Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Podróżny flesz - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
28 lipca 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Podróżny flesz - ebook

Nie spo­dzie­waj się opi­su wiel­kich przy­gód, wska­zó­wek czy nie­sa­mo­wi­tych opo­wie­ści. Od­da­ję w Two­je rę­ce wra­że­nia z po­dró­ży prze­fil­tro­wa­ne przez zmy­sły i pa­mięć.

Po­dró­że są waż­ną czę­ścią mo­je­go ży­cia. To czas roz­wo­ju w wa­run­kach, któ­re so­bie wy­ma­rzy­łam lub któ­re przy­szło mi za­ak­cep­to­wać. Na­pę­dza mnie cie­ka­wość od­kryw­cy i żą­dza in­spi­ra­cji. Po­dró­że go­dzą ra­dość z re­flek­sją, zmę­cze­nie z wy­po­czyn­kiem, sta­re z no­wym, wie­dzę i zmy­sły.

Kategoria: Podróże
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8041-023-7
Rozmiar pliku: 312 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

DRO­GA CZY­TEL­NICZ­KO, DRO­GI CZY­TEL­NI­KU!

Nie spo­dzie­waj się opi­su wiel­kich przy­gód, wska­zó­wek czy nie­sa­mo­wi­tych opo­wie­ści. Od­da­ję w Two­je rę­ce wra­że­nia z po­dró­ży prze­fil­tro­wa­ne przez zmy­sły i pa­mięć.

Po­dró­że są waż­ną czę­ścią mo­je­go ży­cia. To czas roz­wo­ju w wa­run­kach, któ­re so­bie wy­ma­rzy­łam lub któ­re przy­szło mi za­ak­cep­to­wać. Na­pę­dza mnie cie­ka­wość od­kryw­cy i żą­dza in­spi­ra­cji. Po­dró­że go­dzą ra­dość z re­flek­sją, zmę­cze­nie z wy­po­czyn­kiem, sta­re z no­wym, wie­dzę i zmy­sły.

Kie­dy za­my­kam drzwi, a na ple­cach lub w rę­kach czu­ję cię­żar, wiem, że mam ze so­bą wszyst­ko, by prze­żyć i wy­żyć to, co bę­dzie mi da­ne. Od te­raz każ­de miej­sce mo­że być mo­im do­mem, wszy­scy bę­dą mo­imi na­uczy­cie­la­mi, a to, z czym wró­cę, da mi moc.

Gdy usi­łu­ję pod­su­mo­wać swo­je wy­pa­dy, wy­ła­nia się 5 mo­ty­wów prze­wod­nich, wo­kół któ­rych mo­gę je po­ukła­dać:

ZWIE­DZA­NIE: kra­je, mia­sta, mu­zea, za­byt­ki, świą­ty­nie, skan­se­ny… (ostre tem­po)

SPO­TKA­NIA Z PRZY­RO­DĄ: wę­drów­ki przez par­ki, sa­fa­ri, wła­że­nie na gór­ki i zła­że­nie w do­li­ny czy wą­wo­zy, spo­tka­nia z del­fi­na­mi, pły­wa­nie sta­tecz­ka­mi, łód­ka­mi, pon­to­na­mi, ka­ta­ma­ra­na­mi. (zde­cy­do­wa­nie wię­cej lu­zu)

ŚWIĘ­TO­WA­NIE I PRA­CA: udział w ró­ża­no­bra­niu, wi­no­bra­niu, zbio­rach ka­wy, afry­kań­skim ślu­bie, serb­skim świę­cie Je­rze­go, sy­cy­lij­skim dniu św. Jó­ze­fa, mek­sy­kań­skim Świę­cie Zmar­łych, ka­na­ryj­skim Cor­pus Chri­sti, in­dyj­skim Ho­li, skan­dy­naw­skich uro­czy­sto­ściach z oka­zji św. Łu­cji, wi­leń­skich Ka­ziu­kach, bo­żo­na­ro­dze­nio­wych jar­mar­kach w Bra­ty­sła­wie, Krzy­wo­kła­dzie, La­nach, Pra­dze, Ber­li­nie, Wied­niu czy ma­leń­kim au­striac­kim mia­stecz­ku. (naj­czę­ściej po­łą­czo­ny z szu­ka­niem et­nicz­nych tań­ców oraz prze­pi­sów na cia­sta ob­rzę­do­we, przy­rzą­dza­niem ich oraz do­brą za­ba­wą)

PIEL­GRZYM­KI: im po­świę­ci­łam osob­ne stro­ni­ce (Idę, mo­je Ca­mi­no, As­fal­to­we Ca­min­ho)

DO­KSZTAŁ­CA­NIE: uczest­nic­two w licz­nych kur­sach i warsz­ta­tach (Tań­ce w krę­gu, Tań­ce sa­kral­ne, Ryt­mi­ka i ruch, Bo­dy-Mind Cen­te­ring®, Con­ti­nu­um Mo­ve­ment, cia­sto ob­rzę­do­we.)

Są jesz­cze po­dró­że po Pol­sce, ale o nich in­nym ra­zem…

Do na­pi­sa­nia tej ksią­żecz­ki skło­ni­ła mnie chęć utrwa­le­nia wie­dzy i do­świad­czeń wy­nie­sio­nych z po­dró­ży, na ty­le waż­nych, ze wra­ca­ją do mnie.

Po­ma­ga­ły mi fo­to­gra­fie, fil­my, za­pi­ski na kart­kach prze­wod­ni­ków i roz­rzu­co­ne tu i tam wier­szy­ki. Spra­wia­ły, że roz­wi­ja­ła się ta­śma pa­mię­ci i od­twa­rza­łam sło­wa, ge­sty, ko­lo­ry, za­pa­chy, sma­ki. Wspo­mnie­nia sta­wa­ły się so­czy­ste, dy­na­micz­ne, spój­ne, kom­plet­ne. Po­ru­sza­ły z daw­ną si­łą.

Z wdzięcz­no­ścią pa­trzę na to, co by­ło mi da­ne prze­żyć.

Opi­sa­ne epi­zo­dy zo­sta­ły wy­do­by­te z pa­mię­ci jak­by roz­bły­skiem fle­sza, stąd ty­tuł. Nie dba­łam o chro­no­lo­gię, zbior­kiem nie rzą­dzą żad­ne prio­ry­te­ty. Po pro­stu spi­sy­wa­łam to, co w da­nym mo­men­cie oży­to we wspo­mnie­niu.

Bę­dzie mi mi­to DRO­GA Czy­tel­nicz­ko i DRO­GI Czy­tel­ni­ku, je­śli prze­czy­tasz choć kil­ka roz­dzia­łów. Mo­że po­dob­nie po­strze­gasz swo­je wę­drów­ki, a mo­że zu­peł­nie ina­czej? Bo je­śli ta ksią­żecz­ka wpa­dła na cie­bie, to zna­czy, że też wę­dru­jesz (Jo­asiu, a ja? ).

Mo­że kie­dyś się spo­tka­my, a mo­że już na­sze DRO­GI się skrzy­żo­wa­ły?

Wia­tru w ża­gle
Nie­prze­tar­tych szla­ków
Wy­god­nych bu­tów
Wraż­li­wych zmy­słów
Bu­en Ca­mi­no…

Jo­an­na Zwo­leń­ska

WER­SJA DE­MO

MA­RZE­NIA

Ma­rzeń ni­g­dy mi nie bra­ko­wa­ło, część się speł­ni­ła.

Za­chwy­ci­łam się del­fi­na­mi. Za­pra­gnę­łam zo­ba­czyć je na wol­no­ści. Usły­sza­łam o dwóch sa­mot­ni­kach, któ­re ży­ją w za­się­gu mo­ich fi­nan­so­wych i or­ga­ni­za­cyj­nych moż­li­wo­ści. Od­pu­ści­łam so­bie „pół­noc­ne­go Szko­ta”. Zde­cy­do­wa­łam się na „Ir­land­czy­ka”. Los mi sprzy­jał, bo pod­ję­łam pra­cę ja­ko wo­lon­ta­riusz­ka w ośrod­ku dla osób nie­peł­no­spraw­nych ok. 80 km od Du­bli­na. Po sze­ściu ty­go­dniach pra­cy mo­głam spę­dzić kil­ka dni na pół­wy­spie Din­gle. Tam w ma­łej za­to­ce żył so­bie Fun­gi. Nikt nie wie­dział, dla­cze­go jest sa­mot­ny. Waż­ne, ze był. Mie­ści­na za­czę­ła przy­cią­gać fa­nów ssa­ka. Ja do nich na­le­ża­łam.

O za­cho­dzie słoń­ca wy­bra­łam się nad za­to­kę. By­ła pięk­na, otu­lo­na zie­lo­ny­mi wzgó­rza­mi, z wą­skim prze­smy­kiem. Sier­pień, ale wia­ło chłod­kiem. Szłam z na­dzie­ją, że zo­ba­czę ba­rasz­ku­ją­ce­go del­fi­na. Usły­sza­łam ryt­micz­ne stu­ka­nie, po­szłam w je­go stro­nę. W za­ko­lu stał po ko­la­na w wo­dzie męż­czy­zna w kra­cia­stych spoden­kach i cie­płej kurt­ce z kap­tu­rem, ryt­micz­nie ude­rza­jąc wio­słem o ska­łę. Po pa­ru ty­go­dniach pra­cy w spe­cy­ficz­nych wa­run­kach nic nie by­ło w sta­nie mnie za­sko­czyć, choć nie­ustan­nie za­dzi­wia­ło. Prze­szłam obok ci­cho. Puch-puch-puch nio­sło się da­le­ko. Gdy po pół­go­dzi­nie wra­ca­łam, gość nie­stru­dze­nie mo­czył no­gi i bęb­nił. Tro­chę trwa­ło, za­nim spoj­rzał w mo­ją stro­nę, uśmiech­nął się sze­ro­ko i stwier­dził: „Dzi­siaj już nie przy­pły­nie”. W dro­dze do przy­sta­ni wta­jem­ni­czył mnie w tu­tej­sze spo­so­by na del­fi­na. On wła­śnie wy­pró­bo­wy­wał je­den z nich. Mó­wio­no, że Fun­gi re­agu­je na po­stu­ki­wa­nia. Au­to­rom te­go od­kry­cia uda­ło się przy­cią­gnąć cie­kaw­ską isto­tę. By­łam tym za­in­try­go­wa­na, ale zde­cy­do­wa­łam, że wy­ko­rzy­stam bar­dziej tra­dy­cyj­ny spo­sób, tzn. sta­te­czek pa­sa­żer­ski lub łódź tu­ry­stycz­ną.

WER­SJA DE­MO

20 MI­NUT

Pre­zen­ty, któ­re spra­wiam so­bie sa­ma, naj­czę­ściej są tra­fio­ne.

Tym ra­zem — z oka­zji okrą­głej rocz­ni­cy uro­dzin — fun­du­ję so­bie wy­jazd do Ka­na­dy. Dzię­ki zna­jo­mym i przy­ja­cio­łom uda­je mi się wy­lą­do­wać w To­ron­to, zo­ba­czyć oko­li­ce, Nia­ga­rę i prze­mie­ścić się do Van­co­uver. Do tej chwi­li nie wi­dzia­łam tak wie­lu, tak du­żych rze­czy, np. liść klo­nu, na któ­rym mo­gę swo­bod­nie po­sta­wić obie sto­py (w bu­tach nr 40,5), kasz­ta­ny wiel­ko­ści do­rod­ne­go ku­rze­go ja­ja, ogród kwia­to­wy o po­wierzch­ni 120 ha (Bu­cher Gar­den), du­żo bar­dzo sta­rych drzew (1 50-300-let­nich). Z każ­dym dniem co­raz bar­dziej za­chwy­ca­ła mnie ta kra­ina. KO­LO­RO­WA JE­SIEŃ W KA­NA­DZIE — głów­ny cel po­dró­ży — prze­szła mo­je wy­obra­że­nia.

Tam­te­go ro­ku by­ło du­żo słoń­ca i wy­jąt­ko­wo ma­ło desz­czu. Klo­ny cie­szy­ły oczy (i no­gi) pa­le­tą so­czy­stych ko­lo­rów.

WER­SJA DE­MO

AU­TOR CHCIAŁ COŚ PO­WIE­DZIEĆ

Po­dej­rze­wam, że na te­mat Ga­brie­la Na­ru­to­wi­cza — in­ży­nie­ra hy­dro­tech­ni­ka, elek­try­ka, kon­struk­to­ra — prze­cięt­ny Po­lak wie nie­wie­le, a na pew­no mniej niż prze­cięt­ny Szwaj­car. Dla­cze­go? Na­ru­to­wicz zy­skał sła­wę ja­ko pio­nier elek­try­fi­ka­cji Szwaj­ca­rii. Kie­ro­wał też bu­do­wą wie­lu hy­dro­elek­trow­ni w Eu­ro­pie Za­chod­niej. Nie­któ­re dzia­ła­ją do dziś. Szwaj­ca­ria nie chcia­ła wy­pu­ścić te­go wspa­nia­łe­go in­ży­nie­ra, wy­kła­dow­cy i dzie­ka­na Po­li­tech­ni­ki w Zu­ry­chu, ale on wró­cił do oj­czy­zny, by zo­stać mi­ni­strem, póź­niej pre­zy­den­tem, by po 6 dniach urzę­do­wa­nia — zgi­nąć. Na­po­tka­ny Szwaj­car po­wie­dział: „Na­ru­to­wicz jest dla nas jak Eif­fel dla Fran­cu­zów”. Mo­że prze­sa­dzał, a mo­że nie. W mu­zeum w Rap­per­swil, wśród wie­lu eks­po­na­tów z cza­sów, gdy Pol­ski nie by­ło na ma­pie, nie brak pa­mią­tek po I Pre­zy­den­cie II Rze­czy­po­spo­li­tej.

WER­SJA DE­MO

PRO­STO I RÓW­NO

Je­cha­li­śmy do Buł­ga­rii na wa­ka­cje. Tra­bant wiózł nas z za­wrot­ną szyb­ko­ścią 60 km/godz. Dru­ga kla­sa mia­ła pod no­ga­mi ziem­nia­ki i pusz­ki, ale w oknach ma­ma za­wie­si­ła fi­ra­necz­ki. To do­pie­ro by­ła po­dróż!

Do dziś lu­bię za­pach sta­cji ben­zy­no­wych, szcze­gól­nie w let­nie wie­czo­ry, bo ko­ja­rzy mi się z wa­ka­cja­mi: cie­płym mo­rzem, go­rą­cym pia­skiem, ma­ka­ro­nem, wie­przo­wi­ną z kon­ser­wy za­gry­za­ną po­mi­do­ra­mi i ar­bu­za­mi. I tak ca­ły mie­siąc. To by­ły cza­sy!

WER­SJA DE­MO

TAM

Tam zie­mia jest lu­strem nie­ba rów­nym jak wy­kroch­ma­lo­ny ob­rus
uczu­cia skocz­ne
wi­no do­bre
chleb bia­ły

Tam Du­naj roz­ry­wa gó­ry
słoń­ce wzgó­rza grze­je
pa­trzą na mnie ża­lu­zje zie­lo­ne
a sta­cje śpie­wa­ją każ­dą za­po­wiedź

Tam sło­necz­ni­ki cią­gną brzu­chy po zie­mi
pę­ka­ją krę­go­słu­py mie­czy­ków
a kasz­ta­ny kwit­ną też we wrze­śniu

Tam pa­pry­ka strze­la pod zę­ba­mi
war­gi grze­ją słoń­ca brzo­skwiń
wi­no­gro­na po­cą się so­kiem
a źró­dła mnie roz­ta­pia­ją

Gdzie ma­ło ro­zu­miem
A du­żo do­sta­ję
Tam ko­cham wra­cać

Bu­da­peszt (Wę­gry), VIII 1997

TA­KA NOC

Ku­pu­je­my po 4—5 l wo­dy dla każ­de­go. Mu­si wy­star­czyć na krót­ką wę­drów­kę po Bia­łej Pu­sty­ni (Egipt) i noc­leg pod gwiaz­da­mi. Au­to­bu­sem li­nio­wym zmie­rza­my gdzieś przed sie­bie. Oczy­wi­ście jest pięk­nie, bo za­wsze jest pięk­nie. Na­gle kie­row­ca za­trzy­mu­je się, otwie­ra drzwi i oznaj­mia ko­niec po­dró­ży. Wy­pa­ko­wu­je­my się i idzie­my w kie­run­ku ska­łek. Mo­że tam znaj­dzie­my no­cą osło­nę przed wia­trem, a te­raz tro­chę cie­nia. Bez­tro­skie chwi­le.

WER­SJA DE­MO

WAR­TO PA­MIĘ­TAĆ

Ma­low­ni­cza, stro­ma dróż­ka nie­sie mnie na przy­stań. Jest do­kład­nie tak, jak na pocz­tów­kach. Mam szczę­ście.

Mo­rze jest spo­koj­ne, wy­bie­ram się na wy­spę Bla­sket (wła­ści­wie to ma­leń­ki ar­chi­pe­lag, czę­ścio­wo re­zer­wat przy­ro­dy na wschod­nim brze­gu Ir­lan­dii nie­da­le­ko Din­gle). Jest też sze­ściu in­nych cie­kaw­skich, nie są to Ir­land­czy­cy. Prze­dzie­ra­my się przez sta­do owiec i zaj­mu­je­my miej­sca w ło­dzi. Szef ka­su­je i od­pa­la sil­nik. To krót­ka po­dróż, ale fa­la zde­cy­du­je, jak dłu­go bę­dzie­my się bu­jać. Tą sa­mą łód­ką ma­my wró­cić po po­łu­dniu. Nie ma­rzę o no­cy na mchu mię­dzy ska­ła­mi lub na mgli­stej pla­ży. Wszy­scy de­kla­ru­ją po­wrót.

WER­SJA DE­MO

LE­IT­MO­TIV

Do Mek­sy­ku wy­bra­łam się przede wszyst­kim z po­wo­du PAN DE MU­ER­TO (chleb zmar­łych).

Od lat, po­dró­żu­jąc, łą­czę zwie­dza­nie, wy­po­czy­nek i edu­ka­cję. Prze­pa­dłam, gdy od­kry­łam, że na każ­de waż­ne świę­to — w ja­kimś za­kąt­ku świa­ta — przy­go­to­wu­je się spe­cjal­ne cia­sto (cia­sto ob­rzę­do­we). Za­czę­łam za nim wę­dro­wać. Fa­scy­nu­ją mnie kształ­ty, sym­bo­li­ka, opo­wie­ści, prze­ję­cie wy­ko­naw­ców, prze­myśl­ne pre­zen­ta­cje pie­ka­rzy, cu­kier­ni­ków, pier­ni­ka­rzy, mam, babć i dzie­ci. Od lat ko­rzy­stam z tych do­świad­czeń pod­czas warsz­ta­tów z cia­sto­te­ra­pii dla grup przed­szkol­nych, szkol­nych i in­nych… do­wol­nych. Po­zna­wa­nie ob­rzę­dów re­li­gij­nych i świec­kich, cie­ka­wa za­ba­wa i oswa­ja­nie no­wych umie­jęt­no­ści — to wcią­ga wie­le osób.

WER­SJA DE­MO

AR­KA NO­EGO

Chwy­tam chwi­lę i lą­du­ję w Tan­za­nii. Pra­wie czte­ro­ty­go­dnio­wa prze­rwa w zi­mo­wej au­rze. Sty­czeń jest do­brym mie­sią­cem, by prze­żyć sa­fa­ri w jed­nym z naj­pięk­niej­szych par­ków na­ro­do­wych — Se­ren­ge­ti.

Trzy oso­by wio­dą­ce i ja. Na­sze pro­gra­my lek­ko się róż­nią, ale i tak więk­szość cza­su spę­dza­my ra­zem. Oni, zde­cy­do­wa­nie młod­si ode mnie, zdo­by­wa­ją Ol Do­inyo Len­gai i Ki­li­man­dża­ro. Ja w tym cza­sie zdo­by­wam za­ufa­nie afry­kań­skich dzie­ci i na­uczy­cie­li, ucząc ich pol­skich tań­ców. Oni uczą mnie swo­ich. To do­pie­ro wy­zwa­nie! Uda­ło mi się ze­brać tro­chę ka­wy na plan­ta­cji, a po­tem przy­go­to­wać ją do za­pa­rze­nia. Je­śli my­śli­cie, że moż­na wy­pić ka­wę o po­ran­ku we wsi, wo­kół któ­rej ona ro­śnie, to je­ste­ście w błę­dzie. Te­raz wiem, że do Afry­ki ka­wę za­bie­ra się ze so­bą. Uczest­ni­cząc w ślu­bie sy­na mo­jej go­spo­dy­ni (na­uczy­ciel­ki i me­to­dycz­ki ję­zy­ka an­giel­skie­go), po­dzi­wia­łam spro­wa­dzo­ną z Pa­ry­ża suk­nię ślub­ną, tra­dy­cyj­ne fry­zu­ry i za­wo­je, ry­tu­ał my­cia rąk przed po­sił­kiem i ob­da­ro­wy­wa­nie no­wo­żeń­ców pre­zen­ta­mi.

WER­SJA DE­MO

SIĘ JA­DA­ŁO

Kró­le­stwo za­pa­chów i sma­ków jest waż­ną czę­ścią mo­je­go ży­cia. Cie­szę się, że mo­gę eks­pe­ry­men­to­wać na tych po­let­kach (tu my­ślę też o mo­ich ogro­dach).

Kuch­nia in­spi­ro­wa­na po­dró­ża­mi — tak moż­na po­wie­dzieć o mo­jej. Pierw­sza by­ła WĘ­GIER­SKA — prze­siąk­nię­ta czosn­kiem, ce­bu­lą, pa­pry­ką. Ko­lej­na — HISZ­PAŃ­SKA, uczy­ła łą­cze­nia ziół, ku­si­ła spo­rą ilo­ścią sło­dy­czy. Kon­takt z IN­DIA­MI wy­peł­nił mo­je miesz­ka­nie ko­rzen­nym za­pa­chem i po­tra­wa­mi bez mię­sa, itd.

WER­SJA DE­MO

W FO­CZEJ RE­STAU­RA­CJI

By­ło to w Szko­cji. Sie­dzia­łam nad ma­łą za­to­ką, ob­ser­wu­jąc gło­śne fa­le przy­pły­wu i od­kle­ja­ją­ce się od mu­łu ry­bac­kie ło­dzie. Gdy wo­da za­kry­ła dno, przez prze­smyk za­czę­ły wpły­wać fo­ki. Fa­le nio­sły du­żo ryb, a te cwa­niacz­ki usta­wi­ły się wą­sa­mi w stro­nę mo­rza i je­dze­nie sa­mo wpa­da­ło im do py­sków. Po śnia­da­niu fo­ki po­zo­sta­ły w za­to­ce. Nie ba­ły się, pre­zen­to­wa­ły róż­ne sty­le pły­wa­nia, nur­ko­wa­ły, ba­wi­ły się w cho­wa­ne­go. Gdy za­czął się od­pływ, znów „za­sia­dły do sto­łu”, ty­le że wą­sa­mi w stro­nę lą­du. Przy­szła wszak po­ra ko­la­cji…

Z PO­ZIO­MU

Oczy­wi­stą ce­chą każ­dej po­dró­ży jest prze­miesz­cza­nie się w cza­sie i prze­strze­ni. Za­zwy­czaj po­dróż­nik de­cy­du­je o tym, kie­dy, do­kąd i czym. By­cie w dro­dze czę­sto ko­ry­gu­je pla­ny…

Ja mia­łam szczę­ście po­dzi­wiać świat z po­kła­du sa­mo­lo­tów, po­jaz­dów jed­no—, wie­lo­śla­do­wych i szy­no­wych, jed­no­stek pły­wa­ją­cych oraz z po­kła­du. wła­snych stóp.

Mo­je zmy­sły na każ­dym z tych po­zio­mów ina­czej fil­tro­wa­ły świat, ale za­wsze za­chły­sty­wa­ły się nim.

Sa­mo­lo­ty są OK. Cho­ciaż w Ka­na­dzie przy­je­cha­łam na lot­ni­sko o do­bę za wcze­śnie, a w Sztok­hol­mie spóź­ni­łam się 10 mi­nut… Bez wąt­pie­nia nie prze­pa­dam za lot­ni­skiem Pa­ryż—Or­ly, a rzym­skie Fiu­mi­ci­no znacz­nie pod­no­si mi ci­śnie­nie. (Omi­jaj­cie je wiel­kim łu­kiem. Nie dość, że in­for­ma­cje są za­ko­do­wa­ne, to nie­życz­li­wa ob­słu­ga pra­cu­je tam za grze­chy po­ko­leń.)

Mi­ło jest po­dzi­wiać mia­sto z gó­ry, sie­dząc w bu­ja­ją­cym się wa­go­ni­ku (Wie­deń, Pa­ryż), pla­sti­ko­wej ka­bi­nie na ko­le wi­do­ko­wym (Lon­dyn) czy z lo­tu nad da­cha­mi (Por­to). Dresz­czyk emo­cji, ży­wa pocz­tów­ka, trój­wy­mia­ro­wa ma­pa.

WER­SJA DE­MO

Au­tor­ka o so­bie

— pe­da­gog kul­tu­ry, ar­te­te­ra­peu­ta, ki­ne­zy­te­ra­peu­ta, cho­re­ote­ra­peu­ta
— wy­daw­ca ksią­żek z za­kre­su te­ra­pii tań­cem i ru­chem
— au­tor­ka ksią­żek o Ca­mi­no
— znaw­ca cia­sta ob­rzę­do­we­go i tań­ca sa­kral­ne­go
— za­krę­co­na zio­ło­wo-la­wen­do­wy­mi dział­ka­mi i wła­sny­mi, na­tu­ral­ny­mi my­dła­mi i kre­ma­mi.

Du­żo się u mnie dzie­je. Co­dzien­ność nie za­wsze po­zwa­la przyj­rzeć się so­bie, a po­dróż — tak!

Lu­bię ten spe­cjal­ny czas i prze­strzeń, któ­re pro­wo­ku­ją do nie­ustan­ne­go od­kry­wa­nia i sy­ce­nia się pięk­nem i no­wym do­świad­cze­niem.

Ruch i zmia­ny, kre­atyw­ność in­nych i od­grze­by­wa­nie swo­ich za­so­bów w sa­mot­no­ści lub w gru­pie to wiel­ka moc, któ­ra po­zwa­la wy—żyć ży­cie, a nie tyl­ko je prze—żyć.

Świat jest jak księ­ga. Kto nie po­dró­żu­je, czy­ta tyl­ko jed­ną stro­nę.

Świę­ty Au­gu­styn

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: