Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ostatnia nadzieja. Tom II. Prezent od rodziców - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
31 sierpnia 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Ostatnia nadzieja. Tom II. Prezent od rodziców - ebook

Prezent od rodziców to kontynuacja sagi „Ostatnia nadzieja” Agnieszki Kurianski. Narzeczeni, Diana i Edward, ponownie się schodzą, lecz rodzina nadal chce ich rozłączyć. Czy przyjaciółce Diany –
Małgosi Chudzik – uda się uwieść Edwarda i zarazem zniszczyć ich miłość? Co knuje córka Ediego Zuzanna?
W międzyczasie Diana doznaje szoku, otrzymując niespodziewany prezent od rodziców…

Agnieszka Kurianski pochodzi ze Słupska, jednak koleje losu rzuciły ją na drugi kraniec Polski do Krzanowic. Jako nastolatka uczęszczała do Społecznego Ogniska Muzycznego w Raciborzu, gdzie uczyła się grać na pianinie. Wydała tomik poezji „Diament” poświęcony pamięci zmarłej nauczycielki fortepianu Mirosławy Nawrat. Następnie zajęła się pisaniem prozy. Tak powstała saga „Ostatnia nadzieja”. Jej pierwszy tom nosi tytuł „W labiryncie serc”.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8159-949-8
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ I

Gdy tylko przekroczyli granicę niemiecko-polską, telefon Diany zaczął dzwonić. Wibrował w jej torebce jak opętany.

– Odbierz w końcu. Porozmawiaj. Nie jesteśmy już razem, więc nie musisz się krępować – oznajmił z ironią Edward.

W gruncie rzeczy nie było mu obojętne, kto tak usilnie dzwoni do Diany ani też dlaczego. Wciąż była mu bardzo bliska i kochał ją bez pamięci. Nadal interesował go każdy szczegół związany z tą kobietą.

– Nie widzę potrzeby, by odebrać – rzekła, ukradkiem spoglądając na telefon. Nie znała tego numeru, mimo że wyświetlił się na ekranie, i bardzo się bała tej rozmowy.

– Musi być to ktoś bardzo ważny, skoro dzwoni non stop – dodał.

– Nie obchodzi mnie to – burknęła.

– Skoro tak uważasz.

Diana domyślała się, kim są rozmówcy usiłujący się do niej dodzwonić, lecz strach, że Edward dowie się prawdy, paraliżował ją. Pomimo tych telefonów jej głowę zaprzątały teraz inne myśli.

– Nie potrafię bez ciebie żyć – powiedziała w końcu. Edward milczał, choć jego serce jeszcze bardziej krwawiło. Pragnął przytulić ją mocno do siebie i wyznać jej to samo. – Nie wiem, jak będę żyć, ale wiem jedno, że nigdy się już nie zakocham – wyznała.

– Zakochasz, i to prędzej, niż myślisz. – Patrzył wciąż na drogę, choć czuł jej wzrok na sobie. Telefon znów zadzwonił. – Odbierz, do cholery! – krzyknął, że aż się wystraszyła.

Odebrała.

– Tak, słucham – powiedziała do słuchawki. Edward nadstawił uszu, by nie przegapić żadnego słowa. – Tak, to ja – kontynuowała. – Dzisiaj nie jestem w stanie. Może za miesiąc albo dwa – dodała. Ediemu krew w żyłach się wzburzyła, lecz się nie odezwał. – Zapłacę. Do widzenia – rzekła.

Te słowa zbiły go z tropu.

– O co chodzi, Diano? Możesz mi powiedzieć? – zapytał coraz bardziej poirytowany.

– To nie twoja sprawa. Nie jesteśmy już razem – wypowiedziała oschle te dwa krótkie zdania.

Minęło kilka godzin, zanim Edward zaczął zasypywać Dianę pytaniami.

– Jesteś komuś coś winna, tak? Stąd te uporczywe telefony?

– Nie chcę na ten temat z tobą rozmawiać. Koniec, kropka.

Gdy byli już na miejscu w mieszkaniu Edwarda w Raczku, próbowała wyjść z kuchni, lecz on przytrzymał ją za prawe ramię.

– O nie, moja droga, to nie koniec. Wszystko mi tu ładnie teraz wyśpiewasz.

– Gówno prawda. Nic ci nie powiem, i nie zmusisz mnie do tego.

– Diano! Coraz bardziej mnie zaskakujesz. Nigdy nie słyszałem z twoich pięknych ust takich wulgaryzmów. – Zaskoczony spojrzał na nią, nie poznając swej delikatnej, subtelnej byłej narzeczonej.

– Przepraszam, wyrwało mi się. – Skruszona spuściła głowę.

– A więc moja córeczka miała rację, mówiąc, że masz długi. Zresztą nie tylko ona mi to powiedziała. Cała rodzina od dawna o tym bębni. Dlaczego mi nie powiedziałaś?! Oszukałaś mnie.

– Nic nie rozumiesz. Bałam się, że cię stracę.

– No i straciłaś. Straciłaś mnie, bo straciłaś moje zaufanie. Odwiozę cię do twojego mieszkania. Weź swoje rzeczy.

Diana w milczeniu stała nieruchomo. Łzy spływały jej po policzkach i tylko wodziła wzrokiem za Edwardem, który wkładał buty. Gdy już dokończył tę czynność, stanął przed Dianą.

– Powiedz mi prawdę, ile tego jest? Ile masz długów? – spytał.

– Sama nie wiem, ale bardzo dużo. Masz rację, powinniśmy się rozstać. Nie chcę cię wplątywać w moje kłopoty. Kocham cię bardzo i nigdy nie przestanę, ale będziemy musieli się rozstać. Tak będzie dla ciebie lepiej.

Będąc już w mieszkaniu Diany, kontynuowali rozmowę.

– Gdybyś na początku powiedziała mi prawdę, byłoby inaczej. Bardzo mi przykro, Diano, ale nie potrafię żyć z tobą w zakłamaniu.

– Rozumiem – przytaknęła tylko, a łzy nadal płynęły po policzkach, rzeźbiąc ogromny smutek i żal na jej twarzy.

Serce Edwarda krwawiło coraz bardziej, lecz nie mógł zaakceptować jej kłamstw. Pożegnanie było krótkie.

– Nigdy nie będę żałował tych dni i nocy spędzonych z tobą, moja Diano, ale nie potrafię żyć z kobietą, dla której całkowicie się otworzyłem, a ona mnie oszukała. Przykro mi, Diano. – Z jego oczu popłynęły łzy rozpaczy, które mnożyły się jak grzyby po deszczu.

– Ja też nigdy cię nie zapomnę. Bardzo cię kocham…

– Gdybyś mnie kochała, byłabyś ze mną szczera – przerwał jej.

– Ty nadal nic nie rozumiesz. Bałam się ciebie stracić, bo mam od groma długów, i tak jak myślałam, po prostu stchórzysz i odejdziesz, więc idź w cholerę! – krzyczała, płacząc.

Edward już nic nie powiedział. Wyszedł bez słowa, zamykając za sobą drzwi. Gdy dotarł do swojego mieszkania, wziął prysznic, a potem nalał whisky do szklanki z colą.

– Ty to przynajmniej nigdy mnie nie zawiedziesz – powiedział do trunku, nalewając ponownie.

Tak spędził kolejne dni ze swoją nową przyjaciółką whisky. To spał, to pił, mało jadł. Można powiedzieć, że prawie wcale. Przestał się golić i nie wychodził ze swojego mieszkania. Nie mógł normalnie funkcjonować, bo wciąż myślał o miłości, którą stracił na zawsze.

Życie Diany przybrało barwy szarości. Tęsknota za ukochanym doprowadzała ją do nieprzespanych nocy i nie pozwalała normalnie funkcjonować. Każdą czynność typu gotowanie obiadu czy sprzątanie mieszkania wykonywała automatycznie, nie wkładając w nią życia. Z dużym zapałem przystąpiła jednak do kontynuowania swojej książki, opisując w niej okrutne rozstanie kochanków. Z romantycznej powieści powstał dramat, w którym uwieczniła swoje najświeższe przeżycia z Edwardem. Alicja zaczęła się martwić o mamę i nie wiedziała, jak jej pomóc. Na każde pytanie Diana Prus odpowiadała krótkim stwierdzeniem: „Tak, Alu” czy też „Nie wiem, co będzie dalej”. Diana straciła wszelką nadzieję na odzyskanie Edwarda. Wiedziała, że odjechał bezpowrotnie i nie chce jej znać.

Minął prawie tydzień, gdy Edward otrząsnął się i postanowił dowiedzieć się czegokolwiek o swojej „byłej”. Kupił regionalną gazetę i znalazł ogłoszenie detektywa. Na drugi dzień umówił się z nim na spotkanie w Zalążkowicach. To niewielkie miasteczko, położone około trzydziestu kilometrów od Raczka, przypominało osadę ze starodawnych dziejów. Pozostałości murów obronnych na rynku świadczyły o istniejącym tu niegdyś zamku. Stare kamienice dodawały uroku w tym jakże słonecznym dniu. Brakowało tylko spacerujących dam z parasolkami w towarzystwie eleganckich mężczyzn we frakach i kapeluszach.

W jednej z tych kamienic mieściło się biuro detektywistyczne pana Maksymiliana Zagórnego. Edward przywitał się ze starszym mężczyzną, liczącym mniej więcej sześćdziesiąt lat, lekko szpakowatym, z długim wąsem. Na pierwszy rzut oka sprawiał on wrażenie statecznego, opanowanego pana, który już na wstępie badał wzrokiem potencjalnego klienta.

– Witam, panie Wagner. – Podał mu rękę, po czym wskazał miejsce po drugiej stronie biurka.

W jasnym pokoju panował porządek.

– Dzień dobry panu. – Edward odwzajemnił uścisk detektywa.

– Proszę mi powiedzieć, czego pan konkretnie ode mnie oczekuje? – zapytał Maks.

– Chciałbym, żeby śledził pan moją byłą narzeczoną. Chcę wiedzieć, czy jest w jej życiu jakiś mężczyzna, czy też był jakiś w ostatnim czasie.

– Czyli mam po prostu ją obserwować, tak? – sprecyzował detektyw.

– Tak. Dokładnie – przyznał Edward.

– To będzie kosztować.

– Cena nie gra roli. Jestem w niej zakochany i chcę znać prawdę.

– Dobrze. W takim razie proszę zostawić mi jej numery telefonów, aktualne zdjęcie i oczywiście adres, a ja już się wszystkim zajmę.

Edward podał wszelkie dane swoje i Diany i spisał umowę z detektywem. Po wyjściu z biura poczuł lekką ulgę, gdyż liczył na to, iż w końcu dowie się prawdy. Pomimo wszystko czuł podenerwowanie, ponieważ obawiał się wiadomości, które wkrótce usłyszy od detektywa.

Po zrobieniu zakupów w supermarkecie wrócił do mieszkania i zasiadł przy stole w kuchni. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, jak bardzo zaniedbał mieszkanie w ciągu tych paru dni. Wziął się ostro do sprzątania. Robił to tak intensywnie, by tylko nie myśleć o efektach śledztwa. Wiedział, że musi zająć się czymkolwiek, a czytanie książki czy też rozwiązywanie sudoku nie było dobrym pomysłem, by zapomnieć o istotnych sprawach.

Wieczorem Edward wyszedł na spacer i nie wiedząc czemu, nogi same zaniosły go pod blok, w którym mieszkała Diana. Światło paliło się w pokoju Ali Lisowskiej, lecz żaluzje zasłoniły okno, uniemożliwiając jakąkolwiek obserwację domowników z zewnątrz.

– Co pan tu robi? – Nagle za plecami usłyszał głos detektywa.

– O Boże, ale mnie pan wystraszył! – rzekł, odwracając się.

– Przecież może pan zostać zauważony i całe nasze śledztwo pójdzie na marne – oburzył się pan Zagórny.

– Przepraszam, panie Maksymilianie. Nie pomyślałem o tym. Nawet nie mam pojęcia, jak się tu znalazłem. Wyszedłem tylko na spacer.

– No to już się pan naspacerował i proszę wracać do domu albo gdziekolwiek indziej, byleby jak najdalej od tego miejsca. Rozumie pan? – tłumaczył jak małemu chłopcu.

– Tak, rozumiem, tylko proszę dać mi znać, jak się pan czegokolwiek dowie.

– Ma się rozumieć. Zadzwonię, gdy tylko będę coś miał. Jak na razie to pani Prus była dzisiaj tylko w aptece. Kupiła jedno opakowanie tabletek przeciwbólowych. Sądzę jednak, iż bardzo ubolewa nad rozstaniem z panem.

– Skąd pan to wie?

– Widziałem jej podpuchnięte oczy, z pewnością od płaczu – wyjaśnił.

– To o niczym nie świadczy. Może płakała z powodu bólu kręgosłupa – stwierdził.

– Może, ale jej smutna twarz mówiła o przeżytym bólu psychicznym. Niemniej jednak nadal będę uważnie się jej przyglądał. A tymczasem proszę już iść do domu.

– Dobrze. Dobranoc, panie Maksymilianie.

– Dobranoc panu i proszę odpocząć. Za dobrze pan nie wygląda.

– Dostosuję się do pana rad. Dobranoc.

Wiadomość detektywa o smutku Diany częściowo pokrzepiła Edwarda, gdyż zdał sobie sprawę, że ona jednak go kocha, ale czekał na kolejne efekty w śledztwie. Było już prawie po dwudziestej drugiej, gdy wrócił do domu. Po kąpieli padł na łóżko i zasnął jak kamień aż do rana. Diana wciąż opłakiwała rozpad swego związku i dlatego wieczorami miała problemy z zaśnięciem. Oboje tęsknili i pragnęli usłyszeć siebie nawzajem, choćby przez chwilę, lecz każde było zbyt dumne, a raczej brakowało im odwagi, by zrobić pierwszy krok.

– Mamo, zadzwoń do niego – proponowała Alicja.

– Nie, córeczko. Będzie lepiej tak, jak jest.

– Lepiej? Dla kogo? – dopytywała córka.

– Dla niego.

– Przecież bardzo się kochacie i musicie dojść do porozumienia.

– Już za późno. – Posmutniała jeszcze bardziej.

– Bzdury gadasz. Na nic nie jest za późno. Otrząśnij się! – podniosła ton ze zdenerwowania.

– Alu, proszę, nie krzycz, głowa mnie boli.

– Jak długo masz zamiar tkwić w tym stanie?

– W jakim? – spytała zaskoczona swą latorośl.

– No w tym, w jakim jesteś. Spójrz, jak ty wyglądasz? Włosy w nieładzie, oczy podpuchnięte, niedługo nic nie będziesz przez nie widziała. Spójrz w lustro.

– Już nie ma znaczenia, jak wyglądam. Straciłam jedyną prawdziwą w życiu miłość i jestem nikim. Nie chcę już żyć – powiedziała cichym głosem.

– Zaraz ci do dupy nakopię za takie gadanie – zdenerwowała się nastolatka.

Dianę nawet nie przeraziło słownictwo i groźby jej córki. Było jej obojętne, co o niej myśli.

– Aluś, proszę, daj mi spokój. Idź do swojego pokoju i zajmij się sobą.

– Jasne, kochana mamusiu. Wyobraź sobie, że tym razem się mnie nie pozbędziesz, więc teraz marsz do łazienki, a ja pościelę ci łóżko.

Diana, nie wiedząc czemu, dała za wygraną. Posłusznie wstała od stołu i poszła się umyć. Niecałe pół godziny później leżała już w łóżku i nadal rozpaczliwie rozpamiętywała każdą chwilę spędzoną z Edwardem.

„Lauro, proszę, zrób coś, byśmy znów byli razem. Błagam cię, nie potrafię bez niego żyć” – w duchu powtarzała te słowa, jak modlitwę skierowaną do zmarłej żony Edwarda.

W końcu zasnęła z głową wtuloną w poduszkę.

Po tygodniu pan Wagner zrezygnował z dalszego śledzenia swej ukochanej, ponieważ pan Zagórny oświadczył mu, iż ostatni kontakt, jaki miała Diana z innym mężczyzną, był przeszło rok temu, z niejakim Henrykiem Kittnerem, i rozpadł się po niecałych czterech miesiącach z powodu niezaangażowania uczuciowego ze strony mężczyzny.

Odkąd Edi rozstał się z Dianą, tak jak ona nie potrafił spokojnie żyć, dlatego po wyjściu od pana Maksymiliana udał się do kwiaciarni i kupił duży bukiet złocistych chryzantem, które pachniały jesienią. Zadzwonił bezpośrednio do drzwi Diany, gdyż tym razem klatka schodowa była otwarta, jakby czekała na gościa. Kobieta od razu otworzyła, nawet nie pytając, kto ją odwiedza.

– Nie było frezji, więc kupiłem chryzantemy, gdyż aż się prosiły, by ci je przynieść. – Kurczowo trzymał bukiet.

– Wejdź, proszę – zdołała tylko powiedzieć, a oczy po raz któryś zalały się łzami. – Wzięła kwiaty i zapytała, stojąc blisko niego w nieoświetlonym przedpokoju. – Mogę cię… – nie dokończyła, gdyż Edward odpowiedział zdecydowanie krótko:

– Tak, możesz. – I przytulił ją do siebie z całych sił.

Upłynęło trochę czasu, zanim uwolnili się ze swych objęć. Diana poszukała wazonu i wstawiła do niego kwiaty.

– Wiem już, dlaczego kochasz frezje – zaczął.

– Dlaczego?

– Bo pochodzą z Przylądka Dobrej Nadziei, a więc jesteś moją nadzieją. Moją ostatnią nadzieją. Niestety nie było ich dzisiaj, więc kupiłem chryzantemy. Kocham cię, Diano, i nie potrafię bez ciebie żyć.

– Och, Edwardzie, ja również nie potrafię. – Przytuliła się do niego ponownie tak mocno, że o mało nie zabrakło mu tchu.

– Kocham frezje, ale te chryzantemy to chyba są darem z zaświatów – dodała.

– Czemu tak sądzisz? – zapytał.

– Moja Mirka Kwiatkowska uwielbiała te kwiaty. To z pewnością jej sprawka, że przyniosłeś je od niej dla mnie. – Uśmiechnęła się przez łzy.

– Kochanie, nie wiem, czy to Mirka mnie do ciebie przysłała, czy też Laura bardzo chce, byśmy byli razem, ale wiem jedno, że bardzo się kochamy i musimy stawić czoło wszelkim problemom – wytłumaczył.

– Tak, kochany, masz rację. Powinnam była ci o wszystkim powiedzieć, ale naprawdę bałam się tego. Mam dużo długów i bałam się, że odejdziesz z ich powodu.

– Skarbie, o wszystkim porozmawiamy jutro, to znaczy o tych długach, dobrze? A dziś chcę spędzić z tobą mile dzień. Nie będziemy rozmawiać teraz o problemach. Zbyt dużo przeszliśmy ostatnio i musimy nabrać siły na tę rozmowę.

– Dobrze, kochany – zgodziła się z największą radością.

– Chciałbym tylko zapytać cię o coś i bardzo cię proszę, zastanów się dobrze nad tym, zanim udzielisz mi odpowiedzi.

– Tak, słucham – przytaknęła.

– Teraz wiem, że będziemy mieli problemy finansowe, lecz jestem gotów stawić temu czoło, ale czy ty, Diano, nadal chcesz być ze mną i wrócić do Waldorf? – Nie dowierzała w to, co mówił, i patrzyła na niego przez dłuższy moment z otwartymi ustami. Edward, widząc jej reakcję, zapytał ponownie: – Halo, tu Ziemia, wracasz ze mną, by ponowić nasze narzeczeństwo i doprowadzić do małżeństwa?

– TAK! – krzyknęła głośno i wyraźnie i ponownie zarzuciła mu ręce na szyję.

– No to zakładaj wreszcie ten pierścionek i nie ściągaj go nigdy więcej, proszę – powiedział, wyciągając z kieszeni spodni małe, znajome jej pudełeczko. – Cały czas miałem je przy sobie – dodał, trzęsąc się, gdy wkładał jej pierścionek na serdeczny palec.

– Kochany, tu jego miejsce – odpowiedziała.

Łzy spływały im po policzkach. Czuli, że nadchodzi dla nich ciężki okres, lecz wiedzieli już, że należą do siebie i nikt oraz nic nie jest w stanie ich rozdzielić.

Alicja, na wieść o zjednaniu się zakochanej pary, wpadła w taką euforię, że co chwilę podchodziła to do Edwarda, to do swojej matki, całując ich w policzki.

– Tak się cieszę, że jesteście razem! – powtarzała.

– My również, Aluś – odpowiadał pan Wagner.

Tę noc kochankowie spędzili w jego mieszkaniu sami, a Ala została w wynajętym mieszkaniu swej mamy. Nie mogli nacieszyć się sobą. Żadne z nich nie chciało spać. Nie tym razem. Kochali się bez opamiętania.

– Skarbie, wiesz, nie zabezpieczamy się. Co będzie, jeśli zajdę w ciążę? – dopytywała.

– A ty chciałabyś mieć ze mną dziecko? – zapytał poważnie, patrząc jej w oczy.

– Jesteś jedynym, upragnionym mężczyzną. Tak, chciałabym mieć małego Ediego. Taką kruszynkę, kopię ciebie – odparła szczerze.

– Ja również. Nieraz zastanawiałem się nad tym i chciałbym mieć dzidziusia z tobą. Nieważne, czy będzie dziewczynka, czy chłopiec. Byleby było zdrowe – oznajmił.

– Chcę dać ci syna. Straciłeś Tomka, a dziewczynek mamy aż nadto, ja Alę, a ty Zuzię.

– Kocham cię, mój szkrabie. – Pocałował ją czule w usta, doprowadzając do ponownego zbliżenia cielesnego.

Nad ranem zasnęli wtuleni w siebie i nawet maska, którą Edward założył, nie przeszkadzała im w przytuleniu się do siebie.

– Nienawidzę tej maski – powiedział.

– Najdroższy, dzięki niej żyjesz, bo dotlenia twój mózg, więc ja ją kocham. Pamiętaj, Edwardzie, musisz dla mnie długo żyć, bo oprócz ciebie i Ali nie mam nikogo.

– Tak, kochanie, będę długo żył, bo jesteś moją miłością – obiecał.

Owo wyznanie rozczuliło ją ponownie i łzy same płynęły znaną im drogą po policzkach.

Nastał nowy dzień. Za oknem padał siarczysty deszcz, lecz w sercach zakochanych kwitło gorące lato. Śniadanie smakowało im jak nigdy dotąd. Zapach kawy roznosił się w całej kuchni, a kolorowe kanapki przygotowane przez Dianę zdobiły duży talerz stojący na środku stołu.

– Może zrobię ci jeszcze jajecznicę na boczku, ze szczypiorkiem, i do tego kakao, kochanie?

– Nie, skarbie, dziękuję. To wystarczy – odparł Edi, pałaszując już kolejną kromkę. – Są pyszne – przyznał.

– Starałam się. Zrobiłam z szynką, żółtym serem, pomidorem, ogórkiem, sałatą i…

– Kotku, nawet jakby były tylko z masłem, to też chętnie bym zjadł. Włożyłaś w nie wiele serca, dlatego są takie smaczne – przerwał jej.

– Dziękuję, kochany.

Po śniadaniu i przygotowaniu tabletek dla Ediego i siebie Diana włożyła brudne naczynia do zmywarki.

– Kochanie, usiądź wreszcie. Musimy porozmawiać – powiedział poważnie.

– Już kończę – oznajmiła.

W gruncie rzeczy nie chciała, by nastał ten dzień, gdy będzie musiała spowiadać się swemu ukochanemu z życiowych porażek, ale wiedziała, że ten moment niestety nadszedł i jej nie ominie. W końcu usiadła przed nim przy stole i czekała, aż zada pytanie. Doczekała się go bardzo szybko.

– Powiedz mi, kochanie, ile w końcu masz tych długów i u kogo? – Badając ją wzrokiem, chciał wyczytać z jej twarzy, czy tym razem powie mu prawdę.

– Nie wiem dokładnie, ale to bardzo duża kwota. – Spuściła wzrok.

– Ale tak mniej więcej chyba musisz wiedzieć – naciskał.

– Będzie tego z pięćdziesiąt tysięcy złotych. – Podniosła głowę, by zobaczyć jego reakcję.

– Jak to się stało, że wpadłaś w długi? – kontynuował dochodzenie.

– Wiesz, że przez prawie dziesięć lat jeździłam na Zachód do pracy i ciągle wysyłałam Franzowi kilkaset euro miesięcznie, a w międzyczasie zachorowałam na endometriozę.

– A co to jest? – zadał pytanie.

– To taka choroba, gdzie ma się dwie miesiączki jednocześnie. Jedna wydalana jest na zewnątrz, a druga wewnątrz organizmu i ta wewnątrz powoduje, że tworzą się torbiele, które potem trzeba usunąć.

– Aha. I co dalej?

– No i gdy byłam już po drugiej operacji, przestałam jeździć za granicę i dawać rodzicom euro. W tym samym czasie odkryłam, że Ala planuje ze swoją internetową koleżanką, zapomniałam jej imienia, popełnić samobójstwo.

– Samobójstwo?! Dlaczego?!

– Z powodu Franza i Grety. Miała już dość wiecznych zakazów, nakazów i znęcania się nad nią przez nich w ich domu.

– Niech to szlag! – podniósł ton, zaciskając prawą pięść, jakby chciał kogoś z całych sił uderzyć. – I co dalej?

– No i zdecydowałam, że więcej już nie pojadę za granicę, bo nie chcę stracić córeczki. Bałam się o Alę. Nie miałam pracy i zaczęłam popadać w długi, zapożyczając się, żeby przeżyć. Mówiłam ci, że dostępu do kuchni też nie miałyśmy, dlatego musiałyśmy stołować się w różnych barach. Brałam pożyczki przez Internet, jedna po drugiej, spłacałam i znów brałam większe. Potem, gdy się wyprowadziłyśmy, potrzebowałam pieniędzy na kaucję za mieszkanie, później na czynsz i tak popadałam w jeszcze większe długi. Najważniejsze było dla mnie to, by Alicja miała codziennie obiad, a ja nie dojadałam.

– No tak, teraz rozumiem. Dlaczego mi tego nie powiedziałaś?

– Bałam się. Nie chciałam, byś wiedział o moich długach, bo mógłbyś mnie zostawić.

– Kochanie, nie zostawia się najdroższej osoby z powodu kłopotów finansowych. A propos, przecież to i tak prędzej czy później by się wydało. Jak ty to sobie wyobrażałaś, nie mówiąc mi o tym?

– Myślałam, że kiedy znajdę pracę za granicą, bo ustabilizowała się sytuacja depresyjna z Alą, to wtedy pomału zacznę spłacać długi, no ale ty się pojawiłeś i już nie pojechałam do Holandii zarabiać.

– Czyli przeszkodziłem ci w twoich planach – posmutniał.

– Kochanie, jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie, bo wiem, że moja miłość jest odwzajemniona, a długi pomału spłacę. Będziemy mieszkać razem, Ala tu w Polsce, a my u ciebie za granicą. Pójdę do pracy i zarobię.

– Myślisz, że to takie proste?

– Nie jest proste, ale dam radę.

– Ty moja optymistko. Kocham cię i miałbym cię stracić z powodu takiego głupstwa? – Ujął jej dłonie w swoje i pocałował.

– To nie są głupstwa. Przepraszam, kochanie, że ci o tym nie powiedziałam. Wybacz mi.

– Wybaczam, ale nie okłamuj mnie już więcej, proszę. Jeśli chcemy być razem, to nasz związek musi opierać się na uczciwości, a nie zbudowany na kłamstwie, bo inaczej runie i nawet nie będziemy wiedzieli kiedy.

– Tak, to prawda. Obiecuję, że będę już z tobą całkowicie szczera.

Obojgu spadł kamień z serca, dlatego że wyjaśnili sobie wszystko i znów są razem.

– Skarbie, za parę dni wracamy do Niemiec, więc musimy zrobić porządne zakupy. Proponuję teraz sporządzić listę tego, co potrzebujemy, i śmigamy do sklepów. Co ty na to?

– Dobrze, kochany. Zgadzam się całkowicie – odpowiedziała uśmiechnięta Didi.

– Uwielbiam, gdy się uśmiechasz, kochana.

Tak minął im kolejny dzień razem. Wszystko wróciło do normy i dzień przed wyjazdem Edward poprosił swą ukochaną o listę wszystkich pożyczek, po czym udał się do bankomatu w Raczku i wyjął cztery tysiące złotych.

– Na razie spłaćmy dwie pożyczki – zaproponował Dianie.

– Ty chyba żartujesz. – Zaskoczona otworzyła szeroko usta.

– Nie żartuję, Diano. Bardzo cię kocham i chcę, żebyś wyszła z tych długów – powiedział poważnie.

Diana zarzuciła mu ręce na szyję i przytuliła z całych sił.

– Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Kiedyś zarobię i ci zwrócę! – przyrzekła.

– Nie musisz. Wystarczy, że będziesz mi wierna, uczciwa i będziesz mnie zawsze kochać.

– Te warunki już dawno spełniłam i nigdy ich nie zmienię.

– Okej, skarbie. – Ucieszony przytulał ją mocno do siebie i zaczęli się całować. – Kochana, musimy przerwać nasze amory. Chodźmy do banku spłacić część, by mieć już to z głowy.

– Dobrze, skarbie, już się zbieram.

Około godziny później Diana dostała dwa SMS-y z podziękowaniami za uregulowanie należności.

– Popatrz, Edi, wysłali mi SMS-y, że zaksięgowali spłatę zadłużenia, i namawiają mnie do wzięcia następnej pożyczki.

– Ani mi się waż wziąć! – zareagował szybko.

– Nie ma mowy. Nie martw się, kochany. Koniec z tym – obiecała.

Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie mały incydent, który nastąpił po południu, dzień przed wyjazdem narzeczonych do Niemiec. Edward, wychodząc z banku, nagle powiedział do swojej narzeczonej.

– Patrz, skarbie, to przecież nasza Ala idzie z jakimś długowłosym chłopakiem.

– Gdzie?

– Tam, po drugiej stronie.

– Co ona tu robi o tej porze? Powinna być w szkole – stwierdziła zbulwersowana.

– A kim jest ten drągal obok niej? – spytał.

– To jej chłopak, Rudolf Bor. Chodzą ze sobą prawie rok. Nie cierpię go.

– Dlaczego?

– Później ci powiem. Teraz chodźmy za nimi tak, by nas nie zauważyli. Idą w stronę sklepu. Podejdźmy bliżej. Nie słyszę, co mówią – dodała.

– To trochę dziwne szpiegować własną córkę. Ona jest już dorosła – oznajmił.

– Jasne i udaje wariata, że jest w szkole, a tymczasem w najlepsze wagaruje, wiedząc, że ma zagrożenie z matmy. Idziemy za nimi i bez dyskusji – rzekła ostro Didi.

– No dobra, chodźmy. – Nie miał siły się jej sprzeciwić.

Alicja z Rudolfem nagle przystanęli przy jednej z ławeczek przy chodniku, a matka z narzeczonym dogonili ich, chowając się za bujnymi krzewami i podsłuchując rozmawiającą parę.

– Masz kasę? – usłyszeli głos młodzieńca. Ala milczała. – No co tak patrzysz? Starzy ci nie dali?

– Mam, ale nie za dużo przy sobie.

Dianie krew zaczęła się gotować po usłyszeniu tego tekstu.

– No ile? – dopytywał Rudi.

– Niecałe trzy dychy – odpowiedziała Ala.

– Dobra, starczy. Jestem głodny. Chyba nie chcesz, by twój ukochany chłopak umarł z głodu? – rzucił.

– Nie, nie chcę. Kupię ci jedzenie, chcesz?

– Jasne, ale ja sobie wybiorę, co chcę, okej? No i piwko by się przydało.

– Okej, kocham cię – zgodziła się dziewczyna.

Diana miała ochotę podbiec do nich i zbesztać najpierw Alę, a potem jej chłopaka, który ją wykorzystuje, ale Edi powstrzymał ją.

– Zaczekaj, ja to załatwię. Niech tylko wejdą do sklepu i przyjdzie czas do płacenia – oświadczył.

– Pozwalam ci to rozegrać – rzekła, ufając mu, i poszli za nimi.

Gdy Ala w sklepie zaczęła wyjmować na ladę zakupy, nagle Edward stanął za nimi i powiedział:

– Słuchaj no, moja panno, te zakupy płaci za siebie ten pan, a ty idziesz z nami do domu.

– Ale ja nie mam kasy! – uniósł się nastolatek.

– To nie przychodzi się do sklepu, proszę pana – odparł starszy mężczyzna.

Diana nerwowo spoglądała to na Alę, to na chłopaka.

– Jak można być tak bezczelnym, by od dziewczyny wyciągać pieniądze?! – nie wytrzymała i zwróciła się do młodzieńca. – Ładne wychowanie dała panu pana matka. Tylko pogratulować. Proszę poszukać sobie innej ofiary, a od mojej córki wara! – krzyknęła tak głośno, że pozostali klienci wraz z ekspedientką tylko kiwali z niedowierzaniem głowami.

Twarz dziewczyny stała się nagle pąsowa jak róża i Ala o mało nie spaliła się ze wstydu. Po tym zdarzeniu cała trójka w milczeniu wróciła do mieszkania Ediego. Matka zawołała córkę do kuchni.

– Usiądź tu z nami, Alicjo. – Wskazała jej jedno z krzeseł naprzeciwko Edwarda i siebie. Dziewczyna posłusznie usiadła i spuściła głowę. – Dlaczego nie byłaś w szkole? – zaczęła matka. – Tylko nie kłam – dodała ostrym tonem.

– Byłam tylko na dwóch pierwszych lekcjach z matmy, bo mieliśmy sprawdzian, a potem przyszedł do mnie Rudi i wyciągnął mnie na miasto. Zgodziłam się.

– Jak często wagarujesz?

– Zrobiłam to pierwszy raz, bo chciałam z nim spędzić trochę czasu.

– Czy zdajesz sobie z tego sprawę, że jeśli będziesz wagarować, nie przepuszczą cię do następnej klasy? Obniżą ci stopień z zachowania i nauczyciele będą stwarzać problemy przy zdawaniu materiału, który masz zaliczyć – wyrzuciła Diana jednym tchem.

– Dopiero teraz sobie to uświadomiłam. Mamuś, nie powinnam była, ale tak bardzo chciałam z nim być.

– Takie pierwsze wagary ciągną za sobą następne i możesz wpaść w złe towarzystwo – wtrącił się Edi.

– Nie wpadnę… – Chciała jeszcze coś powiedzieć, lecz Diana przerwała jej:

– Alu, ty już wpadłaś w złe towarzystwo, zadając się z tym bęcwałem. – Ala milczała ze spuszczoną głową, a jej matka kontynuowała wykład: – Jak możesz dawać się tak wykorzystywać? Rozumiem, że go kochasz, ale nie do tego stopnia, by wymuszał na tobie fundowanie czegokolwiek. To my tobie dajemy pieniądze na to, byś sobie kupiła cokolwiek do jedzenia, jak skończą ci się kanapki w szkole, a ty jakby nigdy nic idziesz do sklepu i mu kupujesz to, co on sobie życzy?! To szczyt wszystkiego. Oszukujesz nas i sama nie dojadasz, a potem mówisz, że źle się czujesz w szkole.

– No i zamiast na matmie, to siedzisz u higienistki, bo jest ci słabo – dodał Edward.

– Przepraszam – zdołała tylko wyszeptać przez łzy.

– Nie ma co przepraszać, ale jeśli nie skończysz z tą łachudrą, to zmniejszymy ci kasę. Nie zabraniam ci kochać, ale ten chłopak nie jest dla ciebie – rzekła matka.

– Aluś, kocham cię jak moją córeczkę, choć nią nie jesteś, ale nie pozwolę, by ktokolwiek cię wykorzystywał. Tak nie może być. Ten chłopak cię nie szanuje i nie kocha, bo gdyby cię kochał, to troszczyłby się o ciebie tak jak ty o niego. On nigdy nie będzie dobry dla ciebie, więc lepiej się z nim rozstań. Jeszcze poznasz innego, który będzie ciebie wart. Masz zbyt miękkie serducho, dlatego nie chcę, by ktoś cię ranił – przekonywał nastolatkę Edward.

Po tych słowach dziewczyna rozpłakała się i podeszła do Edwarda, wtulając się w jego ramiona. Dianę rozczulił ten gest i w głębi serca ucieszyła się z dwóch powodów. Po pierwsze, że Edward przemówił jej do rozumu i skończą się czasy cwaniackiego Rudolfa, po drugie, że jej narzeczony zachował się jak prawdziwy ojciec. O takim ojcu dla swojej córki marzyła Diana i była szczęśliwa, że tych dwoje zaczyna coraz bardziej się rozumieć. Rozmyślania Diany przerwał głos Edwarda.

– Nie płacz, kochanie, już dobrze. – Głaskał ją po jej długich, prostych włosach.

Gdy już się uspokoiła i odsunęła od mężczyzny, powiedziała, patrząc tym razem odważnie na swoją mamę.

– Przepraszam, to się już nie powtórzy. Będę chodziła do szkoły i zerwę z Rudolfem, bo od jakiegoś czasu on ciągle chce mną rządzić i to mnie boli. Odzywa się, kiedy mnie potrzebuje, a tak to mnie olewa. Nie chcę już z nim być.

– Jesteś tego pewna, Alu? – spytała matka.

– Tak, mamuś, jestem. Męczy mnie ten związek i chociaż go kocham, to zerwę z nim, a poza tym słyszałam, że on nadal się buja w takiej jednej mojej kumpeli, która ma chłopaka i nie chce być z nim.

– W której? – zapytała zaciekawiona matka.

– W Renacie Lange.

– Tej blondynce z długimi kręconymi włosami? – dopytywała matka.

– Tak, w niej.

– To czemu z nim nie zerwałaś wcześniej? – zdziwił się Edward.

– Bo dowiedziałam się wczoraj i chciałam to sprawdzić.

– Dlatego chciałaś z nim pobyć dłużej, by go wybadać, tak? – odezwała się Diana.

– Tak, dlatego.

– No dobrze, mam nadzieję, że ten dzień czegoś cię nauczył. Idź umyć ręce, bo zaraz będzie obiad.

– Dobrze – powiedziała młoda osoba i grzecznie wykonała polecenie.

To zdarzenie na długo utkwi w pamięci tych trojga, a raczej czworga, gdyż Rudolf nigdy nie pojawił się już w tym sklepie, w którym został wystawiony na pośmiewisko. Nawet nie odezwał się już do panny Lisowskiej.

Reszta dnia upłynęła w spokoju. Alicja poszła wcześniej spać, gdyż była psychicznie zmęczona sytuacją, narzeczeni również udali się do sypialni, by spakować resztę rzeczy do swych walizek, a potem położyć się i przytulić do siebie. Diana poczuła się bezpiecznie w obecności narzeczonego i dziękowała w duchu Bogu, Mirce i Laurze, że w końcu zawitała do swojego portu dzięki Edwardowi, który świecił jak latarnia morska, wskazując jej drogę, by przypłynęła wreszcie do domu.

– Wiesz, kochany, chodzi mi po głowie pewna piosenka.

– Jaka, kotku? – zapytał.

– Nie pamiętam dokładnie słów, ale coś, że w tym miejscu jest twój dom.

Gdy to usłyszał, rozpłakał się i przytulił jeszcze mocniej ukochaną.

– Nie płacz, skarbie. – Całowała jego tors.

– To jest moja piosenka – powiedział przez łzy.

– Tak? – Zaciekawiona czekała na dalszą opowieść narzeczonego.

– Moja była teściowa Hanna Badura dawno temu, jeszcze za czasów komuny, zaprosiła mnie do siebie do Niemiec, ale Laura z dziećmi zostali w Polsce. Dostałem wizę i pojechałem. Czułem się okropnie, bo bardzo samotny, bez moich najbliższych. Gdy wróciłem po trzech miesiącach, poszedłem z moją Laurą na dancing w Raczku. Niedaleko sądu była taka restauracja, Różana się nazywała. Kiedy tańczyliśmy, nagle orkiestra zagrała tę piosenkę. Wtedy dotarło do mnie jeszcze bardziej, że rodzina jest dla mnie wszystkim, i tam, gdzie ona jest, tam i ja. Teraz ty jesteś moją rodziną. – Spojrzał na Dianę i ponownie przytulił ją mocno do siebie.

Kobieta odwzajemniła się tym samym. Tak objęci zasnęli, czując, że już na zawsze będą razem. Wszystko zaczęło wskazywać, iż teraz nic i nikt nie przeszkodzi im w ich miłości, która rozkwitała coraz bardziej.

Minęło kilka dni i zakochani znów byli w swoim drugim domu, w Niemczech. Pewnego ranka Diana, siedząc przy kawie, na Telepromo znalazła Małgosię Chudzik. Była ona wieloletnią przyjaciółką Kacpra Prus, bratanka Franza.

– Edi! – krzyknęła nagle Diana.

– Co się stało? – zapytał zaskoczony jej podniesionym tonem.

– Patrz. To przecież Gosia. Pamiętam ją.

– Jaka Gosia? – dopytywał mężczyzna, zbliżając się do laptopa Diany.

– No przyjaciółka Kacpra. Poznałam ją, gdy pracowałam w Holandii. Kacper z bratem Antonim przyjeżdżali po mnie i Franza i zabierali nas na weekend do siebie. Tam czekali na nas Gosia z jej synem, Kevinem Ring.

– Jak to przyjeżdżali?! – dopytywał zszokowany Edi.

– No, normalnie. Pracowałam z Franzem przez cały tydzień w Holandii, a na weekendy zabierali nas do siebie.

– Jak długo to trwało i kiedy to było? – Zniecierpliwiony aż się zaczerwienił.

– To było wtedy, gdy pierwszy raz wyjechałam do pracy za granicę, w dwa tysiące drugim roku, w okresie letnim. Jeździliśmy tam jakieś trzy miesiące.

– A czemu ja z Laurą o tym nie wiedzieliśmy? Przecież mieszkaliśmy niedaleko nich?! – zbulwersował się mężczyzna.

– Franz zabronił komukolwiek mówić, że jesteśmy w Niemczech. Nie wiem dlaczego, ale nie chciał za żadne skarby, by Laura dowiedziała się, że tam jesteśmy.

– Co za szuja! – krzyknął, a że z nerwów zaczęły drżeć mu ręce, szybko postawił kubek z kawą na stół, by jej nie rozlać.

– Kochanie, uspokój się, proszę – powiedziała Didi, chcąc rozładować jego napięcie, które wzmagało się coraz bardziej.

– Perfidna kanalia – kontynuował. – Gdy kiedyś pytałem go o twój numer telefonu i adres w Holandii, to zawsze wykręcał się i nigdy go nie podał. Nieraz chciałem po ciebie przyjechać, ale nie mogłem naciskać Franza, by się nie domyślił i nie zaczął wypytywać mnie, czemu tak bardzo mi na tym zależy – dopowiedział.

– To chyba dlatego, że czternastego lipca w dwa tysiące drugim roku Franz usiłował mnie zgwałcić. Wydarzyło się to właśnie w Holandii i może Franz bał się, że wam powiem, co się stało.

– No tak, a jakby się o tym dowiedziała Laura, to by go rozszarpała, no i skończyłaby się jakakolwiek pomoc z naszej strony. Jak często tu przyjeżdżaliście?

– Co tydzień.

– Chyba mnie zaraz szlag trafi. A ja nic o tym nie wiedziałem. Czasem Laurze napomknąłem, że moglibyśmy po ciebie pojechać do Holandii, bo wiedzieliśmy, że tam pracujesz, ale niestety nie mieliśmy żadnego telefonu ani adresu. Laura też chciała, lecz niczego nie dowiedziała się od Franza. Nawet nie widzieliśmy nigdy twojego eksmęża ani nie wiedzieliśmy, gdzie mieszkałaś z nim w Raczku.

– No tak, Franz wstydził się swojego zięcia – odparła.

– W to nie wątpię, bo gdy go kiedyś spytałem o niego, to tylko odrzekł: „On jest tak stary jak ty, szkoda gadać”. I na tym temat się zakończył. Ba, nawet Klara mówiła, że nie wie, gdzie mieszkacie.

– Cooo?! To niemożliwe, ona u nas przesiadywała, bo ja gotowałam obiady i zapraszaliśmy ją do siebie, no bo była wiecznie sama. Żal się nam jej zrobiło i dlatego była u nas częstym gościem.

– Jak sobie o tym wszystkim teraz pomyślę, jacy ci Prusowie są wyrafinowani, to jest mi niedobrze. Oni zrobią wszystko, by czerpać korzyści z każdej strony. Klara jest taka sama jak Franz.

– Dokładnie. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że się od nich całkowicie odseparowaliśmy – stwierdziła kobieta.

– Jaka jest ta Małgosia? – zmienił temat.

– Dla mnie zawsze była bardzo serdeczna. Niestety Kacper był o nią bardzo zazdrosny i ciągle urządzał jej awantury, na przykład, kiedy byliśmy w knajpie…

– To byliście też w knajpie?! – przerwał jej.

– No tak, ale tylko dwa razy – wytłumaczyła pospiesznie.

– No i co w tej knajpie się stało?

– Kacper, po paru piwach, zaczął ją wyzywać od najgorszych, że widział, jak puszcza oczko dwóm facetom z sąsiedniego stolika.

– A to była prawda? – dopytywał.

– Siedziałam obok niej, ale nic nie widziałam, żeby kogoś zaczepiała.

– To może napisz do niej – zaproponował Dianie.

– Zastanawiam się właśnie, co robić. Wiesz, minęło już dwanaście lat, odkąd z nią utrzymywałam kontakt.

– A czemu potem nie kontynuowałyście tej znajomości?

– Od próby gwałtu Franza kontakt z całą tamtą rodziną się urwał. W tym czasie byłam w trakcie rozwodu. Mieszkałam z Alicją u sąsiadki Lisowskiego, więc miałam mnóstwo swoich problemów.

– No tak, rozumiem.

– To co teraz zrobisz z Gosią?

– W sumie miałyśmy ze sobą zawsze dobry kontakt. Napiszę do niej. – Po tych słowach wystukała parę zdań na klawiaturze i wysłała wiadomość. Niespełna pół godziny później otrzymała odpowiedź. – Jejku, odpisała mi! Boję się otworzyć i przeczytać – zawahała się, mówiąc do Edwarda.

– Takim sposobem to nigdy się nie dowiesz, co napisała.

– No tak. Otwieram. Uff – oznajmiła.

Małgosia pisała, że z Kacprem rozstała się parę lat wcześniej z powodu jego skłonności do alkoholu i zazdrości. Oprócz tego nie jest już kierowniczką sklepu, w którym pracowała prawie dwadzieścia lat, i obecnie jest na chorobowym. Najbardziej ucieszyło ją zdanie „Zawsze traktowałam cię jak moją siostrę, a Edwarda bardzo lubiłam”.

– To ty ją jednak znasz? – zdziwiła się Didi.

– Byłem z Laurą u nich może ze dwa razy, ale nie mieliśmy z nimi potem kontaktu.

– Czekaj, ona pisze, że była na pogrzebie Laury, ale z nią nie rozmawiałeś.

– Ja tego nie pamiętam. Na pogrzebie było mnóstwo ludzi, a ja nie byłem w stanie wtedy rozmawiać z kimkolwiek i nie wiedziałem, co się wokół mnie dzieje.

– No tak, rozumiem – powiedziała Diana. – Pisze, że teraz ma grypę, ale jak wyzdrowieje, to chce się z nami spotkać – dodała.

– Okej, nie ma sprawy, jestem za – uśmiechnął się i pocałował swoją lubą w usta.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: