Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Restauracja: Obrazy z niedawnych czasów - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Restauracja: Obrazy z niedawnych czasów - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 256 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

,Ho­3BO­Jie­HO £(eH3y­poH. Ba­pu­ia­Ba 15 Map­Ta 1874 ro#a.

uk. Opie­ku­na Do­mo­we­go Nowy-Świat Nr, 30 w War­sza­wie.

Dul­ce est de­si­pe­re in Ioco. I.

– „Ej, przy­się­gam na moje grzesz­na du­szę, że tak bę­dzie!”

– Ej, przy­się­gam na moje grzesz­na du­szę, że nie bę­dzie{)i_.

– k… choć wy wszy­scy na gło­wie sta­nie­cie, to nic nie bę­dzie z wa­szych let­kie­wi­czów, nie­do­wa­rzomch, nie­do­so­lo­nych, nie­do­kra­szo­nych war­to­gło­wów, co tyl­ko pa­plać umie­ją, ale ani tu, ani tam nie mają nic; my wam w ka­sze so­bie dmu­chać nie damy, bo chce­my mieć czło­wie­ka, któ­ry ma coś prze­cię pod ka­pe­lu­szem, tu – wi­dzisz, ku­mie – mó­wił pan Ma­ciej Be­sze­niow­ski, wska­zu­jąc pal­cem ua czo­ło:.,i tu" do­dał, kle­piąc dło­nią po kie­sze­ni.

– Aha, wła­śnie dla tego nie bę­dzie – od­po­wie-

Re­stau­ra­cy­ja.;W

dział z aapa­łem pan Piotr Ba­ri­na – że ten twój ma tu t… j. "w gło­wie fi­gle, bo to hiłl­taj na czte­ry nogi kuty, to taki cigo rigo kap­sa przedal ko­nia za psa, tak, że po­rząd­ne­go czło­wie­ka W pole jak nic wy­wie­dzie, a że ma tu­taj t… j… w kre­sze­ni, nic dziw­ne­go, bo już do­syć na­zbi­jał z krwa­we­go potu po­rząd­nych lu­dzi, bo­daj mu za to cy­ga­nie zęby po­wy­bi­ja­li!

– Hm, a wiec tak? – mó­wił pan Ma­ciej – wy­wie­dzie po­rząd­ne­go czło­wie­ka w pole? No, a czy nie wiesz, że kie­dy ci trze­ba obro­nić szlach­ci­ca, choć ten na­wet nie­ma słusz­no­ści, kto to zro­bi, je­śli nie sani wi­cisz­pan, ja­śnie wiel­moż­ny pan Adam Be­sze-niow­ski, za­szczyt na­szej sław­nej fa­mi­lii! – wi­wat! Kie­dy te wa­sze mło­ko­sy coto się le­d­wo z jaj­ka wy­klu­li, chcą cały świat do góry no­ga­mi prze­wró­cić i po­wia­da­ją, żeby szlach­cic pła­cił po­dat­ki i myto, kto się im oprze, kto im czu­ba przy trze? je­śli nie pan wi­cisz­pan Adam Be­sze­niowr­ski? – wi­wat! A kie­dy nie masz w domu ani mąki, ani soli, kto ci po­mo­że je­śli nie pan Adam Be­sze­niow­ski?– wi­wat!

– Po­mo­że! póki jesz­cze nie po re­stau­ra­cyi *),

*) Re­stau­ra­cyi na­zy­waj;], w Wę­grzech wy­bo­ry, co trzy lata od­by­wa­ne, urzęd­ni­ków­ko­mi­ta­to­wych ezy­li po­wia­to­wych, do któ­rych daw­niej wy­łącz­nie szlach­ta, ale za­rów­no rze­czy­wi­ście, ale po­tym? po­tym się nad­mie, na­pu­szy jak in­dyk, kie­dy nań za­gwiż­dżą, a ty je­śli bied­nym szlach­ci­cem i po­wiesz mu po sta­re­mu: „do­mi­ne spec­ta­bi­lis, pa­nie bra­cie,” to po­kroi no­sem, ru­szy ostrzy­żo­ne­mi wą­sa­mi, nad­mie się, na­je­ży się jak jeż i z duma ode­tnie: „pa­nie bra­cie, a gdzie­że­ni ja z wami gęsi pa­sał?” aż się po­rząd­ne­mu szla­che­ico-Avi w oczach za­iskrzy.

– No wi­dzisz, ku­mie, to zno­wu nie­praw­da,– od­po­wie Ma­ciej Be­sze­niow­ski, bo pan wi­cisz­pan nidy

0 gę­siach nić mówi – na tyle prze­cię ina ro­zu­mu, albo fi­glówT, kie­dy ci się już tak po­do­ba, wszak­żeś to sam po­wia­dał.

– No, niech bę­dzie jak chce, ale słu­chaj ku­mie, kie­dy to było przed re­stau­ra­cyi ą, wte­dy by­łem pa­nem bra­tem – tak, tak, pa­nem bra­tem ko­cha­nym, dro­gim, a tak ska­kał koło mnie, jak kot koło my­szy

1 kle­pał po ra­mie­niu i ści­skał', a co wię­cej, wy­ca­ło­wał i moje sUrą, co wy­glą­da jak mar­chew na wio­snę; ale jak było po re­stau­ra­cyi, – a wiesz prze­cię, wyż­sza i niż­sza na­le­ża­ła. Oprócz wiel­kie­go żu­pa­na, na­czel­ni­ka ko­mi­ta­tu, mia­no­wa­ne­go przez kró­la, po­zo­sta­li waż­niej­si urzęd­ni­cy, jak wi­cisz­pa­no­wie, po]*el­ko­wie, przy­się­gli i t… d… po­cho­dzą, z wy­bo­rów.

że gdy czło­wiek cały rok nic nio robi i żyje so­bie jak w raju, to po­tym trud­no mu si| za­prządz jak koń do ro­bo­ty – wte­dy trze­ba ci było go av idzieć, kie­dyś do nie­go przy­szedł, jak o tym wszyst­kim co było wi-cisz­pan po­wia­dał, jak­by nic nie ro­zu­miał'. No, ałe cóż po­tym? W domu bie­da, al­bo­wiem cały rok nie troszcz} lem się o go­spo­dar­stwo; przy­szły sie­wy a tu ani ziar­necz­ka. Cóż było ro­bić? Ide ja do wi­cisz­pa-na po sta­rej zna­jo­mo­ści, aby mi po­ży­czył parę kor­czy­ków. Ozy wiesz, co mi od­po­wie­dział? – niech go ka­duk po­rwie – czy wiesz? i roz­draż­nio­ny nie­mi­łym wspo­mnie­niem chwy­cił Ma­cie­ja za ra­mię i trząsł nim jak­by chciał du­szę z nie­go wy­trząść, – mó­wił mi – no po­myśl so­bie tyl­ko: ho, ho, znam ja ta­kich jak wy ptasz­ków, coto wte­dy dłu­gi od­da­ją, kie­dy będą w nie­bie dziu­ry.– To rze­kł­szy, ode­tchnął Ba­ri­na, jak­by mu cięż­ki ka­mień spadł z ser­ca i po­zie­rał na kuma z *i(jka­wo­ścią, czy mu nad ta­kim bez­boż­nym ze szla­chec­ką oso­bą po­stę­po­wa­niem wło­sy dę­bem nie sta­ną.

Ale Ma­ciej wie­dział co robi i mówi i tyl­ko tak zmru­żył oczy, jak­by chciał z mó­zgu sto­sow­ną wy­cią­gnąć od­po­wiedź, od­kaśl­nąt raz, dwa razy, aby zy­skać na cza­sie i po­tym wy­po­wie­dział z wiel­kim po­dzi­wem: ku­mie, to cię z pew­no­ścią nie po­znał; bo wiesz prze cie, tyle się tam lu­dzi włó­czy, a każ­dy chce coś urwać, każ­dy go dra­pie, tak, że po­tym nie wie, co so­bie po­cząć z ca­łym świa­tem. No, a czyś mu po­wie­dział, kto je­steś?

– Po­wie­dzia­łem ku­mie, po­wie­dzia­łem!– za­wo­łał z za­pia­łem Ba­ri­na.

– No, wi­dzisz ku­mie! – od­rzekł Ma­ciej, – koń ma czte­ry nogi, a po­tknie się; a po­tym wiesz tak­że, że na­zwi­sko z na­zwi­skiem się po­mie­sza, i tak, pew­no cię za kogo in­ne­go uwa­żał. Ale te­raz – mó­wił da­lej – chodź ku­mie ze mną, pój­dzie­my do nie­go, zo­ba­czysz, że to do­bry pan i da ci, cze­go tyl­ko za­żą­dasz, kie­dy mu po­wiesz, żeś to ty, a nie kto inny, i po­myśl so­bie przy­tym, że sło­wa się mó­wią, a chleb się je… fo­tyg£

– Hm, mruk­nął pan Piotr z nie­do­wie­rza­niem: kto do mły­na cho­dzi, snad­no się za­mą­czy. Poco ja bym lam cho­dził! a coby moi przy­ja­cioł mó­wi­li, gdy­bym się do­stał mie­dzy ko­gu­cie pió­ra! *)

– Eh, prze­rwał mu Ma­ciej; poco zwa­żać na głu­pie ga­da­nia! Niech so­bie mó­wią, co chcą, kie­dy ri

*) Par­ty­ja wi­cisz­pa­na Be­sze­niow­skie­go ma w po­wie­ści kpgu­cie pió­ra go­dło.

nic nie cln – ale pan wi­cisz­pan, zo­ba­czysz, wy­pła­ci ci żół­ci nt ki en ii jak wosk…

– Ej, co tam!– prze­rwał mu Ba­ri­na z nie­chę­cią, – nie pro­sił sic czart 4ba­by, ani ja.

– „No: no, no! Prze­cież nie po­trze­bu­jesz się pro­sić, ale wi­dzisz: kto sie ra­dzi, nie za­wa­dzi. I tak dziś pa­no­wie z ca­łe­go ko­mi­ta­tu są u wi­cisz­pa­na, aby po­ga­dać, czy­by sie po przy­ja­ciel­sku oba stron­nic­twa po­łą­czyć nie dały: bę­dzie tam i wasz wy­chwa­lo­ny Po­toc­ki, coto by chciał na­sze­go do­bre­go pana Ada­ma wy­sa­dzić, a są­dzi, że lu­dzi gębą po­zbę­dzie, bo nie wie… że bied­ny szlach­cic za­wsze my­śli so­bie: do­brze kie­dy się gęba ob­le­je; on zaś kie­dy lu­dzi pięk­ne­mi ba­ła­mu­ci słów­ka­mi, to mu się zda­je, że każ­dy za­raz bę­dzie tań­czyć, tak jak on mu za­gra – al ii ta­kie rze­czy bez gro­si­ka sie nie obej­dą! Po tych sło­wach lewą ręką po­chwy­cił pra­wi­cę pana Pio­tra, pra­wą dło­nią po­kle­pał go po niej i nie cze­ka­jąc na­wet od­po­wie­dzi, za­wo­łał: No, ku­mie, bądź­my do­bre­mi przy­ja­ciół­mi!

– Ja wpraw­dzie póki mi choć nit­ka na grzbie­cie zo­sta­nie – od­po­wie pan Piotr, per­spek­ty­wą zy­sku wca­le nie prze­ko­na­ny, – z wami nig­dy trzy­mać nie będę, ale że­byś nio my­śłał, iż się wras boję, zro­bię ci tę przy­jem­ność i pój­dę z tobą, już dla­te­go sa­me­go, aby zo­ba­czyć tego wy­sła­wio­ne­go wi­cisz­pa­ia, jak się bę­dzie zno­wu koło nas krę­cił, kie­dy nas po­trze­bu­je.

li.

Pan Ma­ciej Be­sze­niow­ski kro­czył wol­nym­ro­kiem wraz ze swo­im ku­mem Pio­trem Ba­ri­ną do L]oszo-wie, wio­ski ma­łej, nie­po­zor­nej, ale w za­górs ko­mi­ta­cie przez to sław­nej, że w niej miesz­kał x – dam Be­sze­niow­ski, od lat pięt­na­stu pierw­szy %-pan, a za­tym gło­wa wszyst­kie­go, co­kol­wiek się:o_ mi­ta­cie od tylu lat dzia­ło. Po­wie­cie mi jed­naj choć­byś prze­szedł całą wę­gier­ską kra­inę i niej zdarł parę bu­tów, nie znaj­dziesz za­gór­skie­go kc tatu, choć w nim tyle ko­mi­ta­tów ile ty­go­dni w vo Ha, niech już tak bę­dzie; w kra­inie wę­gier­skiej den ko­mi­tat po­dob­ny do dru­gie­go jak dwie krop wody, a szlach­ta w jed­nym ta­każ po­ufa­ła jak i w dri gim, umie hu­lać i kor­te­szo­wać *) jak w jed­nym tal i w dru­gim, a w każ­dym bez wy­jąt­ku ma to prze­kop

*) Kor­te­szo­wać zna­czy ło­wić gło­sy: pap­ką, czar­ką, do­brym sło­wem, becz­ką wina, pie­niędz­mi i fe… p. Wy­raz ten po­cho­dzi od wy­ra­zu kor­tesz (z hisżp… eor­tes, co zna­czy wła­ści­wie wy­bor­ca, czło­nek sej­mi­ku, ale dziś uży­wa się w zna­cze­niu wer­bow­ni­ka gło­sów.

lia­nie, iż ttki­cłi do­brych kam­ra­tów jak w wę­gier­skiej kra­inie rie znaj­dziesz na ca­łym świe­cie. Było to więc w zi­gór­skim ko­mi­ta­cie, we wsi Ba­do­szow­cach, do­kąd pi­no­wie Ma­ciej i Piotr po­śpie­sza­li. I po­wa­dzi­li sir i po­jed­na­li w jed­nej i tej sa­mej chwi­li, bo je­den; dru­gi my­śle­li, że mają słusz­ność, choć wła­ści­wie nie wie­dzie­li cze­go chcą i dla cze­go chcą tego lub owe­go, i tyl­ko jak we śnie zda­wa­ło im sic, iż jest ich świę­tą po­win­no­ścią nie przy­sta­wać na to, cze­go chce dru­gi. Po­nie­waż za­wsze tak było, toż i przed re­stau­ra­cy­ją in­a­czej być nie mo­gło.

Przy­szedł­szy na wiel­kie po­dwó­rze, uj­rze­li gro­ma­dę wo­zów, bry­czek i po­wo­zów, a oko­ło nich krę­cą­cych sie pa­choł­ków; przed sa­mym wcho­dem do domu haj­duk pchał się na haj­du­ka, a każ­dy z nich stą­pał ta­kim kro­kiem, jak­by od nie­go do­bro ko­mi­ta­tu za­le­ża­ło, a tak brzę­czał ostro­ga­mi, że te zda­wa­ły się krzy­czyć ca­łe­mu świa­tu: pa­trz­cie na mnie', jak mi pięk­nie w tym no­wym, ja­snym do­łma­nie z żół­te­mi sznu­ra­mi, w tych wy­szwar­co­wa­nyph ciż­mach, z tym wy­sma­ro­wa­nym wą­sem,

Ale cała pra­wie fan­ta­zy­ją ich opu­ści­ła, bo na pro­gu zja­wił się pan pod­sę­dek Ste­fan Le­wic­ki, chło­pak mło­dy, lecz dziel­ny i żwa­wy, a do tego taki grzecz­ny, że nie było w ca­łym ko­mi­ta­cie szlach­cian­ki.

któ­ia­by męża, ojca lub bra­ta nie upo­mi­na­ła, ile­kroć o nim była mowa, aby o panu Le­wic­kim nie za­po­mi­nał sko­ro na­dej­dzie gło­so­wa­nie. Był on du­szą domu pa­ria wi­cisz­pa­na Ada­ma Be­sze­niow­skie­go: syn ro­dzo­nej sio­stry, wy­cho­wa­ny, że tak po­wiem w jego domu, w ostat­nich zwłasz­cza cza­sach był uwa­ża­ny za człon­ka ro­dzi­ny, ba co wię­cej, źli lu­dzie szep­ta­li, że ko­mi­ta­tem nie pan Adam lecz jego sio­strze­niec rzą­dzi i że wszyst­kie mą­dre sło­wa, wy­cho­dzą­ce z ust pana Ada­ma, wy­lę­gły się w pana Ste­fa­na mó­zgu, al­bo­wiem ten ma wię­cej w pię­cie, niż tam­ten w gło­wie, Dzi­siaj przy wiel­kiej uczcie pan Ste­fan przyj­mo­wał go­ści, za­wia­dy­wał ca­łym po­rząd­kiem w domu, gdy tym­cza­sem pan wi­cisz­pan przy sto­le go­ści za­ba­wiał. Tak i te­raz wy­szedł na po­dwó­rze wyda-waó roz­ka­zy. Haj­du­cy się roz­stą­pi­li i sta­nę­li rzę­dem po obu stro­nach. "W tym zbli­ży­li się pan Ma­ciej z pa­nem Pio­trem, a pierw­szy trą­ca­jąc łok­ciem w bok swe­go kuma, ode­zwał się: „Czy wi­dzisz ku­mie, jak wi­ta­ją W domu pana wi­cisz­pa­na po­rząd­ną szlach­tę? Czym ci tego nie po­wia­dał, czy­ni ci nie po­wia­dał?-' po­wta­rzał Ma­ciej z ra­do­ścią.

Panu Pio­tro­wi rze­czy­wi­ście się wy­da­ło, że to było na cześć jego, jed­nak mruk­nął tyl­ko do kuma spod w asa: „no, no, niech bę­dzie co chce, ja oto nie dbam.

hi pół­gło­sem: „aha szwa­grze, ze­szli­śmy się tu­taj jak lisz­ki u gar­ba­rza!”

– Ale bez ogo­na!– do­rzu­cił po ci­chu Ba­ri­na. Pan­na Anna, sie­dzą­ca obok hra­bie­go Że­lih­skie­go, sko­rzy­sta­ła ze spo­sob­no­ści, gdy len z jej mat­ką roz­ma­wiał, wsta­ła i jak sa­ren­ka bie­gła ku przy­by­łym; pan Ste­fan sa­do­wił irh, a roz­ka­zu­jąc po­dać po­tra­wy, na­le­wał im uina; pan­na Anna chwy­ci­ła pana pod­sęd­ka obie­ma rę­ka­mi za ra­mie, i opie­ra­jąc sic o nie, rze­kła z uśmie­chem: „Stef­ku, tyś mą­dry, wszyst­ko chcesz sam zro­bić, a mnie nie po­zwo­lisz tej przy­jem­no­ści, abym pa­nom po­słu­żyć mo­gła, a po­tym, wi­dzisz, oni tyl­ko two­je zdro­wie pić mu­szą, a in­nie sm nic nie do­sta­nie'

– Naco to­bie na­sze zdro­wia?–od­po­wie­dział Ste­fan rów­nież z uśmie­chem, – kie­dy masz oko­ło sie­bie do­syć sło­dy­czy, a nie do­pu­ścisz bied­nej szlach­cie ani jed­ne­go słod­kie­go hra­biow­skie­go po­zdro­wię-nia.

– Pa­trz­cież go, jesz­cze mi bę­dzie w koń­cu za­zdro­ścić, że się hra­bio­wie za mną oglą­da­ją! ale skacz no, skacz, aż się do­ska­czesz.

– Ba, za­iste wiel­moż­na pa­nien­ko, – prze­rwał Ba­ri­na, – już niech bę­dzie co chce, ale wam­by oboj­gu naj­le­piej było przy so­bie; pan pod­sę­dek przy­stoj­ny jak pa­nien­ka, a wa­sze czar­ne oczki – oj, oj, gdy­bym był mło­dy….

„Siwe oczy, siwe, to są spra­wie­dli­we Czar­ne oczy pań­skie, ale są cy­gań­skie1'

rzekł Ste­fan zwra­ca­jąc się do Anny i tym spo­so­bem prze­ry­wa­jąc mowę Ba­ri­ny.

– A zro­bi­ło asan pięć kwar­ta­łów do roku – rze­kła ze śmie­chem Anna do Ste­fa­na, a bę­dziesz mą­dry!

Wtym po­wstał hra­bia Że­liń­ski z kie­li­chom w ręku i wniósł toa!st: „za zdro­wie go­spo­da­rza, aby przez mno­gie lata mogł być ozdo­bą nie­tyl­ko za­gór­skie­go ko­mi­ta­tu, ale i ca­łej zie­mi wę­gier­skiej!'4

„Za zdro­wie, za zdro­wie!” ozwie się całe to­wa­rzy­stwo, trą­ca­jąc kie­lisz­ka­mi.

Że­liń­ski pra­wił da­łej: „za zdro­wie ca­łej ro­dzi­ny pana Ada­ma, za zdro­wie pani Ada­mo­wej i sza­now­nej pan­ny!” i zwró­cił się ku miej­scu gdzie Anul­ka sie­dzia­ła, a nie zna­la­zł­szy jej, sta­nął, a po­tym do­dał gło­sem, któ­ry się z po­waż­nym to­a­stem wca­le nie zga­dzał: „ale gdzież się pan­na Anna po­dzia­ła?”

– Po­wi­nien był pan hra­bia da­wać bacz­ność,– rzekł z dru­giej stro­ny Po­toc­ki, jemu bo­wiem jako prze­ciw­ni­ko­wi Ada­ma, z któ­rym hra­bia chciał się po­łą­czyć, a jogo sa­me­go z urzę­du wy­sa­dzić, ta prze­rwa była na rękę – pan pod­sę­dek Ło­wic­ki jest po­rząd­ny chło­piec, a pan­na Anna, jak pan wi­dzisz, mu­sia­ła się bar­dzo za­smu­cić, źe tym­cza­sem coś pan hra­bia nad­ska­ki­wał pani mat­ce, jej się od pana nie do­sta­ło ani jed­ne­go pięk­ne­go spojr­że­nia.

Pan Adam, wi­dząc co się dzie­je, spoj­rzał su­ro­wym okiem na cór­kę, a po­tym roz­ja­śnił twarz i po­wie­dział do hra­bie­go: Ja ja­śmY oświe­co­ne­mu panu po­wiem jak się rze­czy mają. Mój sio­strze­niec Ste­fan Le­wic­ki wzrósł od dzie­ciń­stwa w moim domu, a po­tym obo­je dzie­ci tak wy­cho­wa­łem, aby po­słu­gi­wa­ły moim go­ściom, co Ste­fan ro­bił za­wsze i jako apli­kant i jako przy­się­gły – i te­raz jako pod­sę­dek robi, mo­jej zaś cór­ce zda­je się cią­gle, że jest jesz­cze dziec­kiem i robi to, do cze­go od dzie­ciń­stwa przy­wy­kła.

– Prze­bacz pan – od­parł z go­ry­czą Że­liń­ski,– nie wie­dzia­łem, że pan­na Anna już od dzie­ciń­stwa przy­wy­kła…. I i

– Nie o to idzie, pa­nie hra­bio, – prze­rwał pan Adam,– snadź aby nie­mi­łym sło­wom za­po­biegł, ale każ­dy szlach­cic go­dzien tego, aby mu moja cór­ka po­słu­ży­ła, a za­tym i mój krew­ny Ma­ciej i pan Piotr.

Piotr drgnął aż w prze­świad­cze­niu o swo­jej waż­no­ści, a sło­wa­mi pana wiejsz­pa­na jesz­cze wię­cej pod­nie­sio­ny7 wy­rzekł: Praw­dę nio wi­cie, wiel­moż­ny pa­nie wi­cisz­pa­nie, a każ­dy szlach­cic go­dzien jest sta­rać się o wa­sze cór­kę, niech więc Pan Bóg ma W swo­jej opie­ce pana Ste­fa­na Le­wic­kie­go i pan­nę Anne, prze­cież im tak ład­nie przy so­bie żeby się ko­mi­tat po­pła­kał gdy­by się nie po­bra­li, a ja ich tak ko­cham obo­je, żeby mi ser­ce pę­kło, gdy­by do tego nio przy­szło.

Ale ani hra­bie­go, ani Ada­ma ta mowa po ser­cu nie po­gła­ska­ła, prze­to ostat­ni po­wie­dział: „pa­nie bra­cie, po­su­wa­cie się za da­le­ko, a nie po­my­śli­cie, że w tym in­te­re­sie i ja i moja cór­ka głos mar­ny.”

Wtym żywo ode­zwał się Ję­drzej Le­wic­ki, ro­dzo­ny brat ojca pod­sęd­ka Le­wic­kie­go, a za­tym jego stryj, czło­wiek już po­de­szły, nie­dba­ją­cy o sw7o­ję po­wierz­chow­ność, co wła­śnie dla tego w asy po same ką­ci­ki ust ob­strzy­gał, i tyl­ko tam kęp­ki zo­sta­wia!', gdzie już one rość prze­sta­wa­ły; po­tym no­sił ka­po­tę, kto­rą so­bie jesz­cze za mło­dych lat spra­wił z dłu­gie­mi po­ła­mi, krót­kim sta­nem i dwo­ma ma­łe­mi gu­zicz­ka­mi, przy­szy­te­mi je­den przy dru­gim, pra­wie pod sa­me­mi ło­pat­ka­mi, tam gdzie się stan łą­czył z po­ła­mi.

– Ba za­iste, ła­ska­wy pa­nie szwa­grze, po­win­ni-by­ście ca­łej tej hi­sto­ryi już ko­niec po­ło­żyć, bo cały świat po­wia­da, że to już in­a­czej być nie może: a to wi­dzi­my wszy­scy i cały ko­mi­tat o tym roz­pra­wia, że się ci mło­dzi lu­dzie ko­cha­ją, a bez szme­ru nic się nie ru­szy, i tak pa­nie szwa­grze, urządź­cie już raz to wszyst­ko.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: