Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Perfidia - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
23 września 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Perfidia - ebook

"„James Ellroy to jeden z największych współczesnych pisarzy kryminalnych, a także prowokator, skandalista i ekspert od prania amerykańskich brudów”. WPROST

6 grudnia 1941 roku. Stany Zjednoczone w przededniu  II wojny światowej. Ostatnie nadzieje na pokój gasną, gdy japońskie samoloty bombardują Pearl Harbor. Wybucha wojenna zawierucha. Wokół miasta Los Angeles, które do tej pory było bezpieczną przystanią dla lojalnych Amerykanów japońskiego pochodzenia, zaciska się pętla nienawiści. Pierwsi Japończycy trafiają do obozów internowania.

            Makabryczne zabójstwo japońskiej rodziny ściąga na miejsce zbrodni trzech mężczyzn i jedną kobietę. William H. Parker jest kapitanem wydziału policji Los Angeles. Parker pozostaje w ostrym konflikcie z sierżantem Dudley’em Smithem - irlandzkim emigrantem, byłym zabójcą IRA i raczkującym spekulantem, pragnącym czerpać zyski z wojny. Hideo Ashida jest policyjnym chemikiem, a jednocześnie jedynym Japończykiem na liście płac policji Los Angeles. Kay Lake to poszukująca przygód nowicjuszka.

To niezwykła opowieść o II wojnie światowej i Los Angeles, jakiej James Ellroy wcześniej nie napisał. Autor ukazuje bohaterów stojących na krawędzi otchłani, a jednocześnie u progu wielkiego rozwoju Ameryki.

Perfidia opisuje ten moment w sposób, który zapiera dech w piersi."

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7999-407-6
Rozmiar pliku: 1 000 B

FRAGMENT KSIĄŻKI

PIĄTA KOLUMNA: rzeczownik, określenie kolokwialne pochodzące z czasów hiszpańskiej wojny domowej, używane w Stanach Zjedno­czonych w 1941 roku. Cztery kolumny żołnierzy wysłano na front. Natomiast piąta kolumna to byli ludzie, którzy pozostali w domu i dokonywali aktów sabotażu w fabrykach, rozpowszechniali wrogą propagandę i prowadzili ukrytą działalność wywrotową. Członkowie piątej kolumny starali się zachować anonimowość. Ich tajemniczy, nieokreślony status powodował, że byli postrzegani jako równie lub bardziej niebezpieczni od walczących na pierwszej linii.Reminiscenza².

Osiemdziesiąt pięć lat temu zabłądziłam na prerii podczas zamieci śnieżnej. Zimno rzuciło na mnie czar, który trwa do dziś. Usłyszałam wyrok i odkryłam, że boję się śmierci. Nie potrafię, jak kiedyś, mocą woli spowodować oberwania chmury. Muszę zbierać siły z jeszcze większą furią.

Wtedy ogarnęła mnie gorączka. Odczuwam ją do dziś. Nie umrę, dopóki będę przeżywać tę opowieść. Uciekam do tamtych czasów, żeby kupić sobie kilka chwil.

Dwadzieścia trzy dni.

Oszczercze zarzuty.

Policjant pukający do drzwi młodej kobiety. Łopoczące transparenty z napisem „Mordercy”.

Dwadzieścia trzy dni.

Zamieć śnieżna.

Reminiscenza.AUDYCJA GROM

GERALD L. K. SMITH³ | RADIO K-L-A-N, LOS ANGELES | NIELEGALNY NADAJNIK | TIJUANA, MEKSYK | PIĄTEK, 5 GRUDNIA 1941 ROKU

Obecna wojna, którą rozpoczął Żydowski Aparat Kontroli, stała się dziś naszą wojną, czy tego chcemy, czy nie. Powiadają, że nie ma dobrych wiadomości, ale to przysłowie powstało przed cudownym wynalezieniem radia, które ma moc dostarczania wszelkich wiadomości – dobrych i złych – z prędkością rakiety. Niestety dzisiejsze wiadomości są wyłącznie złe, bo naziści i Japońcy mają niezwykłą siłę niszczenia wszystkiego, co stanie im na drodze – a wojna zmierza szybko w naszą stronę, choć tego nie chcemy i nie zasłużyliśmy sobie na to.

Wiadomość: Latem tego roku Adolf Hitler zerwał umowę z przywódcą czerwonych, Józefem Stalinem, i dokonał inwazji na puste rubieże odrażającej Czerwonej Rosji. Chociaż wojska spod znaku sierpa i młota walczą dziś z żołdakami Führera na przedmieściach Moskwy, przerabiając ich na kiełbasę – eleganccy naziści zdążyli zasypać bombami Wielką Brytanię i poddać pół Europy Środkowej pod nordycko-narodowe panowanie. Hitler nadal marzy o rzuceniu wyzwania amerykańskim siłom lądowym – co z pewnością nastąpi w niedalekiej przyszłości naszego wielkiego narodu. Czy ta wiadomość nie wywołuje w was apoplektycznej obojętności, moi przyjaciele? Nie chcemy tej wojny, ale skoro powiedzieliśmy „a”, trzeba powiedzieć „b”.

Wiadomość: Wspaniałemu Duce, Benito Mussoliniemu, kiepsko idzie w Afryce Północnej – ale nie przekreślajcie go. Powiadają, że Włosi to naród kochanków, nie wojowników – że bliższa im wielka opera. To prawda, ale ci bambino kochający bel canto stanowią strategiczne zagrożenie dla południowoeuropejskiego teatru wojny. To prawda: na wschodzie gromadzą się ciemne chmury. Trzeba powiedzieć ze smutkiem, że burzowe chmury zmierzają w kierunku zachodu – pod postacią naszych najbardziej wytwornych rzekomych wrogów: Japończyków.

Czy nadal jesteście obojętni, moi przyjaciele? Wiem, że tak jak ja przyjęliście z otwartymi ramionami hasło „Najpierw Ameryka”, ale pogańskie szerszenie Hirohito wypłynęły na szerokie wody – co wcale mi się nie podoba.

Wiadomość: Departament Stanu wydał biuletyn. Japońskie konwoje zmierzają w kierunku Syjamu. Do inwazji może dojść w każdej chwili.

Wiadomość: Ludność cywilna ucieka ze stolicy Filipin, Manili.

Wiadomość: Prezydent Franklin „Dwulicowy” Rosenfeld przesłał osobisty list cesarzowi Japońców. Pismo zawiera usilną prośbę i ostrzeżenie: Zaprzestańcie agresji albo szykujcie się na amerykańską interwencję na pełną skalę.

Wuj Sam się rozgrzewa. Hawaje to nasze terytorium, wrota Pacyfiku prowadzące na kontynent amerykański. Leżące bliżej nas bujne, tropikalne atole znalazły się już na celowniku japońskich karabinów. Ta niezasłużona, nieusprawiedliwiona i niechciana wojna zmierza w naszą stronę – czy tego chcemy, czy nie.

Wiadomość: Prezydent Rosenfeld pyta, dlaczego diabły wcielone Hirohito koncentrują się w rejonie Indochin Francuskich.

Wiadomość: Radio Bangkok ostrzega przed możliwym potajemnym atakiem Japończyków na Syjam. Wysłannicy japońscy prowadzą rozmowy z sekretarzem stanu Cordellem Hullem. Japońcy syczą i wystawiają rozdwojony język – mówią, że pragną pokoju, gdy japoński minister spraw zagranicznych, Shigenori Togo, krytykuje Amerykanów za to, że nie pojmują japońskich „ideałów”, i obrusza się na nasze ciągłe protesty przeciwko rzekomym pogromom dokonywanym przez Japończyków w rejonie Azji Wschodniej i Pacyfiku.

Tak, drodzy przyjaciele, wszystko to jest żydopowszechnie wiadome. Wymyślona przez komunistów wojna zmierza ku nam – czy tego chcemy, czy nie.

Żaden trzeźwo myślący Amerykanin nie chce brać udziału w zagranicznej wojnie w obronie Żydków. Żaden trzeźwo myślący Amerykanin nie chce wysyłać amerykańskich chłopców na śmierć. Żaden trzeźwo myślący Amerykanin nie zaprzeczy, że tę wojnę można utrzymać z dala od naszych granic tylko wówczas, gdy udaremnimy i stłumimy ją na obcej ziemi. Mam w tej sprawie absolutną rację, moi przyjaciele – dostałem wypieków od apostazji.

To nie my zaczęliśmy tę wojnę. Nie rozpoczęli jej również Adolf Hitler ani dystyngowany Hirohito. Czerwony barszcz upichcili towarzysze z Żydowskiego Aparatu Kontroli, szczując jednego przyjaciela przeciwko drugiemu i wywracając świat do góry nogami. Czy nadal jesteście apoplektycznie obojętni, przyjaciele?

Tak, wojna zmierza w naszą stronę, chociaż wiemy ponad wszelką wątpliwość, że jej nie chcemy. Ameryka nigdy nie paliła się do bitki.1 HIDEO ASHIDA LOS ANGELES | SOBOTA, 6 GRUDNIA 1941 ROKU

9.08

Drogeria Whalena, przy zbiegu Szóstej i Spring. Miejsce czterech poważnych przestępstw popełnionych w ostatnim czasie. Kod policyjny dwa-jeden-jeden – napad z bronią w ręku.

Nad sklepem wisiało jakieś fatum. Cztery napady w ciągu jednego miesiąca zapowiadały piąty. Prawdopodobnie ten sam sprawca. Gość pracował w pojedynkę. Zasłaniał twarz bandaną i miał spluwę o długiej lufie. Zawsze kradł narkotyki i forsę z kasy.

Oddział do spraw napadów miał za mało ludzi. Czub w masce Hitlera napadł na trzy bary w Silver Lake. Kod policyjny dwa-jeden-jeden oraz umyślne okaleczenie. Sprawca sterroryzował barmanów pistoletem i obszukał klientki. Był wyraźnie rad, że ma broń. Oddał kilka strzałów w kierunku szafy grającej i półek z gorzałą.

Miejsce napadu przypominało grzęzawisko. Ashida skonstruował urządzenie składające się z kabla ułożonego na jezdni i wybrał to miejsce na próbę. Pierwszy prototyp stworzył w ogólniaku Belmont High i wypróbował pod tamtejszym prysznicem. Użył go do sfotografowania Bucky’ego po treningu koszykówki…

Jakiś samochód zakołysał się i skręcił na północ, w Spring Street. Kierowca zobaczył Ashidę.

Oczywiście facet zawołał:

– Cholerny Japoniec!

Na to Ray Pinker mu odpowiedział:

– Wal się!

Ashida spojrzał w dół. Przewód biegł w poprzek jezdni, do krawężnika przed drogerią. Czub parkował w tym samym miejscu cztery razy z rzędu. Przewód prowadził do aparatu fotograficznego umieszczonego w osłonie z twardej gumy, uruchamianego jego poruszeniem. Uderzenie opon parkującego samochodu włączało urządzenie. Błyskał flesz i otwierała się migawka, robiąc zdjęcie tylnej tablicy rejestracyjnej. W osłoniętych gumą tubach znajdowały się rolki filmu. Jedna rolka wystarczyła do sfotografowania wszystkich wozów w ciągu jednego dnia.

Pinker zapalił papierosa.

– To szukanie wiatru w polu. Jesteśmy cywilnymi kryminalistykami, a nie gliniarzami. Co tu robimy? Przecież wiemy, jak działa to cholerstwo! Nie kazali nam się zająć czymś innym, ale…

Ashida się uśmiechnął.

– Przecież znasz odpowiedź.

– Jeśli odpowiesz: „Bo nie mamy nic innego do roboty” lub „Bo jesteśmy naukowcami, więc nie obchodzi nas życie pojedynczego człowieka”, będziesz mieć rację.

Obok nich przejechał autobus, kierując się na południe. Meksykanin wydmuchnął pierścień dymu przez okno. Spostrzegł Ashidę.

– Puto⁴, Japońcu!

Pinker rzucił papierosa, który wylądował obok autobusu.

– Który z was się tu urodził?! Który nie przepłynął nielegalnie Rio Grande?

Ashida poprawił krawat.

– Powtórz to jeszcze raz. Powiedziałeś to z rozdrażnieniem, dlatego wiem, że twoja reakcja była szczera.

Pinker wykrzywił twarz w grymasie uśmiechu.

– Jesteś moim protegowanym, moim Japońcem, więc twój los leży mi na sercu. Jesteś jedynym Japończykiem zatrudnionym w Departamencie Policji Los Angeles. Dzięki temu jesteś jeszcze bardziej wyjątkowy, co dodaje mi prestiżu.

Ashida zachichotał. Przed drogerią stanął desoto rocznik trzydziesty ósmy. Koła uderzyły o przewód, przysłona kliknęła, flesz błysnął. Z samochodu wysiadł wysoki facet. Miał ciemne włosy Bucky’ego Bleicherta i małe, brązowe oczka. Ashida patrzył, jak gość wchodzi do drogerii.

Pinker przebiegł na drugą stronę ulicy i zaczął majstrować przy gnieździe flesza. Ashida spojrzał w okno drogerii i powiódł wzrokiem za tamtym. Szyba wykrzywiła jego rysy. Ashida uczynił go Buckym. Zamknął oczy, a później mrugnął i facet zamienił się w Bucky’ego. Zaczął się zachowywać z wdziękiem typowym dla Bucky’ego. Sunął po sklepie, uśmiechając się i obnażając wielkie zęby Bucky’ego.

Po chwili wyszedł. Pinker przebiegł na drugą stronę, zasłaniając widok Ashidzie. Samochód tamtego odjechał. Ashida mrugnął. Świat utracił jednominutowy blask Bucky’ego Bleicherta.

Wrócili na swoje miejsca. Pinker oparł się o latarnię i zaczął palić papierosa za papierosem. Ashida stał nieruchomo, wsłuchując się w zgiełk centrum Los Angeles.

Nadciągała wojna. Stąd cały ten zgiełk. Ashida był rodowitym Nisei⁵, drugim synem w rodzinie. Jego ojciec pracował jako robotnik na kolei. Łykał proszki na przeziębienie i zaharowywał się na śmierć, układając tory. Matka miała mieszkanie w Little Tokyo. Należała do zwolenników cesarza i mówiła po japońsku tylko po to, żeby mu dokuczyć. Jego rodzina miała gospodarstwo rolne w dolinie San Fernando. Prowadził je Akira, jego brat. W okolicy były głównie działki Nisei. Na farmie pracowali nielegalni meksykańscy robotnicy. Nisei zwykle tak robili. Było to niemoralne, ale rozsądne, bo Meksykanie stanowili najtańszą siłę roboczą. Układ przypominał kontraktowe niewolnictwo, ale zapewniał wypłacalność farmerom Nisei.

Wspomniana praktyka wiązała się z cichą zmową. Rodzina Ashidy musiała płacić łapówki kapitanowi meksykańskiej policji stanowej, żeby meksykańskim robotnikom nie groziła deportacja. Ashida akceptował ten proceder bez moralnych dyskusji. W końcu dzięki temu drugi syn, Hideo, mógł rzucić rodzinne zajęcie i rozwinąć swoje zainteresowania w dziedzinie kryminalistyki.

Miał tytuły naukowe z chemii i biologii. W wieku dwudziestu dwóch lat obronił doktorat na Uniwersytecie Stanforda. Znał się na serologii, daktyloskopii i balistyce. Rok temu podjął pracę w Departamencie Policji Los Angeles. Chciał współpracować z legendarnym szefem policyjnych chemików. Był protegowanym szukającym mentora, a Ray Pinker był pedagogiem szukającym ucznia. Dzięki temu powstała łącząca ich więź, choć wyraźnie zdefiniowane role szybko uległy zamazaniu.

Stali się kolegami. Pinker był chwalebnie ślepy na różnice rasowe. Porównywał Ashidę do pierwszego syna Charliego Chana⁶. Kiedy Ashida poinformował Pinkera, że Charlie Chan był Chińczykiem, Pinker odpowiedział:

– Wszystko mi jedno.

Wzdłuż Spring Street stały bożonarodzeniowe choinki posypane sztucznym śniegiem. Ozdobione ptasimi odchodami i sadzą. Jakiś dzieciak sprzedawał „Heralda” przed drogerią. Z całych sił wykrzykiwał:

– FDR prowadzi rozmowy ostatniej szansy z Japońcami!

– To pieprzone ustrojstwo jednak działa – powiedział Pinker.

– Wiem.

– Jesteś cholernym geniuszem.

– Wiem.

– Nadal nie złapali tego gwałciciela. Chłopaki z centralnej sekcji obyczajowej uważają, że gość służy w żandarmerii wojskowej. Dwie noce temu zerżnął kolejną kobietę.

Ashida skinął głową.

– Pierwsza ofiara stawiała opór. Oderwała kawałek opaski, którą miał na ramieniu. Nosił mundur pod cywilnym ubraniem. Mam próbki włókna w prywatnym laboratorium, w mieszkaniu mojej matki.

Pinker spojrzał na korpulentną blondynkę uwieszoną ramienia marynarza, a marynarz spojrzał nieprzyjemnie na Ashidę.

– Jutro wieczorem Bucky Bleichert będzie walczyć w Olympic. Mówią, że stoczy jeszcze kilka walk i przyjdzie do nas.

Ashida poczerwieniał.

– Znam Bucky’ego z ogólniaka.

– Wiem. Dlatego o tym wspomniałem.

– Z kim będzie walczyć?

– Z jakimś niezdarą. Facet nazywa się Junior Wilkins. Elmer Jackson przyskrzynił go za machlojki. Wspólnie z lipnym kaznodzieją prowadzili szwindel pod tytułem „powrót do Afryki”.

Obok drogerii zaparkował ford rocznik trzydziesty siódmy. Koła nacisnęły przewód, soczewki kliknęły, flesz błysnął na komendę.

Pinker zakaszlał i odwrócił się od Ashidy. Z samochodu wysiadł mężczyzna. Miał fedorę i płaszcz z postawionym kołnierzem. Ashidę przeszedł dreszcz. Było za ciepło na płaszcz.

Pinker odchrząknął i sucho zakaszlał. Niemal zwinął się wpół. Zasłonił twarz chusteczką.

Ashidę przeszedł dreszcz.

Doskonale. Idealnie. Pinker go nie widział. Mieli numery jego samochodu. Mógł pozwolić, żeby doszło do popełnienia kolejnego przestępstwa. Mógł kontynuować swoje badania kryminalistyczne.

Mężczyzna wszedł do drogerii.

Ashida spojrzał na zegarek. Była 9.24.

Pinker się odwrócił i zapalił papierosa. Ashida spojrzał przez okno do wnętrza drogerii. Facet podszedł do półki z pastą do zębów. Ashida popatrzył ukradkiem na zegarek.

Tamten zniknął mu z oczu. 9.25, 9.26, 9.27.

– Moja żona twierdzi, że kaszlę z powodu zanieczyszczonego powietrza, ale ja uważam, iż powodem jest nadmiar flegmy – powiedział Pinker.

Facet wybiegł z drogerii. W ręku trzymał papierową torbę i na pół widoczny pistolet. Przewrócił gazeciarza. Uruchomił wóz i ruszył z piskiem opon.

– Jasna cholera! – zaklął Pinker, wypuszczając papierosa z ust.

Chłopak sprzedający gazety wbiegł do drogerii. Pinker skoczył do budki telefonicznej, a Ashida ruszył do swojego urządzenia.

Otworzył urządzenie i uklęknął obok, przyglądając się negatywowi w kasetce. Zdjęcia wyszły! Blade i zamazane, ale były – kalifornijskie KFE621.

Obok przesunął się samochód. Za kierownicą siedział shriner⁷ w fezie. Na widok Ashidy się skrzywił. Japończyk podniósł się i zacisnął pięści, ale auto odjechało.

Gazeciarz spojrzał na niego i krzyknął na cały głos:

– FDR prowadzi rozmowy ostatniej szansy z Japońcami!

O 9.31 rozległa się syrena policyjnego radiowozu.

Ashida stał przygotowany. Zza rogu wyjechał mały wóz i stanął przed jego urządzeniem. Japończyk znalazł się naprzeciw auta. Rozpoznał facetów, którzy w nim siedzieli: Buzza Meeksa i Lee Blancharda.

Wysiedli. Meeks pracował w centrali, w wydziale napadów rabunkowych. Blanchard był z centrali drogówki. Meeks miał na sobie świeżo odprasowany garnitur, a Blanchard pognieciony mundur, jakby w nim spał.

– Co tu robisz, chłopcze? – powiedział Meeks. – Jakim cudem zdołałeś nas wyprzedzić?

– Co jest grane, Hirohito? – rzucił Blanchard.

Meeks szarpnął Blancharda za krawat i palnął go w głowę. Blanchard poczerwieniał.

Ashida wskazał ręką urządzenie.

– Pan Pinker i ja testowaliśmy ten aparat. Sklep jest stałym celem napadów, więc wybraliśmy go na miejsce próby. Opony samochodu naciskają przewód i uruchamiają migawkę. Byliśmy świadkami napadu. Tablice rejestracyjne podejrzanego to KFE621.

Meeks zamrugał i przykucnął obok aparatu. Blanchard wsiadł do wozu i zaczął wrzeszczeć do radiostacji. Meeks był weteranem okresu Dust Bowl⁸ i byłym aktorem grywającym w westernach. Podlegał Jamesowi Edgarowi Davisowi i był reketierem burmistrza Franka Shawa. Wielka ława przysięgłych okręgu wylała Shawa i komendanta Davisa. Meeksowi postawiono czternaście zarzutów.

Z kolei Blanchard jeszcze niedawno był bokserem wagi ciężkiej. Kupił dom na północ od Sunset Strip za pieniądze rzekomo zarobione na walkach. W 1939 roku rozpracował duży skok na bank i ugruntował swoją pozycję w policji. Mieszkał z kobietą, Kay-Jakąś-Tam. Za komendanta C. B. Horralla mieszkanie z konkubiną było verboten⁹, ale komendant był pobłażliwy wobec Lee i przymykał na to oko. Meeks i Blanchard przyciągali plotki niczym magnes. Najgłośniejsza była taka, że Lee pozostawał w bliskich stosunkach z Benem Siegelem¹⁰ i żydowskim syndykatem.

W drogerii huczało od wrzawy. Ludzkie głosy odbijały się od szyb. Ashida zajrzał do środka. Pinker zebrał świadków.

Meeks wyszczerzył zęby, spoglądając z podziwem na urządzenie Ashidy. Blanchard wysiadł z samochodu.

– Wóz skradziono sprzed salonu bilardowego w East Slauson. O ósmej szesnaście odebrano zgłoszenie na posterunku przy Siedemdziesiątej Siódmej Ulicy. To musiał być czarnuch. Na południe od Jefferson nie przeżyje żaden biały.

Meeks spojrzał na zegarek.

– Zadzwoń do tych z drogówki. Niech wystawią list gończy. Poproś, żeby ubarwili sprawę. Jeden gość i fala przemocy, uzbrojony i niebezpieczny. Niech to zabrzmi jak sprawa życia i śmierci.

Blanchard pokazał V na znak zwycięstwa, naśladując Churchilla. Meeks spojrzał na swoje odbicie w szybie i poprawił ubranie. Ashida wszedł do drogerii.

Zapamiętał plan piętra i twarze świadków. Pomierzył odległości. Przesunął wzrokiem, odnotowując szczegóły, wdychając przesycony adrenaliną zapach ciał.

Dwaj farmaceuci¹¹ w białych fartuchach. Kierownik w garniturze i krawacie. Dwie starsze klientki. Grubszy farmaceuta miał czyraka na szyi. Szczupły dostał drgawek. Jedna ze starszych pań była otyła. Układ żyłek pod skórą wskazywał, że choruje na miażdżycę.

Zebrali świadków w ciasną gromadkę. Meeks przechadzał się za ladą, aby w końcu stanąć przed nimi.

– Jestem sierżant Turner Meeks. Słucham.

– Wszedł do środka i ruszył prosto do apteki – powiedział kierownik. – Miał maskę i pistolet, ale nie sądzę, żeby to on nas obrabował poprzednim razem. Tamten był wyższy i szczuplejszy.

Farmaceuci skinęli głowami. Taak, szefie. Masz rację.

– Co się później stało?

Otyły farmaceuta powiedział:

– Kazał nam stanąć w szeregu i zabrał portfele. Potem zagonił nas do pierwszej alejki, ukradł butelkę fenobarbitalu i strzelił w sufit.

Ashidę przeszedł zimny dreszcz. Pierwszy niezwykły szczegół.

– Pan Pinker i ja staliśmy po drugiej stronie ulicy. Usłyszelibyśmy strzał.

Gruby farmaceuta zaprzeczył ruchem głowy.

– Pistolet miał tłumik. Przykręcony do lufy.

Ashida ruszył na tyły sklepu, w kierunku apteki. Spojrzał na kasę, czekoladki Hershey i karty bożonarodzeniowe. Wbił sprzedaż za jednego dolara. Szuflada kasy się wysunęła. Przegródki były pełne dolarów, od jedynek po dwudziestki.

Instynkt.

Bandycie zależało bardziej na narkotykach niż na pieniądzach. Kradzież portfeli miała drugorzędne znaczenie. Zrobił to, żeby ukryć swój główny cel.

Anomalia.

Dlaczego ukradł tylko jedną butelkę fenobarbitalu? Takie postępowanie było sprzeczne z archetypem rabusia narkomana.

Ashida przeskoczył ladę i ruszył pierwszym rzędem. Żadnych łusek po nabojach. Dwie możliwości. Rabuś podniósł łuskę lub miał rewolwer.

Spojrzał na otwór po kuli w suficie. Na podłodze leżały metalowe skrawki – fragmenty odkształconego gwintu tłumika.

Uklęknął i obejrzał dokładniej. Krawędzie nadpalone od gorącej lufy. Skrawki metalu przypominały małe, skręcone wióry.

Ashida wrócił do lady. Pinker przyniósł zestaw do pobierania dowodów. Meeks odkorkował butelkę sprzedawanej w drogerii gorzały i puścił wokół. Blanchard splądrował półkę z gumą do żucia, a Meeks napchał sobie kieszenie prezerwatywami.

Butelka zatoczyła koło. Ashida odmówił. Farmaceuci pociąg­nęli po tęgim łyku. Starsze panie zachichotały i wypiły odrobinkę.

– Dostaliśmy wiadomość od kolegów z drogówki – powiedział Blanchard. – Samochód porzucono trzy przecznice stąd. Na tę chwilę mamy jedynie odciski rękawiczek na desce rozdzielczej.

Meeks zapalił papierosa.

– Czy napastnik dotknął czegoś w sklepie? Moglibyście mi pomóc?

Gruby farmaceuta zakaszlał.

– Kiedy wychodził, zawadził o stojak z komiksami. Mógł rozedrzeć płaszcz.

Pinker spojrzał znacząco na Ashidę. Teraz. Ashida spostrzegł znak i przeszedł obok świadków. Półka była pełna komiksów o Mickey Mouse i Tarzanie. Ashida obejrzał ją dwukrotnie. Tu nic i tam nic. A jednak. Tutaj.

Jasnoczerwone włókna na jednym z wystających elementów.

W dotyku jak wełna. Gęsto tkana. Znajoma.

Wyciągnął długopis i kopertę na dowody. Wsunął włókna do środka i zapieczętował. Na skrzydełku koperty napisał: „Kod 211/Dro­geria Whalena/10.09, 6/12/41”.

Od frontu doleciały kolejne śmiechy – Blanchard i Meeks błaznowali jak bracia Ritz. Ashida powąchał kopertę. Wyczuł zapach wełny przez papier. Jego synapsy zaiskrzyły.

Żołnierz żandarmerii wojskowej podejrzany o wielokrotny gwałt. Włókna z jego opaski. Pinker powiedział, że niedawno zgwałcił kolejną kobietę. Głupiec nie zdjął opaski, wyruszając na poszukiwanie ofiary.

Na płaszczu napastnika nie było niczego czerwonego. Wystające elementy półki znajdowały się na wysokości pasa. Płaszcz miał naszyte kieszenie. Włókna mogły pochodzić z czegoś, co wystawało z kieszeni. Miał próbki włókien u matki. Mógł potwierdzić lub wykluczyć podobieństwo.

Usłyszał gwizd. Pinker dał znak, że jest mu natychmiast potrzebny.

Ashida podążył za dźwiękiem. Pinker był na tyłach apteki. Wyciągnął aparat, którym fotografował dowody. Wykonał trzy zdjęcia otworu po kuli i trzy zdjęcia elementów tłumika.

– Ten skok mnie intryguje. Facet nie sterroryzował świadków pistoletem, nie ukradł gotówki z kasy i strzelił w sufit dla hecy.

Ashida skinął głową.

– Jakby sprawdzał tłumik. I dlaczego ukradł tylko jedną butelkę fenobarbitalu?

Pinker przytaknął w zamyśleniu.

– Podoba mi się pomysł z wypróbowaniem tłumika. Tłumik wygląda na domowej roboty, po jednym strzale pozostały spalone skrawki. Po ośmiu lub dziesięciu strzałach byłby całkiem bezużyteczny.

– Racja. Poza tym kierownik powiedział, że to inny facet niż poprzednio. Niezależnie od tego, co nim kierowało, wybrał sobie sklep, który był już celem napadów.

Pinker włożył skrawki metalu do koperty.

– Pewnie między sufitem i dachem jest pusta przestrzeń.

Sufit był wykonany z luźnych, gipsowych płyt. Ashida podskoczył i odsunął jedną, obok dziury po pocisku. Pinker zrobił drabinkę z dłoni. Japończyk odebrał sygnał i stanął na niej.

Pustą przestrzeń miedzy sufitem i dachem wypełniały spleś­niałe deski i pajęczyny. Ashida wciągnął się na górę. Poczuł zastałą woń prochu. Podniósł się i poczuł pajęczynę na twarzy. Otarł ją i wyciągnął kieszonkową latarkę. Snop światła zamarł na chmarze owadów i czmychającym szczurze. Były tam. Sześć kawałków odkształconego pocisku.

Bądź ostrożny. Uczestniczysz w tym od początku. To twój obowiązek. Chodzi o ciebie.

Uniwersytet Stanforda. Rok 1936. Wstęp do kryminalistyki: „Wszyscy prawdziwi badacze podążają śladem dowodów i je gromadzą. Praktyka powoduje, że powstaje symbioza między nimi i tobą”.

Spojrzał na zegarek. Przytrzymał latarkę zębami i wyciągnął kolejną kopertę. Z przodu napisał „Kod 211/Drogeria Whalena/10.16, 6/12/41”. Włożył do niej cztery kawałki kuli. Dwa inne wsunął do kieszeni.

Obok niego przebiegł szczur. Policjant otrząsnął się i opuścił na dół przez otwór. Zręcznie wylądował na podłodze. Zauważył, że Buzz Meeks łypie na półkę z narkotykami.

– Spójrz na to, chłopcze.

Ashida spojrzał. Bingo. Wśród czterech rzędów buteleczek panował ład. Piąty rząd znajdował się w nieładzie. Jak w mordę strzelił, facet buchnął środki przeciwbólowe zawierające morfinę.

– Farmaceuta powiedział, że zabrał tylko fenobarbital.

– Taak, wierzę mu – odparł Meeks – ale ten drugi, chudy, ma stracha. Kołnierz koszuli przesiąkł mu potem. Na mój gust facet jest uzależniony.

– Tak. Wykorzystał napad, żeby ukraść fiolkę ze środkiem przeciwbólowym. Zabrał tylko to, co napastnik mógł wynieść i co można było ukryć.

Meeks mrugnął porozumiewawczo.

– Masz cholerną rację, Charlie Chanie.

– Jestem Japończykiem, sierżancie. Wiem, że nie dostrzegłby pan różnicy, ale nie jestem pieprzonym Chińczykiem.

Meeks wyszczerzył zęby w uśmiechu.

– Dla mnie wyglądasz jak Amerykanin.

Ashidzie zakręciło się w głowie. Zawsze tak miał, kiedy mu schlebiano…

Spojrzał w kierunku frontowej części sklepu. Pinker lustrował podłogę, a Blanchard wydębiał żyletki do golenia od kierownika. Uzależniony farmaceuta pobladł chorobliwie. Wykręcał ręce, wysuwając grdykę do przodu.

Meeks podszedł i chwycił go za krawat. Krawat zamienił się w smycz. Meeks zaciągnął go do apteki i pchnął na Ashidę. Gość popuścił w spodnie. Ashida pchnął go na ladę i sprawdził, czy facet go nie pobrudził.

Uzależniony farmaceuta zadygotał. Plama moczu się powiększyła. Meeks wytarł krople moczu ze swojego paska.

– Buchnąłeś opakowanie środka przeciwbólowego? Często to robisz?

– Raz w tygodniu, szefie. Coraz rzadziej. Niech skonam, jeśli kłamię…

– Masz trzydzieści sekund, żeby mnie przekonać, że nie maczałeś palców w tym napadzie. Teraz już tylko dwadzieścia dziewięć.

Farmaceuta złożył dłonie w geście modlitwy.

– Przysięgam, szefie. Chodziłem do szkoły aptekarskiej Świętego Jana Bosko w Jersey City. Wychowałem się u dominikanów.

Meeks ściągnął z półki buteleczkę z morfiną. Uzależniony farmaceuta oblizał wargi.

– Do kogo zadzwonisz, żeby zakablować dilerów w zamian za skradzioną heroinę. Kto będzie teraz twoim tatuśkiem z Oklahomy?

– S-S-S-Sierżant T-T-Turner M-M-Meeks. Pan sierżant będzie moim tatuśkiem… niech skonam, jeśli kłamię.

Meeks rzucił mu butelkę. Farmaceuta chwycił ją i zniknął między rzędami półek.

– Jesteś delikatny, Ashida. Nie mam pojęcia, dlaczego ta robota tak cię kręci.

Gromadka z przodu sklepu przerwała obrady. Blanchard przytulił starsze panie. Kierownik wyciągnął aparat i robił zdjęcia. Zdjął nawet Pinkera z pędzelkiem do pobierania odcisków palców i Dużego Lee w bokserskim przysiadzie. Meeks podszedł do niego i wymienili markowane ciosy. Starsze panie zapiszczały z podniecenia.

Wyszli przed sklep i pomachali sobie na pożegnanie. Ashida wygładził garnitur i zaczekał, aż tłum się rozejdzie. Pinker, Blanchard i Meeks stali nad jego urządzeniem. Blanchard spojrzał na Meeksa, jakby chciał powiedzieć „jasny szlag”.

Ashida wyszedł na zewnątrz i ruszył do kolegów. Zza rogu wyjechał radiowóz i stanął przy krawężniku z piskiem opon. Pinker, Blanchard i Meeks wyprężyli się na baczność.

– Zróbcie inteligentną minę – powiedział Pinker.

– To Whiskey Bill – rzucił Meeks.

– Świętoszkowaty sukinsyn – wtrącił Blanchard.

Z radiowozu wysiadł facet w mundurze kapitana i obejrzał urządzenie. Był średniej budowy ciała, miał ciemne, krótko ostrzyżone włosy i okulary. Przypominał kapitana Williama H. Parkera.

Ashida wyprężył się na baczność. Parker obejrzał przewody połączone z kasetą na film. Pinker, Blanchard i Meeks przyjęli defiladową pozycję „spocznij”.

Parker trącił kabel czubkiem buta.

– Pomysłowe, choć interesują mnie wyłącznie urządzenia o szerszym praktycznym zastosowaniu. Opiszcie, jak wpadliście na pomysł tego ustrojstwa, i szczegółowo wyjaśnijcie zasady jego działania. Chcę mieć raport na jutro, na dziewiątą rano.

Ashida i Pinker skinęli głowami.

Parker zmierzył Meeksa wzrokiem.

– Twoja otyłość jest wręcz obraźliwa. Jeśli w trzydzieści dni nie zrzucisz piętnastu kilogramów, ja lub komendant Horrall skierujemy cię na „dietę grubego męża”, którą wychwalano w ostatnim numerze „Ladies’ Home Journal”.

Meeks potulnie skinął głową.

Parker spojrzał na Blancharda.

– Opuść rękawy. Ten tatuaż z syrenką jest odrażający.

Blanchard opuścił rękawy.

Parker stuknął w zegarek.

– Jest dziesiąta trzydzieści jeden. Chcę mieć raport w sprawie skradzionego samochodu wraz z opisem przebiegu napadu. Ma trafić na moje biurko za pięćdziesiąt pięć minut.

Pinker skinął głową. Ashida skinął głową. Blanchard i Meeks skinęli głowami. Parker wsiadł do samochodu i odjechał.

– Whiskey Bill – powiedział Meeks.

Blanchard powiedział:

– Przegrał forsę podczas mojej walki z Jimmym Bivensem. Nie może tego zapomnieć.

– Walkę ustawiono – zwrócił mu uwagę Pinker. – Trzeba było mu powiedzieć.

10.32

Spring Street jechały wojskowe pojazdy półgąsienicowe. Za pojazdami wlekły się ciężarówki z haubicami. Konwój ciągnął się przez wiele przecznic. Mówili o tym przez radio. Żołnierze mieli ochraniać fabryki zbrojeniowe i Fort MacArthur.

Wojskowi kierowcy machali miejscowym. Piesi przystawali, aby powitać ich brawami. Mężczyźni uchylali kapelusza, dzieci wiwatowały, a kobiety posyłały całusy.

Całe miasto stało w korku. Ashida skręcił na wschód, na rogu Czwartej Ulicy i Broadwayu. Przechodnie spoglądali na niego podejrzliwym wzrokiem.

Czuł się tak, jakby był pozbawiony ciała. Złamał zasadę nakazującą śledzenie bezprawia od powstania przestępczego czynu, poddał się kryminalnej patologii. Zaryzykował eksperyment. Czy udział w dochodzeniu od pierwszej chwili i chłodna empatia pozwolą mu lepiej zrozumieć psychikę przestępcy?

Wstęp do kryminalistyki. Wiedział, że poddał się dowodom w odpowiedniej chwili. Że ta sprawa wzięła nad nim górę. Symbioza – sprawa i ty.

Skorzystał z podręcznikowej okazji. Opisze patologię prozaicznego napadu z bronią w ręku i sporządzi raport o swoich ustaleniach. Jego odkrycia mogły się przysłużyć całej kryminologii śledczej. Z drugiej strony mogły się do niczego nie przydać. Ashida odczuwał przymus działania. Był typowym Japończykiem. W Japonii mężczyźni rodzili się po to, żeby być ucieleśnieniem działania.

Ashida skręcił na wschód i wjechał na teren Little Tokyo. Tętno uległo spowolnieniu, oddech się uspokoił. Obok niego przejechał czarno-biały radiowóz. Policjant rozpoznał go i pomachał ręką.

Jego matka mieszkała w domu bez windy, przy zbiegu Drugiej Ulicy i San Pedro. Na korytarzach stale pachniało smażonym węgorzem. Ashida wynajmował małe mieszkanie po drugiej stronie ogólniaka Belmont High.

Mieszkanie było zagracone sprzętem laboratoryjnym. To, co się nie zmieściło, wypełniało jego dawną sypialnię u matki. Mariko nie miała nic przeciwko jego wizytom. Kręciła nim, kiedy jej przyszła ochota.

Ashida wszedł do domu i otworzył drzwi. W mieszkaniu panowała cisza. Mariko musiała dokądś wyjść, pewnie piła i wszczynała awantury. Wszedł do swojej dawnej sypialni i zamknął drzwi.

Półki uginały się od podręczników. Od fiolek z substancjami chemicznymi i wanienek. Zlewek, palników Bunsena i płyt grzewczych. Do stołu był przymocowany spektrograf i trzy mikroskopy.

Położył kawałki pocisku na stole i sięgnął po tekst z dziedziny identyfikacji amunicji. Obejrzał kawałki pod lupą, a następnie przestudiował rysy i wgłębienia.

Kula przebiła gipsową płytę. W książce połączono różne rodzaje amunicji z materiałami, do których oddano strzał. Zdjęcia były wyraźne. Strona sześćdziesiąta ósma – płyta gipsowa. Dwie strony dalej znalazł zdjęcie fragmentu pocisku z niemal identycznymi rysami i wgłębieniami.

Klasyczna niemiecka broń. Dziewięciomilimetrowy luger.

Luger miał wyrzutnik sprężynujący. Łuska w locie wykonywała powolny łuk. Wprawny strzelec mógł ją złapać w powietrzu.

W niezależny sposób zidentyfikował pocisk. Zabrał dwa fragmenty z miejsca przestępstwa. Dał Rayowi Pinkerowi cztery pozostałe. Pinker zidentyfikuje je lub nie.

Pinker nie znał się na identyfikacji kul. Ashida zbada ten dowód sam.

Teraz kolej na włókna.

Pinker wiedział, że Ashida ma całą półkę z próbkami włókien. Wiedział również, że są wśród nich próbki włókien z opaski gwałciciela. Tym dowodem dysponowali obaj. Do tej pory próbki włókien jeszcze do niczego się nie przydały.

Ashida odnalazł dwa zestawy włókien. Oglądane gołym okiem, wyglądały podobnie. Umieścił je na szkiełkach, żeby porównać ze sobą pod mikroskopem.

Pochylił się niżej. Przyjrzał się teksturze i kolorowi. Prawie, prawie, bardzo blisko. Tak, próbki włókna na jego półce pochodziły z takiej samej tkaniny, z której wykonano opaski.

Mógł wygotować barwnik i go wysuszyć, mógł przeprowadzić testy chemiczne. Ale testy miały wady systematyczne, więc rezultaty nie byłyby rozstrzygające.

Drgnął, słysząc zgrzyt klucza w zamku. Wyszedł z sypialni do salonu. O 11.00 oddech Mariko zalatywał alkoholem.

– Witaj, matko – powiedział. Wybełkotała coś po japońsku. Skłonił się, próbując ująć jej dłoń. Odsunęła się i mignęła mu przed nosem czasopismem.

Jakimś szmatławcem ze „zdjęciami panny młodej”. Wystarczyło wybrać zdjęcie i zamówić młodą kobietę. Zostanie wyprawiona w podróż z Japonii. Oczywiście należało dołączyć pięćset dolarów na bilet za rejs parowcem. Gwarantowano, że wszystkie dziewczyny są płodne i posłuszne.

– Przecież ci to wyjaśniłem, matko. Nie poślubię piętnastoletniej dziewczyny z burdelu.

– Jesteś za stary na kawalera. Sąsiedzi są coraz bardziej podejrzliwi.

– Nie obchodzą mnie sąsiedzi. Akira jest kawalerem, dlaczego jemu nie dokuczasz?

Mariko zaczęła mówić pidżin english, którego to języka nauczyła się w obozach robotników kolejowych około 1905 roku. Posługiwała się pidżin english, żeby okazać pogardę dla jego wykształcenia.

– Mów po angielsku, matko. Mieszkasz w tym kraju od trzydziestu sześciu lat.

Mariko klapnęła na kanapę.

– Franklin Dwulicowy Rosenfeld ustąpił ministrowi Togo. „Stany Zjednoczone niebawem ulegną pod naporem Chin”, mówi Czang Kajszek.

Ashida zachichotał.

– Poplątała ci się geopolityka, mamo. Zapytałbym, gdzie to usłyszałaś, ale obawiam się, że mi nie odpowiesz.

Mariko zachichotała.

– Od wielebnego Coughlina¹² z Frontu Chrześcijańskiego. „Nie pójdziemy na wojnę za żydowskich bankierów”, powiedział Gerald L. K. Smith. Szczęściarz Lindy¹³, ichiban¹⁴. Przeleciał samotnie Atlantyk i wylądował u stóp Hirohito.

Dość tego.

Ashida wyszedł do kuchni. Obok suszarki na naczynia stała butelka whisky Hiram Walker Ten High. Nalał podwójną porcję i zaniósł Mariko. Wychyliła jednym haustem i zachichotała, klepiąc kanapę.

Usiadł.

– Powiedz mi coś normalnego. Wyobraź sobie, że jestem Akirą i mamy interes do omówienia.

– W ciągu ostatniego kwartału zyski z farmy wzrosły o szesnaście procent. Żydowski księgowy znalazł sposób na obniżenie łapówek dla kapitana Madrano. Powiedział: „Wydatki na opieka i karmienie meksykańska robotnik dobrze pomniejszać”.

Ashida poklepał ją po ramieniu.

– Pamiętaj o częściach mowy, matko. Nie zapominaj o przedimkach. Kaleczysz język, kiedy sobie wypijesz.

Mariko trąciła go w ramię.

– Teraz lepiej? Czytałam o Buckym Bleichercie w „Heraldzie”. Powiedział, że wkrótce czeka go walka. Nie wspomniał, że jest przyjacielem mojego syna i walczy tylko z głupkami, którym może dołożyć. Nie napisali, iż mój syn sądzić, że jego mama być piąta kolumna. Tata Bucka być piąta kolumna, bo należeć do Niemiecko-Amerykańskiego Bundu¹⁵.

Frajerski cios. Upiła się, a teraz udaje głupa i wali poniżej pasa.

– Nie mów tak o Bucku, mamo. Wiesz, że to nieprawda.

– Bucky to straszny tchórz. Boi się walczyć z tym Meksykańcem. Tatuś w Bundzie, a Bucky to mięczak.

Ashida wstał i wpadł na stojącą lampę. Mariko przytknęła dwa palce do warg i zawołała:

– Sieg Heil!

Ashida wykonał gwałtowny zwrot i zniknął w swoim pokoju.

W jego klitce zrobiło się za gorąco. Ciepło powodowało, że substancje chemiczne się rozszerzały, a opary uchodziły na zewnątrz. Włączył wentylator i wykręcił bezpośredni numer do wydziału napadów rabunkowych.

Po trzech sygnałach usłyszał:

– Tu Meeks, słucham.

– Mówi Hideo Ashida, sierżancie.

– Taak. Którą mamy godzinę? Zadzwoniłeś, żeby powiedzieć mi coś, czego nie wiem?

– Tak, faktycznie.

Meeks odchrząknął.

– No to wal, słucham.

– Włókno pozostawione na półce odpowiada włóknu z opaski gwałciciela. To ta sama tkanina, więc jest całkiem prawdopodobne, że pochodzi z opaski używanej przez żandarmerię wojskową. Opaska może, ale nie musi być tą samą, którą nosił ten gość. Skoro tkanina na pewno jest ta sama, czasowa zbieżność wydarzeń powoduje, że gwałciciel staje się podejrzany o napad.

Meeks gwizdnął.

– Cóż, trzeba będzie powiedzieć o tym Dudleyowi Smithowi. Dudley dowie się, co Jack Horrall zechce z tym zrobić.

– Jak to?

– Mamy kumulację: gwałt-i-napad-z-bronią-w-ręku. Na dodatek wygląda, że jakiś psychopata z żandarmerii wojskowej hula na wolności. Gościa można by wystawić w pieprzonej walce psów. Zarobimy kilka punktów u armii, jeśli załatwimy to tak, żeby gość nie musiał stawać przed sądem wojskowym.

Ashida przełknął ślinę.

– Albo cywilnym?

– Zaczynasz łapać, synu. Pani Ashida nie wychowała głupich dzieci.

Ashida odłożył słuchawkę. Hałas panujący w sali wydziału odbił się echem od podłogi.

Wybrał sobie męski świat. Teraz uczył się jego zwyczajów i kodeksu postępowania. To nieznośnie ekscytujące.5 LOS ANGELES | SOBOTA, 6 GRUDNIA 1941 ROKU

18.43

Bucky był spóźniony. W weekendy zwykle zaglądał do laboratorium. Trenował w siłowni przy Main Street. W pobliżu znajdowała się komenda główna.

Laboratorium było zamknięte, bo większość chemików pracowała od poniedziałku do piątku, ale Ashida przesiadywał tu siedem dni i nocy.

Obok był gabinet kapitana. Przez otwór dolatywał głos Elmera Jacksona. Pił z kapitanem Bergdahlem. Rozmawiali o konfrontacji podejrzanych o gwałt z ofiarami i o Dudleyu Smisie.

Ofiary zidentyfikowały sprawcę na podstawie policyjnego zdjęcia.

– Facet nadałby się na sprawcę dzisiejszego porannego napadu na drogerię, ale prokurator okręgowy musiałby go oskarżyć na sekcyjnym stole.

Bergdahl zarechotał. Ashida przygotował mikroskop i fragmenty pocisku zabrane z drogerii. Ray Pinker przeprowadził swoje testy. Zostawił raport na biurku Ashidy. Jego wniosek: dziewięciomilimetrowy browning z chwytaczem łusek.

Błąd. Tekst, którego Pinker użył do porównania pocisku, był nieaktualny. Upewnij się. Jeszcze raz sprawdź u siebie.

Zrobił zbliżenie. Taka sama charakterystyka jak rano. Sprawa rozstrzygnięta. W płytę gipsową uderzyła kula wystrzelona z lugera.

Bergdahl powiedział dowcip. Przewody wentylacyjne wzmocniły jego głos. Cha, cha ­– chiński Su-Kin-Sin.

– Fajny, ale już go słyszałem – powiedział Elmer.

– Potrafisz ich odróżnić? No wiesz, Japońców i Chinoli? Mam kumpla w FBI. Powiedział, że mają listę Japońców do aresztowania, jeśli przyłączymy się do wojny. Z mojego punktu widzenia… wiesz, białego człowieka… nie widzę żadnej różnicy.

Ashida otworzył szufladę z instrumentami. W środku trzymał zdjęcia.

Oto Bucky. Przykucnął w bokserskich spodenkach. Wysoki i szczupły. Jego mięśnie raczej stapiają się ze sobą, niż wystają. Niemiecki luteranin z gwiazdą Dawida na spodenkach. Gwiazda wyrażała jego niechęć do nazistów.

Przesuwał się w bok na palcach, ale nigdy nie plątały mu się nogi. Miał piekielnie mocny cios z lewej. Mariko powiedziała, że ma „zęby Tojo”¹⁹. Jego ojciec należał do Niemiecko-Amerykańskiego Bundu.

Oczy miał małe, głęboko osadzone. Potrafił rozświetlić pokój uśmiechem.

Już jest. Słychać odgłos kroków. Sadzi po dwa stopnie.

Ashida schował zdjęcia w szufladzie. Bucky wszedł do środka i przysunął sobie krzesło. Miał flanelową koszulę i skórzaną kurtkę Belmont. Zielone B oznaczało koszykówkę i bieżnię.

Podali sobie dłonie.

– To prawda? – spytał Ashida.

Bucky wyszczerzył zęby w uśmiechu.

– Kto ci powiedział?

– Ray Pinker twierdzi, że wszyscy o tym wiedzą. To znaczy wszyscy oprócz mnie.

– W maju złożyłem papiery do akademii. Zdałem wszystkie egzaminy. Powiedzieli, że sprawdzą moją historię, wiesz, pro forma.

Ashida się uśmiechnął.

– Czekałeś, żeby mi powiedzieć. Nie chciałeś zapeszyć, więc pomyślałeś, że zrobisz to dopiero wtedy, gdy się upewnisz.

Bucky zakołysał się na krześle.

– Albo po jutrzejszej walce. Będę głodny jak wilk. Postawię ci obiad. Ważenie jest w południe. Dopóki się nie skończy, będę czuł ssanie w żołądku. Nie potrafię już zrzucić zbędnych kilogramów jak kiedyś. Nadal ważę ponad osiemdziesiąt jeden kilogramów.

– Weź kąpiel parową w Shotokan Baths.

– Wykluczone. Mam karnet w Jonathan Club. Prokurator okręgowy zostawił karteczkę w siłowni. „Synu, postawiłem na ciebie”.

Ashida uderzył dłońmi o kolana.

– Mógłbym ci o nim długo opowiadać. Przyszedł pijany na walkę Lee Blancharda, z dwiema kolorowymi dziewczętami.

– Z kim walczysz? Z Juniorem Wilkinsem? Niezbyt obiecująca pożegnalna walka.

– Fakt, ale mogę ją wygrać.

Ashida skrzyżował palce.

– Przeczytałeś felieton Bravena Dyera? Napisał, że chciałeś walczyć z Ronniem Cordero.

Bucky mrugnął.

– Nie chcę odejść przegrany, Hideo.

– Nie przegrałbyś.

– Mógłby trafić mnie w twarz, ale załatwiłbym go jak Joe Louisa.

– Przepraszam, jeśli źle to odebrałeś. Nie chciałem…

Bucky machnął lekceważąco ręką.

– Wpadłem na Jacka Webba. Powiedział, że sprzedaje garnitury w centrum Silverwood. Podobno faceci z biura śledczego kupują tam ciuchy po cenach hurtowych.

– Jack ma niezłego fioła na punkcie gliniarzy. Przynosi kawę i papierosy ludziom z biura.

Bucky pogładził literę „B” swojej kurtki Belmont High.

– „Na wiecznej warcie”. Jack powinien sprzedać nam ciuchy po cenach hurtowych. Dzięki nam został wybrany na przewodniczącego klasy.

– Masz wielbicielkę, wiesz? – wypaplał Ashida.

– Co za jedna? Coś z nią nie tak?

– Widziałem ją na twoich walkach. Zawsze cię rysuje.

Bucky wyszczerzył zęby.

– Chcę zachować cnotę dla Carole Lombard. Myślisz, że przyjdzie na ostatnią?

Zarumienił się. Zawsze się rumieni. Bucky uprzejmie udał, że tego nie dostrzegł.6 DZIENNIK KAY LAKE LOS ANGELES | SOBOTA, 6 GRUDNIA 1941 ROKU

19.03

Na Stripie zaroiło się od wojskowych. Przed lokalami Dave’s Blue Room, Bit O’ Sweden i Trocadero częstują darmowym alkoholem. Minutę temu wysłuchałam wiadomości. Mężczyźni zostali rozlokowani w bazie morskiej Chaves Ravine. W Fort MacArthur, San Pedro i Camp Roberts niedaleko San Louis Obispo. W Los Angeles odbywała się dyslokacja. Oddziały artylerii, które przejechały przez miasto, zostały skierowane do nadmorskich umocnień obronnych oraz do ochrony fabryk lotniczych Lockheeda, Boeinga, Douglasa i Hughesa. Były komendant policji Jim Davis dowodzi oddziałem policji w fabryce Douglasa. Facet wykrzykiwał dobrych dziesięć minut o potrzebie ochrony produkcji cywilnej przed aktami sabotażu piątej kolumny i nalotami sterowców. Davis to taki barwny miejscowy wariat. Sama widziałam, jak podczas przyjęcia bożonarodzeniowego zorganizowanego w biurze detektywów rok temu trafił z rewolweru w papierosa, którego Lee trzymał w ustach.

Dziś rano zaczęłam pisać dziennik, a już wydaje się remedium na impas, w którym się znalazłam. Spoglądam na moją oddzielną sypialnię i pierwszą rzeczą, którą widzę, są szkice przedstawiające Bucky’ego Bleicherta. Wskazują na moją potrzebę przyciągania mężczyzn w sposób anonimowy i abstrakcyjny. Pisanie o Buckym zmusza mnie do spojrzenia na niego w bardziej krytycznym świetle.

Lee Blanchard gardzi Buckym za jego „baletowy” styl walki i „dobieranie przypudrowanych przeciwników”. Uwielbiam Bucky’e­go za to, że nie jest jak Lee, wobec którego mam dług wdzięczności.

Kilka godzin temu mieliśmy wielką awanturę. Poszło o jego ostatnie zachowanie. Cały miesiąc udawał zranionego. Coraz częściej sypia w biurze detektywów i spędza coraz więcej czasu z policyjną „maskotką” – uczynnym handlowcem męską odzieżą Ja­ckiem Webbem. W połowie listopada Lee zniknął na cały tydzień, a później wyjaśnił swoją nieobecność „szykowaniem pułapki” w związku ze śledztwem dotyczącym napadu. Uwierzyłam mu – ale tylko na krótko. Dziś po południu pod wpływem impulsu przetrząsnęłam szuflady w sypialni Lee. Znalazłam paragon za bilet powrotny do Nowego Jorku. Od 8 do 15 listopada.

Wkurzyłam się na niego. Lee wrócił do domu i przebrał w cywilne ciuchy. Powiedział, że zamierza spędzić noc w ratuszu. Wtedy doprowadziłam do konfrontacji.

Zażądałam, żeby wyjaśnił swoje niedawne zachowanie oraz co to za paragon. Wówczas Lee przeszedł do kontrataku. Powiedział: „Uważasz się za niezależną kobietę, a pasożytujesz na mnie i pieprzysz się z facetami pod moim dachem, kiedy tyram, żeby zapłacić rachunki. Jesteś dyletantką i pasożytem. Jeśli nie aprobujesz mojego postępowania, wypierdalaj z mojego domu”.

Powiedziawszy to, wypadł wściekły ze swojego domu, wsiadł do swojego samochodu i odjechał, aby żyć w swoim świecie – świecie, do którego zostałam wciągnięta. Świecie, w który wpadłam i którego chciałam coraz więcej.

Brenda Allen. Elmer Jackson i przestępstwa, na które policja przymyka oko. Lee i to jego usłużne poddanie Dudleyowi Smithowi. Bobby De Witt w San Quentin i blizny na moich nogach. To, co Lee był winien lub czego nie był winien Benowi Siegelowi, czekającemu na wypuszczenie z aresztu przy komendzie głównej policji. Skok na bank, który Lee zaplanował w dużej części jako misję mającą mnie ocalić. A później nagłe deus ex machina: mała dziewczynka znika w 1929 roku.

Mała siostra Lee, wiek dwanaście lat. Lee, lat piętnaście. Laurie znika. W jednej chwili bawi się w publicznym parku, a w drugiej znika na zawsze. Lee miał jej pilnować. Tylko że zamiast tego pieprzył się z jakąś puszczalską w okolicy.

Lee dźwiga ciężar winy. Od tego czasu nie tknął kobiety. Dlatego dał mi wygodny dom i się ze mną nie kocha. Kara została utrzymana, wymierzona na nowo. Doprowadza mnie to do wściekłości i porusza do łez. Dlatego tak mocno kocham Lee i nie chcę go opuścić. I dlatego sypiam z innymi mężczyznami pod jego dachem.

Z sąsiednich domów dolatuje ryk wieczornych wiadomości. Słyszę wyraźnie obie audycje. FDR potępia Japonię za nikczemną agresję. Ojciec Coughlin potępia FDR i hegemonię Żydów.

Obaj przejdą do historii. Wojna dostarcza facetom jasnego i prostego zajęcia. Na Stripie doszło do bójki. Przez krzyki słychać cichy szum radia.

Lee Blanchard stoczył czterdzieści dziewięć walk w boksie zawodowym i obmyślił śmiały skok. Przejdzie do potomności w sposób, który nigdy nie będzie mi pisany. To doprowadza mnie do furii.

Pozostaje mi jedynie słabnąca percepcja. Kobiety pisują dzienniki w nadziei, że ich słowa zwabią los.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: