Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Panna Lois od czarów - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
19 stycznia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
14,99

Panna Lois od czarów - ebook

Bogobojność i okrucieństwo to często dwie strony tej samej monety.

Lois ma w życiu pod górkę. Po śmierci rodziców samotna dziewczyna wyrusza w podróż przez ocean w poszukiwaniu krewnych, którzy mogliby się nią zaopiekować. Trafia do Salem w najgorszym możliwym czasie. Końcówka XVII wieku to w Nowej Anglii okres polowań na czarownice. Podpaść można bardzo łatwo - wystarczy być kobietą i próbować samodzielnie decydować o swoim losie.

Zwięzła i poruszająca powieść zainteresuje miłośników twórczości Mary Elizabeth Braddon.

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-285-3400-7
Rozmiar pliku: 351 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ I

W roku 1691 Lois Barclay stała na drewnianym pomoście, starając się utrzymać równowagę na stałym lądzie, podobnie jak przed dwoma miesiącami próbowała utrzymywać równowagę na pokładzie rozkołysanego okrętu, który przewoził ją ze Starej do Nowej Anglii. Przebywanie na lądzie wydawało się teraz równie dziwne, jak jeszcze niedawno morskie kołysanie w dzień i w nocy; a ląd również sprawiał osobliwe wrażenie. Lasy majaczące w oddali wszędzie wokoło i, prawdę mówiąc, niezbyt odległe od drewnianych domków tworzących miasto Boston, miały inny odcień zieleni i różniły się zarysem od tych, które Lois Barclay znała z dzieciństwa spędzonego w Warwickshire. Nieco upadła na duchu, gdy tak stała samotnie, czekając na kapitana statku „Redemption”, życzliwego, choć szorstkiego starego żeglarza, jedynego jej znajomego na tym obcym kontynencie. Kapitan Holdernesse był jednak, jak dostrzegła, zajęty i najprawdopodobniej musiał upłynąć pewien czas, zanim poświęci jej uwagę; Lois usiadła zatem na jednej z walających się wokół beczek, otuliła się ciasno szarą wełnianą peleryną i osłoniła twarz kapturem przed przenikliwym wiatrem, który wydawał się uparcie ścigać na lądzie ludzi dręczonych przezeń wcześniej na morzu. Czekała cierpliwie, choć odczuwała znużenie i drżała z zimna, gdyż jak na maj dzień był bardzo chłodny, a „Redemption” z ładunkiem najpotrzebniejszych rzeczy dla purytańskich kolonistów w Nowej Anglii najwcześniej z wszystkich okrętów podjął wyprawę przez ocean.

Czyż Lois mogła powstrzymać się od rozpamiętywania przeszłości i wybiegania myślą w przyszłość, gdy tak siedziała na bostońskiej przystani i była to chwila, w której ważyły się jej losy? Bolały ją oczy (zachodzące wbrew jej woli łzami), gdy wpatrywała się w gęstą morską mgłę i widziała majaczący w niej wiejski kościółek w Barford (niecałe trzy mile od Warwick — nadal tam stoi), gdzie jej ojciec wygłaszał kazania od roku 1661, na długo przed narodzinami córki. I on, i jej matka spoczywali teraz w grobie na barfordzkim cmentarzu, a stary kościół z szarego kamienia jawił się przed nią wraz ze starą plebanią, domkiem otoczonym krzewami żółtych róż i jaśminów, gdzie się urodziła jako jedyne dziecko rodziców, których młodość dawno przeminęła. Widziała ścieżkę od drzwi plebanii do zakrystii, niecałe sto jardów, które jej ojciec przemierzał codziennie, gdyż w zakrystii mieścił się jego gabinet oraz, by tak rzec, jego azyl, gdzie ślęczał nad opasłymi tomami Ojców Kościoła i porównywał ich nakazy z tymi zapisanymi przez czołowych anglikańskich duchownych w owych czasach — czasach późnych Stuartów, gdyż plebania w Barford nie przewyższała pod względem rozmiarów i wyposażenia chat, które ją otaczały: mieściła zaledwie trzy pokoje na parterze i miała tylko jedno piętro. Na parterze znajdowała się bawialnia, kuchnia oraz zaplecze; na piętrze sypialnia państwa Barclay, pokój Lois i pokoik służącej. Jeśli zjawiał się jakiś gość, Lois opuszczała swoją sypialnię i spała w jednym łóżku ze starą Clemence. Ale te dni przeminęły. Nigdy już Lois nie miała ujrzeć ojca ani matki na tej ziemi; spoczywali, zimni i spokojni, na cmentarzu w Barford, nie dbając o to, co się stało z ich osieroconym dzieckiem, gdy mowa o ziemskich przejawach troski i miłości. Clemence również tam spoczęła, w trawie otoczonej pędami dzikiej róży, którą Lois zasadziła na trzech bliskich jej grobach, zanim opuściła Anglię na zawsze.

Byli tacy, którzy chętnie by ją zatrzymali; jeden zaprzysiągł w sercu na samego Pana Boga, że odszuka ją prędzej czy później, jeśli nadal przebywała będzie na ziemskim padole. Był jednak zamożnym jedynakiem, sukcesorem młynarza Lucy’ego, którego młyn stał nad rzeką Avon wśród trawiastych barfordzkich łąk, i ojciec wypatrywał dla niego lepszej partii niż biedna niczym mysz kościelna córka pastora Barclaya (tak nisko ceniono duchownych w owych czasach!), a samo podejrzenie, iż Hugh Lucy może darzyć uczuciem Lois Barclay, sprawiło, że jego rodzice uznali za rzecz roztropniejszą niezaofiarowanie sierocie dachu nad głową, choć nikt inny z parafian nie posiadał środków, nawet mimo chęci, by to uczynić.

Lois przełknęła zatem łzy, dopóki nie nadejdzie odpowiedni czas, by zapłakać, i postąpiła zgodnie z nakazami matki:

— Lois, twój ojciec zmarł od tej strasznej gorączki, a teraz ja umieram. Tak to jest, choć w ostatnich godzinach ból zelżał, za co dzięki niech będą Panu! Okrutni zwolennicy Republiki pozbawili cię przyjaciół. Jedyny brat twego ojca zginął zastrzelony w Edgehill. Ja również mam brata, acz nigdy ci o nim nie wspomniałam, gdyż był odszczepieńcem, heretykiem; poróżniliśmy się o niego z twoim ojcem i mój brat wyjechał za morze do nowego kraju, nie pożegnawszy się nawet z nami. Ale Ralph był dobrym chłopcem, dopóki nie uległ nowomodnym poglądom; i przez wzgląd na dawne czasy przyjmie cię do siebie i pokocha jak własne dziecko. Krew jest gęściejsza niż woda. Napisz do niego, gdy tylko odejdę... gdyż ja odchodzę, Lois, i błogosławię Pana za to, iż pozwala mi tak rychło połączyć się z moim małżonkiem. — Tak samolubną była oto miłość małżeńska; matka Lois nie dbała o nieutulony żal córki, radując się bliskim spotkaniem ze zmarłym mężem! — Napisz do wuja Ralpha Hicksona do Salem w Nowej Anglii (zaznacz to, dziecko, w swym pisaniu), że ja, Henrietta Barclay, zaklinam go na wszystko, co jest dla niego drogie w niebie i na ziemi, na jego własne zbawienie, na nasz rodzinny dom w Lester Bridge, na ojca i matkę, którzy sprowadzili nas na świat, i na sześcioro małych dzieci, które zmarły między nim a mną, aby przyjął cię do siebie, jakbyś była krwią z jego krwi i kością z jego kości, gdyż w istocie tym właśnie jesteś. Ma żonę i własne potomstwo, a nikt nie musi lękać się twej bytności, moja Lois, moje ukochane dziecię, w swoim domostwie. O Lois, byś i ty nie umarła wraz ze mną! Myśl o tobie przydaje śmierci goryczy!

Lois pocieszała matkę, podnosząc ją na duchu bardziej niż samą siebie, nieszczęsną, przyrzeczeniami, iż wypełni co do joty jej ostatnie życzenie, i wyraźną nadzieją, choć nie śmiała jej żywić, pozyskania życzliwości wuja.

— Obiecaj mi — konająca oddychała z coraz większym trudem — że popłyniesz niezwłocznie. Z pieniędzmi ze sprzedaży naszych sprzętów... z listem, który twój ojciec napisał do kapitana Holdernesse, swego dawnego szkolnego kolegi... wiesz już wszystko, co pragnęłam rzec... moja Lois, niech Bóg cię błogosławi!

Uroczyście Lois przyrzekła; uczciwie dotrzymała słowa. Tym łatwiej jej to przyszło, iż spotkał się z nią Hugh Lucy i w jednym wielkim miłosnym wyznaniu opowiedział o swym gorącym przywiązaniu do niej, zażartych sporach z ojcem, bezsilności w obecnej chwili, nadziejach i postanowieniach na przyszłość. Z tym wszystkim zaś splotły się tak niegodziwe groźby i wyrazy nieokiełznanej wściekłości, że Lois poczuła, iż nie powinna pozostawać dłużej w Barford, gdyż spowoduje zaciekłą kłótnię między ojcem a synem, podczas gdy jej nieobecność mogłaby złagodzić sytuację, tak aby bogaty stary młynarz ustąpił, albo — serce ją zabolało na myśl o tej drugiej możliwości — miłosne zapały Hugh ochłodły i drogi przyjaciel z lat dziecinnych zapomniał o niej. Jeśli zaś nie — jeśli słowom Hugh można było choć trochę ufać — Bóg pozwoli, by spełnił swe postanowienie i odszukał ją, zanim upłynie wiele lat. Wszystko w rękach Boga i tak jest najlepiej, pomyślała Lois Barclay.

Zanurzona w otchłani wspomnień, ocknęła się na widok kapitana Holdernesse, który, wydawszy niezbędne zalecenia i rozkazy oficerowi pokładowemu, podszedł do niej, pochwalił za milczenie i cierpliwość, po czym rzekł, iż teraz zaprowadzi ją do wdowy Smith, do przyzwoitego domu, w którym on sam i wielu innych wyższych stopniem marynarzy zwykło się zatrzymywać podczas pobytu na wybrzeżu Nowej Anglii. Wdowa Smith, jak oznajmił, miała salon, w którym przesiadywała z córkami, i Lois również mogłaby tam przebywać, gdy on zajmie się pewnymi sprawami, które zatrzymają go na dzień lub dwa w Bostonie, zanim będzie mógł odwieźć ją do domu wuja w Salem. Wszystko to zostało w pewnej mierze ustalone na pokładzie okrętu, lecz kapitan Holdernesse, nie mogąc znaleźć innego tematu rozmowy, zaczął streszczać ponownie to, o czym była wcześniej mowa, gdy szli z Lois obok siebie. Okazywał w ten sposób zrozumienie dla uczuć, od których jej szare oczy napełniały się łzami, gdy schodziła z pomostu, usłyszawszy jego głos. W duchu rzekł do siebie: „Biedne, biedne dziewczę! Obcy to dla niej kraj, obcy ludzie i, jak mniemam, będzie się czuła tu samotna i opuszczona. Spróbuję dodać jej otuchy”. Mówił zatem dalej o warunkach życia, jakie ją czekają, aż wreszcie dotarli do domu wdowy Smith; i być może rozmowa ta wraz z nowymi wyobrażeniami, które przedstawiała, bardziej pokrzepiła Lois niż uczyniłoby to najtkliwsze kobiece współczucie.

— Dziwaczni są ci ludzie z Nowej Anglii — powiedział kapitan Holdernesse. — Nic, tylko się modlą, zawsze na kolanach. W nowym kraju nie ma się tylu zajęć, boby musieli wołać jak ja „Ahoj!” na początku i końcu modlitwy, z liną parzącą rękę niczym ogień. Sternik wzywał nas do dziękczynnych modłów za pomyślny rejs i szczęśliwe uniknięcie piratów, ale odpowiedziałem mu, że zawsze składam dzięki na stałym lądzie, kiedy już wprowadzę statek do portu. Francuscy koloniści także poprzysięgają zemstę za wyprawę przeciwko Kanadzie, a bogobojni tutejsi mieszkańcy burzą się niczym poganie przeciw utracie przywilejów. Wszystkie te wieści przekazał mi sternik; gdyż — aczkolwiek chciał, byśmy składali dzięki miast rzucać kotwicę — wielce ubolewał nad losem tego kraju... Lecz oto dom wdowy Smith! Głowa do góry i pokaż tym bogobojnym ludziom uśmiechniętą buzię uroczego dziewczęcia z Warwickshire!

Każdy uśmiechnąłby się na powitanie wdowy Smith. Była przystojną damą o macierzyńskim wejrzeniu, odzianą w sztywną i wymuskaną suknię wedle fasonu modnego w Anglii przed dwudziestu laty w tej klasie społecznej, do której wdowa należała. W jakiś sposób jednak jej ujmująca twarz zadawała kłam strojowi; mimo iż była w odcieniu najbardziej zszarzałego brązu, suknia wydawała się ludziom barwna i jasna, ponieważ stanowiła cząstkę samej wdowy Smith.

Wdowa ucałowała Lois w oba policzki, zanim jeszcze w pełni zrozumiała, kim jest nieznajoma dziewczyna — tylko dlatego, że była ona obca, zasmucona i osamotniona; następnie zaś ucałowała ją ponownie, gdyż kapitan Holdernesse powierzył to dziewczę jej pieczy. Ujęła zatem Lois za rękę i wprowadziła do swego domu z grubo ciosanych bali, przez drzwi, nad którymi zawieszono dużą gałąź, na znak, iż znajdzie się tu nocleg z wiktem dla człowieka i konia. Nie każdego jednak mężczyznę przyjmowała pod swój dach wdowa Smith. Niektórym okazywała największy chłód i rezerwę, głucha na wszelkie prośby prócz jednej: gdzież indziej mają szukać schronienia na noc? Na takie pytanie udzielała gotowej odpowiedzi i wysyłała niepożądanego gościa w drogę. Wdowa Smith w takich przypadkach ufała instynktowi: jedno spojrzenie na twarz danego człowieka mówiło jej, czy zechce gościć go pod tym samym dachem, pod którym przebywają jej córki, a szybkość podejmowania decyzji w tych kwestiach nadawała jej zachowaniu rys władczości, której nikt nie ważył się stawiać oporu, zwłaszcza iż miała na podorędziu gotowych ją poprzeć, mężnych sąsiadów, gdyby jej pozorowana głuchota na wstępie, a później głos i gest nie wystarczyły, by odprawić niedoszłego gościa. Wdowa Smith oceniała ich wyłącznie na podstawie powierzchowności; nie zważała w najmniejszej mierze na pozory ogłady i dobrobytu. Ci, którzy raz zatrzymali się w jej domu, zawsze tam wracali, potrafiła bowiem zapewnić każdemu pod swoim dachem wygodę i spokój. Córki, Prudence i Hester, miały w sobie coś z daru matki, lecz nie w tak doskonałej postaci. Zastanawiały się przez chwilę nad wyglądem nieznajomego przybysza, zamiast wiedzieć na pierwszy rzut oka, czy im się on podoba czy nie; dostrzegały jakość i krój ubioru jako cechy określające jego status społeczny, zachowywały większą powściągliwość, wahały się bardziej niż ich matka i nie była im dana ta bezpośrednia władza, ta radosna moc. Ich chleb nie był tak pulchny, śmietana niekiedy zapadała w sen zamiast zmienić się w masło, ich szynki nie zawsze smakowały „zupełnie jak w starym kraju”, co niezmiennie powtarzano o szynkach ich matki — były to jednak dobre, porządne, miłe w obejściu dziewczęta; wstały i powitały Lois przyjaznym uściskiem dłoni, kiedy ich matka, otaczając ramieniem kibić nieznajomej, wprowadziła ją do oddzielnego pokoju, który zwała swą bawialnią. Pokój ów wydał się dziwnym młodej Angielce. Bale, z których zbudowano dom, przezierały tu i ówdzie przez warstwę gliny, acz glinę i drewno przysłaniały skóry rozmaitych osobliwych zwierząt — skóry podarowane wdowie przez znajomych kupców, podczas gdy goszczący u niej żeglarze pozostawiali dary innego rodzaju, jak muszle, sznury indiańskich paciorków, jaja nadmorskich ptaków oraz pamiątki ze starego kraju. Pokój bardziej przypominał małe muzeum przyrodnicze niż bawialnię i wypełniała go dziwna, szczególna, lecz nie przykra woń, którą przytłumiał nieco dym z olbrzymiego sosnowego polana tlącego się na palenisku.

W chwili gdy matka powiadomiła, że kapitan Holdernesse czeka w gościnnym pokoju, dziewczęta odłożyły kołowrotek i druty do robótek i zaczęły przygotowywać posiłek; jaki, tego Lois, która siedziała i przyglądała się im odruchowo, nie potrafiła określić. Najpierw postawiły ciasto, by wyrosło, następnie zaś wydobyły z narożnego kredensu — podarunku z Anglii — olbrzymią prostokątną butelkę kordiału o nazwie Gold Wasser oraz młynek do mielenia czekolady — rzadko spotykanego wówczas smakołyku, a później duży ser typu Cheshire. Trzy steki z sarniny czekały gotowe do przypieczenia na ruszcie, tłusta wieprzowina została pokrojona w plastry i polana syropem z melasy; duży placek, jakby z bakaliami, lecz siostry z dumą nazywały go „dyniowym”, świeże i solone ryby, ostrygi przyrządzone na różne sposoby. Lois zadała sobie pytanie, kiedy skończą się zapasy przygotowane, by jak najgościnniej podjąć przybyszy ze starego kraju. Wreszcie wszystko znalazło się na stole, gorące potrawy parowały, lecz zdążyły wystygnąć, zanim prezbiter Hawkins (sędziwy sąsiad cieszący się dobrą opinią i wysoką pozycją społeczną, którego wdowa Smith zaprosiła, by posłuchał nowin) zakończył modły połączone z dziękczynieniem za przeszłość i nadziejami na przyszłość oraz żywotami wszystkich obecnych rozpatrywanymi pojedynczo na podstawie domysłów, jakie nasuwała ich powierzchowność. Modły te mogły były zakończyć się jeszcze później, gdyby nie niecierpliwe postukiwanie trzonkiem noża o stół, którym to dźwiękiem kapitan Holdernesse podkreślał drugą część modlitwy.

Kiedy zasiedli do posiłku, byli wszyscy zbyt głodni, by wiele rozmawiać; w miarę jednak jak zaspokajali apetyt, wzrastała ich ciekawość, jako że po obu stronach wiele było do powiedzenia i wysłuchania. Wszelkie wieści z Anglii Lois, oczywiście, dobrze znała, słuchała jednak z uwagą tego, co mówiono o nowym kraju i nowych ludziach, wśród których miała zamieszkać. Jej ojciec był jakobitą, jak w owym czasie zaczęto nazywać zwolenników Stuartów. Jego ojciec zaś należał do stronników arcybiskupa Lauda, toteż Lois nie miała dotychczas sposobności słuchać rozmów purytanów ani poznać ich zwyczajów. Prezbiter Hawkins był jednym z najbardziej surowych, a jego obecność niewątpliwie wzbudzała w obydwu córkach wdowy zabobonny lęk. Sama wdowa cieszyła się jednak pewnymi przywilejami; ogólnie znana dobroć serca (której doświadczyło wielu) pozwoliła jej na swobodną przemowę, której po cichu odmówiono licznym osobom, pod karą uznania ich za bezbożników, jeśli naruszą wyznaczone granice przyzwoitości. Kapitan Holdernesse i jego zastępca mówili, co myśleli, ktokolwiek by tego słuchał. Tak więc, po przybyciu do Nowej Anglii, Lois poznała w sposób łagodny szczególne purytańskie cechy, lecz mimo tej delikatności poczuła się bardzo osamotniona i obca.

Pierwszy temat rozmowy obejmował obecne położenie kolonii — Lois już po chwili to zrozumiała, choć na początku wprawiły ją w zdumienie wymieniane często nazwy miejsc, które w naturalny sposób przywodziły jej na myśl stary kraj. Wdowa Smith mówiła:

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: