Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Po burzy - ebook

Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
30 września 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Po burzy - ebook

Heartland to wtulone pomiędzy wzgórza Wirginii schronisko dla koni, ale i coś więcej. To niezwykłe miejsce, gdzie przerażone i dotychczas źle traktowane zwierzęta uczą się od nowa ufać ludziom.

W Heartlandzie pojawia się Spartan, koń, który od czasu tragicznego wypadku stał się nieufny i groźny. Wydaje się, że zagubiona i osamotniona Amy jest ostatnią osobą, która może mu pomóc, ale kto wie, czy nie jedyną…

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-271-5989-2
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

Amy próbowała krzyczeć, widząc, jak mama wsiada do ciężarówki, ale z jej gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Chciała ją zatrzymać, ale nie była w stanie się ruszyć. Mogła tylko patrzeć, jak wkłada kluczyk do stacyjki i zapala silnik.

A potem sen się zmienił.

Teraz obie siedziały w samochodzie, a przyczepa kołysała się na wszystkie strony pod naporem kopyt przestraszonego ogiera. Amy próbowała się obudzić, ale sen trzymał ją zbyt mocno w swoich objęciach. Znowu była uwięziona w tym samym koszmarze, który tak często ją nawiedzał.

– To szaleństwo – powiedziała Marion, zaciskając dłonie na kierownicy i patrząc prosto w oczy Amy. – Nie powinnam była dać się tobie namówić.

– Mamo! Błagam, zatrzymaj się! – wyszlochała Amy, ale Marion jej nie słyszała.

Wielka błyskawica rozświetliła ciemne niebo, a potężny grzmot zagłuszył stukot kopyt przerażonego konia.

Amy zaczęła krzyczeć. Widziała, jak wjeżdżają między rzędy wysokich falujących drzew. Po chwili ciężarówkę otoczyły wielkie gałęzie, ocierały się o nią i uderzały o dach przyczepy. Jakieś drzewo zaskrzypiało niepokojąco, a potem nastąpił grzmot tak potężny, jakby gdzieś obok wystrzeliła armata. Tuż przed nimi na szosę zaczęło walić się drzewo.

– Nie! Proszę, nie!

– Amy! Amy! Obudź się! – Amy poczuła, że ktoś szarpie ją za ramię, i otworzyła oczy. Leżała na twardej drewnianej podłodze, a nad nią pochylał się zatroskany dziadek.

– Dziadek? – przez chwilę nie wiedziała, co się dzieje, ale poczuła znajomy zapach delikatnych perfum i zauważyła zdjęcia koni spoglądające na nią ze ścian. Była więc w pokoju mamy. Płaszcz był przewieszony przez oparcie krzesła tak, jak mama zostawiła go w dniu wypadku, szczotkę leżącą na toaletce pokrywała gruba warstwa kurzu, ale widać było na niej kilka pojedynczych jasnych włosów. Od sześciu tygodni, od burzy, podczas której Marion Fleming zginęła w wypadku, w pokoju nie zmieniło się zupełnie nic.

Na widok tych wszystkich znajomych przedmiotów Amy poczuła ścisk w żołądku.

– Co ja tu robię? – zapytała przestraszona.

– Wszystko w porządku, kochanie – odpowiedział dziadek. – Musiałaś tu przyjść w śnie.

– To był koszmar – wyjąkała Amy, wstając z podłogi. Rozejrzała się po pokoju. Panowała tu cisza, wszystko było takie nieruchome. Poczuła, jak na jej czole zbierają się kropelki potu.

– Na szczęście już się skończył. Chodź, zaprowadzę cię do twojego pokoju – powiedział dziadek kojącym głosem i objął wnuczkę ramieniem.

W tej samej chwili otworzyły się drzwi do pokoju mamy i na progu stanęła starsza siostra Amy, Lou, z włosami potarganymi od snu.

– Co się dzieje? – zapytała. – Słyszałam czyjś krzyk.

– Amy miała koszmar i przyszła tu w śnie. Ale już jest dobrze – odparł dziadek, prowadząc Amy w kierunku drzwi.

– Och, Amy – szepnęła Lou, zbliżając się do siostry.

– Nic mi nie jest – powiedziała Amy. Odsunęła się od dziadka i minęła Lou w drodze do drzwi. Chciała tylko wyjść z tego pokoju, gdzie wszystko przypominało mamę. Tak ciężko było znieść świadomość, że ona już nigdy nie wróci.

Pościel w łóżku była przyjemnie chłodna. Amy położyła się i przykryła. Dziadek i Lou pojawili się na progu i Amy zauważyła, że dziadek mówi coś ściszonym głosem, na co Lou kiwnęła potakująco głową.

– Śpij, Amy – powiedziała i wyszła.

– Już dobrze, dziadku – Amy uśmiechnęła się smutno do dziadka, który przysiadł na jej łóżku. – Też idź spać.

– Posiedzę jeszcze chwilę – odparł dziadek, a Amy była zbyt zmęczona, by oponować. Położyła głowę na poduszce, zamknęła oczy i poczuła, że koszmar, który jej się przyśnił, nadal czai się gdzieś w świadomości.

– Dziadku! – powiedziała, otwierając szybko oczy.

– Bądź spokojna, jestem tu – odparł, gładząc ją po włosach. – Śpij, kochanie.

Kiedy Amy obudziła się rano, dziadka nie było w pokoju. Jak co dzień, jej pierwszą myślą była głupia nadzieja, że ostatnie sześć tygodni tak naprawdę nigdy się nie zdarzyło. Ale blade poranne promienie słońca prześwitujące przez zasłony szybko pozbawiły ją złudzeń – mama nie żyła, i to z jej winy.

Usiadła na łóżku, obejmując rękoma kolana. Gdyby nie zależało jej tak bardzo na uratowaniu Spartana, gniadego ogiera, porzuconego przez złodziei w opustoszałym budynku, mama nie wyjechałaby w taką burzę i nie doszłoby do wypadku. Ale ona błagała ją, by tam jechać. Teraz okropne poczucie winy dręczyło jej serce.

Wreszcie Amy podniosła się z łóżka, założyła dżinsy i odsłoniła zasłony. Z okna jej pokoju roztaczał się widok na stajnie i szachownicę wybiegów dla koni, na których zwierzęta pasły się albo drzemały uśpione ciszą i delikatnymi porannymi promieniami słońca. Ominęła rozrzucone na podłodze ubrania i sterty czasopism o koniach i zeszła na dół. Czas zabrać się za codzienne obowiązki, zamiast rozmyślać o mamie i o tym, co przyniesie nowy dzień.

Po południu Amy stała w jednym z boksów i szykowała świeżą słomę. Drobinki kurzu tańczyły w promieniach słońca przedostających się do środka przez uchylone drzwi. Myślała o Spartanie. Jutro będzie stał dokładnie w tym miejscu, w którym ona teraz stoi. Czuła się okropnie: życie jest takie niesprawiedliwe.

– Skończyłaś? – do boksu zajrzał Treg, siedemnastoletni pomocnik w Heartlandzie. – Wszystko w porządku? – zapytał, wchodząc do środka. Musiał zauważyć zdenerwowanie rysujące się na jej twarzy.

Amy nie odważyła się odezwać, bojąc się, że wybuchnie płaczem, więc w odpowiedzi kiwnęła tylko głową.

– Hej! – powiedział ciepło Treg. – Myślisz o Spartanie? Wszystko będzie dobrze – uścisnął jej rękę. – Zobaczysz.

– Amy! Treg! Czas jechać! – usłyszeli głos dziadka.

– Już idziemy! – krzyknęła Amy, podchodząc do drzwi.

– Ogarnę się trochę – powiedział Treg. – Zaraz będę gotowy – dodał i pobiegł przez podwórze.

Zamykając drzwi do boksu, Amy rozejrzała się raz jeszcze. A więc jutro będzie tu gniadosz, będzie wyglądał nad tymi drzwiami, czekając, aż ktoś go nakarmi, wyczyści, zatroszczy się o niego tak samo, jak o każdego innego konia w Heartlandzie. Zadrżała. Kogo ona chce oszukać? Przecież Spartan nigdy nie będzie dla niej zwykłym koniem.

Odeszła od stajni i powoli przeszła przez podwórze w kierunku bielonego domu. Weszła do środka. Dziadek i Lou, oboje ubrani w ciemne rzeczy, rozmawiali po cichu w kuchni. Na stole leżał wielki bukiet białych lilii przewiązanych czarną wstążeczką i napełniał pomieszczenie silnym słodkawym zapachem.

– Musimy powoli wyjeżdżać – powiedział dziadek. – Umówiliśmy się ze Scottem i Mattem na wpół do szóstej.

– Tylko się przebiorę – powiedziała Amy i weszła po schodach na górę.

W pokoju chwyciła za szczotkę i przeczesała włosy, zapinając je z tyłu klamrą. Dżinsy i koszulkę rzuciła byle jak na podłogę, założyła długą, czarną sukienkę bez rękawów i spojrzała na swoje odbicie w lustrze: blada twarz podkreślała wielkość szarych oczu. Jej wzrok padł na zdjęcie stojące w ramce przy lustrze. To jej ulubiona fotografia mamy, zrobiona kilka tygodni przed wypadkiem. Wzięła ją do ręki. Ze zdjęcia spojrzała na nią roześmiana mama, stojąca przy bramie i gładząca Pegaza. Amy poczuła ból.

– Amy! – usłyszała wołanie Lou. Odłożyła zdjęcie, zabrała z biurka kartkę, złożyła ją pospiesznie i schowała do kieszeni.

Lou stała na dole schodów. Jej zwykle spokojna twarz wyrażała napięcie.

– Gotowa? – zapytała z brytyjskim akcentem, nabytym w angielskiej szkole.

– Tak – Amy zacisnęła palce na trzymanej w kieszeni kartce papieru.

Gdy weszły do kuchni, Treg czekał przy drzwiach. Zaczesał do tyłu długie, ciemne włosy, włożył białą koszulę i czarne spodnie. Spojrzał na Amy z troską, a ta w odpowiedzi przesłała mu blady uśmiech.

– Idziemy – Jack Bartlett otworzył drzwi.

Droga do cmentarza upłynęła w milczeniu. Na przycmentarnym parkingu czekał już Scott Trewin, miejscowy weterynarz, i Matt, jego młodszy brat.

– Cześć – Matt przywitał cicho Amy, kiedy wysiadła już z samochodu. Znali się dobrze, chodzili do jednej klasy i byli przyjaciółmi. Kiedyś Matt niejednokrotnie sugerował Amy, że chciałby, żeby ich przyjaźń przerodziła się w coś więcej, ale dzisiaj jego twarz wyrażała tylko przyjazną troskę i zrozumienie. – Jak samopoczucie?

– Nie najgorsze – odpowiedziała Amy.

Po chwili szli już wszyscy cmentarną ścieżką. Amy zamyśliła się. Tego ranka postawiono grobowiec i Amy chciała pożegnać się z mamą. Co prawda pogrzeb odbył się sześć tygodni temu, kilka dni po wypadku, ale Amy leżała wtedy nieprzytomna w szpitalu i nie mogła w nim uczestniczyć.

Wkrótce dotarli do zacienionego rogu cmentarza, gdzie pochowano Marion. Po lewej stronie stał stary grób, zniszczony upływem czasu, ale zadbany. Amy zauważyła, że dziadek spojrzał na niego, po czym podszedł i, zamykając oczy, oparł na nim dłoń. Był to grób jego żony, która umarła jeszcze przed narodzeniem Lou, a więc dawno temu, gdyż Lou miała teraz dwadzieścia trzy lata.

Po chwili dziadek dołączył do reszty i odchrząknął.

– Dziękuję wszystkim za przybycie. Jak wiecie, jesteśmy tu, by pożegnać się z Marion – spojrzał na zebranych. – Naszą córką, matką i przyjaciółką. Każdy z nas przechowuje o niej własne wspomnienia. Rozśmieszała nas, osuszała nasze łzy, słuchała, pomagała i kochała. Z wielkim sercem opiekowała się końmi przyjmowanymi do Heartlandu, troszczyła o nie i leczyła. Miłość Marion była bezkresna i jestem bardzo dumny z tego, że była moją córką.

Gdy dziadek wygłaszał mowę, Amy patrzyła na jasnoszary nagrobek, świeżą ziemię dookoła i stosy kwiatów na grobie. Słowa dziadka niby do niej docierały, ale przechodziły gdzieś obok, poza nią. Wpatrywała się suchymi oczami w litery wyryte na kamiennym nagrobku: imię, nazwisko, daty urodzenia i śmierci. Czytała napis, który wybrała z Lou i dziadkiem: Jej duch pozostanie w Heartlandzie na wieki.

– Amy – cichy głos dziadka przerwał zamyślenie. – Przeczytasz wiersz, który wybrałaś dla uczczenia pamięci mamy?

Amy podeszła bliżej i, klękając, położyła bukiet lilii na nagrobku. Odsunęła się z powrotem na swoje miejsce przy Lou, która ze łzami w oczach ścisnęła jej dłoń, po czym wyjęła z kieszeni kartkę papieru.

– Mama bardzo lubiła ten wiersz – powiedziała cicho, rozkładając kartkę. – Przypięła go w sypialni przy lustrze. Dostała go od taty, kiedy zmarł jej pierwszy koń. Ma tytuł „Życie to wszystko”, a napisał go Leo Marks – wyjaśniła i zaczęła czytać z pomiętej kartki:

Bo życie to jest

Wszystko, co mam

A ono wszak

Twym życiem jest.

Czytając, widziała kątem oka, jak Lou bardzo stara się dzielnie trzymać i jak dziadek przeciera ręką oczy. Czekała na to, aż sama się rozpłacze, ale jej oczy pozostały suche. Czytała czystym, wyraźnym głosem, choć jej umysł był otępiały:

Bo miłość ta jest

Po życia kres

Twoją, twoją, twoją jest

I gdy zmorzy mnie sen

Odpocząć zechcę gdzieś

Śmierć będzie jedynie przerwy chwilą.

A spokój wszystkich mych lat

W trawy źdźbłach zielonych

Będzie twój, twój i tylko twój.

Gdy usłyszała szloch Lou, Amy poczuła się zakłopotana. Dlaczego ona nie płacze, dlaczego nic nie czuje? Skończyła czytać i podeszła powoli do grobu.

– Żegnaj, mamo – szepnęła, dotykając nagrobka. – Heartland nadal będzie istniał, obiecuję ci.

Dziadek podszedł z tyłu i położył rękę na ramieniu Amy, a kiedy odwróciła się do niego, pocałował ją w czoło. Przez chwilę stali w milczeniu.

Wkrótce wracali już do samochodów, każdy szedł zatopiony w swoich myślach i wspomnieniach.

– Wszystko dobrze? – zapytał idący obok Amy Treg i spojrzał jej badawczo w oczy.

Amy pomyślała, że na pewno zaskoczył go jej brak łez. Znał ją dobrze i wiedział, że ukrywanie uczuć nie leżało w jej naturze. Ona sama była zaskoczona, nie powstrzymywała łez świadomie. Chciała płakać, nawet bardzo, ale coś jej przeszkadzało.

– Tak – odpowiedziała i uśmiechnęła się z wdzięcznością. – Dziękuję, że przyszedłeś.

– Nie mógłbym inaczej – odparł Treg, spoglądając na Amy ciemnymi oczami. – To twoja mama pomogła mi uwierzyć, że dam sobie radę w pracy z końmi. Rzuciłem szkołę, bo wiedziałem, że od niej mogę się nauczyć więcej. Rzeczy, których nigdy nie nauczyliby mnie w szkole – w głosie Trega pojawiła się nuta zagubienia i smutku. – Nie mogę uwierzyć, że jej nie ma.

Amy dotknęła jego ręki, a on ukrył jej dłoń w swojej.

– Amy! – słysząc swoje imię, Amy drgnęła i odwróciła się. – Piękny był ten wiersz – powiedział Scott, podchodząc. – Potrafię zrozumieć, że tak wiele znaczył dla Marion – popatrzył jej prosto w oczy i Amy szybko zmieniła temat, nie chcąc, by Scott zaczął się zastanawiać, dlaczego ona nie płacze.

– A jak... jak Spartan? – wypowiadając to imię, Amy czuła, jak ściska się jej żołądek. Spartan. To Scott go tak nazwał.

– Fizycznie jest z nim coraz lepiej, ale ciągle pozostaje w szoku. Jest bardzo niespokojny i nerwowy, boi się ludzi. Ten wypadek źle na niego wpłynął.

Amy poczuła wyrzuty sumienia.

– Dasz sobie z nim radę – uspokoił ją Scott. – Jeśli ktoś może sobie z nim poradzić, to właśnie ty.

Następnego dnia o trzeciej Scott miał przywieźć Spartana. Ponieważ Lou i dziadek pojechali na zakupy, a Treg miał wolne, przyjechał Matt, by dotrzymać jej towarzystwa.

– Scott pewnie zaraz przyjedzie – powiedział Matt, spoglądając na zegarek i kopiąc kamień leżący pod nogami. – Miał tu być przed trzecią.

– Pewnie tak – odpowiedziała Amy, której na samą myśl o zobaczeniu Spartana serce waliło jak oszalałe. Cieszyła się bardzo, że jest z nią Matt. Nie znał się wprawdzie zbytnio na koniach i nie rozumiał tego, co przeżywała Amy, ale sama jego obecność wpływała na nią kojąco.

– Soraya odzywała się ostatnio? – zapytał Matt.

– Tak, dostałam od niej list w zeszłym tygodniu – odparła Amy. Soraya Martin była jej najlepszą przyjaciółką. Pojechała na letni obóz konny i Amy bardzo brakowało rozmów z nią. – Chyba się dobrze bawi.

– Kiedy wraca?

– Za trzy tygodnie. Nie mogę się doczekać – Amy spojrzała na zegarek. Dlaczego jeszcze nie ma Scotta? Co go zatrzymało, przecież powinien już być!

Podeszła do dużego siwego konia, stojącego w jednym z boksów w tylnych stajniach i pogładziła go po nosie. Uśmiechnęła się blado, kiedy w odpowiedzi na pieszczotę koń trącił ją pyskiem. Bez względu na to, jak się czuła, Pegaz zawsze ją rozumiał. Kiedyś należał do ojca Amy – jednego z najwybitniejszych jeźdźców świata skaczących przez przeszkody – ale po wypadku, jaki zdarzył się dwanaście lat temu w Londynie, ojciec został częściowo sparaliżowany i nie mógł już jeździć. Pegaz też wówczas ucierpiał, zarówno fizycznie, jak i psychicznie.

Amy pocałowała Pegaza w miękki pysk. To dzięki niemu, dzięki doprowadzaniu go do zdrowia, Marion poznała alternatywne terapie, które zainspirowały ją do założenia schroniska dla koni w Heartlandzie, po rozpadzie jej małżeństwa z Timem Flemingiem.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: