Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pogrobowiec romantyzmu: rzecz o Stanisławie Wyspiańskim - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pogrobowiec romantyzmu: rzecz o Stanisławie Wyspiańskim - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 491 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

SŁO­WO WSTĘP­NE.

Kre­ślę wi­ze­ru­nek po­ety, któ­ry na prze­ło­mie stu­le­ci za­ja­śniał na­gle jak wy­buch ma­te­ryi pal­nej, ośle­pia­ją­cy oczy i pod­no­szą­cy tu­ma­ny dy­mów. Ja­kie­kol­wiek wy­rze­cze o nim sło­wo kry­ty­ka przy­szło­ści po pró­bie cza­su, ja­ki­kol­wiek bę­dzie wy­rok jej w póź­niej­szych in­stan­cy­ach – to pew­na, że Wy­spiań­ski w po­ezyi na­szej jest fe­no­me­nem od­ręb­nym, swo­istym, je­dy­nym w swo­im ro­dza­ju.

Do dziś dnia kry­ty­ka li­te­rac­ka nie może się zo­ry­en­to­wać wśród wąt­pli­wo­ści i sprzecz­nych zu­peł­nie są­dów, wśród za­chwy­tów i unie­sień, brzmią­cych dźwię­ka­mi fan­far zwy­cię­skich – a gło­sa­mi na­ga­ny i opo­zy­cyą, któ­ra na ra­zie przy­ci­chła wo­bec opi­nij prze­wa­ża­ją­cych.

Po­eta prze­mó­wił z dziw­nie fa­scy­nu­ją­cą siłą do wie­lu serc, sko­ła­ta­nych wie­ko­wym bó­lem na­ro­du, do umy­słów, wstrzą­śnię­tych fer­men­tem i anar­chią in­tel­lek­tu­al­ną na­szych cza­sów, do gu­stów, wraż­li­wych na prą­dy naj­now­szej ar­ty­stycz­nej ewo­lu­cyi.

W jego naj­cel­niej­szych po­ema­tach sły­szy­my krzyk i sza­mo­ta­nie się du­cha na­ro­do­we­go, któ­ry błą­ka się wśród mro­ków na­sze­go cza­su i szu­ka roz­pacz­li­wie wy­zwo­le­nia!

Jego ar­tyzm nie tyl­ko roz­ta­cza fan­ta­sma­go­ryą bla­sków i wi­dzeń ogrom­nych, ale dzia­ła na wy­obraź­nię tu­ma­na­mi ha­lu­cy­na­cyi, ob­ło­ka­mi mgieł i za­ga­dek mi­stycz­nych. Nie jest to zja­wi­sko po­ezyi ja­sne i świe­tla­ne, ale po­dob­ne do ko­ro­ny ob­ło­ków, kłę­bią­cych się na szczy­cie góry i prze­rzy­na­nych gzyg­za­ka­mi bły­ska­wic przed bu­rzą.

Mia­łem spo­sob­ność ob­ser­wo­wać ten fe­no­men z dwu punk­tów wi­dze­nia. Wi­dzia­łem go zbliz­ka w Kra­ko­wie. By­łem świad­kiem na­ro­dzin naj­cel­niej­szych utwo­rów po­ety, ob­ser­wo­wa­łem do­ty­kal­nie ostat­nie drgnie­nia i wy­sił­ki pro­ce­su twór­cze­go. Jed­no­cze­śnie jako war­sza­wiak, prze­nie­sio­ny na grunt kra­kow­ski, mo­głem za­cho­wać się kry­tycz­nie wo­bec na­stro­jów i gu­stów lo­kal­nych, – po­tem zaś spoj­rzeć na po­etę z od­le­głej per­spek­ty­wy, prze­ży­wa­jąc burz­li­we chwi­le prze­ło­mu w naj­więk­szem ogni­sku ży­cia pol­skie­go.

Są­dzę, że ta zbież­ność dwu roz­ma­itych ką­tów wi­dze­nia i dwu sta­no­wisk ob­ser­wa­cyj­nych ma swo­je zna­cze­nie w uję­ciu świa­do­mem i od­czu­ciu tych mo­men­tów dra­ma­tu du­cha na­ro­do­we­go, któ­re w po­ezyi Wy­spiań­skie­go zy­ska­ły swe ar­ty­stycz­ne wy­nu­rze­nie.

Otwar­cie wy­znam, że nie je­stem kry­ty­kiem, któ­ry pły­nie z prą­dem, daje się uno­sić po­wie­wo­wi mod­nych dok­tryn i gu­stów prze­mi­ja­ją­cych. Ar­ty­stom i wy­znaw­com da­nej szko­ły, czy też teo­ryi es­te­tycz­nych wol­no wie­rzyć, że po za nimi nie­masz sztu­ki i po­ezyi praw­dzi­wej, albo god­nej tego mia­na. Niech to­wa­rzy­sze jed­nej cho­rą­gwi wie­rzą w swo­je ha­sła, niech zwo­len­ni­cy jed­ne­go stru­mie­nia piją z jego nur­tów.

Ze sta­no­wi­ska ide­al­nie ewo­lu­cyj­ne­go, któ­re­go je­stem zwo­len­ni­kiem, kry­tyk może, a na­wet po­wi­nien sta­nąć po­nad prą­dem, po­nad falą pły­ną­cej rze­ki i pa­trzeć na nią pod ką­tem wi­dze­nia ogól­niej­szym. Je­że­li moż­na

sub spe­cie aeter­ni­ta­tis . Uzna­jąc naj­sze­rzej pra­wo sa­mo­dziel­nej twór­czo­ści, pęd in­dy­wi­du­ali­zmu i po­lo­tu fan­ta­zyi, na­le­ży jed­nak pa­mię­tać, że ogni­wa ewo­lu­cyi ar­ty­stycz­nej zcze­pia­ją się ze sobą nie­ustan­nie, że pięk­no ar­ty­stycz­ne naj­wyż­szej mia­ry uka­zu­je swe ob­li­cze bo­skie, ja­sne, pro­mien­ne, po przez dłu­gie wie­ki, opor­ne wo­bec rdzy cza­su i jego prze­mian gwał­tow­nych. Nie­tyl­ko więc to, co jest męt­ne, roz­wi­chrzo­ne, nowe, nie­po­dob­ne do daw­nych kształ­tów sta­no­wi świa­dec­two ży­wot­no­ści no­wej po­ezyi, ale to tak­że, co w niej drga po­tę­gą wie­ku­iste­go bólu, uro­kiem tę­sk­no­ty i nie­śmier­tel­ne­go pięk­na.

I jesz­cze jed­no! Po­eta nie jest fe­ty­szem – a kry­ty­ka bał­wo­chwal­stwem. Nie­mi­łym, na­wet an­ty­pa­tycz­nym jest dla mnie hy­per­kry­ty­cyzm, kwa­śna gder­li­wość, po­nie­wie­ra­nie pra­cą twór­czą, bel­fer­ska pe­dan­te­rya, oce­nia­ją­ca dzie­ła po­ezyi i sztu­ki we­dług ru­ty­nicz­nych for­mu­łek. Ale wo­bec naj­więk­szych po­tęg twór­czych ser­wilzm du­cha i umy­słu nie może być pra­wem, ani przy­ka­za­niem. Na­wet do­bro­wol­na su­ge­stya, lub za­ga­lo­po­wa­nie się w kie­run­ku pa­ne­gi­rycz­nym nie przy­no­si za­szczy­tu kry­ty­ce, i może po pew­nym cza­sie wy­wo­łać tyl­ko od­ruch, opo­zy­cyę prze­sad­ną w kie­run­ku od­wrot­nym.

Wy­spiań­ski jest po­etą tej mia­ry, że nie­po­trze­bu­je, aby jego sła­wie przy­pi­na­no sztucz­ne szczu­dła. Sły­sza­łem kil­ka razy z ust po­ety ży­cze­nie, aby jego dzie­ła tak czy­ta­no i ro­zu­mia­no, "jak były na­pi­sa­ne" Nie cie­szy­ły go by­najm­niej sądy po­chleb­ne, do któ­rych trze­ba było do­da­wać ob­ja­śnie­nia i uza­sad­niać "każ­dy wiersz kry­ty­ki kil­ko­ma in­ny­mi wier­sza­mi. "

Tym­cza­sem w szki­cach wie­lu i stu­dy­ach, pi­sa­nych o jego dra­ma­tach, moż­na spo­tkać mnó­stwo po­glą­dów do­wol­nych pa­ra­fraz na te­mat jego sym­bo­lów, ko­men­ta­rzy na­rzu­ca­ją­cych po­ecie po­my­sły i idee, o któ­rych praw­do – po­dob­nie ani mu się śni­ło. Sta­ram się dla­te­go sądy moje opie­rać na tek­scie i bez­po­śred­niem od­czu­ciu sa­mych utwo­rów, wy­ja­śniać stro­ny ciem­ne i za­gad­ko­we bez do­wol­no­ści, lub na­cią­gań, za­trzy­mu­ję się przed pro­giem za­ga­dek, któ­rych nie­moż­na roz­wi­kłać, okry­tych mro­kiem, albo bę­dą­cych drgnie­niem in­stynk­tów nie­świa­do­mych. Ko­men­ta­to­ro­wie, któ­rzy silą się na od­kry­cie wszyst­kich ta­jem­nic wy­bu­chów twór­czych, ak­tów po­etycz­ne­go ja­sno­wi­dze­nia, któ­rzy chcą za­mie­nić wszyst­kie sym­bo­le, na­stro­je, albo my­śli nie­do­po­wie­dzia­ne na ję­zyk świa­do­my lub fi­lo­zo­ficz­ny, są po­dob­ni do al­che­mi­ka, pra­gną­ce­go w re­tor­cie roz­ło­żyć bły­ska­wi­cę. Trze­ba sza­no­wać sanc­ta sanc­to­rum po­ezyi i nie­wdzie­rać się do nich ze szwar­go­tem zdaw­ko­wej eg­ze­ge­zy. Pra­ca tu­taj ła­twą nie jest, al­bo­wiem kry­tyk, pra­gną­cy ująć ta­jem­ni­cze tęt­no nie­któ­rych po­my­słów, kry­ją­cych się w opo­nach mi­sty­ki, musi z du­chem po­ety sto­czyć ja­kó­bo­wą wal­kę i szep­ce w koń­cu do sie­bie, jak w dra­ma­cie "Akro­po­lis" sza­mo­czą­cy się z anio­łem pa­try­ar­cha: "Czy­li ty zja­wi­sko boże, żeś mnie na dro­dze za­trzy­mał?"

Nie­mam też pre­ten­syi, abym dziś mógł po­wie­dzieć całą praw­dę o po­ecie, o któ­rym będą pi­sać przez dłu­gie lata fa­lan­gi kry­ty­ków i ob­ja­śnia­czy po­wo­ła­nych lub nie­po­wo­ła­nych. Nie­zna­my jesz­cze wszyst­kich do­ku­men­tów, rzu­ca­ją­cych świa­tło na jego dzie­je we­wnętrz­ne, nie­zna­my ca­łej po­śmiert­nej pu­ści­zny. W mo­ich są­dach i wspo­mnie­niach od­bi­ja­ją się drgnie­nia chwil prze­ży­tych, echa wzru­szeń i walk nie­daw­nych. Zo­sta­wia­ni je umyśl­nie jako ze­zna­nia świad­ka, pi­szę szcze­rze i ja­sno to, co my­ślę i czu­ję, nie oglą­da­jąc się na to, co mó­wić wy­pa­da, aby się po­do­bać za­rów­no jed­nost­kom i ko­te­ry­om nie­chęt­nym uprze­dzo­nym, jak i pa­ne­gi­ry­stom, któ­rzy pusz­cza­ją w obieg efek­tow­ne opi­nie dla po­kla­sku.

Nie chcę mieć nic wspól­ne­go ze świa­do­my­mi fał­sze­rza­mi praw­dy, któ­rzy do dzieł i czy­nów lu­dzi prze­szło­ści przy­cze­pia­ją swe zmy­śle­nia tak samo, jak cze­pia­ją się wo­do­ro­sty i śli­ma­ki przed­mio­tów, po­cho­dzą­cych z roz­bi­cia a wy­rzu­ca­nych na brzeg mo­rza.

Nie­ma­jąc pre­ten­syi do nie­omyl­no­ści, je­śli błą­dzę, to błą­dzę w do­brej wie­rze – sta­ram się od­czuć i wy­do­być to, co łą­czy dzie­ła wiesz­cza z za­wsze czuj­ną, płod­ną i mi­ło­ści­wą du­szą na­ro­du.II. "LE­GEN­DA"–"WAR­SZA­WIAN­KA. "

W sto­sun­ku do re­ali­zmu fak­tów dzie­jo­wych le­gen­da jest skry­sta­li­zo­wa­nem kłam­stwem. Jed­nak­że we wnę­trzu jej mie­ści się ja­kiś sym­bol, uła­mek lu­do­wej wia­ry, szczą­tek ja­kie­goś fak­tu, ople­cio­ny zmy­śle­niem, cza­sem umyśl­nie prze­fan­ta­zy­owa­ny w da­nym du­chu przez czyn­ni­ki lub sfe­ry, dla któ­rych taki a nie inny kształt le­gen­dy był po­żą­da­nym. Kra­ków jest kla­sycz­nym grun­tem dla le­gen­dy, jako jed­no z gniazd pań­stwo­wo­ści pol­skiej, któ­rej po­cząt­ki gu­bi­ły się w mro­kach dzie­jo­wych. Rzecz dziw­na, że w Kra­ko­wie na­wet i w now­szych cza­sach pew­ne ko­te­rye spo­łecz­ne lub li­te­rac­kie two­rzy­ły le­gen­dy, ucho­dzą­ce niby za praw­dę, cho­ciaż były jej fał­szy­wym su­ro­ga­tem.

Wy­spiań­ski roz­po­czął swą po­etycz­ną twór­czość od po­ema­tu w dwu od­sło­nach "Le­gen­da", osnu­te­go na tle po­da­nia o Wan­dzie. Za­czął to dzie­ło pi­sać w Pa­ry­żu 1892 r. skoń­czył w Kra­ko­wie 1897 r., więc tę pier­wo­ci­nę li­te­rac­ką pu­ścił w świat ostroż­nie po na­my­śle i wy­koń­cze­niu.

Bo­ha­ter­ce "Le­gen­dy" ka­za­no pa­ro­krot­nie na sce­nach pol­skich mó­wić dużo pa­te­tycz­ne­mi wier­sza­mi, ale nikt przed­tem nie tchnął w nią po­etycz­nej krwi i du­szy. Fi­lo­lo­go­wie twier­dzą, że samo imię Wan­da przy­po­mi­na na­zwę wody albo fali (sta­ro­sło­wiań­skie: wan­da , duń­skie: wand , li­tew­skie: wan­du , ła­ciń­skie: unda ), że bo­ha­ter­ska córa Kra­ka "co nie­chcia­ła Niem­ca", jest le­gen­do­wem upo­sta­cio­wa­niem gór­ne­go bie­gu Wi­sły. Idąc za po­da­niem, po­eta zwią­zał bo­ha­te­ra swe­go li­rycz­ne­go dra­ma­tu z grun­tem ro­dzi­mym, ze wzgó­rzem Wa­we­lu, z ko­ry­tem rze­ki pły­ną­cej gzyg­za­kiem u jego pod­nó­ża. Cof­nął się my­ślą w dal za­mierz­chłą, gdy na wzgó­rzu sta­ło drew­nia­ne gro­dzi­sko kne­zia, wa­row­nia z gru­bo cio­sa­nych kłod jo­dło­wych gdy koło za­krę­tów rze­ki szu­mia­ły dzie­wi­cze bło­nia i bory, ster­cza­ły ska­ły dzie­wan­na­mi ob­ro­słe.

W kom­po­zy­cyi prze­wa­ża tu jesz­cze ży­wioł ma­lar­ski, nie­zmier­nie ory­gi­nal­ny, uję­ty w for­mę, in­for­ma­cyj sce­nicz­nych. W świe­tli­cy gro­du ogrom­nej, peł­nej pier­wot­nej pro­sto­ty, dzi­ko­ści i po­wa­gi, po­wo­li do­ga­sa sta­ry Krak, za­ło­ży­ciel zam­ku. Koło kne­zia dwaj gę­śla­rze Ło­puch i Śmiech, pół-dzia­dy, pół dwo­rza­nie, czu­wa­ją, ga­wę­dzą, po­śpie­wu­ją i po­brzę­ku­ją na li­rach. Dziw­ny jest spo­kój, smęt­na płyn­ność i roz­lew­ność tych scen wo­bec gro­zy sy­tu­acyi. Tam, pod wzgó­rzem, córa kne­zio­wa, nie­wia­sta z mocą mę­ską, bro­ni zam­ku pod na­po­rem zwy­cię­skich Al­le­ma­nów. Krak ma­rzy o daw­nej świet­no­ści, zbie­ra się z ża­lem opu­ścić na wie­ki Wi­słę i gro­dzi­sko, z któ­re­mi zwią­za­ny jest ta­jem­ni­czą spój­nią – snu­je peł­ne tę­sk­no­ty ma­rze­nia, za­słu­cha­ny w po­gwa­ry fali od­le­głe. Wan­da, gdy bój się chwi­lo­wo uci­szył, wcho­dzi do świe­tli­cy, prze­ra­żo­na złe­mi wróż­ba­mi, któ­re jed­nak nie ła­mią jej dziel­no­ści. Wie, że prze­zna­cze­niem jej tu, na­tem wzgó­rzu trwać, opo­ki ro­dzi­mej bro­nić, oku­pić daw­ne winy i krew bra­ta ongi z mi­ło­ści dla niej prze – laną. Gę­śla­rze w pie­śniach przy­po­mi­na­ją ka­zi­rod­ną wza­jem­ność Wan­dy dla jed­ne­go z bra­ci – jako przy­czy­nę ich bra­to­bój­czej zwa­dy. Rys, do­da­ny do ist­nie­ją­cej le­gen­dy dzie­jo­wej do­wol­nie, razi dzi­siej­sze po­ję­cia etycz­ne. W epo­ce pier­wot­nej mo­gła to być tra­gicz­na wina, prze­ciw mo­ral­no­ści ro­do­wej. Mo­tyw po­dob­ny znaj­du­je­my w "Wal­ki­ryi" Wa­gne­ra, któ­ry taką mi­łość ide­ali­zu­je i wy­pro­wa­dza z niej bo­ha­te­ra Zyg­fry­da, po­skro­mi­cie­la złych mocy.

Wan­da na­le­ży do po­sta­ci tra­gicz­nych, któ­re ist­nie­ją po to, aby szły na ofia­rę wiel­kich prze­zna­czeń na­ro­du. Czu­je w so­bie gro­zę przy­szłych lo­sów. U Wy­spiań­skie­go los jest nie­ugię­ty, jak fa­tum sta­ro­żyt­ne, a na­wet ści­ga swe ofia­ry z pew­ną zło­śli­wą za­cię­to­ścią. Krak pod­nie­ca­jąc ry­cer­skie­go du­cha Wan­dy, mówi z wy­sił­kiem przed­śmiert­nym, że po­win­na:

"or­łów sze­ro­kie skrzy­dła roz­wi­nąć,

or­lich szpon ostrzem chwy­cić i szar­pać,

na ska­ły ranę uno­sząc śmier­tel­ną,

wy­so­ko, nie­do­stęp­nie gi­nąć… "

Wan­da od­po­wia­da na to z po­nu­rą re­zy­gna­cyą:

"wy­so­ko, nie­do­stęp­nie gi­nąć,

w śmier­tel­nej ra­nie grot uno­sząc z sobą,

or­łów sze­ro­kie skrzy­dła roz­wi­nąć

i skryć się czar­nych chmur ża­ło­ba!"

Ta­kim od po­cząt­ku jest tra­gizm Wy­spiań­skie­go, ener­gicz­ny, zło­wro­gi, za­opa­trzo­ny w ża­ło­bę bez­na­dziej­ną.

Po chwi­li Krak kona ci­cho, jak­by za­snął uko­ły­sa­ny bal­la­dą gę­śla­rzy. Wan­da ze ślo­chem przy­pa­da do nóg oj­co­wych. Gwa­ry bi­twy ro­sną. Al­le­ma­no­wie na­cie­ra­ją sil­nie, sztur­mu­ją do gro­dzi­ska, do­bi­ja­ją się do świe­tli­cy.

Wan­da, idąc za radą gę­śla­rzy, od­da­je się na ofia­rę bo­gi­ni Żywi, bła­ga­jąc, aby ochro­ni­ła za­mek i zwło­ki oj­cow­skie od po­hań­bie­nia. Ślu­bu­je po­świę­cić jej cia­ło i ży­wot mło­dy – za chwi­lo­wą moc czy­nie­nia cu­dów. Nie­bo pio­ru­na­mi daje znać", że ślub przy­ję­ty. Ogrom­na ule­wa pło­szy na­jezd­ców. Wan­da przy tru­pie ojca snu­je w ci­szy ma­rze­nia zbyt prze­wle­kłe. Za­sy­pia. Wtem zja­wia się ko­ro­wód po­sta­ci wod­nych, ru­sa­łów, wi­śla­nek, wod­ni­ków, wil­ko­ła­ków, gu­śla­rów – cały lud dzi­wa­deł i du­chów, za­miesz­ku­ją­cych głę­bię rze­ki i przy­le­głych oko­lic. Snu­je się w cze­re­dzie fan­ta­stycz­nej, ob­la­ny srebr­ną po­świa­tą księ­ży­ca, uno­si zwło­ki Kra­ka na wiecz­ny spo­czy­nek na dno Wi­sły u stóp za­mczy­ska. Sce­na ta jest nie­zmier­nie ory­gi­nal­ną i ma­low­ni­czą. Po­dob­nie, jak w jed­nej ze scen po­przed­nich, gdy Kra­ko­wi ma­ja­czy­ły się sen­ne wi­dze­nia – wi­dać tu rys zna­mien­ny wy­obraź­ni wi­zyj­nej po­ety: po­sta­cie jego fan­ta­stycz­ne, za­rów­no mary jak i du­chy mają za­wsze pla­sty­kę ze­wnętrz­ną, nie­roz­pły­wa­ją­cą się w tu­ma­nach, jak np. nie­któ­re wi­zye Sło­wac­kie­go w "Zbo­row­skim" lub "Kró­lu Du­chu". Po­eta nadał temu tłu­mo­wi widm rysy wy­raź­ne w to­nie ogól­nym i ugru­po­wa­niu, ale w sło­wach nie­roz­wi­nął od­ręb­no­ści fi­gur po­szcze­gól­nych, nie­odró­znił w sty­lu i ję­zy­ku świa­ta lu­dzi od świa­ta du­chów.

Kłę­bią się też fan­ta­stycz­ne böc­kli­now­skie fi­gu­ry, rybo-lu­dzie, ru­sał­ki, dzie­wy wod­ne i plą­sa­ją w głę­bi fali wi­śla­nej w dru­giej od­sło­nie "Le­gen­dy", któ­rej sce­ne­rya przy­po­mi­na Wa­gne­row­skie "Zło­to Renu". Wy­spiań­ski dzie­li po­zio­mo ob­szar sce­ny na dwie po­ło­wy. W niż­szej uka­zu­je wi­dok wnę­trza pły­ną­cej Wi­sły z ogrom­ną ska­mie­nia­łą po­sta­cią Kra­ka wro­sła w dno – w gór­nej prom, pły­wa­ją­cy na wo­dzie, zdob­ny kwia­ta­mi, a w głę­bi wi­dok na za­mek i brze­gi od­le­głe. W te­atrze taka de­ko­ra­cya tech­nicz­nie prze­pro­wa­dzić się nie da tak, aby osią­gnę­ła efekt za­mie­rzo­ny. Wa­gner za­do­wol­nił się tyl­ko wod­ną głę­bi­ną – nasz po­eta skom­pli­ko­wał trud­no­ści wy­sta­wy, żą­da­jąc nad głę­bią jesz­cze wi­do­ku, ską­pa­ne­go w bla­skach po­wietrz­nych.

Na­braw­szy do­świad­cze­nia sce­nicz­ne­go, zu­peł­nie zmie­nił tę sce­ne­ryę w dru­giej wer­syi "Le­gen­dy", na­pi­sa­nej w siedm lat po­tem, prze­kształ­co­nej we­dług póź­niej­szej ma­nie­ry tech­nicz­no-sty­lo­wej. Po sze­re­gu scen fan­ta­stycz­nych, w któ­rych od­zy­wa się nuta pie­śni lu­do­wej, pod wodą bu­dzi się na chwi­lę Krak i słu­cha okrzy­ków zwy­cię­stwa swe­go ludu. Wan­da nocą ze­bra­ła resz­tę pa­cho­łów i ry­cer­stwa, prze­pę­dzi­ła wro­gów. Na ten od­głos sta­ry Krak za­drgał, na­brał mocy i ozwał się pod wodą tak pło­mien­nie i sze­ro­ko, jak przed­tem nie mó­wił za ży­cia. Jego by­to­wa­nie po­śmiert­ne po­eta po­łą­czył po swo­je­mu z for­mą ma­te­ry­al­ną. Krak czu­je swe ka­mien­ne cia­ło, któ­re krę­pu­je zmar­twych­wsta­łą na chwi­lę moc uczu­cia. Po wy­sił­ku za­pa­da w sen na za­wsze. Wan­da zwy­cię­ska, speł­nia­iąc ślu­by, rzu­ca się w toń, opa­da po­wo­li na dno; ru­sał­ki otu­la­ją kró­lew­nę płasz­czem ka­mien­nym i ukła­ją do snu w gło­wach ojca.

Koń­co­we ob­ra­zy bar­dzo pięk­ne, peł­ne świe­tla­nej fan­ta­sma­go­ryi – ale sło­wa scen ostat­nich sła­be, nie­do­stro­jo­ne do sy­tu­acyi. W umy­śle po­ety ma­lar­ska wi­zya była wy­raź­ną. Ze­wnętrz­ny ruch scen i ti­gur roz­wi­ja się barw­nie i po­etycz­nie, ale pod wzglę­dem uczuć oraz in­dy­wi­du­ali­za­cyi fi­gur za­ry­sy dzie­ła są jak­by nie­do­kształ­co­ne, nie­do­mo­de­lo­wa­ne.

W po­czę­ciu i na­stro­ju wi­dać zmysł wiel­ko­ści, głęb­sze od­czu­cie na­tur pier­wot­nych, pro­stych, po­łol­brzy­mich, za­har­to­wa­nych w za­pa­sach z wro­ga­mi, zbra­ta­nych z przy­ro­dą. Krak i Wan­da to za­ry­sy po­sta­ci sym­bo­licz­nych, stresz­cza­ją­cych wiel­kie siły ple­mien­ne. Uczu­cia ich sil­ne, pro­ste, du­sze peł­ne sen­nej za­du­my, otwar­te na szme­ry za­gro­bo­wych ta­jem­nic. Chwi­la­mi się pod­no­szą, ro­sną w oczach, mó­wią jak ol­brzy­my, wzla­tu­ją my­śla­mi w krę­gi wie­ku­iste – po­tem sło­wa im na ustach bled­ną, na­tę­że­nie po­etycz­ne ob­ni­ża się. Zwłasz­cza w ostat­nich sce­nach Wan­dzie brak bo­daj kil­ku słów z pod ser­ca wy­rwa­ne­go żalu za ży­ciem, słów mi­ło­ści dla kra­ju i re­zy­gna­cyi he­ro­icz­nej. Nie­trze­ba było ty­rad, wy­le­wów uczu­cio­wych – wy­star­czy­ło­by kil­ka wier­szy moc­nych, skłę­bio­nych, drga­ją­cych bó­lem, za­mknię­tych roz­ka­zem try­um­fu­ją­cej du­szy, któ­ra przez ofia­rę idzie w wiecz­ność. Wszy­scy zresz­tą w "Le­gen­dzie" mó­wią jed­na­ko­wo, ję­zy­kiem rdzen­nie pol­skim, za­bar­wio­nym lu­do­wo, prze­czy­stym, do­stoj­nym, ma­ją­cym rytm jed­no­staj­ny, ar­cha­icz­ny. Od po­cząt­ku do koń­ca snu­je się w tem­pie wol­nem, chwi­la­mi wpa­da­ją­cym w ma­esto­so, wiersz luź­ny, krót­ki, ryt­micz­ny, zrzad­ka ry­mo­wa­ny, po­to­czy­sty, na tle któ­re­go za­dźwię­czy chwi­la­mi li­rycz­na zwrot­ka o ryt­mie lu­do­wym. W jed­nym tyl­ko mo­men­cie, gdy bi­twa się zbli­ża za sce­ną, tem­po od­ra­zu sta­je się rwi­ste, szyb­kie, sło­wa szczę­ka­ją lub ło­mo­cą twar­do. Po za­tem ję­zyk po­etycz­ny pły­nie i prze­le­wa się z wier­sza do wier­sza fa­li­sto, łącz­nie, niby nie­koń­czą­ca się me­lo­dya Wa­gne­ra, Po­eta wy­ra­ża to gra­ficz­nie od­ręb­ną punk­ta­cyą, za­czy­na­niem zdań i wier­szy od ma­łych li­ter na­wet po krop­kach.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: