Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Przez niego zginę - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
24 sierpnia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Przez niego zginę - ebook

Dwudziestoośmioletnia Maggie Sparkes przyjeżdża do Nowego Jorku, by spakować rzeczy przyjaciółki, która popełniła samobójstwo. Policja zgromadziła mocne dowody. Twierdzą, że Celine połknęła całe opakowanie środków psychotropowych, popiła je wódką i już się nie obudziła. W szkatułce ukrytej w mieszkaniu przyjaciółki Maggie odkrywa jednak coś, co stawia wiele niewygodnych pytań. Musi dowiedzieć się czegoś o tajemniczym mężczyźnie, którego Celine kochała, chociaż miał stać się przyczyną jej zguby.

Szukając informacji, Maggie odkrywa nieznane fakty z prywatnego życia przyjaciółki. Przypadkowo stawia się także na celowniku mordercy, który nie cofnie się przed niczym, by jego zbrodnie nie wyszły na jaw.

"Ten mężczyzna był moim zbawieniem. Teraz przez niego zginę."

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8075-155-2
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

MAGGIE

23.12.2015

Nadgarstki palą.

Godziny spędzone na próbach uwolnienia rąk z liny związanej za moimi plecami sprawiły, że moja skóra jest otarta i poraniona. Jestem pewna, że zostaną mi brzydkie blizny.

Nie żeby miało to jakiekolwiek znaczenie, gdy będę martwa.

Zaczęłam przyzwyczajać się do tej myśli mniej więcej w tym samym czasie, w którym odpuściłam sobie trzymanie pełnego pęcherza. Teraz, przemarznięta na kość, po prostu leżę w kałuży moczu i wymiocin, a zęby bolą mnie od zaciskania na każdym wyboju drogi.

Próbuję ignorować ciemność, walcząc jednocześnie z ogarniającą mnie paniką. Lęk dosłownie mnie dusi.

On o tym wie.

Teraz to wykorzystuje. To właśnie musi być to – odkrywa twoje tajemnice, obawy, słabości – po czym obraca je przeciwko tobie. Zrobił to Celine.

Teraz robi to mnie.

Właśnie dlatego zamknął mnie w ciasnym bagażniku, gdzie moje płuca pracują ponad swoje możliwości, korzystając z ograniczonych ilości tlenu, podczas gdy moja dzika wyobraźnia podsuwa scenariusze tego, co może mnie czekać na końcu tej drogi.

Rozpędzone do granic serce gotowe jest wybuchnąć.

Samochód wpada w wyjątkowo głęboką dziurę, aż grzechoczą mi kości. Już tak długo jestem tu uwięziona. Godziny. Dni. Nie mam pojęcia. Wystarczająco długo, by odtworzyć w głowie każdy popełniony błąd.

To, jak mu zaufałam, jak dałam się nabrać na jego urok, jak uwierzyłam w jego kłamstwa. Jak ułatwiłam mu to wszystko.

Jak ułatwiła mu to Celine, pozwalając mu się zbliżyć.

Zanim ją zabił.

Jak zabije i mnie.ROZDZIAŁ 1

MAGGIE

30.11.2015

Promienie popołudniowego słońca sączą się przez wąskie okno, rzucając ciepły blask na kwiatową kołdrę Celine.

Byłby to przyjemny widok, gdyby nie fakt, że trzynaście dni temu w tym samym łóżku znaleziono jej ciało.

– Maggie?

– Tak? – odpowiadam, nie odwracając się, a mój wzrok błądzi po niewielkiej sypialni. Nigdy nie byłam fanką Nowego Jorku i tych jego drogich dzielnic. Zbyt głośny, zbyt zatłoczony, zbyt pretensjonalny. Weźmy na przykład to mieszkanie na Lower East Side, znajdujące się na drugim piętrze, w ciągu budynków pochodzących z dziewiętnastego wieku, z chwiejnymi, metalowymi schodami przeciwpożarowymi na tyłach oraz z kiczowatą kawiarnią z przodu. Miesięczny czynsz jest wyższy niż rata kredytu hipotecznego, który spłaca przeciętny Amerykanin.

A Celine je uwielbiała.

– Gdybyś mnie szukała… jestem pod czterysta dziesięć.

W końcu obracam się do zarządcy budynku – kasztanowłosego Anglika, na oko koło trzydziestki, z niewielkim zarostem na policzkach, ubranego w wyblakłe niebieskie jeansy – zmierzającego do drzwi. Biorąc pod uwagę, że mieszkanie ma niecałe pięćdziesiąt metrów kwadratowych, dotarcie do nich nie zajmuje mu dużo czasu.

Chyba podał mi swoje imię, ale nie słuchałam. Zamieniłam z nim dwa słowa przed mieszkaniem Celine, uzbrojona w stos kartonowych pudeł i worków na śmieci. Kolekcja miękko tykających zegarów twierdzi, że było to prawie pół godziny temu. Od tamtej pory po prostu tu stoję, wpatrując się w ściany z cegły, zastawione sięgającymi do sufitu regałami, wypełnionymi imponującą kolekcją skarbów, które Celine gromadziła przez niemal dwadzieścia osiem lat, i zbliżające się do mnie.

Jednak czuję, że muszę się odezwać.

– To ty wpuściłeś policję? – Celine nigdy nie brała wolnego w pracy, nigdy się nawet nie spóźniała. Właśnie dlatego, gdy dwa dni z rzędu się w niej nie zjawiła, nie odbierała telefonu i nie otwierała drzwi, jej współpracowniczka w końcu zawiadomiła policję.

Zarządca kiwa głową.

– Widziałeś ją?

Mężczyzna zerka na cienką ściankę oddzielającą sypialnię od reszty mieszkania – jej jedynym celem jest umożliwienie właścicielowi budynku pobierania czynszu za dwupokojowe mieszkanie zamiast kawalerki. Nie ma tu nawet wystarczająco dużo miejsca na drzwi. Tak, widział jej ciało.

– Wydawała się bardzo miła – mówi ochryple, przestępując z nogi na nogę. Wolałby przetykać muszlę klozetową, niż być tutaj w tej chwili. Nie mam mu tego za złe. – Um… jeśli chcesz, po skończonej pracy możesz wsunąć klucz do szczeliny na listy w moich drzwiach. Wrócę wieczorem, to go znajdę.

W innych okolicznościach uznałabym, że ma uroczy akcent.

– Zostanę tu na trochę.

Marszczy czoło.

– Nie możesz…

– Tak, mogę – rzucam, przerywając jego sprzeciw. – To mieszkanie jest wynajęte aż do końca stycznia, prawda? Więc nawet nie waż się mówić, że czegoś nie mogę. – Nie będę się spieszyć z opróżnieniem go, aby jakiś głupi zarządca mógł je od razu wynająć i zainkasować podwójny czynsz do własnej kieszeni. – Dodatkowo… – ponownie rozglądam się po salonie – przez chwilę muszę pozostać przy Celine, nawet jeśli jej już tutaj nie ma.

– Oczywiście. Chciałem tylko… – Przygryza dolną wargę, jakby powstrzymywał oschłą odpowiedź. Kiedy ponownie się odzywa, jego głos na powrót jest miękki: – Trzeba wymienić materac i pościel. Zrobiłbym to wcześniej, ale stwierdziłem, że decyzja nie należy do mnie. Nakryłem je kocem i wietrzyłem, ale…

Wzdycham roztrzęsiona, nerwy spinają moje ciało. To ja tu jestem głupia.

– Tak. Przepraszam. – Oddycham głęboko. Odświeżacz powietrza nie do końca maskuje zapach. Jej ciało leżało na tym łóżku przez dwa dni.

Była martwa.

Zaczynała się rozkładać.

– Do czasu dostarczenia nowego materaca będę spała na kanapie. – Będzie luksusem w porównaniu z cienkim śpiworem na podłodze chaty w Etiopii, na którym spałam przez ostatnie trzy miesiące. Mam tu przynajmniej bieżącą wodę i nie dzielę pokoju z dwójką innych ludzi. Na szczęście nie ma tu też szczurów.

– Gdybyś chciała, mógłbym tu kogoś podesłać, aby pomógł ci wynieść ten stary – mówi, wkładając ręce do kieszeni i powoli się wycofując.

– Dziękuję – mówię z uśmiechem skruszonym głosem, obserwując, jak młody zarządca wychodzi, zamykając za sobą drzwi.

Mój wzrok powraca do niekończących się regałów. Od dwóch lat nie odwiedzałam Celine w Nowym Jorku. Zawsze spotykałyśmy się w Kalifornii, stanie, gdzie się wychowywałyśmy.

– Rany, nie próżnowałaś – szepczę. Celine zawsze uwielbiała stare, wyrzucane rzeczy, miała do nich oko. Zapewne każdy odcinek programu o handlarzach antykami widziała ze trzy razy. We wrześniu miała rozpocząć studia magisterskie na wydziale sztuki, aby zostać rzeczoznawcą. Z jakiegoś powodu spóźniła się ze złożeniem dokumentów.

Jednak nie powiedziała mi o tym. W zeszłym tygodniu dowiedziałam się tego od jej matki.

Jej mieszkanie wygląda raczej jak komis niż miejsce, w którym ktoś mógłby żyć. Przynajmniej rzeczy są poukładane i pogrupowane logicznie. Jedne półki przeznaczone są dla ręcznie malowanych filiżanek, inne dla srebrnych zastaw do herbaty, prawdziwych, ręcznie szlifowanych kryształów, ornamentowanych zegarów, zdobionych zegarków, ręcznie malowanych płytek i tak dalej. Na niewielkich stoliczkach stoją lampki witrażowe, zegary i nieskończenie wiele książek na temat historii sztuki. Na kilku osobnych półkach znajduje się kompozycja przeróżnych bibelotów.

Bardzo niewiele rzeczy w tym mieszkaniu nie jest antykami. Na mosiężnym stojaku na butelki można znaleźć wódkę Ketel One, whisky Maker’s Mark, jak i likier ziołowy Jägermeister. Na wysłużonym drewnianym blacie biurka, które przypomina szkolną ławkę, znajduje się jej komputer i kilka książek. Jest tu nawet niemal metrowa sztuczna choinka, której gałązki udekorowane są staroświeckimi ozdobami.

Spaceruję po mieszkaniu, wszystkiego dotykając i sprawdzając. Pociągam szufladę, ale jest zamknięta i nigdzie nie widzę klucza. Muskam palcem skórzany grzbiet Poskromienia złośnicy stojącej na półce. Nie ma ani odrobiny kurzu. Celine nie znosiła bałaganu. Wszystkie rzeczy musiały stać w równej odległości od siebie, poukładane wielkościami, małe z przodu, większe z tyłu, jakby mierzyła je najpierw linijką, po czym nigdy nie przesuwała.

Spinam się, stojąc pośrodku tego zorganizowanego chaosu, a może odzywa się moja niezwykle minimalistyczna osobowość.

Wzdycham i rzucam torebkę na kanapę. Odkładam telefon, jednak najpierw piszę wiadomość do mojej asystentki Taryn, by poprosić ją o zakup podwójnego materaca i dostawę pod adres Celine. Wyłączam telefon, nim Taryn zdąży zasypać mnie gradem niepotrzebnych pytań. Komórkę mam wyciszoną, odkąd pięć dni temu wylądowałam w San Diego, by pójść na pogrzeb. Nawet przy dwóch asystentkach pomagających mi w sprawach organizacyjnych, gdy muszę uporać się ze śmiercią przyjaciółki, telefon nie przestawał wibrować.

Mogą poczekać, gdy będę wymyślać, od czego tutaj zacząć.

Wiem, że czeka mnie sporo papierkowej roboty i wizyta u prawnika. Wszystkie wpływy ze sprzedaży powinny trafić do matki Celine, Rosy, choć ta nie chce ani pensa. Postanowiła, że jeśli sprzedam coś, czego nie będę chciała zatrzymać, w imieniu jej córki mam przeznaczyć dochód na moją organizację charytatywną.

Wiem, że Rosa nadal jest w szoku, ponieważ z natury lubiła gromadzić rzeczy – Celine miała to po niej – więc zaskoczyło mnie, gdy stwierdziła, że nie chce zatrzymać przynajmniej części skarbów córki. Jednak była nieugięta, a ja nie zamierzałam nalegać. Spakuję kilka drobiazgów, które mogą coś dla niej znaczyć, i wyślę do San Diego.

Chociaż, widząc wszystkie te rzeczy w mieszkaniu Celine, wnioskuję, że ich sprzedaż potrwa wieki. Kusi mnie, by spakować wszystko do pudeł, oszacować wartość i wypisać czek. Jednak byłoby to pogwałceniem wszystkich wieczorów i weekendów, które Celine poświęcała na polowania w komisach z antykami i na wyprzedażach garażowych, wykorzystując nieświadomość sprzedawców, jak wielki posiadają skarb.

Moją uwagę przyciąga półka z surowego drewna, zawieszona nad fioletową zamszową kanapą, otoczona jedwabnymi zasłonkami, na której w pozłacanych ramkach stoją zdjęcia z dzieciństwa Celine. Na większości jest z mamą. Na niektórych sama. Na czterech jestem też ja.

Uśmiecham się, dotykając fotografii przedstawiającej mnie i Celine w zoo w San Diego. Miałam wtedy dwanaście lat, a moja przyjaciółka jedenaście. Nawet wtedy była olśniewająca, z oliwkową, opaloną nad basenem skórą. Przy niej moja jasna walijska karnacja zawsze wyglądała niezdrowo.

Poznałam Celine, gdy miałam pięć lat. Matka zatrudniła jej mamę, Rosę Gonzalez, jako gosposię i opiekunkę w zamian za wyżywienie i mieszkanie zarówno dla niej, jak i jej czteroletniej córeczki. Przerabiałyśmy wiele niań, ale mama nigdy nie była zadowolona z ich pracy. Jednak Rosa miała znakomite referencje. Kiedyś podsłuchałam, jak matka mówiła do koleżanki, że bardzo trudno znaleźć dobrą pomoc. Znajome pochwaliły jej hojność w stosunku do Rosy, ponieważ dała schronienie nie tylko imigrantce z Meksyku, ale również jej dziecku.

Celine weszła do ogromnego domu moich rodziców w La Jolla, przyglądając się wszystkiemu wielkimi brązowymi oczami. Miała długie ciemne włosy, splecione w warkocze ozdobione niebieskimi kokardami. Ubrana była w biało-niebieską sukienkę i pasujące kolorem skarpetki, przez co wyglądała jak bohaterka Czarnoksiężnika z krainy Oz. Celine wyznała mi później, że była to jej jedyna sukienka, zakupiona w sklepie z używaną odzieżą, zakładana jedynie na wyjątkowe okazje.

Rosa i Celine mieszkały z nami przez dziesięć lat. Celine szybko przejęła moje codzienne zwyczaje. W drodze do mojej prywatnej szkoły kierowca wysadzał ją przed szkołą publiczną. Choć jej szkoła była całkiem dobra, błagałam rodziców, by również opłacili Celine prywatną. Wtedy nie do końca rozumiałam ideę pieniędzy, ale wiedziałam, że mieliśmy ich dużo, więc było nas na to stać.

Powiedzieli mi, że świat tak nie działa. Poza tym, mimo iż Rosa chciała jak najlepiej dla swojej córki, była zbyt dumna, by przyjąć aż tak hojny dar. Nawet przekazywanie Celine moich nienoszonych już ubrań było niekończącą się walką.

Bez względu na to, gdzie spędzałyśmy dnie w czasie od przyjścia ze szkoły do pójścia spać, byłyśmy nierozłączne. Wracałam z lekcji gry na fortepianie i uczyłam Celine, jak czytać nuty. Wykorzystywała drugą stronę mojej sztalugi, byśmy wspólnie w oknie mojego pokoju mogły malować ocean. Kibicowała mi przy nurkowaniu i liczyła czas okrążeń naszego basenu, po czym ja robiłam to samo dla niej. W upalne dni siedziałyśmy na leżakach pod palmą, snując plany na przyszłość. W moich oczach Celine zawsze miała być częścią mojego życia.

Tworzyłyśmy przedziwną parę. Poczynając od naszego wyglądu, przez różny status społeczny i przeciwne charaktery, chyba nie mogłyśmy się bardziej różnić. Byłam kapitanem kółka dyskusyjnego, Celine natomiast grała romantyczne bohaterki w szkolnych przedstawieniach. W wieku trzynastu lat wspierałam wakacyjną kampanię charytatywną, podczas gdy Celine śpiewała w chórze dla lokalnych seniorów. Regularnie czytywałam „Wall Street Journal”, jak i „Los Angeles Times”, podczas gdy Celine zasypiała z książkami Jane Austen na piersi.

Pewnej lipcowej soboty, gdy miałam piętnaście lat, moi rodzice poinformowali mnie o rozwodzie. Wciąż dobrze pamiętam tamten dzień. Podeszli do leżaka nad basenem, na którym się wylegiwałam. Tata ubrany w strój do golfa, mama niosąc talerze zrobionej przez Rosę enchilady. Od miesięcy żyli w separacji, choć nie miałam o tym pojęcia, ponieważ tak naprawdę rzadko widywałam ich razem.

Dom w La Jolla miał iść na sprzedaż. Tata kupował mieszkanie blisko lotniska, aby łatwiej było mu podróżować w interesach, podczas gdy matka chciała przenieść się do Chicago, gdzie nasza rodzinna firma, Sparkes Energy, miała swoją siedzibę. Mogłam zdecydować, gdzie chciałabym mieszkać w czasie, gdy nie będę akurat w internacie prestiżowej szkoły w Massachusetts, którą dla mnie wybrali na ostatnie trzy lata liceum.

Najgorsze było jednak to, że Rosa i Celine miały iść własną drogą.

Rosa, która była dla mnie rodzicem bardziej niż własna matka czy ojciec.

Celine… moja przyjaciółka, moja siostra.

W ciągu dwóch tygodni obydwie miały zniknąć z mojego życia.

Mama powiedziała mi, że zawsze będę mogła do nich dzwonić. Miałam telefon, więc z niego korzystałam. Przez lata każdego dnia dzwoniłam do Rosy i do Celine. Miałam dalekosiężny plan, mimo to wciąż doprowadzałam matkę do szału wysokością rachunku telefonicznego, rozżalona, że zostawiła mnie, by zajmować się swoją firmą. Święta wolałam spędzać z Rosą i Celine niż z Melody lub Williamem Sparkesami.

Szczerze mówiąc, nie widziałam innej możliwości.

Celine i Rosa pozostały stałym elementem mojego życia, przechodząc ze mną przez studia, chłopaków, pracę i prowadzenie organizacji charytatywnej, dzięki której od sześciu lat mieszkałam to w Afryce, to znów w Azji.

Aż trzynaście dni temu szloch Rosy popłynął w słuchawce telefonu w wiosce blisko Nekemtie w Etiopii, gdzie wspierałam budowę domów i wodociągu. Po długim, żmudnym dniu na palącym słońcu moje ręce pokryte były zadrapaniami od blachy falistej, a mięśnie bolały od noszenia cegieł, więc głos Rosy mną wstrząsnął. Kalifornia wydawała się być na końcu świata. Z początku myślałam, że mam halucynacje z powodu odwodnienia. Jednak gdy po raz trzeci powiedziała: „Celine popełniła samobójstwo”, w końcu to do mnie dotarło. Chociaż nie miało sensu.

Wciąż go nie ma.

W podróży towarzyszyła mi pustka – najpierw w autobusach i w wyczarterowanym samolocie, później w liniowych samolotach – aż dotarłam do skromnego domu Rosy na przedmieściach San Diego. Ta pustka nie odstępowała mnie podczas pełnej emocji wizyty, jak i pogrzebu. Zwarta meksykańska społeczność była przybita tą wiadomością. Jednak byłam wystarczająco otępiała, by spojrzeć Rosie w przekrwione, podkrążone oczy i zgodzić się na podróż do Nowego Jorku, by zaopiekować się dobrami doczesnymi pozostałymi po jej dziecku.

Dochodzenie zostało oficjalnie zamknięte przez policję, która czeka teraz jedynie na raport z autopsji, potwierdzający śmiertelna dawkę Xanaxu – pudełko po lekach, zakupionych na receptę dwa dni wcześniej, wciąż stoi otwarte na szafce nocnej Celine – jak i krytyczną dawkę alkoholu, który, pomieszany z lekiem psychotropowym, doprowadził do jej śmierci. Zakwalifikowano to jako szybkie, nieskomplikowane śledztwo w sprawie samobójstwa, ponieważ znaleziono przy łóżku kartkę z jej charakterem pisma, na której widniał tekst: Przepraszam za wszystko.

Ramka zdjęcia pęka pod wpływem siły moich palców, gdy łzy spływają strumieniami po policzkach. Dopada mnie przemożna chęć zniszczenia całej półki tych wesołych wspomnień.

Wszystko to wydaje mi się niemożliwe. Jak mogła zrobić to matce? Przenoszę spojrzenie na fotografię Rosy – drobnej brunetki o wielkim sercu, która potrafiła ściskać zasmuconych nieznajomych i wyrzucać z siebie ciągi hiszpańskich zdań, kiedy ktoś próbował wstać od stołu, zostawiając resztki na talerzu.

Nie widziałam Rosy od świąt Bożego Narodzenia. Wciąż wygląda krucho, choć minęło jedenaście miesięcy, odkąd lekarz ogłosił, że podwójna mastektomia, chemioterapia i naświetlanie zadziałały, a pacjentka znajduje się w stanie remisji. W styczniu minie rok, odkąd Celine zadzwoniła z dobrymi wieściami: Rosa ostro walczyła z rakiem piersi – i wygrała.

Więc dlaczego, u diabła, Celine miałaby narażać matkę na tak wielkie cierpienie?

Przemierzam bez celu mieszkanie. Jestem mocno wykończona podrożą, jet lagiem, płaczem i widokiem wszystkiego, co pozostało po mojej przyjaciółce.

Jednak niektóre rzeczy mnie zaskakują – szafa pełna sukienek od znanych projektantów, na które Celine prawdopodobnie nie mogłaby sobie pozwolić za pensję asystentki, czy półka w łazience pełna krwistoczerwonych szminek i odważnych, ciemnych cieni do powiek, których nigdy nie widziałam nałożonych na jej naturalnie piękną twarz, nawet na ostatnich zdjęciach.

Znając Celine, kupiła te sukienki w sklepach z używaną odzieżą. A kosmetyki, cóż… Musiała ładnie wyglądać, malując usta czerwoną szminką.

Uśmiecham się, muskając dłoń pędzlem z bronzera, który pozostawia na mojej skórze świetlisty ślad. To ja powinnam być taka – mieć ekstrawaganckie ubrania i kosmetyki, starając się, by mój wygląd mówił o pieniądzach. Jako czwarte pokolenie w jednej z największych energetycznych firm świata, pewnego dnia dostanę pięćdziesiąt jeden procent udziałów koncernu. Choć moi rodzice nie muszą pracować, oboje prowadzą oddziały – mój ojciec zarządza „brzydką” gałęzią spalania węgla, podczas gdy matka zasłania się maską wiatraków i farm solarnych, ukrywając fakt, że wszyscy powoli przyczyniamy się do zniszczenia świata.

Dorastałam świadoma protestów. Przeczytałam wystarczająco wiele artykułów o chciwości i szkodach wyrządzanych planecie, które są skutkiem tej działalności. Miałam dwadzieścia jeden lat, wciąż byłam młodą idealistką, kiedy nastąpił wyciek z tankowca u wybrzeży Chin, co było najnowszym skandalem wiążącym się z naszą firmą, przez co postanowiłam, że nie chcę mieć nic wspólnego z ogromnym funduszem powierniczym, jaki zostawiła mi babcia. Właściwie jeden podpis dzielił mnie od przekazania tych pieniędzy na fundację charytatywną. Moim największym błędem – a jednocześnie zbawieniem – było to, że próbowałam to zrobić przy pomocy prawnika, który był lojalnym konsultantem prawnym Sparkes Energy. Oczywiście poinformował rodziców, którzy zaczęli ze mną walczyć. Nie słuchałam ich.

Jednak słuchałam Celine. To ona przekonała mnie, by tego nie robić, wysyłając mi link za linkiem do artykułów opisujących skandale w organizacjach charytatywnych. Były tam informacje, jak niewiele pieniędzy trafia do potrzebujących, a jak dużo zostaje w kieszeniach oficjeli. Snuła najczarniejsze scenariusze, by odwieść mnie od pierwotnego planu, ponieważ wiedziała, jak to wszystko funkcjonuje. Zasugerowała, że powinnam wykorzystać pieniądze z funduszu powierniczego na założenie własnej organizacji charytatywnej. Kierując nią osobiście, mogłabym robić dużo większe i lepsze rzeczy.

Właśnie w ten sposób otworzyłam Zjednoczone Wioski.

Celine miała rację.

ZW mają może sześć lat, jednak już stały się międzynarodową organizacją non profit, opartą na systemie pożyczkowym na całym świecie, ukierunkowanym na budowanie samowystarczalnych wiosek. Uczymy dzieci czytać, dajemy im dach nad głową, czystą wodę, ubrania i książki. Wykorzystując moje własne pieniądze i środki pozyskane przez organizację Zjednoczonych Wiosek, udało nam się pozostawić po sobie trwały ślad w trzydziestu sześciu różnych społecznościach w krajach na całej ziemi.

Ale nie wypisuję jedynie czeków, siedząc w domu w Kalifornii. Jestem na miejscu, doświadczam zmian na własnej skórze. Moi rodzice tego nie rozumieją. Wiele razy starali się wykorzystać moją organizację do poprawy wizerunku Sparkes Energy.

Za każdym razem odmawiałam.

Ponieważ po raz pierwszy od dłuższego czasu jestem prawdziwie dumna z bycia Maggie Sparkes.

Nie ostrzegłam ich nawet w temacie mojego nowego przedsięwzięcia – zapewnienia znaczącego wsparcia finansowego dla firm wdrażających rentowne i ekonomiczne rozwiązania dla zielonej energii. ZW przygotowuje się, by w najbliższych tygodniach ogłosić to w mediach. Choć w tej chwili nie jestem w stanie o tym myśleć, niedługo będę do tego zmuszona. Zbyt wielu ludzi na mnie liczy.

Jednak na razie… mogę myśleć jedynie o Celine.

Wchodzę do jej sypialni, stoję plecami do kolejnego regału wypełnionego bibelotami, przodem do stóp wykonanego z kutego żelaza łóżka, przykrytego kwiatową pościelą, jakby Celine rano je zasłała. Jakby zaraz miała wrócić i śmiać się ze mną przy lampce wina.

Zdejmuję kołdrę, odkrywając pod nią smutny dowód.

Przypomnienie, że to nigdy nie nastąpi.

Przechodząc wzdłuż boku łóżka – muszę się obrócić i nakombinować, aby się zmieścić – zmierzam w kierunku starych drewnianych skrzynek po artykułach spożywczych, stojących na szafce nocnej. Dopada mnie nostalgia, gdy dotykam ciężkich zamków i ręcznie robionego, masywnego wieka antycznej szkatuły stojącej obok lampy. W dniu, w którym wypatrzyłam ją w komisie z antykami, szukając prezentu na szesnaste urodziny Celine, pomyślałam o średniowiecznym zamku. Starzec, który mi ją sprzedał, powiedział, że to prawdziwa osiemnastowieczna szkatułka.

Czymkolwiek by była, wiedziałam, że spodoba się Celine.

Niosę ją do salonu, siadam na kanapie i otwieram. W środku znajduję sentymentalne pamiątki Celine. Bilety z koncertów, jakieś notatki, zasuszoną różę, różaniec po babci, który dała jej matka. Rosa jest niezwykle religijna, natomiast Celine jako oddana córka utrzymywała przy matce pozory, jednak przyznała mi się kiedyś, że nie znajduje w tym żadnej wartości.

Wyciągam wszystkie przedmioty, układając je na ławie, aż zostaje samo aksamitne podłoże szkatułki. Szukam na zewnątrz niewielkiej dźwigienki – pamiętając własne zaskoczenie, gdy sprzedawca pokazał mi tajemny schowek – aż słyszę kliknięcie i widzę otwierające się podwójne dno.

Wstydliwe, tajemnicze oczy Celine rozjaśniły się, gdy pierwszy raz pokazałam jej tę sporej wielkości skrytkę. Była idealna na skarby, liściki od chłopaków i srebrną bransoletkę, którą kupił jej chłopak w ostatniej klasie liceum na walentynki, a którą bała się nosić przy Rosie. Choć mocno kocham Rosę, czasami potrafi być nieznośna.

Wyjmuję zwitek pieniędzy, a na moim czole pojawia się głęboka zmarszczka. W większości to setki, ale są też pięćdziesiątki. Szybko je przeliczam. Jest tu niemal dziesięć tysięcy dolarów.

Dlaczego Celine nie wpłaciła tego na konto?

Wyjmuję ozdobny klucz z brązu i pogniecioną kartkę. Zgaduję, że klucz jest do szuflady w biurku. Zaraz to sprawdzę. Rozwijam kartkę, która, wnosząc po załamaniach, musiała być już wiele razy składana.

Oczy robią mi się wielkie jak spodki.

Z jednej strony to zdjęcie nagiego mężczyzny. Jest niebywale przystojny. Ma długie rzęsy i złote zmierzwione włosy, a na policzkach ślad zarostu. Leży na plecach, jedną muskularną rękę trzyma pod poduszką za głową, kołdra zaś leży splątana między jego nogami, w ogóle nie zakrywając męskości, która, z tego co widzę, jest dość imponująca. Nie potrafię powiedzieć jedynie, jakiego koloru są jego oczy, ponieważ ma zamknięte powieki, jakby spał.

– Proszę, proszę. – Zaskoczona ściągam brwi.

Nie dziwi mnie fakt, że Celine mogła przyciągnąć uwagę takiego faceta. Była piękną młodą kobietą. Dzięki meksykańskim korzeniom miała bujne loki, pełne usta i zmysłowe krągłości połączone z wąską talią, co robiło wrażenie na wszystkich mężczyznach.

Nie dziwię się też jego blond włosom. Żartowałyśmy, że Celine pociągają jedynie blondyni. Umawiała się wyłącznie z facetami o jasnych włosach.

Jestem jednak zaskoczona, że miała odwagę zrobić – wydrukować i trzymać przy łóżku – tak obsceniczne zdjęcie.

Zastanawiam się, czy kiedykolwiek mi o nim wspominała. Zawsze opowiadała o chłopakach, miłosnych wzlotach i upadkach, choć minął już chyba rok, odkąd spotykała się z kimś na poważnie, a z tym człowiekiem z pewnością łączyło ją coś więcej, skoro z nim sypiała. Celine zazwyczaj czekała miesiącami, nim poszła z kimś do łóżka. Nawet dziewictwo straciła w wieku dwudziestu dwóch lat z chłopakiem, z którym chodziła od pół roku, licząc na to, że kiedyś wyjdzie za niego za mąż. Zerwał z nią niedługo później.

Kim zatem jest ten człowiek i dlaczego nic mi o nim nie mówiła? I gdzie jest teraz? Gdzie ostatnio razem byli?

Wie o jej śmierci?

Przygryzając dolną wargę – taki mam brzydki nawyk – powoli składam zdjęcie. Na odwrocie widnieje zapisany odręcznie, fioletowym atramentem tekst. Słowa, których wcześniej nie zauważyłam.

Słowa, przez które zatrzymuje się moje serce.

Ten mężczyzna był moim zbawieniem. Teraz przez niego zginę.

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: