Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Podejmij wyzwanie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
27 czerwca 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,90
Najniższa cena z 30 dni: 29,90 zł

Podejmij wyzwanie - ebook

Tara Mohr – specjalistka z dziedziny przywództwa – kieruje swój przekaz do wszystkich kobiet ulegających wewnętrznym obawom, wynikającym z niepewności siebie i braku wiary we własne kompetencje. Podejmij wyzwanie to praktyczny przewodnik zachęcający do śmiałego podążania za marzeniami. Autorka udowadnia, że w każdej przedstawicielce płci pięknej drzemią uśpione talenty. Sięgnięcie po nie może całkowicie zmienić jakość życia i sposób postrzegania siebie.

Podejmij wyzwanie to książka dla kobiet, które:

• chcą dokonać pozytywnych zmian w swoim życiu, ale brakuje im odwagi do zrobienia pierwszego kroku;

• chcą nauczyć się, jak radzić sobie z głosem wewnętrznego krytyka, i odnaleźć wewnętrznego mentora;

• pragną uwolnić się od destrukcyjnego wpływu negatywnych opinii płynących

z otoczenia;

• wierzą, że mogą pozbyć się ograniczającego je działania strachu i niewiary we własne umiejętności;

• mają niezrealizowane dotąd aspiracje i chcą poznać narzędzia do wcielenia ich

w życie;

• borykają się z nawykiem „przykładnej uczennicy”, hamującym ich rozwój;

• poszukują inspiracji do przełamania barier i osiągnięcia życiowego spełnienia

Co by było, gdybyś zamiast wewnętrznego krytyka zaczęła słuchać wewnętrznego mentora? Gdybyś wyzwoliła się spod władzy ciągłej samooceny i przestała się bać porażki, a nawet sukcesu? Gdybyś zadbała o wewnętrzny spokój, dotarła do własnej intuicji i odnalazła misję swojego życia?

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7579-516-5
Rozmiar pliku: 3,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Znasz tę kobietę. Jest dobrą przyjaciółką albo koleżanką z pracy. Inteligentna i pomysłowa. Wszystko chwyta w lot: ma świetne pomysły na to, jak należy postąpić w sytuacji zaistniałej w firmie, w najbliższym otoczeniu czy zasłyszanej w wiadomościach. Jest też wzorem cnót – obce są jej chciwość, przekupność i żądza władzy. A do tego jest zabawna, ciepła i godna zaufania.

Czasami, gdy jej słuchasz, myślisz sobie: „Ech, gdyby tylko ludzie tacy jak ona stali u sterów…”.

Zaskoczę cię: wiesz, jak patrzysz na tę kobietę? Tak samo, jak na ciebie patrzy ktoś inny. W istocie podobnie czyni wiele osób. Dla nas to ty jesteś tą błyskotliwą kobietą, która nie zdaje sobie sprawy z własnych talentów. To ty jesteś tą kobietą, która – co do tego nie mamy wątpliwości – mogłaby założyć innowacyjną firmę albo wyciągnąć z opałów tę, w której pracuje; zmodernizować miejscowe szkolnictwo czy napisać książkę odmieniającą życie tysięcy ludzi. To ty jesteś tą wspaniałą kobietą, od której wszyscy oczekujemy, by wreszcie odważyła się wyjść z cienia.

W idei podejmowania wyzwań chodzi o to, by zasypać przepaść między tym, co my dostrzegamy w tobie, a tym, co sama sądzisz na swój temat. To praktyczny poradnik, jak pokonać zwątpienie i osiągnąć to, czego pragniesz najbardziej na polu zawodowym, w gronie najbliższych czy na niwie indywidualnych pasji. I nie chodzi tu o staromodne postrzeganie wyzwań (grubsze pieniądze, bardziej prestiżowe tytuły, potężniejsze imperium albo sławę). Chodzi o życie z poczuciem większej swobody w wyrażaniu opinii i realizowaniu swoich aspiracji. To ważne wyzwania w takim rozumieniu, w jakim są one prawdziwie istotne dla ciebie. A jeśli jeszcze nie wiesz, co to dla ciebie oznacza, wtedy wskazówki i narzędzia zawarte w tej książce pomogą ci to odkryć.

Ten rodzaj wyzwań nie polega na wspinaniu się po drabinie na przekór niezdrowym układom, lecz na uczeniu się wyrażania swojego zdania z myślą o zmianie tych układów. To nie kwestia „przystawania” albo „nieprzystawania” do aktualnej społecznej opinii o tym, co kobiety powinny robić, a co im nie przystoi. To dążenie do wyrwania się z ciasnych szufladek, skupienie uwagi na własnych tęsknotach oraz marzeniach, i podjęcie wyzwań w imię ich realizacji.

Ta książka zrodziła się z frustracji i nadziei. Frustracji? Bo błyskotliwe kobiety postępują zbyt zachowawczo. A nadziei? Bo dzięki naszemu większemu zaangażowaniu świat może stać się innym miejscem – o wiele, wiele lepszym.

Nisha była jedną z moich pierwszych klientek jako coacha: tuż po trzydziestce, z długimi, falującymi, czarnymi włosami, zawsze nosiła się w żywych kolorach, podkreślających jej urodę. Pracowała jako menedżerka średniego szczebla w organizacji non profit. Uchodziła tam za cichą, uporządkowaną pracowniczkę administracji, potrafiącą skutecznie wdrażać cudze pomysły.

Tymczasem w trakcie naszych sesji poznałam zupełnie inną Nishę. Okazała się głodna wiedzy i większość wolnego czasu poświęcała na czytanie ważnych publikacji i książek ze swojej dziedziny. Była kreatywna i pełna zaczerpniętych z najnowszych branżowych trendów pomysłów na usprawnienie pracy w jej organizacji. Tak się złożyło, że dobrze znałam pracodawcę Nishy i po kilku spotkaniach nabrałam przekonania, iż jej przemyślenia dotyczące przyszłości organizacji były równie przenikliwe i wyrafinowane – a może nawet bardziej – jak wizje prezesa i zarządu. Tylko że w biurze Nishy nikt o tym nie wiedział. Pomysły i umiejętności kobiety były głęboko ukryte. Nie wypływały z jej serca i głowy na zewnątrz, do organizacyjnych struktur.

Wśród swoich klientek, przyjaciółek i koleżanek ciągle spotykam osoby takie jak Nisha: błyskotliwe kobiety niedostrzegające własnych talentów. Kobiety przekonane o tym, że ich pomysły, zanim zostaną wcielone w życie, wymagają usprawnienia, dopieszczenia lub czasu. Kobiety, które z powodów niejasnych nawet dla samych siebie nie dążą do realizowania swoich największych aspiracji i marzeń. Martwiło mnie to niezmiernie, bo chciałabym żyć w lepszym, bardziej humanitarnym, cywilizowanym świecie, który one z pewnością potrafiłyby współtworzyć.

Pamiętam Elizabeth, kolejną klientkę – przedsiębiorczą byłą redaktorkę magazynu, która wychowywała czwórkę dzieci adoptowanych z zagranicy. Pragnęła napisać o swoich adopcyjnych doświadczeniach. „Taro – powiedziała – wydaje mi się, że wiele się dowiedziałam o macierzyństwie i życiu. A jednak gdy rozglądam się wokół, odnoszę wrażenie, że wszystko, co wiem i czego się nauczyłam przez lata wychowywania dzieci, jakby zupełnie nie istniało. Nikt o tym nie mówi”. Czytałam wpisy Elizabeth na jej blogu – rozważania spisywane na szybko między dojazdami do pracy a lekcjami pływania. Miała dobre pióro i rzeczywiście pisała o macierzyństwie i miłości ponad granicami ze świeżej, cennej perspektywy. Chciałam, by jej punkt widzenia zagościł w dziale opinii w prasie i na księgarskich półkach. Tymczasem Elizabeth, pomimo rozległych kontaktów w branży wydawniczej, tkwiła jak w zawieszeniu – powstrzymywał ją brak pewności siebie i wątpliwości dotyczące praktycznych kroków, jakie powinna podjąć.

Przypominam sobie też Cynthię – kierowniczkę sprzedaży w firmie technologicznej z Doliny Krzemowej. Niesamowicie bystra i pracowita. Miała ponadto niezwykły talent do zażegnywania konfliktów. Ale była już trochę znudzona pracą – piastowała swoje stanowisko przez ponad dekadę i tak naprawdę nigdy nie czerpała z tego szczególnej satysfakcji. Jej firma zamierzała jednak podjąć inicjatywę biznesową na innym polu, które bardzo Cynhtię pasjonowało – jej zdaniem przedsięwzięcie zapowiadało się obiecująco i mogłoby zapewnić klientom dostęp do cennej, nowej usługi. Gdy rozmawiałyśmy z Cynthią o tym, by zasugerowała kierownictwu stworzenie nowego stanowiska specjalnie dla niej, nie mogła uwierzyć, że właśnie jej mogłaby przypaść w udziale taka gratka.

Każda z tych kobiet miała ogromny, niewykorzystany potencjał do kształtowania swoich organizacji i najbliższego otoczenia. Każda miała zdolności, intelekt i doświadczenie pozwalające bez trudu zrealizować cel, który wydawał się poza ich zasięgiem. I każda traciła okazję do mnóstwa radości, spełnienia i osiągnięcia zawodowego sukcesu. Uważam, że większość z nas w pewnym stopniu przypomina te kobiety – nie dostrzegamy, iż nasze wielkie marzenia są tak naprawdę na wyciągnięcie ręki, nie doceniamy własnych zdolności i nie podążamy ścieżką kariery tak udanej, tak bezstresowej i tak satysfakcjonującej, jak byśmy mogły.

Obserwując moje klientki, czułam narastającą frustrację. Nisha miała świetne pomysły i dokonywała wnikliwych analiz, które mogłyby pomóc jej organizacji się rozwinąć. Cynthia reprezentowała typ oddanej, etycznej, otwartej na współpracę liderki, jakich znacznie więcej potrzeba w korporacyjnym świecie. Teksty Elizabeth poświęcone służbie i macierzyństwu dotykały ważnych kwestii, skrzętnie pomijanych w dyskusjach na tematy kulturowe. Chciałam, aby tak utalentowane kobiety i ich przemyślenia wywierały wpływ na nasz świat. Tak więc pytanie, jak sprawić, by ich głos został usłyszany, miało dla mnie ważny wymiar osobisty. A zarazem – ważny wymiar zawodowy, bo te kobiety przychodziły do mnie po wsparcie.

Moja praktyka coachingowa stała się laboratorium, w którym zamierzałam odkrywać, co umożliwiłoby tym kobietom obranie takich ścieżek kariery i życia, jakich naprawdę pragnęły. W trakcie sesji treningowej dochodzi do konfrontacji wizji z rzeczywistością. Nie wystarczy udzielić dobrze brzmiącej rady – trzeba wspólnie z klientem wypracować zmianę, której on oczekuje.

Co powinno się stać, by Nisha mogła zostać szanowaną liderką w swojej organizacji? Aby spisane rozważania Elizabeth trafiły do ludzi spoza grona jej przyjaciół i najbliższych? Żeby Cyntia mogła na co dzień zajmować się tym, co ją pasjonowało? Musiałam się tego dowiedzieć.

Znałam typowe rady: więcej pewności siebie, właściwi mentorzy, odpowiedzialne podejście do kolejnych etapów realizacji celów. W trakcie pracy z klientkami szybko przekonałam się jednak, że wszystko to niewiele pomagało. Strategie i wskazówki (jak napisać życiorys, jak podejść do rozmowy kwalifikacyjnej, jak negocjować albo występować publicznie) nie sprawdzały się, bo kobiety nie były w stanie wykorzystać całej tej wiedzy bez wewnętrznej podbudowy w postaci chęci do podejmowania ryzyka, pokonywania lęków i radzenia sobie ze zwątpieniem we własne siły. Pomaganie kobietom w nawiązywaniu relacji z mentorami okazało się w dużej mierze nieskuteczne, gdyż bez narzędzi pozwalających zaufać własnym osądom i przyjmować mentorskie porady ze zdrowym sceptycyzmem, zagubiłyby się one w cudzych opiniach i zboczyły z kursu, który naprawdę powinny obrać. Konwencjonalne metody wsparcia nie sięgały dostatecznie głęboko, nie docierały do tego, co te kobiety powstrzymywało, albo do tego, czego potrzebowały, by zacząć działać.

Tym, co rzeczywiście im pomogło w podejmowaniu wyzwań, był zbiór koncepcji i praktyk, które wpłynęły na to, jak siebie same postrzegały i jakie inicjowały działania. Był to zarazem zbiór przemian – odejście od słuchania wewnętrznego głosu zwątpienia na rzecz skoncentrowania się na głosie spokoju i mądrości, odejście od perfekcjonizmu i nadmiernego planowania na rzecz nowych metod podejmowania szybkich działań, przejście od zamartwiania się tym, co sądzą inni ludzie, do skupienia na własnym spełnieniu, od samodyscypliny do samoakceptacji. Wszystkie te elementy złożyły się na pewną bazę, która wspierała kobiety w śmiałych dążeniach do spełniania marzeń, pokonywaniu wewnętrznych przeszkód i lepszym radzeniu sobie z zewnętrznymi problemami.

Ten sam zestaw narzędzi i praktyk umożliwił podejmowanie śmielszych wyzwań bardzo różnym kobietom: młodym i dojrzałym, zatrudnionym w korporacjach i inicjatorkom własnych przedsięwzięć, biznesmenkom, przedstawicielkom sektora publicznego i artystkom. Po kilku latach pracy z kobietami zebrałam swoje doświadczenia i opracowałam program warsztatów umiejętności przywódczych – treningu grupowego o nazwie Podejmij wyzwanie. Od pierwszej sesji program zbierał znakomite opinie, a do tej pory wzięło w nim udział ponad tysiąc kobiet z całego świata. Niektóre wiedzę na temat podejmowania wyzwań wykorzystały do robienia kariery, inne w obszarach pozazawodowych, na przykład do realizowania twórczych pasji albo działalności filantropijnej. Mogę z dumą stwierdzić, że po wzięciu udziału w programie jego uczestniczki oświadczały, iż:

- czują się bardziej pewne siebie,

- częściej i śmielej dzielą się swoimi pomysłami, zadają pytania i wygłaszają opinie,

- mniej się boją krytyki,

- potrafią dobitniej wyrażać swoje zdanie,

- łatwiej sięgają do skarbnicy własnej mądrości,

- czują się pewniejsze tego, że są wystarczająco zdolne i dobre, by realizować swoją ścieżkę kariery,

- postrzegają się jako część globalnej społeczności kobiet dążących do pozytywnej zmiany,

- zaczynają podejmować śmielsze wyzwania w zgodzie z własnymi dążeniami.

W wyniku tych wewnętrznych przemian podejmowały decyzje zawodowe zgodne ze swoimi oczekiwaniami, otrzymywały awanse i podwyżki, zakładały i rozwijały przedsiębiorstwa oraz zajmowały kierownicze stanowiska. Zaczęły kształtować swoje otoczenie i świat w sposób, o jakim marzyły, ale nie spodziewały się, że potrafią. Z tej książki dowiesz się, czego się nauczyły, abyś ty także mogła zacząć podejmować własne, wielkie wyzwania.

Moja historia

W pewnym sensie pomysł na tę książkę zakiełkował ponad dwadzieścia lat temu. Miałam wtedy piętnaście lat, nosiłam szorty ledwie zasłaniające pośladki, kochałam Red Hot Chili Peppers i uważałam się za zbuntowaną nastolatkę. Pierwszego dnia nowego roku szkolnego jakoś przetrwałam laboratorium z chemii (nie wyobrażałam sobie czegoś nudniejszego), hiszpański (to jakoś ujdzie, myślałam), podstawy algebry (nienawidziłam) i najgorsze ze wszystkiego – wuef – by dotrwać do wymarzonych zajęć: angielskiego. Ach, zajęcia z angielskiego, świat bohaterów, opowieści, wierszy i wspaniałych idei – wszystkiego, co kochałam.

Nie spodziewałam się, że tak srodze się rozczaruję.

Z założonymi na piersiach rękami, opierając się wydatnym brzuchem o pamiętające lepsze czasy metalowe biurko, nasz nauczyciel wygłosił mowę powitalną z okazji pierwszego dnia szkoły. Powiedział, że w tym roku będziemy się zajmować motywem dorastania; przejściem od dzieciństwa do dorosłości. Mieliśmy przeczytać różne opowieści o dojrzewaniu: Black Boy Richarda Wrighta, A Separate Peace Johna Knowlesa i Władcę much Williama Goldinga. Odkrywać uniwersalne motywy i wyzwania związane z tym szczególnym rytuałem przejścia.

Początkowo po prostu nie byłam szczególnie podekscytowana żadną z wymienionych książek. Dopiero potem zorientowałam się dlaczego. Żadna z nich nie opowiadała o dorastającej dziewczynce. Już jako piętnastolatka wiedziałam, że dojrzewanie dziewcząt i chłopców to zupełnie inna bajka. Ja zaś pragnęłam przeczytać opowieść, w której mogłabym się odnaleźć.

Potem zauważyłam, że ani jedna z tych książek nie została napisana przez kobietę. Przyszło mi do głowy, że ten oto dorosły człowiek twierdzi, iż zapoznamy się z tematem wyczerpująco, a przecież tak naprawdę będziemy wsłuchiwać się tylko w to, co mieli do powiedzenia mężczyźni. Pomimo swoich zaledwie piętnastu lat miałam świadomość, że lekcje angielskiego nie są jedynym przykładem tego rodzaju podejścia. Potrafiłam wskazać tysiące innych sytuacji, w których punkt widzenia chłopców i mężczyzn był traktowany jako kompletny.

Poczułam nagły przypływ energii, a serce podskoczyło mi w piersi. Po prostu musiałam coś z tym zrobić. Po zajęciach podeszłam do biurka nauczyciela.

– Panie Haverson? Hmm... Chciałam o coś zapytać. Zauważyłam, że żadnej z tych książek nie napisała kobieta i żadna z nich nie opowiada o dorastaniu dziewcząt. To takie… niesprawiedliwe.

– Ale tylko takimi książkami dysponujemy. Nie mamy pieniędzy na zakup innych – wyjaśnił mi.

– A może moglibyśmy jakoś zebrać fundusze? – Usłyszałam samą siebie.

W ciągu kilku miesięcy powołano komitet, zebrano kilka tysięcy dolarów i zatwierdzono nowy plan nauczania. W kolejnym roku szkolnym do programu wielu zajęć z języka angielskiego włączono nowe książki, napisane przez kobiety i opowiadające o kobietach.

Był to początek czegoś, co stało się moim życiowym zadaniem: dostrzegać miejsca, w których brakuje kobiecego głosu, i na swoim małym poletku robić wszystko, by został on usłyszany.

Po szkole średniej dostałam się na Yale, gdzie w zupełnie inny sposób doświadczyłam braku kobiecego punktu widzenia. Ściany uczelni zdobiły wielkie portrety jej włodarzy, ale nie było wśród nich ani jednej kobiety. Etatowi wykładowcy byli w większości mężczyznami, a żadna z obowiązkowych lektur przewidzianych w programie nauczania dla studentów filologii angielskiej – ani jedna! – nie została napisana przez kobietę. A gdy ktoś spośród studenckiego grona wygłaszał przemówienie, nigdy nie umiałam się z nim zidentyfikować. Kobiety gościły w murach tej uczelni od niedawna – zaledwie od trzydziestu lat w jej niemal trzystuletniej historii. Pozwolono im brać udział w zajęciach i uczestniczyć w życiu instytucji, ale nie zastanawiano się, jakie istotne zmiany należy wprowadzić w jej funkcjonowaniu, by kobiety i mężczyźni mogli rozwijać się w niej równie owocnie.

Po ukończeniu college’u wspólnie z dwiema innymi kobietami opracowałyśmy antologię napisanych przez Żydówki tekstów poświęconych świętu Paschy, umożliwiając w ten sposób ludziom zapoznanie się z kobiecym punktem widzenia na liturgię, która – choć opowiada o prześladowaniu i wyzwoleniu – tradycyjnie była pozbawiona kobiecego głosu.

Kilka lat później zaskoczyłam przyjaciół i rodzinę decyzją o złożeniu papierów na studia MBA. Nie byłam typową kandydatką do szkoły biznesu, ale bardzo chciałam poznać narzędzia umożliwiające prowadzenie i rozwijanie na dużą skalę organizacji z misją. Dokładnie takie perspektywy oferowała mi uczelnia Stanford Business School. Przy okazji przeszłam w niej przyspieszony kurs kultury otaczającej kobiety funkcjonujące w świecie korporacji – kultury zdecydowanie zbyt często przypominającej zasady panujące w akademiku. Zarówno w Yale, jak i w Stanford bardzo wyraźnie dało się odczuć, że samo otwarcie dla kobiet podwojów instytucji stworzonych przez mężczyzn i dla mężczyzn po prostu nie wystarczy. Musiało się zmienić znacznie więcej (normy, reguły i forma zarządzania), by powstało miejsce, w którym kobiety mogą odnosić prawdziwe sukcesy.

Wszystkie te doświadczenia sprawiły, że zatęskniłam za środowiskiem, które byłoby w porównywalnym stopniu kształtowane przez kobiety i mężczyzn. A oprócz tego pragnęłam jeszcze innej zmiany: by całość wiedzy o zewnętrznym świecie, jaką oferowały te instytucje, została połączona z nauką o naszym wewnętrznym życiu; wewnętrznej rzeczywistości, która kształtuje zewnętrzne wydarzenia.

Miałam nietypowe dzieciństwo. W wieku siedmiu lat zorientowałam się, że nie wszystkie dzieci przy śniadaniu z mamą i tatą analizują swoje sny albo rysują diagramy różnych zjawisk na żółtych kartkach, tuż obok miseczki z owsianką. Gdy wracałam do domu z dziecinną skargą w rodzaju „Johnny zaczepiał mnie na przerwie”, zwykle słyszałam w odpowiedzi: „Jak myślisz, co takiego może się dziać w domu Johnny’ego, że skłania go to do zaczepiania innych dzieci?”.

Moi rodzice nie byli psychoterapeutami, fanatykami religijnymi ani nawet hippisami. Byli zwykłymi ludźmi, którzy wierzyli, że zrozumienie siebie i innych jest bardzo istotnym elementem szczęśliwego życia. Od najmłodszych lat zachęcano mnie do zgłębiania psychologii i duchowości człowieka według różnych tradycji – Wschodu i Zachodu – oraz do wykorzystywania w życiu codziennym wiedzy zdobytej w obu tych dziedzinach. W naszym domu było mnóstwo książek poświęconych tym zagadnieniom. Wychowałam się na nich. Już jako nastolatka chodziłam na spotkania medytacyjne, a wolny czas spędzałam w dziale psychologicznym w księgarni. Medytacje, prowadzenie pamiętników oraz psychoterapię traktowałam jako wsparcie podczas burzy dorastania – i naprawdę bardzo mi pomogły.

Na tysiące sposobów rodzice pokazywali mi, że nasze wewnętrzne przeżycia kształtują zewnętrzną rzeczywistość. Jednocześnie trafiłam do zupełnie innego środowiska: szkoły. W domu słyszałam, że wszystkie istoty ludzkie są równie wspaniałymi dziełami Stwórcy, ale w szkole klasyfikowano dzieci, tworzono klasy dla zdolnych uczniów, a przez to pośrednio także dla tych mało zdolnych. Z domu wyniosłam przekonanie, że na postępowanie człowieka mają wpływ wewnętrzne przeżycia i podświadome motywy, ale na lekcjach poświęconych prezydentom i ministrom nauczyciele oczywiście nigdy nie zajmowali się życiem wewnętrznym oficjeli. Zachodziłam w głowę, dlaczego w szkole nie mówi się o tym, jak wczesne dzieciństwo Lincolna wpłynęło na jego późniejsze decyzje, albo czemu nigdy nie analizuje się psychologicznych motywów, które napędzają każdą eskalację przemocy, prowadzącą do wojny.

W dzieciństwie często odnosiłam wrażenie, że żyję w dwóch zupełnie innych światach. W jednym świecie dominowało myślenie, w drugim emocje. W jednym wiedza, w drugim intuicja. W jednym liczyło się to, co możemy zobaczyć, dotknąć i usłyszeć, w drugim – wewnętrzne przeżycia, mające namacalny wpływ na rzeczywistość.

Dążąc do splecenia obydwu tych światów, przekroczyłam granicę między tym, co teraz nazywam czasem podejmowania śmiałych wyzwań, a czasem, gdy angażowałam się tylko w drobiazgi. Bywało, że świetnie wiedziałam, co kocham najbardziej: pisanie, sztukę, duchowość, przedsiębiorczość, kreatywność, pracę na rzecz równouprawnienia kobiet i bycie częścią społeczności – i wokół tych spraw mogłam zbudować życie. Ale przez wiele lat byłam od tego odcięta. Formalna edukacja pomogła mi rozwinąć intelekt, jednak po drodze zagubiłam artyzm i odstawiłam życie duchowe na boczny tor. Zaczęłam nieco cynicznie podchodzić do kwestii osobistego rozwoju, czerpiąc wzorce z środowisk akademickich, w których się obracałam, zamiast wsłuchiwać się w wewnętrzny głos, którego prawdziwości byłam pewna. Co gorsza, wyrobiłam w sobie wspaniałą zdolność krytycznego myślenia, ale odniosłam ją do własnych marzeń na przyszłość i zamiast być dla siebie sprzymierzeńcem, stałam się sceptykiem.

Tuż po trzydziestce rozdźwięk między tym, co robiłam, a tym, kim byłam, stał się zbyt bolesny, bym mogła go zignorować. Zaczęłam wtedy wprowadzać w swoim życiu daleko idące zmiany, odzwierciedlające moje prawdziwe aspiracje, zarówno osobiste, jak i zawodowe. Zaczęłam uważnie przyglądać się własnemu zwątpieniu i szukać sposobu na to, by iść przez życie z większą pewnością siebie. Wielu spośród narzędzi, które mi wówczas pomogły, używałam potem podczas pracy coacha z klientkami, a także w trakcie prowadzenia zajęć z przywództwa dla kobiet – narzędzia te zostały opisane w tej książce.

Pomaganie kobietom w podejmowaniu wyzwań

Po studiach biznesowych zaczęłam pracę w dużej fundacji dysponującej aktywami o wartości dwóch miliardów dolarów. Jedną z rzeczy, które bardzo mi się w tej fundacji podobały, a zarazem jedną z przyczyn, dla których zdecydowałam się tam złożyć podanie o pracę, była obecność wielu silnych kobiet na kierowniczych stanowiskach. Niemal wszystkimi pionami fundacji zarządzały utalentowane, pracowite menedżerki. Ale najwyższe stanowisko – prezesa – przez ponad stulecie istnienia organizacji przypadało w udziale wyłącznie mężczyznom.

Pewnego razu mianowano nowego kandydata na stanowisko prezesa. Był to młody mężczyzna, który nie miał doświadczenia w kierowaniu dużymi organizacjami, lecz bezsprzecznie był bardzo utalentowany, charyzmatyczny i rzutki. W ciągu kilku kolejnych miesięcy zatrudniony przez nowego prezesa zespół szybko wdrożył kilka dalekosiężnych inicjatyw (bez większego przygotowania, planowania i analiz) oraz przydzielił znaczne środki na ich finansowanie. Starsze menedżerki, które w miarę żmudnego nabierania doświadczenia wolno wspinały się w hierarchii, zostały zlekceważone i pominięte przy rozdawaniu awansów. Kilkakrotnie słyszałam, jak menedżerowie pokpiwali z owych kobiet, że chyba nie mają życia osobistego, zaś te, które najsilniej przeciwstawiały się ich decyzjom, nazywali opornymi.

Zszokowało mnie to, ale i wiele nauczyło. Obserwowałam, jak mężczyźni obracają wielkimi kwotami, a ich projekty są realizowane (mimo że nie podchodzili do nich z należytą starannością), podczas gdy wykwalifikowane kobiety, z ważnymi pomysłami, stały na uboczu, ponieważ po pierwsze – nikt ich nie słuchał, a po drugie – one same nie były przekonane, że owe pomysły są gotowe do wdrożenia.

Dorastając w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, w kółko słyszałam, że obecnie kobiety mają równe szanse w miejscu pracy, że dziewczyny takie jak ja nie powinny się tym przejmować, a jeśli cokolwiek stoi kobietom na przeszkodzie w robieniu kariery, to nieuchronne napięcia między pracą a rodziną. Tymczasem w moim miejscu pracy doświadczyłam czegoś wręcz przeciwnego, czegoś, co bez wątpienia miało związek z przywództwem, uprzedzeniami, pewnością siebie i skłonnością do podejmowania ryzyka.

Podczas rozmów z przyjaciółkami o tym, co dzieje się w mojej fundacji, raz po raz wysłuchiwałam podobnych opowieści o charyzmatycznych mężczyznach stojących u sterów, mężczyznach podejmujących odważne, choć często pochopne decyzje. Ich organizacje pełne były utalentowanych, ciężko pracujących kobiet na stanowiskach asystentek i innych, na wysokim szczeblu. Te kobiety pracowały dłużej, bardziej dbały o detale, miały większe doświadczenie i wiedzę. Ale nie zarządzały najważniejszymi inicjatywami, bo z jednej strony nie miały dostępu do najwyższych stanowisk kierowniczych, z drugiej zaś nie dzieliły się śmiałymi pomysłami ani nie inicjowały dalekosiężnych planów. Pracodawcy wykorzystywali ich silny etos pracy, lecz nie inteligencję – ich wyjątkowe pomysły, spostrzeżenia i talenty.

Choć uwielbiałam wiele aspektów mojej pracy w organizacji charytatywnej – kontakt ze współpracownikami, współpracę z inspirującymi filantropami oraz możliwość wykorzystania wiedzy wyniesionej ze studiów MBA na rzecz działalności społecznej – to po kilku latach nabrałam przekonania, że nie jest to coś, co chciałabym robić na dłuższą metę. Spojrzałam prawdzie w oczy: wiele spośród prawdziwych marzeń dotyczących przyszłej kariery (bardzo kreatywne, przedsiębiorcze działania na płaszczyźnie rozwoju osobistego) zostało pogrzebanych w czasie spędzonym w college’u i na studiach.

Z coachingiem zetknęłam się podczas nauki w Stanford Business School i zaintrygował mnie ten temat. Coaching był sposobem na pracę nad wewnętrznym życiem ludzi, ale z myślą o działaniu i wywieraniu wpływu. Dokładnie tego szukałam. Przeszłam kurs coachingu i zaczęłam pisać blog poświęcony rozwojowi osobistemu. Przez kilka lat moje życie wyglądało następująco: pobudka o piątej rano, dodanie wpisu na blogu, potem szybko do pociągu, całodniowa praca w fundacji, a później, około osiemnastej, powrót do biura, które wynajmowałam na kilka godzin w tygodniu, by spotykać się ze swoimi klientkami.

Mniej więcej wtedy zaczęłam raz po raz dostrzegać, że błyskotliwe kobiety z mojego otoczenia nie podejmują śmielszych wyzwań. Po raz pierwszy zauważyłam to u swoich klientek, kobiet takich jak Nisha, Elizabeth i Cynthia. Widziałam to także u swoich znajomych. Któregoś dnia wybrałam się na poranny sobotni spacer z trzema przyjaciółkami. Słuchałam Jessy snującej pomysły rozwiązania problemów z dysfunkcyjnym komitetem rodzicielskim w szkole, gdzie uczyły się jej dzieci. Potem Britt, która opowiedziała o kontrowersyjnych praktykach, jakie mają miejsce w jej firmie. A potem wysłuchałam fascynującej historii Abby o grze, którą stworzyła dla swoich kuzynek i kuzynów, by ułatwić im poznanie historii ich rodziny. Słuchałam całej trójki, jak dzielą się nadziejami i obawami związanymi z wydarzeniami, o których w ciągu minionego tygodnia krzyczały nagłówki gazet. Przysłuchując się rozmowie, byłam pełna podziwu dla ich inteligencji, pomysłowości i charakterów – szczerej troski o innych oraz skłonności do poświęceń w imię słusznej sprawy. Nie mogłam opędzić się od myśli, że właśnie takich ludzi chciałabym widzieć u sterów – pracowitych, mądrych, etycznie postępujących – kobiety i mężczyzn, osoby prawdziwie dbające o dobro innych.

Powiedziałam właśnie coś takiego – że moim zdaniem Jessa powinna zasiąść w komitecie szkoły, że Britt należy się stanowisko kierownicze w firmie, Abby zaś mogłaby napisać książkę o wychowywaniu dzieci. Wszystkie tylko śmiały się w odpowiedzi na moje sugestie. Uważały swoje wynurzenia za amatorszczyznę, a pomysły – za niegotowe do szerszego zaprezentowania.

Nagle mnie olśniło: przecież tej konkretnej soboty, w całym kraju tysiące takich grupek kobiet jak nasza spacerowało i rozmawiało o problemach wynikających z istniejącego stanu rzeczy, o tym, co powinno się zrobić, dzieliło się pomysłami na inną wizję rzeczywistości. Te pomysły i opinie, wysłuchiwane w cichych, towarzyskich pogaduchach, przepadały w gwarze bulwarów i parkowych alejek. Odważne wizje, przełomowe koncepcje i pytania, obrazy zmian nie trafiały do szerszego grona odbiorców, gdzie mogłyby zostać usłyszane i gdzie były niezwykle potrzebne.

Oczywiście niechęć kobiet do podejmowania śmielszych wyzwań frapowała mnie tak bardzo także dlatego, że sama się z nią zmagałam. Całe wsparcie, na jakie mogłam liczyć, zdobyte wykształcenie i odniesione sukcesy jakoś nie przekładały się na pewność siebie. Nie zrodziły we mnie chęci, by podążać za swoimi marzeniami. Przeciwnie, paraliżował mnie lęk przed porażką i wstydem oraz obawa, że jestem nie dość dobra. W rezultacie nie podejmowałam się zajęć, o których marzyłam. Dorastając, wielokrotnie dostrzegałam brak kobiecego głosu w wielu kwestiach, a teraz poznawałam wewnętrzne mechanizmy tego stanu rzeczy – przyczyny, które sprawiały że kobiety (w tym ja sama) kryły się ze swoimi pomysłami i opiniami.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: