Poskromienie złośnicy - ebook
Poskromienie złośnicy - ebook
Baptista Minola, majętny mieszczanin z Padwy ma dwie córki na wydaniu. O ile z młodszą – Bianką – nie ma żadnych problemów, ponieważ dziewczyna jest piękna i dobrze ułożona, o tyle ze starszą – Katarzyną sprawa wygląda zupełnie inaczej. Choć Bianka ma wielu adoratorów gotowych z miejsca powziąć ją za żonę, Minola stanowczo odmawia. Najpierw za mąż musi wyjść Katarzyna. A niełatwo znaleźć kandydata chętnego do małżeństwa z humorzastą złośnicą. Gdy w końcu zjawia się ktoś gotowy na ten krok – bynajmniej nie z miłości – do szczęśliwego zakończenia brakuje jeszcze jednego elementu. Zgody przyszłej panny młodej.
„Poskromienie złośnicy” to jedna z najpopularniejszych komedii Shakespeare’a, napisana we wczesnym okresie jego twórczości – ok. 1592 roku.
William Shakespeare (1564–1616) - angielski poeta i dramatopisarz, a w późniejszym okresie życia również aktor. Uznawany za jednego z najwybitniejszych twórców zachodniej literatury. Jego dzieła przyczyniły się do rozwoju teatru elżbietańskiego. Miały także duży wpływ na słownictwo języka angielskiego. Twórca 38 sztuk, 154 sonetów i wielu innych utworów różnych gatunków. Jego najpopularniejsze dzieła, takie jak „Romeo i Julia”, „Hamlet”, „Makbet”, „Poskromienie złośnicy”, „Sen nocy letniej” czy „Król Lear", przetłumaczono na wiele języków nowożytnych, a ich inscenizacje do dziś królują w teatrach na całym świecie.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-28-07436-7 |
Rozmiar pliku: | 418 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
-
pan , w Prologu
-
krzysztof sly 2 , pijany kotlarz, w Prologu
-
karczmarka , paź , aktorzy , strzelcy i służba , w Prologu
-
baptysta , bogaty szlachcic z Padwy
-
vincentio , stary szlachcic z Pizy
-
lucentio , syn vincentia , zakochany w biance
-
petruchio , szlachcic z Werony, konkurent katarzyny
-
gremio , konkurent bianki
-
hortensjo , konkurent bianki
-
tranio , sługa lucentia
-
biondello , sługa lucentia
-
grumio , sługa petruchia
-
curtis , sługa petruchia
-
pedant
-
katarzyna , złośnica 3 , córka baptysty
-
bianka , jej siostra, córka baptysty
-
wdowa
-
krawiec , kramarz , słudzy baptysty i petruchia
_Scena częścią w Padwie, częścią w wiejskiem mieszkaniu Petruchia._PROLOG
SCENA I
_Przed karczmą na polu._
karczmarka _i_sly
sly
kłótnia, pijaństwo
Wygrzmocę cię, na uczciwość!
karczmarka
Dyby dla ciebie, włóczykiju!
sly
A ty przekupko! Nie było włóczykija w rodzinie Slyów. Czytaj kroniki; przybyliśmy do Anglii z Ryszardem Zdobywcą 4 . A więc: _paucas palabris5_; niech świat idzie swoją drogą: _Sessa!_
karczmarka
Co? nie zapłacisz za potłuczone szklanki?
sly
Nie, ani szeląga, na św. Hieronima! Ruszaj mi zaraz do twojego zimnego łóżka i rozgrzej się.
karczmarka
Mam ja na ciebie lekarstwo; idę zawołać dziesiętnika 6 .
_Wychodzi._
sly
Zawołaj sobie dwudziestnika i trzydziestnika; odpowiem mu artykułem prawa. Nie ustąpię jednej piędzi 7 ; niech tylko przyjdzie, zobaczymy.
_Kładzie się na ziemi i zasypia. — Przy odgłosie rogów wraca_pan _z polowania i_służba .
pan
Pies
Strzelcze, miej dobre o psach mych staranie;
Biedny Wesoły na grudzie okulał;
Zesforuj zaraz Dudę z Zapaśnikiem.
A czy widziałeś, jak się Białek sprawił
Na skręcie płotu, gdy wszystkie ucięły?
Za sto talarów nie chciałbym go stracić!
i strzelec
Płaczek, mój panie, jest dobry jak Białek,
On jeden trzymał i za zwierzem gonił,
Gdy wszystkie inne dwa razy zatarły;
Wierzaj mi, panie, to z psów twych najlepszy.
pan
Ba! gdyby Echo tak jak on był rączy,
Ja bym go nie dał i za tuzin Płaczków.
Lecz teraz wszystkim dobrą daj nawarę 8 ,
Bo jutro także zamierzam polować.
i strzelec
Idę i dojrzę wszystkiego, jak trzeba.
pan
pijaństwo, bieda, bogactwo
podstęp, śmiech
_spostrzegając_slya
Cóż to? umarły człowiek, czy pijany?
ii strzelec
Oddycha: gdyby nie grzała go wódka,
Zimne byłoby łoże na sen taki!
pan
O, brudne bydlę! jak wieprz w błocie leży.
O, śmierci, jakże obraz twój jest szpetny!
Pijak ten dobrą stręczy mi zabawę.
Kiedy w wygodne poniesiem go łóżko,
Gdy go owiniem w wonne prześcieradła,
Włożym na palce kosztowne pierścienie,
Przy łóżku ucztę wykwintną zastawim,
Gdy zbudzonego sług przyjmie czereda,
Czy swej przeszłości żebrak nie zapomni?
i strzelec
Nie wątpię, że się za magnata weźmie.
ii strzelec
Dziwne dla niego będzie przebudzenie.
pan
Podstęp
Jak snów rozkosznych przelotna ułuda.
Weźcie go, wszystko przyrządźcie, jak trzeba;
Do najpiękniejszej komnaty go wnieście,
W koło najmilsze rozwieście obrazy,
Omyjcie kudły jego wonnościami,
Pachnącym drzewem dom okadźcie cały,
Słodką muzykę miejcie w pogotowiu,
Aby zbudzenie jego powitała,
A pamiętajcie, gdy otworzy usta,
Wszyscy z pokornym powtarzać ukłonem:
Co nam dostojność wasza rozkazuje?
Jeden ze srebrną niech stoi miednicą,
Pełną różanej wody, pełną kwiatów;
Z adamaszkowym inny znów ręcznikiem,
Inny ze dzbankiem niech pokornie mówi:
Czy wielkość wasza ręce pragnie umyć?
A inny znowu niechaj go zapyta,
Jakie dziś szaty z garderoby dobyć.
Niech inny prawi o jego psach, koniach,
O smutku pani z tej jego słabości;
I wmówcie w niego, że był lunatykiem.
Jeśli przypadkiem powie, że jest kotlarz,
Wołajcie wszyscy, że marzy na jawie,
Bo on jest panem wielkim i potężnym.
Wszystko to niech się dzieje naturalnie,
A będziem mieli wyborną zabawę,
Jeśli swe role dobrze odegracie.
i strzelec
Wszelkiego, panie, dołożym starania,
Aby na koniec głęboko uwierzył,
Że jest w istocie tak, jak mu powiemy.
pan
A więc co prędzej nieście go do łóżka,
Bądźcie gotowi, jak tylko się zbudzi.
_Wynoszą_slya ; _słychać za sceną trąbkę._
Idź i zapytaj, co trąbka ta znaczy?
_Wychodzi jeden._
To może jaki pan podróżujący
Na wypoczynek chce się tu zatrzymać!
_Wchodzi_sługa .
Cóż to?
sługa
teatr, artysta
Aktorów wędrujących trupa,
Służby ci swoje ofiaruje, panie.
pan
Niech się tu stawią.
_Wchodzą_aktorzy .
Przybywacie w porę.
aktorzy
Za dobre słowo dziękujem pokornie.
pan
Czy chcecie noc tę w domu mym przepędzić?
aktor
Jeśli pan raczy służby nasze przyjąć.
pan
Z całego serca. Przypominam sobie,
Że kiedyś tego widziałem aktora,
W roli dzierżawcy najstarszego syna,
Jak do szlachcianki stroił koperczaki 9 ;
Z pamięci imię twoje mi wybiegło,
Ale pamiętam dobrze, że swą rolę
Z naturalnością rzadką odegrałeś.
aktor
Jak sądzę, panie, to mówisz o Soto.
pan
Zgadłeś. W twej roli byłeś niezrównany.
W szczęśliwą dla mnie przybywacie porę,
Bo mam na myśli wyborną zabawę,
W której mi wielką będziecie pomocą.
Jest tu pan, który dziś chciałby was widzieć;
Na wstrzemięźliwość mogę liczyć waszą?
Lękam się, żeby dziwactw jego widok
(Bo ten pan nigdy komedii nie widział)
Waszych niewczesnych śmiechów nie wywołał,
I dostojnego nie obraził widza,
Bo was ostrzegam, że uśmiech wasz jeden
Może rozbudzić jego niecierpliwość.
aktor
Nie bój się, panie, zdołamy się wstrzymać,
Choćby to pierwszy na świecie był cudak.
pan
Podstęp, Żart
Prowadź mi zaraz gości do kredensu,
Niech każdy dobre znajdzie tam przyjęcie,
Niechaj żadnemu na niczym nie zbywa.
_Wychodzi_sługa _z_aktorami .
A ty dopilnuj, by paź mój, Bartłomiej,
Natychmiast damskie wdział na siebie szaty,
Wprowadź go potem do izby pijaka,
Z wielką pokorą panią go nazywaj;
Z mojej zaś strony dobrze mu wytłumacz,
Że gdy na łaski me zasłużyć pragnie,
W postępowaniu swym niech naśladuje,
Jak widział wielkie damy przy swych mężach;
Niech siądzie skromnie przy pijaka łożu,
Niech mu powtarza słodkim, cichym głosem:
Racz mi powiedzieć, mężu mój i panie,
Czym ci potrafi twa pokorna żona
I posłuszeństwa i miłości dowieść?
Niech potem głowę na piersiach mu oprze,
Niech go słodkimi kusi całunkami,
I łzy wylewa jak gdyby z radości,
Że pan szlachetny powrócił do zdrowia,
Gdy przez lat siedem upornie powtarzał,
Że był obrzydłym, ubogim żebrakiem.
Jeśli paź sztuki kobiecej nie umie
Łez gorzkich strugi na rozkaz wylewać,
Na to cebula wybornie się przyda;
Niechaj ją dobrze w swą zawinie chustkę,
A będzie płakał jakby Magdalena 10 .
Bez straty czasu zrób co rozkazałem,
A później dalsze odbierzesz instrukcje.
_Wychodzi_sługa .
Mój paź potrafi dobrze naśladować
Śmiech
Głos, wdzięk i ruchy wykwintnej szlachcianki.
Chciałbym już słyszeć jak mężem go nazwie,
Chciałbym już widzieć, jak moi dworzanie
Śmiech będą tłumić, gdy pokorne służby
Będą składali temu prostakowi.
Teraz pośpieszę, aby moją radą
I obecnością miarkować rozpustę
I w należytych zamknąć ją granicach.
_Wychodzą._
SCENA II
Jedzenie
Strój
Podstęp Pozycja społeczna
_Sypialny pokój w domu_pana .
sly _w bogatym szlafroku, otoczony_dworzanami ; _jedni trzymają różnego rodzaju suknie, inni miednicę i inne potrzeby toalety. Wchodzi_pan _w ubiorze służącego._
sly
Na miłość Boga, dajcie mi kwartę podpiwku.
I sługa
Czy wielkość wasza chce szklankę węgrzyna 11 ?
2 sługa
Czy godność wasza nie pragnie konfitur?
3 sługa
Jakie dziś szaty wdzieje pan dostojny?
sly
Nazywam się Krzysztof Sly — dajcie mi pokój z waszą wielkością i godnością, i dostojnością. Jak żyję, nie piłem węgrzyna, a jeśli chcecie dać mi konfitur, dajcie mi konfitur wołowych. Nie pytajcie, jakie chcę wdziać szaty, bo nie mam więcej sukni jak grzbietów, więcej skarpetek jak goleni, więcej trzewików jak nóg, a zdarza mi się nawet czasem, że mam więcej nóg jak trzewików, albo takie trzewiki, że wyglądają z nich pięty.
pan
Niech Bóg odwróci pańskie przywidzenia!
Ach, czemuż magnat wielki i potężny,
Słynny majątkiem, rodem i powagą,
Tak niskie myśli w swojej duszy chowa!
sly
Co? Czy wy chcecie do szaleństwa mnie doprowadzić? Czy to nie ja nazywam się Krzysztof Sly, syn starego Slya z Burtonheath; z urodzenia kramarz, z wychowania kartownik, dla odmiany niedźwiednik, a na teraz z profesji kotlarz? Zapytajcie się Marysi Hacket, tłustej szynkarki z Wincot, czy mnie nie zna; a jeśli wam nie powie, że stoję u niej zapisany na czternaście groszy za szumówkę, ogłoście mnie za największego łgarza w całym chrześcijaństwie. Dzięki Bogu, jeszcze nie zwariowałem; to jest —
sługa
To właśnie budzi naszej pani boleść.
2 sługa
Przepełnia smutkiem dworzan twoich serca.
pan
Te przywidzenia dziwne, z twego domu
Wygnały, panie, wszystkich twoich krewnych.
Stare twe myśli przywołaj z wygnania,
A wygnaj podłe i niskie marzenia.
Patrz, jak cię koło wiernych sług otacza,
Każdy gotowy na twoje skinienia.
Czy pragniesz pieśni? Gra ci sam Apollo,
_Muzyka._
W klatkach dwadieścia śpiewa ci słowików, —
Czy usnąć żądasz? Pościelem ci łoże
Miększe, wonniejsze od miękkiej pościeli
Usłanej niegdyś dla Semiramidy 12 .
Pragniesz przechadzki? Rozłożym kobierce.
Chcesz się przejechać? Koni twoich uprząż
Będzie kapała złotem i perłami.
Chcesz wyjść z sokołem? Twój Ćwik, wielki panie,
Wyżej skowronka uleci ku niebu.
Wolisz polować? Gończych twoich granie
Rozbudzi echo po lasach i skałach,
Nawet mu same chmury odpowiedzą.
sługa
Chceszli z chartami polować? Smycz twoja
Wyprzedzi łatwo jelenia i sarny.
2 sługa
Sztuka
Lubisz obrazy? Zaraz ci przyniesiem
Nad przezroczystą strugą Adonisa 13 ,
Albo Wenerę 14 ukrytą wśród trzciny,
Która w oddechu jej zda się kołysać,
Jak gdy po trzcinie lekki wieje zefir.
pan
Pokażem Io 15 , gdy jeszcze dziewicą
Była Jowisza 16 wybraną kochanką;
Wszystko tak żywe, jakby rzeczywistość.
3 sługa
Lub Dafne 17 , kiedy przez ciernie ucieka,
Z nóg podrapanych, zda się, że krew płynie;
Łzy i krew sztukmistrz tak wiernie przedstawił,
By na ten widok płakał sam Apollo.
pan
Ty jesteś panem i niczym 18 jak panem,
A twoja pani pięknością prześciga
Wszystkie kobiety w naszych smutnych czasach.
I sługa
A nim łzy, które dla ciebie wylała,
Twarz jej uroczą bladością powlekły,
Była najpierwszym świata tego cudem,
Choć i dziś jeszcze żadnej nie ustąpi.
sly
Więc jestem panem? i taką mam panią?
Czy teraz marzę, czy dotąd marzyłem?
Ale nie, nie śpię, widzę, słyszę, mówię,
Wącham zapachy, czuję rzeczy miękkość;
Trudno już wątpić, tak jest, jestem panem,
A nie Krzysztofem Slyem, nie kotlarzem.
Więc mi co żywo przyprowadźcie panią,
A jak mówiłem, i kwartę podpiwku.
2 sługa
Czy wielkość wasza pragnie umyć ręce?
sługi _przynoszą mu dzbanek, miednicę i ręcznik._
O co za radość, że rozum ci wrócił!
Że wiesz na koniec, czym byłeś i jesteś!
Igraszką marzeń byłeś lat piętnaście,
Lub rozbudzony byłeś jak w marzeniu.
sly
Przez lat piętnaście! a to niezła drzemka!
I przez piętnaście lat nic nie mówiłem?
I sługa
Mówiłeś, panie, lecz zawsze bez ładu.
Bo gdy w tej pięknej leżałeś komnacie,
Wołałeś, że cię wyrzucono za drzwi,
I nieuczciwą łajałeś szynkarkę,
Chciałeś do wójta prowadzić, że piwo
W niestemplowanej podała ci kwarcie.
O Magdzie Hacket mamrotałeś czasem.
sly
Ach, ach, to była służąca w szynkowni!
3 sługa
Panie, szynkowni tej nie znasz ni dziewki,
Ani tych ludi, o których prawiłeś,
Stefan Sly, albo Jan Trębacz z Podgórza,
Lub Piotr Murawa, lub Henryk Biedrzeniec,
Albo dwadieścia nazwisk tym podobnych,
Których nie było, których też nikt nie zna.
sly
Dziękuję Bogu, żem przecie wyzdrowiał.
wszyscy
Amen.
sly
Dziękuję, — nie stracicie na tym.
_Wchodzi_pa ź _w ubiorze damy,_służba .
paź
Jak stoi teraz z mego pana zdrowiem?
sly
Stoi niezgorzej, bo jadła mi nie brak.
Gdzie żona moja?
Przebranie, Żona
paź
Tu, szlachetny panie.
Co żądasz od niej?
sly
Jesteś moją żoną?
Czemuż mnie, proszę, mężem nie nazywasz?
Ja pan dla moich ludi, lecz dla ciebie,
Dla ciebie jestem mężulkiem, czy słyszysz?
paź
Mężem i panem, panem mym i mężem,
A ja we wszystkiem posłuszną ci żoną.
sly
Wiem o tym dobrze. Jak mam ją nazywać?
pan
Pani.
sly
Pani Elżbietka, czy pani Joasia?
pan
Pani, nic więcej; taki panów zwyczaj.
sly
seks, podstęp
zdrowie
Pani i żono! słyszałem przed chwilą,
Żem spał piętnaście lat, a może więcej.
paź
Które od łoża twego oddalonej
Zdały się długie jakby lat trzydzieści.
sly
Nie ma co mówić, czas trochę za długi.
Wynoś się, służbo, zostawcie nas samych.
Rozbierz się, pani, i idźmy do łóżka.
paź
Szlachetny panie, błagam cię pokornie,
Racz mi przebaczyć jedną lub dwie noce,
A jeśli nie chcesz, to choć do zachodu,
Bo mi twój doktor wyraźnie powiedział,
Że dawna słabość wróci niezawodnie,
Jeśli od twego nie wstrzymam się łoża.
Słowa te, sądzę, wymówką mi będą.
sly
Tak stoją rzeczy, trudno mi będzie czekać tak długo; nie chciałbym przecie do starych marzeń powrócić. Co robić, trzeba czekać na przekór krwi i ciału.
_Wchodzi_sługa .
sługa
sztuka, śmiech
Melancholia, Szaleństwo
Nadworna trupa waszej wysokości,
Gdy o szczęśliwej usłyszała zmianie,
Pragnie wesołą przedstawić komedię,
Do czego doktor chętnie się przychyla;
Bo skoro smutek pańską krew oziębił,
A melancholia mamką jest szaleństwa,
Uznał za dobre, by wesoła sztuka
Do śmiechu pańskie myśli nastroiła;
Śmiech jest lekarstwem i życie przedłuża.
sly
I owszem, niech grają. Komedia to coś niby jasełka, albo kuglarskie sztuki?
paź
Nie, dobry panie, to rzecz zabawniejsza.
sly
Cóż to być może?
paź
To rodzaj historii.
sly
Dobrze, zobaczymy. Pani żono, siadaj tu przy mnie; niech świat po staremu się toczy; nie będziemy nigdy młodsi. _Siadają._AKT PIERWSZY
SCENA I
_Publiczny plac w Padwie._
lucentio _i_tranio
lucentio
Na koniec, Tranio, ja, co tak pragnąłem
Zobaczyć Padwę, tę piękną sztuk mamkę,
Przybywam dzisiaj do żyznej Lombardii,
Tego Włoch wielkich rozkosznego sadu.
Z dobrego ojca chętnym przyzwoleniem,
Przybywam w twoim miłym towarzystwie,
Ty sługo wierny, w złej i dobrej doli.
Spocznijmy tutaj, aby się poświęcić
Literaturze i umiejętnościom.
Piza, powagą dzieci swych sławiona,
Jest mą kolebką, ojciec mój, Vincentio,
Kupiec po całej ziemi giełdach znany,
Swój ród prowadzi z domu Bentivolio.
Ja, syn Vincentia, chowany w Florencji,
Nie chciałbym zawieść ojcowskich nadziei,
Lecz wielkim skarbom wielkich czynów dodać;
Dlatego, Tranio, przez ciąg moich nauk
Chcę naprzód zgłębić tę część filozofii,
Która traktuje o prawdziwym szczęściu,
Jak na opoce opartym na cnocie.
Powiedz, co myślisz, bom opuścił Pizę,
I tu przybyłem, jak człowiek, co nagle
Z płytkiej kałuży w głębokie wpadł morze,
I chce ugasić palące pragnienie.
Nauka
tranio
_Mi perdonate19_, kochany mój panie,
Ja zdanie twoje podzielam we wszystkim;
Z radością widę, że trwasz w przedsięwzięciu
Ssać soki słodkie słodkiej filozofii;
Lecz, dobry panie, mimo uwielbienia
Dla pięknej cnoty i moralnych nauk,
Niech nas stoicyzm w drewno nie przemienia,
A dla miłości Arystotelesa
Nie wyrzekajmy się i Owidiusza:
Zgłębiaj logikę w twych przyjaciół kole,
W zwykłych rozmowach ucz się retoryki,
Szukaj natchnienia w muzyce, poezji,
Matematyki i metafizyki
Bierz, ile zdoła strawić twój żołądek:
Nie ma korzyści, gdie nie ma rozkoszy;
Ucz się więc tego, do czego masz pociąg.
Nauka, Rozkosz
lucentio
Dzięki ci, Tranio, za twe dobre rady.
Gdyby Biondello był już wylądował,
Dziś bym rozpoczął me przygotowania,
Wziąłbym mieszkanie przyjaciół tych godne,
Których nam pewno w Padwie nie zabraknie.
Lecz cicho! któż to w te strony się zbliża?
tranio
Może procesja na nasze przybycie.
_Wchodzi_baptysta , katarzyna , bianka , gremio _i_hortensjo . lucentio _i_tranio _odchodzą na stronę._
baptysta
Proszę, panowie, nie nudźcie mnie dłużej,
Znacie niezmienne me postanowienie:
Póty nie wydam za mąż córki młodszej,
Póki dla starszej męża nie wynajdę.
Jeśli z was który kocha Katarzynę,
Gdy znam was obu i obu was kocham,
Pozwalam, niech się o rękę jej stara.
gremio
A raczej, niech się od ręki jej strzeże;
Trochę to dla mnie za twardy jest kąsek.
A ty, Hortensjo, czy chcesz pojąć żonę?
katarzyna
_do_baptysty
Mój panie ojcze, czy jest twoją myślą
Pójść o mnie w targi z tymi ichmościami?
hortensjo
W targi o ciebie, moja piękna panno?
Zanim cię kupię, musisz wprzód osłodnąć.
katarzyna
Nie troszcz się o to, boś jeszcze nie przebył
Połowy drogi do mojego serca;
Gdybyś tam zaszedł, mym pierwszym staraniem
Byłoby główkę sczesać ci trójnogiem,
I tak cię ubrać, żebyś był rarogiem 20 .
hortensjo
Od takich diabłów zachowaj mnie, panie!
gremio
I ja powtarzam tę samą modlitwę.
tranio
O, cicho, panie, komedia to rzadka:
Złośnica straszna z niej albo wariatka.
lucentio
Drugiej milczenie i pogodne czoło,
Dziewiczy urok rozlewają w koło.
Cicho, mój Tranio!
tranio
Dobrze mówisz, panie,
Cicho! a oczy pięknym paś widokiem.
baptysta
Żeby uczynkiem moje stwierdzić słowa,
Bianko, natychmiast wracaj mi do domu;
A, dobra Bianko, niech cię to nie martwi,
Bo ja cię zawsze z całej kocham duszy.
katarzyna
Pokora
Wsadź palec w oczy biednemu kurczątku,
Żeby przynajmniej miała czego płakać.
bianka
Z mojego smutku raduj się więc, siostro.
Z pokorą twoje wypełnię rozkazy:
A w moich książkach, moich instrumentach
Znajdę osłodę mojej samotności.
lucentio
_na stronie_
O, słuchaj, Tranio, jak mówi Minerwa 21 !
hortensjo
Panie Baptysto, dziwny z ciebie ojciec.
Żal mi, że nasze dobre dla niej chęci
Tylko jej smutek przyniosły.
gremio
Więc pragniesz
Dla tego diabła do klatki ją zamknąć?
Ciężko ją karać za zły język siostry?
baptysta
Skończmy rzecz, proszę; taka moja wola.
Idź, Bianko.
bianka _wychodzi._
A że wiem dobrze, jak sobie podoba
W poezji, śpiewie, różnych instrumentach,
Na mistrzach w moim nie braknie jej domu,
Aby jej młodą kierowali zdolność.
Jeśli, panowie, znacie zdolnych ludzi,
Będę wam wdzięczny, gdy mi ich przyślecie,
A ja z należną nagrodę szczodrością
Ludzi z talentem, co mi w pomoc przyjdą,
By dzieci moje uczciwie wychować.
Na teraz, żegnam. — Zostań, Katarzyno,
Bo mam co z Bianką sam na sam pogadać.
_Wychodzi._
katarzyna
I ja też myślę, że pójść także mogę;
Moje godziny mają mi wyznaczać,
Jak gdybym sama nie mogła osądzić,
Co mi wziąć, a co opuścić należy?
Ha!
_Wychodzi._
gremio
Możesz iść sobie do diablej maci. Posiadasz tak dobre przymioty, że wszyscy od ciebie uciekają. Miłość ich nie jest tak wielka, Hortensjo, abyśmy nie mogli dmuchać sobie w palce i pościć cierpliwie: nasze ciasteczka z dwóch stron jeszcze niedopieczone. Bądź zdrów! przez miłość dla mojej słodkiej Bianki, jeśli mi się zdarzy spotkać człowieka, zdolnego kształcić ją w przedmiotach, w których ma upodobanie, poślę go do jej ojca.
hortensjo
I ja zrobię to samo. Lecz nim się rozstaniemy, jeszcze jedno słowo. Choć natura naszego współzawodnictwa nie dozwoliła nam dotąd żadnej eksplikacji 22 , dzisiejsze wypadki uczą nas, że jeśli chcemy znaleźć jeszcze przystęp do naszej pięknej ukochanej, jeśli pragniemy być szczęśliwymi rywalami w miłości Bianki, musimy przede wszystkim dołożyć starania, aby jedną sprawę załatwić.
Małżeństwo
gremio
Jaką, proszę?
hortensjo
Czy nie domyślasz się jeszcze? Znaleźć męża dla jej siostry.
gremio
Znaleźć męża? Znaleźć diabła!
hortensjo
Powtarzam, znaleźć męża.
gremio
Powtarzam, znaleźć diabła. Czy przypuszczasz, Hortensjo, że mimo bogactw jej ojca, znajdzie się człowiek tak szalony, żeby chciał piekło do swego domu wprowadzić?
hortensjo
Choć to przechodzi naszą cierpliwość znosić jej głośne klekotania, wierzaj mi, są na świecie zuchy, a szukając wpaść na nich można, którzy wziąć ją gotowi z wszystkimi jej wadami i dobrze wypchanym workiem.
gremio
Co do mnie, tyle mam chęci dostać jej posag pod tym warunkiem, co każdego rana odebrać chłostę na rynku.
hortensjo
Wyznaję, jak mówisz, że mały wybór w zgniłych jabłkach. Ale skoro ta prawna przeszkoda robi nas przyjaciółmi, zachowajmy przyjaźń, dopóki nie znajdziemy męża dla starszej córki Baptysty; później, gdy młodsza siostra będzie miała wolność pójść za mąż, odnowimy starą walkę. Słodka Bianko! Szczęśliwy, kto cię dostanie! Kto najdzielniej goni do pierścienia, wygrywa pierścień. Co mówisz na to, signor Gremio?
gremio
Zgoda. Dałbym najpiękniejszego konia z całej Padwy temu, co by chciał rozpocząć z nią umizgi, dobić targu, pojąć ją za żonę, do ślubnej poprowadzić komnaty i dom od niej uwolnić. Idźmy!
_Wychodzą. —_tranio _i_lucentio _wracają na przód sceny._
tranio
Powiedz mi, panie, czy miłość tak nagle
Człowieka serce może opanować?
Pożądanie, Miłość
lucentio
Pókim tej prawdy nie stwierdził na sobie,
Nie chciałem nigdy wierzyć drugich słowu;
Lecz gdym tu stojąc patrzył w nią bezczynnie,
W mej bezczynności miłość mnie podbiła.
A teraz z całą wyznam ci szczerością,
Tobie, co jesteś wierny mi i drogi,
Jak niegdyś Anna kartagińskiej pani 23 ,
Tranio, goreję, o Tranio mój! zginę,
Jeśli tej skromnej nie zyskam piękności.
Bądź mi, o, Tranio, bo wiem, że to możesz,
Bądź mi pomocą, wiem, że nie odmówisz.
tranio
Nie pora teraz łajać cię, mój panie,
Wyrzuty z serca uczuć nie wygonią:
Jeśli gorąca drasnęła cię miłość,
Jedyną teraz dać ci mogę radę:
_Redime te captum, quam queas minimo24_.
lucentio
Dzięki! mów dalej, bo każde twe słowo
Leje pociechę do zbolałej duszy.
tranio
Tak długo oczy w dziewkę tę wlepiałeś,
Żeś może sprawy tej nie dojrzał rdzenia.
lucentio
W słodkiej jej twarzy tylem wdzięków widział,
Ile ich miała córka Agenora 25 ,
Przed którą Jowisz, choć świata był panem,
Kreteńskie brzegi całował kolanem.
tranio
Jak to? niczego więcej nie widziałeś?
Czy nie słyszałeś starszej siostry fuków,
Zaledwo znośnych dla śmiertelnych uszu?
lucentio
Widziałem ruchy ust jej koralowych,
Czułem w powietrzu oddechu jej wonie.
Słodkie i święte, wszystko, com w niej widział.
tranio
Czas go, jak widzę, z zachwytu rozbudzić. —
Ocknij się, panie, gdy dziewkę tę kochasz,
Szukaj sposobów, jakimi ją dostać.
Rzeczy tak stoją: starsza jej siostrzyczka
Tak jest swarliwa, tak nieznośnie zrzędna,
Że póki się jej ojciec nie pozbędzie,
Musisz twą miłość zamknąć jak w klasztorze.
Dlatego ojciec w klatce trzyma młodszą,
By ją uchronić od natręctwa gachów.
lucentio
O, Tranio, Tranio, okrutny to ojciec!
Lecz czy zważałeś, że jego jest myślą
Wyszukać dla niej mistrzów doskonałych?
tranio
Ja na tym wszystkie plany me gruntuję.
lucentio
Ja także moje.
tranio
O zakład, mój panie,
W jedno ognisko myśli nasze biegną.
lucentio
Powiedz mi twoje.
tranio
Będziesz bakałarzem,
Młody jej umysł kształcić się podejmiesz,
To jest twój zamiar.
Podstęp, Przebranie
lucentio
Prawda. Co ty na to?
tranio
To być nie może. Kto na twoje miejsce
Syna Vincentia weźmie w Padwie rolę,
Będzie za ciebie nad księgami ślęczał,
Przyjmował gości, rodaków traktował?
lucentio
Nie troszcz się wcale; mam na to sposoby.
Wszak nas w tym mieście nikt jeszcze nie widział
I z twarzy nikt nas rozpoznać nie zdoła;
Ty więc na moim miejscu będziesz panem
Będziesz sług trzymał, będziesz dom prowadził
Ja będę jakim biedakiem z Florencji,
Albo też z Pizy, albo z Neapolu.
Myśl się wylęgła, trzeba ją wychować.
Natychmiast, Tranio, zamieńmy ubiory,
Weź mój kapelusz i płaszcz mój barwisty;
Biondello twoim sługą jest, gdy przyjdzie;
Ja mu zalecę, by język miarkował.
tranio
To zalecenie bardo jest potrzebne.
_Zmieniają ubiór._
Skoro więc, panie, taka twoja wola,
Jestem ci moje winny posłuszeństwo,
Bo przy odjeździe mówił mi twój ojciec:
„Dla mego syna bądź zawsze usłużny”,
Chociaż to w innym mówił rozumieniu;
Więc dla miłości mojego Lucentia
Chętnie Lucentia podejmę się roli.
lucentio
Zrób tak, Lucentio bowiem zakochany
Jest niewolnikiem na wszystko gotowym,
Aby dziewicę posiąść, której widok
Zabrał w niewolę ranne jego serce.
_Wchodzi_biondello .
Otóż Biondello — Gdzieś ty był, hultaju?
biondello
Gdzie byłem, mniejsza; gdzieś ty jest, mój panie?
Czy płaszcz twój ukradł kolega mój, Tranio,
Albo, czy jego ty ukradłeś, panie,
Lub czyście razem okradli się oba?
Co się to znaczy? co to za nowości?
lucentio
Słuchaj, hultaju, nie na żart to czasy,
Postępowanie stosuj więc do czasu.
Żeby me życie uratować, Tranio
Wziął moją odzież i mnie zastępuje,
A ja z potrzeby jego wziąłem miejsce,
Bo w nagłej kłótni, na brzeg wysiadając,
Zabiłem męża, lękam się odkrycia.
Służ mu więc wiernie, ja bowiem, bez zwłoki
Muszę ucieczką życie me ratować.
Czy mnie rozumiesz?
Ja? nie, ani słowa.
A przede wszystkim wygnaj z twych ust: Tranio;
Bo Tranio dziś się na Lucentia zmienił.
Więc szczęść mu Boże! tym lepiej dla niego,
I ja też chciałbym na jego być miejscu.
Przystałbym na to, gdyby tym sposobem
Lucentio córkę Baptysty otrzymał.
Teraz, nie dla mnie, lecz przez wzgląd na pana
Pomiędzy ludźmi prowadź się uczciwie:
Sam na sam, chętnie jestem z tobą Tranio,
Ale śród ludzi ja twój pan, Lucentio.
Idźmy! Rzecz jedna jeszcze pozostaje,
Której się, Tranio, ty sam podjąć musisz:
Ty będziesz jednym z liczby zalotników.
Nie pytaj, proszę, jakie mam powody,
Dość, że ci powiem, iż wielkiej są wagi.
_Wychodzą._
_do_slya Drzemiesz, mój panie, komedii nie słuchasz.
Na świętą Annę, najuważniej słucham.
Piękna to sprawa. Czy jeszcze nie koniec?
Ledwo początek.
Moja pani żono,
Wyznaję, jest to nie lada robota;
Pragnąłbym jednak, żeby się skończyła.
Moja Werono, żegnam cię na chwilę,
Dziś w Padwie moich odwiedzam przyjaciół,
A przed wszystkimi dobrego Hortensja,
Co mi dał tyle dowodów miłości.
To jest dom jego, jeśli się nie mylę.
No, dalej, Grumio, grzmoć mi z całej siły!
Mówię, hultaju, grzmoć dobrze w tę bramę,
Albo inaczej ja ci grzbiet wygrzmocę.
Pan mój kłótliwy; gdybym go wygrzmocił,
Wiem dobrze, co by spotkało mnie potem.
Co, nie chcesz? dobrze, to ja zacznę grzmocić,
Zobaczę, w jakim tonie sol, fa śpiewasz.
_Ciągnie go za uszy._
Rety, o, rety! toć pan mój szaleje.
Co, czy rozkazów będziesz teraz słuchał?
_Wchodzi_hortensjo .
Co to? co się tu dzieje? Stary mój przyjaciel
Grumio i dobry mój przyjaciel Petruchio!
Co tam słychać u was nowego w Weronie?
Przybywasz w porę, by wojnę zakończyć.
_Con tutto il cuore ben trovato26_, wołam.
_Alla nostra casa ben venuto,_
_Molto honorato signor Petruchio27_.
No, wstawaj, Grumio, spór ten zakończymy.
Bez mózgu hultaj; dobry mój Hortensjo,
Gdy mu kazałem w bramę twoją grzmocić,
Nie chciał, pomimo wszystkich mych nalegań.
Co? w bramę grzmocić? panie, czyś nie mówił:
Hultaju, dobre daj mi tu grzmocenie?
A teraz prawisz o grzmoceniu bramy.
Zmykaj, lub trzymaj język za zębami!
Cierpliwość, bracie, ja ręczę za Grumia,
Bo mi jest smutno, gdy cię widzę w gniewie
Przeciw staremu i wiernemu słudze.
Powiedz mi teraz, drogi przyjacielu,
Co za szczęśliwy wiatr z starej Werony
Dzisiaj do naszej przywiewa cię Padwy?
Wiatr, który młodzież rozgania po świecie,
Aby szukała szczęścia poza domem,
W którym niewiele doświadczenia rośnie.
Słuchaj w skróceniu, jak me stoją sprawy:
Zamknął już oczy ojciec mój, Antonio,
Ja w zamęt świata rzucić się zamierzam,
Żony i szczęścia wedle sił tam szukać;
W worku grosiwo, zasoby mam w domu;
Tak więc przybywam, by się przyjrzeć światu.
Mówmy otwarcie: co powiesz, Petruchio,
Gdybym cię swatał ze straszną złośnicą?
Może za projekt nie będziesz mi wdzięczny,
Ręczę ci jednak, że będzie bogata,
Bardo bogata; lecz przyjacielowi
Nie chciałbym żony podobnej nastręczać.
Gdzie szczera przyjaźń, krótkie eksplikacje 28 :
Słuchaj, Hortensjo, jeśli znasz kobietę
Dosyć bogatą na żonę Petruchia,
(A pieniądz treścią jest moich umizgów),
Niech będzie szpetna, jak Florenta 29 miłość,
Niech będzie stara, jak stara Sybilla 30 ,
A sekutnica, jak druga Ksantypa 31 ,
Ba! choćby nawet gorszego co trochę,
Na to nie zważam, bo to w moim sercu
Bynajmniej moich nie przytępi uczuć,
Choćby tak była burzliwa i groźna,
Jakby wzburzone fale Adriatyku.
Skoro bogatej szukam w Padwie żony,
Byle bogata, na ślepo ją biorę.
Petruchio, gdyśmy daleko tak zaszli,
Com żartem zaczął, na serio ci skończę.
Wierzaj mi, mogę wynaleźć ci żonę
Z wielkim posagiem, młodą, urodziwą,
W szlacheckim domu uczciwie chowaną;
Jedyna tylko, lecz wielka jej wada
To — że okrutna jest z niej sekutnica,
Zła i swarliwa, tak bardo uparta,
Że gdybym w gorszej biedzie był, niż jestem,
Za górę złota pojąć bym jej nie chciał.
Nie znasz potęgi złota, przyjacielu.
Powiedz mi tylko ojca jej nazwisko;
Pójdę w zaloty, chociażby fukała
Głośniej od grzmotów w łonie chmur jesiennych.
Ojciec jej zwie się Baptysta Minola,
Szlachcic uprzejmy i pełny grzeczności,
A imię córki jego Katarzyna;
Padwa zna cała język jej swarliwy.
Znam dobrze ojca, chociaż nie znam córki;
Znał on mojego ojca nieboszczyka.
Nie usnę, póki sam jej nie zobaczę;
Daruj więc, jeśli opuszczę cię zaraz,
Chyba że sam chcesz do niej mnie prowadzić.
Czekaj, Petruchio, pójdę razem z tobą,
Bo mój skarb także w Baptysty jest straży;
W jego jest ręku klejnot mego życia,
Najmłodsza córka jego, piękna Bianka
On ją zazdrośnie przede mną zamyka
I przed rywali moich licznym kołem.
Pewny, że nigdy starsza Katarzyna,
(Dla wad, o których poprzednio mówiłem),
Nie znajdzie męża, by ją wziął za żonę,
Nie chce do Bianki nikogo przypuścić,
Póki swarliwej córki nie wyswata.
Swarliwej córki! najgorsze przezwisko
Ze wszystkich przezwisk dla młodej dziewczyny.
Teraz, Petruchio, wyświadcz mi przysługę:
W skromną, poważną przybranego odzież,
Przedstaw Baptyście jak biegłego mistrza,
Zdolnego Biankę w muzyce ukształcić;
Tym bowiem tylko potrafię sposobem
Moją głęboką oświadczyć jej miłość,
Bez podejrzenia serce jej pozyskać.
Milcz, Grumio! jest to jeden z mych rywali.
Na krótką chwilę odejdźmy na stronę.
Nie ma co mówić, ładna gachów para.
_Odchodzą na stronę._
O, bardo dobrze; odczytałem pismo.
Słuchaj mnie; każ je prześlicznie oprawić;
Książki miłosne; nie zważaj na koszta,
Daj baczność, żeby nie czytała innych;
Czy mnie rozumiesz? A bądź przekonany,
Że oprócz płacy signora Baptysty
I ja się także skąpym nie okażę.
Papiery także twoje wyperfumuj,
Bo ta, do której domu je poniesiesz,
Od wszystkich perfum stokroć jest wonniejsza.
Powiedz, co naprzód czytać jej zamierzasz?
Cokolwiek będziem czytać, wierzaj, panie,
Że twojej sprawy nie zaśpię na chwilę,
Jak sprawy mego dobrego patrona;
Myślę, że choćbyś sam był na mym miejscu,
Słów wymowniejszych nie zdołałbyś znaleźć,
Jeśli nie jesteś biegłym literatem.
O, ta nauka! Co to za skarb wielki!
Oj, dudku, dudku, co za osioł z ciebie!
Cicho!
Milcz, Grumio!
_Zbliżają się._
Witam, signor Gremio!
Rad jestem, że cię spotkałem, Hortensjo.
Czy wiesz, gdzie idę? Do domu Minoli.
Dałem mu słowo, że mu przyprowadzę
Dla pięknej Bianki uczonego mistrza,
I jakimś trafem szczęśliwym spotkałem
Tego młodzieńca, który mu się przyda
Przez swą naukę i swe ułożenie;
Biegły w poezji, oczytany w książkach,
Wybornych książkach, wierzaj mi na słowo.
To bardo dobrze; ja też z mojej strony
Mam przyjaciela, który mi obiecał
Doskonałego znaleźć muzykanta;
I w tej więc sprawie nie gorszy od ciebie,
Dowiodę Biance, jak kocham ją szczerze.
Jak ja ją kocham, uczynkiem dowiodę.
_na stronie_
Tego dowiedzie twa sakiewka raczej.
Nie pora mówić o naszej miłości.
Słuchaj mnie raczej, bo jak mi się zdaje,
Mam doskonałe dla obu nowiny.
Oto jest szlachcic, którego spotkałem,
Który za wspólną przyrzeka ugodą
Do sekutnicy w zaloty się udać,
Nawet poślubić przy dobrym posagu.
Targ wyśmienity, byleby go dobił.
Czy mu o wszystkich wadach jej mówiłeś?
Wiem, że swarliwajest z niej sekutnica;
Jeśli to wszystko, nic w tym nie ma złego.
Tak myślisz? brawo! Z jakich stron przybywasz?
Jestem z Werony; ojciec mój, Antonio,
Umarł niedawno, dziś, pan mej fortuny,
Liczę na długie i szczęśliwe lata.
Przy takiej żonie? Dziwne to nadzieje.
Lecz, gdy masz serce, szczęść ci Panie Boże!
Proszę, na moją szczerą rachuj pomoc.
Czy chcesz naprawdę udać się w zaloty
Do tego żbika?
Czy chcę żyć, zapytaj.
_na stronie_
Czy chce, nie wątpię, albo ją powieszę.
Czy nie w tej myśli jedynie przybyłem?
Sądzisz, że wrzawy trochę mnie ogłuszy?
W swoim ja czasie lwów słyszałem ryki,
Widziałem morze wiatrami chłostane,
Jak dzik spocony pieniące się całe,
Na placu bitwy słyszałem dział grzmoty,
I w chmurach straszną niebios artylerię,
Słyszałem krzyki walczących rycerzy,
Rżenie rumaków i trąb głos chrapliwy,
I przed niewieścim ja drżałbym językiem,
Który nie głośniej w uchu się rozlega,
Jak pękający kasztan wśród ogniska?
Schowaj dla dzieci upiory i duchy.
_na stronie_
Bo on samego diabła się nie zlęknie.
Słuchaj, Hortensjo, wszystko mi się zdaje,
Że pan ten w dobrą przyjechał tu porę,
Tak dla swojego, jak naszego szczęścia.
Ja mu przyrzekłem, że przez czas zalotów
Bierzem na siebie koszta jego wszystkie.
Chętnie, jeżeli tylko cel osiągnie.
_na stronie_
Chciałbym tak pewnym dobrej być wieczerzy.
_Wchodzą:_tranio , _bogato ubrany, i_biondello .
Dzień dobry! Raczcie przebaczyć, panowie,
Jeśli zapytam o najbliższą drogę
Do domu pana Baptysty Minoli.
Minoli, ojca dwóch nadobnych córek?
Ten sam, Biondello.
Nie przypuszczam, panie,
Byś o niej myślał —
I o niej, i o nim,
Wszystko być może. Co panu do tego?
Byle nie o tej, co lubi się kłócić.
Nie lubię kłótni.
_do_biondella
Idźmy, bo czas drogi.
_na stronie do_trania
Dobry początek.
Jedno tylko słowo:
Czy chcesz się starać o rękę tej panny,
O której mówisz? Tak lub nie, odpowiedz.
A gdyby? Proszę, jaka w tym obraza?
Nie ma obrazy, jeżeli bez słowa
Co rychlej z tego wyniesiesz się miasta.
Alboż ulice nie są równie wolne
Dla mnie jak dla was?
Ale nie dziewczyna.
Czy wolno będzie o powody spytać?
Dla tych powodów, skoro chcesz to wiedzieć,
Że to signora Gremio ukochana.
Że to kochana signora Hortensjo.
Powoli! Jeśli dobrzy z was szlachcice,
Baczcie mnie, proszę, wysłuchać cierpliwie:
Baptysta jest to szlachcic urodzony,
I stary ojca mojego przyjaciel,
A choćby córkę miał, jak jest, piękniejszą,
Nie ma powodów, aby konkurentów
Nie miała więcej, a i mnie w ich liczbie.
Do córki Ledy 33 wzdychało tysiące,
Do Bianki jeden więcej może wzdychać:
Lucentio będzie konkurentem nowym,
Choćby z Parysem 34 mierzyć się gotowym.
Jak to? ten panicz wszystkich nas przegada?
Pozwól mu pędzić, okuleje w drodze.
Hortensjo, jaki cel tej gadaniny?
Daruj mi, panie, jeśli cię zapytam.
Czy kiedy córkę Baptysty widziałeś?
Nie, lecz wiem dobrze, że on dwie ma córki,
Jedną tak sławną z ostrego języka,
Jak druga sławna ze skromnej piękności.
Pierwsza jest dla mnie, zostaw ją w spokoju.
Pracę wielkiemu zostaw Alcydowi 35 ,
Większą od wszystkich prac jego dwunastu.
A teraz, proszę, słuchaj, co ci powiem:
Najmłodszą córkę, do której chcesz wzdychać,
Ojciec dla wszystkich zamknął konkurentów,
Żadnemu nie chce ręki jej obiecać,
Póki nie wyda za mąż starszej córki;
Potem, nie wcześniej, młodsza będzie wolna.
Gdy tak jest, panie, gdy się podejmujesz
Mnie i rywalom mym otworzyć drogę,
Połamać lody, co nas dziś krępują,
Idź, pojmij starszą, a młodszą oswobódź!
Kto z nas, szczęśliwy, za żonę ją weźmie,
Pewno ci dowód szczodrej da wdzięczności.
Jak twoje myśli, piękne są twe słowa.
Skoro więc w liczbę konkurentów wchodzisz,
Tak jak my, panu temu będziesz wdzięczny
Za wielką wszystkim oddaną usługę.
Nie sądzę, panie, abym był ostatni.
Na dowód, robię przyjacielski wniosek,
Byśmy spędzili razem popołudnie,
Za Bianki zdrowie spełniając kielichy.
Jak adwokaci, kłóćmy się przed sądem,
Lecz jedzmy, pijmy, jak dobrzy koledzy.
O, szczytny projekt! idźmy, przyjaciele!
Projekt wyborny! Częstujmy się suto.
Petruchio, jestem twoim _benvenuto36_.
_Wychodzą._