Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ostatni pustelnik - ebook

Data wydania:
18 lipca 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
31,90

Ostatni pustelnik - ebook

Jeśli czytaliście "Wszystko za życie" Krakauera lub zachwyciło was "Walden", koniecznie poznajcie historię ostatniego prawdziwego pustelnika Ameryki.

 

Z niektórych domków ginęły zapasowe butle z gazem. Jedzenie, słodycze, latarki. Albo książki z nocnego stolika. W letnim obozie dla dzieci masowo znikały baterie.

A wszystko to za sprawą człowieka, który w 1986 roku wyszedł ze swojego domu z postanowieniem, by zgubić się w lesie i nigdy więcej nie wrócić do cywilizacji.

Jak Christopher Knight przeżył tyle lat? Kradł. Dlatego na wieść o jego aresztowaniu w 2013 roku w USA rozgorzała dyskusja. Przeciwnicy i zwolennicy Pustelnika z North Pond spierali się nie tylko o winę i wymiar kary, lecz też o to, czy zatrzymany mówi prawdę. Jak to możliwe, że przez 27 lat nikt nie natknął się na niego w lasach Maine, mimo systematycznego rabowania okolicznych domków letniskowych i obozu Pine Tree? Jak udało mu się przetrwać surowe i mroźne zimy, nie korzystając z niczyjej pomocy?

Michael Finkel, reporter m.in. „New York Timesa” i „National Geographic” przygląda się tej sprawie z bliska, próbując opisać i zrozumieć pragnienie życia w całkowitej izolacji. Choć być może właściwsze byłoby pytanie nie dlaczego ktoś opuszcza społeczeństwo, tylko dlaczego ktokolwiek chce w nim zostać?

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7976-994-0
Rozmiar pliku: 3,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1.

Tam, gdzie mieszka pustelnik, większość drzew jest wysmukła, są jednak oplątane wokół olbrzymich głazów, a uschnięte konary walają się wszędzie jak gigantyczne bierki. Nie ma tu ścieżek. Niemal każdy z trudem brnąłby przez połamane, trzeszczące gałęzie. W ciemnościach las wydaje się nie do przebycia.

Wtedy właśnie pustelnik udaje się w drogę. Czeka do północy, po czym z plecakiem na ramionach i swą torbą włamywacza opuszcza obozowisko. Na łańcuszku na szyi wisi latarka kieszonkowa, ale on jeszcze jej nie potrzebuje. Porusza się na pamięć.

Przemyka przez las precyzyjnie i zwinnie, kluczy, porusza się energicznie, lecz nie zostawia za sobą połamanych gałązek. Na ziemi wciąż leżą brudne resztki śniegu, schowane przed słońcem, są też błotniste kałuże – w środkowym Maine przyszła wiosna – ale omija je wszystkie. Przeskakuje z kamienia na kamień, nie zostawiając za sobą śladów.

Pustelnik obawia się, że jeden ślad może go zdradzić. Tajemnica to kruchy stan, raz odsłonięta, kończy się na zawsze. Jeśli ci na niej zależy, to pozostawienie choćby jednego odcisku buta jest niedopuszczalne. Za duże ryzyko. Sunie zatem jak duch między łodygami szaleju i klonami, białymi brzozami i wiązami, aż wreszcie staje na kamienistym brzegu zamarzniętego jeziorka.

Ma ono nazwę Little Pond, często nazywa się je Little North Pond, ale pustelnik o tym nie wie. Sprowadził swój świat do rzeczy zasadniczych, więc nazwy nie mają dla niego znaczenia. Wie, jaka jest pora roku, wyczuwa ją zmysłami, w najdrobniejszym przejawie. Wie, że niepełnego półksiężyca dziś w nocy ubywa. Zwykle czeka na nów – im ciemniej, tym lepiej – ale dziś głód zwyciężył. Wie, która jest godzina i minuta. Ma stary, nakręcany zegarek, musi tak rozplanować czas, by zdążyć wrócić przed świtem. Nie wie, o ile nie policzy, który jest rok czy dziesięciolecie.

Chce przejść po zamarzniętej tafli wody, ale musi porzucić ten plan. Dzień był względnie ciepły, kilka kresek powyżej zera – wie, jaka jest temperatura – i kiedy siedział w obozowisku, pogoda pracowała na jego niekorzyść. Twardy lód jest błogosławieństwem, jeśli chodzi o ostrożne przemykanie się po bezdrożach, ale nawet przy lekko rozmiękłej powierzchni pustelnik zostawi za sobą ślad każdego kroku.

Czeka go zatem dłuższa droga. Wraca między drzewa, do przeskakiwania z korzenia na kamień. Niczym w grze w klasy skacze przez kilka kilometrów dookoła Little North Pond, a potem do przeciwległego brzegu samego North Pond. Mija kilkanaście chatek, skromnych drewnianych domków letniskowych, niepomalowanych, zamkniętych poza sezonem na cztery spusty. Był w wielu z nich, ale teraz nie ma na to czasu. Idzie prawie godzinę, wciąż nie zostawiając śladów i złamanych gałązek. Na niektóre korzenie następuje tak często, że są przez niego wyślizgane. Nawet wiedząc to, żaden tropiciel nigdy nie potrafiłby go znaleźć.

Zatrzymuje się u celu, przy letnim obozie Pine Tree. Obóz jest zamknięty, ale obsługa tu bywa i prawdopodobnie zostało nieco jedzenia w kuchni, a już na pewno są jakieś resztki z zeszłego sezonu. Stoi w cieniu drzew i obserwuje Pine Tree, przygląda się barakom mieszkalnym, szopie na narzędzia, świetlicy, stołówce. Nie ma nikogo. Jak zwykle na parkingu stoi kilka aut. Jeszcze czeka. Nigdy nazbyt wiele ostrożności.

W końcu jest gotowy. Po całym Pine Tree rozrzucone są czujniki ruchu, reflektory i kamery, zainstalowane głównie z jego powodu, ale to kpina. Mają określony zasięg – wystarczy go poznać i omijać te strefy. Pustelnik porusza się po obozie zygzakiem, zatrzymuje przy jakimś kamieniu, unosi go, wyciąga ukryty pod nim klucz i chowa do kieszeni na później. Potem wspina się po zboczu na parking i sprawdza drzwi wszystkich pojazdów. Ford pick-up jest otwarty. Zapala latareczkę i przetrząsa wnętrze.

Cukierki! Zawsze dobre. Dziesięć rolek dropsów wciśniętych w uchwyt na kubek. Chowa je do kieszeni. Zabiera też nieodpakowany płaszcz przeciwdeszczowy i srebrny zegarek Armitron. Nie jest drogi – gdyby wyglądał na cenny, pustelnik by go nie ukradł. Ma swój kodeks moralny. Ale dodatkowe zegarki są ważne; kiedy żyje się na łonie natury, w deszczu i śniegu, usterki są nieuchronne.

Omija kilka kolejnych czujników ruchu i podchodzi do tylnego wejścia stołówki. Tutaj zdejmuje z ramienia sportową torbę z narzędziami i otwiera suwak. W środku ma dwie szpachle, skrobak do farb, multitool Leathermana, kilka długich płaskich śrubokrętów oraz trzy zapasowe latarki i mnóstwo innych przedmiotów. Zna te drzwi – mają już zadrapania i wgniecenia od jego majstrowania – wybiera śrubokręt i wsuwa go w szparę między drzwiami a framugą obok klamki. Jeden wprawny ruch, drzwi otwierają się z trzaskiem i pustelnik wślizguje się do środka.

W ustach ściska zapaloną latarkę. Jest w dużej obozowej kuchni, w snopie światła połyskuje nieskazitelna stal, rząd śpiących chochli na relingu pod sufitem. Skręt w prawo, pięć kroków do spiżarni. Zdejmuje plecak i przegląda metalowe regały. Bierze dwa opakowania kawy i wrzuca je do plecaka. Oprócz tego tortellini, torbę pianek, baton zbożowy i paczkę chipsów.

To, czego naprawdę pożąda, znajduje się w drugim końcu kuchni i teraz zmierza właśnie tam. Wyjmuje klucz zabrany spod kamienia i wkłada go do zamka chłodni. Klucz jest przyczepiony do plastikowego breloczka z czterolistną koniczyną z jednym ułamanym listkiem. Jednak trzyipółlistna koniczyna nadal przynosi szczęście. Klamka przekręca się i mężczyzna wchodzi do chłodni. Teraz cała wieczorna misja, wszystkie trudy zostają nagrodzone.

Jest bardzo, niemal niebezpiecznie głodny. W namiocie z rzeczy jadalnych ma kilka krakersów, trochę mielonej kawy i kilka pudełeczek słodziku. I tyle. Gdyby poczekał dłużej, z wycieńczenia mógłby nie dać rady wyjść z namiotu. Oświetla latarką pudełka z hamburgerami i bloki sera, torby kiełbasek i paczki z bekonem. Serce w nim podskakuje, a brzuch domaga się swych praw, sięga więc po jedzenie i ładuje je do plecaka; do wyboru, do koloru.2.

Żona budzi Terry’ego Hughesa szturchaniem. Terry słyszy brzęczyk i wyskakuje z łóżka jak sprężyna, gotów do działania. Szybko zerka na wyświetlacz, potem zbiega po schodach, tam wszystko jest na miejscu: broń, latarka, telefon komórkowy, kajdanki, trampki. Pas. Pas? Nie ma czasu na szukanie pasa, wskakuje do pick-upa i rusza.

Prosto do Oak Ridge, tam w lewo, prawie kilometr prosto, a potem szybko długim podjazdem do obozu Pine Tree. Jedzie bez świateł, ale auto i tak hałasuje, więc porzuca je w parku i wyskakuje z kabiny. Dalej idzie pieszo, najszybciej jak może, chociaż mniej zwinnie niż zwykle. Brak pasa oznacza, że ręce ma pełne sprzętu.

Mimo to pędzi w stronę stołówki, przeskakuje kamienie, omija drzewa, potem przykuca przy okienku. Serce bije mu szybko jak kolibrowi; od łóżka do okna równo w cztery minuty.

Hughes wciąga powietrze. Potem ostrożnie podnosi głowę i szybko zerka przez okno, próbując przebić wzrokiem półmrok kuchni Pine Tree. I widzi go: ten ktoś ma latarkę, z chłodni wydostaje się blada poświata. Czyżby naprawdę, po tych wszystkich latach, go dopadł? Na to wygląda. Hughes jest ciągle w spodniach od piżamy, poklepuje kaburę przypiętą w pasie – tak, broń jest na miejscu, mały glock.357. Naładowany. Bez bezpiecznika.

Światło się rozjaśnia, Hughes zastyga, a z chłodni wychodzi człowiek z plecakiem. Hughes nie tak go sobie wyobrażał. Mężczyzna jest większy, to raz, ale czystszy i świeżo ogolony. Nosi duże niemodne okulary i wełnianą czapkę narciarską; chodzi po kuchni, pozornie beztrosko, i wybiera produkty jak w osiedlowym spożywczaku.

Hughes pozwala sobie na przebłysk satysfakcji. Stróżom prawa idealne momenty zdarzają się niezwykle rzadko, a sierżant Hughes wie o tym doskonale. Od osiemnastu lat jest gajowym w Maine, a wcześniej, przez prawie dekadę, służył w marines. Mógłby także mieć doktorat z odwalania czarnej roboty, ślepych zaułków i wypełniania papierów. Ale wreszcie w tej pięknej chwili mądrość zdobyta przez rozczarowania przynosi nagrodę.

Kilka tygodni temu Hughes postanowił zakończyć rządy pustelnika. Wiedział, że w tym przypadku nie zadziałają żadne zwyczajne policyjne metody. Po ćwierćwieczu sporadycznych działań śledczych, w tym badania śladów, przelotów nad lasem i posypywania odcisków palców proszkiem, prowadzonych przez cztery niezależne organy ścigania – dwa biura szeryfów, policję stanową i służby leśne – nikt nie zdołał nawet ustalić nazwiska pustelnika. Hughes przepytał zatem specjalistów od najnowocześniejszych metod obserwacji, przeprowadził burze mózgów z prywatnymi detektywami, roztrząsał różne pomysły z kolegami z wojska. Żaden sposób nie przyniósł sukcesu.

Dzwonił do znajomych z patroli granicznych w Rangeley, przy przejściu granicznym między Maine i Quebekiem. Okazało się, że jeden z nich wrócił właśnie ze szkolenia, na którym zaprezentowano nowe wyposażenie Homeland Security – urządzenie ułatwiające tropienie osób próbujących przedostać się przez granicę. To ściśle strzeżona technologia, powiedział Hughesowi, zbyt zaawansowana dla zwykłego gajowego. Brzmiało idealnie. Hughes przysiągł milczeć o szczegółach i wkrótce koło kuchni Pine Tree kręciły się trzy patrole strażników granicznych. Jeden czujnik ukryli za maszyną do lodu, drugi za automatem z sokami. Odbiornik zainstalowali w domu Hughesa, u szczytu schodów, aby alarm był słyszalny w każdym pomieszczeniu. Hughes uczył się systemu dotąd, aż zaczął obsługiwać urządzenie intuicyjnie.

Ale to nie wszystko. Aby schwytać pustelnika, nie mógł sobie pozwolić na najmniejsze zaniedbanie. Jeden przypadkowy dźwięk zbliżającego się Hughesa, nieuważny błysk latarki i plan wziąłby w łeb. Nauczył się rozmieszczenia czujników ruchu, namierzył najlepsze miejsce dla ukrycia auta i przećwiczył drogę z domu do obozu, skracając za każdym razem czas o kilka sekund. Nabrał zwyczaju, by co wieczór układać pod ręką wszystkie niezbędne rzeczy; przeoczenie pasa było zwykłym ludzkim błędem. Potem czekał. Minęły dwa tygodnie. Brzęczyk – usłyszany najpierw przez jego żonę, Kim – odezwał się krótko po pierwszej w nocy.

A wszystko to, plus odrobina szczęścia, dla tego jednego idealnego momentu w pracy stróża prawa. Hughes przygląda się przez okno, jak rabuś metodycznie zapełnia plecak. Nie ma tu żadnych niejasności; żadnych poszlak. Złapał go na gorącym uczynku. I to właśnie w obozie Pine Tree. Przyjeżdżali tu dorośli i dzieci z niepełnosprawnościami ruchowymi i rozwojowymi – ośrodek prowadziła organizacja non profit, która utrzymywała się z donacji. Hughes od dawna pracował społecznie na jej rzecz. Czasem wędkował z obozowiczami w North Pond, łowiąc okonie i morony. Kim jest ten facet, który raz po raz okrada letni obóz dla niepełnosprawnych?

Hughes odchodzi ostrożnie od budynku, trzymając nisko głowę, i po cichu odbywa rozmowę przez telefon komórkowy. Strażnicy leśni nie zajmują się zwykle włamaniami – raczej ścigają kłusowników lub szukają zbłąkanych turystów – a ten przypadek stanowił klasyczny przykład obsesji pozasłużbowej. Poprosił dyspozytornię o zawiadomienie policjantki Diane Vance, która również tropiła pustelnika. Współpracowali od zawsze, oboje w tym samym roku ukończyli swoje akademie, potem przez dwadzieścia lat od czasu do czasu działali razem. Wymyślił, żeby to Vance dokonała aresztowania. I zajęła się papierkową robotą. Teraz Hughes wraca do obserwacji przy oknie.

Patrzy, jak mężczyzna zapina plecak i zarzuca go na ramiona. Wychodzi z kuchni i znika Hughesowi z pola widzenia w pustej stołówce. Zmierza do wyjścia, domyśla się Hughes, ale nie do tych drzwi, które wyważył. Hughes instynktownie obchodzi budynek, kierując się w stronę miejsca, gdzie powinien się pojawić pustelnik. Te drugie drzwi, jak wszystkie prowadzące do stołówki w Pine Tree, są pomalowane na wiśniowo i obramowane zieloną drewnianą framugą. Hughes jest sam, w środku nocy, i tylko sekundy dzielą go od potencjalnie niebezpiecznej konfrontacji. Musi podjąć skomplikowaną i błyskawiczną decyzję.

Jest przygotowany najlepiej jak się dało na wszelką możliwą ewentualność, od walki na pięści po wymianę ognia. Hughes ma czterdzieści cztery lata, ale nadal jest silny jak rekrut, ma fryzurę na amerykańskiego marines oraz kanciasty podbródek. Prowadzi zajęcia z technik walki wręcz w Maine Criminal Justice Academy. Nie ma mowy, żeby ustąpił choć na krok i pozwolił uciec intruzowi. Myśl o zapobieżeniu przestępstwu zagłuszała wszystkie obawy.

Włamywacz, myśli sobie Hughes, jest zapewne byłym wojskowym, dlatego może być uzbrojony. Być może gościu równie dobrze zna się na biciu, co na lesie. Hughes zajmuje pozycję przy wiśniowych drzwiach z glockiem w prawej ręce, latarką w lewej, oparty plecami o ścianę. Czeka, przebiegając w myślach różne scenariusze, aż wreszcie słyszy cichutkie stuknięcie i widzi opadającą klamkę.

Włamywacz wychodzi ze stołówki, Hughes włącza latarkę, świeci prosto w oczy mężczyźnie, celuje mu glockiem w czubek nosa, opierając dłoń z pistoletem na wierzchu ręki z latarką; obie ręce ma wyciągnięte. Mężczyzn dzielą od siebie jakieś dwa kroki, więc Hughes odskakuje nieco – nie chce, aby facet się na niego rzucił – wykrzykując jednocześnie dziko jedną frazę:

– Na ziemię! Na ziemię! Na ziemię!

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: