Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Porażka Maigreta - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
31 stycznia 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
19,99

Porażka Maigreta - ebook

Gdy Ferdinand Fumal przychodzi do biura Maigreta, ten szybko kojarzy, że w czasach szkolnych niezbyt się lubili. Ale to żaden argument, by nie pomóc tamtemu. Zwłaszcza że Fumal to dzisiaj człowiek prominentny, z koneksjami, i sam minister sugeruje paryskiej Policji Kryminalnej, by szczególnie zajęto się jego sprawą.

A rzecz cała wydaje się typowa, bo ktoś przysyła mu anonimy z pogróżkami. I ten "król rzeźników" oczekuje ochrony ze strony policji. Tyle że szybko okaże się, że na tę pomoc jest za późno...

I teraz Maigreta męczą wyrzuty sumienia wielkie jak chyba nigdy dotąd w jego zawodowej karierze...

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-262-6197-4
Rozmiar pliku: 328 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Stara dama z Kilburn Lane
i rzeźnik przy Parku Monceau

Woźny Joseph zapukał leciutko do drzwi, robiąc tym chyba nie więcej hałasu niż czmychająca mysz. Bez najmniejszego skrzypnięcia uchylił je i wślizgnął się do biura Maigreta — tak cicho, że ze swą łysą głową, okoloną wianuszkiem błahych białych włosów, mógłby uchodzić za zjawę.

Komisarz, pochylony nad aktami, z cybuchem fajki w zębach, nie podniósł nawet głowy i Joseph zastygł w bezruchu.

Od ośmiu dni Maigret był tak rozdrażniony i podminowany, że wchodzono do jego biura na palcach. Nie on jeden zresztą miał to fatalne samopoczucie, bo mało kto w Paryżu i w całej Francji pamiętał, by marzec był kiedykolwiek tak mokry, zimny i ponury.

O jedenastej rano w biurach panował dopiero sinawy brzask, przywodzący na myśl te wykonywane o świcie wyroki śmierci. W południe jeszcze paliły się lampy, a o trzeciej godzinie już zaczynało się ściemniać. Trudno było nawet powiedzieć, że pada deszcz: żyło się po prostu w samej chmurze, z wszechobecną wodą, znaczącą każdy skrawek posadzki. I nikt też nie był w stanie wypowiedzieć trzech słów bez sięgania po chustkę do nosa.

Dzienniki zamieszczały zdjęcia mieszkańców paryskich przedmieść, powracających do domów na łódkach, bo wiele ulic zamieniło się w istne rzeki.

Wchodząc rano do biura, komisarz rzucał pytania:

— Czy Janvier przyszedł?

— Chory.

— A Lucas?

— Jego żona telefonowała, że...

Inspektorzy zwalniali się jeden po drugim, a czasem zespołowo, co sprawiało, że przeważnie nie było pod ręką nawet jednej trzeciej brygady.

Pani Maigret nie miała grypy. Ale cierpiała na ból zębów. Nękał ją całe noce, mimo zabiegów dentysty, a najgorzej dawał się jej we znaki koło godziny drugiej czy trzeciej, nie pozwalając zmrużyć oka już do samego rana.

Choć wykazywała przy tym niezwykłe opanowanie, bo z ust nie wyrwało się jej słowo skargi.

Tak było chyba jednak gorzej. Bo często pośród nocy Maigret budził się i czuł, że żona nie śpi, że powstrzymuje oddech, aby tylko nie jęknąć. Jakiś czas nie odzywał się, jakby szpiegując jej cierpienie, a wreszcie nie mógł się powstrzymać od mruknięcia:

— Czemu nie zażyjesz jakiegoś proszku?

— To ty nie śpisz?

— Nie. Weź jakąś pastylkę.

— Wiesz przecież, że to na mnie nie działa.

— Spróbuj jednak, a może...

Wstawał i boso szedł poszukać pudełka z proszkami, potem podawał żonie szklankę wody, nie umiejąc ukryć zmęczenia i senności, które się zwykle odczuwa, gdy ktoś w domu choruje.

— Przepraszam cię bardzo — mówiła wtedy pani Maigret z westchnieniem.

— To przecież nie twoja wina.

— Mogłabym pójść spać do służbowego pokoju.

Mieli taki pokoik, na swoim szóstym piętrze, który był przeważnie pusty.

— Pozwól, bym tam poszła.

— Nie.

— Będziesz jutro bardzo zmęczony, przecież masz teraz tyle pracy.

Faktycznie to miał więcej zgryzoty niż pracy. Bo ten akurat czas wybrała sobie stara Angielka, pani Muriel Britt, aby zniknąć — o czym rozpisywały się wszystkie gazety.

Prawie każdego dnia zdarza się, że gdzieś tam ginie jakaś kobieta. Odbywa się to jednak zwykle dyskretnie: albo się ją odnajdzie, albo nie, ale gazety nie poświęcają temu więcej niż parę wierszy.

A zniknięcie Muriel Britt było jednak bardzo głośne, przybyła ona bowiem do Paryża wraz z pięćdziesięcioma dwoma innymi osobami — w grupie turystów, jaką zwykle w Anglii, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie czy gdziekolwiek indziej kompletuje parę biur podróży i za umiarkowaną cenę obwozi po Paryżu.

Tego wieczora w programie wycieczki był „Paryż w nocy”. Do autokaru wsiedli mężczyźni i kobiety, raczej już „w średnim wieku”, aby obejrzeć główne atrakcje miasta, a przy tym i nocne lokale, do których mieli bony na darmowe drinki.

Na koniec wszyscy byli w wyśmienitych humorach, u wielu na policzkach wykwitły rumieńce, a oczy nabrały blasku. Pewien niewysoki buchalter z londyńskiego City, o starannie wypomadowanych wąsikach, gdzieś się zawieruszył na przedostatnim postoju; choć odnalazł się następnego popołudnia we własnym łóżku, gdzie to powrócił nader dyskretnie.

Inaczej było z panią Britt. Gazety angielskie podkreślały, że nie mogła mieć ona żadnego powodu do zniknięcia. Miała już pięćdziesiąt osiem lat, a cała jej chuda postać i twarz nosiły wyraźne piętno zmęczenia, jak to u kobiet ciężko pracujących całe życie; w jej przypadku było to prowadzenie pensjonatu na Kilburn Lane, gdzieś w zachodnim Londynie.

Maigret nie wiedział, jak tam było naprawdę przy tej Kiłburn Lane. Oglądając różne zdjęcia w prasie, wyobrażał sobie dość ponury dom zamieszkały przez stenotypistki i drobnych urzędników, zbierających się na czas posiłków wokół okrągłego stołu.

Pani Britt była wdową. Miała syna, który przebywał stale w Afryce Południowej, i zamężną córkę, mieszkającą gdzieś nad Kanałem Sueskim. Podkreślano też, że były to pierwsze prawdziwe wakacje, na które sobie ta biedna kobieta pozwoliła.

Podróż do Paryża, oczywiście! Z atrakcjami. Wszystko w cenie. Zatrzymała się wraz z innymi w hotelu koło dworca Saint-Lazare, specjalizującym się w przyjmowaniu takich turystów.

Krytycznego wieczoru wysiadła z autokaru razem z całym towarzystwem i udała się do swego pokoju. Trzej świadkowie słyszeli, jak zamykała za sobą drzwi.

A następnego dnia nie było jej tam i odtąd wszelki ślad po niej zaginął.

Przysłany ze Scotland Yardu policjant był trochę zakłopotany i po nawiązaniu kontaktu z Maigretem prowadził dochodzenie na własną rękę nader dyskretnie.

Mniej dyskretnie zachowywała się angielska prasa, krytykując nieskuteczność francuskiej policji.

Fakt, że były pewne szczegóły, których Maigret nie miał ochoty ujawniać prasie. Chociażby to, że w pokoju pani Britt znaleziono butelki z alkoholem, poutykane w różnych miejscach: za szafą, w szufladzie między bielizną, a nawet pod materacem.

A również i to, że zaraz po ukazaniu się w jednym z wieczornych dzienników fotografii zaginionej, zjawił się na Quai des Orfevres sklepikarz, u którego kupowała ona te napoje.

— Czy zrobiła ona na panu jakieś szczególne wrażenie?

— Hm!... Była lekko podchmielona. Pomyślałem, że musiała już gdzieś łyknąć wina... O ile brać tu pod uwagę wino.. Bo sądząc z tego, co kupowała u mnie, wolała chyba gin...

Czy pani Britt w swoim pensjonacie na Kilburn Lane też raczyła się może ukradkiem alkoholem? O tym gazety angielskie słowem nie wspominały.

Zeznania złożył między innymi nocny dozorca hotelu:

— Widziałem ją, gdy opuszczała po cichu hotel. Była w doskonałym nastroju i nawet trochę się ze mną przekomarzała.

— I potem sobie poszła?

— Tak.

— W jakim kierunku?

— Tego nie zauważyłem.

Widział ją również policjant — przy barze na Amsterdamskiej, wahającą się, czy ma tam wejść.

I to było wszystko. Z Sekwany nie wyłowiono żadnych zwłok. Nie znaleziono poćwiartowanego kobiecego ciała na pustkowiu.

Komisarz Pike ze Scotland Yardu, którego Maigret dobrze znał, telefonował z Londynu codziennie rano.

— _Sorry,_ Maigret. Nic tam nowego?

Cała ta historia, nieustanny deszcz, mokre ubrania, parasole ociekające wodą w każdym kącie pokoju, a na domiar wszystkiego zęby pani Maigret — tworzyły okropną całość. I niewiele już było potrzeba, aby komisarz wybuchał gniewem o byle co.

— O co chodzi, Joseph?

— Szef chciał z panem mówić, panie komisarzu.

— Zaraz tam idę.

Nie była to pora raportów. Kiedy dyrektor Policji Kryminalnej wzywa kogoś do swego gabinetu w ciągu dnia, oznacza to, że dzieje się coś ważnego.

Niemniej Maigret dokończył przeglądania jakichś akt, nabił fajkę i dopiero wtedy udał się do przełożonego.

— Ciągle nic nowego, Maigret?

Nie odpowiedział, wzruszając tylko ramionami.

— Przed chwilą goniec przyniósł mi list od ministra.

Gdy mówiło się po prostu „minister”, wiadome było, że chodzi o ministra spraw wewnętrznych, któremu podlegała policja kryminalna.

— Tak?

— Pewien człowiek ma tu przyjść o jedenastej trzydzieści...

Był kwadrans po jedenastej.

— To niejaki Fumal, który zdaje się ma wiele do powiedzenia w pewnych kołach. W czasie ostatnich wyborów zasilał kasy swych partii milionami franków...

— Coś nabroiła jego córeczka?

— On nie ma córki.

— W takim razie syn?

— Syna też nie ma. Minister nie wyjawił mi, o co chodzi. Wygląda na to, że temu jegomościowi zależy na widzeniu się właśnie z panem i że powinniśmy zrobić wszystko, by go zadowolić.

Maigret poruszył ustami i łatwo było odgadnąć, że to, czego nie wypowiedział głośno, było „cholerą”.

— Pan wybaczy mi, komisarzu. Rozumiem, że to przymusowa robota dla pana. Ale niech pan zrobi, co tylko będzie można. Ostatnimi czasy mamy same niepowodzenia.

Maigret zatrzymał się potem na korytarzu i zawołał do woźnego Josepha: — Gdy przyjdzie taki Fumal, proszę go wprowadzić od razu do mnie.

— Kto niby?

— Fumal. Tak się nazywa.

Właśnie to nazwisko coś komisarzowi przypomniało. Ciekawe, mógłby przysiąc, że łączyło się z czymś dla niego przykrym. Ale miał i tak dość przykrości i wcale nie pragnął wyszukiwać nowych w pamięci.

— Czy Aillevard jest tu dzisiaj? — zapytał, stając w progu pokoju inspektorów.

— Dotychczas się nie zjawił.

— Chory?

— Na razie nie telefonował.

Inspektor Janvier wrócił do pracy, ale twarz miał wyraźnie bladą, a nos mocno zaczerwieniony od kataru.

— A jak tam dzieci?

— Chore, oczywiście!

Pięć minut później znów zapukano leciutko do drzwi Maigreta i Joseph, z wyraźnym niesmakiem, oznajmił:

— Pan Fumal.

Nie patrząc na przybyłego, Maigret mruknął:

— Proszę usiąść.

Potem podniósł głowę i zobaczył przed sobą postać ogromnych rozmiarów ledwie mieszczącą się w fotelu. Fumal przyglądał mu się z wyrazem ironii, a zarazem wyczekiwania, jakby spodziewał się ze strony komisarza jakiejś szczególnej reakcji.

— O co chodzi? Powiedziano mi, że chciał pan rozmawiać ze mną osobiście.

Na ubraniu gościa widać było tylko parę kropel wody, zapewne więc przyjechał tu samochodem.

— Nie poznaje mnie pan?

— Nie.

— Niech pan się zastanowi.

— Nie mam czasu.

— Ferdinand.

— Jaki Ferdinand?

— Gruby Ferdek... Bum-Bum!...

Wtedy to Maigret skojarzył, że istotnie z tym kimś łączą się niezbyt miłe wspomnienia. Z tych lat, gdy jeszcze chodził do szkoły w rodzinnej wiosce Saint-Fiacre, w departamencie Allier, gdzie nauczycielką była panna Chaigne.

W owym czasie ojciec Maigreta był zarządzającym w majątku Saint-Fiacre, Ferdinand zaś był synem rzeźnika w wiosce Quatre-Vents, odległej o jakieś dwa kilometry.

W każdej klasie znajdzie się podobny chłopak, większy i tęższy od innych, o tuszy, którą określa się jako niezdrową.

— Już pan sobie przypomniał?

— Tak.

— No i jakie wrażenie zrobiło na panu nasze spotkanie? Ja wiedziałem, że pan jest policjantem, bo w gazetach była akurat pana fotografia. A właściwie to kiedyś byliśmy na ty...

— Kiedyś tak, ale nie teraz — odrzekł sucho komisarz, czyszcząc fajkę.

— Jak pan woli. Czytał pan list ministra?

— Nie.

— Ale coś chyba panu o tym powiedziano?

— Tak.

— Cóż, obaj doszliśmy do jakiejś pozycji w życiu. Tyle że zupełnie innymi drogami. Mój ojciec nie był żadnym zarządzającym, a tylko zwykłym wiejskim rzeźnikiem. Mnie zaś wyrzucono z piątej klasy liceum w Moulins...

Mówił to jakby napastliwym tonem, ale dało się wyczuć, że chodzi tu nie tylko o Maigreta. Był z tych typów, u których jakieś zadawnione urazy budzą nienawiść do wszystkich dokoła, do życia i do nieba!

— Co nie przeszkadza, że dziś Oscar mi powiada...

Oscar to był właśnie minister spraw wewnętrznych.

— ... „Idź do Maigreta, bo to jest człowiek, którego potrzebujesz, i będzie do twojej dyspozycji... _Zresztą ja sam tego dopilnuję...”_

Komisarz nie drgnął nawet, jego ciężkie spojrzenie było nadal utkwione w twarzy tamtego.

— Pamiętam doskonale pana ojca — ciągnął Fumal. — Nosił rudawozłote wąsy, prawda? Był bardzo chudy... chorował zdaje się na płuca... I chyba miał z moim ojcem jakieś uboczne interesiki...

Tym razem Maigretowi nie przyszło łatwo zachowanie niewzruszonej postawy, bo przypomniano mu jedno z najboleśniejszych wydarzeń z czasów jego dzieciństwa.

Ojciec Fumala, Louis, jak większość wiejskich rzeźników, handlował również bydłem. Dla wypasania i tuczenia go dzierżawił nisko położone łąki. I stopniowo działalność jego rozciągnęła się na całą okolicę.

Żonę jego, matkę Ferdinanda, nazywano „Piękną Fernandą”; mówiono, że ubiera się ona nader swobodnie i że sama kiedyś oświadczyła cynicznie: „Gdy się jest zbytnio ubraną, łatwo stracić okazję...”

Czy każdy ma we wspomnieniach dzieciństwa coś, co rzuca na nie cień?

Jako zarządzający majątkiem, Evariste Maigret zajmował się też sprzedażą bydła. Długi czas starał się unikać interesów z Louisem Fumalem. Ale w końcu musiał się na to zdecydować. Fumal zjawił się w jego biurze z wytartym portfelem, wypchanym jak zwykle banknotami.

Maigret miał wtedy siedem czy osiem lat i tego dnia akurat nie poszedł do szkoły. Miał grypę, jak teraz dzieci Janviera, czy może świnkę. Jego matka jeszcze wówczas żyła. W kuchni, gdzie siedzieli, było bardzo ciepło, a na dworze lał deszcz, spływając jasnymi strugami po szybach okien.

Ojciec jego wpadł do domu jak wicher, cały podekscytowany, bez czapki, co do niego było niepodobne, a wąsy miał zupełnie mokre.

— Ten łajdak Fumal!... — wykrzykiwał.

— Co takiego zrobił?

— Nie zauważyłem tego od razu... Gdy wyszedł, schowałem pieniądze do kasy, potem załatwiłem jeszcze jeden telefon i dopiero spostrzegłem, że wsunął mi dwa banknoty pod słoik z tytoniem...

O jaką sumę chodziło? Maigret po tylu latach nie miał najmniejszego pojęcia, ale pamiętał ten gniew ojca, jego upokorzenie...

— Muszę go dogonić...

— Był tą swoją bryczką?

— Tak, ale wezmę rower, złapię go i...

Reszta rozmyła mu się w pamięci. Ale potem w ich domu nazwisko Fumala wymawiano rzadko, i to w specjalny sposób. A obaj panowie nie rozmawiali już ze sobą. Było też inne wydarzenie, o którym Maigret miał jeszcze bardziej niejasne wieści. Fumal podobno fałszywymi donosami wzbudził nieufność hrabiego de Saint-Fiacre (tego samego starego hrabiego) do osoby jego zarządzającego, co przyniosło temu ostatniemu sporo niezasłużonych upokorzeń.

— W czym więc rzecz?...

— Niewątpliwie musiał pan słyszeć o mnie od czasów szkoły?

W głosie Ferdinanda Fumala zabrzmiała ukryta groźba.

— Nie.

— A wie pan, co to „Zjednoczone Rzeźnie”?

— Słyszałem tę nazwę.

Oddziały tej firmy znajdowały się prawie wszędzie — jeden nawet przy bulwarze Woltera, niedaleko domu Maigreta — a niezrzeszeni rzeźnicy na próżno wznosili protesty.

— To właśnie ja. A o „Rzeźniach Gospodarczych” pan słyszał?

Coś niecoś słyszał. Taka „odnoga” tamtej, ale działająca w dzielnicach uboższych i na przedmieściach.

— To też ja — zapewnił Fumal, rzucając wyzywające spojrzenie. — A wie pan, ile milionów franków są obydwa razem warte?

— Mało mnie to interesuje.

— Ja stoję również za „Rzeźniami Północnymi”, z siedzibą w Lille, i za „Stowarzyszeniem Rzeźników”, którego biura mieszczą się przy Rambuteau, tu w Paryżu.

Maigret, patrząc na tego otyłego osobnika w fotelu, omal nie zawołał: „Ależ to jest góra mięsa!”. Nie zrobił jednak tego. Czuł, że chodzi tutaj o sprawę jeszcze kłopotliwszą niż zniknięcie pani Britt. W tej chwili poczuł odrazę do Fumala, i nie tylko ze względu na pamięć ojca. Ten facet był zbyt pewny siebie i dawał to odczuć w sposób obraźliwy.

Ale mimo to można było odgadnąć, że pod jego butą kryje się pewien niepokój, a może nawet strach.

— I nie zastanawia się pan, po co tu przyszedłem?

— Raczej nie.

To jedyny sposób, by zirytować takiego człowieka: przeciwstawić mu zupełny spokój i obojętność. W spojrzeniu komisarza nie można było wyczytać żadnej ciekawości, żadnego zainteresowania, co tamtego zaczynało drażnić.

— Czy zdaje pan sobie sprawę, że mam tyle wpływów, by zdjąć ze stanowiska nawet wysokiego funkcjonariusza?

— O, doprawdy?

— Nawet takiego, który się uważa za niezastąpionego.

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: