Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Przewodnik z Tybetu. Na ścieżce przeznaczenia - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
10 marca 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
13,90

Przewodnik z Tybetu. Na ścieżce przeznaczenia - ebook

Powieść sensacyjna "Przewodnik z Tybetu. Na ścieżce przeznaczenia" to perypetie Marka, który po tragicznej śmierci całej swojej rodziny, wyjeżdża do Tybetu. Tam, w klasztorze buddyjskim, chce znaleźć odpowiedż na pytanie o sens życia i przeznaczenie. Przez wiele lat pomaga Tybetańczykom w walce z chińskim okupantem. Jest przekonany, że zostanie tam na zawsze, gdy nagle dostaje bardzo ważne zadanie. Ma wrócić do Europy i opisać walkę Tybetańczyków o wolność, prawo do życia, własnych zwyczajów i obyczajów oraz do swobody praktyk religijnych.

Fragment powieści

Następnego dnia jechali od rana aż do wieczora do Katmandu. Kręta droga, wijąca się nad przepaściami, momentami była tak wąska, że nie mogły się minąć dwa samochody. Marek podziwiał przepiękne widoki, wspaniałe góry ponad nimi i doliny, często zaczynające się kilkaset metrów poniżej drogi lub rozległe, opadające dość stromo łąki ciągnące się przez wiele kilometrów. Im byli wyżej, tym spotykali mniej ludzi. W górach napotykali niewielkie osady składające się z kilku zabudowań lub pojedyncze małe, biedne domki stojące na zboczach. Momentami zamiast drogi były tylko skalne półki, czasem poprzecinane przez spływające z gór strumienie. Kiedy przekroczyli wysokość 4500 metrów nad poziomem morza, roślinność zaczęła przypominać bardziej sceny z surrealistycznego filmu niż to, co Marek zazwyczaj widział w górach.

Nadal rosły drzewa i krzewy, ale były jakieś takie powyginane, jakby nierealne, mimo iż ciągle żywo zielone. To była droga tylko dla bardzo dobrego kierowcy, zaprawionego w takich podróżach. Marek sam nie odważyłby się na jazdę w takich warunkach. Po prawie całym dniu jazdy dotarli do stolicy Nepalu. Wbrew jego obawom samochód całą drogę spisywał się doskonale. W Katmandu spędzili dwa dni. Amar w tym czasie załatwiał sprawy handlowe, a Marek razem z pozostałymi przyjaciółmi zwiedzał miasto. Dopiero teraz miał okazję tak naprawdę zetknąć się z buddyjskimi świątyniami. Nie spodziewał się tylu świątyń, pałaców, pomników i zabytkowych domów. Na tle przepięknych gór obserwował wspaniałe dachy pagód. Widział przepiękne, bogato zdobione świątynie pełne zabytkowych przedmiotów.

Spis treści

Wypadek    3
Dalsze komplikacje    3
Wyjazd – 6 listopada 1993    4
Indie    4
Bombaj    4
Amar Singh i jego rodzina    5
Podróż na północ    5
Królestwo Nepalu    6
Czcigodny Mędrzec    6
Przeznaczenie czy przypadek?    7
Warszawa – przygody Roberta    7
Rayagopal Dipak    7
Szantaż    8
Krach na giełdzie    9
Tybet    9
Podróż w nieznane    9
Klasztor    10
Praca i nauka w klasztorze    11
Zheng Zhang i jego banda    12
Cisza przed burzą    12
Bitwa o klasztor    12
Po bitwie    13
Życie i walki w Tybecie    14
Marek przewodnikiem    14
Podstęp i walka    14
Niezwykły wyczyn    15
Nowe wyzwanie    17
Propozycja Świętego Mędrca    17
Polowanie z nagonką?    18
Zbieranie dowodów    18
Li Ming Huang i jego grupa specjalna    19
Powrót do Europy    19
Stella Fernandez    19
Porwanie    21
Włochy    23
Rzym    23
Romantyczny weekend    24
Złodziej na lotnisku    26
Tajemnice Stelli    27
Ojciec Stelli    27
Rozterki Schroedera    28
Dziwne losy Stelli    28
Przełom    29
Niespodziewane kłopoty Stelli    30
Kto za tym stoi?    32
Zlecenie    32
Pod Kulawym Piratem    33
Strzały na plaży    37
Podróż do Francji    39
Wyjazd    39
Przeprawa przez Pireneje    41
Obóz Basków    42
Niebezpieczne góry    43
Rancho Pierra    44
Walka nad strumieniem    45
W grocie    46
Francja    49
Podróż do Paryża    49
Hotelarz aktorem    50
Paryż    51
Ostatnie starcie w Paryżu    52
Paryż, lotnisko Orly    52
Paryż – chiński pościg    52
Paryż Orly, godzina 18:20    52
Szkocja    53
Stella w opałach    53
Sekrety Schroedera    54
W matni    55
Wojna podjazdowa    56
Zarzucanie sieci    58
Pułapka    58
Polska    59
Powrót Marka    59
Szukanie igły w stogu siana    60
Wielki dzień Kuby    61
Spotkanie Marka z Janem Nowakiem    62
Warszawa – spotkanie zakochanych    63
Londyn    64
Zamach    64
Bójka na ulicy    65
Szalony pomysł Stelli    67
Kim jest „Lord”, protektor Schroedera?    67
Wizyta w ambasadzie chińskiej    68
Kłopoty Wu Wang Ho    70
Szkocja    71
Turniej rycerski    71
Pułapka    73
Zmiany, zmiany, zmiany    75
Porządki    75
Nóż Stelli    76
Skarb w zamku    77
Luźne kartki    78
Warszawa – dom Roberta    78
Tybet, 15 grudnia 2002    79
Dorjee Passang    80
Spotkanie w drukarni    80
Atak na drukarnię    81
Ostatnia walka    81
Sielskie życie na wsi    81
Lee zwany Wściekłym Psem    81
Najwyższa kara    83
Zakończenie    84
Wyjaśnienia Marka    84
Cudowna wiadomość    85
Dodatek    86

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-933996-2-8
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wypadek

Obudził się cały mokry od potu. Z tym potwornym lękiem. Nadal czuł szybkie bicie serca. Budzi się tak codziennie od czasu, gdy to się wydarzyło. Widzi ten wypadek, wie, że za moment wszyscy zginą, ci, których tak bardzo kocha. Woła do nich, aby ich ostrzec na chwilę przed katastrofą. Ten krzyk go budzi. Zawsze ta scena – jest tak realna, jakby działo się to naprawdę, właśnie w tej chwili. Za każdym razem ma nadzieję, że go usłyszą i nie dojdzie do tej tragedii.

A wszystko zaczęło się w piątek, 13 sierpnia 1993 roku.

Marek nie lubił wstawać wcześnie rano. Do pracy miał iść po południu. Niestety, musiał posprzątać cały dom przed powrotem żony i dzieci z wakacji. Nie przeczuwał, że od dzisiaj nic już nie będzie takie, jak dawniej. Nic nie zwiastowało nadciągającego nieszczęścia, kataklizmu, który na zawsze miał zmienić całe jego życie. To był ostatni normalny poranek w jego dotychczas spokojnym i ustabilizowanym świecie. Aż do tego dnia wszystko w jego życiu układało się według ustalonego wcześniej planu. Nie wierzył w żadne przepowiednie ani przeznaczenie, na świat patrzył przyjaźnie, ale jakby lekko z góry. Był trochę zarozumiałym i pewnym siebie 29-letnim mężczyzną. Zawsze osiągał wszystko, co sobie zaplanował. Gdyby ktoś mu teraz powiedział, że straci to w jednej chwili i nic już nigdy nie będzie takie jak dawniej, uznałby to za ponury żart.

Kilka minut po godzinie siedemnastej Agata Zielińska, przełożona pielęgniarek w przychodni rejonowej, skończyła porządkować dokumenty. Mimo pięknej słonecznej pogody musiała spędzić ten tydzień w Warszawie – wyjazd na spóźniony urlop miała dopiero w niedzielę. Chciała jeszcze omówić kilka spraw z rejestratorką Zosią Thym. O tej porze w przychodni był już tylko doktor Marek Nowakowski, który przyjmował pacjentów w gabinecie na pierwszym piętrze. Schodząc na dół, widziała, że w poczekalni czekały do lekarza jeszcze trzy osoby. Dała rejestratorce grafik na przyszły tydzień i zanim zdążyła przekazać jej ostatnie wskazówki, zadzwonił telefon.

– Przychodnia rejonowa, słucham – powiedziała do słuchawki Zosia.

Agata patrzyła ze zdumieniem, jak jej koleżanka, zawsze pewna siebie i zdecydowana, robi się blada, a w jej oczach pojawiają się łzy. Widziała, że Zosia nie może wykrztusić z siebie ani słowa. Po chwili bez żadnych wyjaśnień podała jej drżącą ręką słuchawkę. Dzwonił policjant z Komendy Powiatowej Policji w Golubiu-Dobrzyniu. Wiadomość była szokująca:

– Na skrzyżowaniu drogi wojewódzkiej nr 534 z drogą krajową nr 15 w miejscowości Lipnica tir staranował samochód osobowy marki Ford Mondeo, którego właścicielem, według ustaleń policji, jest pan Marek Nowakowski. Wszyscy podróżujący tym pojazdem zginęli na miejscu. Policja pilnie szuka właściciela samochodu.

Agata była wstrząśnięta tą wiadomością i dopiero teraz zrozumiała reakcję Zosi. Po chwili wyjaśniła, że pan Marek Nowakowski jest lekarzem w tej przychodni i właśnie przyjmuje pacjentów. Na dodatek od dwóch dni coś nie działa w ich centralce i nie może przełączyć rozmowy do jego gabinetu. Zaraz potem pomyślała, że przez tę wiadomość nie będzie miał kto przyjąć ostatnich pacjentów. Chcąc sprawdzić, czy nie jest to przypadkiem pomyłka, poprosiła policjanta o dane osób z samochodu.

– W wypadku zginęli: Anna Nowakowska, lat dwadzieścia osiem, żona doktora; jego rodzice Anastazja i Bernard Nowakowscy oraz dzieci: trzyletni Maciej i dwuletnia Justyna.

Agata wiedziała, że nie jest w stanie przekazać tej wiadomości lekarzowi. Próbując odwlec tę straszną chwilę i dostarczyć wiadomość, gdy już nie będzie pacjentów w przychodni, poprosiła policjanta o potwierdzenie informacji faksem. Chciała, aby jak najmniej osób widziało doktora w przychodni po tej wiadomości. Podała numer faksu i siedziała z Zosią w rejestracji, modląc się w duchu, aby to wszystko nie było prawdą. Po prawie trzydziestu minutach przyszedł faks ze szczegółowym opisem wypadku, listą ofiar, ich pełnymi danymi osobowymi oraz informacją, gdzie są ciała i z kim ma się skontaktować rodzina. Na faksie były wyraźne pieczątki i dane komendy policji oraz policjanta, który się pod tym podpisał. Teraz nie było już żadnych wątpliwości. To była prawda. Straszliwa prawda. Obie wiedziały, że doktor stracił w wypadku całą rodzinę, ale żadna nie chciała przekazać mu tej wiadomości. Nie wyobrażały sobie, jak można coś takiego powiedzieć do tego miłego, sympatycznego i zawsze uśmiechniętego człowieka. Czekały, aż przychodnia opustoszeje, bojąc się tej chwili, kiedy wiadomość będzie musiała zostać przekazana. Niestety, czas biegł nieubłaganie.

Gdy ostatni pacjent zamknął za sobą drzwi przychodni, Agata wzięła faks i powoli zaczęła wchodzić po schodach na piętro. Szła jak na ścięcie. W gardle czuła ucisk, miała spocone i zimne dłonie. Serce kołatało jej w klatce piersiowej w szaleńczym tempie. Czuła, że trzęsą jej się ręce. Nigdy nie była w takiej sytuacji i nie wiedziała, jak się ma zachować. Niestety, musiała to zrobić. Weszła do gabinetu i kiedy doktor wstał i spojrzał na nią, wybuchnęła płaczem. Zdziwionemu lekarzowi bez słowa podała faks. Przez chwilę stał i patrzył na tekst, jakby nie rozumiał, co czyta. Potem zbladł i usiadł z powrotem na krzesło. W milczeniu zakrył twarz rękami. Agata nie mogła wykrztusić z siebie ani słowa. Odwróciła się i uciekła z gabinetu, a łzy same płynęły jej po policzkach. Na dole siedziała zapłakana Zosia. Teraz obie czekały w rejestracji, nie wiedząc, co dalej mają zrobić. Po pół godzinie lekarz z poszarzałą od bólu twarzą zszedł na dół i bez słowa wyszedł z przychodni.

Szedł do domu powoli, tak jakby nie widział nikogo i niczego przed sobą. W zeszłym roku skończył budować dom zaledwie trzy kilometry od przychodni i do pracy chodził pieszo. Po parnym, gorącym dniu właśnie zaczął padać lekki deszczyk i nie było widać, że po jego twarzy płyną łzy. W głowie kołatało mu tylko jedno pytanie:, Dlaczego? Dlaczego oni zginęli? Dlaczego…

Już wiedział, że stracił sens życia. Nie miał po co i dla kogo żyć. Nie widział dla siebie żadnej przyszłości. Żadnego celu. Doszedł, a raczej dowlókł się ostatkiem sił do domu. Wszedł do sypialni i rzucił się w ubraniu na łóżko. Chciał o niczym nie myśleć i nic nie czuć. Przez cały czas w głowie kołatało mu to samo pytanie:, Dlaczego mnie to spotkało? Dlaczego oni zginęli? Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? Potworny żal i smutek obezwładniał całe jego ciało. Nic wokół nie miało już znaczenia. Nic, co robił do tej pory, nie miało już sensu. Cały jego świat legł w gruzach. Stracić w jednej chwili wszystkich, których tak bardzo kochał, bez powodu…, Dlaczego? Za co?

Wieczorem Elżbieta Kwiatkowska, żona Roberta, usłyszała w wiadomościach o wypadku i zobaczyła rozbity samochód podobny do samochodu Marka. Wiedziała, że Marek musiał zostać w pracy, a cała jego rodzina była na wakacjach nad morzem. Dzisiaj mieli wrócić do Warszawy. Zaniepokojona zawołała Roberta i po krótkiej naradzie poszli razem do domu Marka i Anny. Drzwi były otwarte. W domu było ciemno. Żadnych dźwięków i śladu obecności gospodarzy. W sypialni na łóżku leżał w ubraniu Marek. Bez słów zrozumieli, co się stało. Robert dał Elżbiecie znak, żeby wróciła do domu, a sam został z przyjacielem.

Od dziecka zawsze wspólnie bawili się na podwórku i w przedszkolu, potem razem chodzili do szkoły podstawowej i średniej. Robert mieszkał obok Marka i zastępował mu brata. Dopiero na studiach musieli się rozdzielić – Robert wybrał prawo, a Marek medycynę. Do tej pory żyli w wielkiej przyjaźni, dlatego też razem obok siebie wybudowali domy. Marek z Anną mieli dwoje dzieci, a Robert z Elżbietą tylko jedną córeczkę, pięcioletnią Zuzannę.

Robert wrócił do domu po kilku godzinach, późno w nocy. Elżbieta nie pytała o nic. Wiedziała, że to, co się stało, było bardzo trudne dla nich obu. Następnego dnia rano Robert prawie siłą zabrał Marka do swojego samochodu i pojechali – jak to określił – pozałatwiać formalności. Elżbieta zdawała sobie sprawę z tego, że jest to dla Marka najgorsza do zrobienia rzecz w życiu. Niestety, było to konieczne. Wrócili po południu, ale Robert nigdy nie powiedział żonie ani słowa na temat tego, co się tam działo. Przez następne dni Marek wydawał się nieobecny wśród żywych. Co prawda, chodził, jak musiał, i jadł, jak go pilnowali, ale nic więcej. Pogrzebem, stypą i innymi sprawami zajmował się Robert, wzbudzając przy tym zdziwienie żony, która nie spodziewała się po nim takiej zaradności.

Dalsze komplikacje

Mijały dni. Marek nadal czuł się rozbity i zagubiony. Stale dręczyło go pytanie:, dlaczego? Nie mógł spać po nocach i skupić się na czymkolwiek w ciągu dnia. Co noc długo nie mógł zasnąć, a potem śniły mu się koszmary, przedstawiające ten straszny wypadek, którego nigdy nie widział. Wtedy budził się z krzykiem i lękiem. Robert odwiedzał go codziennie po pracy i zmuszał do przyjścia do nich wieczorem. Marek wcale nie chciał wychodzić z domu, ale ostatecznie zgadzał się na wspólne kolacje u przyjaciela, jak ich córka Zuzia już spała. Mijał dzień za dniem, a Marek ciągle był w szoku. Nie zastanawiał się nad przyszłością, nad tym, co się wokół niego dzieje. Jednakże Robert czuwał nad wszystkim. Znał go jak nikt inny na świecie i sam bardzo mocno przeżywał to, co się stało. To on załatwił dla Marka urlop okolicznościowy, a potem wypoczynkowy. Niestety, nic nie wskazywało na to, by stan psychiczny przyjaciela się poprawiał. Marek nadal nie był gotów do powrotu do pracy i w miarę normalnego życia. W tej sytuacji Robert poprosił o pomoc ich wspólnego kolegę Zenka Górnowicza, który był psychiatrą. Zenek wpadł do nich w sobotę na kolację. Najpierw wszyscy razem porozmawiali o starych czasach, potem Zenek poszedł z Markiem do jego domu na dłuższą rozmowę. Do Roberta wrócił dopiero po jedenastej wieczorem.

– No i co? – zapytał Robert.

Zenek rozłożył bezradnie ręce:

– Nic. Leków nie chce, pomocy żadnej też nie. Do pracy w takim stanie nie może wrócić. Wypiszę mu zwolnienie z pracy na miesiąc, ale musisz nad nim popracować, aby chociaż trochę nabrał ochoty do życia. Dzwoń do mnie o każdej porze, jak będzie się działo coś złego. Na razie nie mogę nic więcej pomóc. Zajrzę do niego za miesiąc, może wtedy będzie można się z nim łatwiej dogadać.

Marek był dość wysokim, dobrze zbudowanym, przystojnym mężczyzną o czarnych, bujnych włosach i czarnych oczach. Zawsze uchodził za bardzo miłego, wesołego i uprzejmego człowieka. Wszyscy go lubili. Niestety, teraz, po tej tragedii, stał się cichy i zamknięty w sobie. Nie interesował się otoczeniem ani innymi ludźmi. Nie było w nim żadnej energii ani chęci do robienia czegokolwiek. Tymczasem sytuacja wokół Marka zaczęła się zmieniać w sposób najmniej spodziewany. Dwie koleżanki Anny zapragnęły go pocieszać. Obie dzwoniły prawie codziennie, mimo iż Marek nie odbierał większości telefonów. Dopytywały się, czy czegoś nie potrzebuje, czy mogą mu w czymś pomóc. Przychodziły, oczywiście każda oddzielnie, co najmniej dwa lub trzy razy na tydzień, a to z upieczoną kaczką, a to ze słoiczkiem bigosu czy knedlami własnej roboty. Przynosiły ciasta i ciasteczka i stale były chętne do pomocy w domu. Zazwyczaj Marek nie otwierał drzwi, udając, że nie ma go w domu. Wchodziły więc do Elżbiety poczekać i pogadać. Wszystkie znały się dzięki Annie od lat. Robert zaczął nawet żartować, że jak Marek pójdzie do pracy, to liczba wielbicielek, a więc i smakołyków, znacznie się zwiększy. Będą wtedy mogli żywić się za darmo. Markowi nie było jednak do śmiechu. Nie chciał ich widzieć ani dostawać od nich czegokolwiek.

Po miesiącu przybyła następna pocieszycielka. Najpierw zjawiła się księgowa, aby Marek podpisał kilka dokumentów dotyczących zaległych rozliczeń. Potem przysłała z czymś do podpisu swoją siostrzenicę. Robert z Elżbietą bardzo się zdziwili, gdy pewnego razu ich córka przy kolacji oświadczyła, że nie pójdzie spać, zanim nie porozmawia z wujkiem Markiem. Z jej wyjaśnień wynikało, że dzisiaj była u niego prawdziwa Barbie. Zuzia widziała ją przez okno. Teraz uparła się, że musi mieć jej autograf, a najlepiej, żeby miała zdjęcie z prawdziwą Barbie. Na dowód tego przyniosła jedną ze swoich lalek i oświadczyła, że Barbie była właśnie w takim samym stroju. Dokładnie taka sama. Tylko, że ona była prawdziwa i duża, a nie taka mała i sztuczna, jak jej lalka. Po długich namowach i obietnicy, że jak tylko będzie to możliwe, wujek postara się o autograf prawdziwej Barbie, Zuzia poszła do łóżka. Kiedy Marek przyszedł do nich na kolację, Elżbieta z niewinną minką zapytała:

– Czy mógłbyś dla Zuzi załatwić autograf lub jeszcze lepiej zdjęcie prawdziwej Barbie?

Marek ciężko westchnął i odpowiedział:

– Przysłała ją księgowa po podpis pod jakimś zaległym rozliczeniem. Ale tak naprawdę to te wszystkie trzy panie przychodzą w tym samym celu, a ta przebrana za lalkę to już zupełnie przesadziła.

Elżbieta położyła mu rękę na ramieniu i z uśmiechem powiedziała:

– My to wiemy. Jesteś łakomym kąskiem dla wielu kobiet. Młody, wolny, bez zobowiązań, przystojny lekarz i do tego na pewno potrzebujący pocieszenia. Jak wrócisz do pracy, będziesz miał jeszcze więcej wielbicielek.

– Nie wrócę – oświadczył Marek, czym wprawił w zdumienie zarówno Roberta, jak i jego żonę.

– Co zamierzasz robić? – spytała Elżbieta.

– Chcę wyjechać, najchętniej daleko stąd. Myślałem o wyjeździe do Indii lub Tybetu.

– A co będzie z domem, spłatą twojego kredytu, pracą? – tym razem zapytał Robert.

– Dom możesz sprzedać lub wynająć – powiedział Marek. – Nie mogę tu już dłużej zostać. Proszę tylko, pomóżcie mi przygotować się do wyjazdu.

Robert nie próbował nawet dyskutować z Markiem. Znał przyjaciela i wiedział, że decyzja już zapadła.

Wyjazd – 6 listopada 1993

W ciągu tygodnia Robert pozałatwiał wszelkie formalności. Jak na prawnika przystało, przygotował różne upoważnienia, aby podczas nieobecności przyjaciela mógł zarządzać jego majątkiem. Elżbieta przygotowała dla Marka najpotrzebniejsze rzeczy na dłuższy pobyt w Indiach. W plecaku, kurtce oraz we wszystkich spodniach wszyła mu dodatkowe schowki na pieniądze i dokumenty. Robert znalazł najlepsze połączenie z Warszawy do Indii i kupił bilet na samolot do Bombaju z przesiadką we Frankfurcie. Kiedy wszystko już było gotowe, w sobotę rano 6 listopada zawiózł go na lotnisko. Samolot planowo odlatywał o 9:40 z Okęcia. We Frankfurcie Marek miał przerwę od 11:30 do 13:10, a do Bombaju przylatywał późno w nocy. Robert zarezerwował mu także hotel na pierwszą noc w Bombaju. To było wszystko, co mogli dla niego zrobić. Marek nie chciał żadnych rozmów na temat możliwości pozostania w Warszawie. Myślał tylko o wyjeździe jak najdalej od domu. Tam, gdzie nikt i nic nie będzie mu przypominał o tych, których stracił.

Na lotnisku pożegnali się prawie bez słów. Wszystko już sobie powiedzieli w ostatnich dniach. Robertowi było bardzo ciężko rozstawać się z Markiem, ale rozumiał, że nie może go zatrzymać. Myślał tylko o tym, by wrócił on cały i zdrowy. Nie miał pojęcia, kiedy przyjaciel pogodzi się z losem.

Marek dotarł do Bombaju w nocy o 1:30. Na lotnisku wsiadł w taksówkę. Po przyjeździe do hotelu rzucił się na łóżko, ale długo nie mógł zasnąć. Nad ranem śniły mu się jakieś dziwne miejsca, podróż przez Tybet i samotny klasztor na odludziu, a potem jeszcze śpiewy i modły mnichów. We śnie wydawało mu się, że rozumie słowa ich pieśni i modlitw. Obudził się dość późno i stwierdził ze zdziwieniem, że po raz pierwszy od wypadku spał bardzo mocno przez kilka godzin.Indie

Bombaj

Ten kraj zawsze ciekawił i fascynował Marka – zamierzał nawet kiedyś pojechać do Indii na wycieczkę, ale ze względu na pracę i rodzinę nigdy nie znalazł na to czasu. Teraz był w Bombaju, chociaż nie przypuszczał, że może tu trafić w takich okolicznościach. Wyszedł z hotelu zaraz po śniadaniu, aby obejrzeć miasto. Na zewnątrz było gorąco i parno. Nie spodziewał się 30 stopni Celsjusza i bezchmurnego nieba w listopadzie. To był jego błąd – nie pomyślał o warunkach życia w kraju, do którego się wybierał, gdyż nadal był skoncentrowany tylko na swoim nieszczęściu.

Nowy kraj, odmienna kultura i tysiące nowych, interesujących rzeczy na ulicy, różnokolorowy tłum będący mieszanką przeróżnych ras, narodów, religii i kultur, a także przedziwne, różnorodne, wielobarwne stroje i obca mowa – te nowe wrażenia tłumiły częściowo jego ból i rozpacz po stracie najbliższych. Przyleciał do Indii, ale celem jego podróży był Tybet. Miał nadzieję, że w tybetańskim klasztorze, z dala od cywilizacji, w zupełnie innym świecie odnajdzie spokój i odpowiedzi na nurtujące go pytania. Wiedział, że dotarcie tam nie będzie łatwe, ale na razie o to się nie martwił. Miał czas i nigdzie się nie spieszył. W tej chwili, chodząc ulicami Bombaju, chłonął nowe widoki, nie myśląc, co przyniesie jutro. W głębi duszy czuł, że musi znaleźć dla siebie nowy świat, nowe miejsce do życia i wewnętrzny spokój, a przede wszystkim odpowiedź na pytania o sens istnienia i własne przeznaczenie. Jedyną pociechą w tym wszystkim było to, że nikt go tu nie znał i o nic nie pytał. Nie było ciekawskich spojrzeń i zainteresowania jego osobą, tak jak w Warszawie. Cały czas jego duszę rozdzierał potworny ból po stracie ukochanych osób. Nie wyobrażał sobie, że mógłby teraz, po śmierci żony, zainteresować się jakąś inną kobietą, żyć dalej w ich wspólnym domu z inną osobą tak, jakby nic się nie stało. W jednej chwili stracił ukochaną żonę i cudowne dzieci oraz wspaniałych rodziców. Chciał być tam, gdzie nic nie będzie przypominać mu o nich i utraconym szczęściu.

Wszedł w boczną, wąską brukowaną uliczkę. Nagle, gdy chciał przejść na drugą stronę, zobaczył jadący zbyt szybko z góry stary, rozklekotany samochód dostawczy. Mężczyzna w stroju sikha przechodził właśnie przed nim przez jezdnię, nie widząc tego pojazdu i nie zdając sobie sprawy z zagrożenia. Marek złapał go za pas i mocno pociągnął do tyłu. W tym momencie samochód przejechał z łoskotem tuż obok. Marek usłyszał jakiś dziwny trzask i dopiero chwilę później zrozumiał, że było to uderzenie lusterka w głowę sikha. Mężczyzna osunął się bezwładnie zamroczony uderzeniem. Natychmiast zebrała się wokół nich spora grupka osób. Wszyscy gratulowali Markowi refleksu i uratowania życia temu człowiekowi. Po chwili, gdy niedoszła ofiara ocknęła się i minęło pierwsze oszołomienie, nieznajomy sam zaczął mu serdecznie dziękować. Nazywał się Amar Singh. Był szczupłym mężczyzną średniego wzrostu, o dość ciemnej skórze i czarnej brodzie, a na głowie miał czarny turban. Usiedli na chwilę na ławce, pod ścianą pobliskiej restauracji, bo Amarowi jeszcze kręciło się w głowie po niespodziewanym uderzeniu. Po krótkiej rozmowie poczuł się znacznie lepiej i zaprosił Marka do swojego domu. Marek zgodził się niemal bez wahania. Nie miał żadnych planów na resztę dnia, a poza tym nie był pewien, czy wszystko jest z Amarem w porządku po tym urazie. Na dodatek był bardzo ciekawy tych dziwnych ludzi i chciał ich bliżej poznać. Od rana na ulicy kilkakrotnie widział mężczyzn w kolorowych turbanach z czarnymi brodami. Wielu miało mały miecz lub sztylet u pasa.

Amar Singh i jego rodzina

Amar od kilku lat mieszkał w Bombaju. Jego dom znajdował się blisko miejsca wypadku, rozmawiając, dotarli tam w ciągu kilku minut. Ku zdumieniu Marka, rodzina Amara składała się z piętnastu osób mieszkających razem w dość dużym domu. Gospodarz miał tylko czwórkę dzieci, ale mieszkali z nim bracia, siostry i inni krewni. Po wstępnej prezentacji i opowieści o wypadku cała rodzina patrzyła na Marka jak na bohatera. Wszyscy byli bardzo mili i serdeczni, dzięki czemu szybko poczuł się tak, jakby się znali od dawna. Po skromnym poczęstunku, gdyż nie była to jeszcze pora na obiad, Marek zbadał Amara. Tak jak się spodziewał, na jego głowie był tylko duży guz. Miał on pod turbanem bardzo długie włosy, które mocno splecione zamortyzowały uderzenie.

Nowi znajomi zaproponowali Markowi, aby przeniósł się z hotelu do ich domu, co też przyjął z radością. Od dawna nie czuł się tak dobrze w żadnym towarzystwie, jak teraz w rodzinie Amara. Wieczorem przy wspólnym posiłku opowiedział im o sobie i planach podróży do klasztoru w Tybecie. Po pierwszym zaskoczeniu zaczęli namawiać Marka, by wybrał się w podróż razem z nimi. Amar, razem z synem, bratem i dwoma kuzynami, właśnie przygotowywali się do wyjazdu do najważniejszego miejsca kultu sikhów, jakim jest Złota Świątynia (Darbar Sahib) w Amritsarze. Przechowywany jest tam oryginał świętej księgi zwanej Sri Guru Granth Sahib. Po drodze chcieli jeszcze odwiedzić Katmandu, gdzie mieli do załatwienia jakieś sprawy handlowe. Potem planowali zabrać ze sobą krewnego z miasta, Pokhara, który razem z nimi miał jechać do Amritsaru. Mogli więc razem bez żadnych przeszkód podróżować aż do Nepalu. Dla Marka była to doskonała okazja, aby bez zbędnych kosztów i w miłym towarzystwie przejechać Indie i dotrzeć w Himalaje.

Po kolacji rozmawiali o podróży jak zgrana grupa traperów. Marek dopiero teraz mógł docenić pomoc Anny przy nauce języka angielskiego. Jako anglistka i nauczycielka z zamiłowania, uczyła go systematycznie przez lata języka, bez którego teraz nie poradziłby sobie w Indiach. Sikhowie planowali wyruszyć w podróż za kilka dni, tak więc Marek miał jeszcze czas na aklimatyzację i zwiedzanie Bombaju. Jego nowi przyjaciele przygotowali na wyprawę stary i trochę sfatygowany ośmioosobowy minibus. Ale, jak zapewnił go Amar, ten samochód potrafi wszędzie dojechać i nawet w górach nie będzie z nim żadnych problemów. Pojazd był bardzo pojemny i przystosowany do dalekich podróży, więc z dodatkowym miejscem dla Marka nie było problemu. Większość bagaży i tak przewozili na dachu.

Z powodu urazu głowy Amar przez te kilka dni, które pozostały do podróży, nie pracował intensywnie w firmie. Wolny czas spędzał na rozmowach z Markiem. Był bardzo dobrym rozmówcą. Codziennie rozprawiali o życiu, religii i obyczajach sikhów. Syn gospodarza Deepwant był zapalonym adeptem sztuk walki i codziennie sam lub z kuzynami ćwiczył jakieś układy. Brat Amara Shaminder pracował na co dzień razem z nim w firmie handlowej i dużo podróżował. Interesował się filozofią i religią. To on wyjaśniał Markowi różnice między religiami i obyczajami różnych narodów zamieszkujących Indie oraz opowiadał o historii sikhów. Jako młody chłopak spędził pięć lat w klasztorze, co było często praktykowane, aby zdobyć dobre wykształcenie bez konieczności ponoszenia specjalnych kosztów.

Podróż na północ

Po czterech dniach przygotowań i zwiedzeniu Bombaju, głównie w towarzystwie Deepwanta, Marek wyruszył z nowymi przyjaciółmi w podróż. Ze względu na gościa Amar zaplanował pierwszy postój w Agrze, aby pokazać mu jeden z najbardziej znanych na świecie zabytków, jakim jest Tadż Mahal. Mauzoleum zostało wzniesione przez cesarza Szahdżahana nad brzegiem rzeki Jamuny dla upamiętnienia ukochanej żony Mumtal Mahal, która zmarła w 1631 roku. Miejsce to wywarło na Marku wielkie wrażenie. Wielokrotnie widział je wcześniej w różnych albumach i przewodnikach, ale żadne zdjęcia i opisy nie są w stanie oddać piękna i rozmachu tej wspaniałej budowli. Po zwiedzeniu Agry wyruszyli następnego dnia w dalszą podróż. Jeden z kuzynów Amara Thakur Singh znał język tybetański i postanowił pomóc Markowi opanować jego podstawy. Podróż przebiegała w wesołej atmosferze. Nie spieszyli się zbytnio z jazdą – zatrzymywali się w zacienionych miejscach w południe, a wieczorem po zakupach na targu sami gotowali jedzenie. Przez cały czas Marek był czymś zajęty. Zazwyczaj słuchał opowieści o historii i życiu sikhów, a także obyczajach narodów zamieszkujących różne regiony kraju. Co jakiś czas dla urozmaicenia śpiewali piosenki. Gdy już nie mieli innego zajęcia, uczyli Marka zwrotów z języka sikhów lub Thakur uczył go tybetańskiego. Na postojach wieczorem i wcześnie rano Marek ćwiczył z synem Amara różne elementy walk wschodnich. Chłopak był szczęśliwy z tego powodu, bo nikt inny nie chciał z nim tego robić, zwłaszcza walczyć na kije.

Marek nie wiedział, że przyjaciele specjalnie zajmowali mu cały czas, aby nie rozmyślał o swojej tragedii. Nadmiar wiadomości nie mógł mu zaszkodzić. Zajęty poznawaniem ciągle nowych rzeczy umysł Marka nie miał czasu na rozpamiętywanie swojego problemu. Pytanie, „dlaczego?” Powracało jedynie przed snem i zaraz po przebudzeniu. A każdej nocy, od pierwszego dnia po przylocie do Bombaju, śniły mu się jakieś obrzędy religijne i śpiewy mnichów w klasztorze. Zapamiętywał z nich coraz dłuższe fragmenty i gdy spytał Thakura o znaczenie kilku zdań, okazało się, że są to słowa modlitw w języku tybetańskim. Wszyscy byli tym bardzo zdziwieni, ale nikt nie potrafił znaleźć wytłumaczenia dla tego nadzwyczaj dziwnego faktu.

Edukacja Marka przebiegała bardzo szybko – już wiedział, że sikhowie wierzą w Boga Stwórcę będącego ponad czasem, życiem i śmiercią, który istnieje sam w sobie oraz jest pozbawiony gniewu, strachu i nienawiści. To on stwarza, podtrzymuje, unicestwia i odtwarza świat, sam jednak nie ma początku ani końca – jest wieczny. Bóg po śmierci sądzi każdą duszę i może skierować ją do ponownej reinkarnacji lub (jeśli jest czysta) pozwolić jej zostać przy sobie. Każdy jest równy w oczach Boga. Trzy najważniejsze dla sikhów zasady to: pracuj, módl się, dziel się z innymi. Dziesiąty guru, Gobind Singh, ustanowił reguły wspólnoty sikhijskiej i nadał wszystkim męskim członkom wspólnoty przydomek Singh – lew. Kobiety sikhijskie noszą zaś imię Kaur – księżniczka. Sikhizm uznaje równość kobiet i mężczyzn. Mają one prawo uczestniczyć we wszystkich obrzędach i czytać Księgę przed wiernymi w gurdwarze. Aby odróżnić się od wyznawców innych religii, sikhowie mieli obowiązek nosić Pięć Ka – symboli sikhijskiej wiary: długie włosy (kes), grzebień (kangha), sztylet (kirpan), krótkie spodenki (kaćh) i stalową bransoletę (kara). Do dzisiaj wszyscy sikhowie noszą długie włosy, posiadają grzebień i bransoletę, ale sztylet i spodenki obecnie są wyróżnikami jedynie strażników wiary, tak zwanych Świętych Wojowników.

Sikhowie nie piją alkoholu i nie palą tytoniu. Dzień sikha powinien być wypełniony pracą, którą otacza on głębokim szacunkiem, i rozmyślaniami zbliżającymi go do Boga. Nie wolno im także zajmować się hazardem, sprzedażą alkoholu i tytoniu. Wspieranie ubogich i pomoc potrzebującym jest ich obowiązkiem. Dlatego też pomoc dla Marka traktowali jako swój obowiązek, przyjemną odmianę w życiu i zasługę przed Bogiem. Życie religijne sikhów koncentruje się w świątyni, gurdwarze. Nabożeństwa polegają na czytaniu wybranych wcześniej fragmentów Sri Guru Granth Sahib, świętej księgi sikhów. Nie ma określonych godzin nabożeństw. Zazwyczaj zbierają się na modlitwy rano i wieczorem, a w ciągu dnia powinni jak najczęściej wstępować do gurdwary. Dlatego też kilka razy w czasie podróży zajeżdżali do sikhijskich świątyń. Pierwszy raz weszli razem do gurdwary w Agrze. Przy tej okazji Marek dowiedział się, że osoby innych religii są mile widziane w świątyni, jednakże wszystkich obowiązuje kilka zasad: zdjęcie obuwia, nakrycie głowy, obmycie rąk i zakaz wnoszenia papierosów. W przeciwieństwie do świątyń hinduistycznych, w gurdwarze nie ma wizerunków bóstw i świętych, natomiast na honorowym podwyższeniu, zwanym tacht, spoczywa święta księga sikhów.

Podróżowali niezbyt szybko, zatrzymując się w dogodnych miejscach na nocleg. Sami gotowali, wieczorami śpiewali i modlili się. Marek nie miał się gdzie spieszyć, więc taki sposób podróżowania bardzo mu odpowiadał. Był listopad, a temperatury nadal jak w Polsce w czasie wielkich upałów. 20 Listopada zobaczył po raz pierwszy Himalaje. Góry wielkie, majestatyczne, wyniosłe, wyglądające, jakby nagle wyrosły z równiny. Już z daleka sprawiały wrażenie ogromnych i niedostępnych.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: