Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Powieść bez O - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
9 czerwca 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Powieść bez O - ebook

Mistrzowsko skomponowana i trzymająca w napięciu saga rodzinna wybitnej austriackiej pisarki, której europejską sławę przyniosła powieść Nauczycielka.

21 grudnia 2012 roku był dla większości osób zwykłym dniem przedświątecznej gorączki – ale nie dla Kathariny. Tego dnia jej świat po prostu runął w gruzach – w wypadku samochodowym zginał Julius, jej mąż, a wraz z jego śmiercią na jaw wyszły przeróżne sekrety. Taschler misternie splata ze sobą kilka wątków – burzliwą historię małżeństwa Kathariny i Juliusa oraz dramatyczne losy Ludoviki – zesłanej na Sybir pianistki – i Thomasa – jej ukochanego. Wygląda na to, że obie kobiety mają ze sobą więcej wspólnego, niż mogłoby się wydawać.

To opowieść o trudnej i zagmatwanej historii rodzinnej, w której traumy dziedziczone są z pokolenia na pokolenie, a doświadczenia II wojny światowej, Holokaustu, okupacji i zsyłek na Sybir mimo upływu lat nadal naznaczają codzienną egzystencję wielu Austriaków. Znakomita proza na najwyższym poziomie, która przykuwa uwagę zarówno głęboką refleksją nad ludzką psychiką, jak i wciągającą, pełną tajemnic i sekretów akcją.  

W Nauczycielce Taschler opowiedziała wspaniałą historię o miłości, uprowadzeniu dziecka i spotkaniu po latach. […] W najnowszej książce, Powieść bez O, tworzy zachwycająca i enigmatyczną sagę rodzinną przebiegłego Austriaka o bardzo złożonej osobowości. To dowód, że pisarka jest na najlepszej drodze do sławy. Trzymajcie kciuki!
„Für Sie”


Judith W. Taschler (ur. 1970) – wychowała się wraz z sześciorgiem rodzeństwa w Putzleinsdorf w Górnej Austrii, po szkole i pobycie w Stanach Zjednoczonych była sekretarką, przedszkolanką, sprzedawała samochody, później studiowała germanistykę i historię na uniwersytecie w Innsbrucku i przez kilka lat uczyła niemieckiego w szkole. Mieszka z mężem i trójką dzieci w Innsbrucku. Powieść bez O to jej piąta książka. Za powieść Nauczycielka (W.A.B. 2015) otrzymała prestiżową Friedrich-Glauser-Preis 2014.


Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-4575-0
Rozmiar pliku: 2,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Listopad 2012: Katharina Nieproszony gość

Katharina siedziała z czwórką swoich dzieci przy kolacji, gdy w drzwiach pojawił się gość.

Nie zapukał, nie zadzwonił, po prostu wszedł, drzwi do domu były przecież zawsze otwarte, ryglowało się je tylko na noc. Cicho zamknął kuchenne drzwi i powoli zbliżył się do dużego stołu. Katharina od razu wiedziała, kim jest i czego od niej zażąda. Był flegmatyczny i jednocześnie autorytarny – mężczyzna nienawykły do tego, by ktoś mu się przeciwstawiał. Powoli usiadł obok niej, nie witając się z nikim. Katharina dała mu wzrokiem do zrozumienia, że może przecież poczekać, aż ta czwórka wstanie i pójdzie do swoich pokoi. Zignorował to i zaczął mówić bez ogródek, patrząc przy tym z ciekawością każdemu dziecku w twarz.

Przypomniał Katharinie o tym, że trwa wojna i że najeźdźcy maszerują przez kraj, mordując, okrutnie zabijając całe rodziny. Maltretują na oczach rodziców po kolei każde dziecko, zanim w końcu pozwolą im na błogosławioną śmierć. Na koniec pozbawiają życia również rodziców, zabijając od zewnątrz deskami każde okno, każde drzwi i w końcu podpalając dom. Już wkrótce, niebawem, żołnierze przyjdą też do tej wioski i urządzą rzeź każdej rodzinie.

Tylko on mógłby jej pomóc i nie dopuścić, by jej dzieci i ją samą skatowano i zamordowano. Ma dobre kontakty z żołnierzami i dopracował się z nimi pewnej umowy: każda rodzina może ofiarować jedno dziecko, wówczas resztę oszczędzą.

Ona musi mu tylko podać imię jednego ze swoich dzieci, dziecko zostanie zaprowadzone do żołnierzy i umrze szybką, bezbolesną śmiercią. Ale za to nikomu innemu włos z głowy nie spadnie, stopa żadnego z żołnierzy nie postanie w ich domu, on to gwarantuje swoim nazwiskiem. Katharina wpatrywała się w niego. Z tego, co o nim słyszała, wyobrażała go sobie inaczej: większego, bardziej siwego, energiczniejszego. W końcu zmusiła się, by oderwać od niego wzrok, rozejrzała się po znajomej kuchni, zanim znów się do niego odwróciła.

Mężczyzna dobrotliwie się uśmiechnął i powiedział:

– Niech mi pani poda tylko jedno imię i wszystko będzie dobrze. Tylko jedno imię i może pani uratować pozostałych. Niech pani pomyśli o torturowanych i zabitych rodzinach, a będzie pani wiedziała, że moja propozycja to łaska.

Była pewna, że on wie, co mu odpowie, a jednak to powiedziała:

– Ja idę z panem.

– To niestety niemożliwe, to musi być jedno z pani dzieci. – Jego odpowiedź padła jak z pistoletu, przy czym ciągle się uśmiechał. – Tak po prostu wynika z umowy.

Dzieci się nie ruszały, patrzyły na przemian to na mężczyznę, to na matkę, nie mówiąc przy tym ani słowa, myśli Kathariny goniły jedna drugą.

Tak, to była wojna. Każdego dnia była wojna.

Miała podać tylko jedno imię i w ten sposób uratować pozostałe dzieci. Ale czyje imię powinna podać? Które dziecko zdradzić i wydać na śmierć? Bo to była zdrada, to pewne, dziecko, które oddałaby temu mężczyźnie, byłoby tym, które kochała najmniej, tak przynajmniej wszyscy by myśleli.

Ona to wiedziała, wiedziały dzieci, wiedział gość. Łamała sobie głowę, co powinna zrobić. Powinna po prostu wstać i wyrzucić tego potężnego mężczyznę? Widziała, że nie był do tego przyzwyczajony. Ze sporą satysfakcją cisnęłaby mu w twarz: „Możesz sobie w dupę wsadzić tę swoją łaskę!”.

Ale wtedy żywcem obdarto by jej dzieci ze skóry albo wrzucono do wrzącej wody, albo poćwiartowano. Wyobraziła sobie dokładnie te wszystkie straszne rzeczy, zobaczyła rozpacz i przerażenie w oczach dzieci przy zapowiedzi konkretnej tortury, a potem słyszała krzyki, krzyki, krzyki. Jedno imię! Musiała podać jedno imię.

Z błaganiem w oczach patrzyła na dwoje starszych, jedno z nich mogłoby przecież zrozumieć jej rozpacz i ofiarować się za rodzinę. Jedno z tych dwojga powinno spokojnym głosem powiedzieć: „Ja pójdę dobrowolnie, mamo”. To by do nich pasowało, zawsze przecież byli tym rozsądnym starszym rodzeństwem, gdy chodziło o maluchy. Ale tego nie robili, tak samo jak dwoje młodszych z szeroko otwartymi oczami przywarli wzrokiem do jej ust: jakie wypowie imię?

Jedno imię! Musiała w końcu podać to imię! Które z dzieci mogłoby jej wybaczyć tę zdradę, myślała, które z dzieci mogłoby pójść i rzucić jej przy tym spojrzenie mówiące: nie jestem na ciebie zły. Jednocześnie wiedziała, że żadne z dzieci nie będzie w stanie tego zrobić. Po prostu szybko by je wyszeptała, to imię, potem ukryłaby twarz w dłoniach, żeby nie patrzeć, jak je zabierają. Nie mogłaby mu spojrzeć w oczy.

Cierpliwość gościa się wyczerpała, głośno rozkazał Katharinie: „Proszę natychmiast podać mi imię!”. Miała jedno na końcu języka, ale nie mogła go wypowiedzieć. W rozpaczy patrzyła na wszystkich, przebiegła przy tym wzrokiem po pustym krześle Juliusa i nagle wypełnił ją gniew: dlaczego musi podjąć tę decyzję sama? Dlaczego nie ma tu jej męża i jej nie pomoże? Dlaczego właściwie nigdy nie było go z rodziną?

W tym momencie wyszeptała – wściekła na Juliusa – imię, sama nie wiedziała które, ale wydawało się, że gość z całkowitą pewnością wiedział, wstał i wyciągnął rękę. Do kogo ją wyciągnął?Listopad 2012: Katharina Samotność

Gdy po raz piąty zdarzyło się, że nieproszony gość usiadł za stołem Kathariny, zerwała się nagle, wzięła komórkę i zniknęła z nią za drzwiami sypialni. Dzieci patrzyły za nią osłupiałe. Zadzwoniła do swojej przyjaciółki Doris i spytała, czy nie miałaby ochoty pójść do kina i ewentualnie potem jeszcze gdzieś się czegoś napić. Doris żałowała, ale była przeziębiona, również Sabine nie mogła, jej córeczka się rozchorowała. Katharina rzuciła się z jękiem na łóżko.

Zastanawiała się, czy powinna usiąść do komputera, by dalej pracować nad biografią pani Hausmann, czy pojechać sama. Zdecydowała się jechać sama. Zdjęła dżinsy, wskoczyła w jasne spodnie, włożyła elegancką czarną górę i wysokie buty. Sześcioletnia Luisa przewracała w łazience oczami, gdy Katharina zrobiła makijaż mocniejszy niż zwykle i upinała włosy.

W ciemnej sali kinowej przez cały czas marzła w przeciągu. Dookoła niej zajmowały miejsca tylko pary albo grupy przyjaciół i czuła się samotna jak nigdy dotąd. Kilka rzędów dalej siedziała para starszych ludzi, oboje około siedemdziesiątki; mężczyzna objął kobietę ramieniem. Katharina nie mogła oderwać od nich oczu, zakochani staruszkowie zawsze robili na niej większe wrażenie niż młode parki, które wygłupiając się, chodziły za rączkę. Chciała, żeby Julius był obok niej.

Wcześniej, gdy dzieci były młodsze, często jeździła sama do miasta i chodziła do kina. Taki rodzaj ucieczki od własnego życia, nigdy nie czuła się wtedy samotna, przeciwnie, rozkoszowała się tym: człowiek zanurza się w obcą historię, znieczula się nią i zapomina przynajmniej na dwie godziny o własnej. Przez całe lata wolała sama wybrać się do kina, niż jechać na urlop z rodziną, ale nikomu o tym nie mówiła. Była przekonana, że jej znajomi zareagują tylko brakiem zrozumienia. Na początku roku szkolnego w przedszkolu albo szkole wszyscy entuzjastycznie opisywali tygodnie spędzone nad morzem, w obcym mieście albo w jakimś egzotycznym kraju jako niezwykle relaksujące, zachwycające, czarujące, i długo zadawała sobie pytanie, czy tym ludziom urlop naprawdę tak się podobał, czy to była zwykła gra, subtelna demonstracja, kto tu jest bardziej interesujący, otwarty, a przede wszystkim kto sobie może na więcej pozwolić. Ona wolała siedzieć w ciemnym kinie: codzienność znikała za obrazami na dużym ekranie. Gdy o wpół do szóstej rano z dzieckiem albo nawet z dwójką małych dzieci za rękę szła hotelowym korytarzem, wciąż szepcząc z palcem na ustach „pst, pst”, codzienność była podwójnie trudna.

Tego wieczoru samotność wzięła w posiadanie całe jej ciało. Wciąż drżała z zimna, bolał ją brzuch, w głowie dudniło, nogi były jak z ołowiu. Siedziała w jakimś barze na wysokim stołku, piła małymi łyczkami koktajl i czuła się obserwowana przez większość ludzi. Barman z nią flirtował i z wdzięczności wypiła za dużo. W drodze do domu, pochylona do przodu, tępo wpatrywała się w przednią szybę. Przez jezdnię przebiegła sarna, Katharina zdążyła zahamować na czas. Potem nagle się rozpłakała i musiała się zatrzymać. Szlochając i dygocząc, obejmowała kierownicę i nie mogła się uspokoić.

Następnego ranka po przebudzeniu podjęła decyzję.

Po śniadaniu dzieci kolejno wychodziły z domu. Katharina wrzuciła kilka ubrań do małej walizki i poszła na górę do Arthura i Olgi.

– Chcesz kawy? – zapytała Olga ze swoim silnym akcentem, który dzieci uważały za zabawny i lubiły naśladować.

Katharina przyjęła propozycję. Przyszedł Arthur, siedzieli we trójkę przy kuchennym stole i jedli śniadanie.

– Chciałam was o coś poprosić – powiedziała Katharina.

– Chętnie zajmiemy się dziećmi – odrzekła Olga.

– No, gdzie masz ten odcisk? – zapytał przyjaźnie Arthur.

Arthur, siedemdziesięciodwuletni teść Kathariny, miał w tym samym domu mieszkanie z osobnym wejściem. Pół roku temu złamał biodro i od tego czasu mieszkały u niego na zmianę Olga i Masza, dwie opiekunki ze Słowacji, i troszczyły się o wszystko. Głównym powodem, dla którego Arthur je zatrudnił, było nie tyle jego własne niedomaganie, ile to, że nie mógł już pomagać Katharinie przy dzieciach, w domu i w ogrodzie. Od początku umówił się z obydwiema kobietami na wyższe wynagrodzenie za to, że będą się zajmować nie tylko nim, lecz także od czasu do czasu wpadną do synowej.

Opiekunkami były matka i córka, po dwóch tygodniach jedna jechała do domu, a zastępowała ją druga. Nie mogły wyglądać bardziej odmiennie: pięćdziesięciodwuletnia Olga miała czarne włosy do ramion, które co trzy tygodnie starannie farbowała, niebieskie jak woda oczy i była wyraźnie blada, przez co Luisie od razu się wyrwało:

– Wyglądasz jak stara Królewna Śnieżka!

– Luisa! – wyrwało się z kolei Katharinie, ale Olga tylko serdecznie się roześmiała.

Dwudziestodwuletnia Masza była opalona na brązowo i nosiła króciutkie jasnoblond włosy. Charaktery miały jednak podobne, obydwu nie brakowało temperamentu.

– Chciałabym pojechać do Juliusa – oświadczyła Katharina i opowiedziała o decyzji, którą podjęła.

– Najwyższy czas! – orzekła Olga.

– W każdym razie popieramy cię – oznajmił Arthur.

Arthur i Olga odprowadzili ją do samochodu i wyściskali.

– Co ja bym bez was zrobiła? – zastanawiała się Katharina, gdy wsiadała.

Potem ruszyła.

Rozkoszowała się jazdą po autostradzie i głośno śpiewała z Catem Stevensem: How can I tell you that I love you.

Rozważała w szczegółach, co ma powiedzieć mężowi, i mruczała to sobie pod nosem.Listopad 2012: Julius Uniknąwszy śmierci

W tym samym czasie czterysta pięćdziesiąt kilometrów na południe od P. inny samochód z nadmierną prędkością jechał autostradą do tego samego miejsca, a dwoje ludzi w pojeździe, kobieta, która kierowała autem, i pasażer, również słuchali płyty Cata Stevensa, i to przypadkiem tej samej piosenki: How can I tell you that I love you. Kobieta, miała na imię Stephanie, nuciła pod nosem. Mężczyznę, miał na imię Julius, to irytowało.

Oboje wracali właśnie do Innsbrucku z Ötztal, dokąd wybrali się na narty. Płytę Cata Stevensa Julius dostał przed prawie rokiem na gwiazdkę od swojej żony Kathariny, na pamiątkę czasów, gdy się poznali w Wiedniu i gdy codziennie słuchali piosenek Cata Stevensa, gdy się wciąż kochali i kochali w jego zaniedbanym studenckim lokum. Zabawne było w tym to, że Julius wtedy wpadł na ten sam pomysł, i dlatego w tę wigilię leżały pod choinką dwie płyty Cata Stevensa, obydwie pięknie zapakowane, jedna w skromny fioletowy papier, druga w złoty papier z mnóstwem aniołków. Zastanawiali się, czy jednej nie oddać, zdecydowali się jednak zatrzymać obydwie, każde miało słuchać swojej płyty w samochodzie, i tak też się stało.

Katharina puszczała ją bardzo często, Julius raz kiedyś włożył swoją do odtwarzacza, wolał słuchać radia. I tak płyta od dawna leżała jak sierota w schowku na rękawiczki, z którego przed kilkoma tygodniami wyciągnęła ją Stephanie.

– Pożyczysz mi ją? – zapytała. – Tak lubię słuchać Cata Stevensa w samochodzie.

I w ten sposób prezent od żony powędrował do kochanki, przy czym kochanka nie wiedziała, że był to prezent od żony. Gdy Julius jechał dokądkolwiek z jedną kobietą, zawsze myślał wtedy o tej drugiej.

Podczas drogi powrotnej z Ötztal do Innsbrucku Stephanie włożyła płytę do odtwarzacza, bo myślała, że to uspokoi Juliusa. Ale tak się chyba nie stało. Siedział obok niej z szarą jak popiół twarzą, próbował stłumić dygot i intensywnie wpatrywał się w boczną szybę. Przed trzema godzinami ledwie uszedł śmierci.

Wczesnym rankiem pojechali ze Stephanie do Ötztal i wraz z narciarzami weszli stromym północnym zboczem na Granatenkogel. Julius zjeżdżał jako pierwszy, Stephanie miała dojechać kilka minut później. Szusował na stoku po świeżym, suchym śniegu, cieszył się nie tylko wewnętrznie, krzyczał na cały głos z radości. I wtedy się to stało: zeszła lawina i go porwała, dudniąca masa śniegu zmiotła go i niosła po skałach, sto metrów dalej w końcu twardo wylądował.

Musiał na chwilę stracić przytomność, bo gdy się ocknął, leżał na boku, na nim zaś spoczywał wielki biały ciężar, było ciemno, a on nie mógł się ruszyć. Ogarnęła go panika, wiedział, że wkrótce się udusi. To był czysty horror.

Umieram, mój Boże, ja umieram.

Przed sobą zobaczył szparę, która pozwalała mu oddychać, dosyć sporą. To go zmotywowało do zachowania spokoju i prób zrobienia rękami wszystkiego, co możliwe, aby uwolnić głowę. Julius ostrożnie przesunął ręce do przodu i zauważył, że ciężar śniegu przytłacza mu tylko nogi, ale nie tułów. Z całej siły walczył, by wydostać się na powierzchnię, i dysząc jak zwierzę, mrugając, spojrzał w końcu w słońce. Jego nogi mocno tkwiły w śniegu, uwolniła je Stephanie, gdy on płakał i płakał jak małe dziecko. Ona też płakała.

Potem potrzebowali wielu godzin, zanim znów znaleźli się w samochodzie, bo Juliusa bolało całe ciało, a jazda na nartach sprawiała mu trudność. Przez chwilę próbował z deskami na ramieniu schodzić z góry w narciarskich butach, ale ponieważ to okazało się jeszcze trudniejsze, znów je przypiął i zjeżdżał na miękkich kolanach. Stephanie za każdym razem cierpliwie na niego czekała i spokojnie namawiała go do działania.

W końcu siedzieli w samochodzie i kobieta włożyła wspomnianą płytę Cata Stevensa do odtwarzacza. Julius w milczeniu patrzył przez okno, nie był zdolny do rozmowy, tkwił jeszcze głęboko w szoku. Postanowił nigdy więcej nie jeździć na nartach. Stephanie i on będą musieli sobie znaleźć jakąś inną dyscyplinę sportu.

W Innsbrucku poprosił ją, żeby go zawiozła do hotelu, chciał ze swojej walizki wziąć valium i tabletki nasenne. Zaparkowała, on wysiadł. Gdy wychodził z samochodu, po jego lewej stronie ujadał pies; spojrzał w tamtym kierunku i dostrzegł samochód Kathariny. Miał wrażenie, że serce mu na chwilę stanęło. (Ze strachu omal nie zsikał się w spodnie; był niezmiernie wdzięczny temu psu).

Och, mój Boże, Katharina tu jest! Spokojnie, reaguj szybko.

Pochylił się do Stephanie i uśmiechnął się.

– Poczekam tutaj – powiedziała do niego. – A może ci słabo? Mam ci przynieść te tabletki z pokoju?

– Nie, nie. Ale kiedy się tak zastanawiam, wolałbym zostać dzisiaj sam i po prostu iść spać, i tak muszę wyjechać wczesnym rankiem. Będziesz na mnie bardzo zła, jeśli zostanę w hotelu? – wyjaśnił.

– Jesteś pewien, kochanie? – spytała z troską. – Naprawdę dasz sobie z tym radę sam?

– Nie martw się o mnie – odparł z uśmiechem i ją pocałował.

– Widzimy się w poniedziałkowy wieczór? – upewniła się.

– Tak, oczywiście – odpowiedział, odwrócił się i poszedł do drzwi wejściowych. Czuł, że nogi ma jak z waty. Stephanie odjechała.

(Miała pod swoimi drzwiami natknąć się na równie niespodziewanego gościa: jej brat Philipp uczestniczył w kongresie lekarzy w Innsbrucku, więc wpadł niezapowiedziany do siostry – co zdarzało mu się niezwykle rzadko – i przenocował u niej. Następnego dnia chciał się wybrać do hotelu spa, żeby się jeszcze trochę zrelaksować, i zapytał ją, czy nie miałaby ochoty z nim pojechać, ale odmówiła, musiała dokończyć zlecenie. Poleciła mu hotel Interalpen w Tyrolu).
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: