Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Prosty gest - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
28 kwietnia 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Prosty gest - ebook

Nadciąga zima, a wraz z nią do Porvenir docierają złe wieści: w związku z drastycznym spadkiem liczby listów miejscowa poczta zostanie zamknięta, a personel przeniesiony w inne miejsce. Wygląda na to, że SMS-y i poczta elektroniczna zepchnęły na margines tradycyjną korespondencję.

Sara jest jedyną listonoszką w miasteczku, w którym się urodziła i mieszka z trzema synami. Spędza wiele czasu ze swoją sąsiadką, osiemdziesięcioletnią Rosą, która zrobiłaby wszystko, aby oszczędzić cierpień Sarze i jej dzieciom. Ale cóż może uczynić wątła staruszka, aby dotychczasowe życie najukochańszych istot nie legło w gruzach? Może napisać list. Ale nie byle jaki − tylko list, który przechowuje w swoim sercu od sześćdziesięciu lat. Ten prosty gest będzie kamykiem wyzwalającym lawinę zdarzeń, które nieoczekiwanie zmienią życie wielu osób. 

Małe miasteczko, które wkrótce straci listonoszkę, i osiemdziesięcioletnia staruszka, która ma plan… Piękna opowieść o marzeniach, tęsknocie, upływie czasu, przebaczeniu, o potędze słów i o drobnych gestach, dzięki którym możemy poznać smak szczęścia.

Debiutancka powieść Ángeles Doñate to cudowna niespodzianka.

Francesc Miralles  

Ángeles Doñate wciąż przechowuje bożonarodzeniowe kartki otrzymane od szkolnych koleżanek, listy miłosne, w których czas zatarł już imię nadawcy, oraz wszelką korespondencję wysłaną z najodleglejszych zakątków globu. W najważniejszych momentach jej życia listy odegrały fundamentalną rolę: podczas studiów daleko od rodzinnego domu czy w trakcie choroby jej ojca. Z tej miłości do odręcznego pisma i głębokiego przekonania o drzemiącej w nim dobroczynnej mocy rodzi się ta historia. Autorka, dziennikarka z wykształcenia i powołania, łączy pracę w prasie codziennej i czasopismach z nauczaniem i działalnością społeczną. Opublikowała książki: „¿Quieres un consejo?”, „Cuando la cigüeña se pierde”, „Cuaderno de viaje de Santiago de Chile a Puerto Williams” oraz powieść „La sonrisa de un perro”, napisaną wspólnie z Maribel Vilą i wydaną przez Ediciones B.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8097-970-3
Rozmiar pliku: 588 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wszystkie listy miłosne

Są śmieszne.

Nie byłyby listami miłosnymi, gdyby nie były

Śmieszne.

Ja też kiedyś pisałem listy miłosne,

Jak wszystkie inne –

Śmieszne.

Listy miłosne, jeśli dyktuje je miłość,

Muszą być

Śmieszne.

Ale prawdę mówiąc, tylko ludzie,

Którzy nigdy nie pisali

Miłosnych listów,

Są śmieszni.

Szczęsny to czas, kiedy pisałem,

Nic o tym nie wiedząc,

Śmieszne

Miłosne listy.

Prawdę mówiąc, dopiero moje dzisiejsze

Wspomnienia

Tamtych miłosnych listów

Są śmieszne.

FERNANDO PESSOA1

Wspomnienia na papierze

Jednym z uroków starych listów jest to, że nie wymagają odpowiedzi.

LORD BYRON

Na co komu dziś listonosz, skoro nikt już nie pisze listów? – Sara przeciągała wolno każdą sylabę, a słowa zdawały się uginać pod brzemieniem klęski.

Jej smutny, wątły głos zawisł w powietrzu. Poprzedził głęboką ciszę, która wpełzła we wszystkie zakamarki mieszkania.

Rosie zdało się, że dokładnie w tym momencie w jej miasteczku, a także w jej sercu, nastała zima. Spojrzała na ściany kuchni, wyłożone popękanymi i obłupanymi gdzieniegdzie kafelkami. Potem przeniosła wzrok na małą szafkę, w której trzymała garnki i talerze. I na spiżarkę, w której Sara pomogła jej przed chwilą rozlokować zakupy. Z ósmym krzyżykiem na karku brakowało jej czasem sił, aby podołać zwykłym, codziennym zajęciom.

Pogrążona w zadumie, staruszka gładziła dwie złote obrączki, które nosiła na serdecznym palcu lewej, niemal przezroczystej ręki. Zawsze gdy przeczuwała coś niedobrego, szukała ratunku w ślubnych obrączkach. Nie miała wątpliwości, że Abel, gdziekolwiek jest, towarzyszy jej i dodaje sił.

– Ależ, Saro… – szepnęła – jesteś pewna, że…?

Nie odważyła się zadać pytania ze strachu przed odpowiedzią, ale i tak ją otrzymała.

– Chcą nam zamknąć pocztę. Mówią, że przeniosą mnie do stolicy zaraz po Bożym Narodzeniu. W ramach restrukturyzacji, cięć budżetowych czy czegoś w tym stylu… Tak mniej więcej było napisane w mailu, który dostałam z centrali. – Dwa miesiące, pomyślała Rosa. – Lepszego prezentu nie mogli zrobić czterdziestoletniej matce trójki małych dzieci – dodała gorzko młodsza kobieta. – Wychowałam się tutaj, tu urodzili się moi synowie. W miasteczku jesteśmy jedną wielką rodziną. Jeśli mnie przeniosą, trzeba będzie zaczynać wszystko od początku. – Listonoszka błądziła wzrokiem za oknem. Jakby rozmawiała sama ze sobą, wyszeptała: – Ja chyba tam zwariuję, w tej dżungli, ale cóż innego mi pozostaje. Muszę przecież z czegoś żyć, mam troje dzieci.

Rosa spojrzała na budzik stojący na nocnym stoliku. Zaraz wybije północ. Gdy tylko Sara poszła do siebie, serce w piersi staruszki zaczęło się miotać jak oszalałe. Krew tętniła w jej skroniach, nie pozwalając zasnąć.

Wypiła dwa kubki mocnego naparu z lipy. Na kolację, zgodnie z zaleceniem lekarza, zjadła talerz lekkiej zupy. Zmyła naczynia, namoczyła soczewicę na następny dzień i poskładała czystą bieliznę.

Ale wszystko na nic. Zła nowina na dobre zadomowiła się w jej myślach – chcą wysiudać stąd jej sąsiadkę! Na wszelkie sposoby usiłowała wyobrazić sobie Sarę z dala od Porvenir i żadną miarą nie mogła. Miasteczko nie jest Bóg wie jaką atrakcją. Ani tu przedromańskich kościółków, ani bohaterów wsławionych walką o niepodległość, ale… jest nasze, myślała Rosa, szukając w szafie torby z drutami i wełną. I to wystarczało, żeby je kochać.

Porvenir to istny labirynt domów z kamienia i dachów krytych łupkiem, z zaledwie tysiącem dusz, nie licząc mieszkańców około tuzina domów rozrzuconych po okolicznych błoniach. Od niedawna pierścień nowoczesnych osiedli systematycznie zaciskał się wokół miasteczka, jakby ktoś się uparł, żeby zdławić autoch­tonów. Dla Rosy nowo przybyli to obcy ludzie. Nie miała wątpliwości, że to tylko przelotne ptaki, które przyciągnęły ze sobą szybką kolej i spekulację nieruchomościami.

Jak to możliwe, żeby Sara, moja mała Sara, musiała stąd odejść, a nowi zostali? – dręczyła się pytaniami.

Wróciła pamięcią do dnia, w którym urodziła się Sara.

Sypał wtedy gęsty śnieg. Ktoś zapukał do drzwi. To sąsiad z góry, z twarzą białą jak prześcieradło. Ledwie przed kilkoma miesiącami przyjechał do miasteczka, gdzie objął posadę listonosza. Zdesperowany wykrztusił, że żona zaczęła rodzić i że lekarz nie zdąży przyjechać. Rosa spojrzała na swoje dłonie, ale wiedziała, że nie ma innego wyjścia.

„To, że mogłaś przyjść na ten świat, zawdzięczasz swojej matce i mnie”, powtarzała Sarze, kiedy ta była dzieckiem. „Twój ojciec zemdlał, jak tylko ujrzał pierwszą kroplę krwi, a kiedy w końcu zjawił się lekarz, było już po wszystkim: zdążyłyśmy cię umyć i zawinąć w czystą pieluszkę”.

Właśnie wtedy ona, kobieta bezpłodna, była najbliżej narodzin dziecka.

Rosa poczuła ukłucie strachu. Usiadła w fotelu, w dużym pokoju, i wbiła palce w podłokietniki. Niezbita pewność torowała sobie drogę pośród niejasnych myśli: jeśli Sara stąd wyjedzie, ona zostanie sama jak palec.

Wzdrygnęła się.

Pierwszy raz spała w tym mieszkaniu w noc poślubną z Ablem.

Ten surowy, solidny dom zbudowany był z kamienia w kolorze ochry. Jedyną ekstrawagancją, na jaką pozwolił sobie budowniczy, był kurek na dachu w kształcie sowy wykutej z żelaza. „Symbol mądrości”, lubiła powtarzać mężowi.

Na parterze był garaż. Na pierwszym piętrze mieszkała Rosa z Ablem, a na drugim – teściowie. Po ich śmierci mąż odziedziczył dom. Gdy dowiedzieli się, że nigdy nie będą mogli mieć dzieci, postanowili wynająć puste mieszkanie. To w nim kilka miesięcy później przyszła na świat Sara.

Były to szczęśliwe lata dla Rosy.

Dzięki tym wspomnieniom jej serce wróciło do normalnego rytmu. Ciągłe tupotanie na schodach małej, ganiającej z góry na dół i z dołu na górę, gra w karty w sobotnie popołudnia, pogaduszki podczas rozwieszania prześcieradeł i poszew na dachu, letnie wypady na jeżyny. Potem ślub Sary i narodziny pierwszego, drugiego i trzeciego chłopca.

Ale pewnego dnia, niepostrzeżenie, nad dom nadciągnęły czarne chmury.

Abel zginął w wypadku samochodowym.

Niedługo potem mąż Sary ulotnił się bez śladu, zostawiając ją z trójką dzieci i plikiem rachunków do zapłacenia. Jej rodzice, bezsilni wobec nieszczęścia córki, ciężko się rozchorowali. Rosa zwykła powtarzać: „Najpierw pomogłam urodzić się tobie, a potem byłam przy twojej matce do samego końca”.

Powoli jednak radosna wrzawa trzech urwisów wypełniła pustą przestrzeń pozostawioną przez tych, którzy odeszli. Sara i Rosa pogodziły się z bolesnymi stratami i odzyskały równowagę ducha, która teraz zawisła na włosku z powodu jednego maila wysłanego ze stolicy.

Rosa zaczęła robić na drutach, próbując odnaleźć w tym zajęciu odrobinę ulotnego spokoju. Między jednym oczkiem a drugim zadawała sobie bolesne pytanie: jak też dadzą sobie radę Sara i jej dzieci z dala od Por­venir, od jego łąk i jego mieszkańców? I chociaż czuła, że może w takiej chwili to nie na miejscu, nie mogła przecież nie myśleć o tym, jak ona sama udźwignie tę samotność, jak sprosta codziennemu życiu bez pomocy i towarzystwa Sary.

Nagle druty osunęły się na podołek. Nowa troska dołączyła do poprzednich. Jeśli przeniosą do stolicy jedyną listonoszkę, to przecież po to, żeby zamknąć urząd pocztowy, który działał tu od ponad stu lat. Wydało się jej, że nad miasteczko nadciąga katastrofa o apokaliptycznych rozmiarach. Wszyscy już spali, nieświadomi zbliżającego się nieszczęścia, z wyjątkiem Rosy – biednej, starej kobiety cierpiącej na bezsenność; kobiety, która nie mogła uczynić nic, aby zapobiec zagładzie.

Ogarnęło ją wielkie znużenie i wiedziała, że nie pomoże tu żaden odpoczynek. Mimo wszystko postanowiła wrócić do łóżka.

Minęły już dwie godziny, odkąd się położyła, a wciąż wpatrywała się we wskazówki zegara. W jej głowie szalała burza. Jedna myśl pociągała następną, jakby jej życie było kłębkiem wełny. Wkrótce czas zaczął pędzić wstecz i powróciła w lata swojej młodości.

Wówczas wiedziałaby, co zrobić. Była nad wyraz śmiałą i rezolutną dziewczyną, nie mogła usiedzieć w jednym miejscu. Jeśli nie przychodziła w sukurs nauczycielce, żeby okiełznać najbardziej niesfornych chłopaków, uczyła się robić na drutach od swojej babki albo pomagała ojcu w rodzinnym sklepiku z artykułami spożywczymi. To dlatego Abel się w niej zadurzył. „Dla ciebie nie ma rzeczy niemożliwych”, powiedział jej w dniu ślubu. Był to chyba najszczęśliwszy dzień w jej życiu.

Luisa. Imię, którego nie wymawiała od wielu, wielu lat, zagościło na jej ustach.

Przeszłość skrywa też bolesne wspomnienia. Kiedy przechadzasz się po alejach pamięci, zawsze istnieje ryzyko przebudzenia któregoś z nich, pomyślała, ocierając zdradziecką łzę.

Od pierwszego dnia szkoły były z Luisą nierozłączne. Jak kropka towarzysząca „i”. Gdzie jedna, tam i druga. Jej przyjaciółka mieszkała za miasteczkiem, w domu znajdującym się na granicy z sąsiednią miejscowością. Była nieśmiała, łagodna i spokojna. Doskonała równowaga dla trzpiotowatej i energicznej Rosy. Bawiły się od poniedziałku do niedzieli, przez wszystkie pory roku. Mijały lata i po nauce pisania i czytania przyszedł czas na wspólne lekcje szycia i gospodarstwa domowego.

Rzuciły w kąt lalki i wskoczyły na rowery. Pewnego popołudnia wybrały się na przejażdżkę za miasteczko i złapał je deszcz. Schroniły się w stojącej przy drodze starej kapliczce Matki Bożej Rozmaryńskiej.

Była to mała kwadratowa budowla z kamienia o suficie z przegniłych, drewnianych belek. Antaba na drzwiach miała kształt głowy kosookiego aniołka. Według legendy była ponoć owocem zemsty kowala, żonatego po raz wtóry z owdowiałą wieśniaczką. Kobieta ta miała z poprzedniego małżeństwa syna, wcielonego diabła, który zatruwał ojczymowi życie. Pewnego dnia rozeźlił kowala do tego stopnia, że ten wykuł z żelaza kołatkę, biorąc sobie za wzór oblicze zezowatego pasierba. Patrząc z powagą na swoje dzieło, miał rzec: „Teraz dostaniesz za swoje, choć nie ode mnie, żeby twoja matka nie ciosała mi kołków na głowie”.

Jak kazała tradycja, rozchichotane przyjaciółki uderzyły dwa razy ciężką kołatką. Gdy pchnęły drzwi i wsunęły głowy do środka, ich zdumionym oczom ukazał się chłopak siedzący na ziemi obok oliwkowego worka. Uśmiechnął się do nich, a jego ciemne oczy zalśniły w półmroku kapliczki łagodnie i uspokajająco. Był nieco starszy od nich i niby go znały, ale nie mogły sobie przypomnieć skąd.

Usiadły obok niego, czekając, aż minie ulewa. Opowiedział im, że właśnie skończył służbę wojskową i wraca do domu, do miasteczka. Gestykulował bez przerwy dużymi, silnymi dłońmi, od których Rosa nie mogła oderwać oczu.

Minuty mknęły niczym sekundy. Gdy tylko burza zaczęła cichnąć, wojak, rzuciwszy zdawkowe słowa pożegnania, pognał do miasteczka, nie mogąc się doczekać spotkania z przyjaciółmi. Nie przedstawił się dziewczynom, ale nie było to konieczne. Jeszcze tej samej nocy dowiedziały się, jak ma na imię – Abel.

Przez następne tygodnie ani Luisa, ani Rosa nie zająknęły się słowem o chłopaku, ale wspomnienie o nim rosło potajemnie w ich sercach.

Zobaczyły go dopiero na tańcach na zakończenie lata. Owej nocy Luisa była szczególnie piękna i Abel tańczył z nią częściej niż z innymi dziewczętami. Rosa postanowiła pogrzebać swoje pierwsze uczucia pod warstwą obojętności, sądząc, że nie ma dla niej żadnej nadziei.

Po tamtej nocy Luisa nie potrafiła zdobyć się na rozmowę z Ablem. Była taka nieśmiała. Kiedy widziała go na ulicy, chowała się czym prędzej w pierwszej lepszej bramie. Jeśli spotykali się przypadkiem w jakimś sklepie, pochylała głowę i nie podnosiła jej dopóty, dopóki się nie upewniła, że chłopak wyszedł. Zakochała się w nim po same uszy – albo tak przynajmniej się jej wydawało. Straciła apetyt. O wszystkim zapominała.

Rosa wystraszyła się i zaproponowała przyjaciółce, że zajmie się tą sprawą. Obmyśliły plan, który z początku wydawał się doskonały: ona zdobędzie zaufanie Abla i delikatnie opowie mu o uczuciach Luisy, aby przekonać się, czy są odwzajemnione. Miała być kimś w rodzaju Celestyny. Pomysł ten ukoił duszę Luisy i, w pewnym sensie, również duszę Rosy.

Trudno jest ujarzmić potęgę rzeki, kiedy jej nurt staje się porywisty, pomyślała Rosa. Jakże prorocze okazały się te niewypowiedziane słowa: uczucie, jakim zapałała do Abla już podczas pierwszego spotkania, wzmagało się w niej z dnia na dzień. Jej głowa pragnęła pomóc Luisie, lecz serce mówiło, że to niemożliwe.

To samo działo się z nim. Obraz łagodnej i cichej dziewczyny z tańców przyćmiło muśnięcie dłoni Rosy. Całe miasteczko wiedziało, co się święci, z wyjątkiem samych zainteresowanych. Kumoszki powtarzały ze znajomością rzeczy: „Dwoje to para, troje – tłum”.

W końcu stało się to, co się miało stać. Pewnego wieczoru Abel oświadczył się Rosie, a ona nie potrafiła odmówić. Trzy miesiące później byli już po ślubie.

Nie mieli odwagi spojrzeć w oczy swojej przyjaciółce i zaprzepaścili wszystkie nadarzające się ku temu okazje. Żadne z nich nie zdobyło się na słowo wyjaś­nienia. W dniu ślubu widzieli ją po raz ostatni.

Sześćdziesiąt lat później, będąc już wdową, Rosa wróciła pamięcią do tamtego dnia i znów ujrzała stojącą w ostatnich ławkach przyjaciółkę, ubraną w żałobną czerń. Kiedy ksiądz wypowiedział sakramentalne słowa: „Teraz pan młody może pocałować pannę młodą”, Luisa szarpnęła za klamkę drzwi kościoła, wybiegła na ulicę i zniknęła na zawsze.

Przez pierwsze dni oszołomiona szczęściem Rosa nie odczuwała jej braku. Jednak po kilku tygodniach postanowiła ją odwiedzić. Wybrała się do niej i wówczas usłyszała od jej rodziców, że Luisa wyjechała z miasteczka. Nigdy nie dowiedziała się dokąd.

– Twoja nieobecność zajmowała zbyt wiele miejsca w naszym życiu… – wyszeptała staruszka pod natłokiem wspomnień, chociaż małżeństwo nigdy nie żałowało podjętej decyzji. Darzyli się od pierwszych do ostatnich dni tym samym niesłabnącym uczuciem i jedynym cieniem na ich szczęściu kładł się brak dzieci.

„Niewypowiedziane słowa są jak kotwice, które ciąg­ną nas na dno”, powtarzała wiele razy Rosa. Tej nocy zrozumiała, że słowa, którymi nie podzieliła się z Luisą przed ślubem, ciążą jej tak samo jak przed laty.

Być może to jej jedyny dług. Czy nie jest za późno, żeby go spłacić?

Otworzyła szufladkę nocnego stolika i wyjęła z niej pożółkłą fotografię Abla z ich pierwszego wspólnego Bożego Narodzenia – ulubione zdjęcie Rosy. Uśmiecha się na niej tak serdecznie i naturalnie.

– Zawsze mówiłeś, że nic się nie dzieje bez powodu, pamiętasz? Coś w tym musi być, że chcą nam zabrać Sarę i zamknąć pocztę. Nie przypadkiem też opowiedziała o tym mnie, starej kobiecie ze skołatanym sercem. – Uśmiechnęła się, musnąwszy zdjęcie ustami. – I to nie zbieg okoliczności, że tego samego wieczoru, kiedy Sara opowiedziała mi o wszystkim, odżyła w mojej pamięci Luisa. – Zamilkła na kilka sekund. – Ktoś się spodziewa, że coś zrobię, Ablu! Może Sara, może ty, a może Luisa… Macie chyba nie po kolei w głowach, myśląc, że wszystkiemu mogę podołać. To dlatego, że przez całe życie byłam taka zdecydowana i uparta… Ale ja nie mam już dwudziestu lat, nie zapominaj o tym. – Zamyśliła się i jeszcze raz spojrzała na zdjęcie. – W każdym razie jeszcze nie umarłam. – Uśmiechnęła się psotnie. – I kto wie, kto wie… może mogłabym zrobić coś dla Sary i dla miasteczka. A nawet spłacić mój dług.

Położyła fotografię na piersi i zamknęła oczy.

Gdy już, już zaczynała osuwać się w miękki puch snu, wyobraziła sobie, jak idzie wolniutko na pocztę. Wchodzi do środka. Staje przed okienkiem. Wsuwa dłoń pod bluzkę i szuka czegoś dokładnie w miejscu, w którym materiał dotykał jej serca.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI

PEŁNY SPIS TREŚCI

1. Wspomnienia na papierze

2. Rosa

3. Głosy z przeszłości

4. Dług nie do spłacenia

5. Alma

6. Dziobanie

7. Mara Polsky

8. Oaza

9. Álex

10. Literatura i garnki

11. Hypatia

12. W ślepym zaułku

13. Kosmiczne wirowanie

14. Imiona odciskają się na charakterze

15. Sarai Manuela

16. Upolowany myśliwy

17. Początki

18. Po drugiej stronie oceanu

19. Sara

20. Czekając na Margot

21. Zgadnij, kto przyjeżdża do Porvenir

22. Lista

23. Karol

24. Stowarzyszenie żywych poetów

25. Lepiej wcześniej niż później

26. Stypendyści Kupidyna

27. Samotność

28. Jak powiedzieć kocham na trzydzieści dziewięć sposobów

29. Nikczemne ciosy

30. Gdziekolwiek jesteś

31. Jak można się pożegnać

32. Mile do pokonania

33. Ręce do góry i… bawimy się

34. Strony do przeczytania, chwile do przeżycia

35. Ostatnie ogniwo

PODZIĘKOWANIA
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: