak Rosji na Polskę jest wykluczony.

Mówił to już po słynnym przemówieniu Stalina — Czyngis-chana z telefonem, jak go trafnie określał Nikołaj Iwanowicz Bucharin — wygłoszonym 10 marca 1939 roku na 18. zjeździe sowieckiej partii komunistycznej. Przemówieniu znanym w historii jako „mowa kasztanowa”. W swoim wystąpieniu Stalin oświadczył, że Związek Radziecki może porozumieć się z każdym państwem bez względu na jego ustrój. Przedstawił III Rzeszę w korzystniejszym świetle niż państwa demokracji zachodniej, które stosują politykę podżegania do wojny pomiędzy Związkiem Radzieckim a III Rzeszą. Stanowczo stwierdził dalej, że nigdy nie pozwoli na to, aby Związek Radziecki został wciągnięty do konfliktu przez podżegaczy wojennych, którzy przywykli do tego, by inni wyciągali za nich kasztany z ognia.

Swoje przewidywania Englicht przekazywał w okresie, kiedy trwały już coraz szybsze zakulisowe sondowania i konsultacje mające za cel zawarcie układu między Rosją a Niemcami.

To także w wyniku totalnego fiaska pracy wywiadowczej na terenie Rosji całkowicie nieświadomy zagrożenia wojną ze wschodu rząd II RP na swoim posiedzeniu w Łucku w dniach 8–9 września 1939 roku zajmował się między innymi tak „żywotnymi” w tym momencie dla Polski zadaniami, jak (podaję za premierem Sławojem-Składkowskim):

— Na wniosek ministra Juliusza Ulrycha miały być szybko opracowane nowe przepisy dla świateł samochodów na drogach i w przejeździe przez miejscowości. Dotychczasowa jazda zupełnie bez świateł opóźnia bardzo przeciętną szybkość transportów samochodowych i poszczególnych pojazdów.

— W Łucku mieli rozpocząć wydawanie czasopisma, naświetlającego sytuację wojenną, pracę i zamiary rządu — zająć się miał tym minister propagandy Michał Grażyński.

— Kwity wystawiane przy zakupie przez wojsko zarówno na produkty rolnicze, jak i przemysłowe miały być natychmiast, bez żadnej zwłoki honorowane przez izby skarbowe. Jesteśmy — stwierdzał rząd — w okresie siewów jesiennych, więc rolnicy potrzebują ziarna i nawozów sztucznych. Musimy pomagać przy podniesieniu wydajności zbiorów roku przyszłego, wobec zmniejszania się obszarów naszych zasiewów i możliwości przedłużania się wojny. Był to wniosek ministra Juliusza Poniatowskiego.

— Wysłanie 500 lotników do Syrii celem pobrania tam i przyprowadzenia drogą powietrzną francuskich aparatów lotniczych — odpowiedzialny wiceminister Janusz Głuchowski.

— Minister handlu i przemysłu Antoni Roman zwołać miał konferencję dyrektorów i prezesów izb przemysłowo-handlowych i rzemieślniczych, którzy się nadal znajdowali w wolnej części Polski, celem dalszego organizowania warsztatów przemysłu wojennego w miejscowościach, gdzie istnieje już odnośny przemysł. Życzeniem rządu, w Łucku i okolicy należało uruchomić wyrób obuwia dla wojska, w Stanisławowskiem wyrób kożuchów itd.

W pośmiertnych wspomnieniach o panu Englichcie, opublikowanych na łamach londyńskiej Bellony, mówiono o tym, że szczególnie dużo uwagi poświęcał zagadnieniu Rosji sowieckiej i był jednym z naszych poważniejszych znawców tego zagadnienia.

Przyznam się, że trudno mi jest to nawet komentować...

Podobnego typu „wybitnemu znawcy” zagadnień sowieckich, Jerzemu Niezbrzyckiemu, znanemu także pod imieniem i nazwiskiem Ryszard Wraga, poświęcam nieco miejsca w mojej nowej książce o rotmistrzu/majorze Sosnowskim. Zasłużył się on bowiem szczególnie mocno w doprowadzeniu do haniebnego skazania rotmistrza na karę wielu lat więzienia i w ostatecznym rozrachunku jego tragicznej śmierci w kazamatach na „nieludzkiej ziemi”. Po „wygranej bitwie” z rotmistrzem/majorem Sosnowskim tenże sam Niezbrzycki skoncentrował swoje wysiłki na wykazaniu niewątpliwie wielkiego talentu, który bezdyskusyjnie posiadał, w haniebnym niszczeniu kolejnego wybitnego oficera wywiadu, majora Jana Żychonia. I w tym wypadku także zakończyło się to jakże przedwczesną i całkowicie niepotrzebną śmiercią.

W wypadku Niezbrzyckiego-Wragi aż prosi się o zacytowanie fragmentów opublikowanej w Chicago w roku 1991 książki majora Władysława Michniewicza zatytułowanej „Wielki bluff sowiecki”. Na stronie 17 pisze on między innymi:

„Inne wypadki zdrady i szpiegostwa, popełnione w Truście, to jest kręte i fałszywe postępowanie poszczególnych szkodników państwowych, jak Talikowski, Szulgin i Wraga...”. I dalej na tej samej stronie: „Ale Talikowski i Wraga w Truście to była inna, bardziej doniosła sprawa. Popełnili zdradę stanu, będąc oficerami...”. I jeszcze jeden cytat, tym razem ze strony 18: „Znowu Wraga był przemądrym, arcychytrym, wyjątkowo skrytym agentem sowieckim, działającym, zdaniem moim, już od czasu swej dekonspiracji na placówce wywiadowczej w Kijowie w roku 1926. Knuł więc zręcznie i bezkarnie w Oddziale II przez całe lata...”.

Co jest doprawdy niebywałe, to fakt, iż Niezbrzycki-Wraga, kompletnie nie znając teatru zmagań wywiadowczych na Zachodzie, mieszał w nim i podjudzając czy oskarżając oficerów, osłabiał pracę wywiadu, a przez to i wyniki. Jakoś zapomniał wyspowiadać się przed narodem ze swoich „osiągnięć” w pracy na kierunku wschodnim. Były one niezbyt wiele warte. Aby odwrócić uwagę od tych niewygodnych faktów, będąc przy okazji człowiekiem bezwzględnym, pełnym tupetu, atakował Sosnowskiego i Żychonia, a więc tych, którzy mieli trudne do zakwestionowania osiągnięcia.

Bardzo interesujące są materiały przywiezione w roku 1945 przez Izydora Modelskiego. Na stronie 302 na karcie numer 7 znajdujemy następujący opis sylwetki Niezbrzyckiego:

„B kierownik referatu ‹‹Wschód›› Wydziału Wywiadowczego Oddz. II SG. Oficer inteligentny i zdolny, o wielkim sprycie, długoletni pracownik O. II SG, wywierał wielki wpływ na szefa wydz. ppłk. dypl. Mayera, który pozostawił mu dużą swobodę. Dla scharakteryzowania jego wpływów i stanowiska w O. II SG mogłyby posłużyć dwa fakty:

1) iż podlegało mu w referacie trzech majorów,

2) iż był bardzo poważnym kandydatem na stanowisko Naczelnego Dyrektora ‹‹Polskiego Radia›› (po śmierci śp. Starzyńskiego).

Wpływy kpt. Niezbrzyckiego sięgały tak daleko, iż wbrew zdrowemu rozsądkowi oraz wbrew wymaganiom terenowym miał powierzony sobie wywiad na Czechosłowację (do marca 1939 roku) oraz, że wysunięci przez niego oficerowie obsadzali, nie mając ku temu żadnych kwalifikacji — placówki zachodnie .

Obciążają go silne zarzuty:

1) Niedostateczne zorganizowanie sieci wywiadowczej w Rosji Sowieckiej, na skutek czego cały wywiad na Rosję od kilku lat przed wojną „leżał”;

2) Niedostateczna rozbudowa sieci wywiadowczej w Czechosłowacji w 1938 roku i w marcu 1939 roku, błędna ocena sytuacji w Czechosłowacji, wbrew ocenie sytuacji, wydanej przez organy wywiadowcze zachodnie;

3) Niedostateczne przygotowanie techniczne sieci wywiadowczej w Rosji Sowieckiej, co utrudniło, a w niektórych wypadkach uniemożliwiło przekazanie wiadomości z Rosji we wrześniu 1939 roku;

4) Działalność polityczno-prasowa pod pseudonimem ‹‹Ryszard Wraga››;

5) Błędna ocena możliwości wystąpienia Rosji we wrześniu 1939 roku;

6) Samowolna zmiana rozkazu ówczesnego szefa O. II SG w Rumunii, idąca w kierunku przekazania kierownictwa całym aparatem wywiadowczym na placówkach majorowi Nowińskiemu, zaufanemu kpt. Niezbrzyckiego (zeznanie ppłk. dypl. Heinricha);

7) Konszachty z wybitnymi przedstawicielami sanacji w Bukareszcie;

8) Samowolne przekazanie kwoty 100 000 dolarów z funduszu O. II SG płk. Wendzie w Rumunii...”.

Zastanawiając się nad kilkoma z tych zarzutów, wypada głośno zapytać, czy ten tak bystry i sprytny oficer na pewno zapomniał o podstawowych obowiązkach ciążących na nim jako szefie referatu „Wschód”. A może była to świadoma i celowa postawa? Problemem Niezbrzyckiego były wygórowane i niezaspokojone ambicje. W dokonywanej samoocenie czuł się najlepszy, jedyny, niezastąpiony. Inne zdanie mieli oficerowie wywiadu, ale nie mogli właściwie zareagować. Niezbrzycki miał bowiem pełne, niekwestionowane poparcie Rydza-Śmigłego i stąd stał się osobą nietykalną. Poniekąd robił, co chciał, nawet szef wywiadu się go obawiał. Miał ogromny wpływ na to, co dzieje się w polskim wywiadzie jako całości, a chciał jeszcze mieć wszechmocny wpływ na decyzje o charakterze politycznym. Odnoszę wrażenie, że gdzieś po drodze zagubił się i ostatecznie nie wiedział już, czy jest publicystą, politykiem czy oficerem wywiadu. Do kompletu brakuje mu tylko zapisu w życiorysie, że również zakładał partie polityczne... Na to, aby polski oficer wywiadu o podobnych „osiągnięciach” wypełnił tę lukę, musieliśmy kilkadziesiąt lat poczekać.

Ta ucieczka poprzez atak mogła być powodowana dążeniem do zakrzyczenia zarzutów o kalibrze najwyższym, jak to jasno przedstawił mjr Michniewicz w swojej książce. Prawda ma to jednak do siebie, że od niej na dłuższą metę uciec się nie da.

Kiedy myślę o Niezbrzyckim, to zawsze pojawia się u mnie pytanie o to, skąd wśród Polaków tyle wzajemnej podłości i taki brak chęci współpracy na rzecz wspólnego celu, jakim jest dobro Rzeczypospolitej. Dotąd nie znalazłem na nie sensownej odpowiedzi.

A jeżeli dołączymy do tej menażerii jeszcze polityków, to mamy gwarancję, iż zamieszanie osiągnie apogeum. Niech służy drobnym przykładem ponowna „przygoda” z Polską pana gen. Antoniego Szymańskiego. W kwietniu 1939 roku otrzymał polecenie ze Sztabu Głównego, aby w drodze do Warszawy zatrzymał się koniecznie w Poznaniu celem odbycia rozmowy z wojewodą Arturem Maruszewskim.

— Okazało się, że wojewoda Maruszewski — wspomina gen. Szymański — starał się sprawdzić, czy istotnie los Polaków, obywateli niemieckich w Rzeszy, jest katastrofalny. Podałem kilka przykładów bezwzględności niemieckiej przy wynaradawianiu i niszczeniu Polaków...

— Usłyszałem od wojewody Maruszewskiego — kontynuuje gen. Szymański — pełną goryczy uwagę pod adresem naszego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, które wbrew dyrektywom i zarządzeniom naszego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych o ostrym traktowaniu Niemców wrogo przeciwko nam występujących, interweniowało energicznie wobec wojewody poznańskiego w sensie obrony interesów niemieckich w tych obszarach zachodniej Polski.

Józef Beck, ze swoją polityką ubraną we frak i walczącą z polityką Hitlera za pomocą pięknych słów, ukłonów i wystawnych przyjęć, znalazł się w pułapce bez wyjścia. W zderzeniu ze zdecydowaną postawą, do bólu pragmatycznym podejściem i systematycznie realizowanymi, jasno sprecyzowanymi planami Hitlera wysiłki Becka trącą śmiesznością. O Hitlerze doskonale wyraził się ppłk Gerhard von Schwerin, szef komórki niemieckiego wywiadu wojskowego na Anglię i Stany Zjednoczone, w rozmowie z zastępcą brytyjskiego attaché wojskowego, mjr. Kennethem Strongiem, mówiąc: „Hitler nie rozumie słów, tylko czyny”3. Tak jak wielu pozostałych, hm, wybitnych polityków, we wrześniu 1939 roku Beck miał wyznaczony jeden kierunek. Tym kierunkiem były Kuty i most nad rzeką Czeremosz, jednym słowem, granica z Rumunią, którą należało natychmiast przekroczyć. Zmarł tam w nieomal całkowitym zapomnieniu.

Do dużej części polskich polityków II RP znakomicie odnosi się krótkie, ale jakże dosadne zdanie wypowiedziane o przedstawicielach tego zawodu przez Jima Mooneya, amerykańskiego biznesmena zaangażowanego w rozwój handlu Stanów Zjednoczonych z Niemcami za rządów Adolfa Hitlera. Powiedział on:

„Jak zwykle tylko oni chcą wojny i jak zwykle nie będzie ich w okopach”.

Politykę Becka bardzo dobrze spuentował Stanisław Cat-Mackiewicz w swojej książce „Polityka Becka”4. Otóż na stronie 197 pisze on tak:

„Nie mając sił realnych, Beck imaginował je sobie, grał w polityce zagranicznej tak, jakby te siły posiadał, a kiedyś powiedział przecież Bismarck: O jedenastej — powiada aktor — sztuka jest skończona”.

Mając w pamięci te wszystkie uwagi, proszę każdego z czytelników o samodzielne dokonanie oceny postawy i osiągnięć rotmistrza/majora Jerzego von Nałęcz-Sosnowskiego.

gen. bryg. M.W. Zacharski
maj 2013 roku

Berlin,
dnia 16 lutego 1935 roku

Wysłane kurierem
dnia 16 lutego 1935 roku

Najściślej tajne

Ambasador Rzeczypospolitej Józef Lipski do Pana Ministra Spraw Zagranicznych Józefa Becka :

Oczekiwany na wczoraj wieczorem wyrok Volksgerichtu w sprawie afery Sosnowskiego zapadł dopiero dziś rano. Brzmi on jak następuje:

Dożywotnie więzienie dla Sosnowskiego, kara śmierci dla pani von Berg — do natychmiastowego wykonania.

Otrzymawszy dziś rano zawiadomienie o wyroku, zażądałem niezwłocznie audjencji u ministra spraw zagranicznych von Neuratha, a wobec jego wyjazdu z Berlina odbyłem rozmowę o godzinie 12:15 z dyrektorem wydziału wschodniego Meyerem5. Zaznaczyć muszę, iż w oczekiwaniu wyroku omówiłem sprawę za pobytu mego w Warszawie ze Sztabem Głównym i otrzymałem dodatkowo jeszcze uzgodnione w Warszawie wytyczne. Oświadczyłem p. Meyerowi co następuje:

Interwencja w tej sprawie nie powinna być zrozumiana jako natury ściśle oficjalnej. Kieruję się tutaj motywami przede wszystiem humanitarnemi, pozatem biorę pod uwagę fakt, iż sprawy, o które chodzi, dotyczą przeszłości. W dzisiejszych stosunkach polsko-niemieckich i wobec moich osobistych stosunków do p. von Neuratha i wyższych urzędników Amtu myślę, iż mogę na ten temat szczerze pomówić. Minister Meyer odrzekł, iż całkowicie to rozumie i że w nieobecności ministra spraw zagranicznych prosi mnie o przedstawienie sprawy. Reasumując dzisiejszy wyrok, przypomniałem, iż podobny wypadek miał miejsce pewien czas temu w Warszawie, a mianowicie sprawa Ogórek-Drzyzga. Wskazałem, iż mimo że pannie Ogórek, obywatelce polskiej, groziła najcięższa kara, dla względów humanitarnych dopuszczono do zaślubienia przez nią obywatela niemieckiego Drzyzgę i zamiast kary śmierci otrzymała dożywotnie więzienie. Wskazałem na to, iż w danym wypadku pani von Berg jest również narzeczoną Sosnowskiego i że ten wzgląd daje mi asumpt do wysunięcia kwestji ułaskawienia jej.

Według otrzymanych z Warszawy wskazówek zaproponowałem po ułaskawieniu Bergowej następującą wymianę: Sosnowski-Bergowa contra Drzyzga-Drzyzgowa (Ogórek) i Pakula. Wskazałem na to, że Pakula jest urzędnikiem Geheime Staatspolizei i że minister prezydent Göring kładł wobec mnie swego czasu nacisk na jego wymianę. Kończąc, starałem się jeszcze uderzyć w ton bardziej humanitarny, podkreślając, że chodzi o życie kobiety.

Minister Meyer, który najwidoczniej sam był dość poruszony tą sprawą, oświadczył mi, iż poczyni natychmiast kroki dla zbadania, czy można w tej sprawie coś jeszcze uczynić. Zaznaczył jednak, iż obciążenia wobec von Bergowej są natury jak najcięższej. O godz. 14:30 zostałem ponownie poproszony do A.A. . Minister Meyer oświadczył mi, iż sprawa została zreferowana kanclerzowi , przyczem minister sprawiedliwości podniósł wszystkie przytoczone przeze mnie argumenty natury humanitarnej oraz kwestje ewentualnej wymiany. Kanclerz sprawę najdokładniej jeszcze raz zbadał, jednakże nie mógł wobec tak ciężkich przekroczeń von Bergowej skorzystać z prawa łaski6.

Co do Sosnowskiego, oświadczono mi, iż uszedł on obronną ręką, gdyż i jemu groziła kara śmierci. Muszę zaznaczyć, iż decyzja ta została mi zakomunikowana w formie, która wskazywała na to, iż wystąpienie moje zostało odpowiednio zrozumiane. Podkreśliłem jeszcze, iż mam nadzieję, że kanclerz Rzeszy rozumie motywy, któremi się kierowałem, występując w tej sprawie. Minister Meyer odpowiedział, iż mogę być przeświadczony, że wszyscy zrozumieli moją intencję.

Komunikując o powyższem, mam zaszczyt zaznaczyć, iż wyrok ten oraz odmowa wymiany Bergowej bynajmniej mnie nie zdziwiły. Zresztą dałem temu przeświadczeniu wyraz w ostatniej rozmowie w Warszawie z szefem Oddziału II. Jest bowiem jasnem, jeśli się bierze pod uwagę kierunek obrany przez kanclerza Hitlera, iż w podobnej sprawie mógł on zastosować pewien liberalizm w stosunku do obywatela polskiego, natomiast nie było do pomyślenia, aby cofnął się przed zastosowaniem najwyższej kary wobec osoby rasy germańskiej.

Podpisano:
Ambasador Rzeczypospolitej
Józef Lipski

Ambasada
Berlin, 20 lutego 1935

Ściśle tajne

Ambasador Rzeczypospolitej Józef Lipski do Pana Ministra Spraw Zagranicznych Józefa Becka :

W związku z raportem moim z dnia 16-go lutego b.r. w sprawie Sosnowskiego mam zaszczyt poinformować Pana Ministra o dalszym rozwoju tej sprawy. W poniedziałek popołudniu (18-go b.m.) został wyrok Volksgerichtu Rzeszy Niemieckiej rozplakatowany w Berlinie. Stwierdza on, że wyrokiem z dnia 16 II 1935 r. zostały skazane na karę śmierci rozwiedziona Benita von Falkenhayn, geborene von Zollikofer-Altenklingen oraz Renate von Natzmer. Z powodu tego samego przestępstwa zostali skazani na dożywotne ciężkie więzienie obywatel polski Georg von Sosnowski i Irene von Jena. Skazane von Falkenhayn i von Natzmer zostały stracone w poniedziałek rano w więzieniu Plötzensee po odrzuceniu przez kanclerza Rzeszy podania o ułaskawienie.

Wiadomość ta wywołała duże poruszenie w tutejszej opinji publicznej. Prasa dostała niezawodnie polecenie z góry, ażeby w jak najostrzejszej formie potępić przestępstwo zdrady stanu, popełnione przez powyższe trzy obywatelki niemieckie i uzasadnić tak surową karę wymierzoną przeciwko tym kobietom. Najbardziej charakterystycznym jest fakt, iż kampanja prasowa poszła w tym kierunku, ażeby skierować ostrze przeciwko dawnej rządzącej kaście pruskiej, do której osoby te należały. Już w samem ogłoszeniu uwydatnione zostały nazwiska w ten sposób, aby przynależność do kasty biła w oczy. Nie można się oprzeć wrażeniu, iż wynik procesu tego jest wykorzystywany przez dzisiejszy rząd dla wykazania, iż sfery staropruskie wojskowe, które najbardziej szczyciły się swoim patryjotyzmem, poszły jak najdalej w kierunku antypaństwowym, popełniając zdradę na rzecz państwa, przeciwko któremu z nastawienia swojego politycznego najostrzej występowały (...). Jeśli chodzi o moment polski, to jest on w prasie najwidoczniej przemilczany. Znajduje się nawet tu i ówdzie pewne stwierdzenia, iż chociaż przestępstwo Sosnowskiego było równie ciężkie jak danych kobiet, to w każdym razie nie działał on na szkodę swego własnego kraju (...). W sferach tutejszych towarzyskich, zwłaszcza dawno-niemieckich, wynik procesu i wyrok wzbudziły ogromne zrozumiałe poruszenie i są przedmiotem rozlicznych dyskusji. Niemniej jak dotąd wobec zajętego w tej sprawie stanowiska przez miarodajne czynniki rządowe nie spotkałem się z jakąkolwiek aluzją ze strony niemieckiej.

Pragnę jeszcze zaznaczyć, iż w „Baseler Nachrichten” z dnia 18 II znalazłem wzmiankę o mej interwencji w Auswärtiges Amt z dnia 16 II. Wobec tego poleciłem Radcy Lubomirskiego poproszenie A.A. przeprowadzenia dochodzeń, jaką drogą informacja ta przedostała się do opinji publicznej.

Podpisano:
Ambasador Rzeczypospolitej
Józef Lipski

Ministerstwo
Spraw Zagranicznych
Departament Polityczny
Wydział Zachodni

23 kwietnia 1936 roku

Tajne

Ministerstwo Spraw Zagranicznych podaje do wiadomości Ambasady , iż na dzień 23 b.m. o godzinie 13-ej wyznaczona została wymiana więźniów politycznych według następującej listy:

Więźniowie polscy:

1. Sosnowski Jerzy

2. Matuszewski Karol

3. Bogdoł Karol

4. Paskuda Konrad

5. Gwiazdowski Jan

6. Matzner Maksymiljan

7. Jasiński Bronisław

8. Śmiałek Bernard

9. Król Józef

10. Diaczko Piotr

11. Stanisławski Stanisław

12. Wolff Leon

Więźniowie niemieccy:

1. Frau Drzesga

2. Ernst Drzesga

3. Franz Dzikoński

4. Marie Mohr

5. Viktor Nowak

6. Adolf Sommer

7. Kriminalsekretär Paculla

8. Ewald Rentz

9. Ernst Kuberne

Władze niemieckie odmówiły uwzględnienia przy powyższej wymianie proponowanego przez nas więźnia polskiego Cholewy Józefa, twierdząc, że jest on obywatelem niemieckim. Opierając się na danych posiadanych przez nasze władze, Ministerstwo ujawniło Ambasadzie niemieckiej, iż wyżej wymieniony podczas jego aresztowania zaopatrzony był w sfałszowany dokument osobisty, opiewający na nazwisko obywatela niemieckiego Cholewy, lecz że jest on w rzeczywistości obywatelem polskim Tadeuszem Matusiewiczem. Władze niemieckie są w posiadaniu podanych przez stronę polską autentycznych danych osobistych o więźniu Matusiewiczu vel Cholewie i zajęły się ponownem badaniem jego sprawy, przyczem z góry zobowiązały się wydać nam Cholewę, gdy tylko uda się im stwierdzić niezbicie, iż jest on rzeczywiście obywatelem polskim. Wobec powyższej komplikacji i nalegając w dalszym ciągu na wydanie nam wyżej wspomnianego, strona polska powstrzymała się z wydaniem przy obecnej wymianie figurującego na liście żądań niemieckich więźnia Emila Lutterberga do chwili zwolnienia i przekazania nam więźnia Cholewy.

W ten sposób sprawa wymiany więźniów politycznych (z wyjątkiem Cholewy kontra Lutterberg) została zlikwidowana.

Niezależnie od sprawy powyższej, Ambasada niemiecka wystąpiła z sugestią dalszej wymiany więźniów politycznych, proponując wydanie uwięzionych w Polsce agentów niemieckich:

1. Romana Wicherka

2. Hansa Chorego

3. Pawła Wischnewskiego.

Kompetentne władze nasze w tym względzie nie zajęły jeszcze stanowiska.

Podpisano:
Wicedyrektor Departamentu Politycznego

Powyższa wymiana miała miejsce na polsko-niemieckiej drodze granicznej w okolicach Zbąszynia w województwie wielkopolskim. Do Polski wrócił wówczas wielki oficer wywiadu Jerzy von Nałęcz-Sosnowski, wsławiony spektakularnymi sukcesami w pracy operacyjnej na placówce wywiadowczej „In.3” w Berlinie.

Jego niezwykłej, brawurowej i dramatycznej historii życia poświęcona jest ta książka.

1 Wacław Stachiewicz, „Wierności dochować żołnierskiej”, Oficyna Wydawnicza Rytm, Warszawa 1998, str. 228: „Sprzęt produkowany w naszych fabrykach był pierwszorzędnej jakości. Ilościowo wyprodukowaliśmy go za mało w stosunku do naszych potrzeb. Było to wynikiem naszych bardzo ograniczonych możliwości finansowych. Mimo to wyprodukowaliśmy w ciągu kilkunastu lat proporcjonalnie, a nawet w niektórych działach w bezwzględnych liczbach więcej uzbrojenia aniżeli niektóre państwa europejskie znacznie od nas bogatsze”.

2 Z raportu Antoniego Szymańskiego sporządzonego w Tatiszczewie 17 stycznia 1942 roku: „Meldowałem gen. Stachiewiczowi i podtrzymuję to szczególnie obecnie, patrząc z dalszej perspektywy na pracę moją na placówce berlińskiej, że gen. Bodenschatz był dla mnie najwartościowszym źródłem niemieckim. Podkreślam, że nie może tu być mowy o uchybieniach moralnych wymienionego. Prawdopodobnie chęć imponowania wywoływała u niego dyskusje na tematy aktualne i ważne... Generał Bodenschatz uprzedzał mnie w 1938 roku o zajęciu Austrii, o wcieleniu krajów sudeckich, w końcu o zajęciu całej Czechosłowacji, podkreślając wysunięcie ekspansji niemieckiej wzdłuż Karpat na Słowacczyźnie. Bodenschatz informował mnie również szczegółowo o pertraktacjach Hitlera z Emilem Hachą, o zapoznaniu tegoż przez Hitlera z planem operacyjnym wojsk niemieckich na Czechosłowację w razie jej przeciwstawienia się, o ataku sercowym prezydenta Hachy... Meldowałem naszemu Sztabowi Głównemu o tych informacjach gen. Bodenschatza, a po rozmowie mej z nim u ministra Lammersa oceniałem niebezpieczeństwo współpracy niemiecko-sowieckiej za tak prawdopodobne, że meldując szyfrem-statissime , wyraziłem życzenie osobistego złożenia meldunku w Warszawie” i dalej: „Gen. Bodenschatz był już w czasie wojny światowej (1917–1918) adiutantem ówczesnego kpt. Göringa, dowódcy eskadry imienia Richthofena (po śmierci lotniczej tegoż). Z tego tytułu łączyły Göringa z Bodenschatzem najbliższe stosunki służbowe i osobiste. Gen. Bodenschatz był jedynym oficerem niemieckim, który brał udział w większości posiedzeń gabinetu Rzeszy i dzięki temu był zorientowany w całości sytuacji wewnętrznej i zagranicznej Niemiec. Skłonny jestem generała Bodenschatza zaliczać do intelektualnie mniej rzutkich. Występowała natomiast u niego pewność siebie i chęć imponowania wiadomościami i zapowiedziami, które w dalszym biegu wypadków sprawdzały się. Z generałem Bodenschatzem łączyły żonę moją i mnie dobre stosunki”.

3 Za: Agostino von Hassell, Sigrid MacRae, „Przymierze wrogów”, Świat

4 Stanisław Cat-Mackiewicz, „Polityka Becka”, Universitas, Kraków 2009.

5 Richard Meyer, dyrektor departamentu wschodniego (Ostabteilung) AA. Mimo iż był pochodzenia żydowskiego, nie został zwolniony przez Hitlera. Bardzo energiczny, nielubiany przez swoich podwładnych. W kontaktach z przedstawicielami polskimi bardzo ostrożny. Podlegał mu m.in. referat polski, którego szefem był początkowo Erich Zechlin. Erich Zechlin, urodzony w Poznaniu, w latach 1907–1916 archiwista w pruskim zarządzie archiwów. Antypolsko nastawiony nacjonalista. Nie przyznawał się do tego, że świetnie mówił po polsku. Następcą Zechlina był Willy Noebel, którego z kolei zastąpił radca von Lieres und Wilckau. Brat Ericha Zechlina, Walter, był w pierwszych latach trzydziestych szefem biura prasowego Rzeszy (Chef der Presseabteilung der Reichsregierung). Walter Zechlin był kompletnym zaprzeczeniem swojego brata. Bardzo przyjazny, kulturalny w obyciu, a politycznie najbliżej mu było do SPD.

6 Cytat z oświadczenia Hitlera: „Als Privatmann hätte ich Gründe, die für eine Begnadigung sprechen, als Staatsmann nicht. Der Verrat militärischer Geheimnisse kann tausende meiner Soldaten das Leben kosten. Wer zum Verräter wird, darf nicht auf Milde rechnen. Ich muss ein Exempel statuieren und ein für allemal klarstellen, das Landes-und Hochverräter die ganze Härte des Gesetzes triff, ganz gleich, wer sie sind“.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: