Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ostatnie tchnienie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
18 stycznia 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Ostatnie tchnienie - ebook

Niekiedy miłość trwa aż do ostatniego tchnienia.

Każda decyzja niesie ze sobą konsekwencje, a siedemnastoletnia Layla musi stawić czoła najtrudniejszym wyborom. Co wybierze, światło czy mrok? Z jednej strony grzeszny, seksowny, demoniczny książę Roth, z drugiej Zayne – wspaniały, troskliwy strażnik, z którym jednak nigdy nie wyobrażała sobie związku. Najtrudniejsza decyzja dotyczy jednak tego, której połowie swojej natury powinna zaufać.

Dziewczyna ma też nowy problem. Najniebezpieczniejszy z demonów, Lilin, został uwolniony, by siać spustoszenie wokół niej, włączając w to jej przyjaciół. Aby uchronić Sama przed losem dużo gorszym niż śmierć, Layla musi paktować z wrogiem, jednocześnie chroniąc miasto – i swoją rasę – przed zniszczeniem.

Rozdarta między dwoma światami i dwoma różnymi chłopakami, niczego nie jest pewna, a już najmniej tego, czy przeżyje, zwłaszcza kiedy dają o sobie znać stare kłopoty. Czasami jednak, gdy tajemnica goni tajemnicę, a prawda wydaje się niemożliwa do odkrycia, trzeba posłuchać głosu serca, wybrać stronę i walczyć do utraty tchu…

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8075-206-1
Rozmiar pliku: 698 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział pierwszy

Stałam w salonie Stacey, a cały mój świat po raz kolejny rozpadał się na drobne kawałki.

Sam był lilinem.

Paraliżujący strach wyciskał powietrze z moich płuc, gdy wpatrywałam się w kogoś, kto był jednym z moich najlepszych przyjaciół. Przez demonicznego adiutora, Bambi, i niezdolność do widzenia dusz, kiedy znajdowała się na mnie, nie byłam wcześniej w stanie zauważyć tego, co cały czas miałam przed nosem. Nikt tego nie dostrzegł, jednak to był Sam – to on wywołał chaos w szkole i przyczynił się do ostatnich zgonów. Zamiast odebrać duszę pojedynczym dotykiem, jak mógł to zrobić lilin, Sam się nie spieszył, skubiąc po trochu to tu, to tam, bawiąc się ofiarami i igrając z wszystkimi.

Zabawiając się mną.

Poza tym, że to, co stało teraz w domu Stacey – w skórze Sama, perfekcyjnie skrojonym kostiumie, nie było prawdziwym Samem… On już nie istniał. Bolesna świadomość, że mój przyjaciel nie żyje, i to od jakiegoś czasu, a żadne z nas o tym nie wiedziało, przeszyła mnie do szpiku kości.

Nie, żebym była w stanie go uratować. Nikt z nas nie mógł, a teraz jego dusza… jego dusza znalazła się na dole, dokąd trafiały wszystkie dusze zabrane przez lilina. Mój żołądek zacisnął się w supeł.

– Nie możesz mnie pokonać – powiedział lilin głosem brzmiącym identycznie, jak głos Sama. – Dołącz więc do mnie.

– Albo co? – Serce waliło mi w piersi, jak młotem. – Albo umieraj? Czy to nie strasznie banalne?

Lilin przechylił głowę na bok.

– Właściwie nie to chciałem powiedzieć. Potrzebuję twojej pomocy, by uwolnić naszą matkę. Aczkolwiek pozostali mogą umrzeć.

Naszą matkę. Nim zdołałam zastanowić się nad faktem, że byłam związana z istotą, która zabiła mojego przyjaciela i wywołała tak wielką katastrofę, Zayne przybrał swoją prawdziwą postać, rozpraszając mnie tym. Jego koszulka rozdarła się na plecach, gdy rozwinął skrzydła, a skóra przybrała odcień ciemnego granitu. Na głowie wyrosły mu dwa zakrzywione w tył rogi, rozdzielając długie pasma blond włosów, a nos się spłaszczył. Zayne rozchylił usta, odsłaniając kły, a z jego gardła dobył się niski, ostrzegawczy pomruk. Podszedł do Sama, zaciskając masywne dłonie w pięści.

– Nie! – krzyknęłam. Zayne zatrzymał się gwałtownie i natychmiast na mnie spojrzał. – Nie podchodź do niego. Twoja dusza – ostrzegłam zdenerwowana. A przynajmniej to, co z niej zostało, zważywszy na fakt, że ostatnio przypadkowo skubnęłam jej kawałek.

Zayne cofnął się, zachowując ostrożność.

Ponownie skupiłam się na ukrytym w ciele Sama potworze. Cokolwiek stało teraz przed nami, dzieliłam z tym ciało i krew. Dopiero niedawno odkryłam, w jaki dokładnie sposób stałam się półdemonem i półstrażnikiem. Byłam córką Lilith i to… to naprawdę stanowiło część mnie. Zrodziłam się z Lilith, więc moja krew była równie zła jak jej. To coś chciało ją uwolnić? Niemożliwe. Gdyby Lilith znalazła się na ziemi, świat, który znamy, zmieniłby się nieodwracalnie.

– Nie pomogę ci uwolnić Lilith. – Nie chciałam nazywać ją matką. Fuj. – Nigdy.

Lilin uśmiechnął się, przyglądając mi się ciemnymi, atramentowymi oczami.

– Podejdź, jak blisko chcesz. – Istota zignorowała moje oświadczenie, drwiąc z Zayne’a. Drwiąc z nas wszystkich. – Ona nie jest jedyną w tym pomieszczeniu, która posmakowała duszy strażnika.

Wciągnęłam gwałtownie powietrze, aż zapiekły mnie płuca, a Stacey jęknęła. W ułamku sekundy zobaczyłam jej relację z Samem. Od zawsze byli przyjaciółmi, lecz dziewczyna dopiero niedawno zdała sobie sprawę, że Sam od wieków był w niej zakochany. Nie zwracała jednak na niego uwagi, dopóki nie zaczął się zmieniać…

O Boże.

Stacey musiała być zdruzgotana, widząc, że chłopak, którego w końcu pokochała, stał się gorszy niż potwory krążące nocą po ulicach. W tej sytuacji nie mogłam pozwolić sobie na odwrócenie uwagi od lilina. Stworzenie w każdej chwili mogło wykonać ruch, a troje z nas było narażonych na najgorszy rodzaj jego ataku.

– Nic nie może równać się z odebraniem czystej duszy, ale to już wiesz, Laylo. Całe to ciepło i dobroć ześlizgujące się w dół gardła niczym płynna, szlachetna czekolada. – Lilin uniósł głowę i jęknął w taki sposób, przez który w normalnych okolicznościach zarumieniłabym się. – Ale brak pośpiechu i rozkoszowanie się smakiem jest jeszcze bardziej dekadenckie. Powinnaś spróbować, Laylo, i przestań być tak zachłanna, gdy się pożywiasz.

– A ty powinieneś spróbować się zamknąć. – Od potężnego demona stojącego obok mnie biło ciepło. Roth, następca piekielnego tronu, nie zmienił jeszcze postaci, ale wiedziałam, że to niedługo nastąpi. Jego słowa ociekały wściekłością. – Co ty na to?

Lilin nawet nie zerknął na Rotha.

– Lubię cię. Naprawdę, książę. Szkoda, że skończysz martwy.

Zacisnęłam dłonie, paznokcie wbiły mi się w skórę, gdy poczułam gorący i gorzki gniew. Emocje eksplodowały. Na domiar złego stałam pomiędzy Zayne’em a Rothem, co zazwyczaj było wyjątkowo niekomfortowe, ale teraz, po tym jak Roth…

Nie mogłam teraz o tym myśleć.

– Jesteś dość odważny, rzucasz groźby, choć mamy przewagę liczebną.

Stworzenie wzruszyło ramieniem w geście typowym dla Sama, co mnie zabolało.

– A może jestem po prostu inteligentny? – zapytała bezczelnie istota. – I może wiem lepiej niż wy wszyscy, jak to się skończy?

– Za dużo gadasz – warknął Roth, stawiając krok w przód. – O wiele za dużo. Dlaczego źli goście zawsze ciągną obrzydliwie długie i nudne monologi? Skupmy się od razu na części z zabijaniem, dobra?

Lilin posłał nam krzywy uśmieszek.

– Tak ci się spieszy do ostatecznej śmierci?

– Raczej spieszy mi się, by zamknąć ci jadaczkę – odparł Roth, przesuwając się i znów stając tuż obok mnie.

– To cały czas byłeś ty? – Głos Stacey drżał od bólu, który musiała odczuwać. – Nie byłeś Samem? Od kiedy…

– Od kiedy Dean rozpoczął swoje szaleńcze przedstawienie. To było dobre. – Lilin parsknął śmiechem, przyglądając się jej ciemnymi oczami. – Sama nie ma w domu już od jakiegoś czasu, ale mogę cię zapewnić, że podobał mi się… czas, który razem spędziliśmy, zapewne tak bardzo, jak podobałby się i jemu. Jeśli to dla ciebie jakieś pocieszenie.

Stacey nakryła usta rękoma, tłumiąc słowa, a po jej bladej twarzy spłynęły łzy.

– O Boże.

– Nie do końca – mruknęła gładko istota.

Podeszłam do Stacey, odwracając od niej uwagę lilina. Było mi niedobrze, czułam, że zaraz zwymiotuję.

– Dlaczego? – zażądałam odpowiedzi. – Od tygodni się przy nas kręcisz. Dlaczego nas nie zaatakowałeś?

Lilin westchnął ciężko.

– Nie chodzi mi jedynie o przemoc, zniszczenie i śmierć. Szybko odkryłem, że na ziemi jest wiele ciekawych rzeczy, spraw, które mnie cieszą. – Stwór puścił oko do Stacey, a ja się wściekłam.

Skóra zaczęła mnie swędzieć, jakbym miała na sobie tysiąc jadowitych mrówek.

– Nie patrz na nią. Nie mów do niej, nawet nie oddychaj w jej kierunku i nie myśl, że kiedykolwiek ponownie ją dotkniesz.

– Och, robiłem znacznie więcej – odparł lilin. – O wiele więcej. Wszystko, czego chciał wasz Sam, choć nie miał jaj, by to zrobić. Ale uwierzcie mi, że w tej chwili nie to jest jego zmartwieniem. Widzicie, pochłonąłem go, całą jego duszę. Na ziemi nie pozostał po nim żaden okruch. Nie jest upiorem, jak pozostali, którzy stanęli mi na drodze. Jeśli o niego chodzi, nie bawiłem się jedzeniem, skubiąc go po kawałku. Nie, jego już nie ma. Jest w…

W jednej chwili wydarzyło się kilka rzeczy jednocześnie.

Stacey rzuciła się w kierunku lilina, unosząc ręce, jakby chciała wymazać mu z twarzy ten szyderczy uśmieszek. Lilin zbliżył się do niej i, choć z jakiegoś powodu jeszcze nie odebrał jej duszy, teraz wiedziałam, że nie było żadnej gwarancji, iż tego nie zrobi. Lilin zachowywał się nieprzewidywalnie. Pokazał czym naprawdę był, a ja podejrzewałam, że robił to dla zabawy. Stworzenie stało od Stacey na wyciągnięcie ręki, a ja… cóż, tak jakby straciłam kontrolę. Zawrzała we mnie wściekłość.

Bez trudu zaczęłam się zmieniać.

Podobnie jak zdejmuje się sweter, pozbyłam się ludzkiej powłoki, którą nosiłam od tak dawna, i której w jakiś sposób rozpaczliwie się trzymałam. Wcześniej nigdy nie było to tak łatwe. Kości nie pękły i nie scaliły się na nowo. Skóra się nie naciągnęła, ale czułam jak twardnieje, stając się odporna na ostrza i kule. Podniebienie zaczęło mnie swędzieć, aż pojawiły się ostre kły potrafiące przeciąć nawet skórę strażnika, a już na pewno lilina. U podstawy mojego karku, po obu stronach kręgosłupa uwolniły się i rozpostarły skrzydła.

Ktoś w pomieszczeniu gwałtownie wciągnął powietrze, jednak nie zwróciłam uwagi kto.

Poruszając się szybko, niczym atakująca kobra, złapałam Stacey za rękę i pociągnęłam za siebie. Znalazłam się między nią a lilinem.

– Powiedziałam, żebyś jej nie dotykał. Nie patrzył na nią. Nie oddychał w jej kierunku. Jeśli to zrobisz, urwę ci łeb i wykopię go przez okno.

Lilin wzdrygnął się, postawił krok w tył. Wytrzeszczył czarne oczy, a na jego twarzy odmalowało się zdziwienie. Zacisnął usta.

– To nie fair.

Co u licha? Czy na jego obliczu właśnie zobaczyłam strach?

– Wyglądam, jakby mnie to obchodziło?

– Och, będzie. – Lilin cofnął się jeszcze bardziej, zmierzając do drzwi. – Będzie cię bardzo obchodziło.

I wtedy zniknął, obracając się i wychodząc z domu tak szybko, że stałam oniemiała, wpatrując się w pusty korytarz. Nie rozumiałam. Lilin nie zląkł się Zayne’a czy Rotha, ale gdy zmieniłam postać, podkulił ogon i zwiał?

Ugh!

– Cóż, to było… rozczarowujące. – Obróciłam się powoli, składając skrzydła. Najpierw zobaczyłam Zayne’a.

Wrócił do ludzkiej postaci. Zayne zawsze, nawet gdy wydawał się wyczerpany, był tak przystojny jakby wyszedł wprost z czasopisma „Town and Country”. Jego uroda wykraczała ponad wygląd przeciętnego Amerykanina, był ciachem dla każdej dziewczyny na tej planecie. Przypominał moje wyobrażenie anioła. Miał jasne, niebieskie oczy i niemal niebiańskie rysy twarzy, teraz patrzył na mnie z lekko rozchylonymi ustami. Jego cudownie piękna twarz była blada, przez co wyraźnie widziałam cienie pod oczami. Wpatrywał się we mnie, jakby nigdy wcześniej mnie nie widział, co sprawiło, że poczułam się dziwnie, ponieważ razem się wychowaliśmy. Jakbym stała się jakimś niezwykłym okazem.

Zaniepokoiłam się nieco, kiedy spojrzałam w kierunku kanapy. W pewnym momencie Zayne przysunął się bliżej do miejsca, gdzie znalazła się Stacey. Spodziewałam się, że zobaczę ją kołyszącą się i zwiniętą w kulkę, ale ona również się we mnie wpatrywała, przyciskając do policzków dłonie i, choć w innych okolicznościach ta mina by mnie rozśmieszyła, w tej chwili wcale nie było mi do śmiechu.

Moje serce biło jak oszalałe, gdy cofnęłam się w kierunku tylnej części pomieszczenia, gdzie stał Roth. Spojrzałam w jego bursztynowe oczy. Były wielkie, z rozciągniętymi pionowo źrenicami. Mimo to miło było na niego popatrzeć.

Roth był… cóż, na tej ziemi nie dałoby się znaleźć drugiego takiego, jak on. Prawdopodobnie miało to związek z faktem, że nawet w najmniejszym stopniu nie był człowiekiem, za to był porażający. Zawsze cudowny, nawet gdy stylizował swoje czarne włosy na jeża. Wolałam jednak jego mniej staranny image, jak teraz, kiedy włosy opadały mu na czoło, przysłaniając koniuszki uszu i równe, ciemne brwi. Złote oczy w zewnętrznych kącikach miały nieco skośny kształt. Kości policzków i szczęki były tak ostro zarysowane, że można nimi ciąć szkło, a za możliwość szkicowania lub dotknięcia jego twarzy – każdy artysta dałby się pokroić. Pełne, wyraziste usta rozchyliły się w tej chwili.

Jego skóra była opalona. Podobnie jak Zayne, przyglądał mi się z takim zdziwieniem, jakby moje właściwe miejsce znajdowało się pod mikroskopem.

Mój niepokój zmienił się w obawę, która rozprzestrzeniła się wewnątrz.

– No co? – spytałam szeptem, rozglądając się po pokoju. – Dlaczego patrzycie na mnie jakby… jakby było ze mną coś nie tak?

Przecież nie mogli się tak gapić tylko dlatego, że powiedziałam lilinowi, że urwę mu łeb. Tak, wcześniej nie byłam agresywna, ale przez ostatni tydzień sądziłam, że to ja byłam lilinem, całowałam się z Zayne’em i niemal odebrałam mu duszę, po czym zostałam skuta i uwięziona przez klan, który mnie wychował i ten sam klan prawie mnie zabił – wzięłam głęboki wdech – następnie zostałam uzdrowiona dzięki interwencji Rotha i działaniu tajemniczego wywaru dostarczonego przez konwent czarownic i czarowników czczących Lilith. Teraz zaś odkryłam, że mój przyjaciel nie żyje, jego dusza wylądowała w piekle, a jego miejsce zajął lilin. Można by pomyśleć, że potrzebuję chwili wytchnienia.

Roth odchrząknął.

– Mała, spójrz… spójrz na swoją rękę.

Na rękę? Dlaczego, u licha, w całym tym szaleństwie miałby mnie prosić właśnie o to?

– Zrób to – powiedział cicho i zbyt łagodnie.

Strach eksplodował we mnie, ale spojrzałam na lewą rękę. Spodziewałam się, że zobaczę dziwaczny, marmurowy, szaro-czarny wzór, mieszaninę skór demona i strażnika, których geny nosiłam w sobie, kombinację, którą już znałam. Moje paznokcie wydłużyły się i zaostrzyły, wiedziałam, że były na tyle twarde, by rozciąć stal, tak twarde, jak moja skóra, która… wciąż była różowa. Naprawdę różowa.

– Co do…? – Spojrzałam na drugą rękę, która wyglądała identycznie. Była różowa. Poruszyłam skrzydłami, przypominając sobie, że jednak się zmieniłam.

Zayne przełknął ślinę.

– Twoje… twoje skrzydła…

– Co z moimi skrzydłami? – niemal pisnęłam, wyciągając rękę w tył. – Złamane? Nie rozwinęły się w całości… – Moje palce nawiązały kontakt z czymś miękkim i jedwabistym. Szarpnęłam dłoń z powrotem. – Co…

Załzawione oczy Stacey były wielkie jak spodki.

– Ee, Laylo, nad kominkiem jest lustro. Chyba powinnaś się w nim przejrzeć.

Spojrzałam Rothowi w oczy, zanim odwróciłam się na pięcie i podbiegłam do kominka. Byłam pewna, że matka Stacey nigdy go nie używała. Złapałam się jego białej obudowy i spojrzałam w swoje odbicie.

Wyglądałam normalnie, jak przed przemianą… jakbym wybierała się do szkoły, czy coś. Moje oczy miały odcień jasnej szarości rozwodnionej błękitem. Włosy tak jasne, że niemal białe, były jak zwykle rozrzucone na wszystkie strony. Wyglądałam jak pozbawiona kolorów chińska laleczka, żadna nowość, poza dwoma kłami wystającymi z moich ust. Nie chciałabym pokazywać ich w szkole, ale nie one zwróciły moją uwagę.

To skrzydła.

Wielkie, nie tak duże jak u Zayne’a czy Rotha, przeważnie miały fakturę skóry, ale teraz były czarne… czarne i pokryte piórami. Prawdziwymi piórami. Ta miękka, jedwabista rzecz, którą poczułam? To były małe piórka.

Pierze.

– O Boże – szepnęłam do swojego odbicia. – Mam pióra.

– To zdecydowanie pierzaste skrzydła – powiedział Roth.

Obróciłam się, końcówką prawego pierzastego skrzydła przewracając lampę.

– Mam pióra na skrzydłach!

Roth przechylił głowę na bok.

– Tak, masz.

W ogóle nie pomagał, więc zwróciłam się do Zayne’a.

– Dlaczego mam pióra na skrzydłach?

Zayne powoli pokręcił głową.

– Nie wiem, Laylo. Nigdy czegoś takiego nie widziałem.

– Kłamczuch – syknął Roth, piorunując go morderczym spojrzeniem. – Już to widziałeś. Ja również.

– Ja nie widziałam – mruknęła Stacey, która w tej chwili przyciągnęła kolana do piersi i wyglądała, jakby zaraz miała się zacząć kołysać. Do niedawna Stacey nie wiedziała kim naprawdę był Roth. Nie wiedziała nawet o mnie. To musiało być dla niej dużym zaskoczeniem.

– Dobra. Kiedy i gdzie widzieliście to wcześniej? – zapytałam ostro, oddychając zbyt pospiesznie. – Od teraz będę musiała golić skrzydła?

– Mała… – Usta Rotha drgnęły.

Uniosłam rękę, wskazując na niego palcem.

– Nie waż się śmiać, kretynie! To wcale nie jest śmieszne. Moje skrzydła to wybryk natury!

Uniósł obie ręce.

– Nie będę się śmiał, ale myślę, że powinnaś odpuścić sobie maszynkę do golenia. Poza tym wiele stworzeń ma pióra na skrzydłach.

– Kto na przykład? – zażądałam odpowiedzi. Wciąż istniały nadnaturalne istoty, których nie znałam?

– Na przykład… jastrzębie – odparł.

Ściągnęłam brwi.

– Jastrzębie?

– I orły?

– Nie jestem ptakiem, Roth! – Traciłam cierpliwość. – Dlaczego mam pióra na skrzydłach?! – wrzasnęłam tym razem do Zayne’a. – Widziałeś to wcześniej? Gdzie? Niech mi ktoś powie…

Przerwałam, ponieważ podłoga pod moimi stopami zaczęła drżeć. Wstrząsy nasiliły się, przenosząc się na ściany, poruszając lustrem i obrazami. Kawałek tynku odpadł z sufitu. Dom zachwiał się w posadach i rozległ się ogłuszający huk.

Stacey poderwała się z kanapy i złapała Zayne’a za ramię.

– Co się dzieje?

Zapominając o skrzydłach, wymieniłam z Zayne’em znaczące spojrzenie. To wszystko wyglądało zbyt znajomo. Czułam to już wcześniej, gdy…

Przez okno, drobne pęknięcia w ścianie i spod desek podłogowych wpadł oślepiający blask. Miękkie, jasne światło wędrowało po suficie i zaczęło przesuwać się w dół. Odskoczyłam na bok, unikając nawet najdrobniejszych promieni. Dobrze pamiętałam, co stało się ostatnim razem, gdy byłam na tyle głupia, by dotknąć tego światła.

Mój gatunek nie mógł tego zrobić. Roth także.

– Cholera – mruknął książę.

Moje serce stanęło, gdy ucichło dudnienie, a piękna poświata zniknęła. W okamgnieniu Roth stanął obok, trzymając mnie za ramię.

Stacey wzięła głęboki oddech.

– Dlaczego tu pachnie, jakby ktoś chciał nas udusić świeżym praniem?

Miała rację, nowa woń wypełniła powietrze. Dla mnie zapach był piżmowy i słodki. Niebo… niebo pachniało tak, jak każdy tego chciał, tym czego najbardziej na świecie pożądał, więc każdemu ta woń przypominała coś innego.

Zayne wepchnął Stacey za siebie. Miałam przeczucie, że Roth zamierzał wyciągnąć stąd nasze niezbyt anielskie tyłki. W pomieszczeniu dało się odczuć potężną moc. Słodki aromat, który napełnił mnie tęsknotą, zmienił się w zapach koniczyny i kadzidła. Poczułam ciepło na plecach i wiedziałam, że było za późno na ucieczkę.

O nie.

Stacey wciągnęła gwałtownie powietrze.

– O mój… – Jej oczy wywróciły się do tyłu, a kolana odmówiły posłuszeństwa. Złożyła się jak harmonijka. Zayne złapał ją nim uderzyła w podłogę, ale nawet nie miałam czasu się o nią martwić.

Nie byliśmy sami.

Nie chciałam się odwracać, ale musiałam to zrobić. Musiałam, ponieważ chciałam ich zobaczyć, zanim wymarzą mnie z powierzchni ziemi. Roth pewnie poczuł to samo, bo również się odwrócił. Miękki blask odbijał się na jego policzkach. Zmrużył oczy, a ja zerknęłam na drzwi.

Dwaj z nich stali tam niczym wartownicy, wysocy na jakieś dwa metry, a może nawet więcej. Byli tak piękni, że patrzenie na nich niemal sprawiało ból. Ich włosy miały kolor pszenicy, skóra mieniła się, absorbując otaczające ich światło. Nie byli biali, czarni, ani nawet nie mieli koloru pośredniego, jednak w jakiś sposób łączyli wszystkie barwy jednocześnie. Nosili coś w rodzaju lnianych spodni. Ich oczy były śnieżnobiałe, bez tęczówek i źrenic. Zastanawiałam się, jak w ogóle mogli widzieć. Mieli nagie klatki piersiowe i stopy. Szerokie ramiona były rozbudowane, podobnie jak u strażników, zaś wspaniałe, olśniewająco białe skrzydła rozciągały się na przynajmniej dwa i pół metra w każdą stronę.

I również pokrywały je pióra.

Choć w przeciwieństwie do moich, na ich piórach znajdowały się setki oczu, a właściwie gałek ocznych, które nie mrugały, ale poruszały się nieustannie, sprawiając wrażenie, że chłonęły wszystko jednocześnie.

Każda z postaci trzymała złoty miecz, prawdziwy, pieprzony miecz – miecz, który wydawał się długi, jak moje nogi. Cały ten obraz był prawdopodobnie najbardziej szaloną rzeczą, jaką widziałam, a w moim siedemnastoletnim życiu widziałam ich już naprawdę wiele.

Stali tutaj ci, którzy prowadzili to małe przedstawienie zwane życiem, którzy stworzyli strażników, i którzy dla demonów stanowili odpowiednik przerażających potworów. Nigdy w historii nie zdarzyło się, by przebywali w obecności kogokolwiek, kto miał w żyłach choćby ślad demonicznej krwi, bez natychmiastowego zakończenia jego istnienia.

Czułam moje skrzydła – opierzone skrzydła – przyciśnięte ciasno do pleców. Nie wiedziałam nawet dlaczego próbowałam je w tej chwili ukryć, ale byłam odrobinę skrępowana. Mimo to nie miałam ochoty zmieniać się w ludzką postać. Na pewno nie w obecności tych stworzeń.

Nie mogłam oderwać od nich wzroku. Podziw walczył z przerażeniem. Byli… byli aniołami, a ich opierzone skrzydła świeciły tak jasno, że właściwie płonęły. Nigdy nie znalazłam się w obecności żadnego z nich, nie było mi wolno nawet gdy przybywały do rezydencji, by spotkać się z liderem naszego klanu, Abbotem. Zawsze zmuszano mnie do opuszczania domu, więc nie sądziłam, że kiedykolwiek ich zobaczę.

Dotknęła mnie nieodparta potrzeba zbliżenia się do nich, więc musiałam wykorzystać całą swoją siłę, by zignorować to uczucie. Odetchnęłam głęboko. Ich zapach był wspaniały.

Roth nagle się szarpnął, a mnie serce podeszło do gardła. Obleciał mnie strach. Zrobili mu coś? I wtedy to zobaczyłam. Cień wypływający z niego, wypełniający przestrzeń pomiędzy nami. To również już wcześniej widziałam. Działo się tak za każdym razem, gdy adiutor schodził z jego skóry.

Wiedziałam, że to nie Bambi czy kocięta, ponieważ cień pochodził ze środkowej części jego ciała… cóż, głównie z tej, gdzie był pasek jego jeansów. Znajdował się tam tylko jeden tatuaż, tylko jeden widziałam.

Był to smok. Roth ostrzegał wcześniej, że schodził z jego skóry tylko wtedy, gdy kłopoty były naprawdę poważne lub poważnie się wkurzył.

Były tu alfy, a do zabawy właśnie włączał się Tuptuś.

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: