Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Rachunek - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 kwietnia 2015
Ebook
19,01 zł
Audiobook
14,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rachunek - ebook

Jarek jest młodym człowiekiem sukcesu. Szefuje dużej firmie chemicznej w północno-zachodniej Polsce. W osiąganiu celów nie liczy się z niczym i nikim.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7942-571-6
Rozmiar pliku: 1 009 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

_____________ I _____________

Zaparkował samochód na skraju leśnej drogi. Było ciepło i powietrze pachniało świeżą zielenią. Wszedł w głąb lasu. Po chwili dotarł do polany i miał już usiąść, gdy zauważył faceta z siekierą. Mężczyzna szedł szybko w jego stronę. Niewiele się zastanawiając, odwrócił się i ruszył przed siebie. Tamten zaczął biec, więc on zaczął uciekać. Chciał skierować się w stronę samochodu, ale pomylił kierunek. Znalazł się na leśnej drodze. Mimo że był od tamtego o wiele młodszy, nie mógł go zgubić. Dystans wcale się nie zwiększał, wręcz przeciwnie, tamten był już tuż za nim. Droga była piaszczysta, co jeszcze bardziej utrudniało ucieczkę.

Ostatnio słyszał o adrenalinie. Podobno w czasie zagrożenia wytwarza ją nasz organizm, dzięki czemu uwalniają się niesamowite rezerwy siły i wytrzymałości. Przeczytał nawet o kobiecie, która uratowała swoje dziecko, podnosząc samochód. Coś z nim jest nie tak. Przecież ten facet go zabije, a on biegnie coraz wolniej. Brakowało mu powietrza, oddech miał świszczący i był potwornie zmęczony. Skąd tu ten cholerny piach – pomyślał. Chciał się odwrócić, by ocenić, czy tamten wciąż biegnie tuż za jego plecami, ale bał się, że może się potknąć i sytuacja jeszcze się pogorszy. Kurczę – pomyślał – dlaczego nie zapisałem się na to karate.

Odległość chyba się jednak zwiększyła, ale tamten nie dawał za wygraną. Biegł i krzyczał przeraźliwie. Byle dobiec do tego pagórka, za nim powinna być szosa. Niedaleko zostawiłem auto… Może będzie tamtędy przejeżdżał samochód z jego firmy. Może ktoś inny. Może ktoś mu pomoże.

Był już na pagórku, gdy zobaczył jakąś młodą kobietę z małym dzieckiem. Ucieszył się i zaczął biec jeszcze szybciej. Machał rękami. Kobieta najwyraźniej go zauważyła, bo ruszyła w jego stronę. Gdy był bliżej, zaczął do niej krzyczeć, że potrzebuje pomocy, że goni go jakiś facet z siekierą. Ale ona chyba go nie rozumiała. Widział, jak się uśmiecha i coś mówi.

Wreszcie zrozumiał, co kobieta mówi: – To mój ojciec, on jest chory, ale nikomu nie zrobi krzywdy.

– Tato! – zawołała. – Przestań! Zostaw, nie goń go, daj spokój.

Kompletnie wyczerpany dobiegł do kobiety i stanął.

– Obroń mnie – wycharczał resztką sił. – Powiedz mu coś, już dalej nie mogę.

Zauważył, że kobieta była ładna, a jej dziecko chore. Ogromna, zdeformowana głowa, wyłupiaste oczy, twarz wykrzywiana co chwilę jakimiś strasznymi grymasami.

– Pomóż mi – powtórzył.

Tamten zwolnił, podszedł do nich i zatrzymał się. Kobieta zaczęła mówić do niego jak do dziecka. Furiat z siekierą opuścił swą broń. Spojrzał smutno na dziecko, zaczął je głaskać. Ono jednak nie przestawało wykrzywiać twarzy. Nagle przybysz, jak na zwolnionym filmie, zauważył, że starszy mężczyzna znów podnosi wysoko siekierę. Wiedział, że powinien coś zrobić – odskoczyć albo uchylić się. Jednak stał nieruchomo i zafascynowany patrzył na błyszczące ostrze.

Przypomniało mu się dzieciństwo. Był na wakacjach u dziadka, który mieszkał w małym domku na mazurskiej wsi. Dziadek rąbał drewno i obciął sobie wtedy kciuk. Krew tryskała na wszystkie strony, a on prawie że zemdlał. Mógłby przysiąc, że to ta sama siekiera. Widział nawet krew na jej ostrzu. Siekiera tymczasem zawisła na chwilę wysoko, po czym z ogromną prędkością zaczęła spadać na jego głowę.

Zobaczył, jak wspina się na Zamarłej Turni z Krzysiem, Krzysiek szedł pierwszy. Nagle skądś spadł kamień. Widział, że ten kamień leci wprost na niego. Miał kask, ale wiedział, że jak dostanie w głowę, to i kask mu nie pomoże i niechybnie obaj spadną, choć on – będzie spadał już martwy. Przylgnął do ściany całym ciałem, zespolił się ze ścianą. Był pewien, że tylko jak stanie się częścią tej góry, może się uratować. Wtopił się w skałę, stał się jednością z nią. Kamień odbił się na niewidocznym dla niego małym wypustku i minął go o włos. Potem nie chciał chodzić jako drugi. Chciał zawsze być pierwszy.

I wtedy poczuł tępe uderzenie. Przyjemne ciepło zalewało mu twarz. W ostatniej chwili świadomości usłyszał natrętny klakson samochodu.

Potem była już tylko ciemność,

pustka

i

cisza.

Klakson natarczywie wdarł się w ten spokój. Po chwili znowu klakson. I jeszcze raz.

Czy to jego gasnąca świadomość, czy może świadomość, która trwała już po drugiej stronie linii życia, podsunęła mu myśl, że ten klakson wciąż będzie mu przeszkadzał? Od czasu, kiedy kupił sobie nową nokię, a Bożena ustawiła dzwonek, który przypominał klakson ciężarówki, ten dźwięk wywoływał dwa odruchy – najpierw odczuwał lekkie ukłucie w klatce piersiowej, a zaraz potem lewa ręka zaczynała poszukiwać telefonu. Tak też było i teraz. Lekki skurcz, a zaraz potem ręka dotknęła telefonu. Podniósł go i z trudem otworzył oczy. O Chryste – pomyślał – przecież to tylko sen. Zaczął powoli zbierać myśli. Klakson przestał już się odzywać.

Sen wybił go z równowagi i długo musiał przypominać sobie, gdzie jest. Przecież jest w swoim domu, w swoim łóżku. Prawą ręką sprawdził, czy jest sam. Sam. To dobrze. W innym razie musiałby tłumaczyć się z krzyków, które prawdopodobnie wydawał. Nie chciał wprowadzać Bożeny w jego coraz bardziej niespokojne życie. Ona jest jego asystentką od ponad roku i zna go jako prężnego prezesa. Człowieka sukcesu. Mężczyznę silnego, odważnego i pewnego siebie. On jest prawdziwym wojownikiem, takim, jak sobie to wymarzył w liceum. Prawdziwym mężczyzną – w odróżnieniu od swego ojca, który może był miły i ciepły, ale w życiu niczego nie osiągnął. Nie nauczył syna, jak sobie radzić w dżungli życia. Jarek doszedł sam do wszystkiego. Ojciec umarł dwa lata temu w domu starców, gdzie grał w karty i pisał nikomu niepotrzebne wiersze. Nawet je wysyłał do jakichś wydawnictw. Na szczęście podpisywał się nie swoim nazwiskiem – Janusz Winerski – tylko pseudonimem: Jan Klik. „Winerski” jest tak rzadkim nazwiskiem, że może musiałby się tłumaczyć swoim znajomym. A tego nie chciał.

Pamiętał, jak Józek, jego przyjaciel, przyszedł do niego. Miał wtedy może 12, może 13 lat. Ojciec właśnie recytował na głos swoje najnowsze dzieło. Józek opowiedział o tym w szkole. Potem wszyscy koledzy nazwali go „Liryk”. Jego przyjaźń z Józkiem skończyła się. Najgorsze było to, że przezwisko przetrwało przez cały ogólniak. Wtedy na dobre oddalił się od ojca, którego już wcześniej i tak nie rozumiał.

Na szczęście nikt nie chciał publikować wierszy Klika. A gdyby nawet, to było mało prawdopodobne, by ktoś z kręgu znajomych Jarka je przeczytał. Niemniej jednak wolał, by wiersze ojca poszły na dno trumny.

Która to godzina? – zastanowił się. Na wyświetlaczu komórki była 7.23. Kto to mógł dzwonić? Nie znał jeszcze tego telefonu i sprawdzenie numeru nieodebranej rozmowy zajęło mu chwilę. To jakiś tutejszy numer, ale na pewno nie z fabryki, bo stamtąd dzwonili albo Zygmunt, albo Bożena. No nic, pewnie pomyłka. Postanowił jeszcze pospać. Wrócił późno w nocy. Było już koło drugiej, kiedy się położył do łóżka. Zwykle odsypiał taki wieczór do 9.

Zasnął i znów znalazł się na piaszczystej drodze. I znów klakson.

Tym razem szybko chwycił telefon i odezwał się lekko ochrypłym głosem:

– Halo? Kto mówi?

– Szefie, to ja, Zygmunt – usłyszał w telefonie. – Mamy kłopot, zdarzył się wypadek. Nasz samochód wywożący odpady wpadł do rowu.

– No i co z tego – odburknął wściekły, że Zyga przeszkadza mu z tak błahego powodu – Nie wiesz, o której się położyłem?!

– Wiem szefie, tylko że…

– Mów szybko – przerwał.

– Samochód wpadając do rowu, zabił kobietę – wyrzucił Zyga.

– No to poślij tam Tadeusza, on wszystkim się zaopiekuje. I nie zawracaj mi głowy! Za co ci płacę?

– Tylko że… – dodał nieśmiało, aczkolwiek szybko Zyga – ta kobieta to Joanna Stos.

To było jak zimny prysznic.

– O kurwa! Czemuś nie powiedział od razu?! Trzeba było od tego zacząć! – rzucił. – Gdzie jesteś?

– Jestem przy szosie, na miejscu.

– Dobra, zadzwoniłeś do Tadeusza?

– Tak, już tu jedzie.

– Dobra, jak przyjedzie, powiedz mu o wszystkim, niech tam pilnuje wszystkiego na miejscu, a ty wracaj do firmy. Trzeba będzie zrobić naradę. Będę za pół godziny. Słuchaj, zadzwoń do Bożenki, niech przygotuje śniadanie, bo nie lubię być głodny. Aha, jeszcze jedno – zbierzcie razem wszystkie materiały o tej Stos. Wszystko, co się z nią łączy – rozłączył się i szybko poszedł do łazienki.

Czterdzieści minut później wszedł do swego gabinetu. Bożena przywitała go gorącym całusem. Była w tej cholernie seksownej sukience. Czuł, jak z trudnością opanowuje podniecenie. Odsunął ją jednak lekko i powiedział:

– Nie teraz, Bożenko, nie teraz. Mam coś ważnego do przegadania. Jest już Zyga?

– Jest – odpowiedziała, dając mu odczuć swoje niezadowolenie z tak chłodnego przywitania.

– Czeka u siebie. Mam go zawołać?

– Tak.

Pomyślał, że Bożenka jest słodka, ale trochę jej się w głowie poprzewracało. To przecież on będzie zawsze decydował o tym, kiedy, co i jak robią. Jak się jej nie podoba taki układ, to przecież takich Bożenek miał już trochę i może mieć kolejną. Nie pozwoli, by ktoś nad nim dominował. No dobra, do roboty, ma teraz ważniejsze sprawy niż zajmowanie się Bożenką.

Wszedł do gabinetu, usiadł w fotelu przy stoliku kawowym i zaczął jeść śniadanie. Starał się przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek spotkał Joannę Stos. I odnalazł w pamięci spotkanie u wójta.

Było to zaraz na początku, gdy poznał Jake’a. Szukał wtedy lokalizacji na fabrykę. Zjeździli z Markiem całą północno-zachodnią Polskę. Wtedy przyjechali tu. Blin – upadły PGR. Duży las, jezioro, co ważne – blisko była linia wysokiego napięcia. Byli ludzie, których za naprawdę niewielkie pieniądze można było zatrudnić do prostych robót. Były też opustoszałe mieszkania, które można było kupić za złotówkę i po remoncie przeznaczyć dla bardziej wykwalifikowanych pracowników. W odległości 10 km leżało miasteczko, gdzie również można tanio kupić lub wynająć całkiem przyzwoite lokum.

Kiedy przyjechali do gminy, wójt, podobnie jak inni, z którymi się spotykali, był przeszczęśliwy. W trakcie spotkania wójt poprosił na chwilę Joannę, zdaje się, że zastępowała nieobecnego szefa. Jarek nie przyglądał się jej specjalnie, a ona była bardzo zmieszana. Potem widział ją na przyjęciu przy okazji otwarcia inwestycji. Była tam cała śmietanka gminy, władze powiatowe, przyjechał też wojewoda. Pamięta, że jej nie poznał. Długo wpatrywał się w nią, nawet zastanawiał się, czy się wcześniej nie spotkali. Coś pociągało go w tej kobiecie. Dopiero, gdy podszedł do niej i się przedstawił, ona przypomniała mu, kim jest. Żałował nawet, że wójt przerwał im rozmowę, bo wydawała się sympatyczna. To był chyba ostatni raz, kiedy tak pomyślał. Szybko okazało się, że Stos gra przeciw niemu.

Tak, to było już prawie siedem lat temu. Wójt zaczął ich przekonywać, że Blin i okolice to dobre miejsce na inwestycje. Niedawno wygrał wybory i chciał zrobić coś dla ludzi. Dał do zrozumienia, że taki inwestor może liczyć na jego daleko idącą pomoc, co okazało się prawdą.

Rozległo się pukanie.

– Wchodź, Zyga – powiedział.

– Przyniosłem wszystko, co znalazłem. Jak mecenas wróci, to na pewno dołoży jeszcze ze dwa segregatory – powiedział Zyga, kładąc opasłą teczkę. – Poprosiłem też Bożenę, by wzięła od Marka te wycinki prasowe.

– Dobra, no to bierzemy się do roboty – powiedział, otwierając teczkę.

Joanna Stos. Notka biograficzna

Joanna Stos – urodzona 17 września 1968 roku w Blinie. Matka wychowująca samotnie syna. Mieszka z rodzicami w Blinie – Koloni. Studiowała dwa lata na wydziale chemii na Politechnice Szczecińskiej.

To tak jak on, mogli się nawet spotkać. Był przecież tylko dwa lata starszy. Ciekawe, że o tym nie wiedział. A może tylko zapomniał? Zresztą, nie bardzo interesowało go życie prywatne innych ludzi, tym bardziej takich jak Stos.

Wróciła do Blina w 1988. W październiku 1988 urodziła syna. Ojciec dziecka zdaje się nie utrzymywać kontaktów. Od 1989 pracowała jako nauczycielka w okolicznej szkole, uczyła chemii. W lipcu 1995 znalazła pracę w urzędzie gminy.

To właśnie wtedy przyjechał do Blina – pomyślał.

W 1998 r. została zwolniona z pracy w urzędzie gminy. To najprawdopodobniej ona przekazywała dziennikarzowi informacje na temat ChemCo. Wtedy ukazały się artykuły oskarżające ChemCo o zatruwanie środowiska i obciążające firmę odpowiedzialnością za spowodowanie kilku przypadków chorób dzieci mieszkających w okolicy zakładu.

Po paru miesiącach szukania pracy zaczęła pracować w sklepie spożywczym w Baranowie. Na wsi mówiono, że wójt zniechęcał wszystkich do zatrudnienia Stos. Z drugiej strony zaczęła, jak to mawiała swoim bliskim znajomym, prywatną wojnę z ChemCo, wójtem i całym układem.

W 2001 roku zachorował jej syn. Choroba nierozpoznana, dziecko spędzało dużo czasu w szpitalach. Zwolniła się z pracy, obecnie bez zatrudnienia. Opiekuje się synem i razem z rodzicami prowadzi gospodarstwo (siedem hektarów średniej klasy ziemi – tutejszy standard).

Dalej w teczce znajdowały się różne dokumenty, między inny wiele pism do wójta, powiatu i województwa. Jedno nawet do Ministerstwa Ochrony Środowiska. Były tam też odpowiedzi. W zasadzie wszystkie sprowadzały się do jednego: ChemCo działa zgodnie z prawem i nie ma żadnych dowodów na to, że prowadzona działalność stwarza zagrożenie dla środowiska i mieszkających w pobliżu ludzi. Wojewódzki Wydział Ochrony Zdrowia zobowiązał się przeprowadzić badanie, czy zwiększona, zadaniem Stos, liczba zachorowań u dzieci może mieć związek z działalnością tutejszego zakładu chemicznego. W większości pism zwracano uwagę na to, że firma dba o środowisko, że pomaga okolicznym mieszkańcom. Wójt zawsze podkreślał znaczenie ekonomiczne dla gminy. Firma zatrudniała kilkudziesięciu miejscowych, płaciła spore podatki.

Weszła Bożena i położyła na blat stolika drugą teczkę. – To wycinki prasowe – rzuciła niechętnie. W tonie wyczuć można było niezadowolenie.

– Posprzątaj śniadanie i zrób świeżej kawy – powiedział do Bożeny, która już stała w drzwiach.

Trzasnęła drzwiami. Za chwilę wróciła z tacą i zaczęła sprzątać bałagan po śniadaniu.

– Tadeusz już wrócił?

– Jak by wrócił, to bym powiedziała.

– Jak się pojawi, to niech tu przyjdzie od razu.

– Dobrze, szefie.

Nie mówiła do niego w ten sposób od ich pierwszej nocy. Coś ją ugryzło. Trzeba coś z tym zrobić – pomyślał Jarek. Nie mam głowy zajmować się teraz Bożeną i jej kaprysami. Może ją wysłać na jakieś szkolenie? Albo niech jedzie do Jake’a. Przecież nie może rozmawiać z nim przez telefon o całej sprawie. Bożena zawiezie mu sprawozdanie. Zawsze chciała jechać do Stanów, nawet obiecywał, że pojadą razem, ale to było zanim zaczęli sypiać. Potem zrozumiał, że dla niej to był przede wszystkim biznes. Sposób na lepszą pracę i pieniądze. Biznes to biznes – pomyślał. Stary Jake na pewno już się nią „zaopiekuje”, a on będzie miał ją z głowy. Może nawet zostać z Stanach, jak się spodoba Jake’owi.

Otworzył drugą teczkę.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: