Polityka wrogości, Nekropolityka - ebook
Polityka wrogości, Nekropolityka - ebook
Gdzie tkwią źródła globalnej przemocy? Jaki jest jej związek z liberalną demokracją? W porywającym eseju filozof historii analizuje mechanizmy wykluczenia, ukazując dwa skrajnie odmienne oblicza demokratycznego porządku. Jego zdaniem nie da się myśleć o liberalnej demokracji w oderwaniu od historii kolonializmu. Mbembe analizuje ich wzajemne powiązania i konsekwencje tej relacji w dzisiejszym zglobalizowanym świecie, w którym wrogość staje się głównym sposobem przeżywania Innego.Podejmując wątki obecne w myśli Frantza Fanona, Mbembe proponuje alternatywę dla polityki wrogości. Przeciwstawia jej „etykę przechodnia” – tworzenie więzi oparte na budowaniu wspólnej pamięci, trosce i solidarności.
Polskie wydanie książki zawiera także słynny esej Mbembego Nekropolityka, jeden z najważniejszych tekstów teorii politycznej i krytycznej, mówiący o relacji między podmiotowością a śmiercią jako o korzeniach nowoczesnej suwerenności. Tekst ten stał się także punktem odniesienia dla współczesnych artystów, o czym świadczy choćby fakt, że jedna z części documenta 14 nosiła tytuł „The Society for The End of Necropolitics”.
Książka ważna i potrzebna w dobie narastających nacjonalizmów.
Początkowo, wszystko przebiega tak, jak gdyby odmowa wroga przeżywana była, w sobie, jako głębokie zranienie narcystyczne. Być pozbawionym wroga – albo nie doświadczyć zamachów czy innych krwawych aktów dokonywanych przez tych, którzy nienawidzą nas i naszego sposobu życia – to być pozbawionym relacji nienawiści, dzięki której można dać upust wszelkiego rodzaju żądzom, zazwyczaj zakazanym. To być pozbawionym demona, bez którego nic nie jest dozwolone, gdy tymczasem epoka zdaje się nawoływać, gorączkowo, do absolutnej swobody, do powszechnego rozprzężenia i wyzbycia się jakichkolwiek zahamowań. (fragment książki)
Kategoria: | Politologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65271-62-4 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Odejście od demokracji
W książce tej spróbuję włączyć się, z perspektywy Afryki, gdzie mieszkam i pracuję (ale też innych części świata, które nieustannie przemierzam), w krytykę czasów, w których przyszło nam żyć – czasów zaludnienia i globalizacji pod egidą militaryzmu i kapitału, a w ostatecznej konsekwencji czasów odchodzenia od demokracji (lub jej odwrócenia). W tym celu wybrałem metodę przekrojową, skupiając się na trzech motywach: otwarcia, przejścia i ruchu. Taka metoda przynosi rezultaty tylko wtedy, gdy prowadzi do odczytania à rebours naszej współczesności.
Wychodzi ono z założenia, że jakakolwiek rzeczywista dekonstrukcja współczesnego świata musi się zaczynać od pełnego uznania nieuchronnie prowincjonalnego statusu naszych dyskursów i zawsze regionalnego charakteru naszych pojęć – tak więc od krytyki każdej formy abstrakcyjnego uniwersalizmu. W ten sposób stara się zerwać z duchem naszych czasów, które, jak wiadomo, sprzyjają zamykaniu się i wszelkiemu rozdzielaniu, wyznaczaniu granic pomiędzy tu i tam, bliskim i dalekim, wnętrzem i zewnętrzem, służących za linię Maginota dla większości dzisiejszych idei, które uchodzą za „myśl globalną”. Tymczasem nie może być innej „myśli globalnej” niż ta, która odwracając się od teoretycznych podziałów, opiera się na archiwach „Tout-Monde” (Édouard Glissant).
Zwrot, inwersja, przyspieszenie
Na potrzeby prowadzonej tu refleksji warto przyjrzeć się uważniej czterem cechom dzisiejszej epoki. Pierwsza z nich to kurczenie się świata i zaludnianie Ziemi, wynikające z wahań demograficznych, odtąd korzystnych dla rejonów Południa. Wykorzenienie geograficzne i kulturowe, a następnie dobrowolne lub przymusowe przesiedlenie całych populacji na terytoria wcześniej zamieszkane wyłącznie przez ludność autochtoniczną miało decydujące znaczenie dla naszego wejścia w nowożytność4. W atlantyckiej części planety rytm procesów globalnej redystrybucji ludności wyznaczyły natomiast dwa istotne zjawiska związane z ekspansją kapitalizmu przemysłowego: kolonizacja (rozpoczęta u zarania XVI wieku wraz z podbojem Ameryk) i handel czarnymi niewolnikami. Zarówno handel niewolnikami, jak i kolonizacja w znacznym stopniu zbiegły się w czasie z powstaniem na Zachodzie idei merkantylizmu, o ile po prostu nie stanowiły jej źródeł5. Handel niewolnikami powodował wykrwawianie się społeczeństw, które ich dostarczały, wiązał się z utratą najużyteczniejszych rąk do pracy i energii życiowej.
W Amerykach niewolnicza siła robocza pochodząca z Afryki została zaprzęgnięta do pracy przy realizacji zakrojonego na szeroką skalę projektu podporządkowania i racjonalnego wykorzystania środowiska w celu osiągnięcia zysków. System plantacji polegał przede wszystkim na regularnym ścinaniu, paleniu i karczowaniu lasów; na zastąpieniu pierwotnej roślinności bawełną lub trzciną cukrową; na przekształceniu dawnego krajobrazu, zniszczeniu naturalnych formacji roślinnych i wprowadzeniu agrosystemu w miejsce ekosystemu6. Plantacje były jednak nie tylko narzędziem ekonomicznym. Dla niewolników sprowadzonych do Nowego Świata były sceną, na której rozgrywał się nowy początek. Odtąd mieli żyć podporządkowani zasadzie w swej istocie rasowej. Rasa, która była nie tylko czystym, biologicznym znaczącym, oznaczała ciało bez świata i bez ziemi, ciało będące źródłem energii, czymś w rodzaju duplikatu natury, co poprzez pracę można było zmagazynować lub zamienić w kapitał7.
Kolonizacja pozwalała pozbyć się wszystkich, którzy z różnych względów uchodzili za zbędnych czy niepożądanych w krajach kolonizujących. Chodzi zwłaszcza o biedaków żyjących na koszt społeczeństwa, włóczęgów i przestępców, których uważano za szkodliwych. Była technologią regulacji ruchów migracyjnych. Wielu uważało wówczas, że ta forma migracji ostatecznie okaże się korzystna dla kraju pochodzenia. „Nie tylko wielka liczba ludzi, którzy żyją tutaj w bezczynności i są jedynie ciężarem, balastem i nie przynoszą niczego temu królestwu, zostanie tym sposobem zaprzęgnięta do pracy, lecz także ich dzieci w wieku dwunastu lub czternastu lat, lub młodsze, nie będą już bezczynne i zaczną wykonywać tysiące różnych drobnych rzeczy, które mogą się stać dobrymi towarami dla tego kraju” – pisał, na przykład, Antoine de Montchrestien w swoim Traité d’économie politique (Traktat z ekonomii politycznej) na początku XVII wieku. Co więcej, dodawał, „nasze bezczynne kobiety znajdą zajęcie przy wyrywaniu, farbowaniu i rozdzielaniu piór, przy zbieraniu, młóceniu i obrabianiu konopi i przy zbiorze bawełny, i farbowaniu rozmaitych tkanin”. Z kolei mężczyźni będą mogli „oddać się pracy w kopalniach i uprawie ziemi, a nawet polować na wieloryby , oprócz łowienia dorsza, łososia, śledzia, i ścinania drzew”, konkludował8.
Od XVI do XIX wieku te dwa sposoby zaludniania planety przez drapieżność ludzką: eksploatacja bogactw naturalnych, i zmuszanie do pracy podporządkowanych grup społecznych, należały do ważniejszych wyzwań ekonomicznych, politycznych i pod wieloma względami również filozoficznych epoki9. Zarówno teoria ekonomiczna, jak i teoria demokracji zostały po części ufundowane na obronie lub krytyce jednej lub drugiej formy przestrzennej redystrybucji ludności10. Te z kolei stały się przyczyną licznych konfliktów i wojen o podział dóbr lub wojen rabunkowych. W wyniku tych procesów o zasięgu ogólnoświatowym wyłonił się nowy podział planety: w centrum znalazły się mocarstwa zachodnie, a na zewnątrz czy na obrzeżach – peryferia, będące areną zażartych walk, poddane okupacji i grabieżom.
Należy przy tym pamiętać o powszechnie przyjmowanym rozróżnieniu na kolonizację handlową – czy też faktorie – i kolonizację osiedleńczą w ścisłym znaczeniu. Rzecz jasna w obu przypadkach uważano, że wzbogacenie kolonii – każdej kolonii – ma sens jedynie wtedy, gdy przyczynia się do wzbogacenia metropolii. Różnica polegała jednak na tym, że kolonia osiedleńcza była pomyślana jako rozszerzenie kraju, podczas gdy kolonia faktorii czy też eksploatacyjna stanowiła jedynie środek do wzbogacenia metropolii poprzez asymetryczny, nierówny handel, niemal bez żadnych większych inwestycji na miejscu.
Ponadto zabór kolonii eksploatacyjnych był teoretycznie tymczasowy, a osiedlenie Europejczyków na tych terenach zupełnie prowizoryczne. W przypadku kolonii osiedleńczych polityka migracyjna miała na celu utrzymanie w łonie narodu ludzi, których stracilibyśmy, gdyby zostali wśród nas. Kolonie służyły za ujście dla tych niepożądanych kategorii ludzi, „których zbrodnie i wszeteczeństwa” mogłyby stać się „szybko zgubne”, lub których potrzeby popchnęłyby ich do więzienia albo zmusiły do żebractwa, czyniąc ich tym samym bezużytecznymi dla kraju. Ten podział ludzi na „użytecznych” i „bezużytecznych” – „niepotrzebnych” i „zbędnych” utrwalił się jako reguła, przy czym użyteczność była mierzona zasadniczo siłą i zdolnością do pracy.
Zaludnienie Ziemi na początku epoki nowożytnej nie odbywa się jednak wyłącznie poprzez kolonizację. Migracje i ruchy ludności warunkowane są także czynnikami religijnymi. W okresie między 1685 a 1730 rokiem, po odwołaniu edyktu nantejskiego, od 170 000 do 180 000 hugenotów ucieka z Francji. Emigracja religijna dotyka wiele innych wspólnot. W rzeczywistości międzynarodowe przesiedlenia o różnym charakterze nakładają się na siebie, czy będą to portugalscy Żydzi, którzy rozwijają swoje sieci handlowe w wielkich portach europejskich, takich jak Hamburg, Amsterdam, Londyn lub Bordeaux; czy Włosi, którzy angażują się w finanse, handel i wysoko wyspecjalizowany wyrób produktów szklanych i luksusowych; czy też żołnierze, najemnicy, inżynierowie, którzy przemieszczają się ochoczo od jednego rynku przemocy do drugiego, zależnie od ówczesnych licznych konfliktów11.
U zarania XXI wieku handel niewolnikami i kolonizacja odległych obszarów globu przestały być środkami, za pomocą których dokonuje się zaludnienie Ziemi. Praca, w tradycyjnym znaczeniu, niekoniecznie jest uprzywilejowanym środkiem wytwarzania wartości. Jest to jednak czas wstrząsów, wielkich i mniejszych przepływów – nowych form masowej emigracji12. Dynamika migracyjna i powstawanie diaspor w znacznym stopniu związane są z handlem i biznesem, wojnami, katastrofami ekologicznymi i dewastacją środowiska oraz z wszelkiego rodzaju transferami kulturowymi.
Przyspieszone starzenie się ludności w krajach bogatych wydaje się, z tego punktu widzenia, istotnym zjawiskiem. Jest odwrotnością wspomnianych wcześniej nadwyżek demograficznych typowych dla XIX wieku. Odległość geograficzna sama w sobie nie stanowi już przeszkody w przemieszczaniu się. Powstają nowe szlaki migracyjne i pojawiają się coraz bardziej wyrafinowane sposoby omijania granic. Dośrodkowe fale migracji kierują się w różne strony jednocześnie, przy czym Europa i Stany Zjednoczone pozostają jednymi z ważniejszych ośrodków przyciągających ludność – zwłaszcza tę, która pochodzi z najbiedniejszych rejonów świata. Powstają tu nowe aglomeracje i tworzą się, mimo wszystko, nowe wielonarodowe Miasta. Wraz z nowymi międzynarodowymi migracjami na obszarze całego globu wyłaniają się powoli rozmaite zespoły terytoriów mozaikowych.
Owo nowe rojenie się – które uzupełnia wcześniejsze fale migracji z Południa – zaciera kryteria przynależności narodowej. Przynależność do jakiegoś narodu jest już nie tylko kwestią pochodzenia, lecz także wyboru. Stale rośnie liczba osób posiadających różne typy obywatelstwa (pochodzenie, pobyt, obywatelstwo z wyboru) i tożsamości. Niektóre z nich bywają zmuszane do podjęcia decyzji, wcielenia się w daną społeczność i rezygnacji z podwójnej lojalności; lub w przypadku popełnienia przestępstwa zagrażającego „bytowi narodu” ponoszą ryzyko utraty obywatelstwa kraju przyjmującego13.
Co więcej, w procesie zaludniania Ziemi uczestniczy nie tylko człowiek. Ludzie nie są bowiem jedynymi mieszkańcami świata. W większym niż kiedykolwiek stopniu zajmują go także liczne artefakty i wszelkie gatunki ożywione, organiczne i roślinne. Również zjawiska geologiczne, geomorfologiczne i klimatyczne są dziś częścią wielkiej gromady nowych mieszkańców Ziemi14. Oczywiście nie chodzi o byty ani też grupy czy rodziny istnień jako takie. Właściwie nie chodzi też o środowisko naturalne czy o przyrodę. Chodzi o czynniki i o środowiska życia – wodę, powietrze, kurz, mikroby, termity, pszczoły, owady – autorów specyficznych relacji. Przeszliśmy więc od kondycji ludzkiej do kondycji ziemskiej.
Drugą cechą charakterystyczną naszych czasów jest redefinicja człowieczeństwa, w ramach ogólnej ekologii i rozszerzonej geografii, sferycznej, nieodwracalnie globalnej. W istocie nie uważa się już świata li tylko za artefakt tworzony przez człowieka. Wyszedłszy z epoki kamienia i srebra, żelaza i złota, człowiek dąży dziś do tego, by stać się plastycznym. Pojawienie się człowieka plastycznego, a w konsekwencji – podmiotu cyfrowego, zderza się z wieloma przekonaniami uchodzącymi do niedawna za niepodważalne prawdy.
Należy do nich wiara, że istnieje coś takiego jak „istota człowieczeństwa”, „człowiek jako taki”, którego da się wyodrębnić ze świata zwierząt i roślin, lub przekonanie, że Ziemia, którą zamieszkuje i eksploatuje, jest jedynie biernym przedmiotem jego działań; podobnie jak idea, że spośród wszystkich gatunków ożywionych „rodzaj ludzki” jest jedynym, który częściowo wyzwolił się z własnej zwierzęcości i, zerwawszy okowy potrzeb biologicznych, wzniósł się niemal na wyżyny boskości. Wbrew tym i wielu innym prawdom wiary uznajemy dziś, że rodzaj ludzki jest tylko jednym z elementów większego zbioru podmiotów żyjących w granicach wszechświata, do którego należą też zwierzęta, rośliny i inne gatunki.
Gdyby pozostać na gruncie biologii i inżynierii genetycznej, nie znaleźlibyśmy właściwie żadnej „istoty człowieczeństwa” godnej ocalenia i żadnej „natury człowieka”, którą należałoby chronić. Nie byłoby prawie żadnych przeciwwskazań do modyfikacji struktury biologicznej i genetycznej człowieka. Uważa się, że manipulacje genetyczne i sztuczne zapłodnienie dają w gruncie rzeczy możliwość nie tylko „powiększenia” istoty ludzkiej (enhancement), lecz także stworzenia życia za pomocą technologii medycznej, w spektakularnym akcie autokreacji.
Trzecią cechą definiującą naszą epokę jest rozpowszechnienie narzędzi i maszyn liczących czy komputerów we wszystkich dziedzinach życia społecznego. Siła i wszechobecność zjawisk cyfrowych sprawiają, że nie ma już wyraźnej granicy między ekranem a życiem. Odtąd życie toczy się na ekranie, a ekran stał się plastyczną i pozorną formą życia, które zresztą może być uchwycone za pomocą kodu. Ostatecznie „podmiot nie doświadcza już samego siebie przez konfrontację z portretem lub z bliźniaczą figurą w lustrze, lecz przez konstrukcję formy obecności podmiotu bliższą odbitce i własnemu cieniowi”15.
W rezultacie rację bytu częściowo stracił wysiłek subiektywizacji i indywidualizacji, za sprawą którego jeszcze do niedawna każda istota ludzka stawała się osobą obdarzoną mniej lub bardziej określoną tożsamością. Czy tego chcemy czy nie, żyjemy w epoce plastyczności, alogamii i wszelkiego rodzaju implantów – plastyczności mózgu, łączenia sztuczności i organiczności, manipulacji genetycznych i implantów informatycznych, coraz ściślejszego zespolenia człowieka z maszyną. Wszystkie te mutacje nie tylko otwierają drogę marzeniom o życiu realnie nieograniczonym. Czynią także z władzy nad życiem – czy ze zdolności do celowej zmiany gatunku ludzkiego – formę władzy niewątpliwie absolutną.
Czwartym wyróżnikiem współczesności jest połączenie zdolności do celowej zmiany gatunku ludzkiego – a także innych gatunków żyjących i materii pozornie nieożywionej – z władzą kapitału. Potęga kapitału – siła żywa i twórcza (gdy chodzi o ekspansję rynkową i akumulację zysków), a zarazem krwawy proces pożerania (gdy chodzi o nieodwracalne niszczenie życia istnień i gatunków) – uległa zwielokrotnieniu od momentu, w którym rynki giełdowe zdecydowały się na zastosowanie sztucznej inteligencji, aby zoptymalizować przepływ aktywów. Ponieważ większość tych operatorów wysokich częstotliwości posługuje się niezwykle skomplikowanymi algorytmami w celu analizowania masy informacji wymienianych na rynkach giełdowych, funkcjonują one w skalach mikroczasowych niedostępnych dla człowieka. Obecnie czas przekazania informacji między giełdą a operatorem liczony jest w milisekundach. Wraz z innymi czynnikami ta nadzwyczajna kompresja czasu doprowadziła do paradoksu, jakim są, z jednej strony, spektakularne osłabienie i spadek stabilności rynków, a z drugiej, ich prawie nieograniczona siła destrukcji.
Nasuwa się więc pytanie, czy możliwe jest jeszcze powstrzymanie mechanizmów eksploatacji planety zmierzających ku ostatecznej destrukcji. Pytanie to jest tym bardziej aktualne, że nigdy wcześniej zależność między rynkiem a wojną nie była tak wyraźna jak teraz. W ubiegłych stuleciach wojna wyznaczała kierunki rozwoju technologicznego. Za sprawą rozmaitych urządzeń militarnych odgrywa tę rolę również dzisiaj, obok mechanizmów rynku, który z kolei w większym niż kiedykolwiek stopniu opiera się na modelu wojny16 – takiej jednak, która przeciwstawia gatunki, a także przyrodę istotom ludzkim. To ścisłe powiązanie kapitału, technologii cyfrowych, przyrody i wojny oraz nowy układ sił, jaki w jego wyniku powstaje, jest bez wątpienia najbardziej bezpośrednim zagrożeniem dla idei polityczności, która dotąd była podwaliną demokracji.Polityka wrogości – przypisy
4 Zob. Paul Gilroy, L’Atlantique noir. Modernité et double conscience, Éditions Amsterdam, Paris 2010 .
5 Ogólnie na ten temat: zob. Parkakunnel Joseph Thomas, Mercantilism and East India Trade, Frank Cass, London 1963; William J. Barber, British Economic Thought and India, 1690–1858, Clarendon Press, Oxford 1975.
6 Zob. Walter Johnson, River of Dark Dreams. Slavery and Empire in the Cotton Kingdom, The Belknap Press of Harvard University Press, Cambridge 2013.
7 Analiza porównawcza tej instytucji znajduje się w: Richard S. Dunn, A Tale of Two Plantations. Slave Life and Labor in Jamaica and Virginia, Harvard University Press, Cambridge 2014.
8 Antoine de Montchrestien, Traité d’économie politique, Droz, Geneve 1999 , s. 187.
9 Zob. na przykład: Josiah Child, A New Discourse of Trade, J. Hodges, London 1690, s. 197; Charles Devenant, Discourse on the Public Revenue and on the Trade, in The Political and Commercial Works. Collected and Revised by Sir Charles Whitworth, R. Horsfield, London 1967 , s. 3.
10 Zob. Christophe Salvat, Formation et diffusion de la pensée économique libérale française. André Morellet et l’économie politique du XVIIe siècle, Thèse, Lyon, 2000; Le libéralisme à l’épreuve: de l’empire aux nations (Adam Smith et l’économie coloniale), ed. Daniel Diatkin, „Cahiers d’économie politique” 1996, nr 27–28.
11 Zob. Histoire des populations de l’Europe. I. Des origines aux prémices de la révolution démographique, ed. Jean-Pierre Bardet, Jacques Dupaquier, Fayard, Paris 1998.
12 Na temat skali tych nowych form migracji zob. World Bank, Development Goals in an Era of Demographic Change. Global Monitoring Report 2015/2016, 2016 (dostępny na www.worldbank.org).
13 Zob. Migrations and Mobilities. Citizenship, Borders, and Gender, ed. Seyla Benhabib, Judith Resnik, New York University Press, New York 2009; Seyla Benhabib, Prawa innych. Przybysze, rezydenci i obywatele, przeł. Michał Filipczuk, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2015.
14 Termin „nowi mieszkańcy” bynajmniej nie oznacza, że nie było ich tu dawniej. „Nowy” odnosi się do zmiany ich statusu w naszych mechanizmach reprezentacji. Na ten temat zob. Bruno Latour, Face à Gaia. Huit conférences sur le nouveau régime climatique, La Découverte, Paris 2015.
15 Le sujet digital, ed. Claire Larsonneur, Les Presses du Réel, Paris2015, s. 3.
16 Pierre Caye, Critique de la déstruction, Les Belles Lettres, Paris 2015, s. 20.