Prawdzie w oczy - ebook
Prawdzie w oczy - ebook
„Prawdzie w oczy” Leopolda Trafnego to tomik poezji, to rymy z życia wzięte.
Autor zaprasza czytelnika do zadumy, namysłu, zastanowienia się, przeżycia, zakwestionowania lub dołączenia do niego, postawienia pytania, porady. Jest to manifest, ukazanie prawdy, życia, takim jakie było i jest. Prawdy w nim ukazane są bolesne, czasami nawet brutalne.
Czytając otwieramy oczy, nagle wszystko staje się jasne. Życie od zawsze było trudne, gorzkie, łzawe, ludzie dobrzy oddawali swą pracę, usługi i wiedzę za bezcen, a system prawno-moralny to niszczył, ale był wszechmocny.
Poeta opowiada jak funkcjonowało ludowładztwo, jakie były „cuda socjalizmu”, jak szliśmy drogami sprawiedliwości dochodząc do pustych półek i kolejek bardzo porannych i wieczornych. Wreszcie też, jak to gorąco witaliśmy przemiany i ile „naród na tym zyskał”. Wszystkie szyldy są obce, miliony Polaków zdrowych, młodych, wykształconych opuściło kraj. Mamy do spłacenia tysiąc miliardów długów, zatrutą żywność, kolejki za zdrowiem i hasło „Polak potrafi”.
„Polaku czy ty jeszcze jesteś i myślisz?”
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8119-001-5 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„Trzeba mieć silne poczucie obowiązku. Za hańbę uważać uchylanie się od obowiązków i odpowiedzialności. Kierować się wskazówkami zdrowego rozsądku. Człowiek ciężko pracujący powinien móc żyć z rodziną dostatnio ze swej pracy, a człowiek bogaty żyć uczciwie, nie uchylając się od spełniania swoich obowiązków. Pychę i pomiatanie człowiekiem uboższym i słabszym winno bezwzględnie potępiać prawo. Bez poczucia spełnionego obowiązku nie ma radości życia”.
To nie są moje słowa, ale moje serce jednoczy się z nimi, bo doznało wielu krzywd właśnie ze strony ludzi, którym poczucie obowiązku i odpowiedzialności było obce. Ludzi o złym sumieniu, o braku sumienia, o zatraconym sumieniu.
Myślałem, że dobro, szczęście i miłość są w ludziach co nowe idee głoszą… Wielokrotnie zawiodłem się.
Patrzę z przerażeniem nie myśląc już o dzieciach, ale o wnukach i prawnukach czy oni to wszystko kiedyś spłacą i wyjdą na prostą.
To co piszę i jak, to nie jest poezja. Na pewno wielu chętniej zakwalifikowałoby moje wiersze do herezji.
Nigdy nie uczyłem się pisania wierszy, ale lubię je czytać, a niektóre nawet zadeklamowałbym dość poprawnie.
„Ballada prawdziwa” dotyczy mej osoby. Celowo użyłem starych pojęć, gdyż one najbardziej utkwiły mi w pamięci w młodym wieku. Byłem pilnym obserwatorem życia dużej, bardzo ubogiej rodziny, w której niedostatek dawał nam się szczególnie we znaki. Zapamiętałem wszelkie szczegóły biedy, niesprawiedliwości, opuszczenia i poniżenia. Łzy matki były moimi łzami, a jej modlitwa jest do dziś moją wiarą w przetrwanie. Pragnąłem chleba, ale i wiedzy, dlatego za przyzwoleniem matki wydostałem się z domu do szkoły i coś z tego mam dla siebie i mej rodziny.
Nie mogę powiedzieć, że pogardzam tym okresem, w którym przyszło mi żyć, uczyć się, studiować i pracować. Cieszę się, że mam czyste sumienie od krzywdzenia kogokolwiek i to daje mi powód do wypowiadania się o tym co widziałem, słyszałem, w czym uczestniczyłem bez akceptacji panoszącego się zła.
Nasz czy nie nasz socjalizm był z nami i wśród nas. Zachowywaliśmy się tak jak nam pozwalał towarzysz sekretarz. Ta postać była zawsze i wszędzie. Ważna, jedynie słuszna, często arogancka, ale nie do podważenia, jedyna w swoim rodzaju. A jak zachowywali się niektórzy rodacy lepiej przemilczeć! Wiele nas to kosztowało.
Mijały lata, żyło się coraz gorzej. Duch narodu przebudził się, bo zaroiło się od „cudów socjalizmu”: bezprawia, pogardy dla „ludu pracującego”, arogancji władzy. „Stara i ważna siła w narodzie zgniła”. Zrodziło się pragnienie powrotu w dawne koleje i stare obyczaje, które już dziś nie zawsze się sprawdzają. Koło się kręci, machina funkcjonuje.
Przykro jednak, że w tych nowych warunkach miliony ludzi odwróciło się od wyborów. Utracili wiarę, wycofali swoje zaufanie, zamknęli się w sercach z goryczą zawodu.
Najbardziej zdrowe, twórcze, wykształcone i młode siły narodu pracują dla obcych! Poszły za chlebem, bo musiały. Nie ma winnych, wszystko odbyło się w majestacie prawa.
„Wstań nam Mickiewiczu, bo nie dajem rady, pomóż swej Ojczyźnie, napisz nowe „Dziady”. Wstań nam Sienkiewiczu i napisz „Za chlebem”, bo nie idzie żyć pod Polskim niebem.”
Składam wyrazy głębokiego szacunku wszystkim, którzy zechcą mnie poczytać, czasem się zasmucić i czasem uśmiechnąć
Leopold Trafny
WSPOMNIENIA
BALLADA PRAWDZIWA
(o samym sobie)
Rośnij syneczku, rośnij sokole,
przyszły nareszcie te dobre czasy,
dobre świadectwa zdobywaj w szkole,
pojesz do syta kiełbasy.
Masełkiem będziesz chlebek smarował,
poniechasz dania postne
i zupkę będziesz lepszą gotował,
nie jak te ludzie proste.
Związała matuś we cztery chustę,
kolory wiejskie szaro-zielone,
porzucił synek barszcz i kapustę
i poszedł w szkoły one.
Uczył się pilnie we wielkim mieście,
modlitwy mówiąc cicho
i marzył sobie, że nareszcie
te nędzę weźmie licho.
Władza została przez lud przejęta,
dzisiaj się bogacz smuci,
niesprawiedliwość jest już przeklęta
i nigdy nie powróci.
Niejeden dumał i przemyśliwał,
co się to na świecie stało,
zachodził w głowę i głową kiwał,
czemu tych panów tak mało?
Gdzie jest pan hrabia, wójt, ksiądz wielmożny?
Czy nas tu ktoś nie mami?
„Ty nie podskakuj i bądź ostrożny –
oni są poprzebierani”.
Za robotników, chłopów, biedaków,
bo teraz muszą się schować,
ale im zawsze władza się marzy,
oni nie będą pracować.
I tak pomału, ale roztropnie,
ksiądz wesprze pana, pan księdza,
znów tę „ludową władzę” w tyłek kopnie,
do wielu drzwi zapuka nędza.
Bo takie prawo jest, ludzie moi,
jak świat szeroki i długi,
bogacz o swoje twardo stoi,
a władca ostro karci swe sługi.
I prędzej zgaśnie Słońce,
niż sprawiedliwość pokona nędzę,
a nędzarz wiązać będzie koniec z końcem.
VI 1987 r.
LUDOWŁADZTWO
(czyli „Paweł i Gaweł”)
Paweł i Gaweł doszli do władzy,
choć byli kiedyś bosi i nadzy.
Marzeniem ich było rządzić sprawiedliwie,
ludzi szanować i żyć uczciwie.
Nauki swoje pobrali z marksizmu,
znali proste drogi do socjalizmu.
Lud dobrze znali, z niego się wywodząc,
jeszcze po kryjomu do kościoła chodząc.
I pamiętali dziadka i babcię,
którym musiały starczyć trepy i łapcie.
I ciężką pracą byli przemęczeni,
jak te pokolenia z murzyńskich „Korzeni”.
Więc mieli zamiar każdego drania
usunąć z drogi – dla dowodów dania –
który by dla dobra ojczystego ludu,
nie chciał podjąć pracy czy też walki trudu.
I mieli tyle chęci i zapału,
by wykorzystać moce piedestału.
I z ludem trzymać i jemu służyć,
żadnego błędu nigdy nie powtórzyć.
Życie ich rządami miało się dźwignąć,
wszelki bunt ludu miał całkiem wystygnąć.
Nowe miały powstać przyszłości widoki,
przewrót miał się w ludziach dokonać głęboki.
A że gołosłowni wcale nie byli,
więc społeczeństwu program przedłożyli:
że zła bardzo wiele zniosą
i nowe budowle dla ludu wzniosą.
Miało również zniknąć wszelkie złodziejstwo,
na jego miejsce wejść dobrodziejstwo.
Meliny z wódką mieli skasować,
obrót kradzionym mięsem zlikwidować.
W kolejkach ludzie mieli nie wystawać,
łapówek mieli nie brać i nie dawać.
W jednych sklepach pełno ubrań i butów,
w drugich pełno mięsa ze świń i kogutów.
Jeszcze wiele innych punktów mieli w programie,
w realizacji żaden się nie złamie.
Jeśli nawet opuści się Gaweł,
to do porządku przywoła go Paweł.
Nim do wykonania zadań przystąpili,
razem obiad zjedli i dobrze wypili.
Szare komórki sobie poszerzyli
i nad tym wszystkim się zastanowili:
Obaj stwierdzili, że (owszem) plan jest dla ludu,
więc niech się podejmie wykonania trudu.
A my, jako ludzie władzą „nadziani”,
pomyślmy o własnej życia przystani.
Gdyby tak działeczkę, fundament, pustaki,
tu darmo przywiozą, porobią chłopaki,
to za pół darmo, tamto po kryjomu
i w ciągu kwartału masz dach na domu.
Tak im ten pomysł przypadł do głowy,
że natychmiast wzięli się do budowy.
W socjalizmie prywatnych gmachów,
bez żadnych obaw, bez żadnych strachów.
Kto nam tu sprawdzi i kto pomierzy,
że to z oszustwa, łapówek, kradzieży?
A jeśli nawet, to kto w to uwierzy,
dowodów nie ma, więc „sprawa leży”.
Swe sprawy stawiali zawsze na wysokim pułapie
i choć niejeden się po głowie drapie,
to już nie zatrzyma tej podłej historii,
by nowych w kraju nie narobić orgii.
Wykorzystali więc wszelkie draństwa:
złodziejstwa, oszustwa, cygaństwa.
I choć dopuścili się świństwa i brudów,
jednak są efekty ich władzy trudu.
Tak się „wytwarza” władca z nędzarza,
a kto z tym walczy, ten się naraża.
Tak się odbywało sprawowanie władzy,
choć Paweł i Gaweł byli kiedyś bosi i nadzy.
Zapytasz – no dobrze, a jak im teraz idzie?
Świetnie! Niektórzy są nawet w ZBOWIDZIE.
Jak to, i nie zamknięto tych gości?
Nie! – oni się przenieśli już do „Solidarności”.
O mamo! I co robią? Najchętniej to samo!
IV 1988 r.
------------------------------------------------------------------------
T.F. Roosevelt, przedmowa do Pamiętnika.
Głos z ciemności.
„Korzenie” – serial z 1977 r. o historii afroamerykańskich mieszkańców USA.
Związek Bojowników o Wolność i Demokrację.
Koniec Wersji Demonstracyjnej
Dziękujemy za skorzystanie z oferty naszego wydawnictwa i życzymy miło spędzonych chwil przy kolejnych naszych publikacjach.
Wydawnictwo Psychoskok