Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Przeciętniaki - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 grudnia 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Przeciętniaki - ebook

Przeciętniaki to uniwersalna historia o wchodzeniu w dorosłość - czasie, kiedy w życiu młodego człowieka wiele rzeczy jest „pierwszych”: pierwsza miłość, pierwsze ważne wybory, pierwszy alkohol czy pierwsze imprezy. Żywy, szkolny język opowieści oraz szerokie spektrum wydarzeń i emocji towarzyszących bohaterom sprawiają, że książka przeniesie Cię w świat czasem zabawnej, innym razem trudnej rzeczywistości młodych ludzi.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7942-957-8
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Czwarty dzień września rozpoczął się bardzo pogodnie. Błękitne niebo, na którym nie widać było ani jednej chmury, jaśniało w miarę wznoszenia się słońca. Ciepłe, południowe powietrze naniesione przez wyż wypełniało miasto. Obraz pięknego poranka tworzyli jednak głównie ludzie: piekarze wykładający bułki na półkach, kioskarze ustawiający najnowsze gazety w stojakach, kierowcy stojący w korkach czy wreszcie zwykli, spieszący się gdzieś przechodnie. Tych było najwięcej. Gnali czym prędzej, by zdążyć na autobus, do metra lub w inne miejsce. Dotrzeć na czas do pracy, na spotkanie, uczelnię.

Najbardziej charakterystycznym widokiem miasta, oczywiście poza obiektami architektury, są tłumy ludzi w centrum. Ustawiający się po dwóch przeciwnych stronach ulicy wyglądają jak dwie armie z czasów średniowiecza, czekające na rozkaz do ataku. Zamiast zielonej polany dzielą ich tylko biało-czarne pasy przejścia dla pieszych. Na skraju skrzyżowania niczym chorągiew z herbem walczących stron wznosi się słup sygnalizacji świetlnej. I kiedy owa komenda zostaje wydana, zasygnalizowana zapaleniem się światła z zielonym ludzikiem, tłumy ruszają ku sobie, jakby hordy wojowników nacierające na wroga. Wśród nich można także znaleźć odpowiedniki żołdaków z pola bitwy. Co sprytniejsze jednostki ruszają nieco wcześniej, nie czekając na zielone światło. Za nimi rusza tłum, podążając niczym za zwiadowcą lub sztandarem. I kiedy obie współczesne armie stykają się na środku ulicy, zamiast włóczni wyciągnięte mają przed siebie łokcie lub nesesery, mające torować im drogę do zwycięstwa.

Po dotarciu na drugą stronę cykl się powtarza. Ponownie gromadzą się naprzeciw siebie oddziały piechoty, gotowe do wymarszu, niczym kolejna szarża. Zderzają się na pasach, by minąć się jak najszybciej. Nierzadko ktoś pada na jezdnię, ugodzony łokciem lub staranowany innym przedmiotem zapewniającym bezpieczną przeprawę. Dotrzeć do celu nie jest dziś łatwo. Warunki atmosferyczne nie ułatwiają nawet codziennych, najprostszych czynności. Promienie słoneczne coraz bardziej zalewają ulice, dodatkowo odbijając się od szklanych wieżowców. Temperatura zdaje się rosnąć z każdą minutą.

Pasażerowie autobusów, stłoczeni w blaszanej puszce rodem z PRL-u, wystawiają twarze za okna, z trudem łapiąc resztkę tlenu z powietrza. Kierowcy pojazdów wyposażonych w klimatyzację leniwie przekręcając palce w nozdrzach, zabijają czas. Ten z kolei płynie nieubłaganie.

Kiedy zegar na Pałacu Kultury i Nauki zaczął wskazywać godzinę 8.45, w pokoju Tomka zadzwonił budzik. Przeraźliwy jazgot stylizowanego na lata osiemdziesiąte cyfrowego urządzenia był równie głośny co skuteczny.

Chłopak niemalże podskoczył na łóżku i obrócił się w powietrzu, machając rękami, jak gdyby obrazował zderzenie się podświadomości z życiem codziennym. Jednak przy lądowaniu osunęła się kołdra i pociągnęła młodzieńca za sobą, przez co z niemałym hukiem wylądował on na podłodze. Odgłos uderzenia kości był potęgowany przez cienki, stary dywan przykrywający płytki PCV. Ale nawet to nie zdołało zagłuszyć buczenia budzika, do którego niemrawo czołgał się Tomek. Jakby resztkami sił, których powinien być pełen, sięgnął na półkę i wyłączył małe urządzenie dużym przyciskiem.

Dojrzawszy aktualną godzinę, przeraził się i otworzył szeroko oczy. Jego klasa rozpoczynała tego dnia zajęcia od drugiej godziny lekcyjnej, musiał więc pojawić się w szkole najpóźniej o 9.00. Sam spacer do placówki zajmował około dwudziestu minut, więc nawet biegiem nie zdążyłby przed dzwonkiem. W normalnych okolicznościach pewnie darowałby sobie tę lekcję i poszedł na następną. Jednak pierwszy dzień szkoły, nowe przedmioty i nowi nauczyciele sprawiły, że chłopak zaczął się gorączkowo ubierać.

Szeroko otwarte okno przekonało go do niezakładania na siebie zbyt dużej ilości ubrań.

Chwycił więc z podłogi pierwszy lepszy T-shirt i krótkie spodenki leżące nieopodal. Bieliznę znalazł w szufladzie i w niecałą minutę był ubrany. Następnie pobiegł do łazienki, gdzie szybko zmoczył twarz i włosy pod kranem. W tym momencie był już całkowicie wybudzony.

Szybkim ruchem ręki zmierzwił włosy, jednak nawet nie zdążył przejrzeć się w lustrze, gdyż już pędził do kuchni. Na śniadanie nie miał czasu, chwycił więc tylko rogala leżącego koło chlebaka i ruszył w kierunku drzwi wyjściowych. Tam z kolei, przy butach, leżała niedawno zakupiona deskorolka, na której Tomek postanowił nauczyć się jeździć. Samą jazdę miał całkiem dobrze opanowaną, gorzej było ze wszelkiego rodzaju ewolucjami, nawet tymi podstawowymi, czego dowodem były liczne siniaki i zadrapania. Złapał jeszcze klucze z wieszaka i zniknął za drzwiami. Podczas wkładania klucza do zamka miał wrażenie, że o czymś zapomniał. Kiedy szybko się rozejrzał, wszystko było jasne. Prędko otworzył drzwi i chwycił plecak leżący koło szafki na buty. Przygotował go wczoraj, jakby wiedział, że dzisiaj nie będzie miał na to czasu. Mimo że niewiele było w nim książek i zeszytów, najważniejsze zawsze się tam znajdowało – telefon i pieniądze na drugie śniadanie, które tego dnia byłoby pierwszym posiłkiem Tomka.

Kiedy drzwi były już dokładnie zamknięte na oba zamki, a klucze wylądowały w plecaku, chłopak popędził w dół klatką schodową. Trzecie piętro to nieduża odległość do pokonania, jednak w momencie jego wyjścia na zewnątrz minęła 8.50. Pierwsza lekcja zaczynała się za dziesięć minut, z czego młodzieniec nie zdawał sobie sprawy – nie miał nawet czasu spojrzeć na zegarek w telefonie. Po kilku krokach rozpędu wskoczył na deskorolkę i chwiejąc się na boki, jak na początkującego skejtera przystało, sunął w kierunku szkoły ile sił w odpychającej od ziemi nodze.

Do pokonania miał tylko kilka ulic, tak więc nadzieja na dojechanie o czasie była dosyć duża.

Pierwsze dwa skrzyżowania poszły całkiem gładko. Na przejściach dla pieszych było stosunkowo niewielu ludzi, a zielone światło nie spowalniało jazdy. Problem pojawił się na trzeciej krzyżówce, do której Tomek właśnie dojeżdżał. Światło dla pieszych zaczęło mrugać, a dla samochodów zapaliło się żółte. Widząc to, zrezygnowany chłopak przestał się odpychać, czekając, aż dojedzie do krawędzi ulicy. Nagle jadący w tym samym kierunku autobus przyspieszył, mimo że powinien był się zatrzymać po zniknięciu zielonego światła. Niewiele się zastanawiając, początkujący skejter przyspieszył i zjechał na ulicę, dojeżdżając do pędzącego autobusu. Kiedy był blisko jego tylnej krawędzi, złapał się za zderzak, pokonując tym samym pechowe skrzyżowanie. Przecinające ulicę tory tramwajowe spowodowały mocne drgawki i zachwianie równowagi, jednak młodzian trzymał się mocno i uniknął upadku.

Kiedy autobus przejechał skrzyżowanie i zaczął się zatrzymywać na przystanku, Tomek puścił się zderzaka i wjechał na chodnik, w miejscu, gdzie krawężnik był obniżony. Od tego miejsca do szkoły pozostało już tylko kilkaset metrów.

Przekroczywszy próg XXXVII Liceum Ogólnokształcącego im. Stefana Żeromskiego, zegar w głównym holu wskazywał godzinę 9.05. Stojący przy wejściu woźny, pełniący także rolę ochroniarza, bardzo dobrze znał Tomka i jego kolegów. Widział ich wcześniej, dlatego szybko poinformował chłopaka, gdzie ma zajęcia i że jest spóźniony.

Sala numer 15 znajdowała się na pierwszym piętrze, na środku korytarza. Po pokonaniu schodów, z deskorolką pod pachą, młodzieniec biegł co sił w nogach. Zawsze jednak myliła mu się numeracja sal, więc każde mijane drzwi dokładnie oglądał, sprawdzając numer. Kiedy spostrzegł docelowe, chciał się natychmiast zatrzymać, ale świeżo wypastowana podłoga nie pozwoliła na to. Chłopak poślizgnął się i na plecach przejechał dobre kilka metrów. Ku jego zdziwieniu drzwi nagle otworzyły się, a ze środka wyszła w pośpiechu nauczycielka.

Zostawiła szeroko otwarte drzwi i udała się w przeciwnym kierunku, więc nie zauważyła leżącego na podłodze ucznia. Ten po chwili wstał, otrzepał się i niepewnym wzrokiem szybko zlustrował siedzących w środku. Informacja od woźnego okazała się rzetelna, chłopak rozpoznał znajome twarze i uśmiechnął się lekko.

Wchodząc do klasy, Tomek zobaczył napisany przez nauczycielkę temat na tablicy: „Skutki prawne”. Szedł pomiędzy rzędami ławek, witając się po kolei z kolegami przez podanie ręki.

Zmierzał na koniec sali, w kierunku dwóch ostatnich ławek środkowego rzędu, przy których siedzieli jego najbliżsi koledzy. W przedostatniej dostrzegł trzymającego wolne miejsce Kubę, który właśnie wstał z krzesła i kierował się do półki z przyborami nauczycielskimi. Z uśmiechem na twarzy złapał za gąbkę i zaczął ścierać napis z tablicy. Ku zaskoczeniu wszystkich nie starł całości, a jedynie pierwsze dwie litery w pierwszym wyrazie. Odłożył gąbkę i chwycił kredę, którą dopisał literę „S” z przodu zarówno pierwszego, jak i drugiego wyrazu. Gdy tylko się odsunął, cała klasa ryknęła śmiechem, widząc jego dzieło. Zadowolony z siebie dostojnym krokiem szedł powoli z powrotem na swoje miejsce.

Jakub Lewiński był niewysoki i niezbyt urodziwy, lecz nie przeszkadzało mu to nigdy w kontaktach z płcią przeciwną. Zawsze pewny siebie, wygadany, sypał dowcipami jak z rękawa. Nie było dnia, żeby nie powiedział choć jednego kawału „z brodą”. Lubił koloryzować swoje opowieści, które nigdy nie miały wiele wspólnego z prawdą. Chwalił się niemal po każdym weekendzie kolejną „zaliczoną” dziewczyną, mimo że tak naprawdę czas spędzał najczęściej przy komputerze.

Kuba miał krótkie, jasne blond włosy, niebieskie oczy i niezbyt ładny uśmiech, a to przez nienaturalnie wyginające się wargi, które w jego opinii dodawały mu uroku i sprawiały, że wyglądał bardziej męsko.

Ponadto cechował się chamstwem i totalnym brakiem taktu. Był wulgarny i wcale się z tym nie krył. Zależało mu tylko na dobrej zabawie. Przez znajomych ze względu na swoje nazwisko określany był jako ukrywane dziecko Billa Clintona i Moniki Levinsky. Zawsze pogodny, nigdy nie załamywał się niepowodzeniami, bezustannie dążył do celu, w czym imponował kolegom, zwłaszcza Czarkowi.

Siedzący w ostatniej ławce Cezary Drawski to mało lubiana osobistość. Miał czarne, lekko kręcone, krótkie włosy, ciemnobrązowe oczy, kryjące się za okularami w czarnych oprawkach. Podobnie jak Kuba nie imponował wzrostem, jednak na tym kończyły się podobieństwa między młodzieńcami.

Czarek był typowym kujonem, dla którego liczyły się przede wszystkim oceny i dobra opinia wśród nauczycieli. Gdyby nie fakt, że w dwóch ostatnich ławkach siedzą jedyne osoby z całej szkoły, które się do niego odzywają, z pewnością szukałby miejsca bliżej tablicy. Zawsze chciał wszystko lepiej słyszeć i dobrze widzieć, żeby pilnie notować i brać czynny udział w lekcji.

Był elokwentny, zawsze używał bardzo wyszukanych wyrazów, by wyrazić swoje myśli. Miał tendencję do nadawania niezwykłego znaczenia zwykłym sprawom. Wszędzie doszukiwał się sensu, logiki i wyższego celu. Często nie podzielał zdania kolegów, mimo to szukał u nich aprobaty w swoich działaniach i decyzjach. Ze względu na wysokie mniemanie o sobie domagał się przyznania racji w każdej sytuacji i uważał, że wszystko wie lepiej, będąc urodzonym przywódcą.

Z drugiej strony był bardzo uczynny i pomocny. Gdyby nie jego wstawiennictwo u nauczycieli i pomoc dydaktyczna, siedzący obok Daniel nie przeszedłby do następnej klasy.

Trzykrotnie.

Daniel Grodzki, zwany często Daunielem, był wysokim i dosyć przystojnym brunetem o ciemnych oczach. Włosy miał zaczesane do góry i lekko nażelowane, co w połączeniu z ładnym uśmiechem gwarantowało mu powodzenie u dziewczyn. Daniel jednak nigdy z żadną nie był ze względu na braki w edukacji i poważne problemy z prostym wysłowieniem się.

Ponadto miał kłopoty z logicznym rozumowaniem i często nie pojmował, co się do niego mówi. Sprawiał wrażenie, jakby kierował się podstawowymi instynktami. Mimo to dobrze tańczył, czuł muzykę i na dyskotekach szybko znajdował towarzystwo. Problem w tym, że wszyscy uciekali, kiedy tylko Daniel otwierał usta i zaczynał mówić. Nie przeszkadzało mu to jednak w dalszych poszukiwaniach miłości.

Kiedy Tomek przywitał się z kolegami w ostatniej ławce i zajął miejsce, na krzesełko wrócił Kuba.

– Co myślicie o moim dziele sztuki? – zapytał, jakby szukając podziwu.

– Niezwykle wyszukany dobór słów, choć w świetle targanych tobą motywów śmiem twierdzić, że to tylko głupi żart.

– A mi się podoba, zajebiście wyszło!

– Daniel, jak to może wyglądać zajebiście? Jak babka to zobaczy, to będziemy mieli przesrane cały rok! Idź to zetrzyj i napisz jak było! – oburzył się Tomek.

– W życiu! Wszyscy niech siedzą i się uczą, że najważniejsze są… Sutki sprawne! Bo inaczej to dupa, nie zabawa…

Tymczasem niepostrzeżenie wróciła pani nauczycielka. O dziwo, nawet nie zwróciła uwagi na tablicę, tylko natychmiast usiadła za biurkiem i otworzyła dziennik.

– Dobra, listy nie będę sprawdzać, pierwszy dzień, pierwsza lekcja, niech się inni martwią.

Słysząc to, Tomek wyszeptał do kolegów:

– A mogłem sobie pospać i przyjść na późniejszą lekcję. Żebym to ja wiedział…

Następnie nauczycielka wstała i stanęła pomiędzy rzędami, na wysokości pierwszych ławek, bliżej okien. Cała klasa lekko się uśmiechała, co i rusz rzucając okiem na tablicę.

– Skutki prawne…

Po całej sali przeszedł lekki szmerek poruszenia oraz kilka mocniejszych wybuchów śmiechu.

– A co wam tak wesoło? Co to za podśmiechujki?

Ponownie w całej sali zrobiło się głośno. Kubie bardzo spodobało się dopiero co zasłyszane określenie, o czym nie omieszkał poinformować swoich kolegów.

– Chujków ci u nas dostatek…

Wstrzymywane śmiechy Tomka i Czarka sprawiały, że obaj dygotali na krzesełkach jak dwie torebki ze strzelającym w środku popcornem. Danielowi nie za bardzo wyszło powstrzymywanie wybuchu radości, przez co rozległ się dźwięk przypominający wydmuchiwanie nosa.

– Wypuścić krakena! – Kuba rzucił spod ławki tak, by wszyscy słyszeli.

Po każdym dźwięku, tekście i komentarzu cała klasa była już solidnie rozbawiona, zwłaszcza w kontekście nowego tematu na tablicy, o którym nic nie wiedziała pani od podstaw prawa.

– Dobrze już, cisza. Wiem, że po wakacjach jesteście rozluźnieni, chcielibyście ze sobą porozmawiać i najlepiej niczego się nie uczyć. Ale mamy program do zrealizowania i jeżeli dziś chociaż nie zaczniemy, potem będziemy musieli gonić, a tego bym nie chciała.

Zacznijmy więc. – Podeszła do samotnie siedzącego pod oknem ucznia z trzeciej ławki. – Jak masz na imię?

– Michał.

– Dobrze, Michał. Spójrz za okno i powiedz, co widzisz.

– Jakiś żul sika pod drzewem.

Wszyscy zerwali się z miejsc, jakby od tego zależało ich życie. Pierwszy pod oknem znalazł się Kuba, który po chwili ze zrezygnowaniem oznajmił wszystkim:

– Jest odwrócony, pewnie coś tam chleje, a nie sika.

Wszyscy wrócili na swoje miejsca. Nauczycielka kontynuowała próbę przekazania wiedzy.

– Nie chodziło mi o tak szczegółowy widok, ale to też może posłużyć za przykład. Kto wie, jaki będzie skutek prawny takiego działania?

Kuba podnosił rękę tak wysoko, jakby chciał dotknąć sufitu.

– Proszę.

– Drzewo zwiędnie!

– To raczej byłoby zagadnienie z dziedziny biologii, pytałam o skutek prawny.

Czarek podniósł rękę z uśmiechem na ustach. Kiedy uzyskał zgodę na odpowiedź, wstał i rozpoczął wywód:

– Jeżeli zostałby zatrzymany przez odpowiednie organy, groziłaby mu kara za niszczenie mienia publicznego – o ile drzewo rośnie na terenie, którego właścicielem jest podmiot państwowy – zakłócanie porządku i publiczne obnażanie się. Ponadto, jeżeli ktoś poczułby się urażony tymże widokiem, mógłby skarżyć tego pana w myśl kodeksu cywilnego.

Wyraźnie zadowolony z siebie usiadł z powrotem na krześle. Pani, wyraźnie zaskoczona jego odpowiedzią, zapytała:

– Może powinniśmy się zamienić miejscami?

Zmieszany Czarek popatrzył na kolegów i wyszeptał:

– Mam nadzieję, że to pytanie retoryczne…

Pani Gilińska oznajmiła, że musi na chwilę wyjść, po czym opuściła salę, zupełnie jak na początku lekcji. Nie było jej dobre dwadzieścia minut, podczas których wszyscy zajęli się sobą.

– Co, Tomek, widzę, że przerzuciłeś się na dechę. Będziesz tak teraz laski wyrywał?

– Kupiłem sobie, żeby się czymś zająć przez wakacje. Wszyscy ciągle mi powtarzali, że cały czas spędzam przy komputerze i że lepiej wyjść na powietrze i coś porobić. Kuba, tobie też by się przydało, taka odmiana od masturbacji.

– Na skejtów lecą tylko punkówy i walnięte w dekiel paszczury, daruj sobie tą zabawę. Z Lwem wyrwiesz dużo lepszy towar! – Kuba często określał się mianem „Lwa” albo „Króla Lwa”, do którego często dorzucał też inne określenia.

– Ja nie kupiłem tego dla podrywu, to naprawdę fajna zabawa.

– Taa, zupełnie jak pompowanie turboptysia w konfesjonale…

– Ha, ha, ha – Daniel ponownie wybuchnął powstrzymywanym, charczącym śmiechem.

– Chrystusie miłosierny, weź ty tego krakena tam uspokój! – zasugerował Kuba.

– Nic nie poradzę, to przez polipy. Muszę znowu iść na wycięcie.

– Żeby ci tam jaj nie wycięli, bo przestaniemy się kolegować.

– Spokojnie, jaja mam niżej, nawet nie sięgną tym ostrzem.

– Polipów nie wycina się nożem, to zapewne skomplikowany zabieg chirurgiczny pod narkozą, więc o jakim ostrzu ty mówisz?

– Nie wiem, Czarek, ja tego nie wycinam, ale zapytam lekarzy, jak już będę leżał na stole operacyjnym.

– Ale będziesz pod narkozą.

– Nie, pod takim jasnozielonym kocykiem.

– A wiesz co to jest narkoza?

– Taka koza na prochach?

– Nie…

– Prezydent Francji?

Tomek z Kubą spojrzeli na siebie, jakby utwierdzali się w przekonaniu, że Daniel nic się nie zmienił przez wakacje. Czarek z kolei próbował jakoś zmienić temat, bo zbyt długa cisza mogłaby wywołać falę dowcipów na jego temat.

– Jeśli ta nauczycielka będzie tak często znikać, to nigdy nie przerobimy całego materiału.

– Mnie tam pasuje, przynajmniej jest luz i nic nie trzeba robić – oznajmił Tomek.

– A na klasówce powiesz to samo?

– Na klasówce wszyscy ci damy nasze kartki, a ty zrobisz co trzeba – odpowiedział Czarkowi Kuba.

– Mogłem nie pytać…

Tymczasem wróciła pani Gilińska i od razu podeszła do tej samej ławki, gdzie wcześniej stała. Nie zobaczyła napisu na tablicy. Założyła ręce na przedramiona i jakby zaczęła się zastanawiać, co zrobić z resztą lekcji.

– Dobrze. Michał, spójrz ponownie za okno. Co jeszcze widzisz?

Kiedy chłopak rozglądał się po ulicy, zadzwonił dzwonek. Wszyscy powoli wstawali i pakowali zeszyty do plecaków. Kuba był już za drzwiami, nim nauczycielka wróciła na swoje miejsce. Chłopcy również się pospieszyli, domyślając się, co też może się stać, kiedy zobaczy tablicę.

Idąc wzdłuż korytarza, młodzieńcy starali się nadrobić czas, kiedy nie widzieli się w pełnym gronie przez większość wakacji. Tematy ich rozmów zazwyczaj kręciły się wokół jednej, góra dwóch rzeczy.

– Tomek, Karola na ciebie leci! – zarzucił Kuba, widząc jak Karolina Sztygar, dziewczyna z ich klasy, patrzy się w stronę chłopców.

– Prędzej zacznie latać dosłownie, niż się nim zainteresuje… – stwierdził pogardliwie Czarek.

– Coś ze mną nie tak, czegoś mi brakuje?

– A, wiecie? Dzisiaj jechałem autobusem i był straszny tłok z rana. Karola też nim jechała i stała obok mnie. Kiedy kierowca ostro przyhamował, Karola poleciała na mnie!

– Daniel, na ciebie dziewczyny lecą w każdym tego słowa znaczeniu.

– Tomek chciał powiedzieć „dziewczyny i wieloryby”! – dorzucił Kuba.

– No, tak mnie przygniotła, że do tej pory bolą mnie żebra…

– To chyba jedyna dziewica w szkole – kontynuował Kuba – oprócz niej można jeszcze takie spotkać w klasztorach i na porodówkach. Nikt by jej nie przeleciał, choćby położyła się nago na środku ulicy. Prędzej ktoś by zadzwonił jeszcze po Greenpeace, myśląc, że morze wyrzuciło wieloryba na brzeg. Przy niej zawodnicy sumo to anorektycy!

– Okej, daj już spokój! Nie leci na mnie, koniec tematu.

– Przejedź się rano 107, to może poleci – zakończył Daniel.

– A właśnie, gdzie byłeś na wakacjach? – spytał Tomek. – Kiedy tylko do ciebie dzwoniłem, to nie było cię w mieście.

– Byłem u babci na wsi.

– Całe dwa miesiące?! – zdziwił się Kuba. – Coś ty tam robił?

– Fajnie było, karmiłem kury, świnie, doiłem krowy…

– Byki… – dopowiadał co chwilę kolega.

– …jeździłem konno…

– Na jeźdźca…

– …uprawiałem…

– Nie! Nie wmówisz nam, że podupczyłeś na wsi!

– …ogródek babci – zakończył wyliczankę Daniel.

– Wygląda to wszystko na bardzo pasjonujące zajęcia. Powiedz, wyniosłeś coś z tego empirycznego doświadczenia?

– Raz wyniosłem siano z obory i ładowałem…

– Nie o to Czarkowi chodziło, ale nieważne – przerwał mu Tomek.

– A dupeczki?! Były jakieś fajne dupeczki?

– Była impreza w remizie, to poszedłem. Leciało se jakieś disco polo, to się trochę tam na parkiecie powyginałem. I była jedna laska… Ale miała bimbały! – Wszyscy przysłuchiwali się z zainteresowaniem. – Tańczyła sama, to ją stuknąłem po ramieniu i spytałem: „Zatańczymy?”, a ona: „Z mieszczuchomi nie dygom”. Dobra, mówi się trudno. Podszedłem do następnej i też pytam: „Zatańczymy?”. I też słyszę: „Z mieszczuchomi nie dygom”.

– Dygoć znaczy tańczyć! Nie zrozumiały cię może – zauważył Tomek.

– Zrozumiały świetnie, tylko jeśli nie mówisz ich dialektem, nie masz szans u tych dziewczyn.

– Dobra, kujon, morda! I co było dalej? – niecierpliwił się Kuba.

– No i w końcu podszedłem do takiej jednej. Załapałem wtedy już, o co chodziło. – Daniel uśmiechnął się szeroko, a jego brwi skakały do góry jak piłki tenisowe odbite od kortu. – Mówię do niej: „Podygomy?”, a ona: „Z wieśniakami nie tańczę”. No i se dałem spokój.

– Ale z ciebie lama, trafiłeś na laskę z miasta!

– Nie wiem, ale też miała fajne melony, inaczej bym nie zagadał, he, he, he.

– Ja to bym taką od razu złapał za chabety i ostrego buziora strzelił – zaczął się rozkręcać Kuba.

– To ty umiesz się całować? – zapytał zdziwiony Czarek.

– Moje usta mają wiele zastosowań, nie to co twoje, które oprócz cmokania w dupę nauczycieli przydatne są niczym cycki zakonnicy.

Na to młody okularnik nie miał już riposty. Zmarszczył tylko brwi i wpatrywał się w ścianę, wyraźnie analizując usłyszane właśnie słowa. Kuba wyraźnie wpadł w dobry nastrój.

– À propos całowania, znam świetny kawał, uśmiejecie się!

– Dawaj! – krzyknął Tomek.

– Chłopak całuje się z dziewczyną. Ta co chwilę przerywa pocałunek, odwraca się i coś jakby wypluwa. Potem wraca do pocałunku i za moment znowu – przerywa i coś dłubie między zębami, wypluwając. Chłopak w końcu nie wytrzymał, odsuwa się delikatnie i pyta: „Co ty tak ciągle plujesz?!”, na co ona: „Bo przed chwilą robiłam loda Mariuszowi, a on walił w dupę Bożenę, a ona jadła makowiec”.

Tomek z Kubą śmiali się na cały korytarz, zwracając na siebie uwagę innych uczniów. Czarek odwrócił wzrok i kręcił głową z politowaniem, jakby wstydził się za kolegów. Tylko Daniel w ogóle nie zareagował na dowcip, jakby myślami był gdzie indziej. Po chwili do wszystkich dotarło gdzie.

– Chyba dojrzałem już do poważnego związku.

– Znaczy, za dużo się trzepiesz?

– Yyy, no…

Kuba od razu zrozumiał, o co chodzi koledze i gdzie leży jego problem. Nawet mimo tej udawanej troski wydawał się miły. Wszędzie, gdzie się pojawił, był niekwestionowaną duszą towarzystwa, czego coraz bardziej zazdrościł mu Czarek.

Kiedy chłopcy doszli do następnej sali, którą oczywiście wskazał wcześniej najbardziej oczytany z całej czwórki, zadzwonił dzwonek. Wszyscy ustawili się do wejścia w nieregularnym rzędzie i oczekiwali na przyjście nauczyciela. Tym okazała się młoda studentka o długich, rozpuszczonych blond włosach. Lekki makijaż mieścił się w wytycznych dyrekcji. Biała koszula z krótkim rękawkiem, spod której dało się dostrzec biały stanik działała na wyobraźnię męskiej części klasy. Długie czarne spodnie i czarne pantofle na obcasie dopełniały obrazu początkującej nauczycielki.

Po otwarciu drzwi zaczekała, aż wszyscy weszli do sali, zanim sama dołączyła do uczniów.

Kiedy wszyscy zajęli swoje miejsca, o dziwo okazało się, że Kuba z Tomkiem siedzą w pierwszej ławce środkowego rzędu, a tuż za nimi Czarek z Danielem. Wszyscy byli uśmiechnięci niemalże od ucha do ucha. Pozostali chłopcy w innych ławkach także wyglądali na nienaturalnie szczęśliwych. Można się było łatwo domyślić, co jest tego przyczyną.

Kiedy nauczycielka otworzyła dziennik i zaczęła coś w nim notować, Kuba odwrócił się do kolegów.

– Tak mi sterczy, że aż ławka się buja!

– He, he, mi też mało z gaci nie wyskoczy! – wtórował Daniel.

– Ciszej trochę, siedzimy w pierwszych ławkach. Nie możecie po prostu cieszyć się, że będziemy wszystko lepiej widzieć i słyszeć? Nic nam nie umknie, może nawet będziemy brać udział w lekcji.

– Czarek, widzieć to my będziemy lepiej, ale nie tablicę! – ekscytował się także Tomek, odwróciwszy się do kolegów.

Tymczasem pani od geografii skończyła wypełniać dziennik, wstała i stanęła na środku przed tablicą, tuż przed ławką śliniących się Kuby i Tomka.

– Nazywam się Natalia Ruciak, jestem studentką czwartego roku Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale geologii. Będę was uczyć geografii w tym roku szkolnym.

Niemal po każdym wypowiedzianym słowie głowa Kuby kiwała się rytmicznie w dół i w górę, a jego twarz wręcz promieniała uśmiechem. Młoda nauczycielka nie czuła się jednak w żadnym stopniu zażenowana czy speszona tym entuzjazmem.

Po jakimś czasie oczy chłopaka ani na chwilę nie uciekały już od piersi pani Ruciak. Nawet po sprawdzeniu listy i dalszym omawianiu spraw organizacyjnych stojąca przed klasą nauczycielka lustrowana była bardzo dokładnie przez uczniów pierwszej ławki środkowego rzędu. Kiedy to zauważyła i zaczęło jej to przeszkadzać, bez skrępowania przerwała temat i zwróciła się bezpośrednio do Kuby:

– Czy mógłbyś nie gapić się na moje piersi? Dziękuję.

Cała sala wybuchnęła śmiechem, ale młodzieniec błyskawicznie odpowiedział:

– Ale to one gapią się na mnie! Nic na to nie poradzę!

Tym oto sposobem klasa dalej miała ubaw, a chłopak został odesłany do dyrektora. Nie był to oczywiście pierwszy raz, ale pierwszego dnia szkoły dyrektor zapewne nie miał ochoty nikogo widzieć w swoim gabinecie.

Droga do korytarza nauczycielskiego była Kubie znana lepiej niż ta z domu do szkoły.

Znajdował się tam gabinet dyrektora, pokój nauczycielski, skład i palarnia – wszystkie pomieszczenia, które w każdej szkole niezbędne są gronu nauczycielskiemu.

Dyrektor Antkowiak nigdy nie lubił przyjmować gości, toteż drzwi wejściowe kazał sobie obić czarną połyskującą skórą, która uniemożliwia pukanie. Kuba dobrze o tym wiedział, dlatego też zawsze wchodził bez pukania, tak jak i teraz uczynił.

– Dzień dobry!

– Lewiński!

– Nie, to ja jestem Lewiński.

– Wszystkiego bym się spodziewał, ale pierwszy dzień zajęć, trzecia godzina lekcyjna, a ty już tutaj?!

– Nie mogłem się powstrzymać, musiałem pana jak najszybciej zobaczyć. Stęskniłem się przez wakacje.

– Kłamiesz gorzej, niż się uczysz. I dlaczego nie zapukałeś?!

– Przede mną sporo nauki, to prawda. Pukać już umiem, ale tutaj nie da rady.

– Nie wymądrzaj się. Kto cię tu przysłał? Co tym razem zrobiłeś?

– Nowa pani od geografii, nie pamiętam nazwiska.

– Ale co zrobiłeś, to chyba pamiętasz?

– No, w sumie to nic. Patrzyłem się na nią uważnie, kiedy prowadziła lekcję.

– I?

– I dała mi do zrozumienia, że za bardzo się patrzę.

– Za bardzo się patrzysz? Co ty, durnia ze mnie robisz, Lewiński?!

– Gdzieżbym śmiał! No, ale proszę mi powiedzieć, kto by tam zrozumiał kobiety?

– Dobra, dobra, już mnie nie bierz pod włos! Zabieraj się stąd i wracaj na lekcję.

– Ale co mam powiedzieć pani od geografii?

– Że masz obniżone zachowanie i przepraszasz.

– A mam?

– To oczywiste jak niegdyś polowanie na Murzyna w Alabamie.

– To ja już pójdę – powiedział chłopak, po czym zniknął za drzwiami tak szybko, jak się pojawił.

Tymczasem lekcja geografii dobiegła końca i chłopcy spotkali się na korytarzu. Koledzy byli tak mili, że wzięli plecak Kuby, by ten nie musiał już wracać do sali.

– No i co tam u dyra? – rozpoczął rozmowę Tomek, podając kumplowi plecak.

– Standardowo, pieprzenie w bambus.

– Więc nic się nie zmieniło? – spytał Daniel.

– A co się miało zmienić?! To samo gówno, tylko inny dzień!

– Co ci powiedział?

– Szkoda słów. To paranoik żyjący w swoim świecie. Uczeń się nie liczy. Nigdy. Nieważne, co autor miał na myśli, tylko co jest napisane w kluczu. I tak dalej.

– Cóż za brak wiary w system edukacyjny słychać w twoim głosie…

– Weź mnie nie denerwuj, Czaruś! Wiecie, czemu w nazwie szkoły jest numer 37?

– Bo taki został nadany przez organ państwowy? – Czarek jakby ubrał swoje pytanie w szaty retoryki, co jeszcze bardziej rozwścieczyło Kubę.

– To przeciętna średnia życia absolwentów tego liceum! I jeśli czegoś nie zrobimy, to skończymy jak reszta!

– Organ?

– Daniel, nie teraz. – Tomek dostrzegł, jak rośnie temperatura, i starał się uciszyć kolegę, podczas gdy Kuba kontynuował ożywioną dysputę z Czarkiem.

– Wiesz, co oznacza skrót MPO?

– Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania?

– Nie, kuźwa! Młodzież po ogólniaku!

– Ha, ha, ha! – Daniel chyba pierwszy raz zrozumiał od razu jakiś dowcip.

– Chyba powinieneś zrewidować poglądy.

– Ty sobie mózg zrewiduj! Idę z tego burdelu, nic dobrego na mnie tu nie czeka!

Kuba zaczął się przepychać z kolegami, próbując iść w stronę wyjścia, kiedy to zobaczył panią Ruciak spacerującą korytarzem z dziennikiem pod pachą. Wszyscy stanęli w bezruchu, a Kubie jakby zmienił się wyraz twarzy. Wykrzywione w grymasie wargi ułożyły się w lekki uśmiech, a oczy powiększyły i zaszkliły. Nauczycielka nie widziała chłopców i weszła spokojnie na schody w drodze na następną lekcję.

– Chyba jednak jeszcze zostanę…5

Nad ranem mocno skacowany Kuba czuł potworny ból. Cała lewa strona jego twarzy była spuchnięta. Resztką sił odczytał słowa zapisane na świstku papieru, który koledzy zostawili mu na szafce przy łóżku. Wiedział już, że musi wyjść przed blok o piętnastej. Spojrzał na zegarek. 14.15. „Trzeba by się chyba zbierać” – pomyślał w duchu.

Szybko zrzucił z siebie wczorajsze, imprezowe ciuchy. Koledzy byli na tyle uprzejmi, że zdjęli mu buty przed położeniem do łóżka. Kiedy zobaczył swoje odbicie w lustrze, lekko się przeraził. Ogromna opuchlizna lewego policzka i siniejące oko to efekt spotkania z pięścią gospodarza wczorajszej imprezy. Tak, przynajmniej tyle pamiętał pomimo obolałej głowy.

Po założeniu na siebie pierwszych lepszych ubrań przemknął cicho do łazienki w nadziei, że jego rodzice oglądający telewizję przy herbacie go nie usłyszą.

– No wreszcie! Zrób sobie śniadanie, obiad będzie za dwie godziny – usłyszał z salonu głos mamy.

Nic nie odpowiedział, bo domyślał się, że głos zdradziłby zbyt wiele z wydarzeń ostatniej nocy. Opłukał twarz zimną wodą, uważając, by nie sprawić sobie jeszcze większego bólu.

Częściowo ułożył na mokro włosy i wypił kilka łyków warszawskiej kranówy, po czym opuścił toaletę.

Mocno odchrząknął, nim rzucił w kierunku rodziców:

– Na chwilę wychodzę, zaraz będę!

– Co ci się stało? – Dopiero teraz zobaczył przed sobą wychodzącą właśnie z kuchni dwunastoletnią siostrę Marysię, która też zrobiła sobie herbatę.

– Dostałem drzwiami, spadaj!

– Ha, ha, ale z ciebie debil!

– A z ciebie ogolona małpa z warkoczami.

– Mamo, on mnie przezywa! – Dziewczynka pobiegła do salonu, uważając, by nie wylać napoju.

Tymczasem Kuba szybko przekręcił zamek i po chwili zniknął za drzwiami. Mieszkał na drugim piętrze, więc rzadko korzystał z windy. Właściwie tylko kiedy wracał do domu. Przy opuszczaniu budynku znacznie szybciej było po prostu zbiec po schodach. Tak też zrobił.

Na półpiętrze dostrzegł przez okno trzech towarzyszy wczorajszej wycieczki na Mokotów.

Tomek siedział na krawędzi piaskownicy, Czarek stał obok i machał rękami, jakby coś tłumaczył. Daniel natomiast próbował rozbujać się na huśtawce najwyżej, jak się dało, całkowicie ignorując instrukcję korzystania z urządzenia.

– Wow, ale pizda pod okiem! – rzucił Tomek, widząc zbliżającą się postać.

– Czy to boli tak bardzo, jak źle wygląda?

– Jeszcze głośniej gadajcie, chyba tamta część osiedla nie słyszała.

– Ja pierdzielę, Kuba, nie poznałem cię. – Daniel zeskoczył z huśtawki na widok kolegi.

– Jakby siostra była starsza, pożyczyłbym kosmetyki i się pomalował. Może nie byłoby tak widać.

– No ale co zrobisz? Pojawisz się jutro w budzie?

– O nie, Tomek, na pewno nie. Coś wymyślę, urwę się, nie wiem.

– Jak zareagowali na twój widok rodzice?

– Nie widzieli mnie, ale siostra przypadkowo zobaczyła. Powiedziałem, że dostałem drzwiami. Im też tak powiem, może pójdę do lekarza i nie będę musiał kombinować z omijaniem budy.

– Powinieneś mieć zrobione prześwietlenie, możesz mieć pękniętą kość policzkową.

– Dzięki, doktorze „kutasiński”, nie wpadłem na to.

– Miło się odwdzięczasz za dotarganie cię do wyra.

– Właśnie, jak ja wróciłem do domu?

– He, he, zanieśliśmy cię.

– W to jeszcze uwierzę, Daniel. A jak weszliście do środka? Gadaliście z moimi rodzicami?

– Miałeś klucze do mieszkania w tylnej kieszeni. Wystarczyło nie hałasować, było późno i wszyscy spali. Możemy ci już oddać wytrychy. – Czarek przekazał Lewińskiemu własność.

– Naprawdę mógłbyś docenić nasz wysiłek.

– No dobra, dziękuję – słowo rzadko słyszane z ust Kuby, wycedzone ciężko przez zęby, zabrzmiało w końcu nieśmiało w powietrzu w to pochmurne niedzielne popołudnie.

Wszystkim jakby ulżyło. Niezależnie od tego, jak bardzo nie chciał, musiał się przyznać do porażki i do tego, że wiele zawdzięcza swoim najbliższym znajomym.

– Ale jeśli któryś jełop zrobił mi zdjęcie, osobiście go wykastruję!

Spoko, luz, przecież nikt nie miał w ręku telefonu. Wszyscy byliśmy zajęci targaniem twoich zwłok z tego mieszkania do domu.

– Tomek, nie zapominaj o dyplomatycznym podejściu do całej sprawy i załatwieniu formalności. Beze mnie by was tam pozabijali.

– Czarek, już samo pójście przypomina mi twoją marynarkę.

– A raczej to, co z niej zostało, he, he, i moja szrama na policzku. Zjazd po ścianie bolał chyba bardziej niż wszystkie szczepionki razem wzięte.

– Będziesz się teraz nazywał scarface. Tak, powinni zrobić memy z naszego wypadu…

Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki życzenie Tomka jakby się spełniło. W poniedziałek okazało się, że ktoś nagrał komórką całe zajście. Filmik został wrzucony do Internetu, gdzie można go było znaleźć pod tytułem „Żul opuszcza lokal”. Widać na nim krótką wymianę zdań i potężny cios, który Kuba otrzymał od gospodarza imprezy. Nagranie rozprzestrzeniło się błyskawicznie.

W poniedziałek Kuba nie pojawił się w szkole. Po dwóch pierwszych lekcjach Tomek zadzwonił do kolegi, by dowiedzieć się, gdzie on się podziewa.

– No siema, gdzie się urwałeś?

– Właśnie wracam do domu z prześwietlenia. Kupili kit o walnięciu drzwiami. Nie mam nic złamanego, ale że jestem mocno obity, mam zwolnienie na dziś i na jutro.

– A w środę będziesz?

– Oczywiście, że nie. Coś wymyślę. Z takim ryjem to nawet z domu nie będę wychodził. A jak tam u was?

– No, jest grubo…

– To znaczy?

– Ktoś nagrał telefonem, jak dostajesz gonga.

– Co takiego?!

– Nie wiem kto. Chyba jedna z osób z tłumu w ogrodzie. Przyglądało się nam kilkanaście osób. Trzymaliśmy cię z Danielem i ten Łukasz wywalił ci w japę…

– Ja pierdolę… Nie wracam już tam. Dużo osób to widziało?

– Żartujesz sobie? Wszyscy na przerwach puszczają sobie filmik. Jedni z Internetu, inni skopiowali sobie bezpośrednio od autora. Nie wiem nawet, kim on jest. Wszystko się rozprzestrzeniło bardzo szybko, chyba jeszcze przed lekcjami.

– Dobra, muszę kończyć. Pogadamy później. Na razie.

– Trzymaj się.

Do Tomka dołączyli Czarek z Danielem.

– Powiedziałeś mu?

– Powiedziałem.

– Jak zareagował?

– Mówi, że już tu nie wróci.

– Taki przypał, chyba też bym się nie pokazał.

– Daniel, ty miewasz gorsze przypały, ale następnego dnia o nich zapominasz.

– Tak? Nie pamiętam.

– Jaką teraz mamy lekcję?

– Polski. W tamtej sali.

Chłopcy udali się na zajęcia. Na szczęście nauczyciele nie interesowali się za bardzo życiem podopiecznych poza murami szkoły, toteż nie zwracali uwagi na to, co jest takie popularne w ich komórkach. Nawet na lekcjach niektórzy uczniowie ukradkiem oglądali coś pod ławkami, chichocząc cicho.

Na następnej przerwie do wychodzących z sali chłopców podbiegła Monika, której klasa miała zajęcia obok.

– Tomek?

– Dojdę do was. Gdzie mamy następną lekcję? – zapytał odwróciwszy się do Czarka i Daniela.

– W 25. Zajmiemy ci miejsce, jak będzie trzeba.

– Dzięki, na razie.

– Cześć!

– No hej! Śledzisz mnie?

– He, he, nie, mieliśmy lekcję tutaj. Widziałam cię wczoraj przez chwilę na imprezie, ale potem przepadłeś.

– Ach tak… Musieliśmy się urwać dosyć szybko. Kolega źle się poczuł. Nie chciałem zostawiać go samego.

– O, jak miło z twojej strony. Powinien się cieszyć, że ma takiego kolegę jak ty. Kto normalny zmywałby się z tak świetnej imprezy?

– He, he, no właśnie… – Tomek uciekał wzrokiem i poprawiał włosy z tyłu głowy, wyraźnie zakłopotany.

– Szkoda, że jakieś matoły ją zepsuły.

– A co się stało?

– Nie wiem dokładnie, bo stałam za daleko, ale widziałam filmik, jak ten wasz kolega dostaje w twarz i leci na ziemię.

Tomek w tym momencie zdał sobie sprawę, że jedynymi osobami, które można było rozpoznać na filmiku, są właśnie Kuba i gospodarz imprezy, niejaki Łukasz. Bromski z Czarkiem i Danielem stali tyłem, a po tym, jak Lewiński poleciał na trawę, wszyscy zaczęli wiwatować i unosić w górę ręce. Wtedy nic już nie było widać i nagranie się kończyło.

Ulżyło mu na samą myśl, że będzie mógł się odciąć chociaż w taki sposób od całego wydarzenia.

– A tak, widziałem ten filmik. No ja ze znajomymi wyszliśmy chyba tuż przed tym…

– No właśnie. Szkoda, ale chyba będą jeszcze inne świetne imprezy.

– Ja myślę!

– Okej, muszę lecieć, koleżanki czekają. Pa!

– Nie ma sprawy, na razie.

Jako że była to długa przerwa, zostało jeszcze sporo czasu, by zamienić parę słów z kolegami.

Daniel z Czarkiem siedzieli na ławeczce pod salą numer 25. Tomek przysiadł się i z uśmiechem na ustach zakomunikował radosną nowinę:

– Wiecie, że nie widać nas na filmiku?!

– Jak to nie widać? Przecież razem z Danielem trzymacie Kubę, kiedy dostał w twarz.

– No tak. Ale przyjrzyjcie się dobrze. Nie widać naszych twarzy. Jeśli nikt się nie wygada, to przecież nikt nas nie pozna po ciuchach!

– A coś nam grozi, jak nas rozpoznają?

– Nie, Daniel. No może poza toną wstydu.

– Czekaj, Tomek. Dobrze, nie widać naszych twarzy. Ale przecież każdy w szkole wie, z kim Kuba się koleguje. Kto jak nie my mógł go podtrzymywać? Poza tym Daniel ze swoim wzrostem wyraźnie się wyróżnia.

– Kurde, o tym nie pomyślałem.

– No, jestem wysoki tu i ówdzie, he, he, he.

Tymczasem do grupy niepostrzeżenie podszedł Heniu z kolegą. Obaj szeroko uśmiechnięci, jakby właśnie otrzymali najwyższe możliwe oceny z trudnej klasówki. Ręce splecione niczym u bramkarzy przed nocnym klubem i lekki uśmiech pod nosem oznaczały dużą pewność siebie.

– I jak się udała impreza? Słyszałem, że wylecieliście na pysk.

– I to dosłownie, he, he – dorzucił swoje trzy grosze Grzesiu.

– Na pewno chodzi o nas?

– Nie rób ze mnie durnia, Bromuś. Podobno wywalili was za drzwi szybciej niż Jehowych.

– Nie byli zainteresowani prenumeratą – próbował zbić z tropu sarkastycznym komentarzem Czarek.

– W ogóle nie byli zainteresowani niczym poza bijatyką – dodał Tomek.

– Ale mieliście pod ręką worek treningowy. Gdzie go zgubiliście? Nie widziałem dzisiaj Lewińskiego.

– Wypadło mu coś ważnego. Na pewno pojawi się, przy najbliższej sposobności.

– Wypaść to mu mogły zęby.

– He, he, he, dobre Heniu.

– Morda, Grześ! Mówiłem, że wam wpierdolę, jak się tam pokażecie, ale ktoś mnie wyręczył.

Lewiński dostał bęcki, aż był liczony. Waszej trójce na razie daruję. Ale ty, Bromuś, uważaj sobie. Z dala od Moniki. Masz się do niej nie zbliżać, bo urwę chuja i rzucę psu do obiadu!

W tym momencie zadzwonił dzwonek, a dwójka oddaliła się w kierunku swojej sali.

– Tomek, chcesz stracić paróweczkę?

– On nic nie zrobi, Daniel. Tak tylko gada. I tak wszyscy wiedzą, że nawet się nie zbliży do Moniki. Może podejść, ale raczej nie zagada. Nie zaprzyjaźnią się. Ich kontakty ograniczą się do wieczornego pucowania przez niego torpedy do jej zdjęcia na fejsie.

Charkot Daniela odbił się echem w części korytarza i pobliskiej klatce schodowej.

– Czyżbyś starał się wypełnić lukę po Kubie? Zaczynasz brzmieć jak on?

– Nie no, ale co mam powiedzieć, jak takie pryszczate coś podchodzi i mówi ci, co masz robić? Jakbyś się czuł, gdyby to do ciebie mówił?

– Faktycznie sytuacja co najmniej niekomfortowa. Nie chcę się nawet zastanawiać.

– Sam widzisz. A ty, Daniel, co byś powiedział, gdybyś usłyszał coś takiego?

– Ja bym się posłuchał i po problemie!

Koledzy pokiwali głową z politowaniem.

Mijały kolejne dni, a Lewiński nie pojawiał się w szkole. Tak jak zapowiedział, kiedy skończyło mu się zwolnienie lekarskie, po wyjściu rano z domu szkoła była ostatnim miejscem, w którym by się pojawił. Ominęło go w tym czasie parę kartkówek i jeden ważny sprawdzian. Był w kontakcie z resztą grupy przez telefon i Internet. Koledzy pierwszy raz od wakacji mogli „odpocząć” od jego dowcipów i wulgarnego sposobu bycia, który był wręcz znakiem rozpoznawczym Kuby. Czasami brakowało żartów i humoru, lekcje dłużyły się jeszcze bardziej, a przerwy nie dawały tyle radości co przedtem.

Pod koniec tygodnia trójka zgodnie przyznała, że „Lew” mógłby już wrócić. Na to trzeba było jednak poczekać do najbliższego poniedziałku, kiedy miał on się pojawić, zgodnie z zapowiedzią. Ale nawet tygodniowa nieobecność głównego aktora w szkole nie spowodowała spadku popularności jego wideo.

Niektórzy uczniowie nadal puszczali sobie nagranie, zwłaszcza kiedy zobaczyli odtwórcę głównej roli. Kuba wyglądał wyraźnie lepiej, ale jego twarz była jeszcze częściowo opuchnięta.

Już w szatni w ten poniedziałkowy poranek spotkał Tomka i Daniela. Czarek natomiast dzielnie czekał pod salą na nauczyciela, powtarzając ostatnie trzy lekcje na wypadek losowego odpytywania.

– Stary, nadal masz taką śliwę, że należą ci się wyrazy uznania za odwagę. Pokazałeś się w budzie, ja chyba bym nie wychodził z domu do końca miesiąca, aż opuchlizna nie zeszłaby w całości.

– Z domu wyganiają, to co miałem robić? Wolałbym jak pod koniec zeszłego tygodnia włóczyć się po galerii, po ulicach, wszędzie, tylko nie tu. Ale opuściłem sporo lekcji i jak nałapię parę pał, to matka się wścieknie. Jak ostatnio tak miałem w podstawówce, to odwoziła mnie do szkoły i patrzyła, jak wchodzę do budynku. Paranoja.

– Kuba, jakie pały łapałeś? – zaciekawił się Daniel.

– W sensie jedynki, ćwoku, chyba nie myślałeś, że kutachy?

– No nie wiem, tak to zabrzmiało… Aż się wystraszyłem.

– Nie było cię ledwo tydzień, ale sam wiesz, co się działo.

– Tak, wiem, Tomek. Teraz sam się przekonam.

Kiedy trójka wyszła na korytarz, z niemal każdej strony dało się słyszeć docinki i wyrazy niedowierzania. Niektórzy buczeli, ale najczęściej kwitowano obecność Kuby śmiechem i cichym chichotaniem. Nie pozostało to bez wpływu na samego zainteresowanego, który niemal natychmiast oblał się rumieńcem. Szedł z normalną prędkością, schowany nieco za kolegami, ze spuszczoną głową. W domu zastanawiał się jeszcze, czy nie wziąć okularów przeciwsłonecznych. Stwierdził po namyśle, że w ten sposób tylko bardziej będzie zwracał na siebie uwagę, a nauczyciele i tak szybko każą zdjąć ten rekwizyt.

Po paru lekcjach i kolejnych chwilach upokorzenia Kuba zaprosił kolegów do szatni, by szczerze porozmawiać. Wyraźnie miał dosyć całej sytuacji i trudno było mu się dziwić.

Trwała akurat duża przerwa, więc czasu było dużo, a boks ich klasy był otwarty.

– Dłużej tego nie zniosę!

– Zawsze mogło być gorzej.

– Niby jak mogło być gorzej, Tomek?!

– No spójrz na to z innej strony – nagrali to, dobra, nie miałeś na to wpływu. Ale wygląda to po prostu jak walka, zostałeś pokonany i tyle.

– Raz na wozie, a raz w wozie albo radiowozie, czy jakoś tak.

– Tak, Daniel, raz się wygrywa, raz przegrywa. Ale byłoby o wiele gorzej, gdybyś na przykład schlał się w trzy dupy i narzygał jakiejś lasce w dekolt. Wtedy byś był zapamiętany jako lump, menel i najgorsze ścierwo niszczące imprezy. I nigdy byś nie zaliczył. A tak – doszło do zwady, walczyłeś, przegrałeś. Wykorzystaj to – pokaż, że się nie poddajesz, że blizny po walce dodają męskości i tak dalej.

– Nie chcę się wtrącać, ale Tomek dobrze prawi. To może być kawał dobrego PR-u.

Kuba oddalił wzrok, jakby myślał o wszystkim, co właśnie usłyszał. Jakby analizował i układał w myślach plan. Jego przymrużone oczy sprawiały, że wyglądał na bystrzejszego niż jest, co wywołało u Czarka w lekką zazdrość.

Bo jeśli faktycznie dobrze to rozegrać, Kuba miałby nie tylko szansę na wymazanie z pamięci ludzi faktu, że pijany oberwał w twarz i dosłownie wyleciał z imprezy, ale także uświadomienie im, że nic takiego się nie stało. Że takie rzeczy się zdarzają i to nic nadzwyczajnego. W myśl zasady „dopóki walczysz – jesteś zwycięzcą”.

– Zachowujemy się, jakby nic się nie stało – rzucił jakby od niechcenia.

– A twoje limo?

– Już i tak schodzi. A poza tym wiecie, czego nie można załatwić Murzynowi? Lima, spuchniętej wargi i roboty.

Wszyscy roześmiali się z ulgą. Skoro Kuba znowu opowiada dowcipy, znaczy, że wraca do siebie.

Chłopcy wrócili na korytarz i udali się w kierunku sali, gdzie miała odbyć się następna lekcja.

Lewiński jakby odmieniony nie ukrywał się już za plecami kolegów. Szedł przodem z piersią dumnie wypiętą, a głową zadartą wysoko do góry. Kiedy tylko zauważył, że ktoś próbuje się z niego nabijać, przywoływał go do porządku w swoim stylu.

– Całuj psa w dupę!

To znów ktoś wytknął go palcem. Jedynie zaczepki Henia z Grzesiem ignorował, zagryzając wargi. Wykazywał się niesamowitą jak na niego cierpliwością, ale opłaciło się. Po jakimś czasie szkoła przestała żyć sobotnim wydarzeniem. Zainteresowanie filmikiem zniknęło niczym opuchlizna na policzku Kuby.

W kolejnych dniach dochodziło coraz więcej nauki i obowiązków. Zaczęły się pierwsze w tym roku odpytywania na początku lekcji, pierwsze niezapowiedziane kartkówki i większe sprawdziany. Pojawiły się także pierwsze uwagi, oceny, a wśród nich i jedynki. Tymi z racji końca września nikt się nie przejmował, co miało się wkrótce zmienić.

Zapowiedziano także próbne matury na połowę listopada. Generalnie uczniowie nie przejęli się tym zbytnio, ale z tyłu głowy zaczynała kołatać im myśl, że trzeba by w końcu zacząć powtarzać materiał z ostatnich lat nauki. Z drugiej jednak strony wszyscy wiedzieli, że to tylko próba, bardziej przyzwyczajenie do atmosfery pisania dużego sprawdzianu, aniżeli faktyczny test stanu wiedzy. Prawdziwe wyzwanie miało dopiero nadejść.

Znacząco zmieniła się też pogoda. Jesień wyraźnie wdzierała się na Mazowsze, obniżając temperaturę i zmieniając kolor liści na drzewach. Dzień stawał się coraz krótszy, a noce chłodniejsze. Szarość chmur nie sprzyjała pochłanianiu wiedzy, toteż starano się jak najbardziej urozmaicić pobyt w szkole.

Jednego można było być pewnym. W III a rzadko kiedy wiało nudą…
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: