Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Panna Florentyna - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
30 listopada 2021
Ebook
4,99 zł
Audiobook
9,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Panna Florentyna - ebook

Historia ubogiej kobiety, która nie potrafi poradzić sobie z trudnym losem. Ukrywa przed otoczeniem ubóstwo, nie chce przyznać się, że zarabia szyciem. Do podobnej postawy nakłania matkę, zabraniając jej kontaktów z ludźmi, których uważa za pospólstwo.

Urodzona w 1842, zmarła w 1910 roku, polska nowelistka, autorka utworów dla dzieci, tłumaczka, krytyczka i publicystka. Była wielką społeczniczką. W latach 80. XIX wieku należała do grupy kobiet opiekujących się więźniami, była także członkinią Kobiecego Koła Oświaty Ludowej i Czytelni Naukowej dla Kobiet.

Jest uznawana za jedną z najwybitniejszych polskich twórców literatury dla dzieci. W utworach dla najmłodszych budowała fikcyjne światy bliskie dziecięcej wyobraźni. Codzienną rzeczywistość często mieszała z fantastyką i motywami baśniowymi (np. „Na jagody”, „O krasnoludkach i sierotce Marysi”, „Szkolne przygody Pimpusia Sadełko”).

 

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-28-05567-0
Rozmiar pliku: 316 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Padam do nóżek pani...

— O, panna Florentyna!

— Ciii... proszę pani, cii!... Bo to właśnie stróż z naszej kamienicy tam stoi...

— Więc cóż?...

— Co tam, proszę pani, ma kto wiedzieć, że ja panna!

— A cóż to szkodzi?

— Ee... Zawsze jakoś! Co tam ludziom po tem!

— No, ale stróż i tak najlepiej wie z meldunku.

— A, nie, nie wie! Właśnie, że nie wie!

Zniżyła trochę głos:

— Ja się tu za wdowę podałam.

— W imię Ojca i Syna! A to po co?

— Zawsze jakoś, proszę pani, porządniej! Panna, to tam sobie taka hołota różnie tłómaczy, tak i tak; a wdowa, no, to wdowa! Dużo porządniej, dużo! Mam sobie czepeczek świeżutki, bielutki, wyprasuję, wyrurkuję, od rana włożę, i jest. Co tam ma kto wiedzieć!

Patrzyłam na nią zdumiona.

Stała przedemną prosta, chuda, trochę sztywna, w czarnej, wełnianej, bardzo czystej, wytartej i gęsto wycerowanej sukni, w czarnej okrywce, którą widocznie sama sobie uszyła, w wyrudziałym kapeluszu i w nicianych rękawiczkach. Jej energiczna, śniada, srodze wymizerowana twarz świeciła gorączkowem spojrzeniem ciemnych, głęboko zapadłych, podkrążonych oczu i czerwonością warg drobnych, spieczonych. Gładko zaczesane na wklęsłych skroniach włosy czyniły ją znacznie starszą, niż była, a podłużna rysa na nizkiem, szorokiem czole całej fizyognomii nadawała jakiś bolesny i dumny wyraz.

Widząc, że ją obserwuję, uśmiechnęła się, żeby rysę ową rozpędzić, ale daremnie.

— Czy może, proszę pani, jest robota jaka? Mam teraz właśnie trochę wolnego czasu...

— Owszem, będzie. Na jaki tydzień będzie.

— Ach, jak to dobrze! Tylko — zamyśliła się i nagle urwała — tylko, że jabym to może wolała do domu wziąć... Zawsze porządniej w domu szyć, niż na dnie chodzić... Jak w domu szyję, no to dla siebie mogę szyć. Co ma kto wiedzieć? Do meldunku podałam: wdowa po urzędniku. Przecie i ojciec nieboszczyk urzędnikiem w magistracie był... Tylko znów w domu zimno wielkie, nie pali się, jak raz dnia, wilgoć straszna...

Spuściła głowę, niepewna jak się zdecydować. Gruba rysa na czole pogłębiła się jeszcze.

Ja myślę, że lepiej do nas. Jakoś panna Florentyna mizernie wygląda. Każę zrobić dobry rosół, posilny...

— Ja to wiem, wiem! — rzekła trzęsąc głową. — Tylko... takbym właśnie teraz jakoś nie chciała... Dopiero co się tu sprowadziłam z Lipowej...

— Jakto z Lipowej? Wszak panna Florentyna mieszkała, zdaje się, na Złotej?

— O, to już dawno, proszę pani, dawno! To jeszcze w tamtym kwartale! A jakże, na Złotej. Tam było ciepło!... W pralni palili cały dzień, aż przez ścianę buchało. Bardzo tam dobrze było... Wszędzie blisko. Cóż kiedy nie mogłam!

Nagle podniosła głowę.

— To już tak zrobię. Powiem w domu, że lekcye na mieście mam, i przyjdę. Dobrze, proszę pani? Zawsze porządniej niż szycie...

— Dobrze, jeśli pannie Florentynie na tem zależy...

— Bardzo, bardzo mi zależy, proszę pani! Co ma kto wiedzieć!...

— No, to może panna Florentyna zaraz ze mną pójdzie? Obejrzymy, jaka to tam robota. Obiad też niedługo podadzą...

Zamigotała parę razy pociemniałemi powiekami i westchnęła zcicha.

— Dobrze, proszę pani. Pójdę... Dziękuję!...

Podniosła głowę, zwróciła ją przez ramię za siebie i zmrużywszy oczy rzekła dość głośno do stojącego przed bramą stróża:

— Walenty! Proszę powiedzieć w domu, jakby list przyszedł, albo co, że jestem proszona na obiad do Frascati, i że dopiero wieczorem wrócę!

Stróż obojętnie słuchał tego wyjaśnienia, stojąc w bramie w rozpiętym kożuchu i paląc papierosa. Nie spojrzał nawet w tę stronę.

Panna Florentyna za to patrzyła na niego ciągle zmrużonemi oczyma i nie odwracała wysoko podniesionej głowy. Po twarzy jej, która nagle jakby skamieniała w maskę nieugiętej dumy, latały płomienie tryumfu; nozdrza jej prostego nosa rozdęły się szeroko, drobne usta drżały nieco, zwłaszcza górna warga, wzgardliwym rysem ściągnięta i odchylona nad białemi, bardzo równemi zębami.

— Walenty słyszy? — dodała głośniej, doczekać się nie mogąc odpowiedzi stróża.

— Toć słyszę! — odrzekł leniwie. — Aktoby się ta pytał! I rzucając niedopałek, szeroko przed siebie plunął. Te wielkie miny nie imponowały mu jakoś.

— No! — rzuciła przez ramię panna Florentyna, ucinając tym sposobem wątpliwości stróża, poczem majestatycznie odwróciwszy ciągle jeszcze wysoko podniesioną głowę, szła obok mnie czas jakiś sztywna, wyprostowana, milcząca.

Na zakręcie ulicy dopiero westchnęła i spuściła oczy.

— To, proszę pani, dla panienek robota?

Pytanie to tak proste, wypowiedziane było z widocznym niepokojem. Nie była sztuki swej pewną. Właściwie mówiąc, szyć nie umiała prawie.

— Tak, dla dzieci. Bieliznę trzeba przejrzeć, posporządzać... Panna Florentyna wie, jak to tam...

— O, to — podchwyciła z zapałem — to już ja porządnie zrobię. W nocy przysiedzę, a zrobię!

— Nic pilnego. I tak jakoś panna Florentyna nieosobliwie wygląda... Jakże tam ze zdrowiem?

— Nie tak źle, proszę pani, nie tak źle. Teraz się jakoś trzymam...

Wyprostowała się jak struna i zacięła usta. Energiczne rysy jej wynędzniałej twarzy miały w sobie wyraz niemal męzkiej siły.

— A matka?

— Ach, to pani, proszę pani, jeszcze nie wie o niczem?

Postać jej nagle schyliła się, zmalała, twarz zagasła, głos złamał się i drżeć zaczął.

— Nie wiem...

— Prawda, żem to ja już dawno nie szyła u pani! Umarła matka...

— Umarła? O... biedna! biedna!..

Panna Florentyna wyprostowała się znowu. Oczy jej błysnęły.

— O, proszę pani! Toć to szczęście od Boga, że umarła!

— Może... może i tak! Może jej i lepiej...

— Ale i mnie, proszę pani, i mnie! — zawołała załamując ręce z dziwnie namiętnym gestem. — I jej lepiej, i mnie lepiej!

Usta jej zbladły, twarz pociemniała aż do zarostu szerokiego czoła. Szła chwilę tak, ze splecionemi kurczowo palcami i, ze wzrokiem w ziemię wbitym, a jęk głuchy podnosił od czasu do czasu jej zapadłe piersi.

Czułam ogromną przykrość z tego obrotu rzeczy. Po co było mi wspominać o matce?..

— Moja panno Florentyno — rzekłam serdecznie, ale mi do słowa przyjść nie dała.

— Wszystko powiem, proszę pani! Przed panią, jak na świętej spowiedzi, nie mam się co kryć! Wszystko, proszę pani, powiem!

Zatrzymała się, zwrócona ku mnie, i podniosła oczy. Gorzały posępnie ciemnym ogniem niezgłębionej troski. Jak trzymała załamane ręce, tak je podniosła i do piersi przycisnęła gwałtownie. Około ust drgały jej muskuły jakimś bolesnym wysiłkiem. Niewymowny wyraz udręczenia przebijał w całej postaci.

Dotknęłam jej splecionych palców.

«Co się stało przed laty!

Człowiek jeden bogaty,

Miał złoto, perły, szaty...»
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: