Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pod klątwą. Społeczny portret pogromu kieleckiego. Tom 1 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
28 lutego 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Pod klątwą. Społeczny portret pogromu kieleckiego. Tom 1 - ebook

Uwaga! E-book w wersji uproszczonej. Linki do przypisów są nieaktywne.

Pogrom kielecki wciąż stanowi ważny przedmiot debaty publicznej w Polsce. Dotyczyły go dwa śledztwa, prowadzone przez polskie władze powojenne. W pierwszym, które władze komunistyczne rozpoczęły natychmiast po masakrze, usiłowano dowieść, że była ona akcją zbrojnego podziemia. Pod koniec dochodzenia drugiego, prowadzonego po roku 1989, forsowano przede wszystkim hipotezę, że przyczyną pogromu była ubecka prowokacja.

Niniejsza książka, oparta na rozległej kwerendzie w Instytucie Pamięci Narodowej w latach 2013-2017 i innych archiwach, stanowi szczegółowy audyt obu tych postępowań. Było to również możliwe, ponieważ po śmierci Michała Chęcińskiego, świadka w śledztwie z lat 90., który był zwolennikiem tezy o radzieckiej prowokacji, autorce książki udostępniono jego archiwum domowe.

"Pod klątwą. Portret społeczny pogromu kieleckiego" to mikrohistoryczny fresk, odsłaniający wiele zupełnie nieznanych aspektów pogromu. Książka stawia sobie dwa główne cele. Zadaniem tomu pierwszego, zawierającego szczegółową analizę pogromu, jest prezentacja społecznego kontekstu, w którym stał się on możliwy: nastrojów, przekonań, światopoglądów, ścierających się w kieleckim życiu codziennym w drugim roku po wojnie. Celem tomu drugiego było skompletowanie najważniejszych źródeł dokumentujących to zdarzenie, w tym wielu niepublikowanych zeznań Żydów ocalałych z pogromu. Pozwoliły one na zrekonstruowanie doświadczenia ofiar oblężonych w domu przy ul. Planty 7. W dalszej perspektywie zgromadzona w tomie dokumentacja umożliwiła skorygowanie dotychczasowych list ofiar, z których aż 17 pozostało bez identyfikacji. Przyczynkiem do fenomenu świadectwa jest też zestawienie zeznań sprawców i ofiar, które dzieli pięć dekad pomiędzy śledztwami.

Dzieki protokołom przesłuchań z lat czterdziestych i dziewięćdziesiątych, dokumentom osobistym, prasowym i notarialnym, w książce zarysowano sylwetki osób składających się - z jednej strony - na kielecki tłum pogromowy, z drugiej na ówczesne instytucje władzy (Milicja Obywatelska, Wojsko Polskie, Urząd Bezpieczeństwa, Urząd Wojewódzki). Instytucje te, rekrutujące się z tego samego społeczeństwa, którego bezpieczeństwa strzegły, nie tylko nie opanowały krytycznej sytuacji, ale same włączyły się do pogromu. Analiza biografii aktorów zdarzenia odsłania zupełnie nieznaną nieideologiczną historię Polski oglądaną z perspektywy Kielc.

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7554-937-9
Rozmiar pliku: 19 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

A jacy to źli ludzie mieszczanie kielczanie,

żeby pana swego, Seweryna Kahane,

zabiliście, chłopi, kamieniami, sztachetami!

Boże że go pożałuj i wszech synów Dawidowych,

iże tako marnie zeszli od nierównia swojego!

Chciałci i jego bracia miła królowi służyć,

swą chorągiew mieć, ale żołnierze dali go zabić.

Żołnierze, milicjanci, kieleccy rodzice

świętości nie mieli, bezbronne dzieci zatłukli!

Zabiwszy, ulicami powlekli, bić Żydów krzyczeli,

Polacy, kielczanie jako psy kłamacze.

Okrutność śmierci poznali, szkarady posłuchali,

krwią splamili przyjacioły, na bruk ich wyrzucili.

Bóg Polaków zamknięty w obozie, w baraku

drży, gdy dzielni chłopcy z orzełkami na czapkach

dobijają dziewczynki żydowskie, rurkami, na odlew.

Julian Kornhauser, z tomu Kamyk i cieńOD AUTORKI

OD AUTORKI

Krystyna Kersten ostrzegała, że najgorszą rzeczą, jaka mogłaby się zdarzyć badaczom historii Polski, byłoby zastąpienie propagandy komunistycznej – antykomunistyczną. W tej książce, pisanej w czasach, gdy proroctwo historyczki się spełniło, usiłuję wymknąć się obu rodzajom propagandy za pomocą historii społecznej, która sceptycznie podchodzi do cezur i zmian. Choć moja książka dotyczy pogromu kieleckiego, czyli wydarzenia wyjątkowego, nie opisuję go w perspektywie jednostkowości i zerwania, ale ciągłości i trwania, mając nadzieję uchwycić, w jaki sposób to, co codzienne – przemoc – stało się normatywne1.

Tworząc społeczny portret pogromu, odpowiadam na postulat Krystyny Kersten, by przeszłość opisywać przy pomocy „podejścia panoramicznego, obejmującego sferę psychologii indywidualnej i zbiorowej, sferę kulturową i polityczną”2. Antropologia historyczna łączy je wszystkie. Badaczka ostrzegała przed eksponowaniem tylko jednej strony dramatu. Miała zupełną rację, tyle że po otwarciu archiwów dotyczących pogromu okazało się, że stron jest o wiele więcej niż dwie.

Ogromna część materiałów, na których się opieram, została wytworzona przez instytucje władzy komunistycznej: MO, urzędy bezpieczeństwa, prokuraturę i sądy. Trzeba odnosić się do nich ostrożnie, ale nie bardziej niż do jakichkolwiek innych źródeł. Nie zgadzam się z tymi, którzy twierdzą, że są to dokumenty niewiarygodne. Ich większość stanowią źródła tajne, a przecież na dłuższą metę żadna władza nie oślepia samej siebie3. Niemniej wszędzie, gdzie to tylko możliwe, konfrontuję je z innymi punktami widzenia, przede wszystkim ze spojrzeniem podziemia, utrwalonym w oryginalnym archiwum Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”. Jeszcze ważniejsza jest perspektywa żydowskich ofiar i świadków pogromu, których głos był do tej pory przeważnie pomijany. Ważnym zbiorem, na którym się oparłam, stało się też archiwum domowe Michała Chęcińskiego, udostępnione mi przez jego Rodzinę. Każda informacja, którą się posługuję, każdy szczegół dotyczący topografii i atmosfery Kieleczyzny mają swoje oparcie w źródłach historycznych: protokołach przesłuchań, raportach władz różnych szczebli, protokołach oględzin zwłok, relacjach prasowych i fotograficznych, listach i wspomnieniach.

Aby napisać tę książkę, przeczytałam setki, może nawet tysiące dokumentów osobistych, pisanych przez Polaków w latach 1939–1946. Były to podania i życiorysy żołnierzy, milicjantów, kolejarzy, dozorców, pracowników i tajnych współpracowników bezpieczeństwa, Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Wojska Polskiego, urzędników starych i nowych władz, Żydów ocalałych z Holokaustu, repatriantów i przyszłych emigrantów, ujawniających się i konspirujących żołnierzy Armii Krajowej, Armii Ludowej, Batalionów Chłopskich, Narodowych Sił Zbrojnych i Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”. Część napisana została niewprawnie, sztampowo, z błędami, inne z talentem i fascynująco. Nie można czytać takich tekstów i nie poddać się ich perswazji. We wszystkich chodziło o życie i przeżycie, a więc o wartości, którymi pogardza historia heroiczna.

Niewyartykułowane założenie tych podań i życiorysów za amerykańskim historykiem Richardem White’em, który badał relacje Indian i pionierów na amerykańskim Zachodzie, nazwałam the middle ground4, płaszczyzną porozumienia. W amerykańskich realiach oznaczała ona sojusze zawierane przez śmiertelnych wrogów w sytuacji, w której żadna ze stron nie była wystarczająco silna, by wygrać. W przekładzie na realia Kielecczyzny 1946 roku the middle ground to ignorujący podziały polityczne, często oparty na więziach krewniaczych, paramafijny system wymiany usług, nastawiony na przetrwanie i zyski z szabru. Łączył on w Kielcach ludzi z różnych strony politycznej barykady. Taki sojusz i stojące za nim pragnienie życia i przeżycia stanowi klucz do zrozumienia pogromu kieleckiego, a także powojennej historii Polski. Zadaje kłam wyobrażeniu o toczącej się wówczas antykomunistycznej guerilli, w której po jednej stronie byli „swoi”, czyli Polacy, po drugiej – „obcy”, czyli Żydzi i Rosjanie. Pokazuje natomiast wyraźnie przewlekłą i brudną wojnę domową, którą ocaleni z poprzedniej wojny na wszelkie sposoby usiłowali przetrwać.

Gdy wyłączymy ideologiczną ramę interpretacyjną, dyktowaną przez sformułowania takie jak „żołnierze wyklęci” czy „powstanie niepodległościowe w Polsce 1944–1953”, i na powojenne dzieje Kielecczyzny spojrzymy z bliska i od dołu5, naszym oczom ukaże się obraz niepokojąco ambiwalentny. Przede wszystkim zniknie zasadnicza dla tej ramy dychotomia „żydokomuna”/„Naród Polski”. Od pierwszego dnia instalowania nowego ustroju po stronie komunistów – w UB, MO, WP, KBW i PPR – pojawi się społeczeństwo, a więc także etniczni Polacy, zaś po stronie antykomunistycznej – nadspodziewanie wielu Żydów6, w czasie okupacji więźniów radzieckich łagrów, wśród nich przyszłe ofiary pogromu kieleckiego. „Wojnę z żydokomuną” zastąpi brutalna i pełna zaskakująco aktualnych odniesień „wojna polsko-polska” – bratobójcza i nieprzebierająca w środkach.

Historia ideologiczna obsadza ludzi w rolach aktorów filmu niemego, którego scenariusz jest z góry znany7. Poprzez zwrócenie uwagi na niepolityczne, codzienne aspekty zdarzeń usiłowałam przywrócić temu filmowi dźwięk, a przynajmniej dodać napisy. Zawdzięczam je osobom8, które pomogły mi w identyfikacji niemal wszystkich aktorów pogromu, należących do lokalnych elit władzy politycznej i duchowej. Nie poznawszy ideologii przedstawicieli tych ostatnich, nie sposób zrozumieć, co się stało 4 lipca 1946 roku w Kielcach. Aby jednak pojąć, jak to się mogło wydarzyć, trzeba zapoznać się z poglądami pierwszych, przede wszystkim funkcjonariuszy Komendy Wojewódzkiej MO i żołnierzy WP. Duchowieństwo dawało ideologię, władza polityczna dawała siłę.

Historii społecznej, pisał Padraic Kenney, nie należy rozumieć jedynie jako uzupełnienia narracji politycznej. Ona ją przeformułowuje i przekształca. „Nie ogranicza się do pokazania, co się jeszcze działo poza sceną, ale przepisuje samą sztukę i zmienia jej obsadę”9.

Najlepszym tego przykładem jest sposób, w jaki znajomość społecznego tła zmienia nasze postrzeganie pogromu kieleckiego, w polskim dyskursie tradycyjnie przypisywanego ubeckiej prowokacji. Dzięki znajomości tego tła odkrywamy, że pogrom spowodowany był słabością, a nie siłą władzy komunistycznej; w pewnym sensie zbyt małą, a nie nadmierną obecnością Sowietów i UB na Plantach. Cierpiąc na dramatyczne braki kadrowe, kieleckie instytucje komunistyczne przyciągnęły nie tylko amatorów służby w mundurach i bezpłatnej stołówki, ale przede wszystkim ludzi przyzwyczajonych do tego, że Żydów się zabija. To właśnie oni, w znacznej części przedwojenni oficerowie, policjanci i prawnicy, a nie szumowiny czy komunistyczni prowokatorzy, umożliwili pogrom kielecki.

Pierwsza część tytułu książki odnosi się do klątwy, którą zgodnie z legendą rabin Dawid Kahane miał obłożyć Kielce po pogromie10. Podtytuł Społeczny portret pogromu kieleckiego stanowi próbę użycia metod, jakimi dysponuje antropologia historyczna – kwerendy i krytycznej mikroanalizy, pozwalającej zobaczyć pogrom oczami jak największej liczby świadków.

Mam nadzieję, że przyczyni się do tego także dobór ilustracji do niniejszego tomu, podporządkowany idei portretu społecznego. Starałam się, by jak znalazło się w nim jak najwięcej twarzy aktorów opisywanych zdarzeń. Są one źródłem historycznym, czasem bardziej wymownym niż dokumenty.

Aby ułatwić lekturę narracji w tomie pierwszym, pisanym z myślą o jak najszerszym gronie czytelników, niekiedy stosowałam skróty i parafrazy. Dlatego też w tomie drugim, przeznaczonym dla specjalistów, umieściłam korpus trudno dostępnych źródeł dotyczących pogromu. Dzięki temu czytelnik ciekaw kontekstu, w jakim pada określone zdanie, może je sam odszukać i zweryfikować.

Dzięki benedyktyńskiej pracy Jolanty Sheybal wszystkie źródła zostały w miarę możliwości skolacjonowane z oryginałami, o ile tylko udało się je zlokalizować. Na nowo odczytano też niektóre źródła wcześniej publikowane, niekiedy wprowadzając istotne poprawki. Przyjęty w książce system odsyłaczy i zasady edycji dokumentów (np. w zakresie zastosowanych skrótów; zob. ich lista na początku tomu 2), nie zawsze zgodne z przyjętymi w edytorstwie historycznym, podporządkowano głównemu celowi publikacji, czyli ukazaniu społecznych uwarunkowań pogromu11.Rozdział 2: Dowody rzeczowe

Fotografie

Julia Pirotte, fotografka Wojskowej Agencji Fotograficznej z przeszłością we francuskim ruchu oporu, wyjechała do Kielc z Warszawy 4 lipca o północy146. Dla Żydówki podróż pociągiem tego dnia stanowiła znaczne ryzyko, więc redakcja „Żołnierza Wolności” przydzieliła jej uzbrojonego asystenta. Nad ranem dotarli do miasta.

„Perony i poczekalnie jakby wymarłe. Tu i ówdzie jakiś kolejarz. – Co tu się u was dzieje? – Ja nic nie wiem, nic nie widziałem”147. Wyludnioną ulicą Sienkiewicza przeszli z dworca pod numer 64, do Komitetu Wojewódzkiego PPR. Sekretarza Józefa Kalinowskiego nie było, ale któryś z pracowników opowiedział im o zajściach.

Podobno zanim tłum skierował się na Planty, rozważał, czy nie przyjść właśnie tu. Z relacji dowódcy AL-owskiego Tadeusza Maja wiemy, że w trakcie pogromu Komitet PPR był zamknięty na cztery spusty148. W oknach ułożono worki z piaskiem i umieszczono stanowiska karabinów maszynowych149. Wybuch przemocy zupełnie sparaliżował władze lokalne. Wymienieni poniżej instruktorzy PPR, którzy pojawili się w Kielcach tego samego dnia, zanotowali: „W chwili przybycia tow. Buczyńskiego i tow. Chełchowskiego do Kielc panował tam taki stan, jak gdyby Komitet Wojewódzki PPR pakował manatki i szykował się do ucieczki”150. Obawiano się wybuchu powstania.

Nazajutrz porządek był już przywrócony. Na rogatkach pojawiły się czołgi i wozy pancerne, po ulicach krążyły uzbrojone patrole. Przy parku miejskim na końcu ulicy Staszica, obok skrzynek z amunicją, karabiny były ustawione w kozły. Stanowiska karabinów maszynowych z założonymi taśmami ulokowano nawet na łąkach po obu stronach drogi na Białogon151.

Fotografie Julii Pirotte, dowody rzeczowe na pierwszym procesie po pogromie

Budynek przy Planty 7/9 Julia Pirotte zastała pusty i opieczętowany. Pilnujący terenu wartownicy opalali się na słońcu152. Wszędzie pierze, porozrzucane papiery, potłuczone naczynia, podeptana bielizna.

Na placu szkolnym Pirotte zrobiła pierwsze zdjęcia: męska czapka, cegła, plamy krwi, drzwi rozbite granatem153, jakieś pręty i łom, żeberka od kaloryfera. Będą to dowody rzeczowe na procesach.

W Kielcach fotografka zużyła w sumie trzy filmy trzydziestosześcioklatkowe, z których zostawiła sobie dziewiętnaście negatywów. Resztę dała na przechowanie szefowi Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Polsce, który zapomniał o ich istnieniu154.

Pierwszą partię dowodów Najwyższy Sąd Wojskowy w Warszawie przyjął w depozyt na początku lipca. Były to dwa pociski pistoletowe, dwa klucze i grzebień, ułamek drutu żelaznego, złoty damski pierścionek z białym kamyczkiem (diamentem), list, dokumenty radziecko-polskiej komisji repatriacyjnej155, świadectwo urodzenia Barucha Dajcza, kartka pocztowa, banknot 20 złotych (w starej walucie), kawałek złota z trzema opalami koloru seledynowego (ułamek bransoletki), bursztynowe korale i dwa wezwania sądowe156.

Kilka rzeczy z tej listy było własnością trzydziestodwuletniego Barucha Dajcza, którego ciało z głową rozbitą „narzędziem twardym, krawędzistym” zostało opisane w protokole oględzin zwłok z 5 lipca157.

Pierwszą jest jego świadectwo urodzenia158.

Drugą – list od siostry Feli z 1940 roku 159 .

Trzecią – adresowana do Dajcza kartka pocztowa, znaleziona w kostnicy na podłodze160.

Jest jeszcze koperta z wezwaniami dla Judki Mosze Ajzenberga, rocznik 1910, na rozprawę w kieleckim Sądzie Grodzkim o „wprowadzenie w posiadanie” własnego domu w Chmielniku161. Judka to prawdopodobnie wysoki mężczyzna w kamizelce czy płaszczu, którego śmierć w Silnicy widziało wielu świadków162.

Masakra low-tech

Pogrom kielecki był w znacznym stopniu masakrą low-tech. To, co dotychczas stosowano jedynie jako narzędzie w fabryce, tartaku, w rolnictwie czy budownictwie163, teraz stało się narzędziem mordu. Zdaniem badaczy ludobójstwa świadczy to o gwałtowności afektu i działaniu bez premedytacji.

6 lipca 1946 roku prokurator Wilkoszyński164 dokonał oględzin drugiej partii przedmiotów znalezionych na Plantach. Były to: „element kaloryfera – element dwurogowy, długości około 60 centymetrów, po obu stronach ślady krwi szeroko rozlane oraz z jednej strony przylepione włosy koloru ciemnego. Kawałek żelaza w kształcie litery T165, 20×3 milimetry, długości około 50 centymetrów, na jednym końcu ślad zaschniętej krwi o długości 6 centymetrów. Brukowce, 6 sztuk, na nich obfite ślady krwi, na najmniejszym z nich przyschnięte włosy koloru ciemnego. 2 sztuki cegły – obfite ślady krwi z obu stron. 6 sztuk sztachet drewnianych – sztacheta z dwoma zagiętymi gwoździami posiada do połowy swej długości, od strony gwoździ, po obu stronach ślady szeroko rozlanej krwi, szczególnie na kantach. Inne sztachety w mniejszej i większej wielkości posiadają, przeważnie do połowy swej długości, obfite plamy krwi o różnych wielkościach od 5 do 20 centymetrów długości”166.

Nazajutrz po pogromie Wilkoszyński przeprowadził wizję lokalną.

Obejrzał uważnie nieogrodzone podwórze, graniczące z gimnazjum św. Kingi. Przed samą klatką schodową, to znaczy od strony południowej, odnotował „ślady dużych plam skrzepłej krwi w ilości 19, w pewnych odstępach od siebie, na przestrzeni około 150 metrów kwadratowych”. Obok leżały narzędzia zbrodni, „w postaci łomu żelaznego długości około 60 centymetrów, jedna oddzielna część kaloryfera, całego skrwawionego, kamienie i cegły różnej wielkości oraz połamane sztachety, które zostały wyrwane z ogrodzenia i którymi to sztachetami zadawano obrażenia Żydom”.

Drzwi klatki schodowej nr 2 (lewe skrzydło budynku) na wysokości około 40 centymetrów ochlapane były krwią. Kolejna duża plama krwi i kawałek skrwawionej cegły znajdowały się na pierwszym piętrze tejże klatki. Na drugim piętrze prokurator odnalazł dwie wystrzelone łuski od KBK rosyjskiego i jedną łuskę wystrzeloną z pepeszy167. Kolejną łuskę, wystrzeloną z karabinu maszynowego systemu MP, znalazł na podwórzu od strony wschodniej. Na wszystkich mieszkaniach wewnątrz wisiały kartki z pieczęciami Komisariatu MO w Kielcach. Wszędzie widać było ślady zniszczenia sprzętów domowych, wybito szyby w oknach. Na korytarzu wychodzącym na ulicę Planty walały się garderoba, obuwie i bielizna168.

Konkret

Nazajutrz po pogromie Niusia Borensztajn zeznała, że dwa pierwsze strzały oddane przez drzwi kibucu śmiertelnie zraniły Abrama Wajnryba169 i Chila Sokołowskiego, a do pierwszych ofiar Rafael Blumensztajn doda jeszcze Naftalego Tajtelbauma, lat 16170.

Protokół oględzin zwłok podporucznika Abrama Wajnryba171: lat około 30, wzrost 166 cm, oczy piwne. „Strzaskanie dolnej połowy prawej szczęki z wybiciem zębów i górnej połowy lewej szczęki. (…) W okolicy lewej kości ciemieniowej wydobyto kulę”172. Biegli uściślą, że jest to kula z broni automatycznej173, co oznacza, że w kibucu, gdzie zginął Wajnryb, strzelano z pepeszy. Łuski po strzałach z tej broni znalazł na miejscu prokurator Wilkoszyński.

Ale już Chil Sokołowski, wzrost 152 cm, którego Niusia uznała za drugą ofiarę strzelaniny, prawdopodobnie nie został postrzelony, tylko zatłuczony: na prawej kości ciemieniowej rana w kształcie litery T, kompletne załamanie sklepienia czaszki, pęknięcie jej podstawy, nos zmiażdżony, zęby powybijane z dziąseł, narzędzie twarde, ciężkie, tępokrawędziste174.

Niusia mogła jednak mówić nie o nim, ale o jego bracie, Symsze („jeden z naszych chłopców siedział na podłodze i miał rewolwer, i mówił: »Ja was będę bronić«”175). W protokole oględzin czytamy: „Chory blady, bez tętna, opatrunek przemoczony krwią, tony serca głuche, 100 uderzeń na minutę. W okolicy kąta dolnego prawej łopatki rana postrzałowa wielkości dwugroszowej monety, przez ranę płynie krew, wchodzi i uchodzi powietrze”176. Symcha umrze niespełna dwadzieścia dni później w szpitalu w Łodzi.

A teraz obrażenia Niusi, lat 19: „Rany tłuczone głowy w okolicy potylicy długości 2 centymetrów. Siniak obu powiek lewego oka i wylew dospojówkowy. (…) Obrażenia powyższe powstały wskutek uderzenia narzędziem tępym”177.

Borys Dorfman, „ładny chłopak”: „Rana tłuczona grzbietu nosa z wgnieceniem kości nosowych. (…) Obrzęk i siniaki wszystkich powiek. W lewej gałce ocznej wylewy dospojówkowe, prawa gałka oczna uszkodzona. Obrzęk nosa, dwukrotne złamanie żuchwy”178 .

Rafael Blumenfeld, lat 25: „Pięć ran tłuczonych głowy od pół do 1 centymetra długości, rana kłuta pół centymetra na tylnej powierzchni klatki piersiowej u wewnętrznego brzegu lewej łopatki na wysokości piątego żebra. Siniec obu powiek prawego oka. (…) Powyższe powstały na skutek uderzeń narzędziem tępym i ostrym”179.

Józef Fajngold, lat 23, skrzypek – mołotobojec: rany tłuczone głowy, jedna w okolicy skroniowej lewej długości 3 centymetrów, druga w okolicy ciemieniowej lewej długości 1,5 centymetrów, rana okolicy ciemieniowej prawej długości 1 centymetra. Obrzęki i siniaki obojga oczu180. W łódzkim szpitalu rozpoznano pęknięcie kości potylicznej.

Teraz zmarli.

Bajla Gertner, lat 17, wzrost 154 cm, wyrzucona z okna: złamania kości czaszki z przemieszczeniem, liczne rany cięte głowy, w szczęce górnej prawostronnie wybite jedynka i dwójka, obrażenia zadane narzędziem twardym tępokrawędzistym181. Tatuaż z numerem obozowym: A–16910.

Geolożka Fania Szumacher, czyli Fania z Pińska, która chodziła z Borysem Dorfmanem182: lat 19, wzrost 160 cm, na lewej kości potylicznej rana tłuczona, brzegi poszarpane, złamanie kości sklepienia czaszki. Obrażenia „w okolicy ud, stawów kolanowych, w przedniej powierzchni prawego podudzia mocno zasinione (…), także kończyny górne w obrębie ramion sine, z drobnymi zadrapaniami”183.

Pielęgniarka Estera Hinda Proszowska, która poszła po bandaże, lat 43, wzrost 158 cm, wytatuowany numer obozowy A–16416: dwudziestocentymetrowa rana na potylicy, zgruchotanie kości czaszki z wypłynięciem mózgu, liczne zasinienia i zadrapania naskórka na czwartym palcu ręki prawej (zdzieranie pierścionka), „sutek lewy z podbiegnięciami krwawymi całej zewnętrznej powierzchni”, obrażenia może od kija, cios zadany z dużą siłą184.

Małżeństwo Kierszów (Kerszów), które zginęło we własnym mieszkaniu na Piotrkowskiej, późniejszej 1 Maja 71 (przed wojną był to prawdopodobnie Nowy Świat 45, zob. Apendyks 1: Lista ofiar): Hersz Kiersz, lat 35, wzrost 156 cm, oczy bladoniebieskie, strzaskana kość skroniowa prawa i potyliczna, wgniecenie do wewnątrz185. Mania Kiersz, rok urodzenia i wzrost ten sam, kości czaszki wielokrotnie złamane. Tatuaż 21.558. W okolicy nasady trzeciego członu drugiego palca po stronie grzbietowej rana cięta tłuczona (brutalnie ściągnięty pierścionek)186.

Sierżant Karp, lat 30, wzrost 155 cm: strzaskana połowa czaszki, rany od bagnetu na klatce piersiowej i pośladku187.

Podporucznik Icchak Prajs, lat 40, wzrost 170 cm, syn właścicieli Hotelu Polskiego, który zginął na wysokości ulicy Sienkiewicza 71: wgniecenie nad prawym oczodołem, pęknięcie kości potylicy po lewej stronie. „Obrażenia na głowie zostały zadane jakimś narzędziem twardym, tępokrawędzistym, być może kawałkiem żelaza”188.

Seweryn Kahane, prezes Komitetu, lat 37, podobno zastrzelony przez nieznanego oficera WP: „z tyłu na wysokości kąta łopatki prawej otwór okrągły wielkości grochu (…) od postrzału z broni palnej krótkiej”189.

Rywka Fisz, lat 24, karmiąca, zabita przez milicjanta Stefana Mazura: rana postrzałowa głowy w okolicy lewego ucha. Grzbietowa część lewej dłoni z licznymi punktowymi osmaleniami (zasłaniała się przed strzałem z odległości mniejszej niż jeden metr). Syn Rywki, Abram Hersz190: rana postrzałowa kości czołowej.

Jan Jaworski, wartownik PPR na Sienkiewicza 64, jeden z dwóch Polaków-chrześcijan zabitych na Plantach: rana postrzałowa czaszki, wlot nad prawym uchem191. Broń krótka192. Oczy zielone.

Stanisław Niewiarski, polski dozorca na Plantach, 165 cm wzrostu: postrzał, „wlot 4 centymetry powyżej pępka, wylot powyżej łuku żebrowego”193, po 3 godzinach zmarł w szpitalu wskutek krwotoku wewnętrznego. W opisie nie zgadza się wiek: podano, że miał około 25 lat, tymczasem świadkowie (Miriam Machtynger, Julian Chorążak i oficerowie UB ) podają, że Niewiarski był siwym starcem194. Z protokołem nie zgadza się też typ zadanych mu obrażeń – do bicia dozorcy kijem po głowie przyznał się Julian Chorążak195, a świadkami byli oficerowie WUBP, Szott i Woźniak196. Tymczasem zwłoki przypisane Niewiarskiemu nie noszą żadnych śladów bicia, według protokołu śmierć nastąpiła od postrzału.

Musiała zajść pomyłka i ciało dozorcy znajduje się wśród nierozpoznanych197. W pośpiechu pomyłki były prawdopodobne: biegli pracowali w upale, oględziny rozpoczęli 5 lipca, a musieli skończyć przed pogrzebem 8. Ocena wieku jest zresztą najsłabszą stroną protokołów.

Kolejne wątpliwe połączenie ciała z osobą dotyczy Lejzora Harendorfa198, lat 47, którego wiek w opisie zwłok oceniono na 35–40 lat. W relacji złożonej w Shoah Foundation jego znajomy Carl Langer mówi, że Harendorf był wspólnikiem jego ojca w interesach w Częstochowie i że wybrał się do Kielc sprawdzić, czy ktoś z jego rodziny przeżył199. Był więźniem Auschwitz, stracił tam palce u stóp. Ciało przypisane Harendorfowi ma jednak kończyny bez obrażeń.

NN

5 lipca doktor Latałło ze Szpitala Miejskiego w Kielcach wysłał telefonogram do Prokuratury Wojskowej, w którym zawiadamia, że „w związku z zajściem awantury w dniu 4 lipca 1946 roku w Kielcach przy ulicy Planty 7, przywieziono do tutejszego szpitala 43 osoby rannych, w tym 42 osoby Żydów i 1 Polak200. Zwłok przywieziono 36 osób, w tym 34 Żydów, 2 Polaków. Ze względu na wysoką temperaturę Zarząd Szpitala prosi o jak najszybszą decyzję co do pochowania zwłok”201.

Aż osiemnaście osób liczy grupa nierozpoznanych ofiar pogromu. Można to wytłumaczyć tym, że byli przyjezdnymi, których w Kielcach nikt nie znał, ofiarami tzw. akcji wagonowej202.

Inaczej wyjaśnia to Jechiel Alpert: „wchodzę do kostnicy i widzę, kto leży, twarze były tak zmasakrowane, że nie wszystkich poznałem. Leżała tam jedna dziewczynka, chyba miała 14 lat, Rachela203. I zapomniałem jeszcze powiedzieć, że moja żona dzwoniła do Buska, to było uzdrowisko, bo jedna z naszych koleżanek była tam na leczeniu, a ta Rachela odwiedziła ją. I moja żona do nich dzwoni do Buska, żeby nie ważyły się teraz przyjechać, żeby czekały, aż wszystko przejdzie. Kiedy dzwoniono do niej, żeby nie przyjeżdżała, ona była tak zdenerwowana, że powiedziała, że nie może usiedzieć. Przyjechała i zginęła. I ja widziałem tę Rachelkę, poznałem ją w kostnicy, ale mówię: »To jest przecież niemożliwe. Hania do nich dzwoniła, żeby nie przyjechała«. Więc myślę: to niemożliwe, żeby to była ona. I jej nazwiska nie podałem”204.

Bajla (Belka) Gertner

Rachelka Sonberg (Sander, Zander)

Osoby nierozpoznane są w większości miernej budowy, a ich ciała zdradzają ślady wojennych przejść. Numer pierwszy na liście przydzielono omyłkowo Abramowi Wajnrybowi, którego potem zidentyfikowano205.

Pozbawiony numeru był za to „nieprzytomny mężczyzna nieustalonego imienia”: „rana tłuczona lewej małżowiny usznej z krwawieniem z lewego ucha. Rana tłuczona w okolicy prawej kości ciemieniowej 4 centymetry. Obrzęk i sińce obu oczu, duży obrzęk na szyi po stronie lewej. Chory nieprzytomny, tętno 60 uderzeń na minutę, twarde”206. Brak świadectwa zgonu. Być może jest to towarzysz Józefa Fajngolda, Wolf Zylbersztajn, który był początkowo nieprzytomny, ale wyzdrowiał, bo 1 sierpnia uczestniczył już w zebraniu ziomkostwa kieleckiego w Łodzi207.

Pozostali o nieustalonej tożsamości:

NN 2, kobieta lat około 22, wzrost 160 cm, uszkodzenie czaszki i rany kłute, oczy piwne;

NN 3, kobieta lat 15–16, wzrost 153 cm, wklęśnięcie potylicy od ciosu bagnetem, oczy niebieskie;

NN 4, mężczyzna lat około 35, wzrost 165 cm, brak wzmianki o obrzezaniu, wgniecenie czaszki, złamanie obu szczęk, wybite zęby, rany od postrzału, oczy piwne;

NN 5, mężczyzna lat około 30, wzrostu nie podano, obrzezany, uszkodzenie czaszki i postrzał brzucha, oczy piwne;

NN 6, mężczyzna lat około 30–35, wzrost 163 cm, obrzezany, czaszka przestrzelona, oczy piwne;

NN 7, mężczyzna lat około 35, wzrost 168 cm, obrzezany, zmiażdżenie kości czaszki, oczy brunatne208;

NN 8, mężczyzna lat około 30, wzrostu nie podano, obrzezany, uraz głowy od bagnetu, oczy szaroniebieskie;

NN 9, mężczyzna lat około 30, wzrost 179 cm, obrzezany, zmiażdżenie kości skroniowej, rany postrzałowe, oczy piwne;

NN 10, mężczyzna lat około 35–40, wzrost 157 cm, obrzezany, twarz zmasakrowana nie do poznania, rany kłute, oczy piwne;

NN 11, mężczyzna, wieku nie podano, wzrost 164 cm, obrzezany, obrażenia głowy zadane np. dużym kamieniem, rany postrzałowe, koloru oczu nie podano;

NN 12, mężczyzna lat około 30, wzrostu nie podano, obrzezany, zmiażdżona głowa i rany od bagnetu, oczy szaroniebieskie;

NN 13, mężczyzna, wieku nie podano, wzrost 176 cm, obrzezany, obrażenia zadane np. sztabą żelazną, rany postrzałowe obu rąk, oczy piwne;

NN 14, mężczyzna lat około 24, wzrost 155 cm, obrzezany, zmiażdżenie kości czaszki, oczy niebieskie;

NN 15, kobieta lat około 20–25, wzrost 146 cm, zmiażdżenie kości czaszki, oczy szaroniebieskie;

NN 16, mężczyzna lat około 35, wzrost 160 cm, obrzezany, uszkodzenie kości czaszki, oczy piwne (zasłaniał się ręką, bo wlot kuli jest pod pachą);

NN 17 z oczami jasnopiwnymi, lat 35, wzrost 153 cm, w szóstym miesiącu ciąży, złamana podstawa czaszki od ciosów w głowę209;

NN 18, kobieta lat około 35, wzrost 154 cm, śmierć od urazów czaszki, oczy niebieskie.

W grupie nierozpoznanych znajdują się wspomniana już Rachela Sander (Zander, Sonberg), prawdopodobnie NN 3, oraz Dawid Fajnkuchen210, prawdopodobnie NN 13, których zwłoki widziano na Plantach, ale w szpitalu nie dopełniono identyfikacji.

Być może w tej samej grupie znalazł się też poszukiwany przez rodzinę Menasze Tajtelbaum, o ile nie był on mężczyzną, którym w czasie pogromu, w zastępstwie zastrzelonej Estery Proszowskiej, zaopiekowały się Estusia Mappen z mamą211. Menasze był kuzynem szesnastolatka Naftalego212, kolejnej ofiary pogromu. Jego kuzyn, Zelig Tajtelbaum, był tego dnia w Kielcach i odwiedzając dom rodzinny przy ulicy Targowej 10/13, sam cudem uniknął śmierci213.

Berl Frydman z żoną

W tej grupie muszą też być zwłoki blacharza Berla Frydmana, zdaniem niektórych pierwszej ofiary pogromu214. W archiwum Estery Mappen znajduje się poruszająca fotografia Frydmana z żoną215.

Jak wynika z listy transportu przybyłego 7 lipca 1946 roku z Kielc do Łodzi, kielecka lista oględzin lekarsko-sądowych jest niepełna. Brak na niej na przykład małżeństwa Sacharów216. Z innych dokumentów wynika, że w Łodzi znajdowało się przeszło czterdziestu rannych217, choć informacje prasowe informują o 27218. Z kart szpitalnych odczytać można nazwiska 22 osób, z czego o Symsze Sokołowskim wiadomo, że zmarł 26 lipca219. Prokuratorowi Zbigniewowi Mieleckiemu, prowadzącemu drugie śledztwo kieleckie, udało się ustalić jeszcze nazwiska pozostałych pięciu rannych, ale nie było wśród nich obojga Sacharów z listy CKŻP.

Na liście zebrania organizacyjnego Komitetu Żydów Kieleckich, które odbyło się w Łodzi 1 sierpnia 1946 roku, pojawiają się nazwiska Natana i Motela Grynewidzów220, Eliasza, Hindy i Jankiela Średnich, Neli Fiszel221, Chai (Anny) Bańszczyk, Lodzi Micmacher oraz Izraela Terkieltauba222.

Biegli

Inspektor Wojewódzkiego Wydziału Zdrowia, doktor Józef Ocepa, zeznawał na procesie lipcowym.

Przy sekcji zwłok w kostnicy szpitala św. Aleksandra – mówił – oprócz mnie był lekarz miejski doktor Janowski, doktor Majewski oraz doktor Bawor223. Były badane zwłoki, najpierw rozpoznane, a później nierozpoznane. Przy zwłokach stwierdzono zmiażdżone czaszki i rany postrzałowe. Przy zwłokach Seweryna Kahane stwierdziłem rany postrzałowe. Stwierdzono, że rany powstały wskutek uderzenia twardym narzędziem. Niektóre czaszki były mocno zdeformowane. Pomiędzy zwłokami były zwłoki kobiety ciężarnej w 6 miesiącu ciąży224. Ogółem zbadałem 16 zwłok obojga płci. Dzieci między nimi nie było.

Zwłoki czterotygodniowego Abrama Fisza badał inny lekarz, wspomniany przez Ocepę doktor Janowski. Mówił: Ogółem obejrzałem 20 zwłok w 2 etapach. Czaszki były w 100 procentach strzaskane. U dwóch były rany postrzałowe. Poza tym u niektórych stwierdziłem rany od kłucia nożem, względnie innym narzędziem. Rany te jednak nie mogły być śmiertelne. U jednych zwłok stwierdziłem wbitą przez szyję sterczącą na zewnątrz drzazgę225. Uszkodzenia musiały być zadawane z ogromną siłą. U zwłok jednej kobiety, Rywki Fisz, stwierdziłem ranę postrzałową głowy na wylot.

Biegły doktor Majewski, lekarz Szpitala Miejskiego w Kielcach, zeznawał: Dokonałem oględzin 42 osób, w tym 10 kobiet. U 5 stwierdziłem rany postrzałowe, u 2 rany od kłucia, reszta miała rany przeważnie od tłuczenia twardym narzędziem. Kilka osób było bardzo ciężko rannych, w tym 2 do 3 osób niepewnych, pomimo ran powierzchownych. U jednej kobiety stwierdziłem na piersiach plamy, ślady i podbiegnięcia krwawe226. Jedna kobieta w ciąży kłuta była w brzuch (Gienia Samborska vel Płótno), miała ranę trójkątną. Macica była przebita, trzeba było operować. Dziecko zmarło, kobieta po operacji czuje się dobrze.

Doktor Ocepa był wtedy inspektorem lekarskim województwa. „Jako lekarz widziałem w czasie wojny wielu zabitych i zmasakrowanych, na przykład przez Gestapo. Ale tak makabrycznie pomiażdżonych głów i poszarpanych na strzępy ciał nie widziałem nigdy. Nawet zwłoki postrzelone nosiły ślady pośmiertnej masakry”227.

Zwrot nadużywany w protokołach: „śmierć nastąpiła natychmiast”.

Julia Pirotte zrobiła w szpitalu i kostnicy sporo zdjęć, nie wszystkie daje się oglądać228. Na jednym kojarząca się z Auschwitz plątanina zwłok, które zrzucano byle jak z noszy i z ciężarówek229. Na innym trzy obdarte z ubrań (część odzieży zrabowano230) ciała ułożone na czarno-białej mozaice szpitalnej podłogi, takiej samej jak na Plantach. Najbliżej ułożono starszego mężczyznę, być może doktora Kahanego lub Berla Frydmana231.

W tej samej scenerii zwłoki Rywki Fisz i jej synka ubranego w staromodne śpioszki. Wyraźnie widać kwiecisty wzór na sukience i modną fryzurę Rywki232.

Szpital św. Aleksandra

Żydowskie pogotowie lekarskie „Jutrzenka” zawiesiło swoją działalność w 1939 roku, przekazując ambulanse szpitalowi żydowskiemu, który mieścił się przy ulicy Aleksandra233. Cztery lata wcześniej szpital żydowski, wybudowany z funduszy Gminy, został połączony z kieleckim Szpitalem Miejskim. Nie będzie więc dużej przesady w stwierdzeniu, że rannych w pogromie kieleckim przywożono żydowskimi ambulansami do żydowskiego szpitala234. W dodatku CKŻP pokrył koszty hospitalizacji i pogrzebu235.

Aron Binsztok1 (Binensztok), fot. Julia Pirotte

Dwaj niezrozpoznani ranni w szpitalu św. Aleksandra, fot. Julia Pirotte

Rafael Blumenfeld opowiada: Zawieźli nas do szpitala. Ale to nie był koniec przykrości. W szpitalu baliśmy się pielęgniarek, podejrzewaliśmy, że ktoś tu się tylko przebrał za siostry miłosierdzia i po prostu chce nas dobić. Komuś zginęła biżuteria. Ktoś inny skarżył się, że przy myciu oblano go wrzątkiem. Kogoś fryzjer ogolił na łyso, a kogoś innego czesał, wyrywając włosy. W sali opatrunkowej można było usłyszeć: „Jeszcze żyjesz, skurwysynu?”236. Baliśmy się, że nas otrują. Zaczęliśmy się buntować, żądać, żeby nas stamtąd zabrali. Dlatego przewieźli nas do Łodzi237.

Jechiel Alpert: „W niedzielę przychodzi do mnie do pokoju jakiś pan Gertler, wielki milioner w Niemczech, jeden z najbogatszych Żydów. I mówi do mnie: »Słuchaj, w szpitalu ogłosili strajk głodowy, nie chcą jeść, bo jak patrzą na milicjantów, którzy ich pilnują, to sobie przypominają mundury tych, którzy ich mordowali w kibucu«”238. Gertler dołożył się do kosztów transportu rannych do Łodzi. Przewożący ich pociąg pancerny został po drodze ostrzelany239.

Alpert wspomina, że jeszcze wcześniej w Kielcach, gdy chcieli przenieść rannych do polikliniki UB, nie można było znaleźć sióstr, które by się nimi opiekowały. Z żydowskich lekarzy był jedynie doktor Bałanowski. Pojechali po pomoc do Częstochowy, gdzie było duże skupisko żydowskie. Ale każdy miał wymówkę: a to matka chora, a to coś innego, ani jeden się nie zgodził.

Zgłosiła się tylko jedna siostra, Helena Majtlis.

Siostra Helena Majtlis

W Częstochowie cieszyłam się wielką sympatią. Mieliśmy duży dom w śródmieściu, dom Majtlisa, tak go nazywali. Ja do tego domu po wojnie już nigdy nie weszłam, bo tam cała moja rodzina zginęła. Gdzie indziej miałam pokoik. Ludzie przyszli, koc mi przynieśli, poduszkę mi przynieśli. Z taką wielką życzliwością spotkałam się240.

Któregoś dnia pukanie do drzwi. Otwieram, a tam żołnierz. – Helena Majtlis? – pyta. – Przyjechałem z Kielc, Antek Cukierman241 przysłał po panią. – Co się stało? – W Kielcach jest pogrom, jest potrzebna pielęgniarka. Pojechaliśmy ciężarówką. Ja siedziałam obok szofera, dalej on siedział z pepeszą, a drugi z pepeszą z tyłu, z granatami. Straszna była ta droga kielecka. Jak myśmy jechali, to też rzucili granat. Baliśmy się bardzo, rozglądaliśmy się na wszystkie strony.

Przyjechaliśmy do Kielc, a tam całe ulice zalane krwią. Nie mogłam sobie wyobrazić, że tak w ogóle może być. Byłam zupełnie oszołomiona tym widokiem. Skąd tyle krwi? Czyja to krew? Jeszcze nie mogłam zrozumieć, że to jest tylko żydowska krew.

Przede wszystkim kazano mi przewieźć chorych ze szpitala miejskiego do polikliniki UB, bo personel szpitala miejskiego źle obchodził się z chorymi. Na lekarzy się nie skarżyli, ale na tamte pielęgniarki242. Na przykład jeden pacjent Żyd miał cięcie dosłownie przez całą górę głowy, tak że czaszkę było widać, i bardzo krwawił243. Pielęgniarka zdejmowała mu opatrunek. Bolało go strasznie przy zrywaniu, krzyczał, to go uderzyła w twarz. Powtarzam to, co mówił mi ten pacjent. Gdy ja mu ten opatrunek zmieniałam, łzy mu się leją i mówi: „Teraz to ja wierzę, że pani jest Żydówką”. Straszna rana, szyć już nie można było, bo to już było po kilku dniach. To stary Żyd był.

Opowiadał mi chory, jeden z pacjentów, że wyszedł ksiądz i powiedział: „No tak, tak, jesteście ranni, ale ile naszych dzieci pomordowanych?”. No to siostrzyczki potem się mściły na tych chorych.

Ja nie znałam języka żydowskiego. Z początku ci ranni nie wiedzieli, że ja jestem Żydówką, więc mnie odpychali. Musiałam ich dopiero przekonać, że chcę im pomóc. Było nas tylko dwoje Żydów fachowców na miejscu: ja, jedyna pielęgniarka, i doktor Bałanowski. Więcej personelu nie było, choć też byli sanitariusze, wojskowi, którzy pomagali.

Trudno mi powiedzieć, ilu było rannych, a ilu zabitych. Wiem tylko, że z tych przywiezionych zmarło nam sześć osób244. Na zmianę żeśmy pracowali przy tych chorych. Byliśmy tak zmęczeni, że trudno sobie wyobrazić.

Muszę powiedzieć, że Czerwony Krzyż zachował się nadzwyczajnie. Całą penicylinę, jaką mieli, dali do naszej dyspozycji. A także soki – chorzy przecież wołali: „Pić, pić!”. To był lipiec, straszne upały. No i lekarzy się prosiło, i tam specjaliści byli potrzebni, neurolog był potrzebny i chirurg. To polscy lekarze przychodzili, zachowywali się bardzo przyzwoicie i z wielką troskliwością. To byli lekarze z prawdziwego zdarzenia, muszę powiedzieć na ich usprawiedliwienie.

Ja byłam po obozie, wycieńczona, no i już po prostu mdlałam ze zmęczenia. Po prostu traciłam przytomność. Ja byłam wygłodzona po tych latach, a tu po prostu nie miałam czasu jeść. Byłam tam dwa tygodnie chyba.

Stan rannych był bardzo ciężki. Wielu było nieprzytomnych, bo przeważnie mieli rany głowy – przede wszystkim bito ich w głowę. To byli tak ciężko chorzy, tak wystraszeni, że z początku jak podchodziłam, to musiałam ich prawie wyciągać spod łóżka. Z bardzo wieloma chorymi w ogóle nie można było kontaktu nawiązać. Tam na przykład leżał młody chłopak, który z powodu uderzeń w głowę był sparaliżowany. Chłopak był w ogóle młody, dwudziestokilkuletni, bardzo przystojny245.

Ale ja się tych żołnierzy pytałam: „Tyle rannych. Kto to zrobił? Kto to zrobił?”. Mówili mi: „Pani, tłumy, wszystkie fabryki wyszły”. No, to jest trudno sobie wyobrazić. No, cały naród ich bił, robotnicy, nie robotnicy, kto tylko mógł, ich tłukł. Kto tylko mógł. Wszyscy, wszyscy. I przeważnie w głowę. To był lód, lód i lód, jeszcze raz lód w robocie – ciągle kładło się im lód na głowę.

Na pogrzebie były całe Kielce razem z tymi robotnikami, którzy brali udział w pogromie. Ci sami, wszystkie fabryki. Dlaczego to zrobili? No zrobili dlatego, że tamta Biskupska wyszła na ulicę i krzyczała, że jej zamordowano dziecko, zamordowano. A to dziecko schowała sama Biskupska246. To był motyw przecież tego pogromu.

23 lipca 1946 roku Julian Goldwaser, mgr Jechiel Alpert i doktor Bałanowski, w imieniu komórki kończącej działalność Komitetu Żydowskiego w Kielcach, na ozdobnym blankiecie skierowali do Heleny Majtlis „za ofiarną, za pełną poświęcenia, troskliwą, bezinteresowną pomoc ciężko rannym ofiarom pogromu kieleckiego od dnia 8 do dnia 23 lipca br. (…), w imieniu rekonwalescentów i pozostałego społeczeństwa żydowskiego z głębi serca płynące podziękowania” 247 .

Kapitan Semen Mielnik

Mówi Semen Mielnik, żołnierz radziecki, który przypadkiem znalazł się w Kielcach kilka godzin po pogromie248.

W 1946 roku wysłali mnie do Kielc. Pytają: Mówisz po polsku? – Mówię.

Wzywa mnie komendant dywizji i mówi: „Siemion, pojedziesz do Kielc po zaopatrzenie dla wojska”. Tam były wielkie magazyny armii naszej i polskiej. Przyjeżdżamy do Kielc, ale na wjeździe do miasta stoi polski żołnierz i nas nie wpuszcza. Oprócz mnie było nas w tym samochodzie – amerykańskim – jeszcze ośmiu. Ten żołnierz mówi twardo: „Nie ma wjazdu”. Podszedł do niego generał i tłumaczy, że my z Komisji i musimy wjechać do miasta do składów.

Ja podszedłem, on mówi: „Nielzja! – Dlaczego? – Bo w mieście był pogrom”. Dostałem rozkaz nikogo nie wpuszczać. Ale wpuścił, bo mieliśmy przepustkę. Miasto był otoczone wojskiem, co dziesięć metrów stał żołnierz. Dowódca powiedział: „Idź i zorientuj się w sytuacji”.

Poszedłem, a miasto całe we krwi. To było straszne. To był 4 lipca 1946 roku249. Zabili wszystkich Żydów, którzy zjechali do Kielc z różnych gett. Dla mnie, dla żołnierza i oficera, który sam był w getcie, to było niewiarygodne, nie do uwierzenia. Rozebrane trupy, martwe kobiety. Szedłem po pustym mieście. Na ulicach nikogo. Tylko zwłoki leżały jeszcze ciepłe. To było 5–6 godzin przed naszym przyjazdem.

Zachodzę do szpitala. Straszne rany ludzie mieli, straszne. Dziewczynka mała, ręka prawie odcięta. Prowadzą mnie do głównego lekarza. Siedzi z grupką lekarzy, popijają. Pytam, gdzie jest ordynator. To ja – mówi tamten. – Czego pan sobie życzy, kapitanie? – Co się dzieje w waszym mieście? – A on mi odpowiada: Zrobiliśmy, czego Niemcy nie skończyli. – Ale za co? – A najechało tu do nas Żydów jak szarańczy250…

Ja chwytam za kaburę, chcę zastrzelić tego lekarza. Z tyłu stał dowódca naszej grupy, generał. Chwyta mnie za rękę: „Co ty, Siemion, uspokój się!”.

Wyszedłem z tego szpitala chory251.

Pogrzeb

Gdy tylko zakończono oględziny zwłok, w poniedziałek 8 lipca odbył się pogrzeb na Pakoszu. Pochowano tam żydowskie ofiary pogromu252.

„Wpatrywałem się w twarze ludzi zebranych po obu stronach ulicy, którą szedł kondukt, i próbowałem coś z nich wyczytać – wspomina naczelny rabin Wojska Polskiego, Dawid Kahane. – Trudno powiedzieć, by malował się na nich żal albo smutek. Przeciwnie, na niektórych przebłyskiwał krzywy uśmieszek i to przeważnie on odprowadzał mnie na cmentarz”253.

Kondukt szedł z Bazarów i Szpitala Miejskiego ulicami Słowackiego, późniejszą Marchlewskiego, Marmurową i Pakoszem254. Za przedstawicielami władz państwowych i wojskowych jechały ciężarówki, po jednej, dwie trumny na każdej255. Na czele konduktu wieziono trumnę prezesa Seweryna Kahanego, przykrytą biało-niebieską flagą. Potem czwórkami szli robotnicy z Ludwikowa, Granatu, Tartaków, Kadzielni. Dalej wszystkie urzędy i szkoły.

„W chwili gdy kondukt już prawie ruszał, z bocznej uliczki wyszła nagle grupa przerażonych ludzi eskortowanych przez wojsko. Byli to kieleccy Żydzi, którzy przeżyli pogrom i zostali umieszczeni w budynkach służby bezpieczeństwa”256.

Julia Pirotte udokumentowała pogrzeb, dlatego znamy nawet napisy na wieńcach: „Ofiarom kieleckim American Joint Distribution Committee” (szarfę trzyma Miriam Rozenkranc, obok niej wieniec trzyma Niusia Borensztajn)257. „Ofiarom mordu – Miejska Rada Narodowa”258 – na pierwszym planie przewodniczący.

Dalej grupa oficerów, skupionych wokół dowódcy pułkownika Stanisława Kupsza, prezentuje wieniec od wojska. Widać tylko końcówkę napisu: „W bestialski sposób przez zbirów faszystowskich…”259.

Osobno, bez kwiatów, idzie sześciu żołnierzy różnych formacji. Pierwszy od prawej, z opatrunkiem na głowie, kapral celowniczy WP Maks Erlbaum, ranny na Plantach260. Następny – porucznik Zygmunt Majewski z WUBP, który wyratował rodzeństwo Średnich261. Trzeci porucznik Albert Grynbaum z PUBP, który do południa organizował obronę na Plantach262. Kolejny, w jasnej bluzie z odznaczeniami, major Adam Kornecki263, poprzednik Sobczyńskiego w kieleckim UB, do Kielc ściągnięty na potrzeby śledztwa. Piąty jest zastępca Sobczyńskiego w WUBP, kpt. Mieczysław Kwaśniewski. Szereg zamyka porucznik Sylwester Klimczak z WUBP, który uratował Ewę i Estusię Mappen264.

Pogrzeb ofiar pogromu kieleckiego, fot. Julia Pirotte

Nie ma nigdzie wzmianek o uczestnictwie reprezentantów duchowieństwa katolickiego w pogrzebie265. Rafael Blumenfeld wspomina jednak, że gdy kondukt znalazł się „w pobliżu cmentarza żydowskiego, pojawiła się nieoczekiwanie procesja polskich dzieci i młodzieży, które śpiewały katolickie pieśni i niosły w rękach krzyże i kościelne sztandary. Dzieci nie przerwały śpiewów i nawet nie odwróciły wzroku w stronę konduktu pogrzebowego, który nadciągał z naprzeciwka”266.

Cmentarz żydowski był ufortyfikowany jak twierdza: żołnierze stojący wzdłuż wysokiego drewnianego płotu uzbrojeni byli w karabiny i pistolety maszynowe267. Na cmentarzu, równolegle do ulicy Pakosz, wykopano dół, mający pomieścić ponad czterdzieści trumien.

Żołnierze niespiesznie wyładowywali je z ciężarówek i układali na skraju wykopu. Jeden, stojąc na skrzyni auta, podsuwał trumnę do brzegu, drugi podchodził, brał ją na ramię i podnosił, robiąc miejsce kolejnym – każdą trumnę niosło w ten sposób czterech mężczyzn. Na zdjęciach Pirotte widać wyraźnie ich twarze: Alberta Grynbauma i Mieczysława Kwaśniewskiego oraz cywili, Zygmunta Majewskiego i Herszla Kotlickiego268. Potem znajoma twarz: tuż obok, na górze wykopu, stoi Marek Edelman269.

Trumienkę Abrama Fisza270 niósł jego ojciec271.

Przy dźwiękach marsza żałobnego trumny zostały ułożone w wykopie. Rozpoczęły się przemówienia. Minister bezpieczeństwa Stanisław Radkiewicz oznajmił, że pogrom był dziełem emisariuszy Rządu Polskiego na Zachodzie i generała Andersa.

Zapowiedział proces, który ukarze winowajców. W imieniu rządu przemówił minister odbudowy, profesor Michał Kaczorowski, a w imieniu CKŻP – doktor Adolf Berman272.

Gdy przystąpiono do pochówku religijnego, zaczął padać deszcz. Władysław Dzikowski pisze: „Zostałem, aby zobaczyć egzotyczne obrzędy. Modłom przewodniczył naczelny rabin WP, płk Kahane, pochodzący z Kielc. Modlący się założyli śmiertelne koszule273. Chór przywieziony z Warszawy odśpiewał przeraźliwie smutne pieśni274, trąbiono też na baranich rogach”. Dzikowski przytacza dwa fragmenty mowy, którą wygłosił rabin Kahane275.

Pogrzeb ofiar pogromu, na wprost pośrodku nad grobem stoi Marek Edelman; trumnę niesie m.in. Hersz Kotlicki (bez munduru, po prawej)

„W starym Zakonie, gdy znaleziono człowieka zabitego, należało go pochować, a następnie stojący nad mogiłą żywi mówili: Panie, nie jesteśmy winni śmierci tego człowieka276. Ilu w tej wielkiej pogrzebowej masie mogłoby powtórzyć to zdanie?”.

„Po całym obszarze Polski po strasznych dniach hitlerowskich rozsypane są mogiły poległych. Oczywiście w większej części Polaków, ale także Żydów277. Jakże odmiennie są traktowane. Przechodzień, gdy zobaczy mogiłę partyzancką lub pomordowanych Polaków, zatrzyma się, zdejmie czapkę i pomodli się lub ciszą uczci to miejsce. Lecz jeśli będzie to mogiła Żyda, powie: Parchaty Żyd. A potem splunie na grób i pójdzie”.

Wyjdź

Syjonistyczne „wyjdź”278 rozumiał każdy religijny Żyd, bo w Księdze Rodzaju Pan mówi do Abrahama: „Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę” (Rdz 12, 1). Nazajutrz po pogromie nabrało to nowego znaczenia.

Rozpoczął się odpływ, największa fala emigracyjna w powojennej historii Polski279. O ile wcześniej granicę państwa przekraczało nielegalnie około tysiąca Żydów miesięcznie, po pogromie liczba ta wzrosła sześćdziesięciokrotnie (szacunki dotyczą lipca, sierpnia i września)280. Po zakończeniu repatriacji z ZSRR, tuż przed pogromem kieleckim, było w Polsce ponad 210 tysięcy Żydów, rok później liczba ta spadła o sto tysięcy281. Fala emigracji osiągnęła apogeum w sierpniu 1946 roku – wyjechało wówczas 33 346 osób282.

Zanim jednak fala ta wezbrała, trzeba było zająć się ocalałymi. W utkanym ze staromodnych ablatiwów sprawozdaniu Jointu z okresu 6–14 lipca 1946 roku czytamy, że z ponad sześciuset „po pogromie zostało w Kielcach 168 Żydów, w tym 11 rannych umieszczonych w Szpitalu Miejskim, 27 rannych ewakuowano do Łodzi. Większa część tych ludzi (około 100 osób) została umieszczona w gmachu Urzędu Bezpieczeństwa, reszta w dwóch przylegających domach, ul. Focha 18 i 20, gdzie przebywa pod ochroną władz bezpieczeństwa.

Warunki mieszkalne w gmachu bezpieczeństwa są niezadawalające: ludzie stłoczeni w trzech pokojach, w tym co prawda dość duża sala świetlicowa, śpią na podłodze, stołach i krzesłach. Dłuższy pobyt w tych warunkach jest niedopuszczalny, ale na razie, wobec niepewnej jeszcze sytuacji, nie było innego wyjścia. Ludzi tych nie wypuszcza się na miasto ze względów bezpieczeństwa.

(…) Sytuacja w Kielcach wydaje się być całkowicie opanowaną przez władze bezpieczeństwa i po mieście krążą liczne patrole wojska i milicji oraz samochody pancerne. Przeprowadzane są liczne aresztowania podejrzanych o udział w pogromie. Niepokojące natomiast wieści nadchodzą z okolicznych miejscowości, jak Skarżyska, Ostrowca i innych283.

W fabrykach Skarżyska zostały zorganizowane wiece protestacyjne przeciwko pogromowi, ale robotnicy nie dopuścili mówców do słowa i ciężko ich pobili. W mieście wytworzyły się nastroje pogromowe”284.

Wtedy decyzją władz centralnych „wszyscy Żydzi z terenu kieleckiego zostali przymusowo rozproszeni po całym kraju”285. Problem uznano za rozwiązany. Była to strategia, którą zastosowano już rok wcześniej po pięciu zabójstwach w Radomiu w sierpniu 1945 roku. Szef delegacji KC PPR napisał wówczas: „Ponieważ po wyjeździe Żydów z Radomia nastąpiło poważne odprężenie, wydanie specjalnej odezwy do społeczeństwa, nawołującej do walki z rasizmem, nie wydało mi się wskazane i dlatego nie wydano jej”286.

Pomyślano też o profilaktyce pogromowej. Sygnalizuje ją charakterystyczny tytuł w „Gazecie Ludowej” z 11 sierpnia 1946 roku: „Żydzi kierowani będą do pracy produkcyjnej”287.

Dom przy Planty 7/9 po pogromie
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: