Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Prawie ostateczna lista koszmarów - ebook

Seria:
Data wydania:
14 marca 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Prawie ostateczna lista koszmarów - ebook

W rodzinie Esther wszyscy są skazani na fobie. Ojciec cierpi na lęk przestrzeni, brat bliźniak nie zniesie ani chwili w ciemności, a matka hipsterka przeraźliwie obawia się pecha. Dziewczyna jeszcze nie wie, jaki strach zawładnie jej życiem, lecz na wszelki wypadek unika potencjalnych zagrożeń i spisuje je na specjalnej liście. Gdy któregoś dnia zostaje okradziona, znika także niedokończona lista najgorszych koszmarów… Te niefortunne okoliczności doprowadzają Esther do nawiązania przyjaźni z kimś, kto jest gotów pomóc jej w pokonaniu wszystkich fobii…

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-271-5834-5
Rozmiar pliku: 731 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Chłopak z przystanku

Esther Solar czekała od pół godziny pod Ośrodkiem Opieki i Rehabilitacji Lilac Hill, kiedy otrzymała wiadomość, że klątwa znów dała o sobie znać.

Jej matka, Rosemary, wyjaśniła przez telefon, że stanowczo i w żadnym wypadku nie będzie mogła po nią przyjechać. Na masce samochodu usiadł bowiem kot czarny jak noc o diabelskich żółtych szparkach zamiast oczu – omen na tyle niepokojący, że ona odmawia wejścia do auta.

Esther pozostała niewzruszona. Spontaniczny rozwój fobii nie był niczym nowym w jej rodzinie, więc ruszyła spokojnie ku przystankowi autobusowemu znajdującemu się cztery ulice dalej. Jej czerwona peleryna powiewała na wieczornym wietrze i przyciągała spojrzenia przechodniów.

Po drodze rozmyślała o osobach, do których normalny człowiek mógłby zadzwonić w takiej sytuacji. Jej ojciec nadal tkwił w piwnicy, w której sam się uwięził sześć lat wcześniej. Eugene gdzieś zdezerterował (podejrzewała, że przeniknął do innej rzeczywistości – to mu się przytrafiało od czasu do czasu), a zaburzona motoryka jej dziadka nie pozwalała mu na prowadzenie pojazdów mechanicznych (nie wspominając o tym, że nawet nie pamiętał, iż Esther jest jego wnuczką).

Tak się składało, że Esther nie miała właściwie nikogo, kto pomógłby jej w sytuacji kryzysowej.

W piątkowy wieczór przystanek świecił pustkami. Tylko jedna osoba siedziała na ławce: wysoki ciemnoskóry chłopak ubrany jak postać z filmu Wesa Andersona, łącznie z limonkowymi sztruksami i beretem na głowie. Chłopak cicho płakał, więc Esther postąpiła tak, jak należy postąpić, gdy obcy człowiek zdradza zbyt silne emocje: kompletnie go zignorowała. Usiadła obok, wyjęła zniszczony egzemplarz Ojca chrzestnego i próbowała skupić się na lekturze.

Latarnia nad ich głowami buczała jak gniazdo os, światło irytująco migało. Gdyby Esther trzymała wzrok wbity w książkę, kolejny rok jej życia wyglądałby zupełnie inaczej, ale należała do Solarów, a Solarowie mieli paskudny zwyczaj wtykania nosa w nieswoje sprawy.

Chłopak rozszlochał się dramatycznie, więc podniosła głowę. Na policzku zakwitł mu siniec, ciemnofioletowy w świetle jarzeniówki, a z rozciętej brwi kapała krew. Jego wzorzysta koszula – najwyraźniej przekazana do sklepu dobroczynnego w połowie lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku – była podarta przy kołnierzyku.

Chłopak załkał, po czym zerknął na dziewczynę spode łba.

Esther generalnie unikała rozmów z ludźmi, jeśli nie były one absolutnie konieczne. A czasem unikała ich nawet wtedy, gdy były absolutnie konieczne.

– Hej – odezwała się w końcu. – Wszystko w porządku?

– Chyba zostałem napadnięty.

– Chyba?

– Nie pamiętam. – Wskazał ranę na czole. – Zabrali mi telefon i portfel, więc myślę, że to musiał być napad.

Wtedy dopiero go poznała.

– Jonah? Jonah Smallwood?

Zmienił się przez lata, ale nadal miał te same okrągłe oczy, tę samą silnie zarysowaną szczękę oraz intensywne spojrzenie, które cechowało go już w dzieciństwie. Teraz wydawał się bardziej owłosiony: na twarzy miał cień zarostu, a na głowie burzę gęstych czarnych włosów w stylu „prawie Pompadour”. Przypominał jej Finna z Przebudzenia mocy, a to – jeśli o nią chodziło – znaczyło, że jest przystojny. Spojrzał na nią: ciemne piegi na twarzy, dekolcie i ramionach oraz brzoskwiniowe włosy sięgające aż za plecy. Zapewne próbował sobie przypomnieć, kim jest.

– Skąd wiesz, jak się nazywam? – zapytał.

– Nie pamiętasz mnie?

Przyjaźnili się tylko przez rok i mieli wtedy po osiem lat, ale i tak poczuła smutek, że o niej zapomniał. Ona go dobrze zapamiętała.

– Chodziliśmy razem do podstawówki – wyjaśniła. – Do klasy pani Price. Zapytałeś, czy będę twoją walentynką.

Jonah kupił jej wtedy paczkę cukierków pudrowych w kształcie serduszek i wykonał własnoręcznie kartkę, na której znajdował się rysunek owoców i podpis: „We make the perfect pear”^(). Wewnątrz zawarł prośbę, żeby się spotkali na dużej przerwie.

Czekała na niego, ale się nie pojawił. Co więcej – już go nigdy nie zobaczyła.

Aż do teraz.

– A tak – powiedział Jonah powoli, przypominając sobie. – Lubiłem cię, ponieważ protestowałaś przeciwko śmierci Dumbledore’a przed księgarnią jakiś tydzień po premierze filmu.

Esther zapamiętała to następująco: mała siedmioletnia dziewczynka o rudej, obciętej na pazia czuprynie, pikietująca pod lokalną księgarnią z napisem: RATUJCIE CZARODZIEJÓW. A potem urywek z wiadomości, kiedy reporterka ukucnęła obok niej i zapytała: „Czy zdajesz sobie sprawę, że książka ukazała się kilka lat temu i nie można zmienić zakończenia?”. A ona mrugała do kamery jak jakiś głupek.

Powrót do rzeczywistości:

– To straszne, że zachowało się nagranie.

Jonah wskazał brodą na jej strój: krwistoczerwoną pelerynę zawiązaną wstążką pod szyją i stojący na ziemi wiklinowy koszyk.

– Widzę, że nadal jesteś dziwaczką. Dlaczego przebrałaś się za Czerwonego Kapturka?

Esther już od wielu lat nie musiała odpowiadać na pytania dotyczące jej zamiłowania do kostiumów. Obcy ludzie na ulicy zakładali, że idzie na bal albo z niego wraca. Nauczyciele – ku swojej rozpaczy – nie mieli się do czego przyczepić pod względem obowiązujących reguł stroju w szkole, a koleżanki i koledzy przyzwyczaili się już, że pojawia się w klasie jako Alicja z Krainy Czarów albo Bellatrix Lestrange. Akceptowali jej dziwactwa, pod warunkiem że przynosiła im ciasto. (Więcej na ten temat za chwilę).

– Odwiedzałam dziadka, wydało mi się to stosowne – odparła. Jej odpowiedź najwidoczniej usatysfakcjonowała Jonaha, bo skinął głową.

– Słuchaj, masz przy sobie jakąś kasę?

Owszem, miała. W koszyku Czerwonego Kapturka. A konkretnie pięćdziesiąt pięć dolarów, wszystko przeznaczone na Fundusz Wydostania się z Tego Piekielnego Miasta, który obecnie opiewał na kwotę 2235 dolarów.

Wracając do wspomnianego wcześniej ciasta – chodzi o to, że kiedy Esther była w trzeciej klasie, szkoła wprowadziła stopniowe zmiany w stołówkowym menu, aż w końcu serwowano tam wyłącznie zdrową żywność. Zniknęły pizza i nuggetsy z kurczaka, hamburgery, słodkie napoje, frytki oraz nachos, dzięki którym szkolne życie wydawało się choć trochę znośniejsze. Z rozpaczą szeptano „Michelle Obama” za każdym razem, gdy do menu dodawano kolejną pozycję, na przykład zupę porowo-kalafiorową albo tartę z brokułem gotowanym na parze. Esther dostrzegła okazję do zrobienia świetnego interesu i następnego dnia przyniosła do szkoły pudełko podwójnie czekoladowych brownies. Sprzedawała je po pięć dolarów za sztukę, dzięki czemu osiągnęła czysty zysk w wysokości pięćdziesięciu dolców. Od tego czasu stała się Walterem White’em fast foodów. Jej sława zyskała taki zasięg, że szkolna klientela ochrzciła ją mianem „Słodkiej Babeczki”.

Niedawno rozszerzyła działalność na Ośrodek Opieki i Rehabilitacji Lilac Hill, gdzie najbardziej ekscytującą pozycją w jadłospisie była rozgotowana parówka i mdłe purée ziemniaczane. Interes kwitł.

– Dlaczego pytasz? – zapytała powoli.

– Potrzebuję kasy na bilet autobusowy. Daj mi gotówkę, a potem pożycz mi komórkę, to zrobię przelew na twoje konto.

Wydawało się to mocno naciągane, ale z drugiej strony Jonah płakał, krwawił, miał sińce, a ona nadal widziała w nim uroczego chłopca, który kiedyś lubił ją na tyle, żeby narysować dla niej dwie gruszki.

– Ile ci potrzeba? – zapytała.

– A ile masz? Wezmę wszystko i przeleję ci ze swojego konta.

– Mam pięćdziesiąt pięć dolarów.

– To wezmę pięćdziesiąt pięć.

Jonah wstał i usiadł obok niej. Był znacznie wyższy, niż sądziła, i zdecydowanie szczuplejszy, przypominał łodygę kukurydzy. Przyglądała się, jak otwiera aplikację bankową na jej komórce, loguje się, wpisuje numer, który mu podyktowała, a potem autoryzuje transakcję.

„Przelew wykonany poprawnie” – pojawił się napis.

Schyliła się, otworzyła koszyk i dała mu pięćdziesiąt pięć dolarów, które zarobiła tego dnia w Lilac Hill.

– Dziękuję – powiedział, ściskając jej rękę. – Jesteś w porządku, Esther. – A potem wstał, mrugnął do niej i zniknął. Po raz kolejny.

W taki właśnie sposób w pewien ciepły, wilgotny wieczór pod koniec lata Jonah Smallwood wyrolował ją na pięćdziesiąt pięć dolarów, a także w ciągu niecałych czterech minut pozbawił ją:

♦ bransoletki po babci, którą nosiła na ręce

♦ iPhone’a

♦ owocowych żelorolek z koszyka, które trzymała na drogę powrotną

♦ karty bibliotecznej (którą później wykorzystał na dwadzieścia dolarów bez jednego centa, gdy zniszczył egzemplarz Romea i Julii, rysując na nim homary)

♦ jej własnego egzemplarza Ojca chrzestnego

♦ jej prawie ostatecznej listy najgorszych koszmarów

♦ godności osobistej.

Esther odtwarzała sobie w głowie wstydliwe wspomnienie protestu w związku ze śmiercią Dumbledore’a i dlatego fakt kradzieży uświadomiła sobie dopiero sześć minut i dziewiętnaście sekund później, gdy przyjechał jej autobus.

– Zostałam okradziona! – krzyknęła do kierowcy, na co ten rzucił:

– Żadnej hołoty! – I zamknął jej drzwi przed nosem.

(Być może Jonah nie pozbawił jej całej godności osobistej – kierowca autobusu wykradł resztki tego, co zdołała zeskrobać z dna serca).

Jak więc widzicie, historia o tym, jak Jonah Smallwood okradł Esther Solar, jest dość zwyczajna. Za to opowieść o tym, jak Esther zakochała się w Jonahu Smallwoodzie, wydaje się znacznie bardziej skomplikowana.

2

Dom świateł i duchów

Powrót na piechotę do domu znajdującego się na przedmieściach przedmieść zabrał Esther dokładnie trzy godziny, trzynaście minut i trzydzieści siedem sekund. Miasto rozrosło się w przeciwnym kierunku, niż zakładali deweloperzy, zostawiając ich dzielnicę w szczerym polu.

Po drodze niebo nagle się otworzyło i spuściło deszcz, więc zanim Esther dotarła do domu, była już kompletnie przemoczona, ubłocona i zmarznięta.

Dom Solarów jak zwykłe tonął w światłach – fluorescencyjny klejnot na ciemnej ulicy. Delikatny wiaterek muskał drzewa rosnące przed ich domem, tworzące prawdziwy las w dzielnicy mieszkaniowej. Kilka lat wcześniej sąsiedzi narzekali na wieczne światło, a wtedy Rosemary Solar posadziła osiem dębów na trawniku. Z małych sadzonek wyrosły gigantyczne okazy, które w ciągu sześciu miesięcy przesłoniły całą posiadłość. Mama Esther obwiesiła gałęzie okami proroka, niebiesko-biało-czarne szkło wybrzękiwało dziwną melodię przy każdym powiewie wiatru. Twierdziła, że ozdoby te odpędzają zło, ale jak dotąd udawało im się jedynie przestraszyć skautki, świadków Jehowy oraz przebierańców na halloween.

Eugene siedział na stopniach prowadzących na oświetloną jaskrawo werandę, ubrany w stylu Johna Lennona i z fryzurą Ringo wyglądał, jakby przeniósł się tu w czasie prosto z koncertu Beatlesów.

Eugene i Esther – w co nikt nie mógł uwierzyć – byli bliźniętami. On miał ciemne włosy, ona – jasne. On był wysoki, a ona niska. On miał wątłą sylwetkę, ona – bardziej masywną. Jej skórę pokrywały piegi, jego była gładka.

– Hej – przywitała się.

Podniósł głowę.

– Mówiłem mamie, że żyjesz, ale ona i tak ogląda w Internecie trumny. Uznała, że urządzi ci pogrzeb w tonacji różowo-srebrnej.

– Bleee. Przecież wyraźnie prosiłam o pogrzeb w kolorze czerni i kości słoniowej, i to chyba ze sto razy.

– Mama oglądała ostatnio pokaz slajdów dotyczących nagłej i niespodziewanej śmierci, który przygotowała w zeszłym roku. Widziałem, że dodała nowe zdjęcia. Ale całość nadal ma się kończyć Time of Your Life.

– O Boże, to takie żenujące. Nie wiem sama, co byłoby bardziej tragiczne – śmierć w wieku siedemnastu lat czy najbardziej banalny pogrzeb w historii.

– Nie przesadzaj. Różowo-srebrny pogrzeb wcale nie jest banalny, tylko wyjątkowo tandetny. – W oczach Eugene dojrzała prawdziwą troskę. – Wszystko w porządku?

Esther wyżęła swoje długie włosy, które w kontakcie z wodą przybierały krwistoczerwoną barwę.

– Tak. Zostałam napadnięta. To znaczy, niezupełnie napadnięta, raczej wyrolowana. Przez Jonaha Smallwooda. Pamiętasz tego chłopaka, który zostawił mnie na lodzie w walentynki w szkole podstawowej?

– Tego, w którym byłaś beznadziejnie zakochana?

– Tego samego. Jak się okazuje, jest utalentowanym kieszonkowcem. Właśnie zwinął mi pięćdziesiąt pięć dolców ORAZ opakowanie fruit roll-up.

– Podwójnie z ciebie zakpił. Mam nadzieję, że planujesz zemstę.

– Oczywiście, braciszku.

Eugene wstał, objął ją ramieniem i razem weszli do środka pod przybitą nad nadprożem podkową, wiązką suszonej mięty polej zwisającej z futryny, wśród pozostałości soli wysypanej poprzedniego wieczoru.

Solarowie mieszkali w starym, przepastnym wiktoriańskim domu, w którym nawet światło wydawało się zamglone. Na podłogach leżały ciemne panele pokryte czerwonymi dywanami perskimi, ściany pomalowano na charakterystyczny zielonkawy odcień zgnilizny. Był to jeden z tych domów, w których w murach pokutowały duchy, a sąsiedzi wierzyli, że nad mieszkańcami ciąży klątwa. Jeśli chodzi o Solarów, oba te przypuszczenia nosiły znamiona prawdy.

Gdyby ktokolwiek obcy został wpuszczony do środka, z pewnością zauważyłby następujące elementy:

♦ Włączniki światła ustawione w pozycji „on” i dodatkowo zaklejone taśmą. Cała rodzina Solarów kochała światło, a najbardziej – Eugene. To dla niego na korytarzach rozwieszono mnóstwo lampek na sznurach, każde wolne miejsce na meblach zajmowały światełka i świeczki – zresztą nie tylko na meblach, także na podłodze.

♦ Ślady po Panicznej Pożodze z 2013 roku, kiedy to wyłączyli prąd, a Eugene wypadł przerażony ze swojego pokoju, przewracając w przybliżeniu dwadzieścia pięć wcześniej wspomnianych świec, od których ogniem zajęła się płyta gipsowo-kartonowa.

♦ Schody prowadzące na górę zagracone starymi meblami, głównie dlatego, że Peter Solar był w trakcie remontu piętra domu, kiedy po raz pierwszy dostał udaru, co natychmiast zakończyło wszelkie prace, ale po części stało się to również z tego powodu, że Rosemary święcie wierzyła, iż na górze straszy. (Jakby duchy miały pojawiać się wyłącznie na piętrze domu, łaskawie pozwalając mieszkańcom relaksować się na parterze bez żadnych zjawisk paranormalnych. Litości!)

♦ Całkowicie gołe ściany, nie licząc zaklejonych włączników światła oraz rolet zasłaniających okna w nocy. Żadnych zdjęć i plakatów. Absolutnie i kategorycznie żadnych luster.

♦ Króliki w kuchni.

♦ Wrednego koguta zwanego Fredem, chodzącego krok w krok za Rosemary Solar – przynajmniej w jej przekonaniu. Szkaradę rodem z litewskiego folkloru.

Rzeczywiście w salonie rozbrzmiewała cicho piosenka Green Day. Rosemary Solar, matka Esther, kobieta tuż po czterdziestce, siedziała na sofie przed telewizorem i oglądała pokaz slajdów, który przygotowała kilka lat wcześniej na wypadek niespodziewanej śmierci któregoś ze swoich dzieci. Brązowe włosy opadały jej na ramiona. Przy każdym ruchu cicho pobrzękiwała – jej chudziutkie nadgarstki i kościste palce uginały się pod ciężarem srebrnych pierścionków, bransoletek i talizmanów. Monety wszyte w ubrania – w rąbek spódnicy, rękawy czy wnętrze kieszeni – podzwaniały metalicznie jak krople deszczu.

Gdyby zapytać Esther, co najlepiej charakteryzowało jej matkę, z pewnością wymieniłaby następujące cechy:

♦ W młodości Rosemary była mistrzynią roller derby i nosiła przezwisko „Ta Bestia”. Na ulubionym zdjęciu Esther jej matka miała na sobie strój drużynowy i do złudzenia przypominała Eugene’a. Takie same ciemne włosy, identyczne brązowe oczy i blada cera, nieskażona piegami, których Esther miała w nadmiarze. Było to dość niepokojące.

♦ Rosemary w wieku osiemnastu lat wyszła po raz pierwszy za mąż za faceta z wąską blizną nad lewym okiem, w kształcie litery „C”. Matka Esther nigdy nie zdradziła jego imienia oraz dalszych losów. Esther wyobrażała sobie, że po odejściu mamy spotkał go długi i bolesny koniec. Być może został pożarty przez dzikie psy albo wpadł do kotła z wrzącym olejem i powoli się w nim ugotował.

♦ Rośliny rosły jak oszalałe pod dotykiem jej mamy, ogrodniczki z wykształcenia. W obecności Rosemary Solar kwiaty rozkwitały, a gdy przechodziła, kierowały swoje kielichy w jej stronę. Rosnące przed domem dęby słuchały, gdy do nich szeptała i nakazywała im rosnąć. Mama Esther od zawsze miała w sobie jakąś magię.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: