Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Opiekunowie tajemnic. Muzeum złodziei - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 października 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Opiekunowie tajemnic. Muzeum złodziei - ebook

Świat stworzony z taką starannością , że możesz w niego uwierzyć.

Czy tego chcesz czy nie, Muzeum wkroczy w twoje sny.

I tom trylogii Lian Tanner.

Ukryta historia niezwykłego Muzeum, chroniona jest przez Opiekunów Tajemnic.

Główną bohaterką jest dziewczyna Goldie Roth. Poznajemy ją w „Dniu Odłączenia”. Dla własnego bezpieczeństwa, każde dziecko w Jewel do tego dnia nosi srebrne łańcuchy. Zagrożenie z zewnątrz, krucha struktura miasta i pościg za dziewczyną, to tylko wierzchołek góry lodowej.

Siłą tej trylogii jest stworzenie alternatywnej rzeczywistości oraz rozbudowanego magicznego świata. Rewelacyjna grafika, świetna strona internetowa książki, filmowość i rozmach fabularny czynią tę serię porównywalną z najlepszą przygodową fantastyką.

Lian Tanner - autorka australijska, mieszka w południowej Tasmanii. Jej trylogia zdobyła wiele nagród na świecie, m.in. Prestiżowego Białego Kruka monachijskiej biblioteki dziecięcej.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-1608-8
Rozmiar pliku: 4,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Ukryta historia

W owych czasach muzeum miało czworo opiekunów – Herro Dana, Olgę Ciavolgę, Żyłkę i chłopca imieniem Żabismark. W zwyczajnych czasach zdołaliby oni dopilnować bezpieczeństwa muzeum i jego tajemnic. Ale to nie były zwyczajne czasy.

Nadciągały kłopoty. Znaki nie pozostawiały żadnych wątpliwości. Opiekunowie nie wiedzieli, skąd te kłopoty nadejdą ani kiedy to się stanie. Nie ulegało jednak wątpliwości, że trudno je będzie powstrzymać.

Wykorzystując swe umiejętności ukrycia, Żyłka wyruszył na poszukiwania dziecka, które można by wyszkolić na dodatkowego opiekuna. Sześcioro dzieci, które miał na oku, okazało się nieodpowiednich. Siódma dziewczynka (zgodnie z jej oficjalnymi dokumentami) była uparta i nieposłuszna. Już trzy razy nosiła łańcuchy karne, a przecież rok dopiero się rozpoczął.

To właśnie ta dziewczynka miała zostać piątym opiekunem. Dziewczynka, która zmieniła losy muzeum i miasta.Dzień Rozłączenia

Złotka Roth

Złotka Roth nienawidziła łańcuchów karnych. Nienawidziła ich jak niczego na świecie – może z wyjątkiem błogosławionych stróżów. Masywne mosiężne kajdany zatrzasnęły się na jej nadgarstkach, ciężar łańcucha ją przytłoczył, a ona posępnie wpatrywała się w bruk.

Wiedziała, co się teraz stanie. Stróż Nadzieja zacytuje jakąś sentencję. Coś głupiego z Księgi Siedmiorga. Stróż Ład pewnie też coś zacytuje, a potem oboje będą bardzo zadowoleni z siebie.

Rzeczywiście. Stróż Nadzieja szarpnęła za łańcuch karny, żeby się upewnić, że jest dobrze założony, a potem uniosła pulchny palec.

– Niecierpliwe Dziecko – powiedziała – to Niebezpieczne Dziecko.

– Niebezpieczne Dziecko – dodał stróż Ład, nabożnie składając dłonie – naraża Inne Dzieci na Zagrożenie!

Przecież tylko trochę się pospieszyłam, pomyślała Złotka. Ale nic nie powiedziała. Nie chciała narobić sobie jeszcze gorszych kłopotów. Nie dziś. O nie, zdecydowanie nie dziś...

Kątem oka zerknęła na kolegów z klasy. Rado, Śliwka, Gloria i Hart patrzyli wszędzie, byle tylko nie na nią, jakby się bali, że udzielą im się jej kłopoty. Jedynie Łaska przypatrywała jej się z poważną miną, a jej dłonie to zwierały się, to rozchylały w drobnych, tajnych ruchach palcomowy.

Błogosławionym stróżom wydawało się pewnie, że Łaska skubie nitki kaftana albo bawi się srebrnymi ogniwami łańcuszka ochronnego. Dla Złotki komunikat był jednak jasny jak słońce: „Nie martw się. Już niedługo”.

Złotka usiłowała się uśmiechnąć, ale ciężar łańcucha karnego wycisnął z niej chyba całą radość. „To miał być DOBRY dzień – zamigała ze złością. – A popatrz na mnie teraz!”.

– Czy to był grymas?! – odezwała się stróż Nadzieja. – Złocień, czyś ty na mnie spojrzała z grymasem?!

– Nie, stróżu – wymamrotała Złotka.

– Owszem, koleżanko, to był grymas – potwierdził stróż Ład. Ranek stał się już upalny, więc stróż poprawił na ramionach ciężkie czarne szaty i otarł czoło. – Wyraźnie zauważyłem grymas!

– Może mosiężny łańcuch to zbyt mała kara – rzekła stróż Nadzieja. – Pomyślmy. Jak uczynić tę lekcję bardziej pamiętną? – Jej wzrok padł na emaliowanego niebieskiego ptaszka przypiętego do kaftana Złotki. – Skąd masz tę broszkę?

Złotce ścisnęło się serce.

– Dostałam ją od mamy – mruknęła.

– Głośniej! Nic nie słyszę.

– Dostałam ją od mamy. Należała do cioci Chwały.

– Tej, która zniknęła przed laty?

– Tak, stróżu.

– Zniknęła? – Stróż Ład uniósł brew.

– Chwała Koch zaginęła – odparła cierpko stróż Nadzieja – w dzień po jej rozłączeniu. Oczywiście była zbyt zuchwała, zupełnie jak jej siostrzenica. Nie strzegł jej już łańcuszek ochronny, więc niechybnie wpadła do któregoś kanału i utonęła. Albo porwali ją handlarze niewolników i zgotowali jej życie pełne cierpienia i rozpaczy. – Ponownie spojrzała na Złotkę. – Czy ta broszka jest ważna dla ciebie i twojej rodziny?

– Tak, stróżu – wymamrotała Złotka.

– I pewnie kiedy ją nosisz, myślisz o swej zuchwałej ciotce?

– Tak... to znaczy nie, stróżu! Nigdy!

– Nie wierzę ci. Za pierwszym razem odpowiedziałaś szczerze. Nie powinnaś nosić tej błyskotki. Dajesz nią zły przykład.

– Ale...

Stróż Nadzieja szarpnęła za łańcuch karny. Brzęk, brzęk, brzęk – zadźwięczały ogniwa. Złotka ugryzła się w język i już nie protestowała. Każdego innego dnia wdałaby się w dyskusję bez względu na konsekwencje. Ale nie dzisiaj. Nie dzisiaj!

Stróż Nadzieja prędko odpięła niebieską broszkę i wsunęła ją do kieszeni swej szaty. Złotka patrzyła, jak ptaszek, który dawał jej nadzieję, znika w ciemności.

– A teraz – powiedziała stróż Nadzieja – musimy ruszać. – Jej usta wykrzywiły się w sarkastycznym uśmiechu. – Nie możemy się spóźnić na tę jakże ważną ceremonię, prawda? Wielka Protektorka byłaby baaardzo rozczarowana.

Ruszyła przez plac Opuszczonych, a Złotka powlokła się za nią. Brzęk, brzęk, brzęk. Pozostałe dzieci szły za stróżem Ładem. Łańcuszki ochronne przypięły do jego skórzanego pasa. Każdy, kogo mijali, gapił się na Złotkę, a potem szybko odwracał wzrok, jakby była chora.

Oczywiście ludzie przywykli do widoku dzieci na łańcuchach. Każde dziecko w mieście Klejnot nosiło przypięty do lewego nadgarstka łańcuszek ochronny od chwili narodzin aż do Dnia Rozłączenia. Ilekroć wychodziły z domu, łańcuszek łączył ich z rodzicami albo z błogosławionymi stróżami. Nocą przypięty był do wezgłowia łóżka, żeby nikt nie mógł ich porwać, gdy rodzice spali.

Ale łańcuchy karne to coś innego. Łańcuchy karne przypinano do obu nadgarstków. Były znacznie cięższe niż srebrne łańcuszki ochronne i głośno brzęczały, przez co każdy wiedział, że dziecko, które je nosi, zdenerwowało błogosławionych stróżów. A to bardzo niebezpieczne...

Kiedy zbliżali się do Wielkiego Kanału, Złotka usłyszała przed sobą głuchy pomruk. Stróż Ład przystanął i pochylił głowę.

– Co to? Czyżby zagrożenie, koleżanko?

Stróż Nadzieja jeszcze bardziej skróciła łańcuch karny i pociągnęła Złotkę wąską uliczką do najbliższego rogu. Złotka zacisnęła zęby, usiłując nie myśleć o niebieskiej broszce.

– To nie zagrożenie! – zawołała stróż Nadzieja. – To tylko tłum.

Stróż Ład podprowadził resztę klasy do rogu uliczki. Wszyscy spojrzeli na gromadę ludzi idących bulwarem, który biegł wzdłuż Wielkiego Kanału.

– Dokąd oni idą? – chciał wiedzieć stróż Ład. – Targ otwierają dopiero jutro.

– Pewnie do Wielkiego Dworu – odrzekła stróż Nadzieja. Podniosła głos: – Obejrzeć ceremonię rozłączenia. Tę Ohydę!

Kilku przechodniów obróciło się, żeby zobaczyć, kto to mówi. Widząc dwoje błogosławionych stróżów, skurczyli się w sobie, zupełnie jakby sam widok czarnych szat i czarnych graniastych kapeluszy przepełniał ich strachem.

Złotka poczuła przypływ gniewu. Nie cierpiała tego, że stróże zmuszają każdego, by zachowywał się przy nich tak, jakby był nikim. Obróciła dłonie, by Łaska je widziała.

„Jutro pójdę złapać pożogara – zamigała. – GŁODNEGO pożogara. Wsadzę do worka i zaniosę stróż Nadziei. Och, błogosławiony stróżu, oto podarek w podzięce za lata czułej opieki. Otwieraj nieostrożnie!”.

Twarz Łaski pozostała bez wyrazu, ale oczy się śmiały. „Nic z tego nie wyjdzie – odpowiedziała gestami. – Pożogar zdechnie ze strachu na widok paskudnej mordy Nadziei”.

– Nie wiem, co przyszło do głowy Wielkiej Protektorce – mruknął stróż Ład, zerkając na tłum – żeby obniżyć wiek rozłączenia z szesnastu do dwunastu lat! Gdyby miała trochę rozumu, to by go podwyższyła! Do osiemnastu lat. Albo i do dwudziestu!

– Protektorka jest niemądra. Wierzy, że w mieście jest bezpieczniej niż kiedyś. Myśli, że pora na zmianę – stwierdziła stróż Nadzieja.

Spojrzeli na siebie ze stróżem Ładem i bezczelnie parsknęli. Potem weszli w tłum, ciągnąc za sobą dzieci.

Ludzie prędko się przed nimi rozstępowali i już wkrótce stróże kroczyli przez pustą przestrzeń. Złotka pomyślała, że to zupełnie tak, jakby narysowano wokół nich niewidzialną linię, której nikt nie chce przekroczyć.

– Spójrz na nich – syknęła stróż Nadzieja. – Unikają nas, jakbyśmy byli psami. Nie rozumieją, jacy z nich szczęściarze, że chronimy ich dzieci!

– Może powinniśmy im o tym przypomnieć, koleżanko.

Stróż Nadzieja w zamyśleniu kiwnęła głową.

– Może powinniśmy. – Podniosła głos: – Dla każdej myślącej osoby to oczywiste, kolego, że obniżając wiek rozłączenia, Protektorka popełnia poważny błąd. Nie sądzisz?

– Owszem, koleżanko. Bardzo poważny błąd.

– Klejnot wciąż jest równie groźnym miastem, jak kiedyś. Tylko dzięki czujności błogosławionych stróżów dzieci są bezpieczne. Gdyby nie ta czujność, natychmiast wrócilibyśmy do dawnych czasów! Czy wszyscy już zapomnieli, jak wtedy było strasznie? Zapomnieli o utonięciach? O chorobach?

– O pąsowej febrze – dodał stróż Ład i wzdrygnął się teatralnie. – O ropiejącym świerzbie serca. O dżumie!

Ludzie na bulwarze zerkali na siebie z niepokojem.

– Czy zapomnieli o handlarzach niewolników? – pytała stróż Nadzieja.

Czy zapomniałaś o swojej broszce? – szepnął głosik w umyśle Złotki.

Dziewczynka szeroko otworzyła oczy. Całe życie słyszała ten głos, jakby to był szept dochodzący z głębi jej duszy. Czasem wpędzał ją w tarapaty, a czasem z nich wyciągał. Nigdy nikomu o nim nie powiedziała, nawet mamie i tacie. Nawet Łasce.

Ona ci jej nie odda, szepnął głosik. I może już nigdy tak się do niej nie zbliżysz.

Złotka spuściła wzrok. Spojrzała na swoją prawą dłoń przyciśniętą do szat stróż Nadziei. O kurczę, pomyślała i w duchu pokręciła głową. To zdecydowanie jeden z tych przypadków, kiedy głosik wpędzał ją w tarapaty. Co by to było, gdyby stróż Nadzieja odkryła, że broszka znikła!

Pomyśli, że ją zgubiła, szepnął głosik. A poza tym dziś Dzień Rozłączenia.

Dzień Rozłączenia! Dzień, w którym srebrny łańcuszek ochronny Złotki zostanie zdjęty na zawsze! Od tej pory sama będzie mogła chodzić po ulicach, nieprzywiązana do żadnego z błogosławionych stróżów. To zupełnie jak początek nowego życia.

Może głosik ma rację...

Stróż Ład nachylił się do stróż Nadziei.

– Wiem z dobrze poinformowanego źródła – rzekł głośno – że statki handlarzy niewolników czają się tuż za horyzontem i tylko czekają, aż stracimy czujność! Natko Mewa, Stara Dama Licha, niesławny kapitan Śluz. Niech mi kto powie, jakie szanse wobec takich potworów ma dwunastoletnie dziecko?

– Niech Siedmioro Bogów ma nas w swojej opiece – mruknął mężczyzna na skraju niewidzialnego kręgu i nerwowo pstryknął palcami.

Złotka na wszelki wypadek też pstryknęła.

Siedmioro Bogów Klejnotu to nie były życzliwe bóstwa. Były gwałtowne i nieprzewidywalne (z wyjątkiem Łysego Toka, bo w jego przypadku główny problem stanowiło osobliwe poczucie humoru). Wyznawanie ich to trudna sprawa. Nie należało ich ignorować, bo bogowie nie lubią być ignorowani. Wzywanie na pomoc wiązało się jednak z ryzykiem. Jeśli akurat byli w złym nastroju, mogli zesłać na ziemię ognisty deszcz, chociaż ktoś prosił tylko o ciepłą pogodę, żeby owoce mango ładnie dojrzały.

Dlatego Złotka, tak jak większość ludzi, zwracała się do nich w trudnych chwilach, ale jednocześnie pstrykała palcami, co oznaczało: „Mną się nie przejmujcie! Idźcie pomóc komuś innemu!”.

Zdecydowanie nie chciała, żeby Wielki Drewnik i jego nieśmiertelni towarzysze zainteresowali się nią właśnie teraz. Na szczęście wszyscy w wolno przesuwającym się tłumie spoglądali wprost przed siebie, starali się być mali i nieistotni, żeby nie upatrzyli ich sobie błogosławieni stróże. Złotki nikt nie obserwował.

Dziewczynka pomyślała o niebieskim ptaszku zagubionym w mroku szat stróż Nadziei. Pomyślała o cioci Chwale. Zuchwałej cioci Chwale! Wzięła głęboki wdech. Przesunęła obręcz łańcucha karnego najwyżej, jak się dało, żeby nie zabrzęczał ani nie przeszkadzał. Potem włożyła dłoń do kieszeni stróż Nadziei.

Zawsze była dobra w bezszelestnym poruszaniu się. Teraz po omacku znajdowała drogę w ciemności, bezdźwięcznie niczym spadający liść. Zdradliwy łańcuch milczał. Stróż Nadzieja stała obok Złotki z chmurną miną.

Palce dziewczynki dotknęły rozpostartych skrzydeł.

I nagle poczuła, że ktoś jednak ją obserwuje. Jej dłoń zamarła, zanurzona w kieszeni czarnej szaty. Złotka rozejrzała się dokoła tak niewinnie, jak tylko potrafiła. Nie zauważyła nikogo, kto by się jej przyglądał. Otaczał ją zwyczajny, wystraszony tłum. Oprócz... oprócz jednego szczególnego miejsca, po którym jej spojrzenie jakby się prześlizgiwało.

Przyjrzyj się uważniej, szepnął głosik w głębi jej umysłu.

Wobec tego Złotka przyjrzała się uważniej. Mignęło jej coś czarnego, co nie przynależało chyba do żadnej ze stojących obok osób. Nie wiedzieć czemu dziewczynka z trudem koncentrowała na tym wzrok. Światło tak jakby... ześlizgiwało się z tego punktu, zupełnie jak gdyby znajdowało się tam coś zbyt nieistotnego, żeby się tym przejmować.

Przyjrzyj się uważniej.

I wtedy go zobaczyła. Wysokiego, chudego mężczyznę w czarnej pelerynie i staromodnym wojskowym fraku. Rękawy fraka były zbyt krótkie dla jego długich rąk, przez co nadgarstki wystawały z nich pod niezręcznym kątem. Chudzielec dotrzymywał kroku grupce dzieci i stróżów. Patrzył wprost na Złotkę.

Kiedy zauważył, że i ona na niego patrzy, pobladł z zaskoczenia. Schował się za jakimś mężczyzną i zniknął w tłumie.

Złotka odzyskała władzę w palcach. Zacisnęła je na niebieskim ptaszku, po czym delikatnie wysunęła go z kieszeni stróż Nadziei. Miała wrażenie, że skrzydełka furkoczą jej w dłoni, zupełnie jakby ptak dziękował, że zwróciła mu wolność.

Mimo ciężaru łańcucha Złotka w głębi duszy poczuła podniecenie. Dziś Dzień Rozłączenia. Już za godzinę ona także będzie wolna.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: