Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Pustka jest radością - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2008
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pustka jest radością - ebook

Autor przedstawia w lekkiej, chwilami wręcz zabawnej formie podstawowe założenia filozofii buddyjskiej. Pojęcia pustki, czasu czy szczęścia ukazane są w żartobliwym ujęciu, pozwalają czytelnikowi łatwiej poznać sposób dochodzenia do filozoficznej konkluzji i obszar zagadnień, który od setek lat penetrują filozofowie buddyjscy.
„Niech ta książka będzie próbą wyjaśnienia pewnego żartu, za którym stoi doświadczenie buddyjskiej filozofii. Będzie to, jak widać, wyjaśnienie nieco przydługie i zawierające niejedną dygresję, ale na swoje usprawiedliwienie mam to, że i ono może być żartobliwe. Będzie to również wyjaśnienie przedstawiające sporą część buddyjskiej filozofii, bo to ona właśnie zmieniona poprzez medytację w żywe doświadczenie, staje się najlepszym powodem do radości, co niekoniecznie jest faktem powszechnie znanym”.

Spis treści

Przedmowa
01 Jak radzić sobie z pończochami i podwiązkami, czyli o metodzie filozofii buddyjskiej
02 Jak bezkarnie niszczyć meble, czyli pustka przedmiotu
03 „Pełno nas, a jakoby nikogo nie było”, czyli pustka podmiotu
04 Rozważania podczas spożycia, czyli świat jest tylko umysłem
05 Pogląd jest królem, czyli pustka użytkowa
06 Karma, czyli od nas zależy, co się wydarzy
07 Pustka nad wyraz pełna, czyli o różnicy rangtong / szentong
08 Czas na pociąg, czyli o świadomości bezczasowej
09 Pierwszeństwo mózgowia, czyli problemy z wydzielaniem
10 Szczęście, czyli szczęście

Kategoria: Filozofia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-244-0303-5
Rozmiar pliku: 875 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Przedmowa

XVI Kar­ma­pa Rang­dźung Rig­pi Do­rdźe i Dil­go Khy­ent­se Rin­po­cze, dwaj naj­więk­si mi­strzo­wie bud­dy­zmu ty­be­tań­skie­go w XX wie­ku, pili so­bie po­noć razu pew­ne­go w ogro­dzie her­ba­tę i pod­czas roz­mo­wy za­śmie­wa­li się do łez. Na py­ta­nie, z cze­go tak się śmie­ją, je­den z nich, wska­zu­jąc na ro­sną­ce nie­opo­dal drze­wo, od­po­wie­dział: „Bo wiesz, oni wszy­scy my­ślą, że to jest drze­wo!”. Po czym znów wy­buch­nę­li śmie­chem.

Oczy­wi­ście nie spo­sób się nie śmiać, bo śmiech oświe­co­nych mi­strzów jest za­raź­li­wy, ale nie­ko­niecz­nie musi temu to­wa­rzy­szyć peł­ne zro­zu­mie­nie. Niech więc ta książ­ka bę­dzie pró­bą wy­ja­śnie­nia tego żar­tu, za któ­rym stoi do­świad­cze­nie bud­dyj­skiej fi­lo­zo­fii. Bę­dzie to, jak wi­dać, wy­ja­śnie­nie nie­co przy­dłu­gie i za­wie­ra­ją­ce nie­jed­ną dy­gre­sję, ale na swo­je uspra­wie­dli­wie­nie mam to, że i ono może być żar­to­bli­we. Bę­dzie to rów­nież wy­ja­śnie­nie przed­sta­wia­ją ce spo­rą część bud­dyj­skiej fi­lo­zo­fii, bo to ona wła­śnie zmie­nio­na po­przez me­dy­ta­cję w żywe do­świad­cze­nie, sta­je się naj­lep­szym po­wo­dem do ra­do­ści, co nie za­wsze jest fak­tem po­wszech­nie zna­nym. Wszak fi­lo­zo­fia za­zwy­czaj bro­ni­ła się przed ra­do­ścią i śmie­chem, przed­kła­da­jąc po­nad nie po­wa­gę. Pierw­sza za­sa­da fi­lo­zo­fii to spra­wa wiel­kiej po­wa­gi, jak prze­ko­ny­wał pa­te­tycz­nie mło­dy Schel­ling. W fi­lo­zo­fii było więc za­wsze miej­sce na prze­ra­że­nie, bo­jaźń i drże­nie, trwo­gę i tym po­dob­ne spe­ku­la­cjo­gen­ne sta­ny umy­słu, ale tyl­ko jed­ne­go fi­lo­zo­fa w Eu­ro­pie na­zy­wa­no „śmie­ją­cym się”. Był nim De­mo­kryt, któ­ry może wła­śnie ze swych da­le­kich po­dró­ży do In­dii przy­wiózł tę roz­we­se­la­ją­cą go hi­po­te­zę ato­mi­zmu, zna­ną już wte­dy ów­cze­snej tra­dy­cji we­dyj­skiej i bud­dyj­skiej. W XX wie­ku mia­ły miej­sce jesz­cze dwie pró­by (po­waż­ne, rzecz ja­sna) wpro­wa­dze­nia śmie­chu do fi­lo­zo­fii. Pierw­szej do­ko­nał Hen­ri Berg­son, któ­ry na­pi­sał książ­kę za­ty­tu­ło­wa­ną Śmiech – jak jed­nak ktoś za­uwa­żył, nie ma w niej ani jed­ne­go dow­ci­pu; dru­gą pod­jął Hel­mut Ples­sner, któ­ry z ko­lei na­pi­sał książ­kę pod ty­tu­łem Śmiech i płacz, a więc, jak wi­dać, ze­psuł wszyst­ko już w punk­cie wyj­ścia.

Go­rzej jesz­cze spra­wa wy­glą­da, gdy do sło­wa „fi­lo­zo­fia” doda się przy­miot­nik „bud­dyj­ska”. Bud­dyzm wie­lu lu­dziom ko­ja­rzy się nie­ste­ty z po­nu­rą asce­zą, bez­na­mięt­nym wy­co­fa­niem z ży­cia uzna­ne­go tyl­ko i wy­łącz­nie za cier­pie­nie. War­to jed­nak pa­mię­tać, że owa praw­da o cier­pie­niu, na któ­rej czę­sto po­wierz­chow­ni czy­tel­ni­cy bud­dyj­skich tek­stów po­prze­sta­ją, to tyl­ko pierw­sza z tzw. czte­rech szla­chet­nych prawd skła­da­ją­cych się na te naj­bar­dziej pod­sta­wo­we na­uki Bud­dy. Trzy na­stęp­ne mó­wią ko­lej­no o przy­czy­nie cier­pie­nia (aby przez jej po­zna­nie zro­zu­mieć sy­tu­ację, w któ­rej się znaj­du­je­my), na­stęp­nie o sta­nie poza cier­pie­niem (po­sta­wię tu jak­że ry­zy­kow­ną tezę, że może cho­dzić o szczę­ście i ra­dość), wresz­cie o dro­dze pro­wa­dzą­cej do sta­nu poza cier­pie­niem (czyż­by moż­na go osią­gnąć?!). Na ową dro­gę skła­da­ją się wła­śnie naj­roz­ma­it­sze bud­dyj­skie me­to­dy spe­cja­li­za­cji w wol­no­ści i ra­do­ści i to wła­śnie ich (w licz­bie po­noć 84 000) Bud­da uczył przez 45 lat od osią­gnię­cia oświe­ce­nia aż do śmier­ci. Ktoś, kto twier­dzi, że tak jak każ­da kro­pla wody w oce­anie ma smak soli, tak każ­da jego na­uka ma smak wol­no­ści, nie jest chy­ba umę­czo­nym ży­ciem ni­hi­li­stą lan­su­ją­cym umar­twia­nie się w smut­ku eg­zy­sten­cji. Na do­da­tek je­den z przy­dom­ków Bud­dy brzmi su­ga­ta, su we­dle Ty­be­tań­czy­ków po­cho­dzi od san­skryc­kie­go sło­wa su­kha ozna­cza­ją­ce­go ra­dość, a gata ozna­cza tego, któ­ry do­tarł do celu. Su­ga­ta za­tem, a po ty­be­tań­sku de­łar­szeg­pa, to do­słow­nie ten, któ­ry osią­gnął ra­dość, nie­uwa­run­ko­wa­ną, osta­tecz­ną, wiel­ką, jak zwy­kło się ją do­okre­ślać w tra­dy­cyj­nych na­ukach bud­dyj­skich. Z ko­lei mia­nem su­ga­ta­gar­ba w san­skry­cie i de­szeg ning­po po ty­be­tań­sku, ozna­cza­ją­cym do­słow­nie ser­ce tego, któ­ry osią­gnął ra­dość, okre­śla się na­tu­rę bud­dy obec­ną we­dle nauk bud­dyj­skich w każ­dej mniej lub bar­dziej świa­do­mej isto­cie. Roz­po­zna­nie tej­że na­tu­ry jest oświe­ce­niem, któ­re nie jest moż­li­we bez pew­nej, nie­wiel­kiej choć­by daw­ki bud­dyj­skiej fi­lo­zo­fii, któ­ra ob­ja­śnia na­tu­rę zja­wisk i na­tu­rę do­świad­cza­ją­ce­go ich umy­słu.

Aby więc spró­bo­wać zro­zu­mieć ukształ­to­wa­ną przez bud­dyj­ską fi­lo­zo­fię i me­dy­ta­cję ra­dość wspo­mnia­nych na po­cząt­ku mi­strzów, trze­ba na ota­cza­ją­cy nas świat spoj­rzeć okiem bud­dyj­skiej mą­dro­ści, a jest to tzw. trze­cie oko mą­dro­ści ma­lo­wa­ne pio­no­wo na czo­łach oświe­co­nych form z bud­dyj­skich ob­ra­zów. I jest to – śmiem twier­dzić – oko zde­cy­do­wa­nie przy­mru­żo­ne. Wi­dzi ono pust­kę wszech­rze­czy, ta zaś – wbrew roz­po­wszech­nio­nym prze­są­dom – nie jest ni­czym in­nym jak ra­do­ścią. Ty­be­tań­czy­cy uży­wa­ją tu ter­mi­nu de­tong, w któ­rym de po­cho­dzi od sło­wa deła ozna­cza­ją­ce­go ra­dość, a tong od tong­pa ni ozna­cza­ją­ce­go pust­kę¹.

To oczy­wi­ście na pierw­szy rzut jed­ne­go z dwóch po­zo­sta­łych oczu dość dziw­na de­fi­ni­cja pust­ki, ale mam na­dzie­ję, że wraz z ko­lej­ny­mi roz­dzia­ła­mi tej książ­ki sta­nie się bar­dziej in­tu­icyj­na. Wła­śnie w imię tej­że in­tu­icyj­no­ści zre­zy­gno­wa­łem z wszel­kich, cza­sa­mi dość her­me­tycz­nych i na­zbyt su­chych spe­ku­la­cji, któ­ry­mi ob­rósł ten klu­czo­wy ter­min my­śli bud­dyj­skiej, a w za­mian po­sta­no­wi­łem przy­bli­żyć nie tyle słow­nik, co ra­czej du­cha czy at­mos­fe­rę tej­że fi­lo­zo­fii, któ­re mają ten­den­cję do tego, by zni­kać z pola wi­dze­nia pod spe­cja­li­stycz­nym słow­nic­twem. A za­tem po­zo­sta­jąc wier­ny bar­dziej du­cho­wi niż li­te­rze, to skrom­ne przy­bli­że­nie my­śli bud­dyj­skiej po­sta­no­wi­łem umie­ścić w kon­tek­ście na­sze­go co­dzien­ne­go ży­cia. Cóż bo­wiem po fi­lo­zo­fii, któ­ra nie ma z nim nic wspól­ne­go? Nie­któ­rzy oczy­wi­ście z tego ode­rwa­nia fi­lo­zo­fii od ży­cia czy­ni­li jej cno­tę, ale Bud­da twier­dził, że je­dy­ny po­wód, dla któ­re­go uczy, to fakt, że wszyst­kie isto­ty chcą być szczę­śli­we. A szczę­ście to na­der prak­tycz­na kwe­stia na­sze­go ży­cia, bo osta­tecz­nie wszyst­ko w nim się wo­kół szczę­ścia krę­ci. Zresz­tą na­wet naj­bar­dziej abs­trak­cyj­na fi­lo­zo­fia upra­wia­na jest dla­te­go, że upra­wia­ją­ce­mu, by nie rzec upraw­cy, spra­wia przy­jem­ność (za­ma­sko­wa­ną cza­sem wznio­sły­mi de­kla­ra­cja­mi); taka fi­lo­zo­fia jest więc dla nie­któ­rych pa­ten­tem na szczę­ście, może i nie­co per­wer­syj­ne, ale jed­nak szczę­ście. W fi­lo­zo­fii więc, tak jak i w ży­ciu, osta­tecz­nie cho­dzi – nie ukry­waj­my tego już dłu­żej – o szczę­ście (jak bo­wiem in­a­czej wy­tłu­ma­czyć na przy­kład jej so­te­rio­lo­gicz­ne czy escha­to­lo­gicz­ne za­pę­dy?). Fi­lo­zo­fia bud­dyj­ska zaś sta­wia tę kwe­stię po pro­stu bar­dzo otwar­cie, oka­zu­jąc się prze­to me­to­dą spe­cja­li­za­cji w ra­do­ści, któ­rą prze­ży­wa się już nie tyl­ko nad fi­lo­zo­ficz­nym tek­stem czy w me­dy­ta­cji, ale i w co­dzien­nym ży­ciu, na przy­kład w ogro­dzie przy her­ba­cie. Aby to mo­gło się wy­da­rzyć, bud­dyj­ski po­gląd po­przez me­dy­ta­cję sto­pić się musi z co­dzien­nym ży­ciem i ta ich jed­ność sta­je się bar­dzo do­brym do owej ra­do­ści po­wo­dem.

Naj­wy­raź­niej wi­dać to w przy­pad­ku tra­dy­cji in­dyj­skich ma­ha­sid­dhów, któ­ra prze­nik­nąw­szy do Ty­be­tu, wy­da­ła i tam wie­lu wy­so­ko urze­czy­wist­nio­nych mi­strzów bud­dyj­skich. Wbrew wi­ze­run­ko­wi udu­cho­wio­ne­go asce­ty ci le­gen­dar­ni mi­strzo­wie bud­dyj­skiej tan­try nie tyl­ko spę­dza­li wie­le latw me­dy­ta­cji, ale też cho­dzi­li do pra­cy, i to czę­sto po­śród co­dzien­nych, wy­da­wa­ło­by się nud­nych czyn­no­ści ich umysł uzy­ski­wał co­raz głęb­szy wgląd w na­tu­rę zja­wisk. W przy­pad­ku Ti­lo­py sta­ło się to pod­czas wy­ci­ska­nia ole­ju z na­sion se­za­mo­wych, w przy­pad­ku Sa­ra­hy był to mo­ment, w któ­rym ko­bie­ta po­ka­za­ła mu wła­sno­ręcz­nie zro­bio­ną strza­łę, co tak oto za­cho­wa­ło się w pa­mię­ci Ty­be­tań­czy­ków:

Udał się na plac tar­go­wy. Tam uj­rzał mło­dą ko­bie­tę przy­ci­na­ją­cą drzew­ce strza­ły. Nie roz­glą­da­ła się na boki i była cał­ko­wi­cie skon­cen­tro­wa­na na ro­bie­niu strza­ły. Pod­cho­dząc bli­żej, zo­ba­czył, jak sta­ran­nie pro­stu­je trzci­nę o trzech zgru­bie­niach, od­ci­na­jąc jej koń­ce, a na­stęp­nie osa­dza grot w jej dol­nej czę­ści roz­cię­tej na czte­ry i wią­że go ścię­gnem oraz mo­cu­je czte­ry pió­ra na gór­nym koń­cu roz­cię­tym na dwo­je; po­tem za­my­ka jed­no oko, przyj­mu­jąc po­zy­cję, jak­by mie­rzy­ła do celu. Gdy za­py­tał ją, czy strza­ły wy­ra­bia za­wo­do­wo, od­po­wie­dzia­ła: „Szla­chet­ny synu, zna­cze­nie nauk Bud­dy moż­na po­znać po­przez sym­bo­le i dzia­ła­nie, a nie po­przez sło­wa i księ­gi”. Wte­dy to w jego umy­śle po­ja­wi­ło się zro­zu­mie­nie tego, cze­mu owa da­ki­ni dała wy­raz.

Trzci­na sym­bo­li­zo­wa­ła to, co nie­stwo­rzo­ne; trzy zgru­bie­nia ko­niecz­ność urze­czy­wist­nie­nia trzech do­sko­na­łych sta­nów Bud­dy; pro­sto­wa­nie drzew­ca to pro­sto­wa­nie ścież­ki du­cho­we­go roz­wo­ju. Od­ci­na­nie na dole to ko­niecz­ność wy­ko­rze­nie­nia sam­sa­ry, a na gó­rze ko­niecz­ność wy­ko­rze­nie­nia prze­świad­cze­nia o ist­nie­niu ja lub isto­ty rze­czy; roz­sz­cze­pie­nie na dole na czte­ry – czte­ry stop­nie wglą­du; osa­dze­nie gro­tu – ko­niecz­ność ko­rzy­sta­nia ze swej in­te­li­gen­cji; za­wią­za­nie ścię­gnem – uzy­ska­nie pie­czę­ci jed­no­ści; roz­sz­cze­pie­nie gór­ne­go koń­ca na dwa – me­to­dy i mą­drość; umo­co­wa­nie czte­rech piór ozna­cza­ło po­gląd, jego roz­wa­że­nie, prak­ty­kę i uzy­ska­nie re­zul­ta­tu; otwie­ra­nie jed­ne­go oka i za­my­ka­nie dru­gie­go ozna­cza­ło za­my­ka­nie oka dys­kur­syw­ne­go po­zna­nia i otwar­cie oka bez­cza­so­wej świa­do­mo­ści; po­sta­wa mie­rze­nia do celu wy­ra­ża­ła ko­niecz­ność wy­strze­le­nia strza­ły nie­du­al­no­ści w samo ser­ce du­ali­stycz­ne­go lgnię­cia .

Za spra­wą te­goż zro­zu­mie­nia bra­min Ra­hu­la miał uzy­skać imię Sa­ra­ha; w In­diach sara ozna­cza strza­łę, zaś ha od­da­nie strza­łu. Stał się zna­ny jako ten, któ­ry wy­strze­lił strza­łę, po­nie­waż po­słał strza­łę nie­du­al­no­ści w samo ser­ce du­ali­zmu².

Wszy­scy lu­dzie wo­ko­ło zo­ba­czy­li za­pew­ne je­dy­nie rze­mieśl­nicz­kę po­ka­zu­ją­cą swój wy­rób, ale Sa­ra­ha mógł zo­ba­czyć w tej, ba­nal­nej zda­wa­ło­by się, sy­tu­acji coś zu­peł­nie in­ne­go, bo jego umysł był już do­sta­tecz­nie otwar­ty dzię­ki me­dy­ta­cji i do­sta­tecz­nie przy­go­to­wa­ny dzię­ki bud­dyj­skiej fi­lo­zo­fii, by znacz­nie cie­ka­wiej prze­ży­wać co­dzien­ne ży­cie. A za­tem w naj­zwy­klej­szym na­wet wy­da­rze­niu tkwi ogrom­ny po­ten­cjał, któ­ry wy­zwo­lić może do­wol­nie głę­bo­kie do­świad­cze­nie, za­leż­ne tyl­ko od stop­nia otwar­cia i przy­go­to­wa­nia prze­ży­wa­ją­ce­go umy­słu, któ­ry w koń­cu może do­świad­czyć roz­po­zna­nia swej naj­głęb­szej na­tu­ry. Tak było w przy­pad­ku Ma­ni­bha­dry, któ­rej umysł stał się wszyst­kim, w chwi­li gdy pa­trzy­ła, jak woda z upusz­czo­ne­go nie­chcą­cy przez nią dzba­na roz­le­wa się sze­ro­ko na dro­dze.

Są to oczy­wi­ście mo­men­ty wień­czą­ce bud­dyj­ski roz­wój, ale na­wet na po­cząt­ku dro­gi, któ­ra do nich pro­wa­dzi, nie moż­na się nu­dzić, bo ta sama sza­ra rze­czy­wi­stość oglą­da­na bud­dyj­ski­mi ocza­mi oka­zu­je się z cza­sem pu­sta, co, jak po­sta­ram się po­ka­zać, ozna­cza rze­czy­wi­stość cie­kaw­szą, lżej­szą i za­baw­niej­szą, niż zwy­kli­śmy są­dzić.

Bud­dyj­ska fi­lo­zo­fia zmie­rza więc do tego, by do­ce­nić nor­mal­ne, co­dzien­ne ży­cie i przy­dać mu ta­kiej lek­ko­ści, aby umysł prze­ży­wa­ją­ce­go mógł do­świad­czać co­raz to więk­szej wol­no­ści i ra­do­ści, któ­re są naj­szyb­szą dro­gą do roz­po­zna­nia na­tu­ry umy­słu. Z tego po­wo­du wła­śnie owo co­dzien­ne ży­cie sta­je się naj­lep­szym spraw­dzia­nem i po­twier­dze­niem bud­dyj­skiej fi­lo­zo­fii. To też tłu­ma­czy fakt, że ma­ha­sid­dho­wie po­ja­wia­li się we wszel­kich gru­pach za­wo­do­wych. Prócz me­dy­ta­cji upra­wia­li nie tyl­ko sza­no­wa­ne za­wo­dy, jak Sa­ra­ha, Na­gar­dżu­na, Na­ro­pa i Ma­itri­pa wy­kła­da­ją­cy wie­le lat na naj­więk­szym bud­dyj­skim uni­wer­sy­te­cie Na­lan­da (by go zresz­tą w koń­cu po­rzu­cić), ale rów­nież pia­sto­wa­li na przy­kład urząd se­kre­ta­rza i sprzą­ta­cza kur­ty­za­ny, jak wspo­mnia­ny już Ti­lo­pa, lub żyli z upra­wy zie­mi, jak Mar­pa, w peł­ni oświe­co­ny mistrz, po­li­glo­ta i tłu­macz ogrom­niej ilo­ści san­skryc­kich tek­stów na ty­be­tań­ski, czym za­po­cząt­ko­wał re­ne­sans bud­dy­zmu tan­trycz­ne­go w Kra­inie Śnie­gów; Gam­po­pa zaś był nie­zrów­na­nym le­ka­rzem z Dag­po, jak do dziś się go ty­tu­łu­je. Oka­zu­je się więc, że nie to, co się robi, jest waż­ne, ale istot­ne jest przede wszyst­kim, jak to się robi, z ja­kim umy­słem wcho­dzi się w dzia­ła­nie.

Je­śli więc bud­dyj­ska fi­lo­zo­fia, to w prak­ty­ce i dzia­ła­niu. Każ­dy roz­dział tej książ­ki nie przed­sta­wia za­tem teo­re­tycz­ne­go ob­ja­śnie­nia, lecz ilu­stra­cję ja­kiejś klu­czo­wej tezy bud­dyj­skiej fi­lo­zo­fii³, któ­ra znaj­du­je się w jego mot­cie. Ma tę fi­lo­zo­fię uka­zy­wać w kon­tek­ście co­dzien­ne­go ży­cia, a nie w jej bar­dziej teo­re­tycz­nym wy­mia­rze, o któ­rym pi­sa­łem gdzie in­dziej, a więc te­raz mam pra­wo czuć się zwol­nio­ny z wy­mo­gów po­waż­ne­go aka­de­mic­kie­go wy­kła­du.

Pro­po­nu­ję wam za­tem za­ba­wę po­le­ga­ją­cą na in­nym spoj­rze­niu na świat. Im bar­dziej przy­swa­ja­my so­bie bud­dyj­ski po­gląd, tym za­baw­niej­sza sta­je się rze­czy­wi­stość i od­wrot­nie. Im bar­dziej ba­wi­my się rze­czy­wi­sto­ścią, tym bar­dziej oczy­wi­sta sta­je się bud­dyj­ska fi­lo­zo­fia. To­też na­wet je­śli fi­lo­zo­fia, o któ­rej pi­szę, wyda się wam zra­zu kom­plet­nie sprzecz­na z wa­szym do­tych­cza­so­wym na­sta­wie­niem, to pa­mię­taj­cie pro­szę, że cała za­ba­wa na tym wła­śnie po­le­ga, by choć przez chwi­lę i bez uprze­dzeń po­pa­trzeć na świat z in­nej per­spek­ty­wy i dać się za­sko­czyć. Na przy­kład za­su­pła­ne sznu­ro­wa­dła moż­na po­strze­gać jako de­ner­wu­ją­cy pro­blem, ale dla In­dia­ni­na są pięk­nym po­ema­tem za­pi­sa­nym pi­smem wę­zeł­ko­wym. Albo weź­my ta­kie drze­wo! Czy na­praw­dę z ręką na ser­cu i bez uprze­dzeń mo­że­cie z całą pew­no­ścią przy­znać, że to na­praw­dę drze­wo? „Sie­dzę w ogro­dzie z fi­lo­zo­fem, któ­ry raz za ra­zem po­wta­rza «Wiem, że to jest drze­wo», wska­zu­jąc na drze­wo ro­sną­ce nie­opo­dal. Ktoś trze­ci pod­cho­dzi i sły­szy to, a ja mu mó­wię: «Ten czło­wiek nie jest obłą­ka­ny; my tyl­ko fi­lo­zo­fu­je­my»”⁴.

* * *

Dzię­ku­ję wszyst­kim przy­ja­cio­łom (zbyt licz­nym, by wy­mie­niać ich bez ry­zy­ka po­mi­nię­cia ko­goś), któ­rzy prze­czy­ta­li frag­men­ty lub ca­łość tej książ­ki i dzie­li­li się ze mną swo­imi uwa­ga­mi. La­mie Ole­mu Ny­dah­lo­wi jak zwy­kle dzię­ku­ję za wszyst­ko.

Bud­dyj­ski Ośro­dek Od­osob­nie­nio­wy

w Ku­cha­rach,

maj 2010.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: