Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Przebudzenie - ebook

Data wydania:
29 lipca 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Przebudzenie - ebook

 

Bohaterowie Łatwopalnych powracają w jeszcze bardziej emocjonującej opowieści. Agnieszka Lingas-Łoniewska dostarcza czytelnikom ekscytującej mieszanki romantycznych wzruszeń i dynamicznych zwrotów akcji.

Świat Moniki wywrócił się do góry nogami. Próbuje ułożyć go na nowo. Wspiera ją matka, która nareszcie uwierzyła, że córka nie przegrała wszystkiego, były chłopak, który właśnie zburzył swoje dotychczasowe życie, i najlepsza przyjaciółka, przeżywająca własne dramaty. Na nowo odnaleziona bliskość nie koi jednak tęsknoty, a Monikę czeka kolejna rewolucja.

Tymczasem Jarek porządkuje swoje sprawy i próbuje odkupić dawne winy. Podąża za porzuconymi przed laty marzeniami i znowu zbliża się do swojej rodziny. Wie już, że o miłość gotów jest walczyć do końca.

Dawne zatargi nie dają o sobie zapomnieć, a nienawiść jest prawie tak silna jak miłość…

Przyjaciele i dawni rywale muszą się zjednoczyć, by nie stracić tego, co najważniejsze. Przyszłość zaskoczy nie tylko Monikę i Jarka, którym wydaje się, że przed nimi rozpościera się już prosta droga, lecz także Grześka, Berniego i Sylwię…

Życie jest bardziej nieprzewidywalne, niż kiedykolwiek sobie wyobrażali.

 

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8053-777-4
Rozmiar pliku: 923 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Tak bardzo żałuję.

To, co się stało… Wszystko poszło bardzo nie tak. To nie tak miało być.

Miałam być szczęśliwa.

Miałam zacząć nowe życie.

Miałam być sobą.

Miałam być szczęśliwa!

Dziś nie wiem, czy kiedykolwiek zaznam szczęścia.

Nie wiem nawet, czy jest jakieś jutro.

Nie ściga mnie przeszłość.

Nie prześladują wspomnienia.

To już za mną.

Pojawiło się coś gorszego.

Groźniejszego.

I nie wiem, czy będę miała okazję powiedzieć mu, że go kocham.

Że z nim właśnie chcę być.

Nie wiem, czy uda mi się przeżyć.Rozdział 1

Rozmyślanie o przyszłych nieszczęściach łagodzi je, gdy nadejdą.

Cyceron

Wiosna tego roku nadeszła wyjątkowo wcześnie. Już pod koniec lutego słońce muskało swoimi promieniami dachy poniemieckich domów, budziło rośliny do życia, pieściło spragnioną ciepła skórę. Ziemia, jeszcze zmarznięta po śniegach, jeszcze trochę ścięta mrozem, wciąż otrząsała się po styczniowej zawierusze i teraz pragnęła odrobiny ciepła, delikatnych jeszcze, nieśmiałych, ale coraz mocniejszych słonecznych pocałunków. Słońce z dnia na dzień coraz odważniej poczynało sobie z przyrodą, która w oczekiwaniu na cud ponownych narodzin zdawała się gnać, spiesznie i namiętnie poddając się temu zwykłemu tokowi natury. Monika siedziała na ławce, z ciepłym kocem rozłożonym na kolanach, i z lubością wystawiała twarz na pierwsze promienie wiosennego słońca. Ona także trwała w oczekiwaniu, w tym cudownym, słodkim zawieszeniu, coraz mocniej czując rozwijające się w niej życie. Oczywiście, że się bała – nie wiedziała, jak dalej ułoży się jej przyszłość, jak potoczą się jej losy, ale nieokiełznana wewnętrzna radość i nieodparte przekonanie, że najważniejsze jest teraz ono, a właściwie ona, dawały jej siłę. A fortuna ostatnio była niezbyt łaskawa. Lecz w Monice coś się zmieniło. Wydarzenia z ostatniego półrocza umocniły ją, utwierdziły w przekonaniu, że musi mocniej stąpać po ziemi, walczyć o siebie, zrozumieć, że czasem trzeba postawić siebie na pierwszym miejscu. Że nie ma w tym nic złego. A ona, zawsze altruistyczna, zawsze chętna do pomocy, nawet własnym kosztem, teraz, wzmocniona i przez to, czego doświadczyła, i przez tę małą istotkę mieszkającą pod jej sercem, już nie była tą samą Moniką. Może ciąża obudziła w niej instynkt przetrwania, potrzebę bronienia dziecka, a może w końcu to ona sama przekroczyła granicę i już nie było powrotu, trzeba iść dalej, przed siebie, choć jest się kimś innym, zmienionym, jakby po wewnętrznej transformacji. Nie zastanawiała się nad tym, nie analizowała niepotrzebnie, zbyt bała się popaść w rozpacz albo, co gorsza, w marazm. Teraz była szczęśliwa i wdzięczna temu dziecku, które pojawiło się w jej życiu w odpowiednim momencie. I dawało jej siłę do codziennego wstawania, motywację do uniesienia głowy z poduszki, choć serce wciąż krwawiło, a umysł nadal jeszcze walczył z powidokiem sennych mar, męczących ją w nocy. Pod powiekami ciągle miała jego obraz, jego słowa wciąż brzmiały jej w uszach, wyrzut w jego oczach palił, żal zasnuwał wszystko wilgotną mgłą. Jej skóra wciąż pamiętała pieszczoty jego palców, jak znamię, jak piętno, jakby na zawsze zostawił na niej swój ślad. Czy to nigdy się nie zmieni? Czy zawsze już będzie go czuła, pamiętała, reagowała nawet na zapach jego perfum? Z czasem to osłabnie, zapomni go trochę, ale nigdy nie wymaże go z pamięci.

Otworzyły się drzwi i na ganek wyszła pani Rudzka, trzymając w dłoniach kubek z parującym kakao.

– Nie jest ci zimno? Jednak jeszcze ciągnie od ziemi. – Podała córce ciepły napój.

– Nie. Jest ślicznie. Pójdziemy dzisiaj na spacer?

– Jasne.

– Sprawdzę zeszyty i po południu możemy iść.

– Dobrze się czujesz?

– Mamo. – Monika się uśmiechnęła. – Dobrze. Nie martw się.

– Znowu w nocy płakałaś.

Dziewczyna odwróciła wzrok.

– Córcia, zadzwonię do niego. Porozmawiaj z nim, to nie może tak być.

Monika spojrzała na matkę.

– Ale co? Dziecko bez ojca? Przecież to powszechne, zwłaszcza tutaj.

– Nie chodzi o to. Myślisz, że martwię się sąsiadami? Mam to gdzieś. Ale on zasługuje, żeby wiedzieć. Nie możesz tego przed nim ukrywać.

– I tak będzie myślał, że to dziecko Grześka.

– Monika, proszę cię. Załatw to, nie zostawiaj tak tego. Proszę cię, córcia. Będziesz potem żałować, wyrzucać sobie, zadręczać się tym. A ona? – Matka wskazała na zaokrąglony brzuch dziewczyny. – Co jej powiesz?

Monika potarła zaczerwienione oczy. Zamrugała. Nie chciała płakać, a jednak czasami nie miała sił z tym walczyć.

– Że miała wspaniałego ojca – wyszeptała i się rozpłakała.

Pani Rudzka wyjęła jej z rąk kubek z niedopitym kakao i mocno przytuliła córkę.

– Nie płacz, dziecko, bo mi serce krwawi. Jeszcze wszystko może się ułożyć. Dumą się unosicie, w gniewie rozstajecie, rozmawiać ze sobą nie chcecie. Sama taka byłam, przecież wiesz. I żałuję. Ale ty możesz to wszystko jeszcze naprawić.

– Nic już nie wiem.

– Ależ wiesz. Tylko jeszcze tego nie dostrzegasz. Wierzę, że wszystko, co dobre, dopiero przed tobą.

Rudzka głaskała córkę po głowie. Zdecydowała, że będzie musiała coś zrobić. Coś, co zapewne zdenerwuje Monikę, ale nie zważała na to. Była mądrzejsza o własne doświadczenia, wiedziała przecież, co zrobiła źle. Musiała pomóc córce dostrzec rozwiązanie, które było na wyciągnięcie ręki. Tak oczywiste. Jedyne, jakie przychodziło jej do głowy.

Jarek Minc wpatrywał się w nowo postawiony kominek i coś mu się nie podobało.

– A można go na górze obudować drewnem?

– Jasne, szefie. Wszystko można. Można zrobić półeczki, będzie sobie szef stawiał zdjęcia żony i dzieciaków.

– Tak. – Jarek zamrugał gwałtownie. – To tak zróbcie.

– Zrobimy. Dzisiaj kładziemy też kafle w części kominkowej.

– Okej. Jutro przyjadę, zobaczę, jak prace się posuwają.

– Jasne, szefie. Zrozumiałe.

Jarek wyszedł na zewnątrz i popatrzył na budowlańców uwijających się przy jego posiadłości. Kupił niewykończony dom, bo nie chciał czekać, nie miał cierpliwości budować od zera. Ziemię miał już wcześniej. Ale nagle poczuł jakąś dziwną, wielką niecierpliwość, z powodu której gnał ku zakończeniu, chciał, by wszystko było gotowe teraz, już, zaraz. I gdy to nieokreślone, obce mu, nieustępliwe rozdrażnienie skradło mu kolejną noc, podjął decyzję. Ziści marzenie sprzed lat. Teraz wszystko nabierało kształtu. Poświęcił cały swój czas na doglądanie prac wykończeniowych, zatrudnił nawet Adama, kolegę jeszcze z podstawówki, który zajmował się aranżacją wnętrz, aby zaprojektował mu kuchnię i salon. Cały czas spędzał na budowie, doprowadzając fachowców do szału swoimi pytaniami, sugestiami i nieustanną obecnością. Może dlatego robota paliła się im w rękach i wykończeniówka posuwała się do przodu w iście zawrotnym tempie.

Wiedział, że popada w kolejną skrajność, z jednego szaleństwa w drugie. Matka początkowo się przeraziła, ale w końcu zaakceptowała, że on musi mieć jakiś cel, jakąś przyszłość przed sobą, coś, do czego mógłby dążyć, bo inaczej pogrążał się w rozpamiętywaniu przeszłości. A do tego nie można było dopuścić. I Jarek nie dopuszczał. Po tym, co się stało w grudniu, myślał, że oszaleje. Że znowu zacznie trawić go ta wewnętrzna pożoga, wrócą wspomnienia, ból. Zawziął się jednak, parł do przodu, ku jasno wytyczonemu celowi. Pomimo tego, jak bardzo go zraniła. Wówczas sądził, że pęknie mu serce. Albo że on zrobi coś złego. Sobie, jej, jemu, światu. Ale opanował to budzące się szaleństwo, skrył je głęboko w duszy i po prostu odszedł. Zostawił ją w spokoju, jak o to prosiła, wybaczył, jak ona kiedyś wybaczyła jemu. I wyjechał. Jak zawsze uciekł. Czy już zawsze tak będzie? Czy tak będzie reagował na każdy problem? Ucieczką? Rejteradą? Nie! Nie tym razem. Dlatego budował dom. Dla siebie, by mieć cel, by mieć port, do którego będzie wracać. I dla niej. Ciągle wierzył, że jeszcze mają szansę, że może się im udać. Nie wyobrażał sobie innej przyszłości ani świata, w którym nie jest z nią. Tak bardzo ją kochał. Nie wiedział dlaczego, ale im dłużej jej nie widział, im większa dzieliła ich odległość, tym mocniej odczuwał brak Moniki. Teraz, wreszcie, naprawdę był pewny swych uczuć. Nic nie było w stanie ich zmienić. Złe decyzje i ucieczki, to, jak ranił wszystkich swoją niestałością. Ani zdrada. Choć czy naprawdę go zdradziła? Zostawił ją, odrzucił, nie dotrzymał żadnej ze swoich obietnic, nie zatrzymało go ich uczucie, nie powstrzymały przyrzeczenia. Rzucił to wszystko tak, jak rzucił się w otchłań własnych wspomnień. Lecz już dość! Miał teraz w życiu cel. I tak jak kiedyś odnosił sukcesy w pracy zawodowej, tak teraz oddał się swojej pasji i malował. Choć nigdzie się nie reklamował, pozwalając tylko, by klienci polecali go sobie nawzajem, to zamówionych prac miał na najbliższe pół roku. Cały też czas prowadził prywatną praktykę, przyjmował jednak pacjentów tylko dwa razy w tygodniu. Ale w nowo budowanym domu planował już miejsce na gabinet chirurgiczny i miał zamiar i tam pomagać potrzebującym. Lecz wiedział, że to praca twórcza jest jego przeznaczeniem. I Monika także.

Grzesiek patrzył, jak wiosenne słońce z każdym dniem śmielej wychyla się zza drzew. Miał tak wiele na głowie. Budował osiedle w Świętej Katarzynie, borykał się nie tylko z cieniami przeszłości, lecz także z całą dokumentacją, biurokracją i finansami. Od rana do wieczora wisiał na telefonie, załatwiał tysiące papierków, podpisów, zgód, koordynował ludzi i łagodził spory. Gdy późną nocą wracał do mieszkania w Praczach Odrzańskich, nie miał na nic siły. A jednak zmęczenie było czysto fizyczne, umysł niestrudzenie pracował, nie potrafił się wyciszyć i dać mu chwili wytchnienia. Tak wiele zmian. Z wypieszczonego synka, z ulubieńca teściów, złotego chłopca, obiektu westchnień małego miasteczka stał się po prostu mężczyzną. Z bagażem doświadczeń, z rozwodem na karku, z nagle trudnymi i pełnymi żalu kontaktami z rodzicami, z buntowanym przez byłą żonę synem, z problemami z firmą i, przede wszystkim, z miłością, która wróciła za późno, trwała zbyt krótko, rozgościła się w sercu nieproszona, choć nie było szans na szczęśliwe zakończenie.

Ale on wciąż próbował. Rozdarty między pracą, domem rodzinnym, synem a nią, Moniką, wciąż walczył, ale wiedział, że jest to walka przegrana. I choć ona wybrała Minca, on nadal chciał z nią być. Zawsze tylko z nią. Pamiętał ich ostatnią rozmowę, zaraz po tym, jak Jarek chciał do niej wrócić, ale ona kazała mu wyjechać.

– Monique, kocham cię, daj nam szansę.

– Jestem w ciąży, Grzesiek.

Spojrzał w jej niebieskie oczy. Nie mógł nic wyczytać z jej wzroku.

– To moje dziecko? – spytał krótko.

– Nie. Jego.

– Co zamierzasz? – Serce dudniło mu w piersi, ale starał się zachować spokój.

– Oczywiście urodzę.

– Nie o to pytam. Rozmawiałaś z nim?

Pierwszy raz uciekła wzrokiem w bok. I pierwszy raz poczuł, że może jeszcze nie wszystko stracone.

– O tym nie.

– A zamierzasz?

– Nie wiem.

On też nie wiedział. Nie wiedział, co czuć, co robić. Zostawił ją wtedy, wsiadł do auta i pojechał do ich lasku. Tam stanął na środku polanki, zaczerpnął zimnego grudniowego powietrza i wykrzyczał drzewom swój ból. Ona go tego nauczyła, ona mu pokazała, że czasami trzeba z siebie wyrzucić to całe gówno obciążające umysł, serce, duszę. Ale teraz… Co miał zrobić, Boże, co miał zrobić? Ze sobą, z nią, z jej… jego dzieckiem?

Długo siedział w lesie, nie czuł zimna, jedynie żal i chęć popełnienia jakiegoś głupstwa. Gdy się już ściemniło i zaczął prószyć śnieg, wiedział, co musi zrobić. Nic mu się w życiu nie udało, może oprócz syna, wszystko inne spieprzył. Ale nie zamierzał dalej iść tą drogą. Niewiele myśląc, wsiadł do samochodu, odpalił silnik i z piskiem opon, ślizgając się po ośnieżonej drodze, ruszył do jej domu. Wypadł z samochodu, trzasnął furtką i zapukał do drzwi. Otworzyła mu przestraszona pani Rudzka.

– Przepraszam, czy jest Monika?

– Już późno.

– Wiem, ale muszę z nią porozmawiać.

– Jest na górze.

Wbiegł po schodach, do jej pokoju, lecz nie było jej tam. Zobaczył, że otwierają się drzwi od tego drugiego pokoju. Poczuł ukłucie w sercu. Ciągle spała w jego łóżku.

– Grzesiek, co się dzieje?

– Monika, myślałem, analizowałem, zmarnowałem tyle czasu, ja… taki byłem głupi, za długo to wszystko…

– Uspokój się. Co się stało?

– Kocham cię. I wiem, że to, co było, co się zdarzyło, to wszystko moja wina. Ale chcę być z tobą. Zaopiekować się twoim dzieckiem. Wyjdź za mnie.Rozdział 2

Wspomnienia upiększają życie, ale tylko zdolność zapominania czyni je znośnymi.

Honoré de Balzac

Monika wiele razy wspominała tamtą rozmowę z Grześkiem. I tę wcześniejszą, z Jarkiem. Zdawał się taki spokojny. Jakby wewnętrznie wyciszony, wygładzony, pogodzony. A ona? Ona była jednym wielkim kłębkiem nerwów, wypełnionym pytaniami bez odpowiedzi. I gdy go wtedy ujrzała, takiego znajomego, a jednocześnie tak obcego, przypomniała sobie te wszystkie chwile, dni i bezsenne noce, kiedy na niego czekała, nasłuchiwała w ciszy, przywoływała w pamięci jego twarz, pod zaciśniętymi powiekami widząc jego oczy, zielone, cudowne, pełne ciepła i zrozumienia, a jednocześnie tak dalekie, tak czasami obce… Nie mogła. Po prostu nie mogła z nim rozmawiać. Nie mogła na niego patrzeć i nie mogła go słuchać. Chyba już na zawsze będzie mieć w uszach jego krzyk, głuche uderzenie zatrzaskujących się drzwi, lekki jęk framugi i jego błagalne:

– Monika, Monika, błagam, otwórz, nie zostawiaj mnie, proszę!!!

Osunęła się bezwładnie na podłogę. Siedziała i bezgłośnie łkała, łzy spływały jej po policzkach, rysując wilgotne ścieżki wyrzutów sumienia, symboliczne ślady tego, co odeszło, tego, że odszedł i zostawił ją samą. Wreszcie matka wyszła na zewnątrz i poprosiła, aby przyjechał nazajutrz. Jarek przeprosił i obiecał nie robić więcej scen.

Następnego dnia matka przezornie zostawiła ich samych, chcąc dać im miejsce i czas do spokojnej rozmowy. Która wcale nie była spokojna.

– Wiem, że zawiniłem, że dałem ciała, ale musiałem… – Jarek potarł dłonią oczy i po chwili spojrzał na nią z rozpaczą. – Musiałem sięgnąć dna, żeby zrozumieć. Przeszłość nie zniknie, ale przecież znalazłem kogoś, dla kogo chciałbym żyć. Znalazłem ciebie. Proszę, powiedz coś.

– Przespałam się z Grześkiem.

Jarek patrzył na nią zaszokowany, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszał.

– Co…?

– Zostawiłeś mnie, a ja przespałam się z byłym chłopakiem.

– Jezu… – Jarek zaczął chodzić po salonie i starał się uspokoić. Chciał krzyczeć, czymś rzucić, coś rozwalić, najlepiej szczękę Czarniewskiego, chciał zerwać tę maskę obojętności z jej twarzy, chciał zrobić coś, cokolwiek, co sprawiłoby, że wybudziłaby się z tej dziwacznej apatii.

– Zrobiłaś to, aby mnie ukarać?

Uśmiechnęła się leciutko. Boże, jak ją kochał! I tak strasznie jej teraz nienawidził.

– To byłoby takie proste. Zostawiłeś mnie, olałeś, zapomniałeś o obietnicach, odciąłeś się, nie odbierałeś telefonu, nie odpowiadałeś na esemesy. Pogrążony w swoim szaleństwie, sprawiałeś, że ja pogrążałam się w swoim…

– Monika, ja…

– Poczekaj – poprosiła łagodnie. Podniosła dłoń, a on nie wiedział, czy chciała go uciszyć, czy odepchnąć. Bolało tak czy siak. – Myślałam, że umrę. Nie, nie myślałam. Byłam pewna, że umrę. Nic nie rozumiałam. Chciałam ci wierzyć, chciałam mieć nadzieję, że zwalczysz przeszłość, że wszystko sobie poukładasz i że wrócisz. Ale milczałeś, a ja tkwiłam tutaj. – Wzięła głęboki wdech. – Nie wiedziałam, gdzie jesteś, co robisz, czy w ogóle coś dla ciebie znaczę. A on był przy mnie. Cały czas. I pomógł mi przetrwać.

Jarek zacisnął zęby i pięści.

– To nie tak – wysyczał.

– Co nie tak? Coś źle pamiętam?

– Nie! Nie wiem... Wiem tylko, że cię kocham.

Drgnęła i popatrzyła mu w oczy. Dostrzegł w jej niebieskim spojrzeniu tak wiele różnych uczuć, ale serce złamało mu to jedno. Strach.

– Ja też cię kocham. A ty kochałeś mnie wtedy. A jednak odszedłeś, jakbym nic nie znaczyła, a ja cię zdradziłam.

– Monika, to wszystko… nas przytłoczyło. Ale możemy…

– Nie mogę.

– Kochasz go? – Jego wzrok zdawał się palić.

– To nie tak. To jest miłość, nasza młodzieńcza, pierwsza. Ale…

– Dlaczego?

– Co dlaczego?

– Dlaczego nie poczekałaś, dziewczyno? – szepnął.

– Czy wiesz, ile razy do ciebie dzwoniłam? Na ile wiadomości nie odpowiedziałeś? Czy wiesz, że pojechałam do twojej matki? Że rozmawiałam z twoimi przyjaciółmi?! Na co miałam czekać? – Spojrzała na niego wyzywająco.

Jarek spuścił wzrok. Boże! Co miał zrobić? Tak ją kochał! Tak jej pragnął! Oczyma wyobraźni widział swoje dłonie na jej ciele, jej usta… Nie! Dosyć!

– Monika, wiem, że w tym wszystkim jest wiele mojej winy. Ja… – Podszedł do niej i zacisnął palce na jej drżących dłoniach. – Chcę o wszystkim zapomnieć. Chcę iść do przodu. Wiesz, do czego doprowadziło mnie rozpamiętywanie przeszłości. Nie mogę już tak żyć. Też tak miałaś, też ciągle myślałaś o tym, co było.

– I wróciło.

– Mówisz o nim. – Zacisnął zęby.

– Też. Ja… teraz po prostu nie wiem, co czuję. – Zaczęła płakać. W jego zielonych oczach widziała żal. Patrzyła na jego przystojną twarz, dostrzegając i zapamiętując każdą zmianę – zbyt mocny zarost, zbyt ostre kości policzkowe, cienie pod oczami. Tak bardzo pragnęła wsunąć dłonie w jego długie włosy, poczuć, jak miękkie pasma przesypują się między palcami. Tak bardzo chciała wtulić się w niego, w klatkę ramion, obejmujących ją, osłaniających ją przed złem. Ale… nie mogła. Nie teraz. Może nigdy.

– Ja wiem, co czuję. Kocham cię. I jestem na ciebie wściekły. I na niego. Ale umiem sobie z tym poradzić. Pytanie, czy ty umiesz?

Patrzył na nią z góry. Wstała więc, uniosła głowę i spojrzała mu w oczy.

– Nie w tej chwili – powiedziała cicho.

Przez jego twarz przemknął cień.

– Teraz ty uciekasz?

– Nie uciekam, podejmuję decyzję.

Roześmiał się gorzko.

– Kurwa! – Szarpnął się i ujął jej twarz w swoje dłonie. Zaatakował jej wargi w pocałunku pełnym namiętności, gniewu i frustracji. Przerwał pocałunek równie gwałtownie. Ciężko oddychając, odsunął się i z nagłą powagą spojrzał w jej zaczerwienione oczy.

– Kocham cię. Będę czekał. Przyjadę w każdej chwili. Tylko zadzwoń. I poproś. I wrócę do ciebie.

Gdy wyszedł, długo jeszcze siedziała, licząc głuche uderzenia zbolałego serca i wciąż czując smak jego ust na swoich wargach.

Od tamtej pory go nie widziała. Czasem płakała, ale tylko nocami, za dnia trzymając głowę wysoko i dzielnie stawiając czoła przeciwnościom, jakie rzucał jej los.

– A ty, dziecko, coś przytyłaś ostatnio. – Kosmalska wpatrywała się w nią uważnie.

– Tak to zwykle bywa, gdy się jest w ciąży.

– Ojej, jesteś w ciąży? A kiedy ślub?

– Pani Kosmalska, kto w dzisiejszych czasach bierze ślub z powodu ciąży?

– No tak, ale to dziecko Grześka? On chyba jeszcze nie ma rozwodu.

– Nie, pani Kosmalska, to nie jego dziecko.

– Ojej, to co on…

– Do widzenia!

Takie rozmowy zdarzały się często. Sąsiadka plotkara, dziewczyny w szkole, nawet sprzedawczyni z mięsnego. Wszyscy myśleli, że to dziecko Grześka. On też tak myślał. Widziała to w jego oczach. Chciał, aby to było jego dziecko. I dlatego się jej oświadczył. I przez chwilę, przez moment krótszy niż oddech, miała ochotę się zgodzić. Byłoby łatwiej, prościej, przecież ciągle coś do niego czuła, dlaczego nie miałaby zapewnić sobie spokojnego życia? Wyjechałaby z nim do Wrocławia, zamieszkała w jego nowym mieszkaniu i odcięła się od tego świata, z którego i tak chciała uciec. Ale… Jarek przecież ciągle gdzieś tam był. Tkwił w niej, w jej sercu, w zmęczonym umyśle, pojawiał się, gdy tylko zamykała oczy, zjawiał się tuż obok i patrzył poważnie, badawczo, pytająco, kiedy tylko próbowała zasnąć. A ją trawiły poczucie winy i olbrzymia, nieokiełznana tęsknota.

– Moni, jaka ty wkurzająca jesteś, nie mam do ciebie siły. – Sylwia znała historię od samego początku. – Zamknij oczy. – Właśnie ścinała jej grzywkę. Sylwia prowadziła jedyny w miasteczku zakład fryzjerski, sama wychowywała syna i córkę, a z mężem była w separacji. Marcin walczył z nałogiem alkoholowym. Z tego, co Sylwia wiedziała, zwolnił się z firmy Czarniewskich i wyjechał do Zgorzelca.

– Nikt nie ma do mnie siły – wymamrotała Monika.

– Tylko nie płacz znowu. A zresztą! Jak ja byłam w ciąży, to też ryczałam bez powodu.

– Myślisz, że nie mam powodu?

– Masz, owszem. Ale musisz coś dalej zrobić. I zupełnie nie rozumiem, dlaczego dałaś mu odejść.

– Nie mogłam, nie teraz.

– Ciekawe kiedy? Jak urodzisz? I co? Wyślesz mu fotę na komórkę? „To twoja córka, Ola Minc”?

– Nie wiem, czy dam jej na imię Ola. A nazwisko będzie mieć moje.

– Moniko Rudzka, kocham cię, ale czasami jesteś zdrowo porąbana! – Sylwia odłożyła z trzaskiem nożyczki i energicznie odwróciła fotel fryzjerski do siebie. Ujęła przyjaciółkę pod brodę i zmusiła ją do spojrzenia sobie w oczy. – Ten facet cię kocha. Nosisz jego dziecko. On o tym nic nie wie. Nie widzisz, że to trochę nie w porządku? A co, gdy wreszcie się dowie? Co gorsza, jeśli dowie się nie od ciebie?

– Och… Powiem mu, powiem. Potrzebuję tylko trochę czasu.

– Jasne. Ile? Do porodu?

– Nie wiem. Boję się… – szepnęła Monika i popatrzyła z rozpaczą na przyjaciółkę.

Sylwia westchnęła i objęła przyjaciółkę.

– Wiem, kochanie. Ale myślę, że nie masz czego. Gdy się dowie, że jesteś w ciąży, pewnie oszaleje z radości.

– Ale rozumiesz, on stracił kiedyś dziecko, synka… A co, jeśli znowu będzie się bał, że ich zdradza, i znowu ucieknie? Nie dałabym rady, nie przeżyłabym… – Monika załkała.

Sylwia ścisnęła ją mocniej.

– Za to mam ochotę dać mu w pysk. Za to, że wtedy tak cię zostawił. Ale Moni, błagam, nie układaj sobie czarnych scenariuszy. Ten facet szaleje za tobą, dobrze o tym wiesz. Dokładnie tak samo będzie szalał z radości, gdy się dowie, że będzie ojcem.

– Jest jeszcze Grzesiek.

– I co z nim? – Sylwia nie spuszczała z Moniki wzroku.

– Oświadczył mi się.

Sylwia szeroko otworzyła oczy.

– I?

– Odmówiłam.

– Bo?

– Kocham Jarka.

– Jezu…

– Wiem, porąbane to wszystko.

– To o co chodzi z Grześkiem?

– Nie wiem. Pomaga mi. Jest przy mnie. Żal mi go, ma tyle na głowie, nowa firma, Roksana, rozwód.

– Ty i to twoje dobre serduszko. – Sylwia pogłaskała przyjaciółkę po głowie. – Prawda jest taka, że Grzesiek sam jest sobie winien. Teraz dojrzał cel i tym celem jesteś ty. Znasz go, zawsze dostaje to, czego chce. Ale chyba najwyższa pora, abyś to ty decydowała. Zwłaszcza że teraz odpowiadasz nie tylko za siebie. Monika!

Tak. Sylwia miała rację. Tylko… czy Monika wiedziała, czego tak naprawdę chce?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: