Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Polowanie na zło - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
15 kwietnia 2020
Ebook
33,50 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
33,50

Polowanie na zło - ebook

Po raz pierwszy spotkali się na studiach. Jeden jest zabójcą. Drugi – detektywem.

Lucien Folter to jeden z najniebezpieczniejszych zabójców, z jakim mieli do czynienia agenci FBI. Ten wyrachowany geniusz zbrodni trzy i pół roku temu został skazany i odseparowany od społeczeństwa. Ujęciu przestępcy przysłużył się detektyw Robert Hunter, który znał Luciena z czasów studiów, gdzie obaj wykazywali się nadprzeciętną inteligencją. Folter podczas odsiadki skrupulatnie opracowywał plan odwetu na Hunterze. Kierowany żądzą zemsty ucieka z więzienia…

Nadszedł czas, by zrealizować plan.

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66512-02-3
Rozmiar pliku: 1 000 B

FRAGMENT KSIĄŻKI

Jeden

Tego ranka Jordan Weaver potrzebował dokładnie dwudziestu ośmiu minut i trzydziestu jeden sekund, aby przebyć czternaście i pół kilometra dzielące jego dom od miejsca pracy, czyli o jakieś dwanaście minut więcej niż zwykle. Wszystko przez zepsutą ciężarówkę, która częściowo blokowała jeden ze zjazdów z autostrady numer 58. Zaparkowanie samochodu i dotarcie od parkingu do wejścia dla personelu kosztowało go następną minutę i dwadzieścia dwie sekundy. Przebrnięcie przez ochronę, odbicie karty, pozostawienie torby w szafce i szybka wizyta w toalecie zajęły osiem minut i czterdzieści dziewięć sekund. Nalanie kawy z ekspresu i spacer korytarzem prowadzącym do stróżówki to kolejna minuta i dwadzieścia siedem sekund. To oznaczało, że Jordan Weaver – strażnik skrzydła szpitalnego w więzieniu federalnym w Wirginii – potrzebował czterdziestu minut i ośmiu sekund, aby pokonać dystans dzielący jego dom od najgorszych chwil jego życia.

Gdy Jordan wyszedł zza rogu i spojrzał na znajdującą się przed nim stróżówkę, poczuł ucisk w gardle, serce zaś zaczęło mu bić znacznie szybciej. Kwadratowe pomieszczenie z dużymi kuloodpornymi szybami nigdy, przenigdy, nie pozostawało bez nadzoru. Tymczasem teraz nie widział nikogo w środku. To pierwsza rzecz, która go zaniepokoiła. Druga to antywłamaniowe drzwi, które stały otworem, co stanowiło ogromne naruszenie regulaminu. Przeraził się jednak, upuścił kubek z kawą i zaczął się modlić do Boga, aby wszystko było tylko snem, dopiero na widok plam i smug krwi, które dostrzegł na jednej z szyb.

– Nie, nie, nie... – Jego słowa stawały się coraz głośniejsze, gdy przechodził od marszu do najszybszego sprintu. Z każdym krokiem wielki pęk kluczy, wiszący u jego pasa, obijał się z brzękiem o prawe udo.

Strażnik dopadł do wejścia w ciągu dwóch sekund. Wówczas koszmar stał się rzeczywistością.

Na podłodze stróżówki w ogromnej kałuży krwi leżeli Vargas i Bates. Ich odrzucone do tyłu głowy ukazywały straszliwe rany: głębokie rozcięcia biegnące przez całą szerokość szyi. Zarówno żyła szyjna wewnętrzna, tętnica, jak i krtań zostały rozpłatane.

– O kurwa!

Na drugim końcu pomieszczenia znajdował się pielęgniarz Frank Wilson – dwudziestoczteroletni Azjata, który niedawno ukończył Uniwersytet Old Dominion w Norfolk. Jego ciało spoczywało na obrotowym fotelu. Gardło poderżnięto mu z taką gwałtownością, że niewiele brakowało, aby doszło do dekapitacji. W przeciwieństwie do dwóch martwych strażników, mężczyzna miał otwarte, pełne przerażenia oczy. Wydawało się, że wpatruje się prosto w Jordana i nawet po śmierci nadal błaga o pomoc. Cała trójka została rozebrana do bielizny. Broń funkcjonariuszy również zniknęła.

– Jezu Chryste! Co się tutaj stało?

Roztrzęsiony Weaver przeszedł nad ciałem Vargasa, aby dotrzeć do panelu kontrolnego i włącznika alarmu. Gdy uderzył w niego otwartą dłonią, całą placówkę wypełnił ogłuszający ryk syren.

W zachodnim skrzydle szpitalnym znajdowało się osiem cel. Zgodnie z dokumentami obecnie zajęta była tylko ta z numerem jeden. Strażnik natychmiast spojrzał na ekrany zbryzganych krwią monitorów – dokładniej mówiąc, na ten znajdujący się na samym końcu po lewej.

Cela była pusta. Drzwi otwarte na oścież.

– Kurwa, kurwa, kurwa!

Weaver poczuł, jak miękną mu nogi. Pracował jako strażnik w skrzydle szpitalnym od dziewięciu lat, w tym czasie nie uciekł ani jeden więzień.

– Kurwa! – wrzasnął na całe gardło. – Jak to się stało, do ciężkiej cholery?

Ponownie rozejrzał się po stróżówce. Nigdy jeszcze nie widział tyle krwi. To więzienie o zaostrzonym rygorze, ale w ciągu tych dziewięciu lat nie zginął żaden ze strażników.

– Kuuuuurwa!

Nagle Jordan zamilkł, jego mózg zarejestrował coś, co wcześniej mu umknęło.

We wnętrzu uchylonej szuflady mrugało blade, białe światło.

– Co jest?

Ponownie musiał przestąpić nad ciałem Vargasa. Poślizgnął się w kałuży krwi, instynktownie wyciągnął przed siebie ręce, próbując się czegoś chwycić. Lewa dłoń nie napotkała nic na swojej drodze. Natomiast prawa zacisnęła się na uchylonej szufladzie. Starał się stanąć prosto, ale znowu się poślizgnął. Przytrzymał się szuflady, otwierając ją przy okazji do końca.

Nawet przez głośny ryk syren do jego uszu doleciało dziwne kliknięcie.

To ostatni dźwięk, jaki usłyszał, zanim jego głowa eksplodowała, stając się mieszaniną krwi, kości i substancji szarej.Dwa

NCAVC, czyli Narodowe Centrum ds. Analizy Przestępstw z Użyciem Przemocy, to specjalistyczny departament FBI, powołany w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym pierwszym roku, chociaż oficjalnie funkcjonował od czerwca tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego czwartego. Jego podstawowym zadaniem było wspieranie policji i pozostałych służb w dochodzeniach w niezwykłych lub powtarzających się przestępstwach, nie tylko w kraju, ale i na całym świecie.

Adrian Kennedy, dyrektor tej jednostki, koordynował większość jej działań z kwatery głównej, mieszczącej się w akademii FBI niedaleko miasta Quantico w Wirginii, albo ze swojego przestronnego biura położonego na najwyższym piętrze słynnego budynku J. Edgara Hoovera w Waszyngtonie. Jednak zrządzeniem losu, gdy tego poranka zadzwoniła jego komórka, Adrian nie przebywał w żadnym z tych dwóch miejsc. Przyleciał do Los Angeles, aby zakończyć prowadzone wspólnie z lokalną policją śledztwo w sprawie seryjnego mordercy.

– Pogrzeb agenta specjalnego Larry’ego Williamsa odbędzie się w Waszyngtonie za dwa dni – oznajmił Hunterowi i Garcii. Jego głos z natury był zachrypnięty, ale całe dekady palenia tytoniu jeszcze spotęgowały ten efekt. Teraz dodatkowo brzmiało w nim zmęczenie. – Pomyślałem, że może chcielibyście przyjechać.

– Załatwimy co trzeba i stawimy się – odpowiedział Robert. Sprawiał wrażenie równie zmęczonego. Wyraźne worki pod oczami zdradzały, jak mało spał w ostatnich dniach.

Carlos pokiwał głową.

– Na pewno przyjedziemy. Williams był świetnym agentem.

– Jednym z moich najlepszych – przytaknął smutno Adrian. – Przyjaźniliśmy się.

– Praca z nim była zaszczytem – dodał Hunter.

Dyrektor FBI zamilkł, wpatrując się w dal, jakby intensywnie nad czymś myślał. Wówczas poczuł telefon wibrujący w jego kieszeni. Uniósł palec wskazujący lewej dłoni, dając detektywom znak, żeby zaczekali chwilę, po czym odebrał połączenie.

– Adrian Kennedy – rzucił do słuchawki, a następnie słuchał przez moment. Po chwili na jego twarzy odmalowało się kolejno zdziwienie, niedowierzanie, a na koniec osłupienie.

– Co masz na myśli, mówiąc „zniknął”?

Te słowa sprawiły, że obaj mężczyźni spojrzeli na niego z wyczekiwaniem.

– Kiedy to się stało? – Cień obawy pojawił się w głosie Kennedy’ego.

– Co się dzieje? – zapytał Garcia.

Dyrektor na migi pokazał, aby mu nie przerywali.

– Jak, do ciężkiej cholery, to w ogóle możliwe? – Mówiąc to, wzruszył ramionami. Niepokój w jego głosie zamienił się w gniew. – Popraw mnie, jeśli się mylę, ale to miało być więzienie o zaostrzonym rygorze, prawda?

– ...

– W jaki sposób więzień takiej placówki mógł sobie wyjść na wolność z pilnie strzeżonego budynku, przekroczyć bramy i wszystkie punkty kontrolne, i nikt go po drodze nie zatrzymał? Co to za cyrk?

– ...

– Przepraszam, gdzie go przeniesiono? – Wściekłe spojrzenie Kennedy’ego napotkało zaniepokojony wzrok Huntera.

– ...

– Mimo wszystko ochrona powinna... – Adrian urwał w pół zdania. – Ilu strażników zabił?

Gdy usłyszał odpowiedź, przytknął dłoń do czoła i zaczął masować skronie kciukiem i palcem wskazującym.

– Pułapka w stróżówce? – Otworzył szeroko oczy. – Jakim cudem ją tam umieścił? I z czego ją zrobił?

– ...

– Jak, na litość boską, dostał...? – Ponownie przerwał, zdając sobie sprawę, że pytania „jak” nie mają już żadnego sensu. – Dobra. Natychmiast wydajcie ogólnokrajowy list gończy. Natychmiast, rozumiemy się? Ma dotrzeć do każdego komisariatu, nieważne jak małego. Wszyscy mają się tym zająć. Poinformujcie też Departament Sprawiedliwości, że poszukiwania zbiega będą koordynowane nie tylko przez szeryfów federalnych, ale także przez FBI. Chcę dostać nazwisko naczelnika więzienia. Ktoś beknie za tę niekompetencję. Możesz być pewien... Jest jeszcze coś? Co niby jeszcze może być?

Słuchał w milczeniu przez dłuższą chwilę.

– Czekaj, czekaj – przerwał w końcu rozmówcy. – Musisz mi to powtórzyć. Zrób głęboki wdech, uspokój się i powiedz jeszcze raz, ale powoli.

Kennedy zerknął na Huntera, na jego twarzy odmalował się ból.

– Jesteś pewny? – zapytał. – W porządku. – Wydawał się pokonany. – Wyślij mi zdjęcie, jako potwierdzenie. Teraz, słyszysz?

– ...

– Tak, teraz.

Adrian się rozłączył, żeby nie rzucić telefonem o ścianę, głęboko nabrał powietrza i trzymał je w płucach tak długo, jak tylko mógł.

– Co się stało? – zapytał z niepokojem Robert.

Brak odpowiedzi.

– Adrian. Co, do cholery, się stało?

Gdy mężczyzna w końcu na niego spojrzał, miał pustkę w oczach, wyglądał na zagubionego. Detektyw dostrzegł w nich coś jeszcze, ale nie potrafił tego zidentyfikować.

– Zniknął – odpowiedział Kennedy. – Uciekł. Wyszedł z więzienia federalnego o zaostrzonym rygorze, zupełnie jakby nikt go nie pilnował. Zabił po drodze trzech strażników i dwóch sanitariuszy.

– Kto uciekł? – dociekał Garcia. Był wyraźnie zdezorientowany. – Na pewno nie morderca, którego właśnie złapaliśmy. Nie został jeszcze skazany, zatem nie mógł trafić do więzienia federalnego, chociaż bez wątpienia to nastąpi.

– Nie, to nie jest morderca, którego właśnie złapaliście – potwierdził Adrian.

– No to kto to jest?

Dyrektor FBI popatrzył na Huntera. Robert ponownie zauważył coś w jego spojrzeniu, tym razem udało mu się to jednak rozpoznać. Mężczyźnie było przykro. W jego oczach kryła się swego rodzaju prośba o wybaczenie.

Detektyw poczuł ucisk w żołądku. Nie musiał pytać. Doskonale wiedział, czyje nazwisko zaraz padnie.

Carlos z kolei nie miał zielonego pojęcia, o kim mówi Kennedy, ale uchwycił nieme porozumienie pomiędzy nim a swoim partnerem.

– Kto uciekł? – naciskał dalej.

– Lucien – oznajmił w końcu Adrian.

– Lucien? – Garcia wodził wzrokiem po obu rozmówcach. – Jaki Lucien?

Hunter otworzył oczy, ale się nie odezwał. Dyrektor podjął się wyjaśnienia.

– Lucien Folter.

Gdy wypowiedział te słowa, postawa Roberta uległa zmianie: teraz sprawiał wrażenie udręczonego.

Carlos nigdy jeszcze nie widział swojego partnera w takim stanie. Gdyby nie znał go tak dobrze, uznałby, że ten się boi.

– Kim, do jasnej cholery, jest Lucien Folter?Trzy

Robert był jedynakiem, jego rodzice należeli do klasy średniej. Mieszkali w Compton, dość ubogiej dzielnicy w południowej części Los Angeles. Jego matka przegrała walkę z rakiem, kiedy miał zaledwie siedem lat. Ojciec nie ożenił się ponownie i musiał pracować na dwa etaty, żeby dać radę samotnie wychować syna. Od najmłodszych lat było oczywiste, że Hunter jest inny niż rówieśnicy. Wyciągał wnioski szybciej od pozostałych dzieci. Szkoła go nudziła i frustrowała. Rozwiązał wszystkie zadania z podręczników do szóstej klasy w mniej niż dwa miesiące, więc żeby się czymś zająć, przerobił następnie materiał siódmej, ósmej i dziewiątej klasy. Wówczas dyrektor szkoły skontaktował się z Komisją Edukacji w Los Angeles i po całym szeregu testów i egzaminów, w wieku dwunastu lat, Robert dostał stypendium w szkole dla uzdolnionych Mirman. Gdy miał czternaście lat, ukończył już program z angielskiego, historii, matematyki, biologii i chemii. Czteroletnie liceum udało mu się skończyć w dwa lata i w wieku piętnastu lat opuścił szkołę z wyróżnieniem. Otrzymawszy rekomendacje od wszystkich nauczycieli, Hunter został przyjęty „na szczególnych warunkach” na Uniwersytet Stanforda. Co prawda Robert był przystojnym chłopakiem, ale jego młody wiek, niezwykle szczupła budowa ciała i nietypowy styl sprawiły, że dziewczyny się nim w ogóle nie interesowały, natomiast stał się łatwym celem dla szkolnych osiłków. Nie garnął się do sportu, wolny czas wolał spędzać w bibliotece, niezwykle szybko pochłaniając książki z mnóstwa różnych dziedzin. Właśnie wtedy odkrył w sobie fascynację kryminologią i procesami myślowymi tych, których nazywamy „złymi”.

Utrzymanie najwyższej średniej na studiach nie stanowiło dla niego problemu, w przeciwieństwie do nawiązywania relacji z innymi. Szybko miał dosyć tego, że silniejsi nim pomiatają, biją i nazywają „wykałaczką”. Za radą przyjaciela zapisał się na siłownię i na zajęcia walki wręcz. Nie przejmował się fizycznym wyczerpaniem, ćwiczył niczym profesjonalny kulturysta. Rok intensywnych treningów przyniósł widoczne efekty: jego ciało stało się znacznie bardziej umięśnione. „Wykałaczka” przeistoczył się w wysportowanego chłopaka, który w niecałe dwa lata uzyskał czarny pas w karate. Zaczepki osiłków ustały, przyciągnął też uwagę dziewcząt.

W wieku dziewiętnastu lat Hunter uzyskał tytuł magistra psychologii – summa cum laude – cztery lata później został zaś doktorem kryminalnej analizy behawioralnej i biopsychologii. Dzięki jednemu z profesorów jego praca doktorska zatytułowana Zaawansowane badania psychologiczne nad działalnością kryminalną stała się materiałem obowiązkowym w akademii FBI w Quantico w Wirginii.

Zaledwie dwa tygodnie po uzyskaniu doktoratu cały świat Roberta legł w gruzach po raz drugi.

Od trzech i pół roku jego ojciec pracował jako ochroniarz w Bank of America na Avalon Boulevard. Podczas napadu został postrzelony w klatkę piersiową. Operowano go przez kilka godzin, po czym zapadł w śpiączkę. Nic więcej nie dało się zrobić. Można było tylko czekać.

Zatem Robert czekał. Siedział u boku ojca i patrzył, jak jego stan stopniowo się pogarsza. Po dwunastu tygodniach zmarł. Ten czas odmienił Huntera. Mógł myśleć tylko o zemście. Kiedy policja powiedziała, że nie mają żadnego podejrzanego, do Roberta dotarło, że morderca ojca nie zostanie złapany. Poczuł się całkowicie bezsilny, to z kolei przepełniło go wściekłością. Po pogrzebie doszedł do wniosku, że studiowanie umysłów przestępców to za mało. Zawsze będzie za mało. Musiał zacząć ich ścigać osobiście.

Po dołączeniu do policji Hunter błyskawicznie awansował: został najmłodszym detektywem w historii Los Angeles. Szybko przeniesiono go również do sekcji specjalnej wydziału zabójstw, która zajmowała się wyłącznie sprawami seryjnych morderców, wymagającymi znacznych nakładów pracy i wiedzy eksperckiej. Jeśli chodziło o morderstwa, Los Angeles to zupełnie niezwykłe miejsce. Nie ma drugiego takiego na całym świecie. Z jakiegoś powodu przyciągało, a być może nawet i rodziło szczególny rodzaj psychopatów, co z kolei skłoniło burmistrza i samą policję do stworzenia jeszcze bardziej elitarnej jednostki wewnątrz sekcji specjalnej. Przestępstwa, które cechowała przytłaczająca wprost dawka sadyzmu i brutalności, oznaczano jako „szczególnie okrutne”. Robert dowodził jednostką, która przejmowała takie właśnie sprawy. W swoim życiu widział więcej okropieństw niż jakikolwiek inny policjant... kiedykolwiek. Nic go nie przerażało ani nie szokowało. Dlatego Garcia był tak zaskoczony.

– Kim, do cholery, jest Lucien Folter? – zapytał ponownie, zerkając na Kennedy’ego i Huntera.

Żaden z nich nie spojrzał mu w oczy.

– Robert. – Tym razem ton Carlosa przypominał ton ojca dyscyplinującego nieposłuszne dziecko. – Kim, do cholery, jest Lucien Folter?

– Mówiąc w skrócie...

Hunter popatrzył w końcu w oczy partnera, jednak odpowiedź nadeszła od Adriana. Jego głos brzmiał jeszcze bardziej złowieszczo niż przed chwilą.

– Lucien Folter to...

Garcia odwrócił się do niego.

– ...zło w ludzkiej postaci.Cztery

Zanim poinformowano dyrektora Kennedy’ego o ucieczce więźnia, Lucien Folter zdążył już przekroczyć granicę pomiędzy stanami Wirginia i Tennessee i szybko się zbliżał do miasta Knoxville. Zamierzał dotrzeć do niewielkiej drewnianej chatki, znajdującej się na mokradłach południowej Luizjany. Wiedział jednak, że najgorszą rzeczą, jaką mógł teraz zrobić, była dalsza ucieczka. Do tej pory z pewnością podniesiono alarm w więzieniu o zaostrzonym rygorze, z którego się wydostał, i przekazano informacje FBI i prokuratorowi generalnemu. Szeryfowie federalni niechybnie są już w gotowości. Jego zdjęcie nie pojawi się w porannych gazetach – było na to za mało czasu – ale media błyskawicznie przedstawią specjalne komunikaty na temat jego zbrodni. Do południa w całym kraju wprost zaroi się od podobizn Luciena Foltera. Przed dalszą podróżą będzie musiał zmienić wygląd – i to drastycznie – ale do tego potrzebował kilku rzeczy. Na szczęście w mieście tak dużym, jak Knoxville, powinien je bez trudu znaleźć. Najpierw jednak musiał załatwić jeszcze jedną rzecz: pozbyć się srebrnego chevroleta colorado, którym jechał.

Pick-up należał do strażnika więziennego, Manuela Vargasa. Po zamordowaniu wszystkich w stróżówce Lucien zabrał ubrania ofiar, ich broń, portfele i kluczyki do samochodów. Od wszczęcia alarmu nie upłynie dużo czasu, aż zorientują się, że oddalił się jednym z tych aut. Miał absolutną pewność, że każdy gliniarz w kraju szuka w tej chwili tego chevroleta. Musiał go porzucić, i to szybko.

Gdy zbieg zastanawiał się nad dostępnymi możliwościami, los się do niego uśmiechnął. Jakieś dwieście metrów przed nim, po prawej stronie, znajdował się zjazd na parking. Widział, że stoi tam tylko jeden samochód: czarne audi A6, jeden z najnowszych modeli.

– Witaj – powiedział pod nosem Lucien i skręcił. Gdy przejeżdżał obok zaparkowanego auta, zobaczył, że siedzi w nim kobieta rozmawiająca przez telefon. Była sama.

– Idealnie.

Zatrzymał się cztery miejsca dalej i bacznie zlustrował wzrokiem okolicę. Przyjrzał się dokładnie pobliskim krzakom na wypadek, gdyby jakiś pasażer audi wybrał się tam za potrzebą. Po chwili się uśmiechnął i skierował całą swoją uwagę na czarny samochód. Wszystkie okna były pozamykane. Kobieta za kierownicą wyglądała na jakieś czterdzieści lat. Niewiele brakowało, aby móc nazwać ją piękną: miała nieco zbyt spiczastą brodę, a nos za bardzo okrągły. Czarne włosy nosiła krótko obcięte. Miała na sobie cienką, brązową skórzaną kurtkę.

Aby nie wzbudzać podejrzeń, Lucien wysiadł i zaczął oglądać opony z lewej strony swojego auta. Przez kolejne dwadzieścia sekund ukradkiem ją obserwował. Ręka z telefonem zasłaniała jej usta, zatem nie był w stanie czytać z ruchu warg, ale wyraz twarzy i sposób, w jaki gestykulowała, sugerowały, że się z kimś kłóci.

Folter obszedł pick-upa dookoła i udawał, że sprawdza pozostałe opony, a tak naprawdę wypatrywał innych pojazdów zbliżających się do parkingu. Żadnego nie dostrzegł. Zerknął zatem w stronę audi. Kobieta skończyła rozmawiać, zgarbiła się, zamknęła oczy i oparła głowę o kierownicę. To oczywiste, że kłótnia nie zakończyła się zbyt dobrze.

To jego szansa.

Otrzepał dłonie, przejrzał się w bocznym lusterku i powoli podszedł do drugiego samochodu.

Miał ponad sto osiemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, musiał się więc pochylić, aby kobieta mogła zobaczyć w oknie jego twarz.

– Przepraszam panią.

Lucien był doskonałym aktorem: potrafił naśladować dowolny akcent i modulować swój głos tak, jak tylko miał ochotę. Teraz odezwał się łagodnym, głębokim tonem, idealnie odzwierciedlając sposób mówienia charakterystyczny dla mieszkańców Tennessee, który działał niemalże hipnotyzująco.

Kobieta nadal miała zamknięte oczy, dłonie zaś i czoło opierała na kierownicy. Folter widział na jej palcu serdecznym ślad po obrączce. Skóra w tym miejscu była delikatnie odgnieciona.

Nic nie odpowiedziała.

– Proszę pani? – rzucił ponownie, po czym ostrożnie zapukał w szybę.

Nagły dźwięk ją przestraszył. Podskoczyła w fotelu, oddech uwiązł jej w gardle. Przekręciła głowę w lewo i skierowała na niego spojrzenie niebieskich, załzawionych oczu.

– Dobrze się pani czuje? – zapytał z troską w głosie.

– Co? – Zaskoczona kobieta nie opuściła szyby. Wydawała się zirytowana tym, że nieznajomy mężczyzna ją zaczepia.

– Bardzo przepraszam – powiedział czarująco Lucien. – Nie chciałem się wtrącać, ale zobaczyłem, że opiera pani głowę na kierownicy, a teraz dostrzegam, że pani płakała. Zastanawiam się, czy dobrze się pani czuje. Wszystko w porządku? Może chce się pani napić wody?

Przez kilka chwil obserwowała go w milczeniu. Bez wątpienia był przystojny: wysoki, umięśniony, miał wydatne kości policzkowe i silnie zarysowaną szczękę. Z jego spojrzenia wyzierały dobroć, a także wiedza i doświadczenie. Ciemne włosy zasłaniały mu uszy, miał też gęstą, ale starannie utrzymaną brodę.

Następnie spojrzała na jego ubranie: granatowy strój, przypominający wojskowy mundur. Na prawym ramieniu znajdował się duży symbol, ale nie potrafiła go rozpoznać. Nad kieszenią na piersi widniała naszywka o treści „M. Vargas”. Szeroki, czarny pas otaczał jego talię.

– Jest pan policjantem? – W jej oczach dalej czaiły się zdziwienie i wahanie.

Mężczyzna widział teraz swoją szansę na to, aby skłonić ją do opuszczenia szyby w oknie. Wskazał na swoje ucho i pokręcił delikatnie głową, jakby bariera szkła w połączeniu z hałasem autostrady wszystko zagłuszała.

– Przepraszam, co pani powiedziała?

Podziałało, a przynajmniej częściowo, ponieważ szyba zjechała do połowy wysokości, po czym kobieta powtórzyła swoje pytanie.

Lucien uśmiechnął się wstydliwie.

– Niezupełnie, proszę pani. – Ustawił się tak, żeby mogła przeczytać napis na prawym ramieniu munduru. – Jestem strażnikiem w więzieniu federalnym Lee. Właśnie skończyłem zmianę. – Nie dał jej szansy na wtrącenie czegokolwiek. – Dlaczego pani pyta? Potrzebna pomoc policji? Dlatego się pani zatrzymała? Mogę wezwać ich przez radio w moim aucie, przyjadą szybciej niż po zgłoszeniu telefonicznym.

Ton jego głosu i mimika wyrażały tak wiele troski, że jej wątpliwości niemalże się rozwiały.

– Nie, nie potrzebuję policji, dziękuję. Zjechałam na ten parking, ponieważ musiałam przeprowadzić rozmowę przez telefon. – Jej głos wyraźnie posmutniał. – W dodatku nieprzyjemną. – Wzruszyła ramionami. – Nie byłam w stanie prowadzić, rozmawiać i... płakać jednocześnie.

Uśmiechnął się do niej, głównie dlatego, że docenił jej poczucie humoru, mimo rozmowy o czymś, co wyraźnie ją bolało.

– Bardzo przykro mi to słyszeć. Czy mogę pani jakoś pomóc? Chce się pani napić wody? A może zjeść batona? Cukier czasami czyni cuda. Mam kilka w samochodzie – rzucił, wskazując kciukiem swój pojazd.

Kobieta opuściła szybę do końca i jeszcze raz mu się bacznie przyjrzała. Zyskał wówczas pewność, że wystarczająco ją urobił, aby mógł posunąć się dalej. Nie postrzegała go już jako zagrożenia. W końcu dlaczego by miała? Przystojny, uprzejmy i wygadany mężczyzna przejawia troskę o jej samopoczucie, w dodatku pracuje jako strażnik więzienia federalnego i zaoferował wezwanie policji przez radio, jeśli tylko by tego chciała.

Uniosła brwi do góry i powiedziała:

– Teraz przydałoby mi się coś mocniejszego niż woda.

Lucien się uśmiechnął.

– Doskonale panią rozumiem. Niestety w tej chwili mogę zaproponować wyłącznie wodę... – Zamilkł i potarł szczękę. – Albo papierosa.

Przestał już palić, ale widział kilka paczek w schowku ukradzionego pick-upa.

– Rzuciłam dwa lata temu – odparła, przechyliwszy głowę na bok. Wydawała się zamyślona. – Wie pan co? Pieprzę. Zrobiłam to, żeby zadowolić tego zdradzieckiego, bezużytecznego gnoja. – Wzruszyła ramionami. – On też niech się pieprzy. – Spojrzała na niego. – Tak, chętnie bym zapaliła.

– W porządku, zaraz wracam.

Folter obrócił się na pięcie i poszedł do swojego auta. Gdy otworzył schowek, usłyszał, jak drzwi audi najpierw się otworzyły, a potem znowu zamknęły. Powstrzymał wypełzający na wargi uśmiech. Kiedy się odwrócił, kobieta opierała się o samochód, patrząc w dal w kierunku autostrady. Podszedł do niej z otwartą paczką, z której wysunął jednego papierosa, i ją poczęstował.

– Dziękuję – odparła, przyjąwszy papierosa.

Lucien wziął również jednego dla siebie, po czym wyciągnął zapalniczkę. Oczywiście najpierw zaoferował ogień kobiecie.

Gdy zaciągnęła się po raz pierwszy, zamknęła oczy i odchyliła głowę do tyłu w niemalże zmysłowy sposób. Na jej twarzy malowała się czysta rozkosz, której poddała się niechętnie.

– O Boże! – zawołała, patrząc na papierosa trzymanego w dłoni. – To jest taaakie dobre.

Mężczyzna również się zaciągnął, ale nie wypowiedział ani słowa. Zamiast tego dyskretnie się jej przyglądał.

Kobieta miała jakieś sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu i bujne kształty. Zadbane paznokcie z pewnością stanowiły dzieło profesjonalnej manikiurzystki. Nosiła ubrania i buty od znanych projektantów, a jej prawy nadgarstek zdobił zegarek marki Omega Constellation warty trzy tysiące dolarów.

Folter zerknął w stronę autostrady. Żadne auto nie kierowało się na parking, ale mężczyzna zdawał sobie sprawę z tego, że dalsze igranie z panią Fortuną to wielkie ryzyko. A on nie zamierzał go podejmować.

– Tak, to prawda – odparł w końcu, stając przed samochodem. – Rzucałem już kilka razy, ale zawsze wracałem. I tak wszyscy w końcu umrzemy, prawda? Możemy chociaż mieć coś przyjemnego z życia.

– Zapalę za to – skomentowała kobieta, zaciągając się ponownie, po czym dołączyła do Luciena.

Ustawiła się dokładnie tam, gdzie chciał. Audi zapewniało teraz osłonę przed ciekawskimi oczami z autostrady.

Kobieta oparła się o maskę auta.

– Jestem Alicia – oznajmiła, wyciągając do niego dłoń. – Alicia Campbell.

– Miło mi cię poznać – odpowiedział, podając jej rękę. – Ja jestem Lucien. Lucien Folter.

Kobieta zmarszczyła brwi.

– Lucien Folter? – zapytała sceptycznie, po czym wskazała na naszywkę z nazwiskiem na jego mundurze. – To kim jest M. Vargas?

Mężczyzna zamknął na moment oczy, zupełnie jakby usiłował sobie coś przypomnieć. Gdy ponownie je otworzył, jego wygląd zmienił się diametralnie. Kiedy się odezwał, nadal mówił spokojnie, niczym duchowny, ale wcześniejszy akcent Tennessee całkowicie zniknął. Spojrzenie jego oczu przeraziło Alicię.

– Aaa, on? Nie przejmuj się nim. Ten mundur już mu nie będzie potrzebny. Nigdy. – Mrugnął do niej i ścisnął jej dłoń tak mocno, że nie potrafiłaby jej uwolnić. – Tak samo jak ty nie będziesz potrzebowała swojego samochodu. Nigdy.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: