Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Oszukana - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
14 kwietnia 2017
Ebook
32,50 zł
Audiobook
30,00 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
32,50

Oszukana - ebook

Kate Linville, policjantka pracująca w Scotland Yardzie, czuje, że odebrano jej szczęśliwe życie. Ojciec był jedyną osobą, którą ta nieśmiała i samotna kobieta tak naprawdę kochała, więc kiedy zostaje w brutalny sposób zamordowany w swoim domu, Kate traci ostatnie oparcie. Policjantka nie ufa uzależnionemu od alkoholu miejscowemu śledczemu, dlatego postanawia sama rozwiązać zagadkę tajemniczej zbrodni. Z czasem coraz bardziej przekonuje się, że przeszłość ojca była ułudą, a on zupełnie innym człowiekiem niż ten, za którego uważała go przez całe życie…

W tym samym czasie pewna londyńska rodzina wyrusza na upragnione wakacje. Jonas Crane, znany scenarzysta, wraz z żoną i synem wyjeżdża na torfowiska, by wśród ciszy i spokoju pokonać grożące mu wypalenie zawodowe. Żadne z nich nie przypuszcza, że za sprawą historii zamordowanego ojca Kate znajdą się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Zbiegły zbrodniarz szuka bowiem dobrego schronienia…

„Mistrzowsko opowiedziana historia”. BUNTE

„Książka, która przyprawi cię o dreszcze!” People

„Charlotte Link stworzyła idealną mieszankę napięcia i emocji”. FÜR SIE

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8110-139-4
Rozmiar pliku: 1 000 B

FRAGMENT KSIĄŻKI

Piątek, 14 września 2001

Było jeszcze tak gorąco jak latem. W południe wrócił ze szkoły do domu i natychmiast wsiadł na rower. Ów wspaniały szybki rower w kolorze niebieski metalik, który dostał w lipcu na urodziny. Skończył wtedy pięć lat i z początkiem września poszedł po raz pierwszy do szkoły. Nauka sprawiała mu przyjemność. Nauczyciele byli mili, także koledzy w klasie. Wydawał się sobie bardzo dorosły. A najlepsze było to, że miał najlepszy rower ze wszystkich. Mimo że Gawin, jego klasowy kolega, z którym siedział w jednej ławce, stale się chwalił, że jego rower jest lepszy, co nie było prawdą. Widział ten rower – nawet w połowie nie był tak dobry jak jego.

– Najpóźniej o szóstej bądź z powrotem! – zawołała za nim matka. – I uważaj na siebie!

Tylko skinął głową w odpowiedzi. Matka stale się o niego martwiła. Obawą napawał ją ruch uliczny, źli ludzie, którzy uprowadzają dzieci, nawet ewentualne burze, które można było napotkać.

– To dlatego, że cię kochamy – odpowiadała, kiedy złościł się z tego powodu.

Zanim opuścił miasto, jechał bardzo ostrożnie. Nie był dzieckiem, wiedział, na co trzeba uważać. Ale teraz miał przed sobą zupełnie pustą trasę. Odkrył ją kilka tygodni temu i od tego czasu przyjeżdżał tu prawie codziennie. Była to wąska polna droga, po której bardzo rzadko jeździły samochody. Ciągnęła się między łąkami i polami i wydawała się nie mieć końca ani początku. W słoneczne dni, takie jak dzisiejszy, stawała się białym zakurzonym paskiem wśród płaskich pól, które sięgały aż po horyzont. Latem z pewnością rosło tu zboże i zasłaniało widok, ale teraz wszystko było już zżęte, co tylko potęgowało wrażenie nieskończoności. I wolności.

A teraz był słynnym kierowcą wyścigowym i jeździł samochodem marki Ferrari. Jechał w czołówce wyścigu – ale pozostali zawodnicy byli tuż za nim. Dreszczyk emocji był więc tym większy. Musiał dać z siebie wszystko. Zwycięstwo było tuż-tuż, lecz należało walczyć ze wszystkich sił. Pozostali zawodnicy byli równie dobrzy. Jednak to on był najlepszy. Wiedział, że zaraz stanie na podium jako zwycięzca i opryska szampanem wiwatujący na jego widok tłum. Wszystkie kamery skierują się prosto na niego, a krzyczący komentator będzie bliski utraty głosu. Przycisnął więc pedały i niemal położył się na kierownicy roweru. Poczuł gwałtowne uderzenie wiatru na twarzy i we włosach.

Życie wydawało mu się tak piękne, że był gotów krzyczeć z radości.

Był tu zupełnie sam, jeśli nie liczyć jego fikcyjnych współzawodników. Jak okiem sięgnąć – nikogo. Tylko on. I ta nieskończoność drogi.

Nie miał pojęcia, że nie był już sam.

Nie miał pojęcia, że pozostały mu zaledwie dwie minuty do końca. Do końca jego kariery najsłynniejszego kierowcy wszech czasów.

I życia – takiego, jakie znał.Sobota, 22 lutego 2014

Była szansa, aby ujść z tego cało i uratować skórę.

Sypialnia Richarda Linville’a mieściła się pod samym dachem domu, prowadzące do niej drzwi można było zamknąć na klucz, a w środku znajdował się telefon. I kiedy tej zimnej i mglistej lutowej nocy Richard obudził się nagle przerażony, słysząc jakiś dziwny dźwięk, którego nie potrafił rozszyfrować, a który brzmiał tak podejrzanie jak odgłos rozbijanej szyby, powinien był wyskoczyć z łóżka, zamknąć drzwi i natychmiast wezwać policję. Ale Richard nie był człowiekiem, który od razu wołałby o pomoc tylko dlatego, że nocą usłyszał w swoim domu coś dziwnego, coś, co równie dobrze mogło się okazać złudzeniem. Zanim przeszedł na emeryturę, pracował jako nadkomisarz w North Yorkshire Police i niełatwo go było wystraszyć. I jeśli naprawdę działo się coś dziwnego, najpierw próbował wyjaśnić to sam.

Bezszelestnie i zadziwiająco zwinnie jak na swój wiek podniósł się z łóżka, wymacał w ciemnościach górną szufladę nocnej szafki, wysunął ją i zza stosu starannie poukładanych chusteczek wyciągnął pistolet. Dawniej, w czasie służby, nie nosił broni, ale jako były funkcjonariusz policji kryminalnej wiedział, że także będąc emerytem, nie może wykluczyć pewnego zagrożenia swej osoby. Zbyt wielu ludzi ścigał, zbyt wielu postawił przed sądem, było więc oczywiste, że miał wrogów. Niektórzy dzięki niemu już od wielu lat siedzieli za kratkami. Dlatego też postarał się o pistolet, ale fakt, że nie szedł spać, nie mając go pod ręką, był wyłącznie środkiem ostrożności.

Wyślizgnął się z pokoju, zatrzymał na półpiętrze i nasłuchiwał. Nic nie było słychać oprócz cichego bulgotania wody w rurach centralnego ogrzewania. Żadnego podejrzanego trzeszczenia, skrzypienia, niczego, co przypominałoby dźwięk tłuczonej szyby. Prawdopodobnie się pomylił, albo coś mu się przyśniło. Jak dobrze, że się nie ośmieszył i nie zadzwonił do któregoś z dawnych kolegów.

A jednak przed powrotem do łóżka postanowił się upewnić.

Powoli i w zupełnej ciszy schodził po schodach. W marcu tego roku miał skończyć siedemdziesiąt jeden lat i był dumny z tego, że na jego ciele prawie nie można było dostrzec żadnych oznak starości. Przypisywał to temu, że zawsze uprawiał dużo sportu, dziś jeszcze, niezależnie od pogody, każdego dnia przebiegał długie odcinki, a swoje niezbyt zdrowe upodobania kulinarne kompensował przynajmniej poprzez całkowitą rezygnację z papierosów i znaczne ograniczenie napojów alkoholowych. Większość ludzi, których spotykał, uważała go za młodszego, niż był, a u wielu kobiet miałby ciągle duże szanse. Choć co prawda do tego ostatniego nie przywiązywał żadnej wagi. Jego żona, Brenda, kobieta, z którą spędził czterdzieści jeden lat życia, zmarła trzy lata temu na raka po długiej walce z chorobą.

Dotarł już na dół. Na prawo od niego znajdowały się drzwi wejściowe do domu, które jak każdego wieczoru starannie zamknął. Przed sobą miał salon z narożnym oknem wychodzącym na ulicę. Richard zerknął przez nie na dół. Wszędzie pusto, cicho i ciemno. Zasłony nie były zaciągnięte. Nocne ciemności nigdy nie są zupełnie czarne i zwykle nawet wtedy na końcu ulicy można było dostrzec kościół w Scalby, który wzniesiono swego czasu na porośniętym drzewami wzgórzu. Dziś jednak mgła była zbyt gęsta – otulała szczelnie jak wata ulice i domy, tak że nie można było dostrzec nawet budynku po przeciwnej stronie. Richard miał przez chwilę upiorne wrażenie, że nie tylko jest zupełnie sam na tym świecie, ale przede wszystkim, że jest przez wszystkich opuszczony. Ale przywołał się szybko do porządku: przecież to bzdura. Wszystko było takie samo jak zawsze. Przyczyną tego stanu była tylko mgła.

Kiedy się odwracał, znów dobiegł go jakiś szmer. Zabrzmiało to jak ciche skrzypienie i w ogóle nie przypominało zwykłych odgłosów, jakie można było usłyszeć nocą w domu. Dźwięk dotarł do niego z kuchni i Richard miał wrażenie, że ktoś stanął na odłamkach szkła. I to pasowało do tego, co przedarło się do jego snu.

Odbezpieczył broń i ruszył przez korytarz w stronę kuchennych drzwi. Pojmował, że robił dokładnie to, co tak usilnie odradzała ludziom policja i przed czym on także wszystkich przestrzegał: Jeśli jesteście pewni, że w waszym domu jest włamywacz, nie próbujcie działać na własną rękę. Ukryjcie się w bezpiecznym miejscu, opuszczając dom albo zamykając się w jednym z pomieszczeń, i wezwijcie telefonicznie pomoc. Zachowujcie się przy tym tak cicho, jak to tylko jest możliwe. Sprawcy nie mogą mieć świadomości, że zostali zauważeni.

Ale jego to oczywiście nie dotyczyło. On był policjantem, nawet jeśli już nie pracował zawodowo. A poza tym miał broń i znakomicie umiał się nią posługiwać. To odróżniało go od większości mieszkańców miasta.

Dotarł do kuchennych drzwi. Były zamknięte, jak zawsze w czasie zimowych nocy. Drzwi, które prowadziły z kuchni do ogrodu, były już stare i na tyle nieszczelne, że do środka dostawało się dużo zimna, które przy zamkniętych drzwiach kuchennych przynajmniej nie przenikało do dalszych części domu. Richard wiedział, że dawno należało je wymienić. Już Brenda narzekała na nie dostatecznie często – z powodu zimna, ale także właśnie bezpieczeństwa. W odróżnieniu od bardzo solidnych drzwi wejściowych te prowadzące do ogrodu można było całkiem łatwo wyłamać.

Nasłuchiwał, trzymając pistolet gotowy do strzału. W ciszy słyszał jedynie swój własny oddech.

Ale jednak wiedział, że coś czy też ktoś tam był. Nie odniósłby tylu sukcesów w policji, gdyby w ciągu wielu lat służby nie rozwinęło się w nim owo osobliwe wyczucie grożącego niebezpieczeństwa.

Ktoś był w kuchni.

Najpóźniej teraz powinien był wezwać pomoc. Bo przecież nie miał pojęcia, ilu mogło być włamywaczy. Możliwe, że przyjdzie mu się zmierzyć z jednym człowiekiem. Ale być może będzie miał do czynienia z dwojgiem lub trojgiem ludzi i wówczas nie mógłby wykorzystać swej przewagi polegającej na posiadaniu broni. I później nie za bardzo by wiedział, dlaczego właściwie zlekceważył wszystkie zasady i przepisy i podjął tak wielkie ryzyko, którego rozmiarów nie był nawet w stanie skalkulować. Starczy upór? Przecenianie samego siebie? A może chciał sobie coś udowodnić?

W rzeczywistości nie miał już zbyt wiele czasu, aby odpowiedzieć na to pytanie.

Wszystko stało się dokładnie w tej samej chwili: chciał właśnie ostrożnie nacisnąć klamkę u drzwi, ale jednocześnie gdzieś w ciemnościach jadalni, tuż obok siebie, dostrzegł jakiś ruch i poczuł tak silne uderzenie w ramię, że wydał z siebie gwałtowny okrzyk bólu. Z rozpaczą próbował utrzymać pistolet, lecz uderzenie trafiło w nerw w taki sposób, że przez chwilę wszystkie jego mięśnie były jak sparaliżowane. Broń wypadła na podłogę i z hałasem potoczyła się w stronę jadalni, a Richard wykonał jakiś nieskoordynowany ruch w jej stronę, choć wiedział już, jak bardzo bezsensowny był jego zamiar: wróg znajdował się dokładnie tam, w jadalni właśnie. Nagle pojął, na czym polegał największy błąd, jaki popełnił w czasie ostatnich kilku minut: założył, że włamywacz, albo włamywacze, wszedł do domu przez kuchenne drzwi prowadzące do ogrodu – bo stanowiły najsłabszy punkt. Ale przecież także w jadalni znajdowały się drzwi prowadzące do ogrodu i najwyraźniej w nich właśnie wybito szybę. Richard w czasie długich lat pracy wyszkolił wielu młodych policjantów i credo, które im przekazywał, zawsze brzmiało: niczego nie przyjmujcie za pewnik. Zawsze należy sprawdzić wszystko, każdą możliwą opcję. Od tego może zależeć życie wasze albo innych ludzi.

Nie mógł pojąć, dlaczego dzisiejszej nocy naruszył niemal każdą ze swoich zasad.

Silny cios w żołądek spowodował, że osunął się na kolana i zaraz potem poczuł uderzenie pięścią w skroń. Na chwilę zrobiło mu się czarno przed oczami, ale to wystarczyło, aby przewrócić go na podłogę. Nie stracił przytomności, choć miał wrażenie, że świat nagle zakręcił się wokół niego i zalała go nagła fala mdłości. Próbował stanąć, lecz silny kopniak w żebra spowodował, że znów upadł. Zaraz potem poczuł, że ktoś chwycił go brutalnie i jednym szarpnięciem podniósł. Ten przeciwnik był niezwykle silny. I bardzo zdecydowany.

Ktoś gwałtownie otworzył kuchenne drzwi, zapalił światło i wepchnął Richarda do środka. Włamywacz, trzymając go mocno jedną ręką, wyszarpnął drugą krzesło spod stołu i postawił je na środku pomieszczenia. Richard, oślepiony, zmrużył oczy, a za chwilę siedział już na krześle, ciągle walcząc o każdy haust powietrza, bo ostatni kopniak w żebra na dłuższą chwilę pozbawił go możliwości oddychania. Czuł, że jego lewe oko zaczyna gwałtownie puchnąć i że kleista substancja, przypuszczalnie krew, ciekła mu z nosa. Niemal nie był w stanie myśleć tak szybko, żeby nadążyć za tym, co się z nim działo, nie mówiąc oczywiście o tym, że nie mógł też zrobić niczego, aby się bronić.

Ktoś szarpnął go za ramiona, przeciągnął je za oparcie krzesła i związał nadgarstki. Tak brutalnie i ciasno, że zdrętwiały niemal natychmiast. I zaraz potem w nagie, sterczące spod piżamy kostki Richarda wpił się cienki drut. Łącznik do kabli, jak stwierdził za chwilę, a to oznaczało, że nie miał najmniejszych szans, aby uwolnić się z tych więzów bez czyjejś pomocy. Kamienna podłoga pod jego stopami była w dodatku lodowato zimna.

„Powinienem był włożyć kapcie” – pomyślał.

W jego położeniu była to doprawdy osobliwa myśl. Musiał się przecież zmierzyć z o wiele poważniejszymi problemami.

Podniósł głowę, popatrzył i stwierdził, że ma do czynienia tylko z jednym człowiekiem, choć co prawda liczba przeciwników w jego obecnym położeniu nie grała już żadnej roli. Był to niezwykle wysoki mężczyzna. Budowa jego ciała zdradzała, że musiał być dość młody – mógł mieć około trzydziestu lat. Wyglądał, jak gdyby spędzał dużo czasu na treningu w siłowni, a może nawet uprawiał boks. Sprawiał wrażenie wręcz naładowanego agresją.

Jeszcze jedno uderzyło Richarda, choć nie bardzo był pewien, czy ma to interpretować na swoją korzyść czy też nie: młody mężczyzna miał na rękach rękawiczki, a na głowie robioną na drutach czapkę nasuniętą nisko na czoło. Był więc na tyle przebiegły, że wiedział, jak uniknąć pozostawienia śladów DNA i odcisków palców. I nie dawał się poznać swojej ofierze. Świadczyło to o pewnym profesjonalizmie, a ogólnie zawsze było tak, że szanse na szczęśliwe zakończenie były większe, jeśli miało się do czynienia z tego rodzaju sprawcą. Taki człowiek nie tracił zbyt szybko panowania nad sobą i nie wpadał w panikę, która zwykle kończyła się rzezią. Także to, że ukrywał swoją tożsamość, przemawiało za tym, że Richard mógł przeżyć tę noc. Ale jakiś instynkt podpowiadał mu, że tego akurat napastnik nie planował. Młody mężczyzna był chyba na tyle ostrożny, aby zabezpieczyć się przed każdą ewentualnością.

Richard pogrążył się w koszmarze niepewności.

Nie sądził też, że agresor włamał się do domu w celach rabunkowych. Zgodnie z jego doświadczeniem złodzieje na ogół unikali konfrontacji z mieszkańcami. Ten mężczyzna raczej wymknąłby się jak najciszej do ogrodu przez drzwi jadalni, kiedy tylko usłyszałby kroki na schodach. Miał na to dość czasu. Nie czyhałby na niego, nie próbowałby go pobić, co tylko zwiększało ryzyko jego pochwycenia.

To włamanie miało więc coś wspólnego z osobą Richarda. Gdyby się nie obudził, intruz poszedłby na górę i napadł go w łóżku. Los dał więc Richardowi szansę, którą on tak lekkomyślnie zaprzepaścił.

Ale, do diabła, co ten typ miał z nim wspólnego?

– Popatrz na mnie, ty gnoju – odezwał się młody mężczyzna, który teraz stał wyprostowany przed Richardem. Dżinsy, koszulka z krótkim rękawem mimo zimowej temperatury. Niemal widziało się grę jego muskułów na ramionach. Ten typ był silny jak niedźwiedź.

Richard spojrzał na niego uważniej. Jego lewe oko puchło coraz szybciej, ale prawym widział dobrze.

– Znasz mnie? – spytał napastnik.

Właśnie nad tym Richard zastanawiał się gorączkowo od kilku minut, przy czym to, że nie widział twarzy mężczyzny, nie ułatwiało sprawy.

– Skąd mam wiedzieć? – spytał. – Przecież ukrywa pan twarz.

W odpowiedzi pięść napastnika uderzyła go w szczękę. Zobaczył wszystkie gwiazdy i poczuł, że jest bliski utraty przytomności. Ból dotarł do niego dopiero po chwili – i był on tak silny, że Richard nie potrafił zdusić głośnego stęknięcia. Poczuł też, że uderzenie złamało mu jakąś kość, prawdopodobnie szczęki. Spróbował przełknąć, co udało mu się za którymś razem. Połknął gęstą krew.

– Czego… pan… chce? – wyrzucił z siebie z trudem.

– Naprawdę mnie nie pamiętasz? – spytał mężczyzna. – Moja twarz nie gra roli, rozumiesz? Wystarczy, jeśli przypomnisz sobie kilka obrzydliwych podłości z twojego pełnego perwersji życia. Wtedy cię oświeci, kogo masz przed sobą.

Czy to ktoś, kogo w czasie swoich lat pracy wsadził do więzienia? Ale przecież takich ludzi było wielu.

Richard nie ważył się odpowiadać, lecz patrzył z rozpaczą w twarz przeciwnika.

– Naprawdę myślałeś, że tak łatwo uda ci się przed tym uciec?

Richard z trudem sformułował odpowiedź.

– Ja… nie wiem… kim… pan jest.

Wewnętrznie przygotował się na kolejny cios, który jednak nie nastąpił. Obcy mężczyzna kołysał się na stopach, stojąc przed nim.

– Nie masz pojęcia, ty mały dupku. Naprawdę nie masz pojęcia, prawda?

– Nie – potwierdził Richard i tym razem ponownie trafiła go pięść, teraz prosto w żołądek. Tak gwałtownie, że na chwilę zabrakło mu tchu. Walczył o haust powietrza, po czym pochylił się do przodu tak daleko, jak było to możliwe, i wypluł krew na podłogę.

On mnie zamorduje. To jedyny powód, dla którego tu jest.

Bo napastnik nieprzypadkowo włamał się właśnie do jego domu, o tym Richard był już przekonany. To nie było tak, że ten człowiek obejrzał sobie jakiś dom, jeden z wielu, i postanowił trochę podręczyć, a potem zabić jego mieszkańców. Z tego rodzaju motywacją Richard zetknął się nieraz w czasie wielu lat swojej pracy i czasami nie mógł pojąć, dlaczego w efekcie swobodnego wyboru i zwykłego przypadku ludzie padali ofiarą najokrutniejszych zbrodni. Ale tu nie chodziło o to. Czuł nienawiść swojego przeciwnika skierowaną wyłącznie przeciwko niemu. I choć nie znał młodego mężczyzny – to najwyraźniej ten wybrał go z pełną świadomością.

– Proszę… – wystękał z trudem – niechże mi pan powie…

Kopniak wymierzony prosto w jego piszczel był tak bolesny, że Richard wprost zawył z bólu. Ten typ nosił buty z metalowymi kolcami. Policjant poczuł krew wypływającą z nogawki piżamy. Wiedział, że jego jedyną szansą było ustalenie, co łączyło go z tym człowiekiem. Gdyby mógł z nim pomówić. Rozmowa z ludźmi pomagała prawie zawsze. Ale musiał oczywiście wiedzieć, o czym miał z nim rozmawiać.

Zebrał całą odwagę. Bolało go już wszystko, żebra, żołądek, noga, twarz. Bał się wprost potwornie, że znów będzie bity, jeśli tylko odważy się otworzyć usta, ale jednocześnie wiedział, że przegra, jeśli tego nie spróbuje.

– Ja… naprawdę nie wiem, co… mi pan zarzuca – powiedział. Formułowanie i wypowiadanie słów przychodziło mu z wielkim trudem; jego wargi też zdążyły już spuchnąć i stale czuł, że połyka krew. – Proszę… ja chciałbym wiedzieć. Moglibyśmy… o tym pomówić…

W jego stronę znów wystrzeliła pięść – odruchowo uchylił głowę. Uderzenie musnęło go tylko, ale jego przeciwnik natychmiast chwycił go za włosy i przytrzymał. Szarpnął jego głową do tyłu tak mocno, że Richard miał wrażenie, iż mężczyzna skręcił mu kark. A za chwilę druga pięść trafiła w jego i tak złamany nos, opuchnięte oko i usta. Napastnik uderzał w jego twarz raz za razem.

„Umieram – pomyślał. – Umieram, umieram”.

Mężczyzna przestał go bić, kiedy Richard był bliski utraty przytomności. Czuł, że brakowało do tego zaledwie ułamka sekundy, i żałował, że tak się nie stało. Utrata przytomności była w tej chwili jego jedynym pragnieniem. Oprócz pragnienia, aby umrzeć szybko.

Dygotał, wił się i trząsł z wszechogarniającego bólu. Nieomal składał się wyłącznie z cierpienia i prawie nie był w stanie oddychać. Przemknęło mu przez głowę pytanie, dlaczego w ogóle jeszcze żył.

Jakimś wewnętrznym zmysłem wzroku widział siebie samego: stary człowiek we flanelowej piżamie w kratkę siedzący na kuchennym krześle, ze skrępowanymi rękami i nogami, z twarzą zbitą wręcz na miazgę, zakrwawiony i stękający. Niecały kwadrans wystarczył, aby Richard zamienił się w skazany na śmierć wrak człowieka.

Przez chwilę pomyślał o Kate. Wiedział, co dla niej będzie znaczyła jego śmierć. Był jedynym bliskim jej człowiekiem, i to, że ją teraz opuści, napełniło go nagle przeogromnym żalem. Była jego jedynym dzieckiem… Samotna nieszczęśliwa kobieta, która po prostu nie potrafiła znaleźć sobie przyjaciół, zdobyć serca mężczyzny, założyć rodziny. Albo chociaż mieć satysfakcji z wykonywanej pracy. Nigdy nie mówiła o tym, jak bardzo czuła się samotna i nieszczęśliwa. Kate wobec niego zawsze starała się sprawiać takie wrażenie, jak gdyby wszystko w jej życiu było w najlepszym porządku, a on respektował jej wyraźne życzenie podtrzymywania takiego pozoru. Nigdy nie mówił, że wie, jak jej jest źle i jak bardzo jest nieszczęśliwa. I teraz, w tych przypuszczalnie ostatnich chwilach życia, przyszło mu do głowy, że to był błąd z jego strony. Swój wspólnie spędzany czas właściwie trwonili, udając coś przed sobą nawzajem.

I wszystko wskazywało na to, że on, Richard, nie będzie już miał okazji, aby ten błąd naprawić.

Z trudem podniósł zwieszoną na piersi głowę. Ledwo widział przez szczeliny opuchniętych oczu, jak mężczyzna bez pośpiechu zaczął wyciągać kolejne szuflady i w nich grzebać. W końcu najwyraźniej znalazł to, czego szukał: plastikową torbę z supermarketu.

Richard zrozumiał. Otworzył usta, chcąc krzyczeć, ale z jego krtani wydobyło się tylko pełne bólu i rozpaczy charczenie. Miało to znaczyć: nie, nie, proszę, nie!

W następnej chwili torbę nałożono mu na głowę i umocowano wokół szyi – sznurkiem czy też taśmą klejącą, cokolwiek to mogło być.

Richard chciał się odezwać. Bo teraz już wiedział. Wiedział, kim był napastnik. Pojął też, o jaką historię z jego życia chodziło.

Jak mógł tak długo brodzić w ciemnościach?

Było już za późno. Nie mógł już mówić. Oddychał tylko. Gwałtownie, panicznie, nierozsądnie, coraz szybciej. Łapczywie wciągał do płuc ostatnie resztki tlenu.Niedziela, 4 maja

Spała w łóżku swojego zamordowanego ojca, bo miała nadzieję, że będzie mu w ten sposób bliższa. Że jakoś poczuje jego bliskość. Byli przecież ludzie, którzy po utracie swoich krewnych mówili, że ciągle czują ich obecność. On nie odszedł, nawet jeśli go nie widzę. On jest ze mną.

Kate po śmierci Richarda ani przez chwilę nie odczuwała czegoś podobnego. Ojciec odszedł gdzieś daleko, i ona czuła się teraz zupełnie opuszczona. Pamiętała go, ale to było jedynie wspomnienie, i miała wrażenie, że to wspomnienie szepcze do niej: wszystko minęło, minęło, minęło… Pościel nie była zmieniona od tamtej nocy, w czasie której został zamordowany. Kate wtedy, w lutym, nie była w stanie tego zrobić, a teraz prawdopodobnie też by nie mogła. Wydawało jej się, że czuje jeszcze zapach żelu, którego używał pod prysznicem Richard, ale może sobie to tylko wmawiała.

Tego ranka po obudzeniu leżała jeszcze chwilę w łóżku, a blade światło dnia powoli rozjaśniało pokój. Łóżko, szafa, komoda. Więcej mebli tu nie było. Na komodzie fotografia w ramkach przedstawiająca matkę Kate. Zdjęcie jeszcze z czasów przed chorobą. Matka była wtedy kobietą o różowych policzkach i błyszczących, pełnych radości oczach. A później zmizerniała i zbladła, jej oczy zapadły się głęboko i widać w nich było jedynie ból i rozpacz.

Kate wstała o ósmej, wzięła prysznic w znajdującej się obok łazience, ubrała się i zeszła na dół. Wyważone drzwi, które prowadziły z jadalni do ogrodu, naprawiono już w lutym, ale tych między ogrodem a kuchnią ciągle nie dawało się porządnie zamknąć. Kate czuła ciąg chłodnego powietrza, które płynęło do kuchni przez szparę szerokości palca. Te drzwi to była prawdziwa katastrofa, pożeracz ciepła i zagrożenie, ale jednak nie tędy wiodła droga mordercy. Kate wnioskowała, że sprawca, czy też sprawcy, nie znał pomieszczeń i rozkładu domu, w którym mieszkał Richard. Wybicie szyby w drzwiach jadalni było o wiele bardziej ryzykowne, głośne i trudniejsze; za to drzwi kuchenne można było praktycznie bez żadnego hałasu po prostu wyjąć z zawiasów. I choć sprawca interesował się wyłącznie osobą Richarda, to jednak nie należał do kręgu jego bliższych znajomych, bo wówczas wiedziałby o tym. Z kręgu podejrzanych należało chyba także wykluczyć rzemieślników, którzy prawdopodobnie jeszcze przed kilkoma tygodniami pracowali w domu, jak też ludzi z otoczenia przychodzącej tu sprzątaczki. Kate wiedziała, że także i te możliwości zostały natychmiast sprawdzone, ale tak jak się spodziewano, nie przyniosły one rezultatu. Była więc przekonana, że zbrodnia miała coś wspólnego z przeszłością ojca. Czyli to szukanie igły w stogu siana, którym było ponad czterdzieści lat pracy zawodowej Richarda.

Poprzedniego dnia Kate podgrzała sobie puszkę fasoli w pomidorach, którą znalazła w jednej z kuchennych szafek, ale perspektywa śniadania była raczej beznadziejna. Chyba powinna była zaakceptować propozycję Caleba Hale’a i zrobić jakieś zapasy w supermarkecie. Kromka tostowego pieczywa z dżemem byłaby teraz jak najbardziej wskazana, ale niczego podobnego nie mogła znaleźć w kuchni. W szafce były tylko kolejne puszki fasoli w pomidorach. Kate uśmiechnęła się mimowolnie. Po śmierci żony Richard odżywiał się bardzo monotonnie.

Ale ona, jeśli miała być szczera, też postępowała podobnie. Już od dawna nie jadała starannie i smacznie przyrządzonych posiłków. Ostatni raz było to na Gwiazdkę. Całe święta oraz sylwestra spędziła tutaj, u ojca, razem gotowali, a dwa razy Richard zaprosił ją do eleganckiej restauracji. I jak zawsze rozmawiali o wszystkim, tylko nie o problemach, z którymi każde musiało się uporać. Kate przypuszczała, że ojciec czuł się bardzo samotny, ale nigdy jej o tym nie mówił, a ona, podobnie jak on, nie zdobyła się na odwagę, aby mu powiedzieć, jak jej jest źle. Trochę bagatelizując sprawę, wmówiła sobie, że po prostu nie chce go zadręczać i że on nie powinien się martwić o swoje jedyne dziecko. Ale w głębi ducha wiedziała, że kryło się za tym co innego: za nic nie chciała go rozczarować. Nie mógł się dowiedzieć, że tak naprawdę była życiowym bankrutem. A tak bardzo chciała być córką, z której on mógł być dumny.

Stała w kuchni i grzała palce, trzymając w dłoniach kubek z gorącą kawą. Kawy przynajmniej było tutaj dość. Z całej siły starała się nie patrzeć na krzesło, do którego przywiązano tamtej nocy jej ojca i na którym on zmarł. Ktoś wsunął je głęboko pod stół, może sprzątaczka, która usunęła wszystkie ślady, kiedy policja przekazała jej miejsce zbrodni. Wtedy, jeszcze w lutym, zaraz po jej przyjeździe, na podłodze były plamy krwi i Kate pamiętała, że na ten widok zrobiło jej się słabo i jedna z policjantek wyprowadziła ją z kuchni do salonu. Wszyscy byli dla niej bardzo serdeczni i troskliwi.

Teraz plamy krwi znikły. Kuchnia była idealnie wysprzątana i czysta, nigdzie nie było ani śladu dramatu, który się tu rozegrał.

„Powinnam otworzyć drzwi i okna – pomyślała. – Tu wewnątrz jest po prostu zimno i czuć stęchlizną”.

Zadygotała i potarła ramiona. Był wczesny ranek, a mimo to miała wrażenie, że chłód panujący w domu nie ma nic wspólnego z temperaturą na zewnątrz. Było to raczej związane z tym, że nikt tu już nie mieszkał i że dom od ponad dwóch miesięcy był niemal hermetycznie zamknięty, a ogrzewanie ustawione na najniższy stopień. Kate przypomniała sobie, że dawniej ten dom tętnił życiem i radością, mimo że ich rodzina składała się tylko z trzech osób. Ale jej matka była kobietą pełną radości i ciepła, a ojciec nawet w czasie najgorszych dni w pracy miał zawsze dobry humor. Kate miała szczęśliwe i bezpieczne dzieciństwo. I aż do dzisiaj nie potrafiła zrozumieć, dlaczego potem nie potrafiła ułożyć sobie życia. Bo właściwie nie było po temu żadnego wyraźnego powodu.

A bilans wyglądał tak: miała trzydzieści dziewięć lat, była kobietą samotną, bez męża, bez dzieci, bez choćby towarzysza życia, także bez przyjaciół. Policjantka w Metropolitan Police, jeszcze rok temu ciągle w stopniu funkcjonariusza śledczego, co było raczej niezwykłe i dość nieprzyjemne, jeśli wziąć pod uwagę jej wiek i wszystkie lata, które spędziła w Scotland Yardzie. We wrześniu ubiegłego roku wreszcie zdała egzamin i dostała awans na sierżanta śledczego. Nic to jednak nie zmieniło. Koledzy zachowywali w stosunku do niej dystans, nikt jej też nie szukał, jeśli nie było to naprawdę konieczne. Jej uwadze nie umknął fakt, że plotkowano na jej temat i wręcz przewracano oczami, kiedy zabierała głos w czasie zebrań. W jakiś sposób wydawała się zawsze nie mieć racji, a może formułowała wypowiedzi tak, że nikt się z nimi nie zgadzał. W rezultacie tak dalece straciła pewność siebie, że często w ogóle się nie odzywała i próbowała nie podejmować żadnych decyzji z obawy, że powinno być dokładnie odwrotnie, niż mówiła czy robiła. Dlatego też była odbierana negatywnie przez wszystkich, bo od policjantki, która pełniła służbę w najsłynniejszej i najbardziej renomowanej instytucji Zjednoczonego Królestwa, oczekiwano właśnie zdolności podejmowania szybkich i trafnych decyzji oraz konsekwentnego działania. I domyślała się, że każdy zadawał sobie pytanie, jakim cudem właśnie jej udało się dostać do Scotland Yardu, i że przypuszczano, jakoby wykorzystała w tym celu znajomości swego ojca. A to akurat nie było prawdą. Kate udało się tego dokonać zupełnie samej. I teraz wydawało jej się, że minęły tysiące lat od czasu, kiedy była bardziej pewna siebie i nawet odnosiła jakieś sukcesy. A potem było jedno czy dwa niepowodzenia, które ją wprost sparaliżowały. Rozsądek podpowiadał jej, że błędy nie są niczym niezwykłym i że nie była jedyną osobą, która to czy owo zawaliła, ale to niewiele pomagało. Jej pewność siebie zachwiała się bezpowrotnie, a spirala raz popełnionych błędów ściągała ją jeszcze bardziej w dół. A bez wiary w siebie nie była w stanie radzić sobie ze swoją pracą. I niemal codziennie czekała, aż ktoś da jej do zrozumienia, że powinna poszukać czegoś innego. Nieco lepiej poczuła się wtedy, kiedy po śmierci ojca zaczęto ją traktować trochę łagodniej i nawet ci koledzy, których najbardziej irytowała, bardzo jej współczuli. Ale za to szef nie ukrywał zadowolenia, kiedy poprosiła o przedłużony urlop – aby uregulować sprawy spadkowe po ojcu i uporać się z samą sobą. Przypuszczalnie miał nadzieję, że ona nie wróci do pracy.

Rozmyślała tak długo, wpatrując się w ogród za oknem, że trzymany w rękach kubek stał się zupełnie zimny. Spróbowała wypić łyk kawy i skrzywiła się: płyn był letni i gorzki. Wylała kawę do zlewu i spojrzała na zegarek. Tuż po dziewiątej. Trochę wcześnie jak na niedzielę, ale postanowiła zaryzykować i kogoś odwiedzić.

Godzinę później wiedziała niewiele więcej. Udała się do Robina Spencera, mężczyzny, którego przyjaciółka widziała dziwnie zachowującego się kierowcę zielonego peugeota. Choć Caleb Hale w trakcie opowiadania o tym nie wymienił żadnego nazwiska, Kate doskonale wiedziała, o kogo chodziło. W końcu wychowała się w Scalby, w dodatku tu, w Church Close, i dzięki ojcu nawet dwadzieścia lat po przeprowadzce do Londynu była dobrze poinformowana o wszystkich ludziach i wydarzeniach w okolicy. Robin Spencer zawsze uchodził za flirciarza, kogoś, kto lubił zawierać nowe znajomości z kobietami i bardzo się przy tym starał unikać wszelkich zobowiązań. A romans z zamężną kobietą wskazywał właśnie na niego, bo była to najmniej ryzykowna forma związku.

Ale Kate nie udało się wydobyć z niego więcej niż to, co wiedziała. Robin nie był też zachwycony, kiedy w niedzielę wczesnym rankiem zobaczył ją przed drzwiami, ale zaprosił Kate do środka, z zakłopotaniem złożył jej kondolencje i zaoferował kawę. Na szczęście był sam. Nie, nie zamierza jej ujawnić nazwiska swojej przyjaciółki, bo jak powiedział, ona biedna i tak miała już dostatecznie dużo problemów związanych z tą sprawą. Przede wszystkim była u niej policja i samo to wystarczyło. I powiedziała policji wszystko, co wiedziała. I nie, ona nie wie na pewno, czy to był peugeot, ale przypuszcza, że tak było. Tak, to na pewno był ciemnozielony samochód. Kierowca? Wysokie prawdopodobieństwo, że to był mężczyzna. Nie, nie ma szans, jeśli chodzi o numer rejestracyjny, bo ona w ogóle nie zwróciła na to uwagi. Kto mógłby w ogóle przypuszczać, że w tej kołtuńskiej okolicy może się zdarzyć coś tak okropnego?

Kiedy Kate pożegnała się i wyszła, zakręciło jej się w głowie z nadmiaru kofeiny. A także z powodu pustego żołądka. Poza tym na dworze zrobiło się dość ciepło i stwierdziła, że była zupełnie niestosownie ubrana: miała na sobie długie spodnie, wełniany sweter i kurtkę. Czuła, że po plecach cieknie jej pot, kiedy szła ulicą w stronę domu. Była zmęczona i sfrustrowana.

„A czego się spodziewałaś – myślała – ty, najbardziej nieudolna policjantka w całym Scotland Yardzie? Że pójdziesz tam, zadasz kilka odpowiednich pytań i hop! – wyciągniesz z niego właściwą odpowiedź, która będzie prowadziła niemal wprost do sprawcy? Przyjaciółka Spencera powiedziała wszystko, co wiedziała. Na rozkaz nie przyjdzie jej do głowy już nic więcej”.

Kate już z daleka zauważyła, że przed jej domem zaparkował jakiś samochód, a kiedy podeszła bliżej, dostrzegła, że było to auto Caleba Hale’a. On sam stał przed drzwiami i trzymał w ręku papierową torbę z nadrukiem indyjskiego sklepu typu take-away, na wynos.

Caleb uśmiechnął się z ulgą na widok Kate.

– Co za szczęście! Myślałem już, że będę musiał odejść z kwitkiem. Proszę. – Zakołysał lekko torbą. – Już sama myśl o tym, że będzie pani głodować, nie dawała mi spokoju. Mam nadzieję, że lubi pani curry?

Kate, idąc w jego stronę ogrodową ścieżką, miała nadzieję, że nie wygląda tak okropnie, jak się czuła. Włosy kleiły jej się do karku i czuła, że twarz ma mokrą od potu.

– Jeszcze nie ma nawet dziesiątej – odpowiedziała zamiast powitania. – Trochę za wcześnie na obiad, prawda?

– Możemy to odłożyć i potem podgrzać. Ma pani kuchenkę mikrofalową, tak?

Otworzyła drzwi do domu, lekko wzdychając. Wszystko wskazywało na to, że nie tylko przyniósł jej coś do jedzenia, ale postanowił zostać, żeby nie jadła w samotności. Wiedziała, że zachowywała się nieuprzejmie, ale czuła, że on jej współczuł, a to uczucie powodowało, że niemal mimowolnie budził się w niej jakiś wewnętrzny sprzeciw. Potrafiła ocenić siebie samą realnie i wiedziała, że ani nie jest pięknością, ani też nie ma w niej nic, co określano jako osobowość silną i pełną uroku. Na nikim nie robiła żadnego wrażenia. Całe życie mężczyźni nie zwracali na nią żadnej uwagi. Z wyjątkiem tych, którym było jej żal. A współczucie było dla niej gorsze niż niezwracanie na nią żadnej uwagi. Niż niedostrzeganie jej, jak gdyby była przezroczysta. Bo z tym potrafiła sobie jakoś poradzić, a teraz wszystko wskazywało na to, że Caleb chce dołączyć do grupy miłosiernych samarytan. Miała ogromną ochotę poprosić go, aby zostawił ją samą, ale to on prowadził dochodzenie w sprawie morderstwa jej ojca. Był dla niej ważną osobą. Był też istotnym źródłem informacji. Głupio byłoby go irytować.

Zmusiła się więc do uśmiechu.

– Przykro mi, przepraszam. Nie chciałam być nieuprzejma. Miło, że pan o mnie pomyślał. Tylko… to jest… być tutaj…

Nie dokończyła, ale Caleb skinął głową ze zrozumieniem.

– Doskonale mogę sobie to wyobrazić. Dlatego też pomyślałem, że nie powinna pani zbyt długo być sama. A na pewno powinna pani zjeść coś smacznego.

Wszedł za nią na korytarz.

– A poza tym chciałbym coś z panią omówić.

W kuchni odstawił torbę na stół i rozejrzał się badawczo. Także on natychmiast odwrócił wzrok, kiedy dostrzegł krzesło, na którym siedział Richard. Caleb nie był wprawdzie na miejscu zbrodni razem z kolegami, ale widział fotografie. I patrząc na nie, doznał wstrząsu, mimo że widział już niejedno.

Kate zatrzymała się pośrodku pomieszczenia.

– Jak długo pracował pan z moim ojcem? – spytała wprost.

– Niezbyt długo – odparł Caleb. – Znalazłem się u niego w zespole zaledwie rok przed jego przejściem na emeryturę. Dlatego nie zdążyliśmy się naprawdę dobrze poznać czy też zbudować wspólnego wizerunku zawodowego. Ale bardzo go ceniłem i żałowałem, że odszedł z pracy w policji. Był dobrym i doświadczonym policjantem i bardzo sympatycznym kolegą.

– Był też wspaniałym ojcem – powiedziała Kate cicho – i cudownym mężem dla mojej matki. Małżeństwo moich rodziców było naprawdę szczęśliwe. W ogóle byliśmy szczęśliwą rodziną.

Caleb skinął głową. Chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Oboje milczeli przez chwilę. Odezwał się po upływie kilkudziesięciu sekund.

– Nie chcę się wtrącać, ale myślę, że powinna pani coś zrobić, aby poprawić atmosferę tego domu. Tu od miesięcy nie były otwierane okna, powietrze jest zimne i zatęchłe i nawet gdyby nie doszło do tego… okropnego wydarzenia, to sam wpadłbym tu w depresję. Proszę spojrzeć, jak pięknie kwitną kwiaty w ogrodzie. I tam jest ciepło! Może chociaż tu otworzylibyśmy drzwi?

Kate skinęła głową i otworzyła stare drzwi, Caleb zaś, widząc ich stan, zmarszczył czoło. Wyszli oboje na taras. Kate natychmiast poczuła intensywny zapach trawy i bzów, a tuż koło jej twarzy przeleciał gruby futrzasty trzmiel.

Życie. Ale mimo wszystko nie miała w sobie ufności ani radości, za to nieprzyjemny ucisk w gardle był coraz silniejszy. Jak miało teraz wyglądać jej życie?

– Czy ma pani… czy pani ojciec miał jakieś meble ogrodowe? – spytał Caleb.

Skinęła głową.

– Tak, są w szopie. Tam trzymał je zimą.

– Rozstawmy je na tarasie i potem zjemy tu, na dworze – zaproponował Caleb.

Czuła się zdenerwowana, poirytowana, niemal tak, jakby ktoś próbował poddać ją jakiejś terapii wbrew jej woli, ale znów powstrzymała się od wygłoszenia ostrej uwagi. Chciała wiedzieć o każdym kroku w śledztwie, a Caleb był jedyną możliwością. Skinęła więc głową.

– Dobrze, chodźmy – powiedziała.

Razem przynieśli na taras stół i cztery krzesła, które Richard starannie poukładał w szopie i dodatkowo przykrył plandeką. Kate nalała ciepłej wody do wiadra i dokładnie zmyła z nich kurz i zimowy brud, a Caleb ustawił w tym czasie stojak na parasol. Położyli na krzesłach poduszki, rozłożyli parasol. Wprawdzie słońce skryło się za chmurami, ale ciemnoczerwony kolor materiału parasola rozświetlił swą ciepłą barwą taras.

Ponieważ ciągle jeszcze było za wcześnie na obiad, Kate zrobiła kawę i oboje usiedli przy stole. W głębi ducha musiała przyznać, że pomysł Caleba nie był zły. Tu, w ogrodzie, było o wiele przyjemniej niż w kuchni, gdzie powietrze było ciężkie i stęchłe.

– Byłam dziś rano u Robina Spencera – powiedziała Kate. – Wie pan, to ten człowiek, którego przyjaciółka…

– Wiem. – Caleb westchnął. – Kate, pani nie prowadzi śledztwa w tej sprawie. Tak, jest pani policjantką, jeszcze w dodatku ze Scotland Yardu. Ale pani kompetencje…

– Wiem, nie mam żadnych kompetencji. Nie poszłam też do Robina Spencera jako policjantka, tylko jako córka mojego ojca.

– Mogę to zrozumieć. I oczywiście domyślam się, z jakiego powodu pani tu przyjechała. Nie chodzi tylko o to, aby pani zajęła się domem i mogła się zastanowić, jak będzie wyglądać pani przyszłość, prawda? Uważa pani, że nasze śledztwo się wlecze i wobec tego przyjechała pani, aby patrzeć nam na ręce i, jeśli to będzie możliwe, sama… no, nie zamierza pani siedzieć tutaj bezczynnie. Czy mam rację?

Milczała. Ujął to wszystko bardzo trafnie i zwięźle, dlaczego miałaby mu zaprzeczać? Miał rację.

Caleb pochylił się do przodu na swoim krześle.

– Sądzę, Kate, że nie mogę przeszkodzić pani w spotykaniu się z ludźmi, rozmawianiu z nimi, wysłuchaniu wszelkich pogłosek i tak dalej. Choć mógłbym skutecznie odciąć panią od wszelkich informacji, ale o tym pani wie. Nie miałem obowiązku opowiadać pani o tym podejrzanym samochodzie. Mógłbym też wszystkie pozostałe informacje zatrzymać dla siebie.

– Ale? – spytała, bo miała wrażenie, że ton jego głosu sugeruje to słowo.

– Ale, po pierwsze, dzięki pani stosunkom w Scotland Yardzie przypuszczalnie znalazłaby pani sposoby, aby dotrzeć do wszystkich informacji – odparł zrezygnowanym głosem. – A po drugie, współpraca z panią może być dla mnie bardzo korzystna. Nikt nie znał pani ojca tak jak pani. Jeśli w jego przeszłości było coś, co być może ma związek z tą zbrodnią, to właśnie pani może być tą osobą, dzięki której to ustalę.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: