Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

RPGranda, czyli świat po drugiej stronie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
24 lutego 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
15,90

RPGranda, czyli świat po drugiej stronie - ebook

Powieść RPGranda, czyli świat po drugiej stronie posiada niezwykle wartką akcję i cięty humor przebijający się przez narrację, co pozwala czytelnikowi nie tylko prawić kąśliwe uwagi na temat wszystkiego, lecz wymieniać się nimi z samą historią. To jest ten dialog dzieła z odbiorcą, którego tak naprawdę wszystkim potrzeba raz na jakiś czas. Losy Jacka i jego Oddziału 2. wciągają wręcz demonicznie. Choć z pozoru mogą wydawać się błahe, pozór jest tutaj głównym elementem operacyjnym fabuły. Lektura stawia ogromną ilość pytań i w pewien pokrętny sposób na nie odpowiada. No, może poza pytaniem o to, kiedy rektor będzie mieć wszystkiego dosyć i kopnie doktora Franco w sto diabłów. Ale to nie o nim ta historia. Raczej o tych stu diabłach, mówiąc w przybliżeniu, bo olbrzymie demoniczne armie i demony wewnętrzne bohaterów, ogólnie rzecz ujmując, są liczbą nieco większą. Jack i jego ekipa mieli znaleźć się w świecie gry komputerowej, ale zamiast trafić do RPG, wylądowali w środku wojny zdecydowanie bardziej „Massie multiplayer”, wcale niebędącej też online. Grą jednakże okazało się wszystko to, co toczy się wokół nich, a skala rozgrywki ostatecznie wykracza poza galaktykę.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7900-171-2
Rozmiar pliku: 805 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Często wydaje się nam, że wiemy już wszystko. Podejrzewamy, że jako ludzkość jesteśmy nieśmiertelni, niepokonani, potrafimy ujarzmić naturę. Jednak w końcu przychodzi taki moment, w ciągu którego uświadamy sobie, jak małą iskierką we wszechświecie jest nasza cywilizacja. Na co dzień nie myślimy dużo. Nastawieni jesteśmy jedynie na te kilka rzeczy do zrobienia. Zapominamy tylko o samych sobie. To my zaskakujemy siebie najbardziej. Zmiany, które zachodzą w człowieku, zaskakują. I chociaż w technologii dążymy do doskonałości, to gdzieś daleko za plecami pozostawiliśmy własne Ja. Świat okryty cierpieniem, maską.

Właśnie w takim, pozornie sielankowym świecie znalazł się Jack. Jedna decyzja zaważyła na całym jego dalszym życiu. Czy okaże się negatywne? Tego Wam nie zdradzę, bo sami powinniście odpowiedzieć sobie na to pytanie. Jedno jest pewne, nic nie będzie już takie, jakie się wydaje.

Prototyp

Cała historia zawiązuje się w laboratorium, gdzie doktor Franco i jego asystent opracowują nowy wynalazek. Wynalazca Franco sprawiał wrażenie szalonego naukowca. Jego włosy zawsze były w nieładzie. Z reguły chodził w białym kitlu. Było widać na nim wszelkie plamy po różnych doświadczeniach. Doktor z natury był spokojnym, miłym oraz ambitnym człowiekiem, dlatego nie lubił prowadzić wszelakich sporów.

Laboratorium było takie jak on, inne. Trochę odstające od reguły. Ogromne, jasne pomieszczenie, w którym znajdowało się wiele przeróżnych rzeczy. Zacznijmy od wejścia. Nie było w nim niczego specjalnego oprócz znaczka przedstawiającego czaszkę ze skrzyżowanymi piszczelami. Znajdował się on na środku dębowych drzwi. Po wejściu każdy gość był pełen zachwytu. Pierwsze wrażenie było pozytywne, lecz po paru wizytach można było dostrzec wszystkie niedoskonałości. Między innymi odpadający tynk, zacieki. O takim laboratorium mówiło się, że jest z prawdziwego zdarzenia. Po prawej stronie znajdowały się szafy z dokumentami. Nic nie miało tam swojego miejsca. Po lewej zaś były komputery oraz stoły pełne wykorzystanych probówek.

Doktor Franco właśnie zaczynał poranną kawę, gdy zawitał do niego rektor uniwersytetu. Był on nieco łysawy. Często ubierał się w beżową marynarkę, wytarte jeansy oraz czarne lakierki. Dzisiaj, jednak coś się zmieniło. Nie wiadomo, dlaczego rektor z ponurego starca zamienił się w zadowolonego z życia człowieka. Dlatego pewnie założył coś, co całkiem nie pasowało do niego. Ubrał kolorową koszulę w kwiaty oraz krótkie białe spodenki. Jak zawsze na nosie miał duże i grube okulary. Nie lubił Franco. Zazdrościł mu jego naukowej kariery. W swoim życiu Franco otrzymywał wiele nagród z różnych dziedzin nauki. Była to fizyka, chemia, technologia, itd. Teraz dzięki wynalezionemu niedawno urządzeniu znowu wzbije się na wyżyny. Jego celem jest zdobycie Nagrody Nobla. Najbardziej prestiżowego wyróżnienia na całym świecie. Rektor, fakt, że nie został wybitnym wynalazcą przypisywał Franco'wi, lecz tak naprawdę zgubiły go pieniądze. Jego konkurent miał całkowicie inne priorytety. Wolał żyć w biedzie i zostać docenionym później niż na odwrót.

Rektor ucieszył się więc z zamknięcia laboratorium swojego rywala:

– Dzień dobry, Franco. Widzę, że ci się powodzi. Przypominam, że bankrutujemy i twoje laboratorium zostanie zamknięte jako pierwsze. Chyba, że cudem wynajdziesz coś pożytecznego. Co oczywiście obaj dobrze wiemy, nie jest możliwe.

Doktor Franco ożywiony wstał z fotela.

– Dzień dobry! Miałem właśnie panu powiedzieć. Właśnie szedłem by powiedzieć, że razem z moim asystentem skonstruowaliśmy wynalazek, który zrewolucjonizuje rynek komputerowy. Wszystko się zmieni.

– Ach tak! Ciekawe, co to takiego stworzyliście. Czyżby znowu coś, co można wyrzucić do kosza po pierwszym użyciu?

– Zapewniam pana, rektorze, że jestem w 100% pewien żywotności mojego prototypu. Jest to maszyna mogąca przenosić ludzi do gier video i pozwalająca im uczestniczyć w fabule – opowiadał dumny Franco.

– Nie jestem co do tego przekonany, ale brzmi ciekawie. Gry video? Jest to aby na pewno do końca bezpieczne? –pyta rektor.

– No... – odpowiadał niepewnie Franco. Doktor wahał się odpowiedzieć cokolwiek.

– Czy ktoś już to wypróbował? – ponownie zadał pytanie rektor z lekkim oburzeniem.

– No jeszcze nie, ale zbieram kandydatów – dopowiadał szybko.

– Mam nadzieję, że tylko nie naszych studentów.

– No niestety, studentów – odpowiadał zniesmaczony doktor.

– Nie podoba mi się to. Narażasz naszych! Pamiętaj, jesteś za nich odpowiedzialny! – krzyczał rektor.

– Niech pan się nie boi. Wszystko jest zapięte na ostatni guzik. Nic nie może się stać. Absolutnie nic.

– No właśnie. Pewnie jak zwykle nic się nie stanie. Chcę, żebyś wiedział, że taki pomysł bardzo mi się nie podoba. No, ale dobrze. Od razu mówię ci, że to ty odpowiesz, jeżeli im się coś stanie i wylecisz stąd na bruk.

– Oczywiście.

– Za tydzień o 14:00 przyjdę tu do pana. Wszystko ma być już gotowe. Jeżeli jest tak jak mówisz, zarobimy na tym i nie będziemy musieli zamykać połowy uniwersytetu albo nawet całego. Nie będę w końcu musiał siedzieć tu i tylko pouczać profesorów.

Rektor wyszedł. Doktor Franco ciężko westchnął i powrócił do porannej kawy. Chwilę później zjawił się asystent. Doktor opowiedział o zdarzeniu. Leo, bo właśnie tak miał na imię asystent, czym prędzej wywiesił ogłoszenie, w którym informuje o eksperymencie.

– Doktorze i co teraz?

– Teraz możemy tylko czekać.

Po tych słowach Franco pogrążył się w rozmyślaniach. Niedługo siedział bezczynnie. Po paru minutach wezwano go do pewnego wcześniejszego wynalazku. To robot-kelner. Niezbyt udany wynalazek, ponieważ ciągle coś się przegrzewało pękało lub coś takiego. Tym razem robot zamiast podawać jedzenie klientom, zaczął nim rzucać oraz atakować wszystkich napotkanych ludzi. Geniusz ze śrubokrętem i młotkiem w ręku wpadł do baru. Polecił kucharzowi, aby pomógł mu w złapaniu rozszalałego robota. Plan był taki:

– Zwróć uwagę robota na siebie i wyzwij go na pojedynek. Później cofaj się powoli. Ja zajdę go od tyłu i przekręcę śrubę wyłączającą zasilanie – zaproponował naukowiec.

– Dobrze. Zgadzam się. Zrobię wszystko dla mojego baru – odrzekł kucharz.

– Dziwne – pomyślał wynalazca – Masz to – mówił, podając pracownikowi młotek.. – Jak będziesz musiał się już bronić, użyj tego.

– Oj! Czy on jest aż tak niebezpieczny? – pytał kucharz.

Nie odpowiadając na zadane mu pytanie, naukowiec zaczął podkradać się do urządzenia. Kucharz wiedział, że nieznany mu wynalazca rozpoczął wdrażać swój plan w życie. Pracownik zaczął się rzucać na robota, co zmusiło maszynę do czynnej obrony. Wtedy zza zasłony wyskoczył Franco i nim urządzenie zrozumiało, że to był podstęp, doktor wyłączył go. Wszyscy odetchnęli z ulgą.

Zepsuty robot został zabrany do laboratorium przez naukowca w celu ustalenia co znowu się popsuło. Kucharz mógł wrócić do swojej pracy. Niestety bar wyglądał jak pobojowisko, przez co on i jego pracownicy musieli zacząć sprzątać. Pozostali klienci byli zmuszeni opuścić pomieszczenie.

– Eh... ile razy musi się to jeszcze wydarzyć, by w końcu zrozumiano, że ten robot powinien być zniszczony – narzekał kucharz.

Tymczasem w laboratorium, Franco stara się ustalić, co stało się z jego wynalazkiem.

– No i znowu się zepsułeś – mówił do siebie. – Ile razy mam cię jeszcze naprawiać? Zobaczmy – Szaleniec zagląda do prowizorycznej szyi urządzenia i znajduje rozwiązanie – Arrrr... tak, przewód się przepalił.

Po głębszym zastanowieniu doktor postanowił, że wymieni całą płytę główną, ponieważ możliwe, że tam również doszło do zwarcia i przez to wszystko się psuje. Po znalezieniu odpowiedniej części i zainstalowaniu jej Franco wpada na genialny pomysł. Uruchomił swój komputer i zajął się pisaniem programu. Praca była żmudna. Utopił się w liczbach. Nie lubił matematyki, ale musiał ją umieć. Gdy wreszcie skończył, wybiła północ.

Następne minuty spędził na wgrywaniu programu do pamięci robota i testowaniu go. Polegał on na tym, że w chwili przepalenia się przewodu lub uszkodzenia mechanizmu, wynalazek po prostu się wyłącza. Teraz w końcu doktor mógł zapobiec przerażeniu klientów oraz niemiłemu sprzątaniu po całej akcji. Dumny naukowiec odstawił robota do magazynu i przykleił na nim kartkę z napisem „Zaprowadzić do Baru IV”. Po udanym dniu doktor wrócił do mieszkania. Nie miał żony, ani dzieci, ani też nie posiadał rodziny blisko siebie, nawet psa. Jego ojciec oraz matka mieszkają na drugim końcu kraju. Kiedy naukowiec wszedł do mieszkania, spojrzał na kalendarz i udał się w kierunku kuchni:

– No, Franco, za niedługo będziesz już miał 42 lata, a nadal nikogo nie znalazłeś. Obiecuję sobie, że po ukończeniu projektu założę rodzinę.

Po przygotowaniu oraz zjedzeniu kolacji z kuchni francuskiej, ponieważ taką naukowiec preferował, udał się spać. Usnął, mając nadzieję na poprawę w swoim życiu.

Przed podróżą

Wstał poranek, a uniwersytet zapełnił się studentami.

Przechodzący uczeń zauważył ogłoszenie o eksperymencie. Ktoś obiecywał oczywiście nagrodę pieniężną oraz poprawę ocen dla ochotników. Skusiło to Jacka. Był on zwyczajnym studentem. Nie wyróżniał się spośród tłumu. To jego pierwszy rok na uniwersytecie i nie potrafił się odnaleźć wśród rówieśników. Miał jedynie dwóch kolegów, z którymi przyjechał studiować. Od razu pomyślał, że razem ze swoimi przyjaciółmi mogliby wziąć udział w doświadczeniu. Bez zastanowienia wybiegł z uczelni i ruszył w kierunku domu. Wpadł do mieszkania podniecony.

Mieszkanie było małe. Były w nim trzy normalne pokoje, kuchnia oraz łazienka. Można powiedzieć, że było zadbane. Grupy nie było stać na lepsze. Ledwo nadążali z płaceniem czynszu. Chłopak wszedł do pokoju, a ten nie był niezwykły. Był tam telewizor, kanapa, parę krzeseł, a pośrodku stał stół. Pomieszczenie nijak było ozdobione, przez co od razu można rozpoznać, że mieszkają tam przedstawiciele płci męskiej.

Jack od razu zaczął mówić o co chodzi.

– Hej! Cześć! Znalazłem bardzo fajne ogłoszenie – mówił podniecony Jack.

– Ale jakie? O co chodzi? Wolniej – odparł Mike.

– Znalazłem ogłoszenie wystawione przez jakiegoś doktora Franco. Pisze w nim, że potrzebuje ochotników do udziału w eksperymencie. Nie mówi jaki to rodzaj eksperymentu, ale może być zabawnie. Co wy na to?

– Jak dla mnie to w porządku – odezwał się Louis.

– No, ja nie jestem pewien – powiedział Mike.

– No chodź! Będzie zajebiście. W końcu przerwiemy tę nudę – nakłaniał Jack.

– Niech ci będzie. Zawsze musisz postawić na swoim. Kiedy mamy przyjść? – spytał Mike.

– Pisze, że za tydzień we wtorek – odpowiedział Jack.

– Mamy jeszcze dużo czasu – powiedział Louis.

Na tym skończyła się rozmowa. Wszyscy zabrali się do nauki lub raczej udawali, że coś robią. Tydzień przebiegł niepostrzeżenie szybko. Nie wydarzyło się nic szczególnego. Mogę jedynie wspomnieć o tym, że przyjaciele kilka razy byli na jakiś dziwnych imprezach, ale nic z tego nie wyniknęło. Chłopcy coraz bardziej się niecierpliwili, lecz gdy nadszedł upragniony dzień, trochę się przestraszyli. Zaczęli znowu rozmawiać między sobą. Czuli się trochę niepewnie. W końcu poszli. Zdawało się, że podróż z domu do miejsca spotkania, ciągnęła się wieki.

Gdy weszli do laboratorium, przywitał ich doktor Franco. W jego oczach widać było zadowolenie. Oprócz nich znajdowały się tam również dwie przyjaciółki. Jedna z nich od razu wpadła Jackowi w oko. Była to brunetka o ciemnych oczach. Miała na imię Alice. Jej koleżanka, Katherine, była blondynką z niebieskimi oczami. Doktor Franco przedstawił ich sobie po czym wytłumaczył szczegóły projektu. Wszyscy nieco się podenerwowali. Plan był taki, aby wejść do gry i prędko wyjść.

Nagle przez drzwi wszedł rektor. Widać było, że mu się śpieszyło.

– No i jak Franco znalazłeś kogoś? – spytał profesor,

– Tak oczywiście. Oto oni Jack, Alice, Louis, Mike i Katherine.

– Witam! A więc zapoznaliście się już ze szczegółami planu.

– Tak, ale niepokoi nas powrót – odezwała się Katherine,

– Nie obawiajcie się. Wszystko będzie kontrolowane stąd – wtrącił się doktor,

– A więc wszystko załatwione. Nic tu po mnie – odparł rektor i wyszedł. Pewnie miał na głowie jakieś ważniejsze... ”rektorskie” sprawy.

– Ok, wyszedł teraz powiem wam coś. Nie wyślę was dziś. Dopiero pojutrze. Jutro spotykamy się tutaj o 17:00. Wszyscy pójdziemy do sklepu. Nie będzie to zwyczajny sklep. Późnym popołudniem otwierają coś w rodzaju hipermarketu, lecz z samymi wynalazkami ostatnich lat. Niewykluczone, że przyda wam się jakaś pomoc. Rozumiecie?

– No, jasne – odpowiedzieli bez entuzjazmu.

– A więc do jutra! – powiedział doktor i opuścił laboratorium.

Nazajutrz prawie wszyscy zebrali się o ustalonej porze. Musieli oni czekać na wiecznie spóźniającego się Mike'a. Kiedy w końcu przyszedł wybrali się do „sklepu”.

Kiedy tylko weszli do budynku, poczuli się jakby we śnie. Wszystko tam było nowe, rewolucyjne. Większość sklepu było poniżej poziomu ulicy. Znajdowała się tam woda po to, by od razu wypróbować i dostosować produkt do swoich potrzeb. Doktor Franco miał tylko jeden cel. Mianowicie kupić wszystkim śmiesznie wyglądające czapki. W rzeczywistości zmieniały one człowieka w określone zwierzę. Każdy z ochotników miał wybrać jedną dla siebie. Czapki wyglądały trochę jak zwyczajne czepki do pływania. Chyba każdemu trudno było uwierzyć w istnienie czegoś takiego. No, ale cóż... magia opowiadań.

– Tak, moi kochani, wybierzcie jedną, wypróbujcie i znikamy. Co wy na to? – przemówił Franco.

– No dobrze – odparli chórem, bez przekonania po raz kolejny. Co oni tak tym chórem odpowiadają? Jakieś zegarki synchronizujące?

Jack jako pierwszy porwał pierwszą lepszą czapkę i wskoczył do wody. Za nim weszła reszta. Nagle całej piątce zakręciło się w głowie, ciśnienie zaczęło zatykać uszy. Spojrzeli na siebie i przerazili się. Alice oraz Katherine zmieniły się w coś podobnego do syren. Mike i Louis w małe stworzonka. Przypominali trochę pływające koralowce. Jack natomiast w coś przeraźliwego. Trudno było powiedzieć, kim jest. Przypominało to krzyżówkę rekina oraz węgorza elektrycznego. Zaczął on szaleć, pływać w tę i z powrotem, ciesząc się z ogromnej prędkości. Reszta podążała za nim. Cały czas zwiedzali świat podwodny. Było tam wiele ryb oraz różnych dziwadeł. W głębinach pływały stworzenia fluorescencyjne (czyli takie, które świecą). Pełno było małych rybek mieniących się coraz to rozmaitszymi kolorami. Pływające w ławicach dawały naprawę świetne pokazy świetlne. Znakomicie upodabniały się do innych większych od nich ryb oraz budowli. Mike pomyślał, że chcą nam w ten sposób coś powiedzieć, lecz nikt z grupy nie był w stanie słuchać jakiegoś gościa o wątpliwej zdolności umysłowej. Jack złapał jedną z nich i okazało się, że są to małe roboty. Nagle zafascynowanie nimi spadło. Następnie pod wodą widzieli matronice. Przebrzydłą rybę ze światełkiem zwisającym z przodu. Widok był ohydny. Gdy w końcu zmęczyli się ciągłym pływaniem za pseudo zwierzętami, postanowili wrócić do doktora Franco.

Po wypróbowaniu wyszli wszyscy z wody. Na brzegu czekał naukowiec. Kiedy zdjęli "czepki". Znowu poczuli się tak samo jak na początku, gdy je zakładali. Franco wytłumaczył im, że to przez tą dziwną czapkę. Zmiana postaci była nowością dla organizmu, dlatego mózg wywołał ból głowy, a aparat pomagający w utrzymaniu równowagi, patrz: błędnik, kręcenie. Doktor poinformował ich, że to nic nadzwyczajnego. Powiedział również o tym, że z biegiem czasu i używania tego ustrojstwa, organizm przyzwyczai się i nie będą zauważali różnicy.

Po udanych zakupach udali się w stronę wyjścia, aby wrócić do laboratorium. Zdziwili się, że uniwersytet był przepełniony:

– O, zobaczcie, ile tu ludzi. Ostatnio tylu uczniów widziałem na rozpoczęciu roku – odezwał się Louis.

– To przez koncert, który ma się odbyć na sali głównej – odpowiedział Mike.

– Ooo! Wspaniale! – krzyknęła Katherine.

– Przykro mi. Wy nie możecie iść – powiedział doktor.

– Jak to? – spytał Mike.

– Musicie być wypoczęci, ponieważ nie wiecie, co was czeka.

– Ależ doktorze.. – marudziła Alice.

– Nie ma mowy. Już skończyliśmy ten temat. Koniec i kropka.

Ale dają sobą rządzić. Zadziwiające.

Po dojściu do laboratorium naukowiec przekazał im ostatnie wskazówki i nakazał, aby przyszli znowu jutro o 10:00.

– A więc plan nie jest wcale skomplikowany teraz idziecie do domów i kładziecie spać jak grzeczne dzieci – zachichotał Franco. – Musicie dobrze wypocząć. Jutro ciężki dzień – dodał wynalazca. Co on ma z tymi “planami”?

Wyszli i wrócili do domów. Kładli się do łóżek z myślą, że następny dzień przyniesie całkowitą zmianę w ich życiu.

Następnego dnia Jack i jego znajomi wstali dość wcześnie bo około 7:00 rano. Przygotowani do "podróży", czekali.

– No cóż, powiem wam, że trochę strach mnie obleciał – przerwał milczenie Louis.

– Też muszę się do tego przyznać – wtrącił Mike.

– Wszyscy się boimy – dodał Jack.

– A co będzie, jak tam zostaniemy na zawsze? – spytał Mike.

– Nie mów tak. Myśl pozytywnie – odrzekł jak zwykle opanowany Jack.

– Spokojnie tchórzu, przeżyjemy – zadrwił z Mike'a Louis.

Po rozmowie włączyli telewizor i zaczęli „skakać po programach”. Gdy w końcu wybrali interesujący ich program, zapomnieli o zmartwieniach. Później ponownie zapadła cisza.

W mieszkaniu Alice i Katherine panowały podobne nastroje. Ich mieszkanie również było małe, ale przytulne. Po wejściu do ich zakątka czuło się trochę, jak w rodzinnym domu. Na pierwszy rzut oka widać było, że mieszkają tam kobiety. Mieszkanie było dobrze zadbane oraz ozdobione. Można powiedzieć, iż stanowiło przeciwność mieszkania Mike'a, Louisa oraz Jacka. Po chwili zaczęła się rozmowa.

– Wiesz, Alice, przeraża mnie trochę ta cała "podróż". Jak myślisz dobrze zrobiłyśmy, że się zgodziłyśmy na to?

– Nie myśl o tym. Zdaje mi się, że w końcu skosztujemy smaku przygody.

W końcu wybiła ta magiczna godzina. Wszyscy weszli do laboratorium doktor Franco, jego asystent Leo i rektor już na nich czekali. Rektor z nerwów, co chwilę przecierał okulary. Leo wprowadził urządzenie przenoszące.

Wyglądało ono jak jakieś działko laserowe z Gwiezdnych Wojen. Było tak, ponieważ konstruktorzy, czyli doktor i Leo, byli ich fanami. Profesor ujrzawszy dany wynalazek prawie zaśmiał się szyderczo. W ostatniej chwili się powstrzymał. Gdy tylko ochotnicy urządzenie zobaczyli, mieli mieszane przeczucia. Mike zaczął nerwowo przełykać ślinę.

– A więc od teraz nazywacie się Oddział 2. Co wy na to? – powiedział Franco.

– Oddział 2? Co stało się z jedynką? – szybko wtrąciła się Katherine.

– Wolelibyście nie wiedzieć – odpowiedział doktor. Ta odpowiedz jeszcze bardziej zdenerwowała uczestników.

– Aha – wydusił Louis.

– Więc zaczynajmy. Leo czyń honory.

Pomocnik wycelował maszynę w grupę.

– Powodzenia! – krzyknął Franco.

Asystent nacisnął wielki zielony przycisk. Urządzenie zaczęło w sobie kumulować jakieś dziwne światło. Naprawdę przypominało pozaziemskie... coś. Maszyna wystrzeliła czerwony promień w kierunku grupy. Wszyscy odruchowo się zakryli oraz momentalnie zniknęli. W maszynie zaczęły przepalać się wszystkie przewody. Rozpoczął się pożar. Franco przestraszony rzucił się w stronę komputera. Natomiast Leo chwycił za gaśnicę i zaczął gasić płonący prototyp. Gdy Franco włączył grę, w której miał znaleźć się Odział 2 zobaczył wszystkich jego członków. Byli nieco oszołomieni. Doktor mógł z nimi rozmawiać jak przez telefon.

– Słuchajcie, nie jest dobrze.

– Super! – krzyknął Jack

– Jest problem z maszyną. Nie możemy was przesłać z powrotem, ponieważ popsuła się.

– Co? – spytał oszołomiony Mike.

– No, naprawa potrwa jakieś dwa miesiące.

– I co my mamy tu robić? – spytała Alice.

– Nie denerwujcie się. Jest inny sposób na wyjście. Musicie znaleźć tajne przejście na jednej z gór wulkanicznych.

– Co? Nie mamy nawet mapy – zaczął panikować Mike.

Po chwili milczenia, Jack powiedział:

– Dobrze postaramy się, ale wy w tym czasie naprawiajcie maszynę.

– Odwróćcie się. Za wami powinny znajdować się dzidy, mapa oraz coś w rodzaju poradnika. Przyda się to wam. A teraz słuchajcie mnie uważnie. Dżungla, w której się znajdujecie to niemiłe miejsce. Pełno tam różnych stworzeń. Leo ma bujną wyobraźnię. Nie ufajcie nikomu ani niczemu. A więc powodzenia, Oddziale 2.

– Pięknie. Doktorek nas zostawił. Do tego dał nam dzidy, jakby nie mógł broni palnej. Nie lepiej jakieś prymitywne narzędzie. Co ja tym mam zrobić? Oko sobie wydłubać!? – odezwała się zbulwersowana Katherine.

– Jack, ty jesteś od myślenia, co powinniśmy zrobić najpierw? – spytał Louis.

– Od kiedy to „jestem od myślenia”? Najpierw powinniśmy znaleźć jakąś kryjówkę. Najlepiej niezamieszkałą grotę.

– Od teraz. Właśnie cię mianowaliśmy. A więc do dzieła – odpowiedział Louis.

Po tych słowach ruszyli przed siebie. Szybko, bo już po 15 minutach znaleźli grotę i to w pobliżu rzeki. Jack musiał postawić sprawę jasno, kto gdzie ma iść. Teraz stał się liderem grupy. Wszyscy na niego liczyli.

– Mike i Katherine, pójdziecie po suche drewno.

– Robi się – odparli.

– Alice, Louis, wy idźcie sprawdzić rzekę.

– Jasne – zgodzili się.

On zaś zrobił prowizoryczną pochodnię i ruszył w stronę groty. Zapalił ją i wszedł do środka. W jej wnętrzu panowała egipska ciemność. Zbadał ją całą i nic nie znalazł albo raczej nikogo. Zadowolony wyszedł i począł robić więcej pochodni. Gdy było ich wystarczająco tyle, by oświetlić grotę, poszedł poszukać czegoś, co mogłoby posłużyć jako drzwi. Drzewa wielkością przypominały te z czasów dinozaurów. Wpadł na pomysł, by drzwi zrobić z ich kory. Właśnie nadeszła reszta grupy. Wszyscy pomagali Jackowi. Gdy drzwi były już gotowe, zapadał zmrok. Wszyscy ukryli się w grocie.

– Jak na razie nie spotkaliśmy żadnych niebezpiecznych zwierząt – powiedziała Alice.

– Mieliśmy szczęście – uśmiechnął się Jack.

– Co ty nie powiesz, Alice? A ja myślałem, że rozszarpały nas niedźwiedzie, a na naszych truchłach zatańczyły walczyka – dopowiedział Louis, lecz nikt już na to nie zareagował. Byli zajęci czymś innym.

Alice zarumieniła się, ponieważ Jack mówiąc to, spojrzał na nią miłosnym wzrokiem. Wiedziała ona już, że Jack też coś czuje do niej. Postanowiła sobie zbliżyć się do niego.

– Jack, co piszą w poradniku? – spytał Mike.

– Piszą tylko o tym jak przejść grę i opisują parę zwierząt, które możemy tu spotkać.

– A więc jak przejść grę? – spytał Louis.

– Przeczytam: Aby wygrać rozgrywkę trzeba zdobyć Graala oraz wypić z niego zawartość. Graal jest zamknięty w skrzyni. Nie wiadomo, gdzie się ona znajduje. By otworzyć skrzynię, potrzebny jest klucz. Żeby go znaleźć, potrzebujemy mapy. Mapę dostaje się na początku razem z włócznią.

– Typowy RPG. Tylko szkoda, że my mamy to gdzieś! Pewnie gdybym w to grał, a nie walczył o życie, właśnie podniecałbym się ze “złożoności” rozgrywki. Przydałaby się wskazówka, GDZIE JEST WYJŚCIE! Zaraz zerknę na mapę – odrzekł nerwowo Louis.

Po chwili.

– Tak, klucz, ten o którym wspominałeś, znajduje się w wulkanie. Może to ten, na który musimy się dostać? W każdym razie przyda się on do dalszej wędrówki. Kto wie, co nas spotka. Później okaże się, że w pewnym momencie będzie nam potrzebny, a my go nie będziemy posiadać.

– Dobra, kładziemy się spać jutro wielki i ciężki dzień – zarządził Jack.

Noc przebiegła spokojnie. Tylko Alice śniło się coś strasznego. W tym śnie był Jack goniony przez jakąś turkusową panterę.

Gdy wstała rano nie opowiadała tego nikomu. Zlekceważyła to.

Zapraszamy do skorzystania z oferty naszego wydawnictwa.

Wydawnictwo Psychoskok

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: