Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

PAX. Tom 2. Grim - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
PAX
Data wydania:
6 maja 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

PAX. Tom 2. Grim - ebook

Druga część bestsellerowej szwedzkiej serii urban fantasy zatytułowanej PAX. Mieszkający w prowincjonalnym miasteczku nastoletni bracia Alrik i Viggo zostają strażnikami magicznej podziemnej biblioteki. Złe siły jednak nie próżnują – tajemniczy potwór zagraża mieszkańcom miasta. Bracia muszą spojrzeć w głąb siebie, by oswoić lęki i jak najlepiej wykorzystać magiczne umiejętności. Szkolny tyran Simon ze swymi poplecznikami nie ułatwiają im tego zadania… Akcja książek toczy się w szybkim tempie, dostosowanym do młodych odbiorców, a komiksowe ilustracje przemawiają do czytelnika ikonicznym, wizualnym językiem.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8008-092-8
Rozmiar pliku: 5,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 20

Jednooki

VIGGO BIEGNIE W CIEMNOŚCI między drzewami. Coś jest w lesie, coś, co ma pazury jak noże. Widzieli ślady i wiedzą, że znajduje się w pobliżu. Strach wije się w żołądku jak wąż. Jego starszy brat Alrik biegnie tuż za nim.

Gdzie są Estrid i Magnar? Viggo zerka za siebie. Zostali w tyle. Są starsi, nie dają rady biec tak szybko. Dzieli ich od chłopców spory odstęp. Ale oto widać już chatkę należącą do brata Magnara i Estrid.

Och, żeby tylko ktoś był w środku i żeby mógł im otworzyć!

W końcu docierają na miejsce. Magnar opiera dłonie na kolanach i ciężko oddycha, Estrid puka do drzwi. Nikt nie otwiera.

Viggo rozgląda się dookoła, wszędzie leży pełno starych rzeczy. Zepsute lodówki, samochody bez kół, złom spoczywający w wysokiej trawie jak porzucone szkielety, poustawiane jedna na drugiej czarne opony. Całe mnóstwo rupieci.

Ciekawość Vigga została rozbudzona, prawie zapomniał o strachu. Zaczyna przyglądać się czemuś, co wygląda jak jakiś wynalazek, choć nie za bardzo wiadomo, do czego mógłby służyć.

Zaraz obok znajduje się jeszcze jeden budynek, w którym stoi traktor. Viggo myśli, że jeśli da radę wdrapać się na koło, to powinno mu się udać wejść do kabiny kierowcy. A stamtąd można by było wskoczyć na dach budynku. Może. Pod warunkiem, że jest się dobrym we wspinaniu i skakaniu. Viggo jest w tym dobry. Szczerze mówiąc, jest w tym cholernie dobry. Decyduje się więc spróbować i truchtem puszcza się w stronę traktora.

– Tam nikt nie mieszka – mówi Estrid.

– Chcę tylko trochę popatrzeć – odpowiada Viggo, obchodząc traktor.

Nagle dostrzega coś kątem oka, coś, obok czego właśnie przeszedł.

Gwałtownie się odwraca. Ktoś stoi ukryty w cieniu, wciśnięty między stertę dachówek i zardzewiały pług. Ma naciągnięty na głowę ciemny kaptur, a jego twarz jest nieludzka! Nie ma oczu, tylko dwie puste dziury!

Postać wyciąga w stronę Vigga kościstą rękę, wydając przy tym z siebie charczący odgłos.

– Grrrszzzz!

Viggo chciałby krzyknąć, ale nie jest w stanie wydobyć z siebie dźwięku. Nie może nawet nabrać powietrza.

Bezoki mężczyzna robi w jego stronę krok i wówczas paraliż mija. Viggo zaczyna krzyczeć jak opętany.

Krzyczy i krzyczy. Estrid, Magnar i Alrik przybiegają w mgnieniu oka. Estrid też zaczyna krzyczeć, ale nie z przerażenia, tylko ze złości.

– Henry! – wykrzykuje. – Co ty wyrabiasz?

Ściąga kaptur z głowy mężczyzny. Viggo milknie. Teraz widzi, że jest to mężczyzna w wieku Magnara i Estrid. Jeden z oczodołów ma rzeczywiście pusty, ale w drugim jest zupełnie normalne oko, choć mężczyzna posmarował je naokoło czymś czarnym. Gdy zamyka zdrowe oko, wygląda, jakby był bezoki.

– Przedstawiam wam naszego brata Henry’ego – odzywa się Magnar. – Ludzie nazywają go Hej-Henry, bo…

– Hej, hej – mówi Henry.

– …bo zawsze mówisz „hej, hej” – kontynuuje Magnar, kładąc rękę na ramieniu brata.

– Włóż oko na miejsce – rozkazuje Estrid.

Henry przeciąga ręką po ogolonej głowie, wygląda na zawstydzonego. Wkłada rękę do kieszeni i wyjmuje z niej szklane oko, które wkłada do pustego oczodołu.

Viggo nie może oderwać od niego wzroku.

– Hej, hej – mówi Henry jeszcze raz. – Przepraszam, chłopcze, nie chciałem cię wystraszyć. Choć właściwie chyba chciałem, nie zastanawiałem się nad tym.

– A powinieneś kiedyś spróbować – syczy Estrid. – Spróbować się zastanowić, zanim coś zrobisz.

– Pieprzony staruch! – wykrzykuje nagle Viggo. – Cholerny, pieprzony staruch!

– Viggo… – zaczyna uspokajająco Magnar, ale Viggo nie daje się uspokoić.

– Uważasz, że to było śmieszne? – krzyczy. – Lubisz straszyć dzieci?

Nad nimi daje się słyszeć piskliwy, podniecony głos.

– Taaak! Straszyć dzieci! Wesoło!

Na dachu słychać drobne kroczki, brzmi to, jakby po dachówkach biegały duże szczury.

– Co to było? – pyta z przerażeniem Alrik.

– Impy! – odpowiada Magnar.

Na dachu ukazują się trzy potworki. Są wielkości kotów, lecz biegają na dwóch nogach, zupełnie jak ludzie, podpierając się przy tym długimi ramionami, sięgającymi im aż do stóp. Alrikowi i Viggowi jeżą się włosy na głowie od drapania i zgrzytania pazurów, które słychać, gdy impy chodzą w tę i z powrotem po dachu. Mają płaskie czaszki i złośliwe, czarne, paciorkowate oczka. Nie mają uszu ani nosa, tylko dziurę w głowie. Teraz wykrzykują jeden przez drugiego:

– Kolacja z was być!

– On zabić was wszystkich!

Viggo z przerażeniem rozgląda się dookoła. Czy mają na myśli stworzenie z lasu? Światła palące się na zewnątrz budynków nie sięgają za daleko. Co prawda świeci księżyc, ale między drzewami jest zupełnie ciemno. Czy impy widzą coś, czego on nie jest w stanie dostrzec? Albo czują zapach tego potwora?

– Krew! – wyją impy. – Kreeew!

Na brzuchach ześlizgują się po dachu, kładą się w rynnie, obnażają ostre zęby i wyciągają pazury w stronę Vigga, który stoi najbliżej ściany. Viggo szybko odskakuje.

– Diabelskie nasienie – warczy Magnar.

– Robią tyle hałasu, że zaraz zwabią tu to coś, co jest w lesie, cokolwiek by to było – stwierdza Estrid cicho.

– W pojedynkę są w stanie zabić małego psa – mówi Magnar. – Ale w grupie są naprawdę niebezpieczne. Nie chciałbym spotkać trzech naraz, będąc sam, a tym bardziej, gdybym był nieuzbrojony.

– Ale co to są za stworzenia? – pyta Hej-Henry.

– Impy – zaczyna Magnar. – Są to…

Przerywa mu hałas. Coś stłukło się za Alrikiem. To jeden z impów rzucił w chłopca dachówką, lecz nie trafił.

– Uwaga! – woła Viggo, bo w tym samym momencie drugi imp wyłamuje kolejną dachówkę i rzuca nią w ich stronę.

Impy zaczynają współpracować. Jeden z nich wyrywa i podaje dachówki dwóm pozostałym, które siedzą w rynnie i rzucają. Potworki śmieją się i wyją, a ich cieniutkie ogony z zachwytu biją powietrze.

Aż nagle słychać PLASK, po czym jeden z impów przelatuje w powietrzu i ląduje na ziemi.

To sprawka Estrid, której udało się znaleźć długi, pomarańczowy kij. Takie kije wtyka się zimą w śnieg koło drogi, by pokazać kierowcom, gdzie zaczyna się pobocze. Estrid jest naprawdę dobra w walce na kije i tyczki. Viggo i Alrik widzieli ją w akcji już wcześniej.

Kij świszczy w rękach Estrid, kręcąc się jak śmigła helikoptera.

PAC! słychać, gdy uderza kolejnego impa, zanim pozostali zdążyli mrugnąć oczami. Dwa impy leżą nieżywe na ziemi.

Trzeci potworek jest poza zasięgiem Estrid. Błyskawicznie wdrapuje się on na komin, ale teraz do walki włącza się Alrik. Podnosi dwa dosyć duże kawałki rozbitej dachówki i rzuca nimi w impa.

Bingo! Imp spada po drugiej stronie dachu, a Estrid szybko okrąża budynek.

Inni ruszają za nią. Przybiegają w momencie, gdy Estrid zadeptuje impa swoim ciężkim roboczym butem.

Viggo czuje pukanie w ramię. Gdy się odwraca, widzi przed sobą impa, kilka centymetrów od swojej twarzy.

Już ma krzyknąć z przerażenia, gdy zauważa, że to Hej-Henry podniósł nieżywego potworka i trzyma go za skórę na karku.

– He, he! – śmieje się Hej-Henry. – Znasz tego kolesia? Niedługo by cię zadrapał, co? Wtedy byłbyś bezoki, zupełnie jak ja, no nie?

Hej-Henry chce powiedzieć coś jeszcze, ale Viggo mocno uderza go w pierś. Alrik widzi, że jego młodszy brat ma łzy w oczach. Potem Viggo odwraca się gwałtownie i zaczyna biec.

– Nie! – woła Alrik. – Nie możesz… To niebezpieczne! Zaczekaj!

No tak, to do Vigga podobne, po prostu uciec. Czy zapomniał już o stworzeniu w lesie? Niedawno zagryzło ono jelenia, małego chłopca da radę zabić w mgnieniu oka.

– To wszystko twoja wina – syczy do Hej-Henry’ego.

I zaczyna biec za bratem. Biegnie tak szybko, jak tylko potrafi. Nie ma odwagi wołać. Kto wie, co czai się za potężnymi pniami?Rozdział 21

Geocaching

ALRIK BIEGNIE PRZEZ całą drogę do domu. Choć tak naprawdę nie jest to jego dom. Alrik i Viggo mieszkają u Layli i Andersa, którzy są ich rodzicami zastępczymi. Layla nie używa jednak słowa „wychowankowie”, woli określenie „bonusowe dzieciaki”. To są moje bonusowe dzieciaki!, mówi. Tak brzmi lepiej.

Alrik zrzuca z siebie buty w korytarzu i biegnie na piętro, do ich pokoju.

Viggo leży w łóżku w ubraniu, przykryty kołdrą. Gra w komórce w Plants vs Zombies. Alrik siada na brzegu swojego łóżka i wysyła SMS-a do Magnara. Pisze, że są w domu. Po chwili otrzymuje odpowiedź.

– To od Magnara – odzywa się Alrik. – Pisze, że też wrócili do domu i są już bezpieczni.

– Możesz mu napisać, że mają iść do diabła – odpowiada ze złością Viggo.

Alrik nie zwraca uwagi na komentarz Vigga.

– Magnar pisze, że Henry kazał cię pozdrowić.

Viggo ostrzeliwuje zombi w komórce zielonym groszkiem, odpadają im ramiona i głowy.

– Możesz przekazać, że nienawidzę tego idioty, ich brata. Jest stuknięty!

Alrik wysyła SMS-a.

– Magnar odpowiada, że Henry jest trochę inny, ale tak naprawdę bardzo miły.

Viggo milczy. Ściąga z siebie ubrania i rzuca je na ziemię, a potem z powrotem wskakuje do łóżka.

– Magnar uważa, że możemy położyć się spać, tej nocy nie powinno wydarzyć się nic więcej.

Jednak Magnar się myli.

Na pagórku tuż przy wjeździe do Mariefred znajdują się ruiny. Starszy mężczyzna jest tam teraz na wieczornym spacerze. Nie jest to jednak zwyczajny spacer, gdyż mężczyzna ma zadanie do wykonania. Bierze udział w geocachingu czy też „poszukiwaniu skarbów za pomocą GPS-u”, jak to ma w zwyczaju wyjaśniać swoim przyjaciołom i znajomym, którzy nie wiedzą, co to takiego. Odkąd przeszedł na emeryturę, zabawa ta stała się jego nową pasją. Ma geocachingowych przyjaciół w całej Szwecji, a nawet na całym świecie. Uczestnicy ukrywają małe skarby, które inni próbują odnaleźć za pomocą wskazówek i współrzędnych GPS umieszczonych na stronie internetowej klubu.

– Zobaczmy więc – uśmiecha się mężczyzna sam do siebie, patrząc na ekran smartfona. – Według GPS-u skarb powinien gdzieś tu być.

Rozgląda się dookoła. Światło księżyca sprawia, że ruiny wyglądają przerażająco. Mężczyzna czuje zimny powiew wiatru, przechodzi go dreszcz, podnosi więc kołnierz kurtki.

Pochyla się i zaczyna szukać. Przyświeca sobie latarką, odgina gałęzie krzaków, odgarnia nogą uschniętą trawę, wzrokiem szuka dziur i zagłębień w ziemi. Maca ręką między kamieniami i tam… tam coś wyczuwa. Skarb.

Wyjmuje małe plastikowe pudełko. Otwiera pokrywkę i wyciąga logbooka, który zawsze znajduje się w pojemniku, wśród całej masy innych drobiazgów. Mężczyzna wpisuje swoje imię, datę i godzinę znalezienia skarbu. Stwierdza z zadowoleniem, że jest pierwszą osobą, która go znalazła.

Nagle zupełnie blisko słychać trzask łamanej gałęzi. Co to było? Mężczyzna rozgląda się dookoła, ale nic nie widzi.

Wraca do oglądania znajdujących się w pudełku przedmiotów. W końcu wybiera kostkę Rubika, którą wkłada do kieszeni kurtki. Z innej kieszeni wyjmuje karty do gry i zostawia je w pudełku. Tak się robi w geocachingu, gdy się coś zabiera, trzeba zostawić coś innego. Mężczyzna odkłada skarb w to samo miejsce, w którym go znalazł.

– Gotowe! – mówi, otrzepując ręce.

Gdy to robi, czuje nagle okropny smród. Fuj, czyżby to jego ręce cuchnęły? Może czegoś niechcący dotknął?

Podnosi ręce do nosa. Nie. Odór musi pochodzić od czegoś innego.

Wtem słyszy za sobą jakiś dźwięk. Jakby coś pękało, jakby kruszono kamienie w dużym młynku.

Mężczyzna nieruchomieje. Ktoś stoi tuż za nim. Albo raczej COŚ stoi tuż za nim. Mężczyzna upuszcza latarkę, nie ma odwagi się odwrócić. Dźwięk kruszonych kamieni mrozi mu krew w żyłach.

Nagle z wielką prędkością zbliża się do niego trawnik. Choć tak naprawdę to on upada na twarz, z czego nagle zdaje sobie sprawę, czując przy tym, że ma na plecach jakiś ciężar.

I wszystko robi się czarne.Rozdział 22

Magia i bitwa na jedzenie

– KTO KOŃCZY jutro dwanaście lat? – pyta Layla przy śniadaniu, mierzwiąc Alrikowi włosy.

Zawsze tak robi. Nie potrafi przejść obok Alrika czy Vigga, nie dotykając ich, nie obejmując. Robi to w biegu, wydaje się nawet o tym nie myśleć. Na przykład poklepie albo położy rękę na ramieniu.

– Ee tam – bąka Alrik, zjadając łyżkę jogurtu z musli. – Urodziny nie mają żadnego znaczenia.

– Jutro przyjedzie po nas mama – mówi Viggo szczęśliwy. – Będziemy świętować!

– Wiem – odpowiada Layla. – Dlatego my musimy wyprawić przyjęcie na cześć Alrika już dziś wieczorem.

– Ee tam – powtarza Alrik.

– Ja jestem zdania, że świętowanie urodzin jest bardzo ważne – mówi Layla. – I mam zamiar zrobić tort bezowo-czekoladowy, który podwyższy nam poziom glukozy na najbliższy tydzień! Zrobię też bakławę według przepisu babci.

Idzie schodami na górę i po chwili słyszą dochodzące z łazienki brzęczenie elektrycznej szczoteczki do zębów. Anders poszedł już do pracy, a Viggo i Alrik zostali w kuchni sami.

– Jak myślisz, co mama kupiła ci na urodziny? – pyta Viggo. – Przez telefon mówiła, że ma bombową niespodziankę.

Alrik nie odpowiada. Odczuwa ból, gdy widzi, jak bardzo Viggo cieszy się z przyjazdu mamy. Gdy uświadamia sobie, że jego młodszy brat tęskni za nią jak szalony. Alrik wie lepiej. Może się równie dobrze zdarzyć, że mama w ogóle nie przyjedzie. Albo jeszcze gorzej, że przyjedzie pijana i bez prezentów. Lepiej nie tęsknić, wówczas uniknie się zawodu.

– Halo! – woła Viggo. – Ogłuchłeś? Możesz mi odpowiedzieć?

– Mam mamę w dupie – mówi Alrik.

Powiedziało mu się o wiele mocniej, niż zamierzał, ale mimo to nie potrafi się powstrzymać i kontynuuje:

– Mam w dupie ją i jej prezenty. Dotarło?

– Co masz na myśli? – pyta Viggo słabym głosem.

– Nie wierzę, że w ogóle przyjedzie. Głupia krowa!

BUM, słychać za plecami Alrika.

To Viggo rzucił w niego całym talerzem z jogurtem i musli, ale nie trafił, więc talerz rozbił się na ścianie za Alrikiem.

Jogurt jest na stole, na podłodze, Alrik ma jogurt we włosach.

– Co ty wyprawiasz! – krzyczy Alrik, ale Viggo zdążył już rzucić w niego swoją kanapką. Potem chwyta za słoik z masłem orzechowym. Alrik robi unik. Słoik również uderza w ścianę, ale nie tłucze się, ląduje z hałasem na podłodze i toczy się w kąt.

Layla w pośpiechu zbiega po schodach.

– Chłopcy! – woła. – Na miłość boską, co…

Nie udaje jej się dokończyć zdania, ślizga się na rozlanym jogurcie i w ostatniej sekundzie łapie się zlewu, ratując się w ten sposób przed upadkiem.

Viggo stoi koło stołu, a jego krzesło leży na podłodze. W ręku trzyma ser, gotowy do rzutu.

– Alrik mówi, że mama jutro nie przyjedzie! – wykrzykuje Viggo.

Ma łzy w oczach. Alrik zasłania się rękoma.

– Mama obiecała, że przyjedzie! – krzyczy Viggo. – Powiedziała, że ma bombową niespodziankę. Prawda, Laylo? Prawda, że przyjedzie?

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: