Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Poppy Pym i klątwa faraona - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
6 lipca 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Poppy Pym i klątwa faraona - ebook

Poznajcie nową koleżankę – oto Poppy Pym!


Książka zwyciężyła w konkursie Montegrappa Prize for New Children’s Writing.

Poppy Pym dorastała w cyrku, jedząc na śniadanie watę cukrową i ucząc się poskramiania lwów… W końcu jej cyrkowa rodzina zadecydowała, że potrzeba jej bardziej tradycyjnej edukacji i wysłała ją do szkoły z internatem. Z początku Poppy ma problem z przystosowaniem się do życia w St Smithen’s,  które znacznie różni się od cyrku. Ale kiedy w szkole pojawia się staroegipski rubin i zaczynają się dziać niebezpieczne rzeczy, Poppy musi wziąć sprawy w swoje ręce i ocalić nowy dom oraz rozwiązać tajemnicę klątwy faraona!

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-3296-5
Rozmiar pliku: 5,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

– To, czego ci potrzeba, Poppy, to odrobina stabilności. Ciut ładu! – zawołała Madame Pym i klasnęła w dłonie.

Obie wisiałyśmy do góry nogami, dwanaście metrów nad ziemią. Kobieta nieznacznie zmieniła środek ciężkości na trapezie, a szopa jej kręconych, czarnych włosów zaskwierczała i nastroszyła się we wszystkie strony, jakby wetknęła mokry palec do tostera.

Moje długie, mysie warkocze wisiały niczym liny do wspinaczki. Zacisnęłam usta. Nie chciałam kolejny raz poruszać tego tematu.

– Powinnaś spędzać więcej czasu z rówieśnikami. Musisz iść do porządnej szkoły, gdzie nauczysz się normalnych rzeczy. Takich, których jedenastolatka powinna się uczyć – ciągnęła.

Westchnęłam donośnie, takim westchnięciem, które zaczęło się w palcach stóp i dotarło aż do czubka głowy.

– Przecież się uczę normalnych rzeczy – bąknęłam i podciągnęłam się, żeby się podrapać po kolanie.

Zaczęłam jej opowiadać, jak klaun Chichotek tego ranka zrobił mi wykład ze wspaniałej, przepełnionej melancholią historii starożytnej pantomimy, ale Pym wpadła mi w słowo.

– No właśnie! Nie sądzę, żeby ktokolwiek zaliczył ci to jako lekcję prawdziwej historii, moja droga. Masz prawie dwanaście lat i więcej nie zdołamy cię nauczyć w naszym cyrku. Najwyższy czas na poważnie pomyśleć o szkole.

To właśnie początek mojego opowiadania. Nigdy wcześniej nie pisałam prawdziwego opowiadania, ale wydaje mi się, że początek to dobre miejsce, żeby zacząć. Właściwie to powinnam uprzedzić, że to zakręcona, a wręcz wywrócona na lewą stronę historia, bo w większości książek, jakie czytałam, dzieci uciekają ze szkoły, żeby wstąpić do cyrku, a nie odwrotnie. Pewnie myślicie, że ten epizod w cyrku powinien znaleźć się na końcu, a nie na początku. Cóż, opowiadania, zupełnie jak robaki, to sprytne bestie i czasem trudno odróżnić początek od końca. A w ogóle to jest moja historia i jeśli chcecie mieć inne rozpoczęcie, to możecie je sobie dopisać na górze strony. Przecież nie zrobię wszystkiego za was. Bycie autorką to nie przelewki.

Ale wróćmy lepiej do samego początku, to opowiem wam o Spektakularnym Wędrownym Cyrku Madame Pym i o tym, jak znaleziono w nim piękne i wspaniałe dziecko. Tej pamiętnej nocy, kiedy publiczność rozeszła się już do domów, cała trupa cyrkowa zajęta była próbami w wysokim namiocie. Niesamowity Marvin, mag nadzwyczajny, nachylił się nad błyszczącym, czarnym cylindrem. Wsadził do niego rękę aż po samo ramię, pogmerał chwilę i wyciągnął ze środka naburmuszonego kurczaka.

– Och, Marvin. Tylko nie znowu to samo – westchnęła żona, a zarazem asystentka Marvina, Doris. – Będziemy musieli dobudować kolejne skrzydło do kurnika.

Nadąsany drób nastroszył pióra i oddalił się, gdacząc znacząco i dając wszystkim do zrozumienia, że nie życzy sobie bycia wyciąganym z kapelusza. DZIĘKUJĘ BARDZO.

– Chwileczkę – powiedział Marvin, z jedną ręką wciąż tkwiącą w cylindrze. – Coś tu jeszcze jest. Coś… dużego.

– Ojej – jęknęła Doris. – Mam nadzieję, że to nie następny indyk. Robią okropny rwetes.

Marvin zajrzał do środka.

– Nie wydaje mi się… – wymruczał i wsadził drugą rękę do kapelusza, pochylając się tak bardzo, że zniknął w nim do połowy. – A niech mnie! – zabrzmiał jego głos z oddali.

Po chwili mężczyzna wynurzył się z naręczem koców.

– Co to jest, kochanie? – zapytała Doris, spoglądając zza grubych szkieł okularów.

– No… to… to… SZYBKO, CHODŹCIE WSZYSCY! – krzyknął Marvin.

Cyrkowcy zjawili się niemal natychmiast. Przybył smutny klaun Chichotek, wesoły klaun BoBo, ekwilibrystki Tina i Tawna wykonujące akrobacje na koniach, poskramiacz lwów Luigi Tranzorri, miotaczka noży Bystrooka Sheila oraz muskularny siłacz Boris von Jurgen. Nawet Fanella, osławiona włoska połykaczka płomieni, przybyła z Otisem, długim, pomarańczowym wężem owiniętym wokół jej ramion niczym szal boa. Na końcu zjawiła się Madame Pym we własnej osobie, aranżerka cyrkowa, wróżka i nieustraszona akrobatka powietrzna.

– Co tu się wyprawia, u licha?! – zapytała zniecierpliwiona Pym, która była niezwykle twarda, ale za to bardzo niska i musiała wyginać szyję, żeby spojrzeć na Marvina. – Cóż to za poruszenie? – burknęła. – Tylko nie mów, że znowu wyciągnąłeś ośmiornicę. Nieźle się namęczyliśmy poprzednim razem, żeby ją włożyć z powrotem.

– To był JEDEN RAZ – zdenerwował się Marvin, ale szybko przypomniał sobie o ważnej sprawie. – Poza tym to zupełnie co innego – dodał nerwowo, wciąż ściskając zawiniątko.

– Oby nie kolejny…

– …kurczak – zaśpiewały Tina i Tawna.

Lubiły kończyć własne zdania i nie przepadały za tymi wszystkimi omletami, które musiały jeść za każdym razem, gdy cylinder Marvina wypluwał z siebie kurczaki.

Pym przyjrzała się uważnie tobołkowi w rękach Marvina. Pozostali utworzyli krąg wokół nich i westchnęli, kiedy kobieta odwinęła rąbek koca, ukazując duże oczy niemowlęcia brutalnie wyrwanego z przyjemnej drzemki. Do zawiniątka dołączony był skrawek papieru.

Wszyscy wstrzymali oddech, kiedy Pym odczepiła kartkę i przeczytała wiadomość.

Wtem, jakby chcąc powiedzieć: „No i na co się wszyscy gapicie?”, niemowlę zaczęło płakać. I nie przestawało. Było bardzo głośne.

Pym wzięła dziecko od Marvina, a cyrkowcy skupili się wokół niej, starając się mówić jak najgłośniej.

– Cóż my z nią zrobimy, na niebiosa?! – zawołał Luigi, który tak naprawdę nazywał się Lord Lucas, czternasty hrabia Burnshire, ale uznał, że Luigi to znacznie lepsze imię dla tresera lwów.

– Biedna kruszynka – mruknęła Doris. – Marvin, leć po dodatkowy koc dla tego słodkiego maleństwa.

– Trzeba nam zadzwonić na policja – powiedziała Fanella, przeciągając samogłoski i machając po królewsku w stronę migoczącego w oddali miasta. – To nie nasz problem.

– Tak! Tak! – wykrzyknęła Tina. – Powinniśmy…

– …zawiadomić władze – dokończyła Tawna.

– Nie – orzekła Pym stanowczo i wszyscy, łącznie z dzieckiem, umilkli. – Słyszeliście wiadomość. Naszym obowiązkiem jest się nią zająć i uczynić szczęśliwą. Zostanie jedną z nas.

Pym miała zamglony wzrok, który oznaczał, że miała Wizję Przyszłości, a wszyscy, którzy ją znają, wiedzą, że z Wizją Przyszłości się nie dyskutuje.

W związku z tym cała trupa poderwała się do działania.

– Mam wspaniałą skrzynię, z której można zrobić śliczne łóżeczko – zaoferował Luigi. – Moja ukochana Jaskier w niej spała, kiedy była malutkim lwiątkiem. – Otarł łzę.

– Pójdę podgrzać mleko – oświadczył Niesamowity Marvin i zniknął w kłębach dymu i przy błysku światła.

– Ale jak ją nazwiemy? – zapytała Bystrooka Sheila, przeszywając niemowlę stalowym spojrzeniem.

Maleństwo schowało się pod pachą Pym, ale zaraz wyjrzało, bo piorunujący wzrok Sheili zamienił się w ciepły uśmiech.

– Jest bardzo czerwona. Nazywamy ją Pomidor – powiedziała stanowczo Fanella. – To piękne imię.

Klasnęła dwa razy, zaznaczając, że decyzja właśnie zapadła.

Nastąpiła chwila pełnej napięcia ciszy, zanim Pym zdecydowała się przemówić.

– Wspaniały pomysł, Fanello… Ale być może inna czerwona rzecz okaże się lepsza. Co powiecie na… Poppy, czyli mak¹? Przypomina piękny, czerwony kwiat.

Jeśli jeszcze nie odgadliście, tym dzieckiem byłam ja, ta sama Poppy, która opowiada wam tę historię.

Fanella wzruszyła ramionami.

– Myślę, że Pomidor bardziej do niej pasuje, ale twoja wola.

– Tak, tak, Poppy! – zakrzyknęli pozostali.

I tak właśnie zostałam Poppy Pomidor Pym.

Po porcji ciepłego mleka Pym zabrała mnie do swojego wozu, gdzie spałam obok jej łóżka w małej lwiej skrzynce wypełnionej słomą.

Tak oto zakończyła się moja pierwsza noc w cyrku, gdzie spędziłam resztę mojego dotychczasowego życia. Nieźle, co? Przed chwilą dałam do przeczytania pierwszy rozdział Marvinowi. Stwierdził, że jestem urodzoną pisarką, chociaż nie był zbytnio zadowolony, że wspomniałam o incydencie z ośmiornicą. Wyjaśniłam mu, że to istotna część fabuły, na co on powiedział: „Tak, istotna według Fanelli, ponieważ ona TWIERDZI, że ośmiornica ukradła jeden z jej kolczyków, ale nikt tego NIGDY nie udowodnił”. Potem się pogniewał, spalił raka i zaczął udawać prawnika, bardzo głośno powtarzając w kółko „SPRZECIW”, więc sobie poszłam.

W każdym razie najważniejszą rzeczą w pierwszym rozdziale jest to, że kończy się moim pojawieniem się w cyrku². Dostałam imię i zyskałam rodzinę. Byłam w domu.Rozdział 2

Pewnie wam się wydaje, że dorastanie w cyrku to jedna nieskończona impreza, ale uwierzcie mi, to nie tylko wata cukrowa i białe kucyki. To znaczy częściowo owszem, ale najpierw trzeba udać się na lekcję robienia waty, żeby być pewnym, że ma idealnie różową barwę i jest odpowiednio puszysta. A już na pewno nie chcecie wiedzieć, co wychodzi z tyłu tych uroczych koników. Zdradzę wam jeszcze coś: jeśli zjecie za dużo waty cukrowej, na przykład cztery, POCHORUJECIE SIĘ. Dorośli często o tym przynudzają, ale ja sama przeprowadziłam kilka odważnych eksperymentów, żeby mieć pewność.

Mimo wszystko moje pierwsze jedenaście lat podróży po kraju z moją nową rodziną było niesamowitym doświadczeniem. Nauczyłam się historii naturalnej i zoologii od Luigiego, jazdy konnej i gimnastyki (czasami jednocześnie) od Tiny i Tawny, a także gotowania, księgowości i astrofizyki od Doris (niegdyś była naukowcem i światowej sławy wynalazcą). Pym nauczyła mnie niemal wszystkiego innego, łącznie z karkołomnymi akrobacjami na trapezie. Ale chyba najlepsze z tego wszystkiego były całe godziny spędzone na czytaniu z Niesamowitym Marvinem.

Czytaliśmy wszystko, co wpadło nam w ręce, ale naszymi ulubionymi książkami stała się seria o detektywie Dougiem Valentinie. Opowiada o chłopcu o imieniu Dougie i jego psie Snoopsie. Tych dwoje rozwikłuje najbardziej zagmatwane zagadki i sprawia, że przemytnicy przyznają się do swoich win, podczas gdy policja czeka za drzwiami, a Dougie i Snoops wiszą związani nad dziurą w podłodze wypełnioną krokodylami, a lina ma zaraz pęknąć. Genialne. (W tym miejscu chyba warto dodać, że ta historia również jest o rozwiązywaniu zagadki, ale nie ma w niej przemytników i krokodyli. A ja nie mam psa, chociaż wiadomo, że dobrze bym się nim zajmowała i codziennie wyprowadzała na spacer).

Pewnego dnia, zaraz po moich jedenastych urodzinach, w cyrku zjawiła się wielka gromada dzieci. Może wam się wydawać, że to nic niezwykłego i w większości wypadków mielibyście rację, ale TE dzieciaki przybyły z dyrektorką szkoły, a ta dyrektorka porozmawiała z Pym i tak właśnie znalazłam się w kompocie. (Tak zawsze mówi Luigi, kiedy jest w kiepskiej sytuacji). Dyrektorka zarządzała elegancką szkołą z internatem zwaną Saint Smithen’s i, jak się później dowiedziałam, wypytywała Pym o mnie i moją naukę w cyrku. Pym wyjaśniła, że codziennie mam lekcje ze wszystkimi członkami mojej cyrkowej rodziny, i zaprezentowała kobiecie moje prace, na przykład absolutnie porywające opowiadanie o wiewiórkach ninja oraz szkice kilku nowych magicznych sztuczek. Potem razem z panią dyrektor roztrząsały sprawy stypendiów, zapisów dla uzdolnionych uczniów i mnóstwa innych głupstw. Pym przedyskutowała sprawę z resztą cyrkowej rodziny i wszyscy się zgodzili, że to najwyższy czas, abym poszła do prawdziwej szkoły, a następnie wciągnęli mnie w zasadzkę… czyli przekazali mi wieści. Powiedzmy, że nie przyjęłam tego najlepiej. Właśnie dlatego odbyłam dyskusję z Pym, wisząc do góry nogami pod samym dachem wysokiego namiotu.

– Poppy, uważam, że powinnaś iść do normalnej szkoły i poznać kolegów w twoim wieku – oznajmiła Pym w odpowiedzi na moje sprzeciwy. – Będziesz przyjeżdżać na wakacje. Przecież to nie na wieczność.

Oczy zaczęły mnie piec, a dolna warga (a może raczej górna, skoro wisiałam do góry nogami?) zaczęła drżeć w sposób, który Dougie Valentine, zaprawiony w bojach chłopiec-detektyw, nazwałby haniebnym. Problem w tym, że nie chciałam iść do żadnej szkoły. Nie miałam zamiaru opuszczać cyrku. Poza tym, co ja miałabym na tym zyskać? Co prawda nigdy wcześniej nie chodziłam do szkoły, ale byłam przekonana, że wolę wisieć głową w dół na trapezie, niż drapać się w głowę na lekcji matematyki. Niestety płakanie do góry nogami jest jeszcze gorsze niż płakanie we właściwą stronę, więc bez słowa podciągnęłam się i zeszłam po drabinie. Stanęłam na twardej ziemi, a moje łzy zaczęły spadać, zamiast się wznosić.

Pym znalazła się tuż za mną, położyła mi dłoń na ramieniu i delikatnie odkręciła do siebie. Ona ma jedno dobre oko, które dostrzeże wszystko, nieważne, jak małe, oraz jedno złe oko, które lekko ucieka w bok, ale za to widzi przyszłość. Pym zawsze powtarza, że „jednego używa, żeby patrzeć, a drugiego, żeby widzieć”. W tej właśnie chwili skierowała na mnie oboje oczu, patrząc w sposób, który najlepiej opisać słowem „świdrujący”.

– Chodź ze mną – powiedziała, odwróciła się na pięcie i ruszyła tak szybko, jak tylko jej krótkie nogi na to pozwalały.

Popędziłam za nią, starając się dorównać jej tempu, dzięki któremu pobiłaby niejeden rekord bieżni. Po drodze minęłyśmy duży czarny znak, na którym lśniącymi, złotymi literami było napisane:

Czy odważysz się wkroczyć do świata Madame Petronelli Pym?

Prognostka! Przepowiadaczka! Wieszczka nadzwyczajna!

Madame Pym oprowadzi cię po przyszłości!

*Nie gwarantujemy wysokich, przystojnych nieznajomych brunetów.

Pewnie się zastanawiacie, dlaczego wszyscy w cyrku zwracamy się do Pym po nazwisku. A oto odpowiedź: Pym zawsze powtarza, że mając takie imię jak Petronella, każdy wolałby używać swojego nazwiska. Muszę przyznać, że w tej kwestii się z nią zgadzam. Ale przede wszystkim Pym wygląda jak Pym. Jest najbardziej Pymiastą osobą, jaką znam, a jeśli kiedykolwiek byście ją spotkali, to przyznalibyście mi rację. Czasami przeglądam się w lustrze i wyobrażam sobie, że mam na imię Beth albo Sarah, ale one zupełnie do mnie nie pasują. Jestem Poppy z krwi i kości. Z Pym jest dokładnie tak samo i już.

Minęłyśmy namiot, w którym pracuje Pym, a który zrobiony jest z pofałdowanych, kolorowych płachci jedwabiu. W środku znajdował się antyczny zestaw herbaciany do czytania z fusów oraz kryształowa kula. Tak naprawdę to Pym nigdy z nich nie korzysta. Mówi, że przepowiednie same do niej przychodzą, ale klienci lubią takie detale. Przez jakiś czas miała nawet maszynę do wytwarzania pary i migoczące kryształy, ale stwierdziła, że przyprawiają ją o ból głowy, więc się ich pozbyła.

Za namiotem Pym stała przyczepa, w której obie mieszkamy w czasie podróży. To zupełnie coś innego. W wysokim namiocie odbywa się całe show, a tutaj jest dom. Ciasne pomieszczenie było zastawione starymi, swojskimi meblami. Niemal każdy najmniejszy skrawek wolnej przestrzeni był pokryty moimi rysunkami lub zdjęciami przedstawiającymi mnie i moją cyrkową rodzinę podczas naszych podróży po kraju. Weszłam za Pym do przyczepy.

Kobieta zdążyła już usiąść przy niewielkim stole kuchennym.

– Proszę! – powiedziała, położyła coś na kwiecistym obrusie i podsunęła mi to pod nos.

Podniosłam wydrukowaną na błyszczącym papierze broszurę i dostrzegłam na samej górze złote litery głoszące: „Saint Smithen’s. Zupełnie jak w domu”. Na okładce widniała grupka chłopców i dziewczynek w niebiesko-białych mundurkach, wszyscy uśmiechnięci od ucha do ucha. Siedzieli na kocu rozłożonym na trawie przed ogromnym budynkiem z cegły w kolorze miodu. Pięknie. Proszę bardzo, wklejam okładkę, żebyście mogli się przekonać na własne oczy. Zaczęłam przeglądać reklamówkę, starając się nie zachwycić przytulnymi pokojami, uczniami piekącymi pianki nad ogniskiem, wielką szklarnią wypełnioną egzotycznymi roślinami i przypominającą skrawek lasu deszczowego, a przede wszystkim biblioteką. Nie mogłam się powstrzymać, żeby się nie zatrzymać przy zdjęciu tej ostatniej, wypełnionej skórzanymi, wygodnymi fotelami i ścianami od góry do dołu pokrytymi większą ilością książek, niż kiedykolwiek widziałam. Nawet nie przypuszczałam, że na świecie istnieje tyle książek.

„No, ale – odezwał się głos w mojej głowie. – Szkoła jest nudna. Wszyscy tak twierdzą. A co z innymi dziećmi? Pewnie pomyślą, że jesteś dziwadłem. Nie pasujesz do nich”.

Spojrzałam znad kartki na Pym. Uśmiechnęła się do mnie.

– Musisz iść, skarbie – oznajmiła łagodnym głosem. – Dobrze ci to zrobi. Spodoba ci się. Wiem to.

– Nie! – Ledwo powstrzymałam krzyk. – Nie chcę tam iść. Chcę tutaj zostać! Z wami!

Pym spojrzała na mnie swoim złym okiem.

– Poppy, kochanie. Wiem, że ci się wydaje, że to koniec świata, ale musimy robić to, co dla ciebie najlepsze. Powinnaś mieć szansę na poznanie swoich rówieśników i nauczyć się…

Odepchnęłam krzesło i wybiegłam z przyczepy, zanim zdążyła dokończyć, niemal potykając się o własne nogi, bo poruszały się szybciej niż reszta ciała. Zatrzymałam się przy wielkim dębie, który wydał mi się szczególnie przyjazny. Usiadłam pod jego rozłożystymi konarami, objęłam kolana i rozpłakałam się.

Po długiej chwili usłyszałam zbliżające się wesołe pogwizdywanie i dostrzegłam przechadzającego się Luigiego. Jedną rękę miał schowaną w kieszeni kurtki, a w drugiej trzymał smycz. Na jej końcu radośnie dreptał potężny lew.

– Czołem, Poppers! – zawołał Luigi.

Podszedł i usiadł obok mnie, opierając się o pień drzewa. Jaskier trąciła mnie łbem i położyła się obok na trawie.

– Właśnie wyszliśmy na naszą popołudniową przechadzkę – powiedział Luigi, przerywając ciszę. – Trzeba rozruszać gnaty i takie tam.

Nie odzywałam się. Luigi zakręcił czarny wąsik.

– Chodzi o to, koleżanko – zaczął – że szkoła, rozumiesz, może być wspaniałym miejscem dla takiej panienki jak ty. Poznasz sporo kumpli, będą niezłe hece, uczty o północy i tym podobne. Nawet czegoś się nauczysz, tak sądzę, w tak znamienitym miejscu jak Saint Smithen’s. Kiedyś sam tam chodziłem.

– Nie wiedziałam – mruknęłam, pociągając nosem.

– O tak – dodał. – Kiedy byłem jeszcze małym Lordem Lucasem. Bawiłem się kapitalnie.

– A co będzie, jeśli nikt mnie nie polubi? – zapytałam cicho. – Jeśli nie będę tam pasować?

Luigi spojrzał na mnie zaskoczony.

– Ciebie nie lubić, Pops? CIEBIE? Tam jest mnóstwo mądrych dzieciaków, wiesz?

Przytaknęłam.

– No i sama widzisz – oznajmił i wzniósł ręce w geście triumfu. – To logiczne, moja droga. Tylko najgorszy bęcwał mógłby cię nie polubić, a tam jest mnóstwo mądrali. DLATEGO TEŻ pokochają cię. Nie da się z tym nie zgodzić.

– Ale… nie będziecie za mną tęsknić? – spytałam, skubiąc trawę.

Jaskier zaryczała żałośnie i zasłoniła ślepia łapą.

Luigi przełknął głośno ślinę.

– Tęsknić za tobą? Cóż, sądzę, że nawet przeraźliwie, moja droga. Ba! To miejsce nie będzie już takie samo bez ciebie. – Jaskier położyła mi łapę na ramieniu. – Chodzi o to, Poppers – kontynuował Luigi roztrzęsionym głosem – że bardzo się o ciebie troszczymy. Musimy zrobić to, co będzie najlepsze dla ciebie.

Uśmiechnęłam się niepewnie.

– Ale nie wpasuję się tam – spróbowałam ponownie. – Będę… inna.

Jaskier warknęła i trąciła mnie łbem.

– Dobrze powiedziane, moja mała. Zgadzam się całkowicie. A kto chciałby być taki jak wszyscy inni? – zapytał Luigi. Nie odpowiadałam, więc dał mi kuksańca pod żebra i dodał: – Jeśli ci się tam nie spodoba, to razem z Jaskier odbijemy cię.

– Obiecujesz? – dopytywałam.

– Uroczyście przysięgam na groby wszystkich moich przodków – powiedział Luigi z ręką na sercu. – A jest to całkiem doborowe towarzystwo.

– Cóż. Biblioteka wyglądała naprawdę nieźle – przyznałam ostrożnie.

– O tak – zgodził się Luigi. – Tam są miliony książek, jak mniemam.

– A uczty o północy brzmią obiecująco.

Luigi przytulił mnie.

– Zuch dziewczyna.

Kiedy wróciłam do przyczepy, Pym właśnie nalewała gorącą czekoladę do mojego ulubionego kubka. To najlepsza rzecz w jej wizjach – zawsze wiedziała, czego i kiedy potrzebujesz.

– Boję się – powiedziałam.

– Wiem – odparła Pym i wzięła mnie za rękę.

– Ale… spróbuję. – Chciałam zabrzmieć odważnie, ale głos mi się załamał..

Pym uścisnęła moją dłoń.

– Oczywiście, że tak – uśmiechnęła się. – Poppy Pym, jesteś najdzielniejszą dziewczynką, jaką znam, a to jest wielka przygoda.

Obie się rozpłakałyśmy, tuląc się do siebie.

Wtem reszta załogi wpadła do przyczepy i wszyscy zaczęli płakać i się przytulać.

– Wystarczy tego dobrego – oznajmiła Bystrooka Sheila i po raz ostatni pociągnęła nosem. – Wreszcie wszystko ustalone, więc czas na świętowanie!

Wyjęła swoje wierne banjo i zaczęła grać wesołą melodię. Wyszliśmy z ciasnej przyczepy. Tina i Tawna, które uczyły się pod okiem rodziców, zawodowych chińskich akrobatów, wykonały karkołomne ewolucje, kręcąc się, skacząc salta i wirując po okolicy. Fanella i Boris zatańczyli eleganckiego fokstrota, a BoBo i Chichotek obracali mną, aż cały świat zaczął wirować wokół mnie. Noc spędziliśmy na śpiewach, tańcach i zabawie pod rozgwieżdżonym niebem, ale kiedy rozglądałam się wokół, czułam strach wgryzający się we mnie niczym zaniepokojony królik żujący równie zaniepokojoną marchewkę. Jak mogłabym to wszystko zostawić?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: