Ostatnia republika - ebook
Ostatnia republika - ebook
„Wielką Ojczyźnianą wymyślono po to, żeby raz na zawsze, po wieki wieków usprawiedliwić okupację Europy. Po to, żeby ukryć cel wojny: Związek Radziecki rwał się do panowania nad światem. Owo panowanie chciano sobie zapewnić cudzymi rękami. Hitler miał zmiażdżyć Europę, a Stalin nieoczekiwanym uderzeniem wyzwolić ją spod władzy Hitlera. (...) Hitler zburzył plan Stalina. I wszystko runęło. Wielką Ojczyźnianą wymyślono po to, żeby ukryć tę klęskę”.
Wiktor Suworow – właściwie Władimir Bogdanowicz Rezun – to znany rosyjski pisarz i historyk. Ukończył Wojskową Akademię Dyplomatyczną w Moskwie, a następnie w latach 1974–1978 był rezydentem GRU w Genewie. Po ucieczce do Wielkiej Brytanii został zaocznie skazany na karę śmierci. Wyroku – mimo rozpadu ZSRR – do dziś nie uchylono.
Suworow jest autorem kilkunastu książek. Dom Wydawniczy REBIS opublikował jego Cień zwycięstwa, Cofam wypowiedziane słowa, Akwarium, Lodołamacz i Dzień „M” oraz powieści kryminalne z cyklu o Nastii Strzeleckiej. Ostatnia republika to trzeci tom cyklu historycznego, który rozpoczyna Lodołamacz, a kontynuują Dzień „M” oraz część czwarta - Ostatnia defilada.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7818-207-8 |
Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dlaczego Stalin nie chciał przyjąć defilady na cześć zwycięstwa?
Wszyscy byli tego samego zdania. Wojna w Europie się skończyła, ale pozostaliśmy w kapitalistycznym okrążeniu^().
MARSZAŁEK LOTNICTWA ALEKSANDER POKRYSZKIN, TRZYKROTNY BOHATER ZWIĄZKU RADZIECKIEGO
I
24 czerwca 1945 roku. Moskwa. Plac Czerwony. Orkiestra złożona z tysiąca trzystu trąb i stu bębnów. Huk i łoskot. Rozpoczyna się największa defilada wojskowa w historii ludzkości.
Pod koniec wojny w skład Armii Czerwonej wchodziło dziesięć frontów. Każdy front – to grupa armii. Niektóre fronty były niewielkie, grupowały zaledwie cztery, pięć armii, ale zdarzały się potężne, jak 1. Front Białoruski, w którego skład wchodziło dwanaście armii, w tym armia lotnicza i dwie armie pancerne Gwardii.
Tak więc każdy z dziesięciu frontów wystawił na defiladę po jednym pułku, liczącym tysiąc najlepszych żołnierzy, podoficerów i oficerów. Dziesięć frontów – dziesięć pułków. Na czele każdego sam dowódca frontu, u jego boku dowódcy wszystkich tworzących go armii, dalej chorążowie ze sztandarami pułków, które najbardziej wyróżniły się w walce, dowódcy brygad, dywizji i korpusów.
Za owymi dziesięcioma pułkami maszerowały: pułk Wojska Polskiego, pułki Radzieckiej Marynarki Wojennej, Ludowego Komisariatu Obrony, dwa lub trzy bataliony z każdej akademii wojskowej, a oprócz nich – uczelnie wojskowe, Wojska NKWD, suworowowcy^() i nachimowowcy^(), czołgi, artyleria, Katiusze, piechota zmotoryzowana, kawaleria, saperzy, łącznościowcy, spadochroniarze.
I nagle ten uroczysty przemarsz przerwano. Zgromadzeni na placu ludzie zamierają w wyczekiwaniu. Przytłaczająca cisza przeciąga się. Wtem rozdziera ją łoskot werbli. Na plac Czerwony wkracza osobliwy batalion, niosąc niemieckie sztandary. Przy mauzoleum Lenina batalion energicznie wykonał w prawo zwrot i dwieście niemieckich sztandarów zasłało mokry granit.
To była prawdziwa apoteoza zwycięstwa. Wspaniały triumf narodu radzieckiego w najstraszliwszej z wojen. Na ten moment czekały setki milionów ludzi. Miała to być najradośniejsza chwila w ich życiu, po której można już umierać bez żalu. Dziesiątki milionów zginęły, nie doczekawszy tego wielkiego dnia, ale z niezachwianą wiarą w jego nadejście. To Józef Stalin doprowadził ZSRR do zwycięstwa. Droga prowadziła przez klęski i porażki, błędy i pomyłki, wielomilionowe ofiary i niepowetowane straty. Stalin wiódł kraj od klęsk do olśniewających zwycięstw, a ich uwieńczeniem było zatknięcie na Reichstagu radzieckiej flagi – symbolu, który następnie przewieziono na moskiewskie lotnisko, gdzie witała go warta honorowa. I oto teraz czerwony sztandar zwycięstwa powiewa nad placem, a podkute buty radzieckich żołnierzy depczą mokry jedwab hitlerowskich chorągwi.
Była to chwila, w której żołnierze płakali, nie wstydząc się swoich łez. Żołnierze, co przeszli szlak bojowy od Brześcia przez Smoleńsk, Wiaźmę i Charków, Stalingrad i znowu Charków, Orzeł i Kursk, Charków po raz trzeci, Sewastopol i Noworosyjsk, przeżyli krwawą łaźnię lemiańskiego okrążenia i głód blokady, byli pod Mińskiem, Wilnem, Rygą, Tallinem, Kijowem, Warszawą, Wiedniem, Królewcem, Bukaresztem i Budapesztem, aż wreszcie dotarli do Berlina. Chwila takiej radości zdarza się tylko raz w życiu i nie każdemu bywa dana.
Wydawałoby się, że w tak podniosłym momencie tysiące ludzi zgromadzonych na placu, miliony na ulicach Moskwy i dziesiątki milionów w całym kraju i poza jego granicami powinno zjednoczyć uczucie ulgi, radości i triumfu. Że zaprawiona w bojach piechota, ogłuchli od łoskotu dział artylerzyści, czołgiści, którzy nieraz znaleźli się w płonącym czołgu, lotnicy, cudem pozostali przy życiu, i miliony ich współobywateli powinni odczuwać jedynie radosne uniesienie.
Ale tak nie było.
Złączyło ich jeszcze jedno uczucie, nie do końca uświadomione, lecz powszechne: uczucie głębokiego rozczarowania. Uczucie, które przyćmiło smak triumfu i czyniło go niepełnym. Jakieś nieuchwytne tchnienie goryczy i niedowierzania unosiło się nad placem, nad Moskwą, nad całym krajem.
Nad rozentuzjazmowanym tłumem, nad eleganckimi czworobokami uszeregowanych batalionów, nad mauzoleum i kremlowskimi basztami niby groźne widmo zawisło nie zadane przez nikogo pytanie: dlaczego to sam Naczelny Wódz Sił Zbrojnych Związku Radzieckiego osobiście nie przyjmuje defilady zwycięstwa?
Nikt nie wypowiedział tego pytania głośno, lecz każdy miał je w głębi duszy. Ono to właśnie zaprawiało posmakiem goryczy triumf zwycięzców.
II
Żołnierze na placu nie mogli podzielić się tymi wątpliwościami. Jedną z zasad wojskowej dyscypliny jest nie zadawać niepotrzebnych pytań. Mieszkańcy Moskwy też się na to nie poważyli. Towarzysz Stalin potrafił wpoić narodowi radzieckiemu głębokie przekonanie, że za zadawanie kłopotliwych pytań można się znaleźć w dość odległych i niezbyt gościnnych miejscach. Ludzie rozumieli swojego wielkiego wodza i o nic nie pytali. Jednak od tamtych czasów minęło przeszło pół wieku, za zadawanie niewłaściwych pytań nie ląduje się już w łagrze, dlaczego więc radzieccy historycy dotąd nie odpowiedzieli na nie? Ba, dlaczego ich nawet nie zadali? Czemu nie zwrócili naszej uwagi na tę sprawę? Z jakiego powodu wciąż okrywa ją wstydliwe milczenie?
To przecież doprawdy historyczna zagadka. Odbywa się defilada zwycięstwa, a Naczelny Wódz, marszałek Związku Radzieckiego Józef Stalin bierze w niej udział jako zwykły widz i obserwator. Zamiast Naczelnego Wodza przyjmuje defiladę jego zastępca, marszałek Żukow.
Co się stało? Czym ten fakt tłumaczyć?
Naczelny Wódz i zwycięstwo to pojęcia czyste, święte, nierozerwalnie ze sobą złączone. Jak cesarz i tron. W takich okolicznościach jak ta defiladę wojskową przyjmuje zastępca – to nie do pomyślenia! Czy cesarz lub król może powiedzieć swemu głównemu doradcy: proszę, masz tu koronę, berło i władzę, zastąp mnie na tronie i rządź, ja zaś będę to obserwował z boku?... A przecież 24 czerwca 1945 roku na placu Czerwonym defilada na cześć zwycięstwa miała uczcić wspaniałe zakończenie najkrwawszej w historii ludzkości wojny. Niezwykły moment w dziejach świata. Przyjęcie tej defilady było nie tylko prawem Naczelnego Wodza, lecz jego obowiązkiem.
Weźmy na przykład Hitlera. Na wielkich zgromadzeniach nazistów w Norymberdze przed frontem niekończących się kolumn oddziałów Waffen SS pojawiał się Führer. Czy możemy sobie wyobrazić, że jego miejsce zająłby ktoś inny, podczas gdy on stałby z boku? To po prostu niemożliwe. W dodatku tam, w Norymberdze, nie było czego czcić, a tu – zwycięstwo!
Logiczne byłoby takie rozwiązanie: z każdego frontu – jeden pułk. Dziesięć frontów – dziesięć pułków. Na czele każdego z nich dowódca frontu. Całą defiladę prowadzi zastępca Naczelnego Wodza Sił Zbrojnych, marszałek Związku Radzieckiego Żukow, a przyjmuje ją – sam Naczelny Wódz.
Tutaj uwaga: w końcowym okresie wojny Żukow był nie tylko zastępcą Naczelnego Wodza, lecz także pierwszym zastępcą ludowego komisarza obrony oraz dowódcą 1. Frontu Białoruskiego. Jest rzeczą oczywistą, że Żukow powinien wypełniać obowiązki zastępcy głównodowodzącego, jako że była to najwyższa z jego funkcji, a prowadzić kolumnę 1. Frontu Białoruskiego mógł zastępca Żukowa. Zastępca na czele pułku to rzecz naturalna i zrozumiała. Takie drobne odstępstwo nie naruszałoby reguły.
Tak powinno było się stać.
Ale sytuacja wyglądała inaczej: Stalin nie przyjmował defilady, przyjmował ją zamiast niego Żukow.
Kto wobec tego miał ją w zastępstwie Żukowa prowadzić? Stalin zdecydował, że Konstanty Rokossowski.
Dobry marszałek, bez wątpienia. Ale po prostu jeden z dowódców frontów. Obrażało to innych dowódców, na przykład Koniewa, Malinowskiego, Wasilewskiego.
Słowem, naturalna logika została zakłócona. Dlaczego?
W całej literaturze naukowej, jaka istnieje na ten temat, znalazłem tylko dwa wyjaśnienia. Lub, powiedzmy inaczej, dwie nieudolne ich próby.
III
Pierwsze wytłumaczenie: Stalin nie mógł jeździć konno. Niezwykle przekonujące, prawda?
Hitler także nie jeździł konno. Lubił defilady, ale nie przyjmował ich na koniu. Miał do tego celu mercedesa, uważał zresztą, że ośmieszyłby się, przyjmując wojskową defiladę konno^(). Żeby więc uniknąć śmieszności, Führer zarzucił starą tradycję i wprowadził nową. Dwudziesty wiek zresztą to stulecie, w którym ludzkość, dawniej przez całe tysiąclecia walcząca konno, przesiadła się do pojazdów mechanicznych. Dlatego również defilady zaczęto przyjmować nie na białych ogierach, lecz w autach.
Nie potrafię sobie wyobrazić Churchilla na wierzchowcu.
Obejrzałem tysiące metrów kronik filmowych – ale nigdy nie widziałem de Gaulle’a na koniu.
Roosevelt zaś był częściowo sparaliżowany. Wizytował armię w wojskowym dżipie, de Gaulle też, podobnie Churchill – samochodem.
U nas natomiast wciąż, zgodnie z tradycją, prowadzący defiladę jechał konno. Dla niego na cześć zwycięstwa wybrano konia karej maści, dla przyjmującego defiladę – siwka. Jednakże w tej szczególnej sytuacji można było odstąpić od tradycji, a raczej zapoczątkować nową, nadając jej dumną symbolikę: zaczęliśmy wojować konno, a wygraliśmy wojnę dzięki technice.
A było co pokazać. Stalin mógłby pojawić się na placu Czerwonym nie na białym wierzchowcu, lecz w czołgu IS-2, czyli „Józef Stalin”, któremu równego nie było na świecie. Podczas prowadzonych na podmoskiewskim poligonie próbnych strzelań 122-milimetrowy pocisk wystrzelony z działa tego czołgu przebił pancerz czołowy oddalonej o 1500 metrów zdobycznej Pantery, przeleciał przez przedział bojowy, zdemolował silnik i uderzył w tylną płytę kadłuba z taką energią, że wyrwał ją ze spawów i odrzucił na odległość kilku metrów. A przecież radziecki czołg ciężki IS-2 i niemiecki czołg średni PzKpfw V Panther mieszczą się w tej samej kategorii, jeśli chodzi o masę (IS-2 – 46 ton, Pantera – 45 ton). Jednakże pocisk Pantery (kalibru zaledwie 75 mm) z takiej odległości przedniego pancerza IS-2 nie był w stanie zniszczyć. Również 88-milimetrowe pociski niemieckich czołgów ciężkich PzKpfw VI Tiger (56 ton) i PzKpfw VI Tiger II (69 ton) nie były w stanie wyrządzić takich szkód, jakich dokonywał z odległości 1500 metrów czołg IS-2^(). Dlaczego więc Stalin nie mógł pojawić się na nim podczas defilady zwycięstwa? Jakaż wymowna symbolika – Józef Stalin na najlepszym w świecie czołgu „Józef Stalin”!
Poza tym wojsko radzieckie miało już pięknego IS-3. Pokazano go sojusznikom podczas defilady w Berlinie. Czołg ten przez lata stanowił niedościgły wzorzec dla konstruktorów broni pancernej na całym świecie. Był nie tylko najpotężniejszym czołgiem swoich czasów, miał także wysokie walory estetyczne. Od pół wieku ani jeden typ czołgu na świecie nie może się z nim równać pod względem elegancji sylwetki. To na nim powinien ukazać się Stalin na placu Czerwonym! Poeci i dziennikarze z pewnością znaleźliby właściwe frazy, aby sławić i opiewać to wydarzenie...
Mógł też Stalin pojawić się w zdobycznym mercedesie. To odwieczny obyczaj – zwycięski wódz ukazuje się na wierzchowcu pokonanego przeciwnika. Czy kabriolet Hitlera byłby gorszy? Warto się było nim pochwalić. Znalazłoby się takich, którzy lekkim piórem objaśniliby na łamach prasy symboliczne znaczenie owego faktu. Można też było zwrócić się do radzieckich konstruktorów, by zaprojektowali odpowiedni samochód. Kiedy okazało się, że na konferencję poczdamską potrzebny jest ogromnych rozmiarów stół, w ciągu dwudziestu czterech godzin specjaliści wykonali projekt, a złote ręce naszych mistrzów zrobiły, co trzeba – wytoczyły drewno, położyły fornir, wypolerowały, wysuszyły, a potem rozebrały na części. Nie minęła nawet doba, a stół już leciał samolotem do Poczdamu. Samochód też nie byłby problemem. Zwłaszcza że miałby służyć towarzyszowi Stalinowi.
Mógł też Stalin przyjechać zwykłym wojskowym gazikiem. Prosto i skromnie. Pasowałby do gazika słynny stalinowski wojskowy szynel. Skromność największą cnotą Wodza.
Ale cóż, Wódz nie pojawił się ani na czołgu, ani w gaziku, ani w kabriolecie. Zamiast niego wystąpił marszałek Związku Radzieckiego Żukow na przepięknym białym ogierze imieniem Kumir^().
IV
Ciąg dalszy w wersji pełnej
V
Dostępne w wersji pełnej
VI
Dostępne w wersji pełnej
VII
Dostępne w wersji pełnej
VIII
Dostępne w wersji pełnej
------------------------------------------------------------------------
^() „Sowietskij woin”, Moskwa 1985, t. 9, s. 32.
^() Korpus Kadetów im. feldmarszałka A. Suworowa .
^() Korpus Kadetów Marynarki Wojennej im. admirała P. Nachimowa .
^() Zastolnyje razgowory Gitlera, Smoleńsk 1993. Zapis z 4 lipca 1942.
^() Radzieckie czołgi wyróżniał wyjątkowo korzystny stosunek masy własnej do kalibru uzbrojenia artyleryjskiego, np. czołg średni T-34/85 z armatą kalibru zbliżonego do uzbrojenia Tygrysa (85 w porównaniu do 88 mm) ważył zaledwie 31 ton, czyli niecałą połowę masy Królewskiego Tygrysa .
^() Kumir (ros.) – idol, bóstwo.Załączniki
Załącznik nr 1
Tekst przemówienia Józefa Stalina na posiedzeniu Biura Politycznego KC WKP(b) 19 sierpnia 1939 roku
Dostępne w wersji pełnej
Załącznik nr 2
Trzecia wypowiedź Józefa Stalina na przyjęciu
Dostępne w wersji pełnej
Załącznik nr 3
Wspólna notatka Ludowego Komisarza Obrony ZSRR oraz Szefa Sztabu Generalnego Armii Czerwonej dla KC WKP(b) – osobiście dla Stalina i Mołotowa – o założeniach strategicznego rozwinięcia Sił Zbrojnych Związku Radzieckiego na zachodzie i na wschodzie kraju w latach 1940 i 1941.
Dostępne w wersji pełnej
Załącznik nr 4
Notatka Ludowego Komisarza Obrony ZSRR oraz Szefa Sztabu Generalnego Armii Czerwonej dla KC WKP(b)
Dostępne w wersji pełnej
Załącznik nr 5
Notatka Szefa Sztabu Kijowskiego Specjalnego Okręgu Wojskowego w sprawie decyzji Rady Wojennej Frontu Południowo-Zachodniego, dotyczącej planu rozwoju na rok 1940
Dostępne w wersji pełnej
Załącznik nr 6
Krótkie wojskowe rozmówki rosyjsko-niemieckie dla żołnierza i młodszego dowódcy
Dostępne w wersji pełnej