Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ostatnia krucjata. Niezwykłe i pełne przygód wyprawy Vasco da Gamy do Indii - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
1 kwietnia 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Ostatnia krucjata. Niezwykłe i pełne przygód wyprawy Vasco da Gamy do Indii - ebook

Cenne uzupełnienie wciąż aktualnej dyskusji na temat chrześcijaństwa i islamu, uwzględniające zarówno kwestie religii i kultur, jak również polityki imperialnej i handlu.  — „Kirkus”

Brawurowa opowieść pełna intryg, zwrotów akcji i niezwykłych postaci. Wyjątkowo aktualna historia starcia dwóch diametralnie różnych, ale i podobnych cywilizacji – starcia, które trwa aż do dzisiaj: chrześcijaństwa i islamu.

W 1498 roku Vasco da Gama wyrusza w najdłuższą i jedną z najważniejszych w historii wyprawę morską, której celem jest odnalezienie niezależnej od arabskich pośredników drogi do naturalnych bogactw Indii. Jednak krwistoczerwony znak krzyża na żaglach okrętów nie pozostawia wątpliwości, że cele wyprawy nie są czysto handlowe. Nigel Cliff w pasjonujący sposób pokazuje, że podróż da Gamy to w istocie zuchwała próba przełamania wielowiekowej dominacji muzułmańskiej na Wschodzie i zdobycia tych terenów dla Europy, również dla jej kultury i religii. W czasie tej ostatniej krucjaty, podczas której wrogami da Gamy okażą się też dziesiątkujące załogę choroby i sztormy, rozstrzygnie się los trzech kontynentów.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-2204-1
Rozmiar pliku: 3,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Od autora

Opisana przeze mnie historia rozgrywa się na trzech kontynentach w czasie obejmującym niemal tysiąc lat i przeważnie opowiada o ludziach i miejscach noszących w różnych językach różne imiona i nazwy. Imię Vasco da Gamy – chyba na szczęście – zachowało w języku angielskim swoją oryginalną postać. Nazywam odkrywcę poufale Gamą^(I), na modłę portugalską, choć niektórzy historycy wolą formę da Gama lub Da Gama. W większości wypadków imiona własne występują jednak w kilku wariantach; dotyczy to, na przykład, największego rywala Gamy, Krzysztofa Kolumba – od urodzenia zwanego Cristoforem Colombo, z portugalska zaś Cristóvão Colónem, a z hiszpańska Cristóbalem Colónem – dlatego musiałem zdecydować się na jedną z tych wersji. Jeśli to tylko było możliwe, stosowałem utrwalone w języku angielskim formy imion i nazw, w przeciwnym razie wybierałem wersję najczęściej występującą w języku oryginału. Nieeuropejskie nazwy własne podałem w najprostszej i najbardziej rozpoznawalnej transkrypcji.

Musiałem podjąć też innego rodzaju decyzje, mające ułatwić czytelnikom lekturę. Nazwy epok i regionów, takie jak „średniowiecze” czy „Wschód”, są w najlepszym razie „ruchomym celem”, ale użyte w kontekście, stanowią niezbędne drogowskazy. Daty podawałem według kalendarza zachodniego, z odniesieniem do naszej ery. Cytaty z nieangielskojęzycznych źródeł zaczerpnąłem z dawnych, nowszych lub zupełnie nowych przekładów, w zależności od klimatu opisywanej epoki lub wymogów przejrzystości tekstu. Odległości na morzu podałem w ligach, tej miary długości używali bowiem marynarze w czasach Vasco da Gamy, jedna liga portugalska odpowiada mniej więcej trzem współczesnym milom morskim. Wreszcie, spędziwszy wiele dni na przyjemności zgłębiania wiedzy dotyczącej mocowania bukszprytu, stawiania bezanu czy podnoszeniu kotwicy, postanowiłem do minimum ograniczyć terminologię żeglarską. Mam nadzieję, że specjaliści wszelkiej maści nie będą mieli mi zbyt wiele do zarzucenia.Prolog

Trzy obce statki pojawiły się u wybrzeży Indii, gdy gasły ostatnie promienie zachodzącego słońca, a mimo to rybacy na brzegu mogli dostrzec ich sylwetki¹. Dwa największe statki przypominały brzuchate wieloryby o pękatych bokach, które obejmowały podstawę solidnych drewnianych kaszteli na dziobie i rufie. Drewniane kadłuby pokrywał szary nalot, a ponad burtami wystawały długie żelazne lufy niczym wąsy olbrzymiego suma. Ogromne kwadratowe żagle, jeden większy od drugiego, wydymały się w stronę ciemniejącego nieba, a wieńczące je marsżagle, przybierając kształt czepców, nadawały całemu ożaglowaniu postać upiornych olbrzymów. W wyglądzie obcych przybyszów było coś ekscytująco nowoczesnego i jednocześnie przytłaczająco pierwotnego, z pewnością zaś nigdy wcześniej na tym wybrzeżu nie widziano nic, co by ich przypominało.

Na plaży podniesiono alarm i kilkunastu mężczyzn ściągnęło na wodę cztery długie, wąskie łodzie. Kiedy podpłynęli bliżej, przekonali się, że każdy żagiel statku ozdobiony jest olbrzymim szkarłatnym krzyżem.

„Skąd pochodzicie?” – zawołał przywódca Indusów^(II), podpłynąwszy do burty najbliższego okrętu.

„Z Portugalii!” – odkrzyknął jeden z marynarzy.

Obaj mężczyźni posługiwali się arabskim, ponadnarodowym językiem handlu. Przybysze mieli jednak przewagę nad gospodarzami. Indusi nigdy wcześniej nie słyszeli o Portugalii, kraju leżącym na najdalej wysuniętym na zachód krańcu Europy. Portugalczycy oczywiście wiedzieli o istnieniu Indii i aby do nich dotrzeć, podjęli najdłuższą i najbardziej niebezpieczną podróż w historii.

Był rok 1498. Dziesięć miesięcy wcześniej niewielka flota pod dowództwem Portugalczyka wypłynęła z Lizbony z misją zmienienia świata. Stu siedemdziesięciu mężczyzn na pokładzie otrzymało rozkaz otwarcia drogi łączącej Europę z Azją, odkrycia prastarych sekretów handlu korzeniami i odnalezienia dawno zaginionego władcy chrześcijańskiego, panującego nad legendarnym królestwem na Wschodzie. Za tym niemożliwym do wypełnienia zadaniem krył się niezwykle ambitny plan zjednoczenia z chrześcijaństwem wschodnim, zmiażdżenia sił muzułmańskich i przygotowania drogi do odzyskania Jerozolimy, najświętszego miasta na świecie. Ale na tym nie koniec – nawet gdyby śmiałkom się udało, mógł to być początek końca, znak ponownego nadejścia Chrystusa i mającego nastąpić potem Sądu Ostatecznego.

Czas dopiero pokaże, czy poszukiwanie ziemi obiecanej zakończy się czymś więcej niż budową zamków na lodzie. W owej chwili załoga myślała przede wszystkim o przeżyciu. Mężczyźni, którzy zaciągnęli się, aby dotrzeć do granic znanego świata, tworzyli osobliwą zbieraninę. Znaleźli się pośród nich nałogowi poszukiwacze przygód, szlachetni rycerze, afrykańscy niewolnicy, uczeni skrybowie i skazańcy. Już od trzystu siedemnastu dni znosili ciasnotę i swoje towarzystwo. Od miesięcy, odkąd wpłynęli na wody Łuku Atlantyckiego, oglądali tylko bezkres rozkołysanego morza. Kiedy wreszcie dotarli do najbardziej na południe wysuniętego punktu Afryki, ostrzelano ich i znienacka zaatakowano. W końcu napastnicy wdarli się w środku nocy na ich statki. Śmiałkowie cierpieli z powodu głodu, pragnienia i tajemniczych chorób. Walczyli z silnymi prądami morskimi i burzami niszczącymi okręty i rwącymi żagle. Byli przekonani, że wypełniając wolę Boga, w zamian uzyskują całkowite odpuszczenie grzechów. A jednak makabryczne zabobony i przeczucie śmierci wprawiały w przerażenie nawet najbardziej doświadczonych żeglarzy. Wiedzieli, że śmierć mogą spowodować spuchnięte dziąsła czy niewidoczne rafy – nie śmierć jednak była najgorszym losem, jaki mogli sobie wyobrazić. Śpiąc pod nieznanym niebem i żeglując po niezbadanych wodach, które twórcy map zaludnili potworami morskimi o paszczach wypełnionych kłami, marynarze bali się nie o swoje życie, lecz o dusze.

Indusom patrzącym z brzegu przybysze o długich, brudnych włosach i opalonych, od dawna niemytych twarzach wydali się nieokrzesanymi wilkami morskimi. Szybko jednak pozbyli się oporów, kiedy okazało się, że mogą sprzedać nieznajomym po korzystnej cenie ogórki i orzechy kokosowe. Następnego dnia cztery łodzie powróciły, aby wprowadzić okręty do portu.

Ta chwila wprawiła w zdumienie nawet najbardziej niewzruszonych marynarzy.

Chrześcijanom Wschód jawił się jako źródło wszelkich bogactw świata. Biblię uważali za księgę historyczną, Jerozolimę – za religijną stolicę zawieszoną między niebem i ziemią, a ogród Edenu – który, jak głęboko wierzyli, rozkwitał gdzieś w Azji – za skarbnicę cudów. Dachy pałaców w Edenie ponoć pokryte były złotymi dachówkami, w lasach żyły salamandry odporne na działanie ognia, feniksy odradzające się z popiołów i nieuchwytne jednorożce. Wody rzek toczyły drogocenne kamienie, drzewa dostarczały rzadkich korzeni uśmierzających wszelkie dolegliwości, a po ogrodzie przechadzały się postacie o psich głowach czy też skaczące na jednej nodze zakończonej wielką stopą, którą osłaniały się przed słońcem podczas odpoczynku. Węże strzegły wąwozów wypełnionych diamentami, a dostęp do drogocennych kamieni miały tylko sępy. Wszędzie czaiło się śmiertelne niebezpieczeństwo, sprawiając, że wszystkie te wabiąco skrzące się skarby stawały się niedostępne.

Tak w każdym razie mówiono, bo nikt niczego nie wiedział na pewno. Przez kilka stuleci muzułmanie robili wszystko, żeby nie dopuścić Europejczyków na Wschód, i przez cały ten czas faktyczną wiedzę zastępowały rozpalające wyobraźnię plotki i legendy. Wiele osób oddało życie, próbując odkryć prawdę, która teraz znalazła się w zasięgu ręki. Oczom żeglarzy ukazał się potężny port w Kalikacie – międzynarodowy ośrodek handlu kipiący od wschodnich bogactw, najbardziej tętniące życiem centrum wymiany towarowej na świecie.

Nikt się nie spieszył z zejściem na ląd. Oczekiwania – a może obawy – były zbyt wielkie. W końcu zadanie to powierzono jednemu z marynarzy i zawieziono go na brzeg, aby wypełnił niebezpieczną misję.

Pierwszym Europejczykiem, który przebył całą drogę do Indii i postawił stopę na indyjskim lądzie, był skazany przestępca.

Mężczyźni z łodzi zaprowadzili go prosto do domu dwóch muzułmańskich kupców z północnej Afryki, najdalej położonego na zachód miejsca, które znali. Kupcy ci pochodzili z Tunisu, starożytnego portowego miasta, i ku zaskoczeniu przybysza biegle posługiwali się hiszpańskim i włoskim².

„Do wszystkich diabłów! Co was tu sprowadza?” – zawołał jeden z nich po hiszpańsku.

Skazaniec wyprostował się.

„Przybyliśmy – odrzekł wyniośle – w poszukiwaniu chrześcijan i wonnych korzeni”.

Vasco da Gama niecierpliwie oczekiwał wieści na pokładzie okrętu zakotwiczonego w pobliżu brzegu. Kapitan był krępy, średniego wzrostu, mocno zbudowany, miał czerwoną, kościstą twarz, jak gdyby zespawaną z miedzianych płyt. Z urodzenia był szlachcicem, ale krzaczaste brwi, mięsisty nos, świadczący o okrucieństwie grymas na zmysłowych ustach oraz bujna broda sprawiały, że raczej przypominał wodza piratów. Miał zaledwie dwadzieścia osiem lat, kiedy powierzono mu nadzieje i marzenia jego narodu, i choć przyznanie mu dowództwa zaskoczyło wszystkich, podlegli mu ludzie nauczyli się go szanować za odwagę i ducha walki, a także czuć respekt przed jego porywczym charakterem.

Kiedy przyglądał się swojemu pływającemu królestwu, nic nie umknęło przenikliwemu spojrzeniu jego dużych oczu. Ogromna ambicja, wspomagana żelazną wolą, pomogła mu pokonać wszelkie niebezpieczeństwa i przebyć drogę przez nikogo wcześniej nieprzebytą, ale on wiedział, że gra o naprawdę wysoką stawkę dopiero się zaczyna.

Sprawa, która przyczyniła się do powstania tej książki, dręczyła mnie przez wiele lat, zanim jeszcze ta opowieść zaczęła nabierać kształtu. Zdumiewało mnie – jak większość z nas – że w nasze codzienne życie wdarła się wojna religijna, a kiedy dowiedziałem się więcej na ten temat, odkryłem, że znów zaangażowaliśmy się w dawny konflikt, o którego istnieniu jako rozwinięte społeczeństwo dawno zdążyliśmy zapomnieć. Żyliśmy w przekonaniu, że światem rządzi rozum, nie religia. Wojny prowadziło się z powodów ideologicznych, gospodarczych i ambicjonalnych, ale nie z powodu wiary.

Pozwoliliśmy, by historia nas zaskoczyła. Nieustający marsz postępu to opowieść zwycięzców o własnych dziejach, jednak pokonani zwykle mają dłuższą pamięć. Współcześni muzułmanie za cel swojej walki przyjęli nie porozumienie z Zachodem, lecz zadanie mu klęski, przy czym stosunki między obydwoma światami zaczęły się psuć już pół tysiąca lat wcześniej, mianowicie wówczas, gdy muzułmańskie emiraty zostały wyparte z zachodniej Europy, Krzysztof Kolumb przybył do Ameryki, a Vasco da Gama dotarł na Wschód. Do tych trzech wielkich wydarzeń doszło w ciągu jednego dramatycznego dziesięciolecia, a ich splątane korzenie mocno wrosły w naszą wspólną przeszłość.

Siedemset lat przed tymi doniosłymi wypadkami muzułmańscy zdobywcy wkroczyli daleko w głąb Europy. Na Półwyspie Iberyjskim – najdalej na zachód wysuniętym krańcu kontynentu – założyli doskonale prosperujące państwo islamskie, które odegrało pierwszorzędną rolę w oświeceniu mroków europejskiego średniowiecza. Ponieważ jednak zarówno chrześcijanie, jak i muzułmanie zaczęli zapominać, że czczą tego samego Boga w różny sposób, w Iberii rozgorzał ogień świętej wojny. Konflikt religijny trawił ten obszar, gdy Portugalczycy i Hiszpanie tworzyli własne państwa na islamskiej ziemi, podobnie jak wówczas, gdy Portugalczycy podjęli się trwającej wiek misji ścigania dawnych władców tych terytoriów – misji, która zapoczątkowała europejską epokę odkryć geograficznych.

Czas wspomnianych wydarzeń nie był przypadkowy. Przez stulecia historia biegła ze Wschodu na Zachód, a w przededniu epoki wielkich odkryć jej krok stał się żwawszy niż kiedykolwiek. W połowie XV wieku największe miasto europejskie dostało się w ręce muzułmanów, a islamscy żołnierze po raz kolejny szykowali się do wyruszenia w głąb kontynentu. W czasach, gdy nikt nie podejrzewał, że nowe ziemie czekają na odkrycie, chrześcijanie wiązali swoje nadzieje z dotarciem na Wschód. W ich niezrealizowanych fantazjach Azja jawiła się jako magiczne królestwo, z którym możliwe jest zawarcie sojuszu przeciwko wrogowi i spełnienie marzenia o Kościele powszechnym.

Malutka Portugalia postawiła przed sobą śmiałe zadanie: zdobyć przewagę nad islamem dzięki panowaniu na oceanach, i za sprawą zbiorowego wysiłku kolejnych pokoleń przygotowywała pierwszą wyprawę Vasco da Gamy. Hiszpanie za wszelką cenę starali się włączyć do tego wyścigu. Ponieważ z wielu powodów pragnęli nadrobić swoje zapóźnienie, postanowili dać szansę włoskiemu outsiderowi – Krzysztofowi Kolumbowi. W 1498 roku, kiedy da Gama żeglował na wschód po Oceanie Indyjskim, Kolumb po raz trzeci popłynął na zachód i wreszcie dotarł do kontynentu amerykańskiego.

Obaj odkrywcy poszukiwali morskiej drogi do Azji, jednakże szczęśliwa pomyłka Kolumba na długo przyćmiła dokonanie portugalskiego żeglarza. Skoro już wróciliśmy do świata takiego, jak w opisywanych przez nas czasach, świata, w którym wszystkie drogi prowadziły na Wschód – spróbujmy wreszcie przywrócić właściwe proporcje. Podróże Vasco da Gamy oznaczały przełom w prowadzonej od stuleci przez chrześcijan kampanii przeciwko dominacji islamu nad światem. Diametralnie zmieniły też relacje między Wschodem i Zachodem, a ponadto wyznaczyły granicę między epoką przewagi islamu i epoką przewagi chrześcijaństwa, nazywanymi przez nas epoką średniowiecza i epoką nowożytną³. Historia oczywiście nie ogranicza się do tych wydarzeń, stanowią one jednak znaczącą część tego, co uznaliśmy za godne zapamiętania.

Wiek odkryć geograficznych gloryfikowano niegdyś jako donkiszotowską walkę o poszerzenie granic ludzkiego poznania. Obecnie często widzi się w nim dążenie do odwrócenia globalnego bilansu handlowego. W istocie oba punkty widzenia są uzasadnione. W tym czasie Europejczycy zaczęli inaczej postrzegać swoje miejsce w świecie, a to pociągnęło za sobą ogólnoświatowe przesunięcie ośrodków władzy, których dominacji dotychczas nikt nie podważył. Jednakże nie był to tylko nowy kierunek działań, lecz celowa próba wyrównania starych rachunków. Da Gama i jego towarzysze urodzili się w świecie religijnie spolaryzowanym, w którym walka z niewiernymi należała do najważniejszych zadań człowieka honoru. Kiedy krwistoczerwone krzyże rozpostarły się na żaglach ich statków, był to znak, że udają się na nową świętą wojnę. Wyruszającym na wyprawę mówiono, że są bezpośrednimi spadkobiercami krzyżowców, pielgrzymujących rycerzy, którzy od czterystu lat walczyli mieczem w imię Chrystusa. Otrzymali zadanie rozpoczęcia szeroko zakrojonej kontrofensywy przeciwko islamowi i zapoczątkowania nowej epoki, w której wiara i wartości europejskie rozpowszechnią się na całej kuli ziemskiej. Przede wszystkim z tego właśnie powodu kilkudziesięciu śmiałków na drewnianych statkach pożeglowało poza granice znanego im świata i wkroczyło w epokę nowożytną.

Żeby zrozumieć namiętności, które skierowały Europejczyków na dalekie morza i ukształtowały nasz świat, musimy wrócić do początków. Ta historia zaczyna się wśród usypanych przez wiatr wydm i wypalonych słońcem górskich stoków Półwyspu Arabskiego, w chwili gdy rodzi się nowa religia, która nadspodziewanie szybko wtargnie do samego wnętrza Europy.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: