Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pożeracze książek - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
4 maja 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Pożeracze książek - ebook

Ukryta książka, zagadki i tajemny szyfr… Gra się rozpoczyna!

Dwunastoletnia Emily wkracza do akcji! Jej rodzina właśnie przeprowadziła się do San Francisco, miasta, w którym mieszka literacki idol dziewczynki. To Garrison Friswold, twórca przebojowej gry sieciowej Book Scavenger. Wymyślona przez niego zabawa polega na rozwiązywaniu zagadek i odszukiwaniu książek na podstawie zawartych w nich wskazówek.

Pewnego dnia Emily dowiaduje się, że Griswold na skutek bandyckiego ataku znajduje się w śpiączce. Nie wiadomo, co dalej z jego nową grą, która miała się rozpocząć. Wkrótce razem ze swoim nowym kumplem, Jamesem, dziewczynka znajduje dziwaczny tom. Przyjaciele wierzą, że to własność Griswolda i że doprowadzi ich do cennej nagrody. Tyle że tej książki szukają również inni… Emily i James muszą jak najszybciej rozwiązać zagadki ukryte w książce Griswolda. Jeśli tego nie zrobią, sami padną ofiarą bezwzględnych napastników!

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-3268-2
Rozmiar pliku: 4,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Czołem, łowcy!

Nazywam się Garrison Griswold i mam zaszczyt powitać was w magicznym świecie łowców książek, w społeczności miłośników literatury, entuzjastów zagadek oraz poszukiwaczy skarbów. Czy ciebie też to kręci? Jeśli tak, to koniecznie dołącz do nas!

A jak się bawić?

Ukryj książkę

1. Sięgnij po książkę, której chcesz zafundować przygodę.

2. Wybierz miejsce, w którym ją ukryjesz. Może to być miejski park, kawiarnia, biblioteka albo na przykład przystanek autobusowy (pamiętaj, żeby nie niszczyć przyrody oraz szanować lokalne przepisy i regulaminy). Zajrzyj do naszego sklepu internetowego i kup książkokamuflaż lub książkokostium, które pomogą ci lepiej zabezpieczyć tomik. Możesz też zaprojektować własne maskowanie bądź ukryć powieść w takiej formie, w jakiej opuściła drukarnię. Czasami brak kamuflażu okazuje się najlepszym wyjściem.

3. Stwórz i opublikuj w sieci podpowiedź, która pomoże innym łowcom odnaleźć twoją książkę. Przykład: Najniższa gałąź najwyższego drzewa. W celu podniesienia poziomu trudności (i zwiększenia frajdy) wielu graczy szyfruje wskazówki bądź przygotowuje zagadki związane z podpowiedziami. Skorzystaj z generatora na naszej stronie, żeby komputerowo zakodować trop, albo – korzystając z Puzzlopedii – przygotuj własny szyfr.

4. Zarejestruj książkę, którą chcesz ukryć. Każda zarejestrowana książka ma unikatowy numer umożliwiający śledzenie jej. Umieść go na specjalnej plakietce na drugiej stronie tomu. Jej wzór możesz ściągnąć ze swojego profilu i wydrukować na papierze samoprzylepnym bądź zwyczajnym (wtedy skorzystaj z taśmy klejącej).

5. Ukryj książkę! Śledź jej podróże, korzystając z zakładki „Ukryte książki” na swoim profilu. Obserwuj, jak inni łowcy odnajdują, rejestrują i ukrywają twój tom!

Znajdź książkę

1. Wybierz książkę. Skup się na tych, które ukryto niedaleko twojego miejsca zamieszkania, lub wpisz konkretny tytuł. Listę dostępnych pozycji przeglądaj według nazw, lokacji lub losowo – jak ci wygodnie. Jeśli książka, której szukasz, znajduje się w naszej bazie, dostaniesz listę lokacji, w których ją schowano.

2. Ściągnij z sieci podpowiedź. Jeśli podejmiesz się wyzwania przed przeczytaniem wskazówki, otrzymasz podwójną ilość punktów. Tego typu próba nazywa się „deklarowaniem”. Więcej informacji o punktach znajdziesz w dziale PUNKTACJA.

3. Rozwiąż wskazówkę.

4. Wyrusz na łowy!

Punktacja

Otrzymujesz jeden punkt za każdą pozycję ukrytą lub znalezioną, a także wtedy, gdy twoją książkę odnajdzie inny łowca. Dzięki punktom awansujesz w rankingu łowców książek. Im wyższą rangą dysponujesz, tym więcej zyskujesz przywilejów, takich jak dostęp do ciekawych podstron, gier sieciowych czy zagadek. W naszym sklepie możesz również wymienić punkty na sprzęt dla łowców książek lub... oczywiście na same książki!

Jeśli chcesz zdobyć więcej punktów i wprowadzić do zabawy odrobinę napięcia, możesz zadeklarować tomik przed ściągnięciem wskazówki. W tym celu wybierz opcję „deklaruję książkę”. Oczywiście nie powinieneś tego robić, jeśli sam ją ukryłeś lub zrobił to twój znajomy. Zadeklarowana książka warta jest dwukrotnie więcej punktów niż zwyczajna. Ale uwaga! Widzą ją również pozostali użytkownicy serwisu. Wiedzą tym samym, gdzie znajduje się tom warty dwukrotnie więcej punktów. I tu pojawia się haczyk. Kto pierwszy dotrze do celu? Kto zdobędzie tę książkę – ty czy kłusownik? Tym właśnie słowem określamy łowców, którzy polują na zadeklarowane przez innych pozycje i próbują je zdobyć jako pierwsi.

Rangi

Encyklopedia Brown (0–25)

Bystry, inteligentny młody tropiciel, „Encyklopedia” Brown, był detektywem-amatorem działającym na terenie własnego osiedla. Swoje usługi oferował w promocyjnej cenie 25 centów za dzień plus wydatki. To ranga podstawowa dla wszystkich, którzy zaczynają zabawę w świecie łowców książek.

Nancy Drew (26–50)

Twoja dociekliwość i umiejętność rozwikływania zagadek pozwalają ci się rozwijać. Nancy Drew była zdolną i pomysłową nastolatką, która rozpoczęła pracę detektywa w latach trzydziestych ubiegłego wieku i działa aż do dziś!

Sam Spade (51–100)

Jesteś już doświadczonym łowcą książek! Sam to prywatny detektyw stworzony przez najsłynniejszego literackiego syna San Francisco, pisarza Dashiella Hammetta. Pojawił się w jego powieści Sokół maltański oraz trzech opowiadaniach.

Panna Marple (101–150)

Sławna detektyw Agathy Christie jest kimś więcej, niż wydaje się to na pierwszy rzut oka. Ty również stałeś się łowcą książek, którego błędem byłoby nie docenić.

Monsieur C. Auguste Dupin (151–200)

W naszym świecie jesteś już starym wygą. Takim jak Dupin, który uważany jest za protoplastę wszystkich detektywów. Jego twórca, Edgar Allan Poe, w 1841 roku zapoczątkował gatunek literacki zwany dziś kryminałem.

Sherlock Holmes (201+)

Najwyższa ranga, jaką może zdobyć łowca książek. Jesteś mistrzem łamigłówek, dedukcji i logicznego myślenia!

Wreszcie ostatni, najważniejszy i najprzyjemniejszy element zabawy: PRZECZYTAJ książkę. Oprócz polowań na książki strona łowców książek skupia internetową społeczność miłośników literatury w każdym wieku! Publikuj recenzje na swoim profilu, bierz udział w rozmowach na forach dyskusyjnych, wygrzewaj się w atmosferze miłości do książek!

I to już wszystkie zasady, drodzy przyjaciele. Nie zapomnijcie naszego motto: „Życie to gra, w której książki są monetami”.

Wasz w grze i na kartach powieści

Garrison Griswold

pomysłodawca łowców książek

prezes wydawnictwa BaysideRozdział 1

Garrison Griswold maszerował chodnikiem Market Street, pogwizdując. Jego siwe włosy podrygiwały przy każdym kroku niczym skrzydła gołębia. Rytm wystukiwał swoją nieodłączną laseczką pomalowaną w kolory wydawnictwa Bayside. Przejeżdżający obok taksówkarz zwolnił, zatrąbił i nachylił się w stronę okna.

– Panie Griswold, może pana podwieźć? Na koszt firmy.

– Bardzo miło z pana strony, ale dziękuję, nie trzeba – odpowiedział mężczyzna i uniósł laskę w niemym pozdrowieniu.

Wolał tramwaje i kolejkę miejską. Jego zdaniem stanowiły prawdziwe tętnice San Francisco – miasta, które tak bardzo kochał.

Nagle podbiegła do niego kobieta z komórką w dłoni.

– Mój syn jest wielkim fanem łowców książek! – zawołała. – Czy mogłabym prosić pana o wspólne zdjęcie?

Pan Griswold spojrzał na zegarek. Miał jeszcze sporo czasu do ważnego oświadczenia, które zamierzał wygłosić w głównej bibliotece miejskiej. Położył więc dłoń na ramieniu kobiety, która wyciągnęła przed siebie telefon, aby zrobić zdjęcie.

– Więc to prawda? – zapytała. – Przygotował pan kolejną niesamowitą zabawę?

W odpowiedzi pan Griswold zamknął sobie usta niewidzialnym zamkiem błyskawicznym i puścił oczko. Ruszył dalej wraz z tłumem przechodniów, pogwizdując i stukając laską, zupełnie nieświadomy obecności dwóch mężczyzn, którzy podążali jego śladem.

Pierwszy z nich był wysoki, wręcz tyczkowaty. Spod odwróconej do tyłu czapeczki z daszkiem wystawały krzaczaste, czarne brwi. Jego towarzysz przypominał buldoga. Poruszał się, jakby ciągnęła go do przodu jego własna klatka piersiowa. Ręce schował do kieszeni bluzy i nie spuszczał wzroku ze swojego celu.

Pan Griswold zszedł na stację kolejki miejskiej. Kiedy zatrzymał się przed bramką i wyciągnął z kieszeni kartę miejską, ktoś wymówił jego imię. Pan Griswold odwrócił się i spojrzał na mężczyzn. Uśmiech mu zgasł. Było wczesne popołudnie, znacznie spokojniejsze od godzin szczytu, i strużka pasażerów przelewająca się przez stację nie należała do szerokich. Właściwie w tej chwili w ogóle jej nie było.

Mężczyzna poprawił pozbawione oprawek okulary i spojrzał dryblasowi prosto w oczy.

– Spieszę się na spotkanie, panowie – wyjaśnił.

Jego szpakowate wąsy zadrżały z nerwów. Pogardliwe spojrzenie tego niższego oraz sposób, w jaki zaciskał pięści, zmusiły go do zachowania ostrożności.

– Mamy wspólnego znajomego – wycedził wyższy.

– Tak, przyjaciela – zarżał ochrypłym głosem ten drugi.

– Rozumiem – odpowiedział pan Griswold i odwrócił się, żeby przejść przez bramkę.

Jednak dryblas błyskawicznie pojawił się przed nim, blokując mu drogę.

– Trochę się spieszę – przyznał pan Griswold. – Jeśli zadzwonicie do mnie do biura, z przyjemnością spotkam się z wami w późniejszym terminie.

Wsunął pomiędzy mężczyzn laskę, próbując przepchnąć się do przodu. Wyższy położył jednak dłoń na jego ramieniu.

– Chcemy książkę – powiedział.

Pan Griswold z trudem powstrzymał się od przytulenia przerzuconej przez ramię skórzanej torby. Wewnątrz znajdowało się specjalne wydanie Złotego żuka Edgara Allana Poe. Przygotował je osobiście, na stojącej w jego domu drukująco-bindującej maszynie Gutenberg 2004 EX-PRO. Planował wydrukować kolejnych czterdzieści dziewięć egzemplarzy, jednak na razie istniał tylko jeden – ten znajdujący się w torbie. Tom stanowił ważny element nowej, dość skomplikowanej zabawy. Miał być wskazówką, drobną podpowiedzią dla społeczności, czego należy się spodziewać po grze. Ale przecież ci dwaj mężczyźni nie mogli mówić o tej książce. Nikt o niej nie wiedział – żaden pracownik wydawnictwa Bayside ani też nikt, kogo pan Griswold znałby osobiście.

Mankietem marynarki starł kroplę potu, która pojawiła się na jego skroni.

– Prowadzę wydawnictwo, panowie. Mam do czynienia z setkami książek. Tysiącami. Musicie więc być bardziej konkretni.

– Dobrze wiesz, o jaką książkę nam chodzi – stwierdził ten niższy, lepiej zbudowany. Nachylił się w jego stronę i stanął na palcach, jak gdyby chciał spojrzeć mu w nos. Potem zerknął na swojego kolegę. – Dobrze wie, o jaką książkę nam chodzi. Prawda, Barry?

Dryblas tupnął nogą.

– Mieliśmy korzystać ze zmyślonych imion. Już zapomniałeś?

– I co z tego? Gość jest stary. Z pewnością ma problemy ze słuchem.

Próbując wykorzystać ich kłótnię, pan Griswold zakręcił laską i uderzył Barry’ego w policzek, po czym przepchnął się aż do zejścia na niższy poziom.

– Pomocy! – krzyknął.

Echo poniosło jego okrzyk po bezkresnej stacji.

Potem coś huknęło, jakby w oddali uderzył piorun.

Pan Griswold poczuł dziwny, przeszywający cios. Zachwiał się i upadł na ziemię. Przydzwonił głową w kamienną posadzkę. Czyżby został postrzelony? Oddychał z trudem. Z tyłu, u podstawy pleców, czuł dziwne odrętwienie. Miał wrażenie, że jego czoło nie pasuje do miejsca, w którym styka się z podłogą.

Barry zaklął i podbiegł bliżej. Nachylił się nad panem Griswoldem i przyłożył mu rękę do czoła, zupełnie jakby chciał sprawdzić, czy ma temperaturę.

– Dlaczego to zrobiłeś, Clyde?

– A co z „mieliśmy korzystać ze zmyślonych imion”?

– Nie wierzę! – zawołał Barry. – Wziąłeś broń? Strzeliłeś do niego? Tego nie było w planach!

Clyde wzruszył ramionami.

– Improwizowałem.

– A co, jeśli nie ma ze sobą książki?

– Oczywiście, że ją ma. – Clyde przyjrzał się dziurze w kieszeni bluzy, gdzie trzymał pistolet. – Potrzebuje jej na tej konferencji prasowej.

Z peronu, gdzie podjeżdżały pociągi i autobusy, dobiegł ich mechaniczny głos spikera. Barry wsunął panu Griswoldowi ręce pod pachy i przeciągnął go na pobliską ławkę.

Mężczyzna z jękiem oparł się o gładką, granitową ścianę. Z pozycji siedzącej przeszedł w płodową, pozostawiając na ścianie krwawy ślad. Starał się zasłonić torbę, ukryć ją jakoś przed napastnikami, jednak Clyde mu ją wyszarpnął.

Z jej wnętrza wyciągnął książkę.

– Złoty żuk Edgara Allana Poe – przeczytał, po czym rzucił tom Barry’emu. – To musi być to!

Wzrok zaczynał płatać figle panu Griswoldowi. Na przemian łączył i mnożył stojących przed nim mężczyzn. Starał się coś powiedzieć, powstrzymać ich, ale zdołał jedynie kilka razy jęknąć.

Barry nawet nie spojrzał na tomik. Rzucił go w stronę śmietnika. Książka odbiła się od ściany i wylądowała za koszem.

– To nowa książka! – zawołał.

– Ale wciąż książka – upierał się Clyde.

– To wydawca! Chyba oczywiste, że będzie miał przy sobie książki. Mieliśmy szukać starej! Tak nam powiedziano! Naprawdę starej książki!

Pociąg kolejki miejskiej wjechał na peron poniżej. Słychać było wychodzących z niego ludzi i pędzących w stronę schodów.

– Zbierajmy się stąd! – zawołał Barry.

Mężczyźni pognali w stronę wyjścia.

Hałaśliwa grupka w czarno-pomarańczowych koszulkach wjechała schodami ruchomymi na górę. Jeden z mężczyzn zauważył leżącego na ławce pana Griswolda i podbiegł do niego. Inny wykręcił numer ratunkowy. Jakaś kobieta ukucnęła obok niego.

– Niech pan się trzyma. Będzie dobrze – szepnęła.

Kiedy Garrison Griswold balansował na granicy przytomności, nie zastanawiał się nad tym, czy pomoc zdąży na czas. Jego myśli zaprzątało cieniutkie wydanie Złotego żuka, wciśnięte między ścianę a kosz na śmieci. Cała jego ciężka praca, wszystkie plany, przygotowania… Bez tego tomu zabawa nigdy się nie rozpocznie! Jego bezcenny skarb nie zostanie odnaleziony! W przypływie nadziei Griswold zaczął wierzyć, że być może książkę odnajdzie właściwa osoba. Ktoś, kto będzie miał dostatecznie dużo czasu, aby zrozumieć i docenić skrywane przez nią sekrety.Rozdział 2

We wskazówce chodziło o szyfr zamienny – Emily nie miała co do tego wątpliwości. Dojście do takiego wniosku nie było trudne. Wyzwanie stanowiło złamanie szyfru. Przestawiła literki, próbując rozwiązać zagadkę.

PODAWAJ FERZU BU KOGAMOGLA.

Musiała popełnić błąd! No bo kim jest Ferzu Bu i po co podawać mu „kogamogla”? Prędzej kogel-mogel! Cóż, jak tak dalej pójdzie, to na pewno nie awansuje na poziom Auguste’a Dupina! Fuknęła ze złością, wyrwała kartkę z notatnika, zmięła i rzuciła w stronę innych nieudanych prób zaśmiecających podłogę meblowozu. Na kolejną, pustą stronę ostrożnie naniosła szyfr, który skopiowała kilka dni temu ze strony łowców książek.

– Hej, Szarlotkoloku! – przerwał jej tata. – Zrób sobie przerwę i rozejrzyj się po okolicy. Chyba wiesz, kto mieszkał kiedyś w San Francisco?

– Ojejku, niech zgadnę… – Emily nie podnosząc wzroku, wciąż pisała w notesie.

Jej ojciec już jakieś sześćdziesiąt milionów razy wspominał, że przeprowadzają się do miasta jego literackiego idola.

– „Jest to zresztą jakakolwiek droga dokądkolwiek dla kogokolwiek”. Jack Kerouac napisał tak w…

– W książce W drodze, tato. Wiem przecież.

Dziewczynka westchnęła, sfrustrowana problemami z szyfrem oraz tym, że ojciec znów jej przerwał. Wsunęła ołówek w kucyk, żeby go nie zgubić, i rozejrzała się. Jechali szeroką doliną zabudowaną rzędami domów, wijącymi się wśród wzgórz niczym serpentyny. Wydawało się jej, że w tym jednym zakątku Kalifornii mieszka więcej ludzi niż w całym Nowym Meksyku, z którego właśnie się wyprowadzili.

W bocznym lusterku widziała ciągnący się za nimi poobijany minivan. Należał do jej rodziny. Nazwali go Sal, co również stanowiło hołd dla genialnego i wszechmocnego Jacka Kerouaca.

Kierownicę wozu ściskała mama. Jak zwykle nachylała się nad nią tak, jakby była podekscytowana podróżą, i to niezależnie od tego, czy jechali do Kalifornii, czy też do zwykłego warzywniaka. Matthew, starszy brat dziewczynki, potrząsał rytmicznie irokezem. Zapewne słuchał piosenek Flush, swojego ulubionego zespołu. Mogłaby się o to założyć. Nawet o karton książek!

– Nie ma nic bardziej ekscytującego niż nowy początek, prawda? – zagadnął tata.

Emily kiwnęła głową, choć nie była pewna, czy się zgadza. Jej rodzice szczycili się życiem, które prowadzili, ona jednak nie do końca podzielała ich entuzjazm. Przypominało to rozpoczynanie wielu nowych książek i niekończenie żadnej z nich.

Kalifornia miała być dziewiątym stanem w trwającej dwanaście i ćwierć roku „karierze” dziewczynki. Jej rodzice zamierzali zamieszkać choć na chwilę w każdym z pięćdziesięciu stanów. Tak, zamierzali zamieszkać w pięćdziesięciu stanach. W efekcie, kiedy Emily próbowała wyjaśnić komuś częste przeprowadzki, rozmowa za każdym razem przebiegała tak:

– Pracujecie dla wojska?

– Bierzecie udział w programie ochrony świadków?

– Uciekacie przed federalnymi?

– Naprawdę przeprowadzacie się dla zabawy?

Zanim się urodziła, rodzice często przenosili się ze stanu do stanu. Zawsze „ciągnęła ich wypłata”. Kiedy miała pięć lat i mieszkała w Nowym Jorku, jej tatę zwolnili z wydawnictwa. Postanowił wówczas zająć się składaniem książek jako tak zwany wolny strzelec. W tym samym roku szefowie mamy zgodzili się, żeby zlecone oprogramowanie przygotowywała zdalnie. Mogła więc pracować wszędzie, byle tylko mieć pod ręką komputer. W efekcie zatrudnienie przestało być dla rodziców jakimkolwiek ograniczeniem i postanowili zrealizować swoje marzenie o zwiedzaniu kraju. Założyli nawet blog „50 domów w 50 stanach”, na którym szczegółowo opisywali kolejne podróże. Początkowo traktowali go jako hobby, sposób magazynowania wspomnień z kolejnych miejsc. Z czasem zamienił się w dodatkową pracę z płatnymi reklamami zlecanymi przez niektóre firmy. Zgłaszały się też czasopisma i serwisy podróżnicze, zamawiając u nich artykuły. Od tego czasu Crane’owie przeprowadzali się niemal co roku.

Początkowo Emily się to podobało. Przeprowadzki traktowała jak przygodę. Uwielbiała odkrywanie nowych miejsc i niepewność związaną z kolejnymi podróżami. Jej rodzice dbali o rozrywkowy charakter całego przedsięwzięcia. Na przykład organizowali „tajemnicze obiadki”, czyli niezapowiedziane obiady wydane na cześć dziewczynki i jej brata, które miały podpowiedzieć im cel kolejnej wyprawy. Trzy tygodnie temu Emily weszła do wynajmowanego przez nich domu, zastanawiając się, jaki charakterystyczny obiekt umieścić na obrazie będącym jej pracą domową. Nieoczekiwanie zauważyła na kuchennym stole chleb na zakwasie i czekoladowe monety opakowane w pozłotka. Znieruchomiała przerażona, bo zdała sobie sprawę, że czeka ją kolejny tajemniczy obiadek i kolejna przeprowadzka.

Pewnie wydaje ci się, że można się do tego przyzwyczaić. Emily na razie to się nie udało.

Najpierw doszła do wniosku, że nie musi się już zastanawiać, w jaki sposób przedstawi na obrazie ostre niczym igły kryształy z jaskiń Carlsbad. Potem dostrzegła kolejne wskazówki związane ze zbliżającą się przeprowadzką: koszulkę dla jej brata, okraszoną napisem „Strażnik psycholi z Alcatraz”, książkę Sokół maltański dla niej, czarno-pomarańczową czapeczkę Giantów na głowie jej mamy oraz cały strój taty – czarny golf, beret i okulary w ciemnych oprawkach, jakże charakterystyczne dla bitników.

Kiedy domyśliła się, że chodzi o San Francisco, z radości powinna rzucić złote monety aż pod sufit. Miasto nie tylko było domem literackiego idola taty, ale i ulubieńca Emily – Garrisona Griswolda, szefa wydawnictwa Bayside, pomysłodawcy łowców książek, najbardziej odlotowej zabawy dla miłośników literatury (i przy okazji jedynej odlotowej zabawy dla miłośników literatury). Łowcy książek tworzyli internetową społeczność miłośników czytania i kochali zagadki co najmniej tak mocno jak dziewczynka. W pewnym sensie towarzyszyli jej w każdej podróży!

Jednak zamiast świętować, Emily z trudem zmusiła się do uśmiechu. Crane’owie przeprowadzali się już wiele razy i cały pomysł zaczynał wydawać się jej… Dziewczynka nie była pewna, jakiego słowa użyć. Wiedziała jedynie, że kilka tygodni temu siedziała z książką i torbą śniadaniową w swoim ulubionym miejscu, tuż przy kamiennym klombie, który otaczał stary dąb rosnący na podwórku jej szkoły średniej w Albuquerque. Na trawie obok rozłożyła się grupka nastolatek, których prawie nie znała. Przysłuchiwała się jednak, jak narzekają na nudę nadciągającego weekendu i obowiązkową wyprawę na basen. Potem dziewczynki zaczęły rozmawiać o zajęciach tanecznych, na które wspólnie uczęszczały. Dwie z nich poderwały się nawet z ziemi i próbowały powtórzyć układ, którego nauczyły się kilka lat wcześniej. Po prostu wirowały na trawie! Emily udawała, że czyta książkę i nie zwraca na nie uwagi. W rzeczywistości czuła ogarniający ją smutek. Do tego zazdrość. I to wcale nie dlatego, że chciałaby chodzić na zajęcia taneczne, należeć do ich grupy czy odwiedzać basen na tyle często, by się znudził. Smuciła się, bo – jak sobie uświadomiła, obserwując roześmiane dziewczyny – nigdy nie miała takiego wianuszka przyjaciół. Przez styl życia jej rodziców zawsze była autsajderką. Owszem, mogła chodzić na zajęcia taneczne oraz basen, ale nigdy nie robiła tego na tyle długo, żeby się z kimś zakumplować i po latach móc wymieniać wspomnieniami.

Kiedy meblowóz zjechał z autostrady i minął stadion baseballowy, Emily postanowiła skupić się na pozytywach. Łowcy książek! San Francisco!

Słońce odbijało się od przęseł rozciągającego się przed nimi srebrnego mostu. Nie był to oczywiście słynny Golden Gate Bridge. Dziewczynka wiedziała, że tamten jest czerwony, a nie srebrny. Po jednej stronie samochodu dostrzegła spokojną wodę zatoki oraz doki, po drugiej zaś skupisko drapaczy chmur. Przypomniało się jej jezioro Michigan, które pamiętała z czasów, gdy mieszkali w Chicago. Tam też miasto znajdowało się po jednej stronie drogi, po drugiej zaś woda ciągnęła się aż po horyzont. Jednak w porównaniu z nim zatoka San Francisco zasługiwała co najwyżej na miano bajora. Widoczny po drugiej stronie brzeg wydawał się leżeć na tyle blisko, żeby można było do niego dopłynąć.

Skręcili w bok i tracąc wodę z oczu, popędzili ruchliwą ulicą przed siebie. Wkrótce otoczyły ich biurowce tak wysokie, że z kabiny ciężarówki nie było widać ich dachów. Emily dwukrotnie sprawdziła stację radiową, której słuchali. Chciała mieć pewność, że nadaje na częstotliwości 104.5, czyli na tej, którą zapisała w notatniku. Według informacji, które znalazła na forum łowców książek, właśnie ta rozgłośnia planowała przeprowadzić transmisję z konferencji prasowej pana Griswolda. Lada chwila miał ogłosić nową grę!

Oprócz działalności wydawniczej jego firma organizowała niesamowite imprezy, na przykład doroczny turniej quidditcha w parku Golden Gate czy literackie bingo, którego uczestnicy zapełnili cały stadion i tym samym zapisali się w Księdze rekordów Guinnessa. Pewnie dlatego nazywano go Willy Wonką branży wydawniczej. Ludzie z całego kraju zjeżdżali do San Francisco, aby wziąć udział w jego zabawach. Teraz i ona ich posmakuje! No cóż, przynajmniej przez jakiś czas. Oczywiście chciałaby osobiście stawić się na konferencji, ale kiedy dowiedziała się o przeprowadzce, wszystkie bilety zostały już rozdane.

– Korek! – westchnął tata.

Zwolnili i zatrzymali się na końcu długiego sznura samochodów. Jej mama i brat stanęli jeden wóz dalej. Po szynach ciągnących się pośrodku drogi przejechał zielony tramwaj. Podjechali kawałek do przodu. W oddali dostrzegli migające światła samochodu policyjnego, potem straż pożarną i karetkę pogotowia. Żółta taśma otaczała schody prowadzące pod ziemię. Zator rozładowywał się. Policjanci nie pozwalali kierowcom blokować ruchu. Emily wyciągnęła szyję, żeby zobaczyć, co się dzieje.

– Czy mają tu metro? – zapytała.

– Nazywają je kolejką miejską – odpowiedział tata. – Ciekawe, co tam się stało…

Dziewczynka rozejrzała się za jakąś wskazówką, ale dostrzegła jedynie błyskające światła i mnóstwo samochodów z kogutami na dachach. Przechyliła głowę, pozwalając kucykowi opaść z przodu szyi, po czym wróciła do pracy nad szyfrem.Rozdział 3

Meblowóz wspiął się na wzgórze, zostawiając za sobą centrum miasta. Przy chodnikach rosły tu drzewa, a kraty w oknach znikły, ustępując miejsca doniczkom z kwiatami. Tata skręcił w niezwykle stromą ulicę, choć ku zaskoczeniu Emily ich bagaż nie zsunął się w dół, skrzyżowanie za skrzyżowaniem, tworząc kipisz na samym dole stoku.

W końcu ciężarówka zatrzymała się przed budynkiem, który dziewczynka widziała już na stronie agencji nieruchomości.

Nowy dom był wyższy niż szerszy, zupełnie jakby wstrzymał oddech, żeby wcisnąć się między sąsiednie gmachy.

– Tu nie obejdzie się bez ręcznego – stwierdził tata, przytrzymując pedał hamulca. – Gotowa?

Emily spojrzała na zegarek. Od konferencji prasowej pana Griswolda dzieliła ją minuta. Ojciec postukał się w głowę, jakby chciał powiedzieć: wiem, o czym myślisz.

– Zostawię radio włączone – oznajmił. – Domyślam się, że nie chciałabyś tego przegapić.

Otworzył skrzypiące drzwi i wyskoczył na chodnik. Dołączył do reszty rodziny, która stała już na chodniku. Mama grzebała w torebce, pozwalając, aby rąbek sukienki tańczył jej wokół kostek na wietrze. Matthew rozglądał się dookoła, osłaniając dłonią oczy. Jego nierówny irokez potęgował wrażenie, że obraca głową, nawet jeśli tego nie robił. Brat Emily miał gdzieś przeprowadzkę. Nigdy się tym nie przejmował. Przyciągał przyjaciół niczym tęcza skrzaty i nie żałował tych, których zostawiał za sobą. Twierdził, że buduje w ten sposób bazę fanów, która przyda mu się, gdy już zostanie światowej sławy gwiazdą rocka.

Na dźwięk słowa „Griswold” Emily ponownie skupiła się na audycji.

– Zadzwoniła do nas słuchaczka, która twierdzi, że konferencja być może się nie odbędzie.

– Nie odbędzie się? – zapytała dziewczynka.

– Czy wciąż mamy połączenie? – kontynuował DJ.

– Tak, tak, jestem przed biblioteką, ale jeszcze go nie widzieliśmy – odezwał się kobiecy głos. – Ludzie zaczynają się niepokoić. Facet obok mnie twierdzi, że to strata czasu. Sama nie wiem. Szczerze mówiąc, zaczynam się martwić. Garrison Griswold dotąd nigdy nas nie zawiódł, prawda?

I nagle Emily uświadomiła sobie, że doskonale wie, dlaczego jej idol nie pojawił się na konferencji. To była część nowej zabawy! Facet upozorował swoje zniknięcie! Celem gry będzie odnalezienie go, zupełnie jak w tej historyjce kryminalnej, którą przygotował na Halloween dwa lata wcześniej.

Ale genialny pomysł!

Mama zastukała w drzwi od strony pasażera.

– Bagaże cię wzywają! – zawołała przez szybę.

Kiedy Emily wysiadła z ciężarówki, poczuła rześkie, słone powietrze, niosące z oddali dziwne ryki i poszczekiwania. Przez chwilę zastanawiała się, czy to przypadkiem nie lwy morskie z Przystani 39, o których tyle czytała. Ze stromego wzgórza, na którym stała, widziała nie tylko miasto w całej swojej okazałości, ale również kawałek zatoki leżącej za nim. Oczywiście nie miała szans, żeby z tej odległości dostrzec te zwierzęta, ponieważ samotna żaglówka wydawała się nie większa od paznokcia, lwy morskie miałyby rozmiary ziarenka piasku.

Pomagając rodzinie rozładować ciężarówkę, zastanawiała się, w jaki sposób zniknięcie pana Griswolda łączyło się z nową zabawą. Może odpowiedź kryła się w bibliotece, w której miała odbyć się konferencja? A może na stronie łowców książek znajdowała się jakaś ukryta wskazówka?

Nagle okno na trzecim piętrze otworzyło się z piskiem. Choć gmach wyglądał jak zwyczajny, ale dość chudy trzypiętrowy budynek, Emily wyczytała na stronie biura nieruchomości, że na każdym piętrze znajduje się oddzielne mieszkanie do wynajęcia. Z okna wyjrzała kobieta o azjatyckich rysach, nieco starsza od jej rodziców.

– Blokujecie podjazd! – zawołała.

– Dzień dobry! – Tata zdjął czapeczkę z daszkiem, żeby otrzeć pot z czoła, a potem nią zamachał. – Pani Lee, zgadza się? Jesteśmy nowymi najemcami! Szybko rozładujemy nasze rzeczy i oddam ciężarówkę. Będzie po problemie!

– Proszę natychmiast ją usunąć albo zadzwonię po policję! – zawołała gospodyni i zatrzasnęła okno.

– Zanotujmy sobie w pamięci: nie parkować na podjeździe – powiedział Matthew i stanął okrakiem. Jedną nogę postawił przy drzwiach garażu, drugą zaś w rynsztoku ciągnącym się wzdłuż ulicy. – Przecież tego nie da się nawet nazwać podjazdem!

– To nie jest też miejsce parkingowe – dodała Emily.

Jej brat usiadł na ziemi po turecku.

– To może być co najwyżej miejsce siedzące.

Dziewczynka uśmiechnęła się. Czasami zapominała, jak zabawny potrafi być jej brat, kiedy się z niej nie nabija.

Na ganku znajdowało się troje drzwi, każde do innego mieszkania. Kiedy mama próbowała rozpracować zamek tych po lewej, Emily zorientowała się, że te po prawej są otwarte. Niewidoczne z ulicy schody ciągnęły się aż na piętro pani Lee. Mniej więcej pośrodku siedział chłopiec w jej wieku, zapewne wnuczek gospodyni. Z wielkim namaszczeniem notował coś w magazynie „Niezwykłe Zagadki”.

Mama dziewczynki otworzyła w końcu drzwi na klatkę schodową. Rodzina od razu weszła do środka, jedynie Emily ociągała się. Chłopiec, któremu się przyglądała, miał czarne, błyszczące włosy. Z tyłu sterczały mu we wszystkich kierunkach, jakby wiercił się w nocy. Nieznajomy spojrzał na dziewczynkę.

– Wprowadzacie się? – zapytał.

Emily przestraszyła się i zarumieniła. Czyżby aż tak bardzo się w niego wpatrywała?

Uniosła plastikowy kosz wypełniony ubraniami.

– Dostarczamy pizzę – stwierdziła.

Chłopiec dwukrotnie zamrugał. Cóż, próbowała być zabawna, ale zapewne zabrzmiała opryskliwie. Odwróciła się w stronę drzwi, ale kątem oka zauważyła, jak kąciki ust chłopca unoszą się w uśmiechu.

Na górze tata położył pierwszy karton w największym pokoju. Rozpostarł ręce i zakręcił się dookoła.

– Czy to mieszkanko nie wydaje wam się przytulne? – spytał.

– Raczej skąpo umeblowane – odpowiedziała Emily, stawiając obok niego kosz.

– Rezerwuję ten pokój – huknął z korytarza Matthew.

– Hej, to nie fair! – Dziewczynka minęła zajęte przez niego pomieszczenie, żeby zobaczyć drugą sypialnię.

Była wąska tak jak i cały budynek. W rogu dostrzegła drzwi szafy. Trójkątnej szafy, a nie prostokątnej. Emily jeszcze nigdy nie widziała takiego cuda! Tuż obok znajdowało się okienko z widokiem na sąsiedni budynek. Otworzyła je i wyciągnęła ręce. Niemal dotknęła jego ściany.

Okno nad nią również się otworzyło. Dziewczynka błyskawicznie się schowała. Obawiała się, że pani Lee zobaczy ją i zgani za dotykanie cudzych domów. Zamiast tego usłyszała terkotanie.

Tak się skupiła na sąsiednim budynku, że nie zauważyła sznura, który zwisał na zewnątrz, tuż obok okna. Owinięty wokół bloczka, biegł do kolejnego bloczka znajdującego się u góry. Stare, zardzewiałe wiaderko właśnie opuszczało się w dół. Kiedy znalazło się na jej wysokości, okno u góry zatrzasnęło się.

Zaskoczona Emily zajrzała do jego wnętrza. Znalazła kawałek papieru z szachownicą trzy na trzy pola oraz wiadomością o treści: „Podaj imię eleganckiego trubadura, niewielki almanach ściskającego, czytającego idiotyczne epistoły”.

Dziewczynka po raz kolejny przeczytała zdanie. Wydawało jej się co najmniej dziwne.

Wyjrzała przez okno i spojrzała w górę, ale nikogo nie zauważyła.

To musiała być przesyłka od chłopaka ze schodów! Ale o co chodziło mu z tym eleganckim trubadurem i skąd miałaby znać jego imię? Po co ta szachownica? W kółko i krzyżyk grało się na podobnej… Czyżby miała postawić X i w ten sposób rozpocząć zabawę?

Emily wyciągnęła ołówek z kucyka i usiadła na podłodze, żeby dokładniej przyjrzeć się zagadce. Zdanie nie wyglądało na zaszyfrowane, zwłaszcza że składało się ze słów, a nie przypadkowych liter. Emily próbowała je poprzestawiać. Podejrzewała, że może to być anagram.

W korytarzu pojawiła się mama.

– Później pobawisz się w detektywa, Em – powiedziała.

– To nie jest zagadka z łowców książek – mruknęła.

Czasami jednak oderwanie się od zadania pozwalało jej spojrzeć na problem pod innym kątem. Wsunęła więc ołówek we włosy i zeszła na dół.

Chłopak siedział w tym samym miejscu co wcześniej, zaczytany w „Niezwykłych Zagadkach”. Ani jednym gestem nie zasugerował, że to on wysłał jej wiadomość w wiadrze. Co dziwne, miał na sobie fioletowy szalik. Emily było na tyle ciepło, że ograniczyła się do kusego topu.

Przy meblowozie zaczęła się guzdrać. Zastanawiała się, czy zapytać kolesia o wiaderko i zagadkę. Ale co miałaby powiedzieć? „Czy to ty ją wysłałeś?”. Heh. A kto inny? Pani Lee? „Co niby mam z nią zrobić?”. Takie pytanie byłoby równoznaczne z poddaniem się, a ona nie miała tego w zwyczaju.

– Co robisz? – zapytał Matthew, który nagle pojawił się za jej plecami.

Dziewczynka uświadomiła sobie, że wykonywała gesty, jakby prowadziła rozmowę. Zarumieniła się i sięgnęła po najbliższą rzecz leżącą na pace ciężarówki – walizkę z jej książkami.

– Szukałam tego – stwierdziła i powoli ściągnęła ją na ziemię.

– Och… Okej!

Walizka okazała się na tyle ciężka, że ledwie wciągnęła ją na ganek, z trudem stawiając kolejne kroki.

– Wolniej się nie da? – zdenerwował się Matthew.

– Swoje to waży – mruknęła. Zadarła głowę i spojrzała na ciągnące się w nieskończoność schody. – Jeśli tak się spieszysz, to po prostu mnie omiń.

Chłopak ominął ją i ruszył na górę z plecakiem na ramieniu i deskorolką w garści.

Emily usiadła na walizce, żeby złapać oddech. Zerknęła w stronę drzwi pani Lee. Chłopiec miał teraz na sobie maskę pływacką i zasłaniał dłonią usta. Wciąż jednak notował coś w czasopiśmie i zachowywał się tak, jakby jej tam nie było.

Emily miała wrażenie, że wejście na górę zajęło jej dobrą godzinę. W tym czasie pozostali trzej członkowie jej rodziny biegali w górę i w dół, jednak żadne nie zaoferowało jej pomocy. No dobra, nie licząc matki, która powiedziała:

– Mówiłam, żebyś nie pakowała wszystkich swoich książek do jednej walizki.

Kiedy wspinała się na górę, wciąż analizowała zagadkę. W głowie przeglądała wszystkie zadania, które rozwiązała, należąc do łowców książek. Cóż, szachownica wydawała się kluczem. No bo po co by ją dostała? W układankach logicznych często pojawiają się podobne diagramy, ale Emily nie miała pojęcia, jakim cudem ten niewielki kawałek papieru miałby ułatwić jej życie.

W końcu wepchnęła walizkę w sam róg pokoju, wyciągnęła ołówek i łamigłówkę.

Próbowała przeczytać zdanie od tyłu, ale to nie miało sensu. A może należało sięgnąć po pierwsze sylaby każdego słowa?

– Pietnaście… – przeczytała. – Piętnaście!

Pierwsze litery każdego słowa układały się w słowo „piętnaście”!

To nie mógł być przypadek. Ale co piętnaście? Czy to już całe rozwiązanie zagadki? A jeśli tak, to co ono oznacza? I po co ta szachownica?

– Magiczny kwadrat! – zawołała dziewczynka i z radości podrzuciła ołówek.

Każdy magiczny kwadrat wypełniały kolejne liczby. Były jednak tak ułożone, aby w każdym rzędzie, każdej kolumnie i na ukos sumowały się do tej samej liczby. W przypadku szachownicy o dziewięciu polach cyfry od jeden do dziewięciu sumowały się właśnie do piętnastu. Z magicznymi kwadratami Emily zapoznała się, kiedy mieszkała w Kolorado i próbowała zdobyć Sekret Szekspira. Dostała wówczas wskazówkę, którą był częściowo rozwiązany kwadrat magiczny. Numery, które musiała dopisać, okazały się kombinacją otwierającą ukrytą skrzynkę zawierającą wspomnianą książeczkę.

Szybko wypełniła magiczny kwadrat wnuczka pani Lee. Teraz wyglądał on tak:

Wsunęła kartkę do wiadra i szarpnęła za linę, żeby wciągnąć je piętro wyżej. Potem zbiegła po schodach i wyskoczyła na podjazd. Tym razem chłopiec założył rogi renifera. Dziewczynka zaśmiała się.

– Już Halloween? – mruknął jej tata, kiedy ją mijał.

Nagle rozległ się głos pani Lee.

– James! – zawołała. – Chodź mi pomóc!

Chłopiec poderwał się z ziemi i nie spoglądając w stronę Emily, wbiegł na górę. Dzwoneczki na czubkach jego rogów brzęczały jak oszalałe.

– Sprawdź wiadro! – zawołała za nim dziewczynka.

Miała nadzieję, że ją usłyszał.Rozdział 4

Po południu Emily zeszła do ciężarówki po zeszyt z notatkami dotyczącymi łowców książek. Widok pustej kabiny uświadomił jej, że wzięła go już wcześniej, razem z książkami i innymi papierami. Przeszukała swój nowy pokój, jednak nie wpadła na jego ślad. Przeszukała więc całe mieszkanie. Bez rezultatu. Emily zaniepokoiła się.

To nie był zwykły zeszyt. To był dziewiąty tom jej notatek dotyczących tej zabawy.

To właśnie w nim zapisywała pierwsze szkice recenzji, które później publikowała na stronie. To właśnie w nim prowadziła dziennik dotyczący najciekawszych wypraw po książki. To właśnie w nim rodziły się pomysły na to, jak rozwiązać zagadki czy kody i gdzie szukać ukrytych powieści. To właśnie w nim wskazówki dotyczące kolejnych książek nagle stawały się jasne. W połączeniu z profilem sieciowym notes stanowił pełną dokumentację jej życia.

Wybiegła na zewnątrz i jeszcze raz otworzyła drzwi meblowozu. Pod siedzeniem znalazła papierek po batoniku zbożowym, ale notatnika nie zauważyła. Panika zaczynała przejmować nad nią kontrolę, kiedy nagle ktoś się odezwał:

– Ustanowiłaś nowy rekord.

Emily odwróciła się. Ten chłopak – James – stał na ganku. Nie miał już szalika i gogli, ale z jego głowy wciąż wyrastały rogi renifera.

– Otis nie rozwiązałby tego zadania tak szybko. No ale zawsze powtarzał, że ma alergię na liczby.

– Jesteś gadającym reniferem? – zapytała niespodziewanie dziewczynka.

Ten chłopak nie trzymał się kupy, ona zaś nie miała ani chwili do stracenia. Chciała jak najszybciej odnaleźć swój zeszyt.

– Otis. Mieszkał w waszym mieszkaniu. Przed wami. Należał do ludzi, którzy wyżej cenią zagadki słowne niż te matematyczne. Przeprowadził się na Wschodnie Wybrzeże. Po prostu chciał być bliżej wnuków. Był wspaniały – to trzeba podkreślić – ale cieszę się, że jego miejsce zajął ktoś w moim wieku. A przynajmniej na taką osobę wyglądasz. Też chodzisz do siódmej klasy? Tak przy okazji, jestem James.

Lekko pochylił się, a wówczas Emily zauważyła pewien istotny szczegół, który wcześniej umknął jej uwadze. Chłopak trzymał w ręce jej notatnik.

– Gdzie to znalazłeś? – Błyskawicznie wbiegła po betonowych schodach, wyrwała mu go i przytuliła do piersi.

Dzwoneczki na rogach renifera zadzwoniły cicho, gdy się cofnął.

– Leżał na ziemi przed waszymi drzwiami – powiedział, próbując się bronić. – Zastukałem, ale nikt nie odpowiedział. Zamierzałem wysłać ci go wiadrem, ale kiedy wyjrzałem przez okno, zobaczyłem, że czegoś szukasz, więc…

Emily wciąż nie wiedziała, co sądzić o tym chłopaku. Na głowie nosił rogi renifera, a stare, zardzewiałe wiadro wykorzystywał do przesyłania zagadek. Wydawał się obrażony, że podejrzewała go o kradzież notatnika, ale jednocześnie sprawiał wrażenie przyjaznego. Nawet kogucik z tyłu jego głowy poruszał się na wietrze, jakby machał jej na powitanie.

– Zahipnotyzowały cię moje włosy? – zapytał.

Dziewczynka poczuła, że robi się czerwona. Na szczęście James machnął ręką.

– Spoko. On lubi, gdy się na niego patrzy.

– On?

– Nazwałem go Steve.

– Twój kogucik nazywa się Steve?

– Zamierzałem nazwać go Geronimo, ale uznałem, że to bez sensu.

Emily zaśmiała się. Jej dotychczasowe wątpliwości powoli się rozwiewały.

– Nikt nie traktowałby poważnie człowieka, którego kogucik nazywa się Geronimo.

– No właśnie – stwierdził James. – Ta zagadka, nad którą pracowałaś, była interesująca. A jak ci się podobał diagram z wiaderka?

– Magiczny kwadrat? Zaskoczyłeś mnie tym eleganckim trubadurem. Zaczęłam się zastanawiać, gdzie takiego…

Nagle jej umysł dogonił usta paplające zupełnie bez zastanowienia.

– Zaraz. Skąd wiesz, że pracowałam nad zagadką?

Pod palcami poczuła spiralkę notatnika. Błyskawicznie go otworzyła i z irytacją zaczęła przerzucać kolejne kartki.

Pod zagadką znalazła odręczny napis złożony z kwadratowych literek.

TRZECIA ŁAWKA NA PRZYSTANI.

Jęknęła.

– Rozwiązałeś ją?

– Prawie ci się udało. Po prostu pomyliłaś się o jedną literkę.

Z pewnością nie pomyliła się o literkę! Spojrzała na oryginalny szyfr i zapisane przez nią hasło. Westchnęła, kiedy zrozumiała, że chłopak ma rację.

Naprawdę pomyliła się o literkę. Szyfr polegał na podmianie liter i przestawieniu ich według wzorca, co zrobiła w niewłaściwy sposób. Błąd godny amatora.

– W przypadku szyfrów zamiennych łatwo się pomylić – powiedział uspokajającym głosem James. – Dlatego dwie pary oczu są lepsze od jednej. Nie obrażając cyklopów.

Emily ponownie zaczerwieniła się ze wstydu.

– Moim oczom nic nie dolega. Spędziłam dwa dni w ciężarówce i tyle.

Spojrzała na ogromne litery Jamesa układające się w napis TRZECIA ŁAWKA NA PRZYSTANI. Miała wrażenie, że z niej drwią. To była z jego strony bezczelność! Rozwiązał zagadkę, która nie była przeznaczona dla niego! Gdyby potrzebowała pomocy, wysłałaby mu ją w tym cuchnącym wiadrze! Co za popisówka! Od razu domyśliła się, że pod tym przyjaznym tonem coś musi się kryć!

– Kim ty właściwie jesteś? – zapytała ostro. – Kłusownikiem? Podejrzewam, że teraz ukradniesz zadeklarowaną przeze mnie książkę, co?

W jego roześmianych dotąd oczach dostrzegła zaskoczenie.

– O czym ty właściwie mówisz? Kłusownikiem? I co to znaczy „zadeklarować książkę”? – zapytał, po czym zaczął mówić przepraszającym tonem: – Ta zagadka mnie kusiła. „Rozwiąż mnie”, prosiła.

Emily miała wrażenie, że rogi zwisały mu smutno. Nawet Steve pochylił się zawiedziony.

– Kłusownik i deklarowanie książek to terminy znane wszystkim łowcom książek. Czy w San Francisco w to nie gracie? James pokręcił głową.

– Oczywiście słyszałem o tej grze, ale nie biorę w niej udziału.

Dziewczynka spojrzała na niego zaskoczona. Mieszkanie w San Francisco i ignorowanie łowców książek to jak życie w fabryce czekolady i unikanie słodyczy.

– Najwyraźniej kręcą cię zagadki – stwierdziła, przyglądając się chłopcu. – Nie lubisz czytać?

– Lubię.

– Więc powinieneś spróbować. Łowcy książek to serwis dla ludzi w każdym wieku, pod warunkiem że lubią zagadki i książki. No i przygody oraz odwiedzanie nowych miejsc.

– Na czym to polega?

– Ludzie ukrywają przeczytane książki w jakimś ogólnodostępnym miejscu, na przykład w parku, po czym publikują na stronie wskazówki w formie zagadek, żeby naprowadzić innych graczy na ukryte tomy. Dostają później po punkcie za książkę schowaną i odnalezioną, a także wtedy, gdy ktoś znajdzie schowaną przez nich powieść.

– Do czego służą punkty?

– Pozwalają awansować na kolejne poziomy. Zaczyna się jako Encyklopedia Brown, potem jest Nancy Drew, Sam Spade, panna Marple, Auguste Dupin i Sherlock Holmes. Awans otwiera dostęp do zamkniętych części serwisu, zawierających dodatkowe informacje o różnych książkach, a także kolejnych gier i zagadek. Punkty można również wydać w sklepie wydawnictwa Bayside.

– Więc „trzecia ławka na przystani” oznacza miejsce ukrycia książki? Niby jak ją znaleźć?

– Książki na stronie są ułożone według miejsc. Ta konkretna została schowana w pobliżu terminalu promowego. Podejrzewam, że znajduje się tam przystań i są ławki. No i… – Emily na chwilę zamilkła i spojrzała na chłopca. Przechylił głowę i, skoncentrowany, wpatrywał się w nią. Nawet Steve wychylił się, jakby chciał usłyszeć więcej. – Mogę ci to pokazać – zaproponowała pod wpływem impulsu. – Masz czas na łowy w ten weekend?

Wypowiedziane słowa zawisły w powietrzu między nimi. Dziewczynka wstrzymała oddech, czekając na jego odpowiedź.

James uśmiechnął się.

– Jasne!

Emily poczuła się, jakby wypiła bardzo szybko napój gazowany – czuła słodycz, a jednocześnie lekkie zawroty głowy. Tyle, jeśli chodzi o unikanie nowych znajomości, które i tak nie miały szansy przetrwać. Jednocześnie James znał się na zagadkach, co zdołał wcześniej udowodnić. No i miał poczucie humoru. Może więc warto mieć łowcę-partnera? Choćby na chwilę.

– Słyszałaś o Garrisonie Griswoldzie? – zapytał.

– Jak to możliwe, że nie należysz do łowców książek, a wiesz, kto to jest? – odpowiedziała pytaniem Emily.

– Wszyscy go przecież znają. Swoją drogą spotkałem go zeszłej wiosny na święcie książki.

– Spotkałeś go? – zdziwiła się Emily. – Jaki jest? I jak wygląda to święto?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: