Podróżny flesz - ebook
Podróżny flesz - ebook
Nie spodziewaj się opisu wielkich przygód, wskazówek czy niesamowitych opowieści. Oddaję w Twoje ręce wrażenia z podróży przefiltrowane przez zmysły i pamięć.
Podróże są ważną częścią mojego życia. To czas rozwoju w warunkach, które sobie wymarzyłam lub które przyszło mi zaakceptować. Napędza mnie ciekawość odkrywcy i żądza inspiracji. Podróże godzą radość z refleksją, zmęczenie z wypoczynkiem, stare z nowym, wiedzę i zmysły.
Kategoria: | Podróże |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8041-023-7 |
Rozmiar pliku: | 312 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nie spodziewaj się opisu wielkich przygód, wskazówek czy niesamowitych opowieści. Oddaję w Twoje ręce wrażenia z podróży przefiltrowane przez zmysły i pamięć.
Podróże są ważną częścią mojego życia. To czas rozwoju w warunkach, które sobie wymarzyłam lub które przyszło mi zaakceptować. Napędza mnie ciekawość odkrywcy i żądza inspiracji. Podróże godzą radość z refleksją, zmęczenie z wypoczynkiem, stare z nowym, wiedzę i zmysły.
Kiedy zamykam drzwi, a na plecach lub w rękach czuję ciężar, wiem, że mam ze sobą wszystko, by przeżyć i wyżyć to, co będzie mi dane. Od teraz każde miejsce może być moim domem, wszyscy będą moimi nauczycielami, a to, z czym wrócę, da mi moc.
Gdy usiłuję podsumować swoje wypady, wyłania się 5 motywów przewodnich, wokół których mogę je poukładać:
ZWIEDZANIE: kraje, miasta, muzea, zabytki, świątynie, skanseny… (ostre tempo)
SPOTKANIA Z PRZYRODĄ: wędrówki przez parki, safari, włażenie na górki i złażenie w doliny czy wąwozy, spotkania z delfinami, pływanie stateczkami, łódkami, pontonami, katamaranami. (zdecydowanie więcej luzu)
ŚWIĘTOWANIE I PRACA: udział w różanobraniu, winobraniu, zbiorach kawy, afrykańskim ślubie, serbskim święcie Jerzego, sycylijskim dniu św. Józefa, meksykańskim Święcie Zmarłych, kanaryjskim Corpus Christi, indyjskim Holi, skandynawskich uroczystościach z okazji św. Łucji, wileńskich Kaziukach, bożonarodzeniowych jarmarkach w Bratysławie, Krzywokładzie, Lanach, Pradze, Berlinie, Wiedniu czy maleńkim austriackim miasteczku. (najczęściej połączony z szukaniem etnicznych tańców oraz przepisów na ciasta obrzędowe, przyrządzaniem ich oraz dobrą zabawą)
PIELGRZYMKI: im poświęciłam osobne stronice (Idę, moje Camino, Asfaltowe Caminho)
DOKSZTAŁCANIE: uczestnictwo w licznych kursach i warsztatach (Tańce w kręgu, Tańce sakralne, Rytmika i ruch, Body-Mind Centering®, Continuum Movement, ciasto obrzędowe.)
Są jeszcze podróże po Polsce, ale o nich innym razem…
Do napisania tej książeczki skłoniła mnie chęć utrwalenia wiedzy i doświadczeń wyniesionych z podróży, na tyle ważnych, ze wracają do mnie.
Pomagały mi fotografie, filmy, zapiski na kartkach przewodników i rozrzucone tu i tam wierszyki. Sprawiały, że rozwijała się taśma pamięci i odtwarzałam słowa, gesty, kolory, zapachy, smaki. Wspomnienia stawały się soczyste, dynamiczne, spójne, kompletne. Poruszały z dawną siłą.
Z wdzięcznością patrzę na to, co było mi dane przeżyć.
Opisane epizody zostały wydobyte z pamięci jakby rozbłyskiem flesza, stąd tytuł. Nie dbałam o chronologię, zbiorkiem nie rządzą żadne priorytety. Po prostu spisywałam to, co w danym momencie ożyto we wspomnieniu.
Będzie mi mito DROGA Czytelniczko i DROGI Czytelniku, jeśli przeczytasz choć kilka rozdziałów. Może podobnie postrzegasz swoje wędrówki, a może zupełnie inaczej? Bo jeśli ta książeczka wpadła na ciebie, to znaczy, że też wędrujesz (Joasiu, a ja? ).
Może kiedyś się spotkamy, a może już nasze DROGI się skrzyżowały?
Wiatru w żagle
Nieprzetartych szlaków
Wygodnych butów
Wrażliwych zmysłów
Buen Camino…
Joanna Zwoleńska
WERSJA DEMO
MARZENIA
Marzeń nigdy mi nie brakowało, część się spełniła.
Zachwyciłam się delfinami. Zapragnęłam zobaczyć je na wolności. Usłyszałam o dwóch samotnikach, które żyją w zasięgu moich finansowych i organizacyjnych możliwości. Odpuściłam sobie „północnego Szkota”. Zdecydowałam się na „Irlandczyka”. Los mi sprzyjał, bo podjęłam pracę jako wolontariuszka w ośrodku dla osób niepełnosprawnych ok. 80 km od Dublina. Po sześciu tygodniach pracy mogłam spędzić kilka dni na półwyspie Dingle. Tam w małej zatoce żył sobie Fungi. Nikt nie wiedział, dlaczego jest samotny. Ważne, ze był. Mieścina zaczęła przyciągać fanów ssaka. Ja do nich należałam.
O zachodzie słońca wybrałam się nad zatokę. Była piękna, otulona zielonymi wzgórzami, z wąskim przesmykiem. Sierpień, ale wiało chłodkiem. Szłam z nadzieją, że zobaczę baraszkującego delfina. Usłyszałam rytmiczne stukanie, poszłam w jego stronę. W zakolu stał po kolana w wodzie mężczyzna w kraciastych spodenkach i ciepłej kurtce z kapturem, rytmicznie uderzając wiosłem o skałę. Po paru tygodniach pracy w specyficznych warunkach nic nie było w stanie mnie zaskoczyć, choć nieustannie zadziwiało. Przeszłam obok cicho. Puch-puch-puch niosło się daleko. Gdy po półgodzinie wracałam, gość niestrudzenie moczył nogi i bębnił. Trochę trwało, zanim spojrzał w moją stronę, uśmiechnął się szeroko i stwierdził: „Dzisiaj już nie przypłynie”. W drodze do przystani wtajemniczył mnie w tutejsze sposoby na delfina. On właśnie wypróbowywał jeden z nich. Mówiono, że Fungi reaguje na postukiwania. Autorom tego odkrycia udało się przyciągnąć ciekawską istotę. Byłam tym zaintrygowana, ale zdecydowałam, że wykorzystam bardziej tradycyjny sposób, tzn. stateczek pasażerski lub łódź turystyczną.
WERSJA DEMO
20 MINUT
Prezenty, które sprawiam sobie sama, najczęściej są trafione.
Tym razem — z okazji okrągłej rocznicy urodzin — funduję sobie wyjazd do Kanady. Dzięki znajomym i przyjaciołom udaje mi się wylądować w Toronto, zobaczyć okolice, Niagarę i przemieścić się do Vancouver. Do tej chwili nie widziałam tak wielu, tak dużych rzeczy, np. liść klonu, na którym mogę swobodnie postawić obie stopy (w butach nr 40,5), kasztany wielkości dorodnego kurzego jaja, ogród kwiatowy o powierzchni 120 ha (Bucher Garden), dużo bardzo starych drzew (1 50-300-letnich). Z każdym dniem coraz bardziej zachwycała mnie ta kraina. KOLOROWA JESIEŃ W KANADZIE — główny cel podróży — przeszła moje wyobrażenia.
Tamtego roku było dużo słońca i wyjątkowo mało deszczu. Klony cieszyły oczy (i nogi) paletą soczystych kolorów.
WERSJA DEMO
AUTOR CHCIAŁ COŚ POWIEDZIEĆ
Podejrzewam, że na temat Gabriela Narutowicza — inżyniera hydrotechnika, elektryka, konstruktora — przeciętny Polak wie niewiele, a na pewno mniej niż przeciętny Szwajcar. Dlaczego? Narutowicz zyskał sławę jako pionier elektryfikacji Szwajcarii. Kierował też budową wielu hydroelektrowni w Europie Zachodniej. Niektóre działają do dziś. Szwajcaria nie chciała wypuścić tego wspaniałego inżyniera, wykładowcy i dziekana Politechniki w Zurychu, ale on wrócił do ojczyzny, by zostać ministrem, później prezydentem, by po 6 dniach urzędowania — zginąć. Napotkany Szwajcar powiedział: „Narutowicz jest dla nas jak Eiffel dla Francuzów”. Może przesadzał, a może nie. W muzeum w Rapperswil, wśród wielu eksponatów z czasów, gdy Polski nie było na mapie, nie brak pamiątek po I Prezydencie II Rzeczypospolitej.
WERSJA DEMO
PROSTO I RÓWNO
Jechaliśmy do Bułgarii na wakacje. Trabant wiózł nas z zawrotną szybkością 60 km/godz. Druga klasa miała pod nogami ziemniaki i puszki, ale w oknach mama zawiesiła firaneczki. To dopiero była podróż!
Do dziś lubię zapach stacji benzynowych, szczególnie w letnie wieczory, bo kojarzy mi się z wakacjami: ciepłym morzem, gorącym piaskiem, makaronem, wieprzowiną z konserwy zagryzaną pomidorami i arbuzami. I tak cały miesiąc. To były czasy!
WERSJA DEMO
TAM
Tam ziemia jest lustrem nieba równym jak wykrochmalony obrus
uczucia skoczne
wino dobre
chleb biały
Tam Dunaj rozrywa góry
słońce wzgórza grzeje
patrzą na mnie żaluzje zielone
a stacje śpiewają każdą zapowiedź
Tam słoneczniki ciągną brzuchy po ziemi
pękają kręgosłupy mieczyków
a kasztany kwitną też we wrześniu
Tam papryka strzela pod zębami
wargi grzeją słońca brzoskwiń
winogrona pocą się sokiem
a źródła mnie roztapiają
Gdzie mało rozumiem
A dużo dostaję
Tam kocham wracać
Budapeszt (Węgry), VIII 1997
TAKA NOC
Kupujemy po 4—5 l wody dla każdego. Musi wystarczyć na krótką wędrówkę po Białej Pustyni (Egipt) i nocleg pod gwiazdami. Autobusem liniowym zmierzamy gdzieś przed siebie. Oczywiście jest pięknie, bo zawsze jest pięknie. Nagle kierowca zatrzymuje się, otwiera drzwi i oznajmia koniec podróży. Wypakowujemy się i idziemy w kierunku skałek. Może tam znajdziemy nocą osłonę przed wiatrem, a teraz trochę cienia. Beztroskie chwile.
WERSJA DEMO
WARTO PAMIĘTAĆ
Malownicza, stroma dróżka niesie mnie na przystań. Jest dokładnie tak, jak na pocztówkach. Mam szczęście.
Morze jest spokojne, wybieram się na wyspę Blasket (właściwie to maleńki archipelag, częściowo rezerwat przyrody na wschodnim brzegu Irlandii niedaleko Dingle). Jest też sześciu innych ciekawskich, nie są to Irlandczycy. Przedzieramy się przez stado owiec i zajmujemy miejsca w łodzi. Szef kasuje i odpala silnik. To krótka podróż, ale fala zdecyduje, jak długo będziemy się bujać. Tą samą łódką mamy wrócić po południu. Nie marzę o nocy na mchu między skałami lub na mglistej plaży. Wszyscy deklarują powrót.
WERSJA DEMO
LEITMOTIV
Do Meksyku wybrałam się przede wszystkim z powodu PAN DE MUERTO (chleb zmarłych).
Od lat, podróżując, łączę zwiedzanie, wypoczynek i edukację. Przepadłam, gdy odkryłam, że na każde ważne święto — w jakimś zakątku świata — przygotowuje się specjalne ciasto (ciasto obrzędowe). Zaczęłam za nim wędrować. Fascynują mnie kształty, symbolika, opowieści, przejęcie wykonawców, przemyślne prezentacje piekarzy, cukierników, piernikarzy, mam, babć i dzieci. Od lat korzystam z tych doświadczeń podczas warsztatów z ciastoterapii dla grup przedszkolnych, szkolnych i innych… dowolnych. Poznawanie obrzędów religijnych i świeckich, ciekawa zabawa i oswajanie nowych umiejętności — to wciąga wiele osób.
WERSJA DEMO
ARKA NOEGO
Chwytam chwilę i ląduję w Tanzanii. Prawie czterotygodniowa przerwa w zimowej aurze. Styczeń jest dobrym miesiącem, by przeżyć safari w jednym z najpiękniejszych parków narodowych — Serengeti.
Trzy osoby wiodące i ja. Nasze programy lekko się różnią, ale i tak większość czasu spędzamy razem. Oni, zdecydowanie młodsi ode mnie, zdobywają Ol Doinyo Lengai i Kilimandżaro. Ja w tym czasie zdobywam zaufanie afrykańskich dzieci i nauczycieli, ucząc ich polskich tańców. Oni uczą mnie swoich. To dopiero wyzwanie! Udało mi się zebrać trochę kawy na plantacji, a potem przygotować ją do zaparzenia. Jeśli myślicie, że można wypić kawę o poranku we wsi, wokół której ona rośnie, to jesteście w błędzie. Teraz wiem, że do Afryki kawę zabiera się ze sobą. Uczestnicząc w ślubie syna mojej gospodyni (nauczycielki i metodyczki języka angielskiego), podziwiałam sprowadzoną z Paryża suknię ślubną, tradycyjne fryzury i zawoje, rytuał mycia rąk przed posiłkiem i obdarowywanie nowożeńców prezentami.
WERSJA DEMO
SIĘ JADAŁO
Królestwo zapachów i smaków jest ważną częścią mojego życia. Cieszę się, że mogę eksperymentować na tych poletkach (tu myślę też o moich ogrodach).
Kuchnia inspirowana podróżami — tak można powiedzieć o mojej. Pierwsza była WĘGIERSKA — przesiąknięta czosnkiem, cebulą, papryką. Kolejna — HISZPAŃSKA, uczyła łączenia ziół, kusiła sporą ilością słodyczy. Kontakt z INDIAMI wypełnił moje mieszkanie korzennym zapachem i potrawami bez mięsa, itd.
WERSJA DEMO
W FOCZEJ RESTAURACJI
Było to w Szkocji. Siedziałam nad małą zatoką, obserwując głośne fale przypływu i odklejające się od mułu rybackie łodzie. Gdy woda zakryła dno, przez przesmyk zaczęły wpływać foki. Fale niosły dużo ryb, a te cwaniaczki ustawiły się wąsami w stronę morza i jedzenie samo wpadało im do pysków. Po śniadaniu foki pozostały w zatoce. Nie bały się, prezentowały różne style pływania, nurkowały, bawiły się w chowanego. Gdy zaczął się odpływ, znów „zasiadły do stołu”, tyle że wąsami w stronę lądu. Przyszła wszak pora kolacji…
Z POZIOMU
Oczywistą cechą każdej podróży jest przemieszczanie się w czasie i przestrzeni. Zazwyczaj podróżnik decyduje o tym, kiedy, dokąd i czym. Bycie w drodze często koryguje plany…
Ja miałam szczęście podziwiać świat z pokładu samolotów, pojazdów jedno—, wielośladowych i szynowych, jednostek pływających oraz z pokładu. własnych stóp.
Moje zmysły na każdym z tych poziomów inaczej filtrowały świat, ale zawsze zachłystywały się nim.
Samoloty są OK. Chociaż w Kanadzie przyjechałam na lotnisko o dobę za wcześnie, a w Sztokholmie spóźniłam się 10 minut… Bez wątpienia nie przepadam za lotniskiem Paryż—Orly, a rzymskie Fiumicino znacznie podnosi mi ciśnienie. (Omijajcie je wielkim łukiem. Nie dość, że informacje są zakodowane, to nieżyczliwa obsługa pracuje tam za grzechy pokoleń.)
Miło jest podziwiać miasto z góry, siedząc w bujającym się wagoniku (Wiedeń, Paryż), plastikowej kabinie na kole widokowym (Londyn) czy z lotu nad dachami (Porto). Dreszczyk emocji, żywa pocztówka, trójwymiarowa mapa.
WERSJA DEMO
Autorka o sobie
— pedagog kultury, arteterapeuta, kinezyterapeuta, choreoterapeuta
— wydawca książek z zakresu terapii tańcem i ruchem
— autorka książek o Camino
— znawca ciasta obrzędowego i tańca sakralnego
— zakręcona ziołowo-lawendowymi działkami i własnymi, naturalnymi mydłami i kremami.
Dużo się u mnie dzieje. Codzienność nie zawsze pozwala przyjrzeć się sobie, a podróż — tak!
Lubię ten specjalny czas i przestrzeń, które prowokują do nieustannego odkrywania i sycenia się pięknem i nowym doświadczeniem.
Ruch i zmiany, kreatywność innych i odgrzebywanie swoich zasobów w samotności lub w grupie to wielka moc, która pozwala wy—żyć życie, a nie tylko je prze—żyć.
Świat jest jak księga. Kto nie podróżuje, czyta tylko jedną stronę.
Święty Augustyn