Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Proces - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 czerwca 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Proces - ebook

Detektyw William Harton, zawieszony w obowiązkach policjant, po zakrapianej alkoholem nocy otrzymuje intratną propozycję odnalezienia starożytnego artefaktu, który w świetle nauki w ogóle nie powinien istnieć. Wraz z młodą archeolog, Oliwią Brzeską, jej bogatym protektorem, doktorem Moorem, oraz wieloma światowej sławy naukowcami wsiada do samolotu, który po niedługim locie spada na bezludną z pozoru wyspę. Hortonowi udaje się nawiązać kontakt ze światem, ale dowiaduje się, że ich samolot spadł tuż po starcie i nikt nie przeżył katastrofy.

Kim zatem są rozbitkowie? Kto i po co sprowadził ich na wyspę?

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7942-784-0
Rozmiar pliku: 2,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ DRUGI

JEGO NADRZĘDNY CEL

Gdy Oliwia i William wrócili na plażę, była już późna noc. Pół kilometra dalej zobaczyli płomień i oświetlone przez księżyc skrzydło wraku samolotu. Dziewczyna poczuła się bezpieczniej, Harton także, ale mimo to nie opuszczał go do końca niepokój. Czuł się zdeterminowany do działania.

– Słyszysz to? – zapytał William, gdy dotarli na miejsce.

– Tak, nigdy nie myślałam, że szum fal będzie tak dołujący – stwierdziła, ciesząc się w głębi serca, że w końcu udało się im wrócić na plażę.

– To nie to. Jest cicho. Jakby nikogo tutaj nie było – powiedział, ale zaraz zobaczył rozbitków, którzy spali na łóżkach złożonych z części samolotu. Dawały odrobinę komfortu na piasku, którego Oliwia miała już pełne buty.

– Wszyscy śpią – zauważyła zdziwiona. Czuła zimną bryzę na skórze i żałowała, że nie znalazła swojego płaszcza, tak jak to się udało Williamowi, gdy przeszukiwali wrak. Dziwiło ją jednak to, że udało się zasnąć wszystkim, nawet ciężko rannym. – Ja chyba nie dam rady zasnąć.

William zobaczył w jej oczach coś innego: była potwornie zmęczona.

– Spróbuj jednak odpocząć, Oliwio. To była ciężka noc. Musimy choć przez chwilę się przespać.

Dziewczyna tylko przez moment patrzyła na niego i wiedziała, że nie ma sensu się oszukiwać.

– Spróbuję – powiedziała i ruszyła w stronę niewykorzystanych foteli, które rozbitkowie wcześniej znaleźli i wynieśli z dżungli.

Will zatrzymał się kilka metrów dalej, przy jednym z ognisk, które już teraz tylko się tliło delikatnym płomieniem. Ściągnął swój płaszcz, a wtedy z prawej kieszeni wypadł nabój (nie zmieścił się w magazynku, gdy Harton ładował swoją broń dwa dni temu).

To jedyna rzecz, jaka pozostała po rewolwerze, pomyślał, gdy uniósł go z piasku.

Oliwii chyba udało się zasnąć, bo leżąc spokojnie, nie odezwała się słowem od kilkunastu minut. William, siedząc przy ogniu, który rozniecał kawałkami drewna, spoglądał w stronę oceanu, trzymał w dłoni pocisk i rozmyślał o losie, który ich spotkał. Nikt nie wie, co zaszło w dżungli, a tym bardziej, jaki niesprawiedliwy los spotkał Wiktora. Przed oczami miał obraz umierającego geodety, jego upadające do rzeki ciało. Nagle podszedł do niego mężczyzna. Na oko niewiele młodszy. Ściągnął z ramienia plecak i odłożył na piasek przy ognisku.

– Witam ponownie, detektywie. – Jego arogancki ton brzmiał znajomo.

– Thomas, tak? – Przypomniał sobie Harton, spoglądając na oderwany rękaw, którym Oliwia owinęła jego ramię. – Głęboka?

– Przeżyję. Kilka małych zadrapań. Mojemu ciału nic nie grozi. Za to po twojej ranie zostanie ci blizna – stwierdził z uśmiechem, który pojawił się na jego nieskalanej zadrapaniem twarzy.

Harton dotknął rozcięcia na swym policzku. Ciągnęło się wąskim pasem wzdłuż jego skroni, na końcu dzieląc jego brew na dwie części.

– Blizna blizną, ale dobrze, że nie straciłem oka – odparł, myśląc o utracie celności, i znów przypomniał sobie swój odebrany przez obcych rewolwer.

– Fakt – stwierdził Tom, po czym szybko zmienił temat. – Jeden z ludzi sprawdzał radio w kokpicie…

– Wiem, Dyson. Naprawa zajmie kilka dni.

– Jest odrobinę gorzej, bo niestety, nie uda się go naprawić – oznajmił mu Colt, a Will poczuł, że to przekreśla wyjście cało z ich dramatycznej sytuacji.

– Musimy znaleźć inne wyjście.

– Czekać? – odparł Thomas Colt, jakby oczywiste było, że ktoś przybędzie z pomocą.

– Musimy wyruszyć i znaleźć ogon, jak tylko wzejdzie słońce.

– Jeszcze w ogóle nie spałem – odparł, ale wyglądało to tak, jakby chciał się tylko wymigać od wysiłku. Usiadł na piasku obok Hartona i spojrzał przez płomień w dal oceanu. – Coś cię męczy, Harton?

– Mnie? Nie, nic.

– Na pewno?

– Tak.

– Masz mnie za idiotę? – rzucił ostro, ale nie podniósł głosu. – Gdzie jest ten stary Magellan?

– Magellan? Chodzi ci o…

– Profesor Lancer, gdzie jest? Widziałem, jak wchodziłeś za nim do dżungli. Wiem, że coś tam zaszło. Dlaczego nie wrócił z wami? – dociekał Colt.

Harton spojrzał poważnie na faceta, którego nie mógł oszukać w tej sytuacji, a w końcu i tak musiał wyznać, że coś tragicznego miało miejsce w tej dżungli. Nie ma szans na to, by Colt uwierzył w jakieś kłamstwa, był na to zbyt inteligentny.

– Spotkaliśmy kogoś…

– Innych rozbitków? Zniknęło nas paru. Widziałeś ich?

– Nie ich spotkaliśmy.

– Kogoś, kto mieszka na tej wyspie?

– Tak – odparł. – Pojawili się znikąd i po prostu go zabili.

– Zabili?

– Nie rozumiesz?

– Rozumiem, ale chcesz mi powiedzieć, że wyszli z dżungli, podeszli i zabili?

– Tak. Nie wiem, kim są i co tu robią, ale mieszkają tutaj. Wyglądali, jakby dotarli na wyspę przed nami i od lat jej nie opuszczali.

– Oni zabili geodetę?

– Ten przeklęty okularnik nawet nie mrugnął okiem, gdy go zabili – powiedział wkurzony Will, który z pogardą dla mordercy żądał w myślach odwetu.

– Dlaczego to zrobili?

Harton tylko patrzył na płomień ogniska.

– Nie chcą nas tutaj – odpowiedział. – Wtargnęliśmy na ich teren. Może ta wyspa jest ich domem, a my jesteśmy intruzami, których chcą się pozbyć. Może to plantatorzy… Krótko mówiąc, zrozumiałem z ich śmiesznego tłumaczenia tyle, że bronili swojego domu.

– Dlaczego ciebie nie zabili? Z tego, co słyszę, nie zdołałeś ich pojmać, nie mylę się, prawda?

William spojrzał na Toma i nie chciał mu zdradzić, że Wiktor oddał życie za niego i Oliwię.

– Mamy opuścić tę wyspę. Jeśli tego nie zrobimy, to wybiją nas wszystkich za trzy dni. Radio nie zadziała, więc jedynym wyjściem jest odszukać ogon, tam może znajdziemy sprzęt, aby wezwać pomoc.

– To będzie długa podróż, wiesz o tym?

– Tak, ale męczy mnie to, że tamci nam zagrozili. Widzisz tych wszystkich ludzi? – zapytał i skinął w stronę reszty ludzi, rozkładając ręce. – Co ja mam im powiedzieć?

– Prawdę – rzekł Colt i podniósł patyk leżący obok.

– Mam powiedzieć tym ludziom, że nie jesteśmy tutaj sami, że mieszkańcy wyspy nam nie pomogą, a nawet więcej, nie chcą nas tu i wkrótce wybiją jednego po drugim?

Tom włożył kij do ogniska.

– Powiedzmy im, detektywie, że pójdziemy po telefony, aby nawiązać kontakt. Reszty nie muszą wiedzieć. Lepiej nie doprowadzać dziadków do zawału i zrobić to na spokojnie. Może pomińmy fakt obecności obcych.

– Nie możemy siać paniki, Colt.

– Zobacz, ilu nas jest na tej plaży, a ich było ilu? Czterech?

– Pięciu.

– Pięciu… to chyba nie problem? – zapytał.

– Problemem jest to, że my nie mamy żadnej broni.

– Faktycznie, więc racja, musimy znaleźć tylną część samolotu. Pomagierzy doktora na pewno mieli broń.

Will spojrzał na bruneta z włosami zebranymi pod gumką w krótką kitkę i choć nie chciał się z nim zgodzić, to przyznał, że Tom mógł mieć rację.

– Moglibyśmy zyskać szanse, jeśli to byłaby prawda.

– Myślisz, detektywie, że doktor oddzielił się od nas bez powodu? Miał przy sobie kolesia, którego ochroniarze trzymali na muszce. Dlatego jestem pewien, że posiadali jakąś broń – stwierdził Tom i podwinął rękaw swojej granatowej koszuli.

– Wiesz o tym facecie?

– Przecież mówię – odparł. – Gdy dotarłem na lotnisko, widziałem, jak go wyciągali z furgonetki.

– A jeśli nie będzie żadnej broni?

– Myśl, Harton! Nawet tamci na pewno mają jakiś magazyn, w którym trzymają swoją – stwierdził dobitnie. – Może uda nam się go odnaleźć.

– Wczoraj znaleźliśmy bramę zbudowaną w korycie rzecznym. Wyglądała jak wejście do podziemi.

– Może to właśnie ich magazyn?

– To tylko przypuszczenia i wątpię, aby to była prawda – odparł Harton.

– Co masz na myśli?

– Drzwi były bardzo stare. Gdy Wiktor wspomniał im o nich, jeden nazwał je bramą, jakby miały jakieś znaczenie.

– Brama w strumieniu? Może to podziemna plantacja?

– To pewno jakiś zwykły ściek. Zamknięty lata temu i zaspawany. Nie otworzymy go. Potrzebowalibyśmy czegoś mocnego, by otworzyć tę bramę, ale i tak pewnie nic tam nie ma. Oni jednak zdawali się coś chronić, tak dziwnie zareagowali, ale nie mam zamiaru tego sprawdzać, chcę się stąd tylko wydostać.

– Tak jak każdy…

Harton już nie miał wątpliwości, że muszą znaleźć ogon, niezależnie od tego, czy ktoś z zaginionych przeżył, czy nie. Najważniejsze jest teraz, żeby jak najszybciej znaleźć ogon samolotu i spróbować nawiązać kontakt. Podniósł niewielki patyk, którym zatoczył okrąg na piasku.

– Samolot spadał jakieś dwie minuty. – Zaczął kreślić linie wzdłuż okręgu. – W pewnym momencie – wbił kij w piasek – ogon odleciał do tyłu, a my… przelecieliśmy nad szczytem tamtej góry – wskazał na szczyt w oddali. – Jeszcze jedenaście sekund po tym zdarzeniu spadaliśmy w dół. Powiedz mi, jak wysoki może być ten szczyt?

– Wydaje mi się, że jesteśmy od niego jakieś pięćdziesiąt kilometrów, więc ma około dwa tysiące metrów wysokości, tak myślę.

Harton spojrzał na szczyt i zmrużył oczy.

– Zbyt wysoki, żebyśmy na niego wchodzili, a ogon spadł po drugiej stronie.

– Za wysoki? Nie wygląda na wymagający ciężkiej wspinaczki…

– Nie mamy czasu do stracenia. Nabierzemy wody ze strumienia i wystarczającą ilość jedzenia. Musimy ruszyć, jak tylko wzejdzie słońce. Wytrzymasz tyle? – zwrócił się do Toma.

– Wytrzymam tempo. Myślę, że tę trasę pokonamy w pięć godzin, ale nie wiemy, jak daleko ogon spadł po tamtej stronie, a to są dodatkowe kilometry. Nie możemy jej obchodzić, Will.

– Nie damy rady wejść. Nie mamy czasu na to, Colt. Musimy ją obejść.

– Postradałeś zmysły, Harton? Ze szczytu dokładnie zobaczymy, gdzie spadł ogon. Musimy jeszcze iść do tej bramy. Jestem pewien, że możemy skrócić drogę o kilka kilometrów.

– Co chcesz zrobić?

– Pójść w górę strumienia, a potem skierować się na szczyt – oznajmił Tom.

– Nic z tego – sprzeciwił się definitywnie Will. – Nie będziemy specjalnie zbaczać z trasy, skoro możemy iść na wprost. Ze strumienia weźmiemy tylko wodę, a i tak to nie będzie skrócenie drogi, a wydłużenie.

Colt wstał poirytowany tym, że Hartona w ogóle nie interesuje, co może znajdować się za metalowymi drzwiami. Otrzepał spodnie z piasku. Spojrzał na niego i powiedział groźnie:

– Posłuchaj, część z nas zniknęła. Ratunek nie nadchodzi. Mieszkańcy prawie was zabili, by bronić tej wyspy, czy Bóg wie czego…

– Zabili Wiktora…

– No dobra… to wiem. Jego już nie liczę, bo on nie żyje, ale my jeszcze tak, i tamci dalej chcą nas wybić. Może za tą metalową bramą jest coś cennego, zrozum.

– Są rzeczy ważniejsze niż ta twoja brama. Musimy wydostać się z wyspy.

Po słowach Hartona Colt schylił się po plecak, podniósł go i podał Willowi.

– Słońce wschodzi – oznajmił. – Zostały nam trzy dni i dwie noce. Dalej będziemy się wykłócać o to, którędy będziemy szli, czy wstaniesz i przestaniesz użalać się nad losem?

Harton spojrzał na horyzont, ale zamiast cieszyć się widokiem wschodzącego słońca, pragnął wrócić do tego codziennego wpatrywania się w jeden punkt, którym był telewizor. Chciał przeczekać te kilka tygodni w domu, aby wrócić do normalnego życia w mieście, gdzie siedział za biurkiem w pracy albo ścigał bandytów co najmniej raz w tygodniu. Chciał wrócić do domu. Wiedział, że w końcu znajdzie jakiś sposób, i był zdeterminowany, by osiągnąć ten cel.

– Wyciągnę nas z tej wyspy – powiedział z przekonaniem w głosie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: