Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Podróż do Transylwanii - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
5 maja 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Podróż do Transylwanii - ebook

Jego powieści przetłumaczono na dwadzieścia siedem języków, a ich łączny nakład przewyższył dwadzieścia cztery miliony egzemplarzy.

Drongo, światowej sławy ekspert do spraw przestępczości, przyjeżdża na międzynarodową konferencję do Rumunii. Już na drugi dzień dowiaduje się, że kilku uczestników kongresu otrzymało listy z pogróżkami. Anonimowy nadawca ostrzegł ich przed niebezpieczeństwem związanym z duchem hrabiego Drakuli. Prawie wszyscy, w tym również Drongo, uznają to za głupi żart. Gdy jednak niespodziewanie giną dwie osoby, ekspert zmienia zdanie i rozpoczyna dochodzenie…

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8062-719-2
Rozmiar pliku: 890 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Lepiej umrzeć, nie myśląc o śmierci, niż myśleć o niej nawet wtedy, gdy nic nam nie grozi. Blaise Pascal

Buddyjska doktryna reinkarnacji to nic innego jak ziemska moralność podniesiona do rangi religii. Według praw karmy każda istota po śmierci odpowiada za swoje uczynki, a odpowiedzialność jest uzależniona od ilości dobrych i złych uczynków popełnionych na ziemi. Jastrząb po śmierci może stać się człowiekiem, człowiek motylem, Buddą albo kimkolwiek. Cóż za ciemny osad na świetlistej elegii! Yasunari Kawabata, Pieśń liryczna

O człowieku z jego słów możemy dowiedzieć się tyle, ile chce nam przekazać, ale tego, jaki jest naprawdę, musimy się domyślić z jego mimiki i gestów wykonywanych przy mówieniu, a więc z ruchów, które są mimowolne. Friedrich SchillerRozdział 1

Lot ze Stambułu do Bukaresztu trwa około czterdziestu pięciu minut. Jednak trasa, co oczywiste, prowadzi wzdłuż wybrzeża Morza Czarnego i dopiero nad Rumunią samolot kieruje się na zachód, a potem ląduje na lotnisku w Bukareszcie. Może właśnie dlatego na tym niewielkim odcinku jedno ze skrzydeł, znajdujące się nad linią brzegową Bułgarii, często wpada w turbulencje.

Gość zszedł z pokładu niezadowolony. Równie dobrze mogłem przyjechać pociągiem, po raz enty pomyślał z rozdrażnieniem.

Na lotnisku już na niego czekano. Przywitał go serdecznie dość jeszcze młody, niespełna czterdziestoletni radca ambasady, po czym polecił swojemu współpracownikowi zająć się bagażem. Od razu w samochodzie gość poprosił o przedstawienie planu konferencji.

– Przez pierwsze dwa dni obrady będą się odbywały w Bukareszcie – poinformował radca ambasady. – Program jest dosyć napięty. Później zostaniecie rozdzieleni na grupy i pojedziecie na Wołoszczyznę, gdzie przewidziano jeden dzień, a potem ruszycie na północny zachód do Transylwanii.

– Dlaczego nie można wszystkich dni spędzić w Bukareszcie? – zainteresował się gość.

– Miejscowa egzotyka – powiedział z lekkim uśmiechem dyplomata. – Konferencję zwołano specjalnie w celu potwierdzenia gotowości Rumunii do wstąpienia do strefy Schengen. Gospodarze chcą więc zademonstrować bezpieczeństwo kraju w różnych regionach. Najpierw na graniczącej z Mołdawią Wołoszczyźnie, później na granicy węgierskiej, która jest również granicą strefy Schengen, oddzielającą Rumunię od pozostałych państw Europy. Dlatego właśnie został pan zaproszony na tę konferencję. Zebrano tu najwybitniejszych ekspertów z dziedziny prawa międzynarodowego i bezpieczeństwa, zajmujących się problemami przestępczości. Organizatorzy zamierzają przekonać wszystkich, że zarówno Rumunia, jak i Bułgaria są gotowe stać się pełnoprawnymi sygnatariuszami układu z Schengen.

– A sprawa Romów? – wspomniał gość. – O ile wiem, Francja deportowała kilkuset obywateli Rumunii pochodzenia romskiego. A Paryż kategorycznie sprzeciwia się przyłączeniu Rumunii i Bułgarii do strefy Schengen.

– Niemcy również się sprzeciwiają – dodał radca – ale pozostałe kraje postulują wejście dwóch wschodnioeuropejskich państw do tej wspólnoty na zasadach pełnoprawnego członkostwa. Na sąsiednich Węgrzech sprawa Romów jest równie problematyczna, a jednak nikt nie zwrócił na to uwagi i włączono ich do układu z Schengen, natomiast Rumunia jest świadomie izolowana.

– Co budzi oczywiste niezadowolenie – podsumował przyjezdny.

Dyplomata kiwnął głową.

Samochód wjeżdżał do centrum stolicy, kierując się w stronę hotelu Marriott. Radca zwrócił uwagę, że gość rozgląda się z zainteresowaniem, więc zapytał:

– Czy był już pan wcześniej w Rumunii?

– I to wielokrotnie – przyznał się gość. – Kiedyś zostałem nawet wyrzucony z tego państwa, ponieważ uznano, że mogę stanowić zagrożenie dla reżimu Ceauşescu. Później dowiedziałem się, że dawny pracownik biura turystycznego Florian był współpracownikiem rumuńskiego Securitate i bardzo wprawnie zapisywał wszystkie nasze nieostrożne rozmowy o faktycznej sytuacji wojsk radzieckich w Afganistanie. To było bardzo przykre.

– Jak się zakończyło?

– Rumuńskie służby specjalne dowiedziały się o tym, że bardzo nie podobał mi się reżim Ceauşescu. Do ambasady radzieckiej wysłano notę i szybko zostałem stąd odwołany. Znamienne jest jednak, że po kilku latach rozstrzelano Ceauşescu i jego żonę, faktycznie dokonując samosądu pod płaszczykiem trybunału rewolucyjnego. Nadal uważam, że kulisy rumuńskiej rewolucji nie są do końca jasne, ale obecnie wszyscy wolą milczeć. Zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy. Prawda jest niebezpieczna dla obydwu stron, więc nikt nie chce jej ujawniać.

– Ja za to słyszałem, że jest pan bardzo dobrze znany w Rumunii – powiedział radca. – Nawet pana oryginalny pseudonim wzbudza zainteresowanie. Drongo. Brzmi jak odgłos dzwonu. A po rumuńsku słowo „drago” tłumaczy się jako czart, diabeł, demon. Może właśnie dlatego pana pseudonim jest tu taki popularny. Proszę pamiętać, że to ojczyzna Drakuli. Według miejscowych legend nadano mu taki przydomek, ponieważ był członkiem Zakonu Smoka, założonego przez króla Zygmunta na początku piętnastego wieku…

– W tysiąc czterysta ósmym roku. – Gość się uśmiechnął. – Dużo czytałem o tej legendarnej postaci. A tak nawiasem mówiąc, „drago” można tłumaczyć także jako potwór. Mam nadzieję, że nikt nie próbuje doszukiwać się analogii pomiędzy mną i Drakulą? W końcu mamy jednak różne „specjalizacje”. On mordował ludzi, wbijając ich na pal i obdzierając żywcem ze skóry, a ja zajmuję się poszukiwaniem przestępców.

– Jest najbardziej znanym Rumunem na świecie i najgroźniejszym z wampirów – powiedział dyplomata. – Kiedyś był najpopularniejszym wampirem, ale teraz pojawiły się nowe filmy i książki, w których wnukowie Drakuli prezentują się na tyle czarująco, że młode dziewczyny się w nich zakochują. Dziś popularność wampirów możemy porównać jedynie z modą na muszkieterów, jaka panowała w ubiegłym wieku.

– Każda epoka ma swoich bohaterów – zauważył Drongo – choć muszkieterowie wydają mi się bardziej sympatyczni od tych krwiopijczych upiorów. Zresztą i tak nie wierzę w bajki o wampirach.

– Tutaj w Rumunii traktujemy je bardzo poważnie.

– Wiem. Ale to również miejscowa egzotyka i dobre zyski z turystycznego biznesu.

– Wielu do tej pory uważa, że wampiry istnieją – przyznał radca. – Wierzą również w zombi, możliwość zarażenia się wampiryzmem przez ukąszenie i w ogóle w tę całą magiczną otoczkę.

– Nic się nie da na to poradzić. Ludzie z upodobaniem wierzą w takie bajki – zgodził się Drongo. – Jednak moje wieloletnie doświadczenie w prowadzeniu śledztw pozwala mi stwierdzić, że nie istnieje tu żaden mistycyzm. Zawsze wszelkie zbrodnie da się wyjaśnić w sposób logiczny, poprzez drobiazgową analizę, nie doszukując się wpływu sił nadprzyrodzonych.

– Proszę tylko nie mówić tego Rumunom – powiedział ze śmiechem dyplomata – bo mogą się na pana śmiertelnie obrazić. Tutaj stopniowo szerzy się kult Drakuli, który, jak się okazuje, był bojownikiem o niepodległość, walczył z Turkami i w ogóle uchodzi za dosyć niezwykłego człowieka.

Samochód dojechał na miejsce. Stojący przy drzwiach pracownik hotelu zabrał bagaż gościa, a Drongo wraz z radcą udał się do recepcji, żeby się zameldować. W przestronnym hotelowym holu ekspert zauważył kilka znajomych osób i skinął im głową na powitanie. Wśród nich dostrzegł byłego komisarza policji Désiré Brûlé, z którym przyjaźnił się od wielu lat. Przywitali się serdecznie i uściskali.

– Kiedy pan przyleciał? – zapytał Drongo.

– Dzisiaj rano – odpowiedział Brûlé, wyciągając fajkę i rozglądając się dookoła. – U nas w kraju już nigdzie nie można palić – mruknął. – W żadnym zamkniętym pomieszczeniu. Dobrze, że te zakazy jeszcze nie dotarły do Rumunii.

– Wkrótce dotrą – zapewnił Drongo. – Słyszałem, że w Europie zamierza się do dwa tysiące dwudziestego roku wprowadzić absolutny zakaz sprzedaży papierosów i tytoniu. To już całkiem niedługo…

– Mam nadzieję, że nie dożyję do tego czasu – mruknął z niezadowoleniem komisarz. – Trudno mi się rozstać z moją fajką. Ten zgubny nałóg towarzyszy mi już ponad pół wieku. Musisz przyznać, że to dostatecznie długo.

Obok nich przeszedł wysoki, szczupły mężczyzna około sześćdziesiątki. Głęboko osadzone oczy, nieregularnie wydłużona czaszka, duży nos. Nieznajomy ubrany był w ekskluzywny prążkowany garnitur marki Brioni. Gdy zobaczył komisarza, skinął mu głową.

– Trombettiego też zaprosili – zauważył Brûlé, powitawszy się chłodno z gościem. – Sądziłem, że go nie zaproszą.

– Czy to właśnie ten włoski profesor prawa, który twierdzi, że konieczne jest wprowadzenie specjalnych restrykcji wobec imigrantów? – przypomniał sobie Drongo.

– Prawicowy radykał – powiedział ściszonym głosem Brûlé. – Jednak teraz tacy „specjaliści” są popierani w swoich krajach, nawet przez parlament. Profesor Eduardo Trombetti jest uważany za jednego z większych specjalistów od prawa międzynarodowego, a przy okazji bez skrępowania głosi swoje antagonistyczne poglądy.

Radca ambasady podszedł do Drongo i podał mu kartę-klucz.

– Mieszka pan w pokoju siedemset siedemdziesiątym – poinformował go. – Pana rzeczy już tam są. Jeśliby pan czegokolwiek potrzebował, proszę dzwonić do ambasady.

– Bardzo dziękuję – powiedział Drongo. – Mam nadzieję, że nie będzie powodu, żeby niepokoić ambasadę i zawracać panu głowę. Proszę pozwolić, że przedstawię panu komisarza Désiré Brûlé, legendę francuskiej policji kryminalnej.

– Byłego komisarza – mruknął Brûlé. Krępa postura i twarz jakby wyciosana z kamienia od razu wyróżniały go z tłumu.

Dyplomata ceremonialnie pokłonił się przechodzącym obok kobietom. Jedna z nich, ubrana w elegancką włoską garsonkę, podeszła do niego i wyciągnęła na przywitanie rękę.

– Pani ambasador, bardzo miło panią widzieć – powiedział dyplomata po turecku. – To są zaproszeni na naszą konferencję goście – dodał, wskazując na Drongo i komisarza Brûlé.

Ambasador uścisnęła im dłonie, wymieniła z komisarzem Brûlé kilka miłych słów po francusku i odeszła.

– Czyżby to faktycznie była turecka pani ambasador? – zapytał zaskoczony komisarz, gdy kobieta wyszła z holu.

– Dlaczego to pana dziwi? – nie zrozumiał Drongo.

– W Ankarze przy władzy jest partia islamska – wyjaśnił Brûlé. – Oglądałem niedawno turecki program i miałem okazję zobaczyć, jak była ubrana żona prezydenta i żona premiera Turcji w czasie jakiejś uroczystości – obydwie były w chustach. Pani ambasador wyraźnie się od nich różni.

– W Turcji, bez względu na pasmo zwycięstw partii Erdoğana, fundamenty państwa są bardzo świeckie – powiedział Drongo. – Nawiasem mówiąc, Erdoğan nie jest najgorszym wariantem dla tego państwa. Pod jego rządami w ciągu kilku lat zdołano opanować inflację, doprowadzić kraj do jako takiego porządku, ustabilizować system polityczny, a nawet ukrócić wszechwładzę wojska, co wydawało się faktycznie niemożliwe, gdy popatrzymy na historię Turcji po okresie panowania Atatürka.

– Wygląda na to, że czujesz do niego sympatię – mruknął Brûlé.

– Staram się po prostu być obiektywny – zaprotestował Drongo.

W tym momencie usłyszał czyjś entuzjastyczny okrzyk:

– Ale się cieszę, że pana widzę!

Obejrzał się i z zaskoczenia znieruchomiał. Przed nim stała Ilona Romanescu-Brescanu, żona byłego ambasadora Rumunii w Rosji, który kilka miesięcy temu został odwołany do Bukaresztu. W Moskwie spekulowano, że zamierzają go wysłać do Sudanu. Jak można było sądzić z kwitnącego wyglądu Ilony, jej mąż nie otrzymał jeszcze przydziału do tego niespokojnego afrykańskiego kraju.

Ilona była kiedyś siatkarką, od razu przyciągała spojrzenia. Imponujący wzrost, krótko ścięte włosy, lekko skośne zielone oczy, nos z małym garbkiem i ta szczególna gracja, którą mają sportsmenki, od razu wyróżniały ją spośród innych kobiet. Obok niej stała dosyć mocno zbudowana, z wyglądu mniej więcej czterdziestoletnia szatynka, średniego wzrostu, z okrągłą twarzą i brązowymi oczami. Miała elegancko ułożone włosy, drogą sukienkę, bardzo kosztowny zegarek i botki od znanego włoskiego projektanta.

– Poznajcie się – Ilona przedstawiła swoją towarzyszkę – to Tatiana Demczenko, żona samego Igora Demczenki.

Drongo ucałował dłonie obydwu dam, Brûlé skinął tylko głową.

– Nie wyjechaliście do Afryki? – zapytał uprzejmie Drongo.

– Nie – stwierdziła radośnie Ilona. – Mąż pozostał na razie do dyspozycji Ministerstwa Spraw Zagranicznych, został nawet mianowany dyrektorem departamentu, ale obiecano, że za kilka miesięcy zostanie ambasadorem w Lublanie. Tak czy inaczej to centrum Europy, a nie Sudan. – Odchodząc, mrugnęła do Drongo. – Odprowadzę naszego gościa i wrócę do pana.

– Miło było poznać – powiedziała pani Demczenko bez cienia uśmiechu.

Gdy kobiety wyszły z hotelu, komisarz Brûlé zerknął na zegarek.

– Pójdę do siebie, muszę trochę odpocząć. Kim jest pan Demczenko?

– Nie mam pojęcia – odpowiedział z uśmiechem Drongo.

– A ta druga kobieta?

– To żona Tudora Brescanu, byłego ambasadora Rumunii w Rosji, Ilona Romanescu-Brescanu, była sportsmenka z Mołdawii. Znamy się z Moskwy.

– No, no – skwitował z rozbawieniem komisarz. – Z tego, co widzę, zamierza pogłębić waszą znajomość. Pójdę do siebie.

Drongo odprowadził starego przyjaciela do windy i wrócił do holu. Ilona również zdążyła już wrócić i rozmawiała z jakimiś młodymi ludźmi, dwoma mężczyznami i kobietą. Z wyglądu wszyscy troje nie mieli więcej niż po trzydzieści lat.

– To są pracownicy Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rumunii, koordynatorzy naszej konferencji – wyjaśniła Ilona, przedstawiając swoich rozmówców – a także znajomi mojego męża. Pani Lesia Ştefănescu. – Wskazała wyglądającą jak nastolatka filigranową brunetkę. Kobieta była ubrana w oficjalny ciemny damski garnitur, a włosy miała spięte stylową spinką w kształcie smoka. – A to panowie Gheorghe Brâncuşi i George Teodorescu. Mówi się, że pan Teodorescu to nasz przyszły minister spraw zagranicznych – dodała z uśmiechem Ilona. – Mimo młodego wieku jest już szefem działu.

Brâncuşi miał około trzydziestu pięciu lat. Był krępy, barczysty, krótko ostrzyżony. Drugi wyglądał nieco młodziej, miał gładko przyczesane włosy i eleganckie wąsy. Uścisk dłoni Brâncuşiego był mocny, energiczny i zdecydowany, Teodorescu znacznie słabszy. Uścisku pani Ştefănescu Drongo prawie nie poczuł. W porównaniu z nim wyglądała wręcz miniaturowo.

– A to jest pan Drongo, jeden z najlepszych ekspertów-analityków naszych czasów – zaprezentowała go Ilona. – Mogę zaświadczyć, bo osobiście widziałam, jak po mistrzowsku rozwikłał intrygę i wskazał zabójcę rosyjskiego biznesmena Wsiewołoda Paszkowa. Przyznam się, że wraz z mężem byliśmy w gronie oskarżonych. Pan Drongo jednak genialnie poprowadził śledztwo i zdemaskował podstępnego mordercę.

– Jego sława go wyprzedza – powiedziała z powagą Lesia Ştefănescu.

– Tak, słyszeliśmy o panu, panie ekspercie – potwierdził jej słowa Brâncuşi.

– Jest naprawdę czarodziejem – Ilona kontynuowała wychwalanie eksperta. – To taki współczesny wariant Van Helsinga, pogromcy wszelkiego zła.

– Jeśli pan jest Van Helsingiem, to musi się też znaleźć Drakula, z którym mógłby pan walczyć. – Teodorescu się uśmiechnął.

– Albo inne wampiry – dodała Lesia.

– Mam nadzieję, że już nie ma żadnego w Rumunii – zaprotestował Drongo.

– Proszę nie mówić hop – poradziła Ilona. – W planach jest wyjazd na Wołoszczyznę i do Transylwanii, a tam wszędzie wyczuwa się obecność ducha Drakuli.

Nie zdążyła dokończyć wypowiedzi, bo do hotelu wtargnął nowy uczestnik konferencji.

– To jest skandal! – wykrzyknął gość po angielsku zaraz po wejściu do holu. – Musiałem czekać na lotnisku czterdzieści minut, zanim mnie poinformowano, że wreszcie pojawiła się osoba, która mnie miała odebrać.

Cała trójka pracowników MSZ Rumunii jednocześnie podbiegła do niego. Gość był zwalistym tęgim mężczyzną w dużych okularach, rzadkimi włosami próbował przykryć wydatną łysinę, miał kanciaste rysy twarzy, lekko wyłupiaste oczy i nalaną twarz.

– Co to ma być? – irytował się przybysz. – Co to za organizacja? Jeśli tak się rozpoczyna konferencja, to już teraz mogę wracać do Waszyngtonu.

– Niech się pan uspokoi, panie Wisler, nie wiedzieliśmy, że leci pan przez Wiedeń – powiedział Teodorescu, podchodząc do gościa. – Sądziliśmy, że pan i mister Gordon dotrzecie przez Londyn.

– W Londynie były trudne warunki atmosferyczne, przebukowaliśmy bilety – bulwersował się nadal Wisler – i wysłaliśmy na waszą skrzynkę mailową informację, że przylecimy austriackimi liniami lotniczymi przez Wiedeń. Ale i tak nikt na nas nie czekał.

– Zaszło nieporozumienie. – Rumuński dyplomata starał się go uspokoić.

Zaraz za Wislerem do holu wszedł Afroamerykanin. W odróżnieniu od zdenerwowanego profesora uśmiechał się spokojnie i w milczeniu przyglądał się wzburzonemu koledze. Miał około czterdziestu pięciu lat, był wysoki, dokładnie ogolony, życzliwie uśmiechnięty.

– Peter Gordon – przedstawił się, ściskając dłoń Teodorescu. – Profesor Uniwersytetu w Chicago.

– Bardzo mi miło. – Teodorescu uprzejmie skinął głową. – Proszę wybaczyć, panie profesorze, że tak wyszło, ale nie otrzymaliśmy informacji od panów. Być może pan Wisler wysłał wiadomość na jakiś inny adres. Zadzwoniono do nas z Nowego Jorku dopiero wtedy, gdy już panowie byli na naszym lotnisku.

– Nic się nie stało – powiedział pogodnie Gordon – mój kolega jest znany ze swojego burzliwego temperamentu. Wiedzą o tym wszyscy studenci i wykładowcy Uniwersytetu Georgetown w Waszyngtonie.

Wisler nie zaprzestał głośnego wyrażania swojego niezadowolenia nawet wówczas, gdy podeszła do nich pani Ştefănescu i zaproponowała gościom, żeby udali się na portiernię, zarejestrowali i odebrali klucze do swoich pokoi.

– Nie będzie wam łatwo. – Ilona uśmiechnęła się szelmowsko. – Każdy tu ma swoje ambicje i swoje wymagania. Chociaż pewnie tak właśnie powinno być. Rumuni zapewniali mnie, że zaprosili tu najwybitniejszych specjalistów z całego świata. Ponad siedemdziesięciu gości.

– Kim jest Igor Demczenko? – zainteresował się Drongo. – Jak można sądzić z wyglądu jego żony, jest chyba dosyć bogatym człowiekiem.

– Bardzo bogatym – potwierdziła Ilona. – Jest znanym ukraińskim biznesmenem. Według rankingu „Forbesa” Demczenko mieści się w pierwszej pięćdziesiątce najbogatszych Ukraińców. Prowadzi interesy z Rumunią i z Węgrami i jest tu dobrze znany. Natomiast jego żona Tatiana, którą pan przed chwilą poznał, jest pierwszym zastępcą ministra sprawiedliwości Ukrainy. Przyjechała jako oficjalny przedstawiciel Ukrainy, ale oczywiście wszyscy ją tu podejmują również jako żonę samego Demczenki. Zresztą nie mieszka nawet w hotelu. Pan Demczenko ma willę w centrum miasta, w której zatrzymała się jego małżonka.

– Interesująca para. Znany biznesmen i zastępca ministra sprawiedliwości – zauważył Drongo.

– Kobiety na Ukrainie są zazwyczaj ambitne – powiedziała Ilona. – Weźmy chociażby Tymoszenko. To świetny przykład dobrego biznesmena, doświadczonego menedżera i pięknej kobiety.

– Zgadzam się – poparł ją wspaniałomyślnie Drongo. – I chociaż absolutnie nie podzielam jej poglądów politycznych, to jako piękna kobieta bezwzględnie budzi moją sympatię.

– Nareszcie wydusiłam to z pana. – Ilona zbliżyła się do niego. – A tak przy okazji, był pan w Moskwie chyba jedynym mężczyzną z mojego otoczenia, który nie złożył mi żadnej nieprzyzwoitej propozycji. Byłam nawet trochę urażona.

– Nie podejrzewałem, że to panią obrazi – skłamał Drongo – ale prowadziłem jednocześnie dwa śledztwa, a pani była małżonką ambasadora w Moskwie. W dodatku jeszcze podejrzanego o morderstwo. Nie miałem prawa nawet pomyśleć o jakimkolwiek związku między nami.

– Jakie to miłe z pana strony – szepnęła Ilona. – Teraz jednak już nie jestem żoną ambasadora, tylko małżonką zwykłego urzędnika. Czy może ma pan określony limit na żony urzędników? – Ta kobieta była tak bardzo naturalna w swojej bezpośredniej agresji, że na swój sposób nawet budziło to sympatię.

– Limitu nie mam – powiedział ostrożnie Drongo – lecz mam pewne hamulce natury moralnej. Znam przecież pani męża…

– I to właśnie pana powstrzymuje? – Nie ukrywała zdziwienia, a nawet jakby pewnej pogardy.

– Każdy ma swoje zasady – próbował się wytłumaczyć.

Ta rozmowa mogłaby się zakończyć w łatwy do przewidzenia sposób, gdyby nie to, że w holu niespodziewanie pojawiła się smagła, mniej więcej czterdziestoletnia kobieta. Miała przykuwające uwagę migdałowe oczy, wąski nos, zgrabne pochyłe czoło, wydatne kości policzkowe, starannie spięte włosy, ciemnoniebieską sukienkę bez dekoltu i z długimi rękawami. Ze zdziwieniem spojrzała na Drongo, cofnęła się o krok i podniosła ręce, jakby dosłownie próbowała się zasłonić przed niechcianym spotkaniem.

– To niemożliwe, pan również tutaj? Gdybym wiedziała, to nigdy w życiu bym tu nie przyjechała – powiedziała po angielsku z zauważalnym arabskim akcentem.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: