Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Ostatni rekrut - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 lipca 2015
Ebook
27,00 zł
Audiobook
34,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ostatni rekrut - ebook

Do restauracji Roberta Trumana przychodzi Karl Dertone, który składa właścicielowi propozycję nie do odrzucenia. W nocy na moście w tajemniczych okolicznościach ginie Laurence Fuble – bliski przyjaciel senatora Graff'a. Ktoś morduje z zimną krwią dwójkę homoseksualistów w jednym ze szwajcarskich hoteli. Wkrótce na prywatnym przyjęciu ginie senator Graff. Śledztwo prowadzi inspektor Desmond Brand, a wszystkie tropy wskazują, że zlecenia wyeliminowania senatora, który nie popierał związków homoseksualnych, dokonał płatny zabójca.

– Pan zamawiał kawę? – zwrócił się do niego kelner ubrany w biały fartuch.
Benjamin spojrzał na niego. Jego twarz wydawała mu się skądś znajoma.
– Tak – odpowiedział.
Spuścił wzrok i nagle zastygł w bezruchu, a jego źrenice znacznie się rozszerzyły. Już wiedział, kim był ten kelner. Nim zdołał się odwrócić ponownie, dwie kule wystrzelone z pistoletu przeszyły jego pierś. Z ust popłynęła krew, a oczy przybrały obraz zaskoczenia.
Jego ciało się wygięło i osunęło z krzesła. Strzał wystraszył okolicznych turystów, którzy, krzycząc, zaczęli uciekać w różne strony. Kelner schował broń i wsiadł do samochodu, który właśnie się zatrzymał przed lokalem, by chwilę później z piskiem opon ruszyć w nieznanym kierunku.


Thomas Blake, urodzony 8 grudnia 1989 roku w Olsztynie. Od 2004 roku projektuje strony internetowe. Jest pomysłodawcą i założycielem serwisu informacyjnego Kurier Globalny.pl. Jak sam twierdzi, pisanie traktuje jako hobby. Mówią o nim, że jest ambitnym chłopakiem z ogromną pasją. Na rynku wydawniczym debiutuje powieścią „Ostatni Rekrut”.

Kategoria: Sensacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7942-868-7
Rozmiar pliku: 2,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Ostatni Rekrut to moja debiutancka powieść, pierwsza z wielu. Książka, którą trzymacie w rękach, jest bliska mojemu sercu. Oceniam ją surowo, ponieważ mam świadomość, że to moje pierwsze wydane dzieło. Chyba wszyscy surowo patrzymy na swoje debiutanckie próby pisarskie, prawda? Mimo wad, błędów i niedociągnięć, kocham tę książkę. Nie zmieniłbym w niej ani słowa. Nawet gdybym miał okazję.

Pisanie potraktowałem jako sposób na rozwinięcie swojego własnego hobby – poświęcałem mu kilka godzin tygodniowo. Czasami zdarzało się zmarnować dzień, ale konsekwentnie parłem naprzód ze ślepą cierpliwością.

Debiutanci mają ciężej niż popularni autorzy, tacy jak Stephen King, Robert Ludlum... Takich twórców się po prostu czyta, a debiutantów – odkłada na niższą półkę. Ale przecież Stephen King też musiał być kiedyś debiutantem.

Miłej lektury!Prolog

Dwa tygodnie wcześniej

Spotkanie odbyło się w restauracji Smugglers Alm w Szwajcarii. Pierwsze pół godziny zeszło na towarzyskich rozmowach przy drinkach. Ten wstęp zapewne trwałby dłużej, gdyby nie to, że w pewnym momencie senator Graff poprosił wszystkich, aby zajęli miejsca przy okrągłym stole. Dał sygnał swoim gorylom, by stanęli przy drzwiach, z rozkazem, aby nikt niepowołany nie wszedł na salę.

James Bland stał w drzwiach i przyglądał się, jak kelnerzy wnosili parujące półmiski i napełniali kieliszki. Z polecenia Karla Dertone – szefa, którego szanował – wyłączył na pół godziny wszystkie kamery w głównej sali, aby nikt nie zarejestrował dzisiejszego spotkania.

Gdy kelnerzy już wyszli, stojący w wejściu mężczyzna skinął głową w kierunku zgromadzonych i wycofał się, zamykając za sobą drzwi. Najważniejsza część spotkania właśnie się rozpoczęła. Senator Graff rozejrzał się po twarzach siedzących i głośno chrząknął.

– Zebraliśmy się dzisiaj w tym miejscu, moi przyjaciele – zaczął przemowę – aby rozwiać pewne wątpliwości i naradzić się co do przyszłości.

Pierwszym punktem obrad było omówienie zlikwidowania pana Fuble’a, który zagrażał zgromadzonej elicie. Po kilkunastu minutach gorącej dyskusji w pomieszczeniu, gdzie się zgromadzili, przyjęto jednogłośnie, bez żadnych sprzeciwów, że pan Laurence zginie na moście w tragicznym wypadku, a jego kierowca zostanie przekupiony, tak aby spisek nie ujrzał światła dziennego. Laurence Fuble stanowił zagrożenie, ponieważ jego poglądy nie zgadzały się z większością. Popierał związki homoseksualne, a jego najlepszym przyjacielem był Albert Corbett, którego obecni w sali nienawidzili i który bardzo starał się wejść do senatu.

– Zlikwidujmy go, a więcej nam nie będzie przeszkadzał – odezwał się Lee Chang, podnosząc się z krzesła i patrząc na zebranych. – Przysparza nam tylko kłopotów.

Karl Dertone przełknął kawałek kurczaka, odłożył sztućce i uniósł rękę.

– Pan Albert Corbett i tak już jest skończony, moi panowie – powiedział, podnosząc głos. – Poczekajmy, a sami się przekonamy, że prędzej będzie wąchał kwiatki od dołu niż wejdzie do senatu.

Lee Chang ściągnął brwi i zabębnił palcami w blat stołu. Widać było, że jest zaniepokojony.

– Uważasz, że to dobry pomysł, Karl?

– Najlepszy, jaki można w obecnej sytuacji zaproponować.

Mężczyzna w żółtym krawacie i w źle wyprasowanej koszuli, o którym Dertone mało co słyszał, zastukał wskazującym palcem w stół, jakby wskazywał kartkę.

– Nie zgadzam się z wami, panowie. Jeśli jest jakiś wróg, to trzeba go automatycznie zlikwidować, aby potem nie zepsuł nam interesów.

– A co powiesz, mój drogi, o panu Paganinim? – przerwał mu raptownie Karl, zmieniając temat. – No właśnie – kontynuował po chwili milczenia. – Dominic Paganini jest pierwszy na liście do zlikwidowania, ale sami przecież wiemy, że nie możemy przyłożyć do tego ręki. Ma w swoim rękawie ministra obrony narodowej, nie wspominając już o policji. Jeśli go tkniemy, to tylko sobie zaszkodzimy, a przecież tego nie chcemy.

– Racja – mruknął Lee Chang, popijając wytrawne wino z kieliszka. – Jest jeszcze jedna sprawa, którą chciałbym z tobą poruszyć, Karl, ale to na osobności.

Mężczyźni wymienili krótkie spojrzenia i po chwili wstali od stołu. Skinęli głowami w kierunku pozostałych i zwrócili się w stronę toalet dla gości.Rozdział 1

Restauracja Roberta Trumana znajdowała się w samym centrum miasta. Karl Dertone, mimo że przebywał gdzieś na obrzeżach, dotarł tam bez najmniejszego problemu w ciągu godziny. Ruch na ulicach nie był tak wzmożony jak tydzień temu o tej samej porze, kiedy Dertone przyjechał tutaj po raz pierwszy, tak więc mężczyzna mógł się spokojnie przygotować do spotkania.

Wysiadł ze swojego czarnego subaru, przebiegł przez ulicę i wszedł do restauracji Cartes, która mieściła się obok jednego ze szwajcarskich hoteli czterogwiazdkowych. Zajął stolik na małym tarasie, który łączył się bezpośrednio z restauracją, i szybkim ruchem ręki przywołał do siebie ubranego w biały fartuch kelnera.

– Czym mogę panu służyć?

Dertone spojrzał na jego ubranie. Kelner miał na sobie biały smoking, a pod szyją zawiązaną białą muszkę.

– Dobrze was tutaj szef ubiera – zauważył po chwili.

Szkliste oczy kelnera spojrzały z uwagą na twarz nowego klienta.

Gość zerknął szybko na menu i wybrał pierwszą lepszą pozycję. Nie zamierzał w tym miejscu spędzić więcej czasu niż wstępnie planował, więc poprosił o jakiś niedrogi drink.

– Jedno Martini – polecił szybko. – Proszę również powiedzieć właścicielowi kawiarni, że już na niego czekam.

Kelner wydął policzki. Ponownie spojrzał badawczo na przybyłego mężczyznę.

– A pan w jakiej sprawie do pana Trumana?

– W bardzo ważnej – odparł szybko.

– Pan Truman w tej chwili jest bardzo zajęty – skłamał pośpiesznie kelner.

– Proszę mu powiedzieć, że to sprawa życia i śmierci.

– Myślę, że pan...

– Ta sprawa najwyższej wagi – podniósł raptownie głos Dertone, bębniąc palcami o blat stolika.

Kelner skinął szybko głową i odszedł. Karl wyjął z kieszeni płaszcza swój skórzany notes i położył go na stoliku. Rozejrzał się po balkonie, obserwując innych gości, którzy byli pochłonięci rozmowami. Każde spojrzenie, które napotkał, rodziło w nim niepewność co do tego, że ktoś z nich może podsłuchiwać rozmowę, która miała się rozpocząć za kilka minut.

Wreszcie go zobaczył. Niski mężczyzna z siwiejącymi włosami, mocno przerzedzonymi, szedł niespiesznym krokiem w jego stronę. Omijając siedzących klientów, lekko uśmiechał się do niektórych. Wyraźnie nad czymś się zastanawiał, ponieważ Dertone zauważył jego niepewne i spowolnione ruchy. Przez chwilę pomyślał, że może błędnie ocenił osobowość pana Roberta, ale kilka sekund później, kiedy tamten przystanął obok jego stolika, już wiedział, że mężczyzna zaczyna się lekko denerwować. Właściciel restauracji zmierzył obcego gościa od stóp do głowy i chrząknął.

– Nazywam się Robert Truman – przedstawił się, wyciągając pulchną rękę w stronę siedzącego klienta, którego widział pierwszy raz na oczy. – Jestem właścicielem tej restauracji. W czym mogę panu pomóc?

– Karl Dertone. Może pan na chwilę usiąść? Zamienimy jedynie kilka zdań.

– Nie za bardzo mam czas na pogawędki z klientami, panie Dertone. Prowadzę interes, jak pan sam widzi.

– Ale ja mam za to bardzo dużo czasu. – Uśmiechnął się szeroko w jego stronę. – Proszę usiąść, to dowie się pan, dlaczego właśnie z panem chciałem rozmawiać.

Mężczyzna zawahał się na chwilę, po czym usiadł naprzeciw nieznajomego. Skrzyżował ręce na brzuchu i wpatrzył się przenikliwym wzrokiem w twarz gościa.

– O czym pan chciał ze mną rozmawiać? – zapytał po chwili ściszając ton głosu.

– Przyleciałem do Szwajcarii dwa dni temu jedynie po to, aby się spotkać z panem. Prowadzę firmę, która ma swoją siedzibę w Berlinie. Zajmuje się recyklingiem.

Truman pokręcił głową.

– Nie wiem, co mam z tym wspólnego i dlaczego pan mnie o tym informuje...

– Odpowiedź jest prosta, panie Robercie...

Umilkł, ponieważ do stolika, przy którym siedzieli, podszedł kelner z tacą. Postawił na stoliku Martini i pospiesznie odszedł. Dertone kontynuował:

– Wykupił pan w Berlinie hektary ziemi, które mnie interesują. Chciałbym je odkupić. Oczywiście sowicie panu za nie zapłacę.

Truman ze zdziwieniem spojrzał na twarz Karla.

– Skąd pan wie, że posiadam w Berlinie grunt?

– Mam potężne wpływy i mogę wiedzieć wszystko, jeśli tylko chcę...

Dertone upił łyk drinka. Poczuł zimno, które rozeszło się po ciele, szybko go ożywiając.

– Od kilku miesięcy zmaga się pan z tajemniczymi mężczyznami, którzy zastraszają pana i pańską rodzinę – dodał pośpiesznie. – Mógłbym panu pomóc ich wyeliminować.

– Wyeliminować? – powtórzył szybko restaurator. – Co to znaczy?

Dertone uniósł brwi.

– Domyśla się pan, co to oznacza.

Truman zesztywniał. Siedział przed człowiekiem, który proponował mu pomoc w pozbyciu się kilku natrętnych facetów, którzy grozili mu i jego rodzinie, że spalą jego restaurację. Ale czy to nie był podstęp, przyczynek do jakiejś grubszej nielegalnej sprawy? Oparł się wygodniej i spojrzał na postawioną na stole szklankę z Martini.

– Nie wiem, co powiedzieć...

Karl Dertone wykonał wcześniej kilka połączeń telefonicznych w różne miejsca i dowiedział się paru istotnych informacji o człowieku, z którym miał się spotkać, więc teraz odtwarzał w pamięci jego słabe punkty, które mógł z łatwością zaatakować.

– Zapłacę panu pięć milionów dolarów za te grunty – wypalił rozmyślnie Dertone, obserwując zachowanie właściciela.

Truman rozszerzył oczy.

– One są warte znacznie mniej – burknął.

– Wiem, panie Robercie, ale jestem dobrym człowiekiem i panu zapłacę więcej, ponieważ wydaje mi się pan uczciwym obywatelem.

– A co z tymi, którzy mnie zastraszają?

Dertone udał, że się przez chwilę zastanawia.

– To niech pan zostawi mnie – odparł. – Zajmę się tą sprawą, jeśli pan zgodzi się na sprzedać mi ziemię.

Właściciel Cartes schował twarz w dłonie i przez chwilę tak tkwił nieruchomo. Karl w tym czasie rozejrzał się po balkonie, szukając wzrokiem swojego człowieka, który miał dołączyć do niego dziesięć minut po tym, jak przekroczył próg restauracji. Zauważył go i dał znak lekkim skinieniem głowy. Tamten odpowiedział mu tym samym znakiem.

Truman odsłonił twarz i wlepił wzrok w klienta.

– Muszę to przedyskutować ze swoją żoną – odparł po chwili. – Sam nie podejmę takiej decyzji. Przepraszam, panie Dertone...

Karl wypuścił z płuc powietrze. Udał, że jest zadowolony z podjętej decyzji pana Trumana.

– No dobrze – uśmiechnął się sztucznie w jego stronę. – To może umówmy się na jutro o tej samej porze i w tym samym miejscu?

– Tak – przytaknął Truman po dłuższej chwili, jakby zastanawiając się, czy dobrze robi, spotykając się po raz kolejny z tym człowiekiem.

– Do widzenia panu.

– Do zobaczenia.

Wstali i uścisnęli sobie dłonie na pożegnanie. Truman szybkim krokiem zszedł z tarasu i zniknął wewnątrz restauracji, natomiast Dertone usiadł z powrotem na krześle. Zerknął na swojego towarzysza, który siedział trzy stoliki dalej, a teraz właśnie do niego zmierzał.

– Udało się, panie Karl?

Mężczyzna przecząco pokręcił głową.

– Niestety, nie dał się przekonać, Langley – wymamrotał mężczyzna. – Jutro się umówiliśmy o tej samej porze.

– Trzeba będzie przełożyć naszą operację o kilka dni – fuknął mężczyzna.

– Nic nie przekładamy – syknął w jego stronę Dertone.

Był zdenerwowany rozwojem sytuacji, ale za wszelką cenę nie chciał dać po sobie tego poznać. Wiedział, że operacja musiała zostać przełożona, ale to powodowało, że inne sprawy także muszą zostać przesunięte w bliżej nieokreśloną przyszłość. To go prowadziło do jeszcze większej wściekłości.

– Może postawimy Trumana pod ścianą? – wypalił po chwili.

Karl Dertone w pewnej chwili się zdziwił.

– Jak to?

Langley nachylił się w stronę swojego szefa i powiedział, zniżając głos:

– To bardzo proste. Porywamy jego żonę, restauracja pewnej nocy eksploduje. On sam z pewnością zgłosi ten fakt na policję, ale oni nie będą podejrzewać, że my stoimy za tą sprawą. Nawet nie znajdą naszych odcisków palców.

– Myślisz, że to coś pomoże?

W oczach Karla mężczyzna dostrzegł cień niepewności.

– Musisz tylko dobrać odpowiednich i bardzo zaufanych ludzi do tego zadania.

Karl przez chwilę się zastanawiał.

– Ilu potrzebujesz? – spytał po chwili.

– Dwóch, trzech...

– Dam ci Jeremy’ego, Alexa i Benjamina.

Uśmiechnęli się do siebie i wymienili uścisk dłoni. Następnie Langley zszedł z tarasu i skierował się do wyjścia. Dertone odczekał dziesięć minut i postąpił tak samo, rzucając na stół dziesięciodolarowy banknot.

*

Rene Littleton siedział na bujanym krześle w swoim domku w południowej Szwajcarii i popijał whisky. Od dłuższego czasu zastanawiał się, jak obciążyć Karla Dertone. Doskonale wiedział, że jego firma nie zajmowała się tylko odpadami. Domyślał się, że Dertone współpracował z wielkimi korporacjami w dziedzinie utylizacji tajnych dokumentów, których wypłynięcie na światło dzienne przyniosłoby katastrofalne skutki. Littleton był jednym z ludzi, którzy obmyślali sprytny plan wyeliminowania miliardera z gry, co było jednak sprawą trudną.

Mężczyzna poruszył się niespokojnie na krześle. Nadstawił lewe ucho. W oddali usłyszał brzdęk telefonu. Wkrótce potem usłyszał kroki lokaja, który po chwili przyniósł mu na srebrnej tacy telefon.

Pochylił się na wózku i podniósł słuchawkę.

– Tak, słucham – powiedział, przyciskając ją mocno do ucha.

Po drugiej stronie linii telefonicznej odezwał się znajomy kobiecy głos:

– Rene, będę musiała do ciebie przyjechać dzisiaj po południu.

– Co się stało, myszko?

– Masz czas dla mnie? Zajmę ci tylko kilkanaście minut.

– No tak, dla ciebie zawsze mam czas.

Nastąpiło milczenie.

– Co się stało? – powtórnie spytał mężczyzna.

– To nie rozmowa na telefon – odpowiedział głos w słuchawce. – Czekaj na mnie. Za godzinę przyjadę.

Telefon zamilkł.

Rene przesunął ręką po zmęczonej twarzy, oddając słuchawkę lokajowi, który szybko zniknął we wnętrzu domu. Po kilku minutach pojawił się znów, niosąc mężczyźnie dodatkowy koc na nogi.

– Robi się zimno, panie Littleton – mruknął w jego stronę, przyklękając i okrywając jego bezwładne nogi bawełnianym kocem.

– Wiesz, że tego nie lubię – odparł sucho mężczyzna. – Nie lubię, gdy ktoś mną się zajmuje jak małym dzieckiem.

Charlie wyszczerzył zęby.

– Pańska żona sama mi powiedziała, abym się panem zajął...

– Ona nie żyje od dwóch lat, Charlie! – pospiesznie dodał Littleton.

– Wiem. Nie ma pan nikogo, kto by się panem mógł zająć.

Rene zamknął oczy. Przypomniał sobie tamtą sobotnią noc. Wypadek, z którego tylko on uszedł z życiem; reszta poniosła śmierć na miejscu. Cud czy przekleństwo? Teraz bił się w piersi. Wiedział przecież, że wypadek samochodowy był ukartowany. Znał nawet nazwisko człowieka, który wydał na niego wyrok. Planował zemstę. Zemstę za śmierć swojej ukochanej żony, najdroższego przyjaciela, za paraliż nóg do końca życia.

– Załatwiłeś to, o co cię poprosiłem? – zwrócił się po chwili w stronę lokaja.

– Tak, szefie. Nie było z tym najmniejszego problemu.

– Doskonale! – Littleton klasnął w dłonie.

*

Susan Austen zaparkowała przed znajomym domkiem i chwilę później znalazła się na posesji Rene Littletona. Delikatnie zapukała w drzwi.

Otworzył jej Charlie. Wciąż był taki sam, jak widziała go ostatnim razem. Nie schudł ani grama.

– Pan Rene już czeka na panią – powiedział spokojnym głosem, wpuszczając kobietę do środka. – Jest z tyłu domu, na balkonie.

Susan mruknęła krótkie „dziękuję” i szybkim krokiem udała się przez pokój gościnny na balkon. Minęła drewniany stół, jak zwykle suto zastawiony, i ucałowała w policzek mężczyznę na wózku inwalidzkim.

– Witaj, Rene – uśmiechnęła się w jego stronę.

Mężczyzna odwzajemnił uśmiech.

– Trochę się stęskniłem za tobą, wiesz? Ostatnio nie mogę zasnąć. W nocy mam koszmary. Dziwne sny. Nie wiem, co się ze mną dzieje.

– Może to sprawa z panem Dertone tak wykańcza cię psychicznie? – zapytała wprost.

Rene nie odpowiedział. Podjechał pod stół i wziął sobie kanapkę.

– Częstuj się, jeśli jesteś głodna – raptownie zmienił temat.

Kobieta pokręciła głową.

– Dziękuję, ale jadłam parę godzin temu.

Rene z kanapką wrócił na swoje miejsce.

– To o czym chciałaś ze mną porozmawiać, moja droga? – zwrócił się do niej po chwili.

Susan Austen rozejrzała się niepewnie na wszystkie strony i po chwili podeszła do mężczyzny. Kucnęła przy jego wózku. Littleton nachylił się.

– Trzy dni temu zaobserwowaliśmy wzmożony ruch w okolicach terenów zajmowanych przez Karla. Pełno tam wywrotek i ciężarówek...

– Może dlatego, że jest szefem potężnej firmy utylizującej śmieci? – Rene zaśmiał się lekko.

Kobieta to zignorowała. Ciągnęła dalej:

– Wygląda mi to na zbieranie jakichś sił do operacji na szeroką skalę. Nie mam pewności, Rene, ale wydaje mi się, ze Dertone znów robi to, co robił cztery lata temu...

Wiedział, o czym mówiła. Cztery lata temu odkryto, że firma Karla Dertone utylizuje ludzkie zwłoki. Było to nagłośnione w mediach tak dobrze, że właściciel zniknął na cztery lata i teraz ponownie wrócił. Do tej pory jest ścigany przez nieznanych sprawców, ale jego firma jest czysta, dzięki temu, że daje łapówki tam, gdzie trzeba. Dla policji jest nieuchwytny, ale paru ludzi wie doskonale, gdzie przebywa.

– Czy skontaktowałaś się już z panem Fublem? – Littleton przełknął. – Dorothy jest w wielkim niebezpieczeństwie.

Susan spojrzała ze zdziwieniem na twarz rozmówcy.

– Co ty mówisz?

– Nie wiesz, że Dertone, aby dobrać się do mojego przyjaciela, będzie próbował najpierw dobrać się do Lawler?

– Jezu Chryste!

– Co?!

– Jest już za późno – powiedziała po chwili, przykładając rękę do ust.

W tym momencie odezwał się brzdęk telefonu. Oboje spojrzeli po sobie, a następnie w stronę, skąd dobiegał dźwięk. Mężczyzna głośno przełknął ślinę.

– Już po niej – powiedział półgłosem.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: