Rozmowy z Karolcią czyli coaching przy herbacie - ebook
Rozmowy z Karolcią czyli coaching przy herbacie - ebook
Książka jest cyklem rozmów dotyczących rozwoju osobistego, life coachingu, lecz również życia współczesnej, polskiej rodziny - prowadzonych przez doświadczonego coacha [utożsamienie narratora z autorem] z ośmioletnią, a pod koniec książki dziewięcioletnią Karolcią, członkiem dalszej rodziny. Nie znamy pokrewieństwa. Dziewczynka zwraca się do narratora – wujciu, przyjmując postawę wnikliwego obserwatora życia codziennego. Zadaje mnóstwo pytań, nierzadko przypierając narratora do muru, wprowadzając w konfuzje lub po prostu zmuszając do zajęcia stanowiska w niełatwych sprawach. Na przykład:
Dlaczego dorośli są wobec siebie okrutni, a potem się rozwodzą, chociaż wcześniej deklarowali miłość?
Dlaczego nakazują dzieciom zachowywanie zdrowych standardów życia [na przykład ograniczanie słodyczy] a sami palą tytoń?
Z jakiego powodu sankcjonuje się przemoc wobec zwierząt i przemysł rzeźny, a dzieciom nie mówi się prawdy o pochodzeniu mięsnych potraw?
Dlaczego ludzie są gotowi płacić za coaching, choć potem nie korzystają z jego efektów?
Za każdym razem coach – wujcio stara się odpowiedzieć Karolci dobierając
odpowiedzi i argumenty do jej ośmiu lat. Jednak bardzo często jest zaskakiwany dojrzałością Karolci wynikającą z jej prawdomówności i spójności. Dziecko jest uważnym obserwatorem, reagującym sprzeciwem na najmniejsze przekłamania, elementy hipokryzji lub braku wiarygodności dorosłych. Te i wiele innych pytań pozwala czytelnikowi zrozumieć idee coachingu, mechanizmy własnego oporu i zmiany oraz dokonać świadomej oceny własnej postawy. Na ile to, co robisz, jak myślisz i postępujesz jest dla ciebie użyteczne? Czy to w co wierzysz prowadzi ciebie do celu? Czy jesteś spójny? Czego uczą się od ciebie dzieci?
Dziecko to też człowiek, z tymże mądrzejszy, uważniejszy i bardziej spójny od dorosłych – to jedno z początkowych odkryć, którego może dokonać czytelnik. Dlaczego dzieci mają naturalne zdolności coachingowe? Dlatego, że komunikują się wprost, niczego nie kalkulują i potrafią asertywnie wyrazić to, z czym dorośli oportuniści mają problem – własne zdanie na dany temat. W czasie spotkań z Karolcią wujcio- coach także zmienia postawę. Staje się stopniowo klientem [coachee] bardzo mądrej, ośmioletniej coacherki i bierze od niej lekcje własnej spójności i wiarygodności.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-63773-91-5 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Karolcia to moja przyjaciółka. Gdy ją poznajemy ma osiem lat. Wraz z kartami tej książki dorośleje. Pierwsza klasa podstawówki zmieni się w drugą, potem pierwsza komunia i zdaniem Karolci jeszcze tylko wakacje i już tylko krok do dorosłości. Jej osiemnastoletnia siostra cioteczna uważa Karolcię za zarozumiałą, przemądrzałą smarkulę, która zadaje setki niepotrzebnych, głupich, irytujących pytań. Jej zdaniem to dziecko tupiące nóżką, krnąbrne i złośliwe. Czteroletni braciszek Karolci, Jasio, trochę ją naśladuje, trochę przedrzeźnia. Rodzice, jak to rodzice, często ją ignorują. Wiadomo – praca, dom, zmęczenie, obowiązki. Kto by miał czas na nieustanne dociekanie, odpowiedzi na kłopotliwe pytania w rodzaju dlaczego ludzie się rozwodzą albo ile razy trze ba dostać rozgrzeszenie, żeby grzech przestał się liczyć? Inni dorośli, jak to dorośli, albo unikają tego kłopotliwego dziecka albo wręcz się go obawiają. A nóż znów coś palnie. Kto by miał ochotę wciąż tłumaczyć od nowa te same kwestie, wyjaśniać, rysować, odpowiadać, rozmawiać, traktując ośmiolatkę jak partnera? Tylko ktoś obcy, ale z rodziny, ktoś z zewnątrz, a jednak na tyle bliski, by móc się wtrącać, na tyle niezależny i silny, by czasami móc mówić rzeczy niepopularne. Wujcio. Wujcio jest najwłaściwszą osobą. Trochę nietykalny, bo autorytet, trochę dziwny i nieprzewidywalny, gdyż zajmuje się coachingiem, trochę niepokojący, gdyż czasami bywa skuteczny z tymi swoimi technikami, pytaniami, ćwiczeniami. Wraz z wujciem w życiu Karolci pojawili się również inni wujciowie i ciocie, coache, przyjaciele domu. Podobni do niego. Tacy, którzy słuchają dziecka i lubią z nim dyskutować. A nawet w czasie rozmowy, co w Polsce wciąż jest niespotykanym zwyczajem, ciocie i wujciowie przyklękają przed dzieckiem, żeby nie tworzyć przewagi pomiędzy stojącym dorosłym dryblasem a dzieckiem, które co najmniej do okresu nastoletniego zazwyczaj jest niższe. Pewnie to przyklękanie brzmi jak wydumane dziwactwo. Przypomnij sobie jednak chwile własnego dzieciństwa, gdy ci wszyscy wielcy dorośli wznosili się nad tobą niczym gigantyczne domy, nie reagowali na twoje wezwania, szarpanie za rękę, a wszelkie polecenia, przyzwolenia, sugestie, ponaglenia, zakazy, pytania spływały na ciebie z góry. Spotkanie twarzą w twarz od pierwszej chwili buduje poczucie partnerstwa, relację, w której partnerzy wzajemnie się słuchają, a przede wszystkim widzą. Rozmowy z dzieckiem? Dyskusje z dzieckiem? Są cudowne. Prawdziwe. Żadnych dwuznaczności, udawania, żadnej półprawdy. Każde słowo jest natychmiast weryfikowane, każda mina prześwietlana. Przed Karolcią niczego nie ukryjesz. Spójność lub niespójność, wiarygodność lub niewiarygodność – każde zachowanie zostaje poddane temu kryterium, uważnemu spojrzeniu Karolci, które jak wspomniałem, budzi lęk u niektórych dorosłych. Zwłaszcza u tych, którzy mają coś na sumieniu. Ich sumienie jest wtedy przymuszane do refleksji, do zmiany, do samopoznania i wreszcie do samoświadomości. Poznacie środowisko, w którym, na co dzień, żyje Karolcia. Najbliższe osoby to oczywiście mama, tata i braciszek Karolci, prawie czteroletni Jasio. Rodzice oboje pracują, zatem codzienny rytm dnia wyznaczają pory odwożenia i przywożenia dzieci na trasie przedszkole-szkoła-dom. Porankom tej młodej rodziny towarzyszą pośpiech i nierzadko zdenerwowanie, przebijanie się przez wielkomiejskie, nieprzewidywalne korki. Mama Karolci ma starszą siostrę Renię i brata Limona. Limon, to szczególna postać – ojciec chrzestny Karolci, lecz także coach i przyjaciel narratora, wujcia, który opowiada tę historię. Dwudziestoletni Szymek, student iberystyki i osiemnastoletnia Gabi to rodzeństwo cioteczne Karolci, czyli kuzynostwo, powoli wchodzące w dorosłe życie. Szymek jest synem cioci Reni, a Gabrysia córką Krzysztofa, brata taty. Poznacie również dziadków. Babcia Mariola to mama mamy, przyjeżdża z daleka w odwiedziny i zazwyczaj towarzyszy temu spore zamieszanie. Matka i córka od dawna są w nienajlepszych stosunkach. Babcia Halinka i dziadek Rysio to rodzice taty. Mają czterech synów, ale tylko dwóch z nich mieszka w Polsce.
Babcia Halinka to starsza siostra wujcia, narratora, który opowiada tę historię. Wujcio jest zatem dla Karolci ciotecznym dziadkiem, czyli drugim dziadkiem, choć zwykło się mówić wujek i tyle. Dlaczego drugim dziadkiem, a nie trzecim? Gdyż babcia Mariola, mama mamy rozwiodła się dawno temu i Karolcia nigdy jej męża, a swego biologicznego dziadka, nie poznała. W naszej opowieści pojawia się też Quna, przyjaciel domu, zawodowy coach, niemal członek rodziny, który często oba domy odwiedza: mieszkanie rodziców Karolci, oraz wujcia i jego żony cioci Lidki. W naszej historii pojawią się również rozliczni koledzy i koleżanki Karolci, a także inni dorośli, znajomi, sąsiedzi, słowem przedstawiciele środowiska, w którym kształtuje się delikatna, młoda, chłonna osobowość Karolci. Na koniec postacie nie mniej ważne, koty. Aż czterej mieszkańcy domu cioci Lidki i wujcia: najstarszy, o imieniu Kotlet, następnie Lolek, Bolek i najmłodszy Feluś.
Coaching
W tej książce opowiadam o coachingu. Coach to w języku angielskim powóz, dyliżans, a z czasem również kozioł, na którym siedział furman i sam woźnica. To również współczesny autobus dalekobieżny, na przykład na trasie z Liverpool do Birmingham, a także trener, zwłaszcza piłkarski, zaś coach bag to torba podróżna, a coach house to wozownia lub stajnia. Słowem podróż, zmiana i kierowca. W taki też sposób rozumiem coaching, jako podróż do celu. W czasie tej podróży określamy nie tylko miejsce, do którego klient zamierza dotrzeć, ale również efekt, który chce uzyskać. Co ma być rezultatem twojej podróży? Jakie potrzeby chcesz zrealizować? Po czym rozpoznasz, że osiągnąłeś/osiągnęłaś to, co zmierzałeś/zamierzałaś osiągnąć? Podróż dookoła świata? Cudownie! Co uzyskasz w jej trakcie i na samym końcu, już po powrocie? Awans? Znakomicie! Jakie potrzeby zrealizujesz w wyniku awansu? Nowe mieszkanie? Świetnie! Jak chcesz się czuć w nowym mieszkaniu? Coach kieruje powozem i końmi, lecz to klient zna cel. Co ach dba o trasę i odpoczynek, o właściwe tempo jazdy, lecz to klient określa, dokąd zmierza i co chce uzyskać u kresu podróży. Coach dba również o ekologię, czyli dopytuje i zachęca klienta do sprawdzania, czy aby w wyniku jego podróży nie nastąpią jakieś szkody, straty, czy rozważył wszystkie za i przeciw. Niestety często we współczesnych korporacjach używa się słowa coaching mylnie, ze szkodą dla tej genialnej dyscypliny wspomagającej rozwój. Używa się go na określenie oceny pracownika, a także reprymendy, jako interwencji bezradnego menedżera, który chce pozbyć się pracownika, zamiast zapewnić mu niezbędne szkolenie i możliwość otwartej komunikacji, jako formy doradzania lub instruktarzu. Coaching wbrew dość powszechnej opinii nie jest też sztuką zadawania pytań ani prowadzenia sporów. Sztukę zadawania pytań nazywa się eromatyką lub metodą sokratejską stosowaną w erystyce, czyli sztuce prowadzenia sporów, o której pisał Schopenhauer i Kotarbiński. Coaching natomiast to dziedzina powstała na gruncie psychologii pozytywnej, jej celem jest stosowanie zasad i metod, dzięki którym poprawia się jakość życia drugiego człowieka. Metody te polegają na ćwiczeniach i zadaniach, dzięki którym klient coachingu może bezpiecznie eksperymentować, sprawdzać różne opcje, próbować i poszukiwać odpowiedzi, wreszcie dokonywać odkryć, dzięki którym jego życie lub dowolna jego część stanie się łatwiejsza, przyjemniejsza, tańsza, bezpieczniejsza, bardziej ergonomiczna lub po prostu lepsza, w sposób, który na początku określi sam klient. Coaching czerpie swoje metody zarówno z podejścia projektowego jak i z najróżniejszych dyscyplin, od socjologii po antropologię, poprzez szkoły psychologiczne, a nawet terapeutyczne jak Gestalt, behawioralno-poznawczą, czy process work. Wykorzystując postawę antropologa coach przyjmuje nastawienie obserwującego badacza, który nie interweniuje, nie narzuca, lecz poznaje świat swojego klienta. Uruchamia podejście socjologiczne, gdyż może pracować z grupą i na rzecz grupy i zawsze uwzględnia czynniki środowiskowe oraz relacje, w których funkcjonuje klient. Przyjmuje perspektywę psychologiczną, gdyż zajmuje się nastawieniem klienta i wspiera zmiany również na poziomie przekonań i wartości. Wykorzystuje Gestalt, gdyż zgodnie z założeniami tej szkoły psychologicznej dostrzega całościowe struktury myśli, emocji i zachowań, którymi posługuje się klient. Myśl stanowi figurę, która nieodłącznie związana jest z tłem, czyli kontekstem, w którym się pojawia. Lecz coach również dostrzeże postępowanie klienta i jego skutki. Coaching to dyscyplina w budowie, czerpiąca z różnych doświadczeń naukowych i praktycznych; stosunkowo nowa i, na szczęście, jeszcze mało skodyfikowana, gdyż najmocniejszym narzędziem coachingu jest otwartość i kreatywność. Coaching zaprasza do porzucania ram i schematów, dlatego sam nie może być schematyczny. Im bardziej obrośnie w procedury tym mniej będzie pobudzał do kreatywności, przez co straci swoją skuteczność.
Powszechne wyobrażenie na temat coachingu jest mniej więcej takie: na sesji pojawia się klient, zgłasza jakiś temat, dylemat, cel lub problem i coach zadaje mu serię pytań, dzięki którym klient uświadomi sobie swoje ograniczenia, a potem potrzeby, wartości i wreszcie cele. Kolejność dokonywanych odkryć bywa daleka od książkowej poprawności. Często zaczyna się od celu, a kończy sesję na tym, że klient ustala zupełnie inny cel, gdyż ten, z którym przyszedł wyparował w czasie sesji. Doświadczony coach pomiędzy zadawanymi pytaniami bierze oddech i pozwala klientowi się wypowiedzieć. Bardzo doświadczony coach słucha swego klienta i czasami zadaje tak zwane m o c n e p y t a n i e, czyli takie, po którym klientowi spadają przysłowiowe buty, szczęka opada, a umysł dokonuje odkrycia, lub wręcz przeciwnie. Sztywne ograniczenia i przekonania klienta zgrzytają, piramida stereotypów chwieje się, emocje buzują. Słowem klient może zarówno przeżyć heurystyczne olśnienie lub doznać konfuzji, zmieszania, po którym pojawi się być może nowa jakość życia, nowy styl podejmowania decyzji, rozstrzygnięcie zawodowych dylematów, nowa strategia osiągania sukcesu. Moi studenci, których uczę zawodowego coachingu, oblaliby egzamin praktyczny, gdyby w czasie sesji zadawali klientowi wyłącznie pytania. Coaching to przede wszystkim trening, oparty na praktycznym działaniu i doświadczaniu. Same pytania to zbyt mało, tym bardziej, że repertuar technik, ćwiczeń, zadań, eksperymentów mamy ogromny. Coaching prowadzony wyłącznie w formie zadawanych pytań, to również strata czasu. Można zmieniać, poszukiwać, realizować cele znacznie szybciej dzięki doświadczaniu, próbowaniu, eksperymentowaniu. Zatem bardzo, bardzo wprawny coach, lub po prostu dobrze wyszkolony, zadaje pytania, by doprecyzować dylematy lub cele klienta i zaproponować takie ćwiczenie, po którym nie tylko klientowi spadną buty, ale przede wszystkim znajdzie on w sobie nowe możliwości, nowe zasoby, lub wykluczy pewne alternatywy, a inne znajdzie.
Pytania graniczne
Jest jednak pewien szczególny rodzaj pytań. Bardzo je lubię z powodu ich skuteczności i siły. Są to pytania graniczne. Gdy na pytanie graniczne padnie odpowiedź, twoje życie zostanie radykalnie odmienione, konkretna sprawa rozwiązana, kluczowy zasób odnaleziony – wejdziesz na wyższy poziom samorozwoju, spełnienia lub satysfakcji, odczujesz wyraźną, jakościową zmianę. Pytania graniczne warto zadawać klientowi w chwili tuż po dokonaniu odkrycia. W takim szczególnym momencie, kiedy dotarliśmy do nowych rozwiązań lub zrozumieliśmy własne ograniczenia. Często pytanie graniczne może być coachingowym zadaniem po odbytej sesji. Jak będzie brzmiało twoje pytanie graniczne dziś, w tej sprawie, w tym momencie życia? Mamy różne pytania graniczne dla różnych spraw i zadań, ale także w różnych etapach życia inne pytanie jest dla nas graniczne, czyli kluczowe dla zmiany.
Spotkasz tu wiele pytań granicznych. Być może niektóre z nich zainspirują ciebie, inne odbierzesz z taką mocą, jakby napisane zostały specjalnie dla ciebie, jeszcze inne będą ci początkowo obojętne, lecz dopiero po jakimś czasie wzbudzą twoje zainteresowanie. Jeszcze inne przemkną niezauważone, ale będzie też kilka takich, które tobą wstrząsną, a potem dokonasz odkrycia, które odmieni twoje życie na lepsze. Tym samym rozmowy z Karolcią są również zaproszeniem dla ciebie do selfcoachingu, czyli dokonywania zmiany w takim tempie, w jakim potrzebujesz się zmieniać, jeśli chcesz się zmieniać, w sprawach, w których warto dokonać zmiany, aby żyć lepiej.
Kreatywność dzieci
Dzieci uwielbiają zadawać pytania. Niestety często ignorujemy ich wnikliwość i ciekawość. Kiedy uważnie wsłuchasz się w głos dzieci, w ich ciekawość, to szybko okaże się, że niemal każde zadane przez nie pytanie jest pytaniem granicznym. Co ciekawe to pytanie jest skierowane właśnie do ciebie, to ty, dorosły, jesteś zapraszany przez swego małego, naturalnego coacha do zmiany. Pytanie jest często nie d o c i e b i e, ile d l a c i e b i e. Kiedy to zrozumiesz, dzieci przestaną cię irytować i zaczniesz czerpać z ich zmysłu obserwacji energię, refleksję, nowy punkt widzenia, czerpać jak ze źródła. Tym źródłem jest ich prawdomówność, spójność i spontaniczność. Jeśli dziecko zaczyna cię okłamywać, to dowód na to, że podporządkowało się regułom wychowania. Właśnie w tym momencie traci swoją naturalność na rzecz oportunizmu. Spełnia twoje oczekiwania, zamiast mówić, co myśli naprawdę. Nie ma bardziej spontanicznych istot niż dzieci. Nie ma bardziej twórczych, wyposażonych w cudowną wyobraźnię i kreatywność istot niż bawiące się dzieci.
Jeśli chcę się czegoś dowiedzieć, szybko nauczyć, zweryfikować swoje poglądy – pytam dzieci. Tak jest. To rewolucyj – ne stwierdzenie. Dostawcami kreatywności, zmiany, nowych poglądów, a także technologii są w naszych rodzinach najczęściej dzieci. Nasi naturalni coachowie. Chcesz szybko uporać się z nową komórką? Daj ją czterolatkowi. Po kwadransie nie będzie miała dla niego tajemnic. Masz wątpliwości wobec nowo zrekrutowanej osoby? Zostaw ją na pół godziny sam na sam z siedmiolatkiem. Będziesz mieć odpowiedź. Nie wiesz jak postąpić w ważnej sprawie – porozmawiaj z ośmioletnią dziewczynką. Ona urealni twoje dylematy i zada ci klika trafnych pytań. Postępowałem w ten sposób przez wiele lat, początkowo nieświadomie. Nadal odwołuję się do coachów naturalnych, najbardziej wiarygodnych, jakimi są dzieci. Nastolatki czasem niestety tracą swoją naturalność, próbując z jednej strony upodobnić się do dorosłych, a z drugiej zbuntować przeciw nim. Dopiero po tym okresie prób i błędów rodzą się dorośli i jeżeli tylko potrafią zachować w sobie ów dziecięcy, spójny i wnikliwy ogląd rzeczywistości, stają się wiarygodnymi partnerami.
Historia tej opowieści
Rozmowy z Karolcią to moje spotkania z kilkoma dziewczynkami na przestrzeni wielu lat. Z niektórymi przyjaźniłem się, innymi się opiekowałem, z niektórymi spotykałem się w czasie zabawy, rozmowy, w minutach i dniach codziennego życia. Jest w tych dialogach Marta, która ma dzisiaj ponad dwadzieścia lat, jest też dziewięcioletnia Ilonka, Marcysia i Julka, jest dorosła Paulina i trzy Ole. Dwie z nich są już matkami swoich całkiem dużych dzieci, są również coachami dla siebie, dla swoich dzieci, dla swoich klientów. Dzięki nim, dzięki rozmowom z małymi dziewczynkami, które dorastały, iw końcu stały się lub staną kobietami – jestem młody, lepiej rozumiem świat kobiet, lepiej rozumiem świat dzieci. Każda z nich obdarowała mnie swoim mistrzostwem i każda z nich staje się również moim dorosłym mistrzem. Dlatego Karolcia to moja mała mistrzyni.
W koncepcji Carla Gustava Junga pojawia się tajemnicze słowo Animus. To aspekt męski w osobowości dziewczynek. Swoisty software, dzięki któremu mała dziewczynka kształtuje w sobie umiejętność wchodzenia w relacje z chłopcami, a potem w kolejnych etapach życia z mężczyznami. Uczy się komunikować się z nimi, rozumieć ich zachowania, a stopniowo również potrzeby i odpowiadać na nie, jako współpracownica, koleżanka, przyjaciółka, a także w końcu jako partnerka i matka wspólnych dzieci. Chłopczyk kształtuje w sobie oprócz męskiej osobowości również Animę, żeński aspekt, który podobnie jak u dziewczynki Animus pozwala mu wejść w relacje z kobietami, zrozumieć świat kobiecości. Rozmowy z Karolcią to również przenikanie się świata męskiego i żeńskiego, to kobiecy punkt widzenia na sprawy męskie i ojcowskie, kształtowanie Animusa w dziewczynce. To również refleksja mężczyzny i jego męskich poglądów, zweryfikowana przez punkt widzenia małej kobiety, która widzi rzeczy nieco inaczej. Jedno nie istnieje bez drugiego, brak harmonii pomiędzy pierwiastkiem męskim a żeńskim zarówno w małżeństwie, w rodzinie, jak i w firmie, a nawet w państwie lub społeczeństwie, rodzi problemy. Powstają napięcia, wybuchają konflikty. Dialogi pomiędzy Karolcią i wujciem to w istocie rozmowy ojca i córki, lecz także żeńskiej osobowości, z jej Animusem – aspektem męskim, a także dojrzałej, coachingowej męskości z młodą, kreatywną, naturalną żeńskością. Jest też w rozmowach z Karolcią po prostu relacja dziecka i dorosłego, pełna cierpliwości, partnerstwa, szacunku, taka, na jaką czasem nas nie stać z powodu dystansu, jaki dorośli tworzą wobec dzieci, nierzadko własnych. Wszyscy tu odnoszą korzyść, każde słowo jest cenne, każde pytanie istotne zarówno dla tego, kto stawia pytanie, jak i dla tego, kto odpowiada. Przez wszystkie rozmowy z Karolcią przewija się kilka ukrytych między wierszami, a jednak wyraźnie brzmiących kwestii. W jaki sposób uchronić więź zbudowaną z małym dzieckiem? Na co zwrócić uwagę, by ta więź nie osłabła w okresie dorastania lub co gorsza, żeby nie zmieniła się we wrogość lub konflikt z rodzicami? O co zadbać, by presja otoczenia, społeczne normy i rodzinne lęki nie zabiły w dziecku wrażliwości, spontaniczności i kreatywności? W jaki sposób wzmacniać w dziecku poczucie sprawiedliwości, tak często boleśnie niszczone przez dorosłych?
Kobiecość
Nie istnieje bez męskości i odwrotnie, na mężczyzn ogromny wpływ mają matki, siostry, kuzynki, a potem koleżanki, pierwsze przyjaciółki i miłości. To one kształtują w nas zdolność do rozumienia świata kobiet i świata w ogóle. My zaś – ojcowie, nauczyciele, bracia i opiekunowie kształtujemy w kobietach obraz świata mężczyzn, z którym będą mogły się stopniowo zaprzyjaźniać. Wszyscy potrzebujemy przewodników. Im lepsi coachowie trafiają nam się na początku życia, tym lepszymi, naturalnymi coachami sami stajemy się później dla swoich przyjaciół, partnerów, podwładnych, a przede wszystkim dla własnych dzieci. Jedni uczymy drugich, dzielimy się, wymieniamy wzorcami. To właśnie wzorce decydują o jakości naszych relacji, a potem dorosłego życia. Nauczeni wrogości lub nieufności wobec drugiej płci często przez długie lata borykamy się z oporem, niezrozumieniem, albo po prostu z lękiem. Spotykając na swojej drodze dziewczynki i kobiety miałem to szczęście i zaszczyt uczyć się od nich, przekazywać własne nauki i wspólnie doświadczać uczenia się. Ni mniej ni więcej był to coaching, czyli droga rozwoju osobistego, droga zmiany, poznawania siebie, odnajdywania sensu i wartości w codziennym życiu, poszukiwania odpowiedzi na trudne pytania. W moich notatkach te coachingowe meandry, spotkania i rozmowy, przemyślenia i odkrycia stworzyły całość, zaś dziewczynki i kobiety stały się w końcu jedną postacią – Karolcią.
Opowieść zaczyna się w czasie wakacji
Moja opowieść zaczyna się latem w czasie długich wakacji. Wyjazd na wieś, nad jezioro, dystans do codziennych zajęć, oddech od nie zawsze lubianej szkoły pozwalają na wybuch entuzjazmu i fantazji. Świat staje się dla dziecka przestrzenią nieustającej zabawy i eksperymentu. Radość wypełnia każdą miseczkę malin, towarzyszy każdej kąpieli i rowerowej wycieczce. Lato sprzyja zabawie, spontaniczności, ekspresji, poszukiwaniom. Taki stan zaprasza do najbardziej naturalnego uczenia się poprzez doświadczenie, zacieśniają się więzi, łatwiej jest zadawać trudne pytania, prościej odbywać fascynujące przygody, czy eksperymentować. Według badań cytowanych przez Malcolma Gladwella w Poza schematem dzieci pozostawione same sobie w okresie wakacji w pewien sposób uwsteczniają się, tracą wiele z efektów wypracowanych w czasie roku szkolnego. Dzieciaki, które w ciągu letnich miesięcy są inspirowane, zachęcane do poznawania nowych obszarów bez wywierania edukacyjnej presji, ale poprzez wyjazdy, zmianę środowiska, zwiedzanie, kino, aquaparki lub czytanie – uczą się tak naturalnie jak oddychają, i po wakacyjnej przerwie często intelektualnie i emocjonalnie wyprzedzają rówieśników, którzy spędzili wakacje na trzepaku.
Poznajcie zatem tę małą, czarnowłosą, szczupłą istotę, o ciemnych jak węgle oczach, ruchliwych rączkach i ekspresji wiercipięty, miłośniczkę zwierząt z wiecznym uśmiechem na twarzy. Ośmioletnią dziewczynkę o imieniu Karolcia, mistrzynię w zadawaniu trudnych pytań, naturalną coacherkę, która z pewnością wytrąci was z letargu, uzdolnioną plastyczkę i najlepszą przyjaciółkę wujcia.Jest nasycone, ciężkie od barw i zapachów. Czasami tak bogate, że aż ciąży, przytłacza dźwiękami, ruchem owadów, deszczem i słońcem. Z pozoru rozleniwia, ale w istocie hipnotyzuje. Niektórym odbiera rozum. Odzyskają go dopiero jesienią, gdy czasami jest już zbyt późno na rozsądek i trzeba zbierać niekiedy gorzkie owoce letniego szaleństwa, wolności i swobody. Latem ulegam rytmowi świtów i późnych zmierzchów. Lato jest szczodre, przebogate i przyzwyczaja swoją hojnością do rozrzutności. Truskawki i czereśnie połyka się garściami, nie bacząc na rozstrój żołądka. Co tam rozstrój – ten smak, ta soczystość! Czas staje się rozleniwioną rzeką, wydaje się, że można przejść bezpiecznie na drugi brzeg brodząc po kostki. Ale rzeka, zwłaszcza rzeka czasu, bywa zdradliwa. Uwielbiam tygodnie pełne bujnej zieleni i zieloności w sercu. Całe noce i dni spędzam na dworze. Oddycham. Cieszę się przestrzenią. Gapię się na gwiazdy. Latem Karolcia nie odstępowała mnie na krok. Byliśmy nierozłączni.
1. Noc
– Wujciu, a co to znaczy przesiadywać? – spytała Karolcia wsadzając sobie do buzi całą garść ciemnoczerwonych czereśni.
– Chyba przesiadać się – spojrzałem na Karolcię podsuwając jej miseczkę na pestki. – Przesiadać się to znaczy na przykład zmieniać miejsce w kinie, albo środek transportu w czasie podróży. Z autobusu przesiadać się na pociąg, albo z samolotu na samolot. – Pestki zadudniły o miskę, a Karolcia przełknęła resztki miąższu.
– Wujciu, wiem, przecież nie jestem dzieckiem. Chodzi mi o prze-sia-dy-wa-nie – przesylabizowała dokładnie.
– Rozumiem, w takim razie chodzi raczej o długie siedzenie, na przykład w gościnie – stwierdziłem – to trochę tak jakby zasiedzieć się, czyli być w gościnie zbyt długo albo zbyt często. Na przykład twoja babcia złości się czasami, że sąsiadka zbyt długo u niej przesiaduje, a ona chce już iść spać. – Wyjaśniłem na przykładzie, trochę żałując, że wystawiam od tej pory babcię na baczne spojrzenia Karolci i jej weryfikujące pytania, co czasami nie kończy się zbyt dobrze.
– Wujciu, a czemu ty w nocy nie śpisz, tylko przesiadujesz? – spytała.
– A więc o to chodzi! – wykrzyknąłem trochę zaskoczony pointą.
– No właśnie, wujciu, o co chodzi, bo mama mówi, że rano nigdy nie można się z tobą dogadać, bo przesiadujesz po nocach.
– Przesiaduję, pewnie, że przesiaduję, a jak brzmi pytanie?
– No przecież już mówiłam, wujciu, czemu ty nie śpisz, tylko przesiadujesz i d o k ą d s i ę p r z e s i a d u j e s z? – stwierdziła Karolcia sięgając po kolejną garść owoców. Pierwsze czereśnie tego lata. Dojrzałe, ciemne, słodziutkie.
– Tak się mówi, również wtedy, gdy ktoś siedzi zbyt długo nad jedną sprawą. Zastanawia się, myśli. Słowo siedzi może oznaczać, że czyta, pracuje, ogląda telewizję albo po prostu nie może spać. Twojej mamie chodzi o to, że jestem niewyspany, dlatego rano trudno się ze mną dogadać. Śpię krócej niż inni. Przesiaduję, czyli za długo siedzę w nocy zamiast spać.
– Ja to wszystko wiem wujciu, ale czemu ty przesiadujesz w nocy zamiast spać?
– Lubię noc, Karolciu. Wtedy jest spokój i cisza. Nikt mi nie przeszkadza, nikt o nic nie pyta, żadnych telefonów, mogę się skupić na pisaniu, czytaniu, poszukiwaniu informacji. Zimą czy latem, wiosną czy jesienią lubię noce, choć o każdej porze roku noce są inne. Zimą czyste i jasne, jakby zatrzymane na zdjęciu fotograficznym, jak rzeźby. Jesienią niepokojące, dzikie i tajemnicze, pełne ruchu i szelestu, a wiosną w nocy wszystko się budzi do życia. Rankiem widać nowe pąki i źdźbła trawy. Jednak teraz, latem, noce są oszałamiające. Jest cudowny zapach kwiatów, ziół i lasu, słychać świerszcze, wieczory są długie i podobnie świt, trwa długie minuty. Uwielbiam noce. Są dla mnie jak bajkowe opowieści, cierpliwe i tajemnicze.
– A potem jesteś niewyspany i marudny – stwierdziła Karolcia. – Ja tam lubię spać w nocy.
– Owszem, coś za coś. Jeśli tylko mogę sobie pozwolić na zarwanie nocy, a potem w dzień odespać, to siedzę w nocy. Niestety.
– No widzisz, wujciu, przesiadujesz, zarywasz, a potem odsypiasz zamiast porządnie się wyspać i mieć od rana dobry humor. Dlaczego wszyscy dorośli w kółko mówią: coś za coś? A potem jeszcze niestety. Mama też tak mówi i babcia i wszyscy: coś za coś, niestety – Karolcia starała się naśladować poważny, trochę smutny głos dorosłej osoby.
– Masz rację. Mówię tak, jakbym żałował, że siedzę w nocy. Z jednej strony opowiedziałem ci, jak bardzo lubię noc, az drugiej mówię, że zarywam, odsypiam i w dodatku to niestety na podsumowanie. Widzisz, dorośli często tak postępują, że robią coś wbrew sobie. Jedno mówią, a drugie robią.
– Dlaczego, wujciu?
– Dlatego, że brakuje nam kilku ważnych rzeczy, gubimy je z każdym rokiem własnej dorosłości, podporządkowujemy się oczekiwaniom innych i stajemy się smutni.
– Nie chcę być smutna – powiedziała i po chwili dodała – a jakie to rzeczy gubicie, wujciu?
– Gubimy radość i spontaniczność oraz spójność, przekonani, że tak trzeba, że inni wymagają od nas powagi – zrobiłem surową minę.
– Radość, to wiem, co to jest, ale reszta nie wiem – stwierdziła.
– Jakie owoce najbardziej lubisz?
– Czereśnie i truskawki, ale bardziej truskawki, najbardziej na świecie – aż klasnęła w dłonie.
– Kiedy więc prosisz na bazarku, żeby kupić truskawki zamiast winogron i zrobić do nich naleśniki na obiad to jesteś spontaniczna i spójna. Wiesz dobrze, co lubisz i nie boisz się o tym powiedzieć. Dla wielu dorosłych takie zachowanie stanowi problem.
– Dlaczego, wujciu?
– Bo nauczyliśmy się wstydzić i obwiniać – westchnąłem.
Pytania graniczne wynikające z tej opowieści:
• Czym dla ciebie jest spójność?
• Od czego zależy twoja spójność?
• W jakich sytuacjach ją tracisz?
2. Quna i Limon
Quna to nasz przyjaciel. Uwielbiamy prowadzić długie dyskusje. Karolcia również lubi dyskusje, lubi też Qunę. To ona nadała mu to przezwisko. Uwielbia wymyślać nowe nazwy, tworzyć neologizmy i przezwiska, nowe imiona oraz kryptonimy. Bierze się to z jej potrzeby poznawania coraz to nowych, nierzadko trudnych słów. Uwielbia je odkrywać, bawić się nimi, prawidłowo wypowiadać. Jest w tym coś więcej niż tylko ciekawość, albo etap w rozwoju dziecka. Im trudniejsze słowo, tym lepiej. Dla Karolci za tajemniczym brzmieniem liter, głosek i sylab kryje się ocean nowych skojarzeń, prawdziwa dorosłość, ale i wolność. Dlatego złości ją zawsze, gdy jakiś dorosły na jej pytanie odpowiada: zrozumiesz, jak będziesz dorosła, albo to dla ciebie zbyt trudne, albo nie zrozumiesz, co to znaczy. Jak to nie zrozumiem? Jak to zbyt trudne? Wytłumacz mi tak, żebym zrozumiała zdaje się mówić swoją zawiedzioną miną Karolcia. Dobrze ją znam. Zrozumiesz jak będziesz dorosła? Dorosły, który mówi coś podobnego, natychmiast traci w jej oczach. Poddaje się, nie potrafi sprostać i naraża się na jej krytyczny, ośmioletni osąd.
Odkąd na przykład poznała słowo kryptonim, z upodobaniem tworzy sytuacje, w których słowo kryptonim jest przydatne, tajemniczo zachęcające, a nawet magicznie niepokojące. Skończyły się wyjścia na lody. Teraz obowiązuje kryptonim zimna n i e s p o d z i a n k a, kolacja przeistoczyła się w b o b r o w e c i u ć k a n i e, z powodu bobu i miąższu wysysanego z twardych skórek, a tajemnica jako zjawisko samo w sobie ma kryptonim złożony z dwóch trudnych słów wypowiadanych oczywiście skrótem: t a j p o f. Tajne przez poufne – rzecz jasna.
Quna narodził się w rozmowie dotyczącej różnicy pomiędzy łasicami, kunami, tchórzami i wydrami. Karolcia uwielbia zwierzęta. Quna zaś to erudyta. Zna się na wszystkim, na prawie wszystkim, na prawie, prawie wszystkim – jak stwierdziła Karolcia, gdy okazało się, że zapomniał o fretkach i szynszylach. W dodatku Quna miał zwyczaj, który szczęśliwie porzucił, przeklinanie. Mitygując się w obecności dziecka, zamiast szpetnego przekleństwa na literę k, zmiękczał łaciński wyraz, który w języku polskim jest najgorszym bluźnierstwem. Tak został Quną, podobnie jak Limon Limonen. Pewnego dnia nasz drugi przyjaciel, który wpada równie nieoczekiwanie jak Quna, choć jest od niego bardziej powściągliwy, lecz niemniej oczytany, przyniósł kosz pełen owoców i warzyw. Lubimy razem gotować, zwłaszcza latem, gdy jest mnóstwo świeżych owoców i warzyw, kuchnia otwarta na ogród, długie kolacje i każdy wieczór stanowią okazję do rozmów, dyskusji, degustacji przyrządzonych przysmaków i ciągnącej się w nieskończoność biesiady. Karolcia zazwyczaj dzielnie towarzyszy dorosłym aż do momentu zaśnięcia w pozycji kłębuszkowej na czyichś troskliwych kolanach. Limon bardzo lubi gotować, ale nie bardzo umie. Tak przynajmniej twierdzą ci, którzy potrafią przyrządzać smakowite potrawy. Limon jednak nie przejmuje się opiniami na swój temat w kwestii talentów kulinarnych, co więcej, uważa się za znawcę i uzdolnionego kucharza. Tego wieczora, gdy Karolcia wymyśliła mu przezwisko, a raczej, gdy ono samo się wymyśliło, jak twierdzi Karolcia, z powodu ś m i e s z a l n o ś c i, Limon przyniósł w torbie limonki, które jego zdaniem do przyrządzenia sosu były lepsze od cytryn. Sos się zważył. Nie pomogły limonki, które, zdaniem Limona decydują o smaku. Sos były po prostu kwaśny, grudkowaty i… kwaśny. Trudno coś więcej o nim powiedzieć. A nawet, jak stwierdziła Karolcia, o k r o p n i ś c i e k w a s i a s t y. Limon początkowo obraził się na biesiadników, budząc powszechną wesołość, a następnie zaczął udowadniać, że najwyraźniej do sosu, którym polał łososia, dodał zbyt mało limonek, dlatego sos się zważył. Na nic zdały się prośby iw końcu wprost wypowiadane sugestie, że zważona śmietana plus jeszcze więcej soku równa się więcej zważonej brei. Limon kroił kolejne limonki i jedną po drugiej wyciskał do rondla ze zważonym sosem. Robił to tak zapalczywie, że w końcu sok trysnął mu prosto w oko. Iw końcu limonka trafiła w limo Limona i szczęśliwie uwolniła nas od tego kwasiastego sosu -stwierdziła ze stoickim spokojem Karolcia.
Rodzice, zwłaszcza tata, starają się w takich sytuacjach Karolcię mitygować. Mama raczej jest dumna z jej bezczelności, jak to określa, ale stara się udawać, że oficjalnie potępia jej wyszczekanie i niewyparzony język. Całe szczęście jest jeszcze wujcio, czyli piszący te słowa i jego przyjaciele coache, czyli dziwni trenerzy, którzy całymi godzinami mogą rozprawiać o różnych niespotykanych tematach, których nawet dorośli nie rozumieją. Dla Karolci te osobliwe opowieści są jak świat bajek. Z nieznanego nam powodu woli je od Skubi Doo, a nawet od wróżek. W pewnym sensie pojawiający się w naszym domu goście są jak czarodzieje i wróżki. Na przykład, gdy rozmawiają z dzieckiem – kucają żeby spotkały się ich twarze. Żaden z dorosłych wcześniej nie postępował w ten sposób z Karolcią. Z dziećmi się przecież nie rozmawia, im się każe lub odgania jak muchy. Nie odganiaj mnie jak jakiejś muchy, powiedziała któregoś dnia Karolcia do swego taty i był to zupełnie nowy wymiar w ich relacji. Początkowo wzbudził opór, ale potem słuszną, długotrwałą refleksję i wreszcie zmianę. Był to również swoisty początek rodzinnej, pełzającej aksamitnej rewolucji, której autorką była Karolcia, ideą coaching, a prowodyrami coache.
Quna i Limon są coachami. Bardzo często pojawiają się w naszym domu właśnie z powodu coachingu. Omawiamy rozliczne kwestie z tym związane. Co ciekawe Quna przepada za Karolcią i bardzo często przynosi jej prezenty w postaci książeczek, gier, oraz aplikacji, gdyż sam, podobnie jak Karolcia, uwielbia książki i komputery. Przepada również za wdawaniem się w długie, wielowątkowe dysputy, a ponadto z cierpliwością kaligrafa i łagodnością anioła tłumaczy bez końca każdą kwestię i odpowiada na najtrudniejsze pytania Karolci. Limon? Limon jest powściągliwy, raczej małomówny, a nawet introwertyczny. Karolcia wyczuwając jego zdystansowanie zapraszała go, trochę kokietowała, najpierw spojrzeniami, potem krótkim komplementami, wreszcie spostrzegawczością, a nawet dziecięcą ironią. Limon tak interpretował jej celne spostrzeżenia: dziecięca ironia, ot choćby jej uwagę dotyczącą sosu i jego uporu w dodawaniu soku z limonki. Jednak w zachowaniach Karolci nie było ironii, z pewnością nie był to też cynizm, ale prawdomówność i asertywność, której my dorośli odmawiamy sobie, bo tak wypada, bo nie wypada, bo powinno się i nie powinno. Przełom w ich relacji nastąpił w dniu, w którym Limon przyniósł kredki. Lecz to nie prezent skruszył lody, lecz wspólne rysowanie. Tak jest, oboje z Limonem, trzydziestodwulatkiem, narysowali portret idealnego coacha. Limon bardzo lubi sztuki plastyczne. Ma nawet wykształcenie w tym zakresie. Jednak najważniejsze było w tym doświadczeniu wspólne, wielogodzinne, ciche rysowanie. Wielogodzinne! Mama Karolci nie mogła uwierzyć. Ta wszędobylska, pyskata, wciąż dopytująca o każdą rzecz dziewczyna zamilkła na długie godziny. Powstawały warianty. Portret kobiety coacherki i mężczyzny coacha. Coach pomagający zwierzętom i coach rodzinny. Rysowali kredka w kredkę, kreska w kreskę i w taki oto sposób zostali przyjaciółmi. Co ciekawe siedziałem naprzeciwko nich i długo przyglądałem się ich współpracy, współtworzeniu, harmonii i przyjaźni, która powstawała z każda plamką koloru, mocniejsza i bardziej wyrazista. I chociaż sam rysuję i uwielbiam wszelkie zajęcia plastyczne, tym razem nie rysowałem. Wolałem być z nimi pozostając obserwatorem rodzącej się relacji. Wpatrywałem się w nich, kiwałem głową, wieszałem kolejne rysunki na ścianie, podawałem temperówki i milczałem razem z nimi.
Tego dnia Limon oficjalnie polubił swoje przezwisko i tak też podpisał się na wspólnych rysunkach.
Pytania graniczne:
• Jak jest różnica pomiędzy konsekwencją a uporem?
• W jakich sytuacjach wzrasta twoja śmieszalność?
• A gdyby mówić wprost? Zwłaszcza o tej przemilczanej sprawie?3. Kołcz
– No dobrze, wujciu, to wytłumacz mi proszę co to jest ten k o ł c z i n g? Ciągle tylko k o ł c z i n g i k o ł c z i n g – westchnęła Karolcia przełykając maliny ze śmietaną.
– Pamiętasz, co powiedział przed chwilą Limon? – odpowiedziałem, jak to coache mają w zwyczaju, pytaniem na pytanie.
– Limon, Limon powiedział… – zastanawiała się Karolcia. – Już wiem! Powiedział, że maliny ze śmietaną są niedobre!
– Nie, nie powiedział, że są nie dobre. Powiedział inaczej.
– Zrobił minę, o taką – stwierdziła Karolcia naśladując grymas Limona na widok malin ze śmietaną.
– No, widzisz. Znakomicie. I to jest pierwsze zadanie coacha. Odróżnić, co zostało naprawdę powiedziane, od własnego wymyślania i zmyślania – powiedziałem.
– A po co to odróżniać, wujciu?
– Gdyż wtedy zamiast domyślać się, uważnie wsłuchujemy się albo wpatrujemy w to, co drugi człowiek ma do powiedzenia.
– I co wtedy? – Karolcia drążyła temat, jak to ma w zwyczaju.
– Wtedy możemy usłyszeć albo zobaczyć, co dla drugiego człowieka jest ważne. Jeśli już wiesz, że Limon robi dziwną minę na widok malin ze śmietaną, możesz go spytać, czy ma ochotę na maliny i jak je lubi: z cukrem, z jogurtem, z płatkami, czy prosto z krzaka, albo czy w ogóle lubi maliny?
– K o ł c z e zajmują się jedzeniem malin? – zdziwiła się Karolcia.
– Nie, to taki przykład. Coache zajmują się najróżniejszymi sprawami. W zasadzie o każdej sprawie coach może rozmawiać ze swoim klientem, byle by tylko mu nie doradzał, ani nie robił czegoś za niego. Chodzi o to, żeby różne rzeczy, które wydawały się trudne, robić szybko, łatwo i przyjemnie.
– Czyli bawić się?
– Tak jest. Najlepiej uczyć się w zabawie, działać w zabawie, zmieniać w zabawie. Gdy ktoś się dobrze bawi, wtedy jest pomysłowy, nie męczy się i jest w doskonałym nastroju.
– To dlaczego, wujciu, wszyscy dorośli na całym świecie jak mówią, że idą do pracy, to robią taka minę jak Limon, kiedy patrzył na moje maliny? – Karolcia oblizała łyżeczkę.
– Po pierwsze nie wszyscy, bo na przykład ja, ciocia Lidka, Quna i wiele, wiele innych osób nie robimy takiej miny, gdyż w swojej pracy zazwyczaj dobrze się bawimy. Robimy inną minę – uśmiechnąłem się przesadnie. – Po drugie dla tych, którzy idą do pracy skrzywieni, jest właśnie coaching.
– Żeby się o d k r z y w i l i – dodała Karolcia.
– Tak jest – przytaknąłem – żeby się o d k r z y w i l i.
– A po trzecie? – spytała.
– Skąd wiedziałaś, że jest jakieś trzecie? – zdziwiłem się.
– Odróżniam, wujciu! – stwierdziła z dumą. – Zrobiłeś o tak – zrobiła ruch ręką, jaki wykonuje się przy liczeniu.
– Brawo! To się nazywa w coachingu uważność. Uważność na drugiego człowieka! Znakomicie! W takim razie, po trzecie, Karolciu, dorośli, którzy idą do pracy skrzywieni, pewnie pracują z przymusem, czasem nie lubią swojej pracy, a czasem martwią się na zapas. Coaching pomaga to zmienić. Efekt coachingu może być taki, że człowiek, który się martwi i smuci, może zacząć chodzić do pracy z radością i dobrze się w niej bawić.
– Wujciu, to dlaczego mama mówi, że nie można cały czas tylko się bawić i bawić?
– Hm – chrząknąłem czując, że rozmowa, jak zwykle z Karolcią, skręca w okolice pola minowego.
– Mówi też, że są obowiązki i sprawy nieprzyjemne, jak na przykład dentysta, i że duża dziewczynka, jak ja, musi mieć obowiązki. Mówi do mnie z taką miną – tu Karolcia bardzo się wykrzywiła i zaczęła naśladować swoją mamę. – Ty byś się tylko chciała bawić i bawić, a po wakacjach czeka cię druga klasa, nowe obowiązki, nie jesteś już małym dzieckiem. Czas wydorośleć!
– Nie mogę się wypowiadać za twoja mamę. Kłopot jednak w tym, Karolciu, że wiele dorosłych osób sądzi, że dorosłość jest smutna, obowiązki są smutne, a tak wcale być nie musi – westchnąłem.
– Jest smutna, wujciu, ta dorosłość. Tacie jest smutno, jak musi wyrzucić śmieci, mamie jest smutno, jak prasuje i ciągle powtarza, że tego nienawidzi, ale musi – stwierdziła Karolcia – bo przecież nie wypuści z domu jakichś wymiętych obdartusów.
– Dla niektórych ludzi jest smutna, a dla innych nie. Dlatego coaching zaprasza do takiej zmiany, żeby tych smutnych rzeczy było jak najmniej, a jak najwięcej radosnych.
– I żeby nie trzeba było zmywać naczyń? – spytała.
– Są zmywarki – odpowiedziałem czując, że brakuje mi argumentów.
– Ale wujciu, zmywarkę trzeba przecież załadować i rozładować. U nas w domu ciągle są o to kłótnie – przekrzywiła główkę czując, że ma przewagę.
– Można zmienić swoje nastawienie do każdej sprawy – odparowałem.
– Jak? – spytała w sposób, jaki Limon jeszcze niedawno nazwałby ironicznym, a mama Karolci bezczelnym.
– Jutro ci pokażę.
– Jutro będzie futro. Wcale ci nie uwierzyłam. – Wstała i wyszła odnosząc miskę po malinach do zmywarki.
Pytania graniczne:
• Czym dla ciebie jest dorosłość?
• Kiedy dobrze się bawisz?
• W jaki sposób możesz wykonywać dorosłe zadania bawiąc się?